MetalSide.pl: Cześć! Witam ponownie na naszych łamach... Poprzedni wywiad odbył się w 2010 roku. Trochę od tego czasu się zmieniło w zespole, prawda? Przedstaw przy okazji nowych muzyków
Przemysław Przytuło: Cześć! Faktycznie, sporo czasu mięło, jeszcze więcej się od tamtego momentu zmieniło. Chciałem napisać, że tylko ja się nie zmieniłem, ale to nie do końca prawda bo raz, że zapuściłem brodę, a dwa zdążyłem przejąć obowiązki wokalisty. Tak więc Wicked Side A.D. 2015 przedstawia się następująco: oprócz mnie (bas, wokal) grają jeszcze Bernard Komarnicki (gitara, w składzie od maja 2012), Michał Mursztyn (gitara, od października 2014) oraz Bartosz Młynarski (perkusja, również od października 2014).
Głównym tematem będzie oczywiście nowa płyta zatytułowana "Wicked Side". Opowiedz gdzie nagrywaliście materiał.
Materiał nagrywaliśmy w podbiałostockim studio Sphieratz Production u Krzysztofa "Derpha" Drabikowskiego. Muszę powiedzieć, że bardzo dobrze nam się współpracowało, choć z różnych powodów cały proces nagrywania rozciągnął się do prawie roku. Niemniej jednak na pewno w przyszłości jeszcze skorzystamy z jego usług, bo nieczęsto spotyka się tak pracowitego, ale też przede wszystkim znającego się na rzeczy człowieka. Kurde, ale laurka wyszła (śmiech)
Jakie wrażenia z tej pierwszej sesji? Wszystko udało się zrealizować tak jak przed studiem planowaliście?
Prawdę mówiąc to pierwsza sesja miała miejsce przy nagrywaniu EP-ki w 2011, ale teraz rozmiar przedsięwzięcia był znacznie większy. Jak już wspomniałem sesja nam się mocno rozciągnęła, więc chyba jasnym jest, że nie udało się wszystkiego zrealizować zgodnie z wcześniej przyjętym harmonogramem. Wiesz, jeśli musisz pogodzić obowiązki dnia codziennego ze znalezieniem czasu na studio (a przecież w studiu też nagrywali inni, Krzysztof też ma swoją rodzinę i życie) to czasem trudno wszystko sprawnie i szybko przeprowadzić. Na szczęście nikt nam nad głową nie stał, tylko ja się trochę irytowałem, że za wolno to idzie. Ale jednak efekt końcowy był celem nadrzędnym. Miało to brzmieć tak, żeby nie było czego się wstydzić i chyba się udało.
Jesteś w pełni zadowolony z końcowego brzmienia? Ja na ten temat trochę marudziłem w recenzji (śmiech)
W pełni to może nie, a w sumie wraz z upływem czasu zauważam coraz więcej rzeczy, które można było zrobić nieco inaczej, lepiej... ale to chyba normalne. Na pewno brzmieniowo jest duży postęp w porównaniu do EP-ki, ale jest też miejsce do dalszego rozwoju. Wiadomo, dobre brzmienie wymaga też sporych nakładów finansowych, a na to nie zawsze można sobie pozwolić. W każdym razie płyta miała brzmieć old schoolowo, nie chcieliśmy jej zrobić nowocześnie brzmiącej, przeprodukowanej, przekompresowanej, bo najzwyczajniej nam takie brzmienie nie odpowiada i nie pasuje do naszego zespołu. Ja osobiście lubię to surowe brzmienie kapel z lat 80-tych; było w tym jakoś więcej magii... Zresztą, dla mnie dużo ważniejsza od samego brzmienia jest zawartość 'merytoryczna' płyty.
Jak o moim marudzeniu mowa, to od razu punkt drugi - linie wokalne. Zgodzisz się ze mną, że mogłoby być bardziej to wszystko urozmaicone?
Zgodzę się. Pracuję też nad tym, aby nowe utwory, które powstają były pod tym względem bardziej różnorodne. Szkoląc warsztat wokalny przy okazji poznaję również lepiej teorię muzyki, co też z pewnością pomoże. Z drugiej strony, sam się często łapię, że jak przyjdzie mi jakiś pomysł do głowy to niejako 'z automatu' zapisuję go w dis-moll (bo stroimy się pół tonu niżej), a jak się potem człowiek przyzwyczai to ciężko jest to przenieść do innej i tak już zostaje...
Było marudzenie, to teraz trochę posłodzimy (śmiech) W recenzji napisałem "Wciąż mamy proste metalowe riffy, staroświeckie patenty i archaiczne brzmienie. Chłopaki mocno siedzą w latach osiemdziesiątych i najwyraźniej nic ich z tego okresu nie wyrwie. No i dobrze, bo ta muza całkiem fajnie "żre"... to wytłumacz dlaczego to wszystko tak dobrze "żre" (śmiech)
Cieszę się, że "żre". O to chodziło. Wiem, że nie ma w tym jakiejś wirtuozerii, setek patentów, wyszukanych skal, ale dla mnie muzyka powinna być prosta (ale nie prostacka!). Zresztą, do dziś uwielbiani klasycy pokroju AC/DC, Black Sabbath, czy Iron Maiden też grają prostą muzykę. Muzykę skomplikowaną, jak jazz, czy współczesna muzyka poważna fajnie się gra, ale ciężko słucha... Taka właśnie prosta muzyka do mnie trafia najbardziej i przy okazji najmocniej mnie inspiruje; nie robię też nic na siłę - utwór, który piszę musi się przede wszystkim podobać mnie, stąd pewnie taki, a nie inny efekt finalny
Porównania do patentów stosowanych przez Iron Maiden, Judas Priest, czy Iced Earth są dla mnie naturalne. Jak się do nich odniesiesz? Lubisz takie porównania?
Lubię czy nie, na pewno nie da się od tego uciec. Człowiek to takie stworzenie, które lubi to, co już zna i w odniesieniu do tego porównuje nowe rzeczy. Przecież nawet o Turbo mówi się, że to polskie Iron Maiden, a jest to kapela dużo większego kalibru. Zresztą, Iron Maiden, czy Judas Priest tworzyli ten gatunek, wyznaczali standardy, kierunki rozwoju, więc naturalnym jest porównywanie nowych zespołów właśnie do 'ojców założycieli'. Cieszy mnie natomiast, że ktoś zauważa inspiracje Iced Earth, bo to jedna z moich ulubionych kapel (szczególnie pierwsze płyty), ale tu i ówdzie można też znaleźć patenty na przykład z Candlemass czy naszego rodzimego Monstrum. W sumie to pewnie tych patentów wzorowanych na tym czy innym zespole można by się doszukać znacznie więcej, bo jednak słucham sporo, cały czas odkrywam nowe zespoły z różnych zakątków świata i to wszystko ma wpływ na naszą muzykę.
Skoro pojawił się zespół Iced Earth to od razu spytam o genezę nazwy zespołu (którą strasznie lubię!). To dlaczego Wicked Side?
Jak ja nie lubię tego pytania (śmiech) Dlaczego wszyscy zawsze kojarzą naszą nazwę z zespołem Jona Schaffera? Jakkolwiek muzyka jest w jakimś stopniu inspirowana Iced Earth, to już nazwa nie ma z tym zespołem nic wspólnego. W początkach naszej działalności, kiedy trzeba było wymyślić nazwę przedstawiłem reszcie chłopaków listę z chyba 10 propozycjami, z której każdy wybrał po 3, które jego zdaniem były najlepsze. I tak się złożyło, że u każdego pojawiło się Wicked Side... Specjalnej genezy samej nazwy nie ma, ot fajnie brzmi (tak, mi też się strasznie ta nazwa podoba), nie było zespołu o takiej nazwie (a było to jedno z założeń do naszej nazwy), ma trzy sylaby więc dobrze się skanduje na koncertach... Ideologię dorobiłem w międzyczasie (śmiech) W skrócie najważniejsze jest tutaj słówko "wicked" i mnogość jego znaczeń: od nieco przestarzałego "niegodziwy, nikczemny, podły", poprzez "szelmowski", aż do nieformalnego "niesamowity", czy wręcz kolokwialnie "zajebisty"... Wyszła z tego taka trochę samospełniająca się przepowiednia, bo z biegiem czasu zauważam, że sam staję się coraz bardziej wicked (śmiech) Swoją drogą, zawsze jestem o to pytany, chyba trzeba na stronie zamieścić jakiś FAQ z odpowiedziami na tego typu pytania.
Myślę, że związem ma to z peną płytą Iced Earth (śmiech). Jak płyta "Wicked Side" jest odbierana wśród recenzentów? Myślę, że negatywnych recenzji nie uświadczyliście (śmiech)
Przynajmniej póki co (śmiech) Wiadomo, nie każdemu się spodoba, nie każdemu przypadnie do gustu czy to sam materiał, czy jego realizacja, ale szat rozdzierać z tego powodu nie będziemy. Oceny są o punkt czy dwa wyższe niż w przypadku EP-ki, czyli idziemy w dobrym kierunku. Chociaż i EP-ka, która generalnie też zbierała niezłe recenzje (głównym zarzutem było brzmienie) też doczekała się jednej bardzo niepochlebnej... Ale, było nie było, muzykę tworzy się nie dla recenzentów, a dla słuchaczy, więc cieszy nas to, że ten materiał jest pozytywnie odbierany na koncertach.
Zgodzisz się ze mną, że ta płyta to takie zamknięcie pewnego okresu w dosyć krótkiej historii zespołu? Chodzi mi o to, że na debiucie są utwory z demówki i EP'ki. To jakby taka klamra spinająca te "pierwsze lata". Też tak to widzisz?
Dokładnie tak! Prawdę mówiąc płytę tę planowaliśmy wydać gdzieś w 2012, praktycznie zaraz po EP-ce, która miała być taką przygrywką. Z różnych, głównie personalnych, powodów cały proces się mocno przesunął w czasie, ale to może i dobrze, bo pozwolił nieco tej muzyce dojrzeć zanim ją nagraliśmy - wpadł jeden nowy numer, a kilka starszych pomysłów nie przetrwało próby czasu. Jak mówiłem wcześniej sporo utworów powstało kilka już ładnych lat temu, więc tak, ten album to podsumowanie naszej dotychczasowej działalności i zamknięcie pierwszego jej rozdziału.
O czym opowiadają teksty zawarte na tej płycie? I skąd czerpiesz do nich inspiracje?
Kurde, to kolejna rzecz, którą chyba powinienem zamieścić na stronie. Dosłownie na dniach mieliśmy też wrzucać na facebooka właśnie takie krótkie notki o każdym numerze z naszej płyty, więc po szczegóły zapraszam tam. Ogólnie mówiąc nie ma jakiejś jednej dominującej myśli przewodniej, chociaż może jakby ktoś się pokusił o dogłębną analizę... Teksty traktują o różnych rzeczach - o metalu i radości z grania, o fałszywych prorokach, o rozpoczynaniu życia od nowa, o pilotach myśliwców, o uczuciu frustracji i bezsensowności, o walce z samym sobą - jak widać rozstrzał jest dość spory... A inspiracje? Mógłbym powiedzieć, że z życia, ale to byłaby odpowiedź raz, że wyświechtana, a dwa mocno ogólna. Często wystarczy jakaś fraza gdzieś przeczytana czy usłyszana, jakiś obraz i automatycznie rodzi się pomysł na tekst, taki ogólny szkic. Chociaż muszę przyznać, że sam proces pisania tekstów trochę trwa, czasem nawet miesiącami - ale to chyba mój wrodzony perfekcjonizm. Ale jeden tekst, do "Alone in the Dark", napisałem w 2 dni...
Płytę wydaliście własnym sumptem. Nikt nie był nią zainteresowany, czy też od razu nastawiliście się na własne wydanie?
Od razu chcieliśmy ją sami wydać. Prawdę mówiąc niezbyt interesuje mnie temat wytwórni. Szczególnie, że z roku na rok płyt sprzedaje się co raz mniej, a główny nacisk przenosi się na dystrybucję cyfrową, a do tego nie potrzeba nakładów finansowych, jak w przypadku tłoczenia fizycznych nośników. A do promowania materiału nie wytwórnia jest potrzebna, tylko agencja promocyjna. Zresztą, coraz więcej zespołów bierze sprawy w swoje ręce i sami wydają swoje albumy, jak na przykład nasze rodzime CETI, były wokalista Iron Maiden Blaze Bayley, czy hiszpańskie Lords Of Black (założone przez byłych członków Saratogi). Złośliwi powiedzieliby, że pewnie dlatego, że nikt nie chce ich wydać... szkopuł w tym, że akurat ci artyści muzyką się zdecydowanie bronią...Wydaje mi się, że biorąc pod uwagę dostępność technologii, a także zmianę podejścia słuchaczy, szczególne z pokolenia "cyfrowego" będzie ten trend przybierał na sile.
Będziecie tłoczyli te płyty? Bo do recenzji przysłaliście CD-R z pełnym wyposażeniem. Ale myślę, że dużą płytę warto mieć jednak jako wytłok. Zgadzasz się?
Pewnie, że fajnie byłoby mieć tę płytę wytłoczoną, ale rachunek ekonomiczny musi się zgadzać. I nie chodzi tyle o same koszty, co o wielkość nakładu. Krótko mówiąc: co mielibyśmy robić z kilkoma setkami egzemplarzy płyty? Jak wspomniałem, młodsze pokolenie woli sięgnąć po mp3, niż kompakt, coraz więcej osób nawet już nie ściąga muzyki tylko ją streamuje, więc niezbyt to się kalkuluje. Oczywiście, nie wykluczam, że jak już będziemy gwiazdami z setkami tysięcy fanów to zrobimy reedycję ze wszystkimi bajerami (śmiech)
Tego życzę (śmiech) Ten materiał już trochę latek ma, bo przecież niektóre numery były na promówce z 2010 roku. Pracujecie nad nowym materiałem?
Oczywiście! Mamy już gotowe 2 nowe numery, z których jeden graliśmy już kilkukrotnie w wersji instrumentalnej na koncertach, kolejne 2 właśnie kończymy. Ponadto mamy jeszcze całkiem pokaźną ilość pomysłów, które przez te wszystkie lata się uzbierały, a które jeszcze nie doczekały się realizacji, a do tego cały czas dochodzą nowe. Tak więc nie zasypiamy gruszek w popiele i pracujemy nad materiałem na drugą płytę, która już będzie miała swoją myśl przewodnią, temat łączący wszystkie kompozycje. Stąd też nagramy ponownie "The Other Side Of The Mirror" - jedyny utwór z EP-ki, który nie znalazł się na pełnowymiarowym wydawnictwie. Zbierając wszystko do kupy można powiedzieć, że pół płyty praktycznie już mamy (śmiech)
No to się cieszę, że jest taki progres (śmiech) A jak wygląda komponowanie muzyki w Wicked Side? Wszystkie utwory są podpisane Twoim nazwiskiem... ewentualnie czasami z kimś do spółki. Taki Steve Harris z Ciebie (śmiech), czy jakoś tak to wyszło?
O tak, Steve Harris. Albo Jon Schaffer. Albo Dee Snider. W sumie, sporo było zespołów, gdzie materiał pisał tak naprawdę jeden człowiek. Z jednej strony trochę tak wyszło, bo oprócz Maćka Rusiniaka nikt z byłych członków nie garnął się do komponowania. Teraz sytuacja uległa zmianie, bo zarówno Benek jak i Michał tworzą i mają całkiem ciekawe pomysły. Niemniej jednak, z racji faszystowskich skłonności muszę wszystko kontrolować i przystawić swój stempelek. Co do samego procesu tworzenia, to raczej każdy z nas pracuje indywidualnie i przynosi praktycznie gotowy numer, potem oczywiście bierzemy go grupowo na warsztat i jeśli jest taka potrzeba to nanosimy poprawki, ale mimo wszystko najwygodniej nam się pracuje w domowym zaciszu.
Jakie macie plany promocyjne związane z tym albumem? Jakieś koncerty macie zaplanowane? Przyznam, iż chętnie zobaczyłbym Was na żywo...
Kilka koncertów w ramach światowej trasy promującej płytę już zagraliśmy (śmiech). Z racji innych obowiązków, pracy, szkoły nie możemy sobie pozwolić na granie trasy 'pełną gębą', ale te parę koncertów w miesiącu gramy, głównie jednak w północno-wschodniej Polsce, choć i do sąsiadów się czasem zapuszczamy. O nadchodzących koncertach zawsze na bieżąco informujemy na stronie internetowej oraz profilu fejsbukowym. A co do planów, to w nieco większą trasę planujemy ruszyć na początku jesieni, myślę, że uda się odwiedzić te rejony, w które zbyt często się nie zapędzaliśmy do tej pory.
To czekam na Dolny Śląsk (śmiech) Lubicie grać na żywo? Jakieś ciekawe koncerty macie już na rozkładzie? Który wspominasz najmilej?
Dla mnie osobiście kwintesencją istnienia zespołu rockowego jest granie koncertów. To absolutna podstawa. Nie rozumiem jak można nie uwielbiać grać na żywo. Przez te kilka lat uzbierała się około setka sztuk - mniejszych i większych. Z ciekawszych to warto wspomnieć, że nasz trzeci koncert graliśmy jako support Turbo. Wtedy żartowaliśmy, że skoro tak, to dziesiąty pewnie będzie przed Iron Maiden. Przed Maiden co prawda nie zagraliśmy, ale na dziesiąty koncert pojechaliśmy na fajną imprezę Crazy Friends fest do Wilna, gdzie zagrała cała czołówka litewskiego metalu (m.in. Katedra, Soul Stealer, Thundertale, Rojaus Tuzai, SBS, Piligrimas), rosyjski wirtuoz Siergiej Mawrin (były członek Arii) wraz ze swoim zespołem, a także kilka młodych kapel z Litwy - więc całkiem doborowe towarzystwo. W ogóle poza zawsze świetnie przyjmowanymi koncertami w Suwałkach to najmilej wspominamy wycieczki do krajów nadbałtyckich - Olita (Alytus, Litwa), Lipawa (Liepaja, Łotwa) i Kłajpeda - to były chyba najlepsze koncerty.
Elegancko. Jakie masz marzenia związane z Wicked Side? Co chciałbyś osiągnąć z zespołem?
Prawdę mówiąc to nie mam jakichś szczególnych marzeń. Wyrosłem z tego bujania w obłokach, karierze międzygalaktycznej gwiazdy rocka z milionami na koncie i tłumem fanek na każdym kroku. Wiem, że gwiazdą nie zostanę, świata nie podbiję, milionów nie zarobię, fanek tylko tak łatwo nie odpuszczę (śmiech). Granie i tworzenie to przede wszystkim świetna zabawa, sposób na realizowanie siebie, robienie czegoś ciekawego i kreatywnego w życiu, a przy okazji czasem dawanie innym nieco radości. Mimo wszystko jest to jednak tylko (albo aż) hobby, więc nie ma jakiejś spiny, parcia na szkło, które co raz częściej u zespołów można dostrzec (szczególnie wraz z pojawieniem się programów typu talent show w TV). Ale żeby nie było, że nie mam żadnych planów czy celów związanych z zespołem - chcę jeszcze nagrać parę płyt, zagrać kilka fajnych koncertów, czerpać z tego jak najwięcej frajdy. Mamy teraz naprawdę świetną ekipę, dobrze się dogadujemy, mamy sporo pomysłów. Mam nadzieję, że sporo razem uda nam się zdziałać.
Co spowodowało, że zacząłeś grać na instrumencie? I dlaczego jest to bas?
Na to pytanie łatwiej byłoby mi odpowiedzieć jakieś 10-15 lat temu, teraz to już mało pamiętam. Już w podstawówce grałem na flecie prostym. Potem, kiedy zainteresowałem się muzyką rockową zainspirowany Jamesem Hetfieldem chciałem chwycić za gitarę, ale potem usłyszałem Iron Maiden (i przy okazji stwierdziłem, że 6 strun to dużo i jeszcze te wszystkie akordy), poznałem Steve'a Harrisa i został już tylko bas. Ale czy był to jakiś moment olśnienia, czy dłuższy proces to nie jestem w stanie stwierdzić. Tak więc nie wiem już czy była to miłość od pierwszego wejrzenia, czy nie, ale tak czy inaczej jesteśmy razem od kilkunastu już lat i dobrze nam ze sobą ...hehe... Z perspektywy czasu tylko trochę żałuję, że bardziej profesjonalnie nie podszedłem do tego na wczesnym etapie, bo na pewno byłbym teraz najzwyczajniej lepszym muzykiem.
Jakich masz swoich muzycznych Mistrzów? Kogo podpatrujesz i na kim się wzorowałeś na początku swojego grania?
Na pierwszym miejscu wspomniany już Steve Harris. Zarówno jeśli chodzi o styl, jak i kompozycje. Potem doszedł Geezer Butler, Witalij Dubinin (Aria), a parę lat temu Niko del Hierro (Saratoga). Jednak prawdę mówiąc to nie mam jakichś specjalnych idoli czy wzorów jeśli chodzi o grę na basie - kaleczę ten instrument po swojemu nie starając się nikogo naśladować, czy kopiować. Wokalnie preferuję głównie głosy barytonowe, a do moich ulubieńców i niedoścignionych wzorów należą Matt Barlow, Michael Seifert, czy Blaze Bayley, ale tutaj także nie staram się nikogo kopiować, czy naśladować, tylko drę ryja po swojemu...
I to byłoby wszystko co przygotowałem. Dziękuję za poświęcony czas i udzielone odpowiedzi. Tradycyjnie ostatnie słowo do czytelników serwisu MetalSide zostawiam Wam. Cześć!!
Dzięki, że dobrnęliście do końca :-) Pozdrawiam wszystkich czytelników MetalSide. Do zobaczenia, mam nadzieję, na koncertach!
|