MetalSide.pl: Cześć! Po raz pierwszy gościcie na naszych łamach, więc tradycja zobowiązuje, żeby przedstawić zespół. To tłumacz jak, gdzie, kiedy i w jakim celu powstał Roadhog.
Przemek Murzyn: Zespół powstał w Krakowie w 2012 roku. Moja ścieżka szczęśliwym trafem zeszła się ze ścieżką reszty chłopaków, którzy już wcześniej razem pogrywali. Po prostu poznałem odpowiednich ludzi w odpowiednim czasie. Celem Roadhog jest oddanie hołdu starym old schoolowym heavy metalowym kapelom i wskrzeszenie ducha tego typu grania w najczystszej postaci. Nie silimy się na eksperymenty. Podążamy dawno już utartą, pewną drogą.
Roadhog? Skąd taki pomysł na nazwę zespołu? I jaki jest tego zamysł?
Nazwa jest od piosenki Slade "Gypsy's Roadhog". Miało być tradycyjnie, ale też nieco oryginalnie. Nie chcieliśmy być kolejnym bandem, którego nazwę można pomylić z dziesiątkami innych. Nazwa też odnosi się do nas samych.
Powstaliście w 2012 roku, a już w swoim dorobku macie debiutancką płytę. Wcześniej nie wydaliście żadnej demówki, ani EP'ki... nie mieliście takich planów?
Wcześniej były 3 nagrania demo, które obecnie są dostępne na reedycji naszego debiutu. Faktycznie, wcześniej nie wydawaliśmy nic na fizycznym nośniku, gdyż stwierdziliśmy, że ma być to zrobione porządnie, a nie byle by coś wydać. Od początku naszym planem było wypuścić profesjonalnie wydawnictwo, a nie bawić się w nikomu nie potrzebne demka i inne pierdoły, na które nikt nie zwraca uwagi.
Płytę "Dreamstealer" wydała amerykańska firma Stormspell Records. Jak doszło do tej współpracy i czy mieliście inne propozycje wydania debiutu?
Zgadza się, udało nam się dostać kontrakt na wydanie w Stanach, z czego jesteśmy bardzo dumni i szczęśliwi. Nie było to jednak takie proste i kosztowało mnie sporo zachodu. Wytwórnie wcale nie rwą się do wydawania małych, nieznanych zespołów, jednak mimo to kilka firm się do nas odezwało. Myślę, że wybierając Stormspell Records dokonaliśmy odpowiedniego wyboru, bo firma wywiązała się ze swoich zobowiązań bardzo dobrze.
Jak wygląda promocja płyty na świecie? Spływają recenzje? Coś tam ciekawego się dzieje?
Jak na tak mały zespół jak Roadhog odbiór jest zaskakująco dobry! Nawet bardzo dobry. Ciągle dostajemy bardzo pozytywne recenzje z wielu krajów. Poza Polską pisali o nas już w Chile, Brazylii, Niemczech, U.S.A., mamy też jakieś garstki "fanów" w przeróżnych miejscach na świecie. Wiemy, że nasze numery puszczane są w wielu internetowych rozgłośniach. Poza tym ludzie bezpośrednio do nas piszą i generalnie chyba im się podoba to co robimy. To bardzo motywujące.
Za produkcję tego materiału odpowiada Olof Wikstrand (wokalista Enforcer). Jak namówiliście go do współpracy i jak ona wyglądała?
Kilka lat temu Enforcer supportował Gamma Ray w Krakowie. Była to wówczas mało znana w Polsce kapela i ludzi pod sceną na ich występie było naprawdę niewielu. Wybrałem się wtedy na ten koncert specjalnie dla nich, gdyż od pewnego już czasu śledziłem ich losy. Po koncercie spotkałem się z nimi i okazało się, że nie mają planów na wieczór, a następny dzień mają wolny. Zatem ruszyliśmy wspólnie w miasto i skończyliśmy w moim mieszkaniu, wspólnie słuchając muzyki, dyskutując i ogólnie rzecz biorąc fajnie spędzając czas (śmiech). Po paru latach Enforcer wrócił do Polski wraz ze Skull Fist i Vanderbuyst. Lecz był to już ten znany Enforcer. Po krakowskim gigu powiedziałem, że nagrywamy płytę z chłopakami i czy nie chce zostać naszym producentem. Odpowiedział, że nie ma problemu i tak to się zaczęło. Cały proces masteringu odbywał się na odległość. My tutaj w Polsce i on u siebie w Szwecji, w Sztokholmie. Nie było to łatwe, gdyż nie mieliśmy możliwości ciągłego wglądu w jego poczynania. Co jakiś czas dostawaliśmy któryś z kawałków i na jego podstawie musieliśmy określić, co nam się nie podoba i co należy zmienić. Trwało to dosyć długo, lecz myślę, że finalny efekt jest zadowalający. W każdym razie chcieliśmy, aby produkcją zajął się ktoś, kto dokładnie wie, o co w tym wszystkich chodzi i tym żyje.
Jesteście w pełni zadowoleni z efektu końcowego jeśli chodzi o brzmienie?
Twórca nigdy nie może być w pełni zadowolony ze swojego dzieła, to jasne. Wiemy co trzeba poprawić następnym razem, na co zwrócić więcej uwagi itp. Proces masteringu na odległość nie jest zbyt wygodny, a ja lubię cały czas trzymać rękę na pulsie i wszystko kontrolować, zwłaszcza że to ja jestem autorem muzyki i tekstów i wiem jak to powinno docelowo brzmieć. "Dreamstealer" to nasze pierwsze poważniejsze studyjne doświadczenie. Jak na amatorski debiut myślę, że jest całkiem dobrze!
Opowiadaj o samej sesji nagraniowej. Gdzie nagrywaliście i ile to trwało?
Nagrywaliśmy w krakowskim "Studio Centrum". Ze wszystkim uwinęliśmy się bardzo szybko. Wręcz speedowo ;) Kilka dni i było po sprawie. Jako że było to pierwsze doświadczenie z prawdziwym, profesjonalnym studiem, mieliśmy małego cykora, jednak poszło dość sprawnie. Z pewnością wynieśliśmy wiele nauki i na przyszłość będziemy pewniejsi tego, co robimy.
Muszę jeszcze zapytać o twórcę okładki. Jerzy Kurczak to nie przypadkowa postać na naszym podwórku. Jak tutaj wyglądało namawianie do współpracy? O zadowolenie z efektu końcowego nawet nie pytam, bo to oczywisty fakt (śmiech)
Efekt zwalił nas z nóg. Kapitalna robota. A pana Jerzego długo nakłaniać wcale nie trzeba było. Wystarczyła jedna rozmowa telefoniczna, parę maili i mieliśmy gotowy projekt. To profesjonalista, który zna się na rzeczy.
Czcionka na tej okładce (tytuł płyty) jest taka sama jak na okładce płyty "Fear Of The Dark" Iron Maiden. To jest zamierzony efekt, czy po prostu "tak wyszło" (śmiech)
To zamierzony efekt. Uznałem, że ta czcionka najlepiej będzie pasować do okładki.
Gracie dosyć "staroświecki" heavy metal... skąd to się wzięło? Przecież to nie jest modne... (śmiech)
My sami jesteśmy staroświeccy i niemodni. Lubimy stare granie i tyle. Cieszy nas jednak, że obecnie mamy małe odrodzenie gatunku i jest sporo bardzo dobrych młodych kapel reprezentujący interesujący nas nurt. Nie jara nas wypieszczone, nowomodne, komputerowe brzmienie czy pedalski power metal. Lubimy surowe, konkretne riffy, dudniący bas i perkusję oraz przede wszystkim PRAWDZIWĄ energię! Najważniejszy jest pomysł, melodia, która nadaje charakteru kompozycji. Tak to wyglądało 30 lat temu i dlatego w takim kierunku podążamy.
W recenzji napisałem: "Roadhog płytą "Dreamstealer" przenosi ducha lat 80-tych do naszych czasów". Zgodzisz się ze mną?
Tak (śmiech).
Jak wygląda komponowanie muzyki w Roadhog? Kto ma najwięcej pomysłów, a kto zawsze najwięcej marudzi?
Jak dotychczas stanęło na tym, że ja komponuję. Generalnie nie ma za wiele marudzenia, jednak jak już to największym marudą jest nasz pałker Michał (śmiech). Jest nieco leniwy i zawsze narzeka, jeśli przychodzi do szybszego grania. Oczywiście nie jestem dyktatorem, wszystko uzgadniamy wspólnie i daję spory margines dla chłopaków, zwłaszcza Maćkowi, który sam komponuje swoje partie solowe. Pomysły na kompozycje, jak do tej pory, pochodzą jednak ode mnie.
A jak wygląda kwestia koncertów w Roadhog? Lubicie występować na żywo?
Koncerty to nasz żywioł. To jest to, co najbardziej lubimy robić. Niestety w naszym kraju nie jest łatwo tak po prostu sobie koncertować. Zawsze znajdzie się masa problemów, z którymi trzeba się uporać. Niedorozwinięty organizator, niechętny klub, brak promocji, brak kasy, brak ludzi, brak transportu, brak noclegu itp. Ogólnie uwielbiamy grać i dzielić energię z ludźmi, którzy autentycznie cieszą się naszą muzyką. Nie jest łatwo regularnie koncertować, ale jak już uda się ogarnąć dobry gig to zwykle jest super.
Jakieś ciekawe sztuki już poza wami? Który koncert jak na razie był tym największym i najważniejszym?
No kilka fajnych sztuk udało się już zagrać. Nasz pierwszy koncert przeszedł już do legendy (śmiech). Sporo grywamy w Krakowie, uwielbiamy grać na Śląsku, niedawno graliśmy ze Skull Fist i Evil Invaders i to był chyba najważniejszy dla nas gig jak dotychczas. Chciałbym nadmienić, że jesteśmy otwarci na wszelkie propozycje koncertowe ;)
Jakie są najbliższe plany Roadhog? Myślicie o drugiej płycie? A gdzie będzie można was zobaczyć na żywo?
Najbliższe plany to dopiąć koncerty na okres jesienny i grać jak najwięcej, w jak największej liczbie miast! Chcemy aktywnie promować płytę i dobrze się bawić na koncertach. Druga płyta jest już na ukończeniu. W przyszłym roku wchodzimy do studia i nagrywamy następcę "Dreamstealera"!
Ogólnie oceniani jesteście pozytywnie. Płyta zbiera dobre i bardzo dobre recenzje, prawda? Jak się z tym czujecie? (śmiech)
No właśnie też jestem zaskoczony, że zewsząd same dobre i bardzo dobre opinie (śmiech). Czujemy się z tym całkiem wporzo (śmiech)
To rodzi kolejne pytanie. Czy granie takiej "staromodnej" muzyki w naszym kraju ma przyszłość?
Raczej nie. Robimy to z prostego powodu - kochamy to. Wiadomo, że chcielibyśmy z tego żyć, coś osiągnąć, stać się bardziej znani, ale też staramy się racjonalnie oceniać sytuację. W naszym kraju sporo czasu musi jeszcze upłynąć, by tradycyjny Heavy wrócił do łask i zaczął coś znaczyć. Chociaż wcale nie jest powiedziane, że tak się kiedykolwiek stanie (śmiech).
To czego wam życzyć na najbliższe tygodnie i miesiące?
Hmm
Ciężko powiedzieć. Chyba konkretnych, uczciwych propozycji koncertowych i może jakiegoś większego kontraktu na wydanie drugiej płyty? (śmiech)
A gdzie chcielibyście zajść jako zespół? Jakie są te zespołowe marzenia?
Występ na Keep It True lub podpięcie się jako support jakiegoś większego porządnego zespołu i trasa z nim.
Na koniec "spełniamy koncertowe marzenie". Z jakim wielkim zespołem chcielibyście zagrać? No niech to będą trzy zespoły (śmiech)
Mówiąc za siebie powiem: Black Sabbath, Judas Priest, King Diamond.
I to tyle co przygotowałem. Ze swojej strony bardzo serdecznie dziękuję za poświęcony czas i udzielone odpowiedzi. Na koniec tradycyjnie poproszę o kilka słów dla czytelników serwisu MetalSide.pl!
Dzięki za wywiad! Jeśli lubicie tradycyjny Heavy to dajcie nam szansę! Widzimy się na koncertach! Zapraszam do zakupu CD, które zostało teraz wznowione przez nasz rodzimy Thrashing Madness. Wbijajcie na nasz fanpage: https://www.facebook.com/roadhogband Stay hard and keep it HEAVY
|