1. Just Like Something From Hell 2. Hot Lead, Cold Steel 3. This Means War 4. Laughing In The Face Of Death 5. (If We Go) We Go Down Fighting 6. I (Won't Ever Let You Down) 7. Echoes Of A Distant Battle
Po nieprzychylnym przyjęciu poprzedniego albumu "Power Of The Hunter", grupa postanowiła zatrudnić drugiego gitarzystę. Był nim Mick Tucker, który przedtem bez większego powodzenia grywał w mało znanych bandach NWOBHM. Okazał się być gitarzystą idealnie pasującym do repertuaru grupy, a ponadto wzbogacił on i urozmaicił jej twórczość. Złamany został schemat 3-minutowych utworów, a zespół zaczął dobrze odnajdywać się się w dłuższych kompozycjach. Konwencja jest tu już zupełnie inna - grupa nie naśladuje już Motorhead tylko wreszcie znalazła swój unikatowy styl.
Otrzymujemy heavy metal w czystym wydaniu. Nie ma już tu żadnych punkowo-rock'n'rollowych naleciałości czy też brudu i spalin dobrze znanych z płyt Motorhead oraz pierwszego albumu Tank. Gdzieniegdzie można się doszukać pobrzmiewania w stylu Judas Priest, jednak mimo to grupa wciąż wypadała bardzo swoiście. Nie było chyba w owym czasie żadnej brytyjskiej kapeli, która wręcz hipnotyzowała swoimi brutalnymi riffami powtarzanymi w kółko na tle zmieniającej się partii basu. Zalążek takiego grania można już usłyszeć na "Filth Hounds Of Hades", a konkretnie w utworze "Stormtrooper". Takie podejście zdecydowanie się sprawdza w rozpoczynającym album "Just Like Something From Hell", w którym możemy uświadczyć niezwykle harmonijne klawisze. Duet gitarzystów Brabbs-Tucker sprawdza się rewelacyjnie i doskonale się uzupełnia w swoich partiach. Bez wątpienia największym killerem z tej płyty jest kompozycja tytułowa z wyśmienitą, choć prostą melodią w refrenie. Po raz kolejny przykuwa uwagę pojedynek gitarowy między Brabbsem a Tuckerem.
Niezwykle dynamicznym numerem jest "Laughing In The Face Of Death". Zwraca uwagę mistrzowski riff i szorstki śpiew Warda. Z pewnością nie jest to już Tank jakiego znaliśmy do tej pory. Kolejnym killerem jest "(If We Go) We Go Down Fighting", rozpoczynający się interesującą partią basu. To zdecydowanie najbardziej przebojowy i melodyjny numer na płycie. Po samych niezawodnych kompozycjach niestety przychodzi czas na słabiznę w postaci "I (Won't Ever Let You Down)". Kawałek brzmi bardzo komercyjnie, niczym numer mający się sprzedawać w amerykańskich rozgłośniach radiowych. Co innego "Echoes Of A Distant Battle", który jest idealnym zakończeniem albumu.
Dobrym ruchem było przyjęcie Micka Tuckera w swoje szeregi, gdyż prawdopodobnie dzięki niemu "This Means War" jest tak wyśmienity. Płyta sprzedawała się bardzo dobrze, a Tank wreszcie wyrobił sobie swój własny styl.