MetalSide.pl: Witajcie! Po raz pierwszy gościcie na łamach naszego serwisu, więc tradycyjnie poproszę o kilka słów o historii zespołu. Jak się zebraliście "do kupy" i skąd pomysł na wspólne granie?
Robert Wiśniewski: Ciężko mówić o zebraniu się do kupy, bo od nagrania płyty zdążyliśmy już zrobić małe przemeblowanie. Perkusję zamiast Szafy obsługuje teraz Tapczan, który miał okazję grać wcześniej m.in. w Night Mistress i "zespole takim samym, jak żaden", czyli w Kabanosie.
A co do historii, to raczej nic specjalnie oryginalnego. Jeśli chodzi o mnie, to zacząłem słuchać metalu te naście lat temu, potem kupiłem gitarę i zamarzyłem sobie mieć zespół. I po kilku latach grania z różnymi ludźmi, udało się zebrać poważniejszy skład, z którym można było zacząć działać. Nie będę zanudzał szczegółami, bo jest ich dużo, a nie są zbyt zabawne, ani porywające... :)
Głównym tematem tego wywiadu będzie oczywiście Wasza pierwsza, pachnąca jeszcze świeżością płyta "Time Of Pain". Jakie to uczucie trzymać w rękach gotowy krążek?
Przede wszystkim duma! No, ale i wielka ulga! W końcu, po wielu godzinach dłubania w kawałkach z przeróżnymi osobami i grania ich do porzygania, znaleźli się ludzie, z którymi można było wejść do studia, by je zarejestrować. Nagranie płyty na pewno zamknęło pewien rozdział w krótkiej, aczkolwiek burzliwej historii zespołu. Kawałki były pisane przez ludzi, których w Firestorm nie ma już od jakiegoś czasu. No, ale wracając do uczuć i płyty... Uczucie naprawdę świetne. Wiem, że było warto! Teraz nawet, jak zespół się rozpadnie, albo na przykład coś utnie mi jutro ręce, to pamiątka zostanie.
Poproszę o kilka słów na temat jak przebiegała sesja nagraniowa, gdzie się odbyła i jakie masz wrażenia po pobycie w studio?
Nagrywaliśmy w Demontażowni (pod Piasecznem), studiu prowadzonym przez Damiana Biernackiego, który poza nagrywaniem zespołów gra na basie w Kabanosie i na gitarze w kapelce lubującej się w raczej cięższych dźwiękach o nazwie Minerva. Generalnie cała sesja była dla nas świetną zabawą i ciężką pracą zarazem. Mnóstwo śmiechu, piwa i kawy oraz niezapomniane setki powtórzeń swoich partii. Część z tego udało się nawet uchwycić, zmontować i teraz leży sobie na YouTube. Dla każdego z nas to było pierwsze poważne posiedzenie w studio, dlatego wynieśliśmy z tego coś więcej niż płytkę. Demontażownię możemy śmiało polecić zespołom grającym rocka, czy metal.
Jesteście w 100% zadowoleni z efektu końcowego? Udało się w pełni zrealizować wszelkie założenia? Jak dla mnie to brzmienie tego krążka jest perfekcyjne.
Założeń jeśli chodzi o same kompozycje było sporo. Jednak wszystkie utwory były wcześniej przez nas samych nagrywane w domowy sposób. Mieliśmy więc z nich piloty gitar i ogólny obraz każdego utworu. To bardzo pomocna metoda, bo pomaga zorientować się, jak dany pomysł zabrzmi. Próby tego tak dokładnie nie oddają. Wiadomo też wcześniej z czym mogą być problemy. Co do brzmienia, to założeń, których chcieliśmy się kurczowo trzymać, nie było praktycznie żadnych. A wynikało to oczywiście głównie z braku doświadczenia i wiedzy na temat sprzętu. W tej kwestii zaufaliśmy w pełni Damianowi i jesteśmy z efektu zadowoleni.
Muszę przyznać, że troszkę krótka ta pierwsza płyta. Nie mieliście cierpliwości poczekać jeszcze trochę i dopisać ze dwa numery? (śmiech)
Hmm... NIE! Poza tym numery były i są nadal. I to pewnie z drugie tyle. Problem tylko, że nie były ograne i dopięte na ostatni guzik. A to z kolei dlatego, że nie bardzo było z kim. Jak tylko udało mi się ściągnąć do zespołu Rosę (wokalistę), to szybko wróciliśmy na scenę, grając te same kawałki, co wcześniej. Trzeba było to nagrać, zanim ktoś znów odejdzie z zespołu i zostaniemy w czarnej dupie. A na to się zanosiło, bo perkusista nie do końca czuł takie granie. Teraz powoli i cierpliwie ogrywamy ze wspomnianym Tapczanem zarówno kawałki z płyty, jak i nowe, których jeszcze nie graliśmy, a zdążyły już się zakurzyć i obrosnąć grzybem.
Na singlu z 2011 roku śpiewał inny wokalista. Skąd taka dosyć nagła zmiana?
Tak, na "World In Conflict" śpiewał Tomasz Szczygielski z zespołu Rex Omnem Terribilis. To z nim zagraliśmy pierwszy koncert i graliśmy je chyba coś koło roku. Gdzieś w międzyczasie zmienił się basista. Jednak atmosfera w zespole trochę się nadpsuła i krótko mówiąc prawie nikomu nic się nie chciało. Zespół niby był, ale nie było praktycznie prób, ani koncertów. Minęło tak trochę czasu i potem przypadkiem trafiłem na Rosę. Jak wpadł pośpiewać nasze numery, to wtedy nagle zaczęło się wszystkim chcieć. Nawet perkusista stwierdził, że jeszcze trochę z nami pogra...
Gracie dosyć tradycyjny heavy metal, więc zapytam o Wasze inspiracje. Jakiej muzy słuchacie na co dzień? Jakie zespoły wpłynęły na "Time Of Pain"?
Generalnie, to inspiracją może być chyba wszystko, czego się słucha. Nawet, jak się nie podoba, bo wtedy wiadomo, jak na pewno nie chcemy grać, hehe. Ciężko mi mówić za innych, ale w sumie każdy z nas słucha innych rzeczy. Często skrajnie innych. Na pewno nie jest tak, że lubimy te same zespoły. Oczywiście kilka by się znalazło, ale to głównie te, których każdy fan metalu kiedyś słuchał. Metallica, czy Iron Maiden. Natomiast jeśli miałbym wymienić metalowe zespoły, które najbardziej mnie kręcą, to na przykład: Moonspell, Rage (nie, nie Rage Against The Machine [choć ich też lubię]), Slayer, King Diamond, Frontside. Każdy z innej beczki. Jak do tego dodać niemetalowe kapele i ulubieńców reszty zespołu, to wyszłoby niezłe szambo... I to właśnie z niego wynurzają się nasze kawałki!
Muszę Was pochwalić za to, że nie "kopiujecie" innych zespołów, tylko gracie swoje. Jak to wygląda w momencie komponowania nowych utworów? Kto w Firestorm ma najwięcej pomysłów na muzykę?
Każdy z nas słucha trochę innej muzyki, więc i każdy gra trochę inaczej. Na szczęście każdy z nas umie się dopasować do pomysłów reszty i klimatu danej kompozycji. Gdybyśmy wszyscy byli wielkimi fanami Iron Maiden i chcieli grać, jak oni, to musiałoby być cholernie nudne. Owszem, pewnie zgoda w zespole panowałaby iście utopijna. Jednak chyba lepiej dać se po pysku i dalej robić burzę mózgów. Co nie znaczy, że chcemy na siłę zrobić coś oryginalnego. Większość wie, że to porywanie się z motyką na słońce, które z reguły raczej nie działa. Natomiast jeśli chodzi o ilość pomysłów, to każdy ma ich sporo. Wokalista umie grać na gitarze, gitarzysta śpiewa (na płycie w utworze "This Time"), a basista... basista akurat gra na basie... ale za to ma naprawdę ciekawe pomysły na swoje partie i jest mózgiem w innym zespole. Nawet perkusista, z którym nagrywaliśmy zostawił po sobie kilka riffów, z których zdążyliśmy prawie poskładać do kupy nowy kawałek. Nowy bębniarz również sypie pomysłami, jak z rękawa. To wszystko daje sporo możliwości w komponowaniu i na pewno postaramy się to wykorzystać jak najowocniej.
Płytę wydaliście własnym sumptem... zwracaliście się do kogoś z tym materiałem, czy po prostu z góry założyliście, że wszystko chcecie sami robić?
Po nagraniu rozesłałem materiał do naprawdę wielu wytwórni. Zarówno dużych, jak i bardzo małych, które najchętniej działają jako zwykli dystrybutorzy. Tak więc przynajmniej nie możemy sobie zarzucić, że nie próbowaliśmy. Odczekaliśmy kilka miesięcy, a potem skoro nie było odzewu, to wydaliśmy sami. Trochę roboty i zamieszania z tym było... ale ostatecznie płytka jest! Oczekuj najlepszego, ale szykuj się na najgorsze. To się zawsze sprawdza.
Przyznam, że efekt końcowy jest całkiem przyjemny dla oka. Elegancki digipack, ładna oprawa graficzna. Jednym słowem chyba warto było zmagać się z tym wszystkim...
Dokładnie. Niby zawsze są rzeczy, które mogły wyjść lepiej, ale tego nie da się przeskoczyć. Jesteśmy zadowoleni z efektu końcowego.
Kto wymyślił tytuł "Itstruemetal"? Jak dla mnie to idealny tytuł dla numeru instrumentalnego...
Tytuł przyszedł mi do głowy, jak przeczytałem napis "true metal" słuchając jakiegoś Manowara, czy czegoś takiego... To kawałek trochę z przymrużeniem oka. Cały szkielet to sprawka poprzedniego gitarzysty - Marcina Müllera, który kiedyś przedstawił mi ten pomysł. Jednak wtedy brakowało wokalu. Gdy już z Różanem wróciliśmy do tego numeru, powstała zamiast linii wokalu wwiercająca się w mózg melodyjna partia gitary w czymś, co można nazwać zwrotką i refrenem. Traktujemy ten numer z pewnym dystansem, bo nie bardzo chcielibyśmy zawsze grać aż tak wesoło, skocznie i radośnie. I jakoś tak wyszło, że "ItsTrueMetal" zabrzmiał bardzo klasycznie. Takie trochę "piratowanie" przywodzące niektórym na myśli Running Wild... Możliwe, że starsi fani zapatrzeni głównie w bardzo oldschoolowy melodyjny heavy metal stwierdzą, że "tak właśnie powinno się grać!", "to jest prawdziwy metal!". No, ale przede wszystkim tytuł wizualnie przypomina "Instrumental", którym ten numer jest.
Hmm... najmniej do gustu przypadła mi kompozycja "Parasite". To może kilka słów o niej...
Cóż, pocieszający jest trochę fakt, że inni mówią, że to najlepszy kawałek. Albo, że jedyny, którego da się słuchać na płycie, hehe. To kompozycja Różana. Od początku do końca. Przyniósł gotowy kawałek, więc nie było nic do zrobienia poza jego odegraniem. A tak nas rozbujał, że stwierdziliśmy, że trzeba to grać! Tekst to natomiast określenie istnienia człowieka na ziemi krótko, acz dosadnie - parazytyzm. Inspirowany bodajże przede wszystkim wybuchem reaktora w Czarnobylu. Diabelski młyn na naszej okładce to odwzorowanie tego, który stoi w miejscowości Prypeć, nieopodal Czarnobyla.
Płyta gotowa, pierwsze recenzje pojawiają się w internecie... jaki jest odbiór tego albumu? Co jak na razie było największym zaskoczeniem w ocenach?
Po pierwsze naprawdę nie mieliśmy wyobrażenia o tym, jakie będą opinie słuchaczy. Dlatego raczej trudno mówić o zaskoczeniu. Po drugie - zawsze są znajomi, którzy poklepią po ramieniu i powiedzą, że rewelacja nie dosłuchując żadnego kawałka nawet do połowy. Na nich zawsze można liczyć, hehe. Na szczęście obcy również płytkę chwalą. I co najlepsze jako najfajniejsze kawałki wymieniają kompletnie inne. Kilka recenzji, które już się pojawiły, są zdecydowanie pozytywne. Jak wiadomo, to grozi narcystycznymi zapędami. A więc nadal niecierpliwie czekamy na pierwszą ostrą krytykę i zmieszanie z błotem!
Jakie są dalsze plany zespołu jeśli chodzi o promocję "Time Of Pain"? Gracie koncerty? Gdzie będzie można Was zobaczyć na żywo?
Jako, że niedawno zmienił się bębniarz, to odzyskanie sprawności bojowej zajmie nam jeszcze około miesiąca. Możliwe, że zagramy coś w połowie grudnia, ale na razie nic nie jest potwierdzone. Jakby co, to jesteśmy otwarci na wszelkie propozycje koncertowe. Poza graniem na żywo mamy też nadzieję na kolejne recenzje w internecie i prasie. Kolejne promówki są już szykowane do wysyłki. Dotarcie do mediów i promocja, to ciężka sprawa. Trzeba mieć dużo czasu i cierpliwości. Przestaję się dziwić, że nawet mniejsze zespoły znajdują sobie menedżerów.
Kończąc wątek nowej płyty zareklamuj proszę ten materiał czytelnikom MetalSide.pl (śmiech). Koniecznie sprawdźcie "Time Of Pain" bo...
... bo może znajdziecie tam to, co w metalu lubicie najbardziej! Niektóre kawałki różnią się od siebie na tyle, że mogą przypaść do gustu fanom różnych gatunków. I w przyszłości pewnie będzie podobnie.
Powiedź mi jakie plany wiążesz z zespołem Firestorm? Co chciałbyś osiągnąć w przyszłości?
Do tej pory chciałem osiągnąć nagranie płyty... Teraz chyba czas na koncertowanie i mozolne próby z uczestnictwem nowego materiału. Chciałbym więc osiągnąć stabilność składu. Mam nadzieję, że doprowadzi to do nagrania kolejnego albumu, który tym razem będzie wynikiem komponowania ludzi, którzy będą go potem nagrywać. Natomiast jeśli chodzi o osiągnięcia typu: popularność, to oczywiście każdy się jara, że muzyka, którą gra, komuś się podoba. OK, można twierdzić, że gra się dla siebie, dla frajdy. Ale jak ktoś do tego macha łbem, to frajda jest dużo, dużo większa!
Jakie masz największe muzyczne marzenie związane z zespołem? Może koncert z jakąś mega gwiazdą?
Największe muzyczne marzenie? Cóż, niby marzenia trzeba mieć. Na tę chwilę może być to na przykład skomponowanie koncept-albumu, który zawierałby najlepsze elementy wszystkich moich ulubionych gatunków muzycznych i zarazem brzmiał bardzo spójnie. Oczywiście fajnie byłoby też supportować jakąś dużą kapelkę, ale jakoś nie mam żadnej konkretnej na myśli... Chyba więc to marzenie sprowadzić można do faktu zagrania i zaprezentowania się większej ilości osób za jednym zamachem. Support takiej Metallicy zapewne nie gwarantuje, że Hatfield usiądzie i wypije z tobą piwo...
To tyle z mojej strony. Na koniec tradycyjnie poproszę o kilka słów dla czytelników serwisu MetalSide.pl, a ja dziękuję za odpowiedzi i poświęcony czas.
Dzięki za zainteresowanie zespołem! Wspierajcie metalową scenę! Metal to nie tylko Metallica i Iron Maiden. Podziemie skrywa naprawdę ciekawe i uzdolnione zespoły! Wystarczy poszperać i dać im szansę!
|