Christofer Johnsson - "Od kiedy metal jest dla cipek i mamisynków?"


Panie i Panowie: oto Christofer Johnsson jakiego nie znacie! Oczywiście wielbiciele metalu wiedzą, że to założyciel, gitarzysta i główny kompozytor szwedzkiej grupy Therion - legendy symfonicznego metalu. Nie wszyscy wiedzą jednak, że artysta jest wielkim fanem klasycznego heavy metalu. I ta muzyka tak długo siedziała w jego głowie, że w końcu postanowił stworzyć pełny album w tym stylu. W składzie jego najnowszego pobocznego projektu - Defenders of the Faith - znajdziemy pozostałych muzyków Therion, a na pierwszym albumie pojawia się chociażby wokalista KK's Priest. Wydany własnym sumptem "Odes to the Gods" był głównym tematem naszej rozmowy, choć oczywiście nie zabrakło pytań o inspiracje, ulubione płyty, cenzurę i... nadchodzącą koncertówkę Therion. Z orkiestrą symfoniczną. Christofer okazał się niezłą gadułą, a dodatkowo w język gryźć się nie zamierzał! Zapraszamy do lektury!





MetalSide: Hej! W tym wywiadzie chciałbym skupić na Twoim najnowszym muzycznym przedsięwzięciu: Defenders of the Faith. Kiedy pojawił się pomysł, by zacząć grać taki klasyczny heavy metal?

Christofer Johnsson: Och, to było moje dziecięce marzenie. Jak miałem 11 lat to na ścianie w moim pokoju wisiały plakaty Accept, Iron Maiden i Judas Priest. To właśnie chciałem robić gdy dorosnę. To było moje wielkie marzenie. Kiedy kilka lat później zacząłem grać na instrumencie to cisnęliśmy coś na kształt heavy metalu czy też heavy wymieszanego z thrashem - na samym początku jak jeszcze nazywaliśmy się Blitzkrieg. Rok później, w 1988 roku zmieniliśmy nazwę na Therion i zmieniliśmy styl na death metal. Ale myślę, że już w 1993 roku mogłeś usłyszeć, że do muzyki Therion zaczęliśmy przemycać elementy klasycznego heavy metalu. Niby drobne rzeczy, no ale jednak były już obecne w kilku kompozycjach. No i wiesz jak w ogóle porównasz Therion do innych zespołów grających symfoniczny metal to od razu słychać, że jeśli chodzi o gitary, to bazujemy na heavy metalu. Analizując partie tego instrumentu w Epica czy Nightwish, no to one są już mocno inspirowane zespołami z lat 90. Bazują na tradycjach Metalliki, czy Pantery gdzie w Therion usłyszysz więcej Iron Maiden, Judas Priest i Accept. Heavy metal zawsze był ważną częścią tego co robiłem. Czuję, że z Therion zrobiłem wszystko co chciałem. Kiedy zrobiliśmy "Leviathany" to było to po to, by dać fanom to co chcieli. To było coś, czego wcześniej nie robiliśmy. Kiedy skończyliśmy to pojawiło się pytanie: "no i co dalej?" (śmiech). No i zdałem sobie sprawę z tego, że naprawdę brakuje w moim katalogu tego heavy metalowego krążka. Chciałbym zrobić płytę, jaką chciałem zrobić mając te 11 lat. Spełnić to marzenie. To jest więc taki miks moich ulubionych kapel z tego okresu. Oczywiście dużo Accept, Judas Priest i Maidenów.

Ta płyta to też taki prezent na moje 50-te urodziny, który sam sobie sprawiłem. W końcu kiedy robisz poboczny projekt który sam będziesz wydawać to nie po to, by zarobić pieniądze tylko po to, by je stracić. Pomyślałem sobie, że nieważne - i tak nagram go w pełni profesjonalnie. I wiesz: jak wytłoczę 300 winyli to zatrzymam jednego sobie, będę mógł sobie usiąść i go posłuchać. I wtedy będę mógł powiedzieć dawnemu sobie: "Hej młody! Udało ci się! Oto materiał o którym zawsze marzyłeś!". Choć ostatecznie nigdy nie stałem się tak sławny by grać na największych arenach. Mam jednak przyjaciół którzy grają. Dla przykładu Tobias z Ghost. I choć gra na arenach to jest wielkim fanem muzyki. Jest na przykład ogromnym fanem Candlemass. Ostatnim razem jak się spotkaliśmy to gadaliśmy o płytach tego zespołu. Nawet jeśli tworzysz muzykę i osiągniesz sukces to ostatecznie dalej jesteś fanem metalu. I ten krążek rzeczywiście był moim marzeniem. Początkowo miałem w ogóle dość skromne cele. Jak już wspomniałem, chciałem wytłoczyć 300 winyli i może z 500 CD - dla kolekcjonerów Therion czy coś. Napisałem ten materiał w jakieś dwa tygodnie - może mniej. W każdym bądź razie: w okresie dwóch tygodni. Mogło być tak, że spędziłem trzy dni robocze by wiesz: podłączyć gitary, napisać jakieś kawałki i tyle - robimy heavy metalowy album. Później pomyślałem, by trochę to wszystko podrasować. Jako że ja i Thomas tworzymy bardzo dobry duet kompozytorski, to wysłałem mu większość numerów z pytaniem czy damy radę to nieco dopieścić. Skończyło się na tym, że siedzieliśmy nad materiałem kolejne dwa tygodnie. I to nie jest tak, że trochę poprawiliśmy te kawałki - my je kompletnie przepisaliśmy. I zrobiliśmy tyle nowych, że wystarczy na drugi krążek. Nagle więc, po miesiącu pracy mieliśmy dwa dobre albumy. Pomyślałem, że wyszło lepiej niż się spodziewałem. Wyszło zbyt dobrze, by to gdzieś odłożyć. Trzeba było to zrobić i to zrobić dobrze, porządnie. Zacząłem się więc rozglądać na wydawcą. Kiedy podpisywałem kontrakt na oba albumy to wszystko wyglądało obiecująco. A później wszystko się rozpadło przez koszulkę i o mnie trzymającego broń. Wróciłem więc do wydania wszystkiego własnym sumptem. Ostatecznie wyszło mi to na dobre ponieważ wiele nauczyłem się w kwestii promocji i tego typu sprawach.

Można to wszystko ogarnąć samemu?

Kiedy zmienialiśmy wydawcę z Nuclear Blast na Napalm Records to zapytałem siebie: "czy rzeczywiście ciągle potrzebny jest wydawca?". Dla mnie to zawsze sprowadzało się do odpowiedzi na pytanie ile sprzedajesz fizycznych kopii swojego albumu. Jeśli dużo to warto mieć wydawcę który jest w stanie z góry wyłożyć kasę na produkcję. Musisz mieć miejsce, by to wszystko magazynować i wysyłać do dystrybutorów. Masz ich w każdym kraju, prowadzisz z nimi korespondencję - to dużo pracy z zakresu logistyki. To nic prostego. Kiedy jednak docierasz do miejsca w którym robisz taką bardziej limitowaną, sprzedawaną przez Internet serię, to CD zaczyna przypominać winyle z początku lat 90. Ty tego nie pamiętasz ale wówczas byś kupował kasety w kiosku (śmiech). Pirackie. Ciągle mam parę w swojej kolekcji (śmiech). Fajna rzecz. Na zachodzie winyle były w odwrocie - mogłeś pójść do sklepu i kupić znane wydawnictwa za grosze. A że ciągle miałem fioła na ich punkcie to wykorzystywałem okazję. I podobnie jest teraz z nośnikiem CD. Jak dojdziesz do punktu w którym po prostu tłoczysz kilkaset egzemplarzy, wysyłasz je i nie będziesz robił kolejnego rzutu, to tak naprawdę nie potrzebujesz wydawcy. Ja ciągle mam do zrobienia dwa krążki z Napalm. Defenders to jednak dla mnie przetarcie pewnego szlaku - zdobywam wiedzę na temat tego, ile wysiłku to wymaga. Edycję na winylu oddałem w ręce Suburban bo to była istna męczarnia. Poza tym jeśli nie tłoczysz dużej ilości, to masz absurdalne terminy. Jeśli jednak masz znajomości i dużo zamówień to masz szybszą dostawę. Oni byli w stanie wytłoczyć go aby był dostępny w dniu premiery wersji CD. Dlatego postanowiliśmy użyczyć licencji. Ale CD zajmuję się już sam. Będzie limitowana ilość i tyle.

Z Defenders jest inaczej bo to nowy zespół. Ciężej sprzedać nowy zespół niż sprzedać krążek komuś, kto ma 15 poprzednich. Jeśli ktoś ma wszystkie płyty Therion to oczywiście że będzie chciał mieć również i ten najnowszy. Kiedy jednak nie masz takiej kolekcji... Jasne, częściowo Defenders trafi do fanów Therion, ale powiedziałbym, że 90% fanów nie lubi czystego heavy metalu. Nie ma więc niczego za darmo. Coś tam dostajesz jeśli jesteś w znanym zespole. Masz know-how, masz kontakty. Nie musisz się uczyć tego jak pewne rzeczy działają i do kogo się zwrócić. Inaczej jest jednak w przypadku rzeczywistej sprzedaży twojej muzyki. Ludzie mają w dupie to kim jesteś. Interesuje ich to jak to brzmi. Bądźmy szczerzy: 90% projektów pobocznych to kupa. W ogóle się nie sprzedają, nikt ich nie chce. Ot, jakiś muzyk, którego słuchałem nagle chce zrobić np. album bluesowy... Wiesz, z tej mojej generacji mamy np. projekt Adriana Smitha - ten Smith/Kotzen. Albo British Lion od Steve'a Harrisa. To się nie sprzedaje, grają w małych klubach. Mają po kilka tysięcy odtworzeń miesięcznie na Spotify. Nikogo nie obchodzi, że to Steve Harris. To nieważne, że stworzył "The Number of the Beast", bo w tym przypadku nie sprzedaje "The Number of the Beast", rozumiesz? Dlaczego więc miałbym słuchać czegoś co nie jest w moim guście? Dlatego, że to Steve Harris? Tak to wygląda. Dostajesz od ludzi pięć minut uwagi. Sprawdzą pierwszy numer a jak się okaże, że ssie to połowa osób nie będzie słuchać dalej. Ta druga może da jeszcze jedną, ostatnią szansę. I tyle. Jeśli usłyszysz dwa gówniane numery to nie będziesz w to brnął dalej. Nie ma nic za darmo. Musisz pracować niemal od zera. Jasne, masz pewną przewagę, szczególnie jeśli chodzi o media. Dla przykładu: jeśli skontaktuję się z niemieckim Metal Hammerem, to będą wiedzieli kim jestem. Być może uznają, że brzmi to ciekawie i ustalą wywiad. Jeśli jednak byłby to zupełnie nowy zespół to raczej by wywiadu nie było. Więc tak, pewna przewaga jest, ale ostatecznie jeśli nie masz interesującego materiału to ludzie będą mieli gdzieś to kim jesteś i co wcześniej osiągnąłeś.

Historia Defenders of the Faith jest też blisko związana z grupą KK's Priest - w końcu początkowo to dla nich były dwa pierwsze kawałki. Miałeś okazję otrzymać jakąś informację zwrotną od Downinga?

Nie, nigdy nie odpowiedzieli. Nie wysłałem materiału bezpośredniego do niego tylko do menedżmentu. Nikt też nie poprosił mnie o skomponowanie czegoś, więc w sumie nie mogę być rozczarowanym. Tym bardziej, że nie liczyłem w ogóle na ich akceptację, ponieważ K.K. w swojej autobiografii napisał, że nigdy nie podobał mu się pomysł korzystania przez Priest z zewnętrznych kompozytorów. Spodziewałem się więc tego, że raczej powie nie. No ale pomyślałem też: co mi szkodzi? Ostatecznie to nic kosztuje. A żeby być przygotowanym na sytuację w której poproszą by pokazać na co mnie stać, to napisaliśmy dwa kawałki. Jedynym rozczarowaniem było tylko to, że w ogóle nie dostałem żadnej informacji. A uważam, że to trochę nieprofesjonalne. K.K. ma nieprofesjonalnego menedżera, bo jeśli ktoś większy od niego oferuje współpracę kompozytorską to chociaż wypadałoby odpowiedzieć. Odpisuję osobiście wszystkim osobom które oferują mi coś, czego nawet nie chcę. Wiesz, piszą że na przykład napisali taki i taki kawałek i czy Therion mógłby go nagrać. Nie, nie mógłby, ale przynajmniej taka osoba otrzyma kulturalną odpowiedź. Pojawiają się zaproszenia do różnych projektów czy gościnnych występów i w 99% odmawiam ponieważ nie mam nawet czasu na to, by robić własne rzeczy. Piszę więcej muzyki niż jestem w stanie nagrać. Nie mam więc czasu pracować z kimś, nawet jeśli jego praca jest bardzo dobra. Ale każdy otrzyma ode mnie odpowiedź. Dlatego uważam, że ta sytuacja była trochę nieprofesjonalna. No wiesz, jego menedżer mógł nawet powiedzieć sekretarce czy innemu asystentowi żebym się po prostu odpierdolił i by było w porządku.


To jak to się stało, że Ripper Owens śpiewa na "Intruder"?

Bo napisałem do niego i się spytałem.

(śmiech) Zabawne, że napisałeś do KK's Priest i w ogóle nie dostałeś odpowiedzi, a ostatecznie na krążku gościnnie pojawia się wokalista tej grupy.

No tak. Bo napisałem bezpośrednio do niego - artyści często tak robią. Dlatego właśnie uważam, że mają nieprofesjonalny menedżment. No bo jeśli dostajesz takie zapytanie to zawsze powinieneś być kulturalny. Chodzi o to, że gdybym ja był jego menedżerem i nawet jeśli bym wiedział, że K.K. odmówi to i tak bym powiedział, żeby podesłać aby chociaż na to zerknąć. A jeśli by mnie to zdmuchnęło to bym powiedział K.K. żeby rzucił okiem - nawet żeby powiedzieć nie. W każdym bądź razie uważam, że drugi album jest trudniejszy. Nie zawsze ale często jest tak, że na pierwszy tworzysz materiał przez długi okres czasu, a później wypuszczasz drugi w odstępie 1,5 roku czy dwóch lat. Nie masz więc takiej samej ilości czasu na komponowanie. Moim zdaniem "Killers" Iron Maiden to bardzo niedoceniony krążek. Uwielbiam go, choć są tam odrzuty. Znajdziesz tam kawałki Maidenów z lat 70. które musieli odkurzyć, ponieważ brakowało im materiału. I nie był aż takim hitem. Taki sam problem występuje u innych kapel. Zobacz W.A.S.P.: jeden z najlepszych debiutów w historii, a później "The Last Command". Jasne, były na nim hity, ale również i wypełniacze. I przykłady można mnożyć. Pomyślałem, że szanse i tak były małe i może tych kawałków nie chcieli. Z drugiej strony: gdyby nie to, to nie byłoby tego albumu. Bo to się zdarzyło mniej więcej w momencie gdy w głowie pojawił się pomysł na ten krążek. Teraz musiałem mieć metalowy album i zacząłem myśleć nad tym czego jeszcze nie zrobiłem. Nie zrobiłem heavy metalowego albumu, a mam już dwie heavy metalowe kompozycje. Dopisałem więc resztę.

O nazwę Defenders of the Faith pytać nie będę, bo to dość oczywiste (pokazuję limitowaną wersję krążka Judas Priest). Zapytam jednak o inny szwedzki zespół. Noszący nazwę Defenders of the Faith. I grający covery Judas Priest. I który był mocno niezadowolony z faktu, że to właśnie taką nazwę wybrałeś (śmiech). Słyszałeś o nich wcześniej?

Dostałem takie samo pytanie od Sweden Rock Magazine. Nie rozumiem dlaczego zrobili z tego taki wielki problem. Przede wszystkim: nie są pierwszą grupą. Jest amerykański cover band noszący nazwę Defenders of the Faith - nosili tę nazwę przed szwedzką kapelą. Jeśli więc ktokolwiek powinien narzekać, to Amerykanie. Szwedzka kapela jakoś nie miała problemu z używaniem nazwy którą używała już ta ze Stanów. Po chuj więc marudzą? Oprócz tego nie widzę problemu. Oni grają covery i grają koncerty. My nie gramy na żywo i nie będziemy grać na żywo, tworzymy własne kawałki i je sprzedajemy. Oni nie nagrywają niczego i niczego nie sprzedają. Nie widzę więc żadnego konfliktu interesów. Zarejestrowałem markę ponieważ są trzy cover bandy - jeśli się nie mylę. Jeden w Stanach, drugi w Szwecji, trzeci nawet nie pamiętam już skąd - ale znalazłem ich na YouTube. Oczywiście zaczynasz szukać, sprawdzać czy są tak nazwane zespoły. Zaglądasz na Spotify i jeśli nie ma niczego wypuszczonego pod tą nazwą to znaczy, że jest wolna. Później jest to dodatkowo sprawdzane przy procesie rejestracji. Czy ktoś zastrzegł nazwę? Nie, nikt. Ta Szwedzka grupa istnieje 10 lat. Jeśli przez ten czas nie zarejestrowali nazwy to znaczy, że nie traktują tego aż tak poważnie. Muszą więc żyć z faktem, że ktoś inny może z niej korzystać. Teraz ja mam prawa do tej marki ale to nie oznacza, że ich zaraz udupię. Oczywiście, teoretycznie mógłbym wynająć prawnika, by im kazał zmienić nazwę. Ale ja to widzę inaczej. Wszyscy gramy w tej samej metalowej drużynie. Moim zdaniem są świetni. Moim zdaniem powinni dalej grać. Bo dlaczego nie? Wszyscy jesteśmy fanami Priest. Nie widzę więc problemu. Nazwę zarejestrowałem głównie po to, by nikt nie mógł mi podskoczyć i powiedzieć, że nie mogę z niej korzystać.

Na oficjalnej stronie było kilka sposobów na wsparcie Defenders of the Faith. Można było chociażby zostać "chrzestnym" i "chrzestną". Pakiet obejmował m.in. możliwość postrzelania z Tobą. Z prawdziwej broni. Skąd pomysł na tego typu promocję?

To przez to zdjęcie z bronią. Powodem dla którego straciliśmy kontrakt była właśnie ta fotografia. Kurwesko absurdalna sytuacja. Cóż można więcej dodać? Zwykła koszulka z logo Saxon - oni narzekają. A później: "Oj, bo jeszcze masz w rękach broń, a wiesz: Ukraina, Gaza - komuś się może zrobić smutno...". A ja sobie myślę: "Komuś się może zrobić smutno? Chwila moment! Od kiedy metal jest dla cipek i mamisynków?! Metal powinien prowokować!". W.A.S.P. rzucało w ludzi surowym mięsem! Dzisiaj ktoś mógłby powiedzieć, że nic wielkiego, ale wtedy to było coś! To było skandaliczne. Chcieli ich zakazać. Zabronić występowania. Nie mogliśmy nosić w szkole ich koszulek. Musiałeś iść do domu się przebrać, albo ją zakryć. Nie wiem... Nie chcę wchodzić w politykę, ale to chyba ma coś wspólnego z tym bzdurnym woke i cancel culture. Mam na to alergię. Jeśli ktoś chce na ten temat rozmawiać to bardzo proszę udać się na drugą półkulę. Tak żebym nie musiał tego słuchać. Nie będę miał wydawcy który będzie mi kurwa mówił w jakiej koszulce mam chodzić. Jeśli z kolei chodzi o broń to pomyślałem, żeby coś z tym zrobić. Zauważyłem, że w social mediach jeśli chcesz przebić się przez ten cały "radiowy szum" to musisz robić mnóstwo głupich rzeczy. Jeśli dla przykładu wrzucę post o tym, że robimy nową muzę... Na moim profilu artystycznym na Facebooku - Christofer Johnsson - mam 30000 obserwujących. Jak udostępnię jakiś nowy kawałek - cyfrowy singiel lub teledysk - to dostanę może ze 300 lajków. Za nową muzę. A jak wrzucę fotkę mnie i Christiana Vidala pijących piwo na jakimś lotnisku to dostanę 1.000. Puszczam moją fotkę z bronią: 1.300 lajków. Jeśli więc chcesz sprzedać swoja muzykę to musisz więc dawać fanom to czego chcą, wiesz? Nigdy nie poszedłbym na ustępstwa względem mojej pracy. Maluję ten obraz tak jak chcę i nikt nie powinien się do tego wtrącać. Ale jak już go namaluję, to muszę użyć wszystkich dostępnych środków by go sprzedać.


Skoro nieco wcześniej wspomniałeś tę drugą półkulę: rzuciłem okiem na artykuł o Defenders of the Faith w Rolling Stone Brazil, a tam Twoje zdjęcie z... zamazanym pistoletem. Nie koszulką Saxon.

Tak, niby nie są wrażliwi na tym punkcie, no ale... Po co zamazywać broń? Nie wiem o takich rzeczach. Wiesz o tych sprawach więcej niż ja. Nie sprawdzam tego, ale... Sam nie wiem. Heavy metal prowokuje. Nie twierdzę, że musi prowokować, ale nie należy chodzić na paluszkach bo jakaś głupia cipa się o wszystko obrazi. Serio, to głupie. Jeśli ktoś jest taką cipą, że nie podoba mu się broń to może powinien znaleźć sobie inny styl? Niech nie słucha Motörhead. Niech nie słucha Judas Priest. Niech słucha muzyki dla małych dziewczynek. Dla każdego znajdzie się coś odpowiedniego. Niech mi jednak nie mówi, że heavy metal nie może być taki jak kiedyś! Jedną z moich ulubionych płyt z lat 80. jest "Russian Roulette" Accept - bardzo niedoceniony materiał. Mieli broń na froncie. Kiedy zrobiliśmy to moje zdjęcie to miało być w stylu tych moich ulubionych okładek, jak np. "Bomber" Motörhead. No wiesz, z Philthy Taylorem za karabinem maszynowym. Zajebista sprawa. Teraz ludzie wszystko biorą tak poważnie! A heavy metal nigdy nie był zbyt poważny. Dlatego teksty kawałków nie są przesadnie... intelektualne. To rock'n'roll, heavy metal, którego nie powinno się brać całkowicie na serio. Rzeczy zrobione z uśmiechem na ustach. Kiedy W.A.S.P. zrobiło sesję zdjęciową z krwią to pewnie wypili sobie kilka piw. Powygłupiali się przed aparatem i poszli do pubu czy coś. W latach 90. coś się zmieniło i nagle ludzie zaczęli podchodzić strasznie poważnie do muzyki. A ostatecznie to przecież tylko rock'n'roll.

Jednym z kawałków promującym debiutancką płytę był "I'm in Love with My Tank". Tekst tej kompozycji był inspirowany m.in. komiksem "Tank Girl". Oglądałeś jego adaptację? Bo za dzieciaka widziałem ją chyba ze 20 razy...

Widziałem raz ale bardziej odnoszę się do komiksu, który czytałem. Kiedy tworzysz album to musisz mieć tytuły utworów, które ludzi zainteresują, wiesz? Jest pewna artystka, którą bardzo lubię: Rosalie Cunningham. Miała ona taki zespół Purson - coś na kształt retro-rocka. Stworzyła numer o tytule "Fuck Love". Kiedy kupujesz album i widzisz taki tytuł to myślisz sobie: "muszę posłuchać jak to brzmi!". Są takie tytuły, że musisz zobaczyć co się za nimi kryje. Myślałem o Queen i ich "I'm in Love with My Car". Patrzysz na tracklistę i myślisz sobie: "jak to będzie brzmieć?". To coś czego już nie wyrzucisz z pamięci - musisz to sprawdzić. Troszkę więc mnie to zainspirowało - bo to hit. Stąd też tytuł który ma przyciągać uwagę - względy marketingowe.

Skoro "Odes to the Gods" to hołd złożony bogom heavy metalu, to jakie są Twoje ulubione heavy metalowe krążki?

Gdyby mój dom stanął w płomieniach to w pierwszej kolejności chwyciłbym "Restless and Wild" i "Balls to the Wall". Powiedziałbym więc, że te dwa. Poza tym "Wheels of Steel" Saxon - jeden z moich ulubionych. "Piece of Mind" Maidenów również. Do tego debiut W.A.S.P., "Bomber" Motörhead - niesamowity album. Jeśli mówimy o albumach studyjnych z lat 80. to jeszcze "Defenders of the Faith" i "Screaming for Vengeance". Bardzo, bardzo lubię "Sad Wings of Destiny", ale to już bardziej hard rock z lat 70. Całkowicie zdmuchnął mnie "Unleashed in the East". To jedno z tych wydawnictw które wyrwały mnie z kapci. Powiedziałbym, że to są moje ulubione płyty, ale w latach 80. było mnóstwo dobrych rzeczy! Mnóstwo dobrych krążków! Nigdy nie bawił mnie nowoczesny metal. Jest parę rzeczy z lat 90., które mi się podobały, ale ogólnie nie lubię tej nowoczesności - nawet na współczesnych albumach tych starych kapel pokroju Judas Priest. Kiedy robią nowy album to ciągle piszą dobre kawałki, ale nie podoba mi się to, że jest za dużo przesteru, wysokich tonów. Nie podoba mi się brzmienie gitar i centrali. To wszystko brzmi tak klinicznie. Brakuje mi ciepła taśmy analogowej. Chcę słyszeć jak brzmi drewno w gitarze. Wydaje mi się, że Defenders of the Faith brzmi bardziej szczerze od innych kapel grających tradycyjny, inspirowany latami 80. heavy metal, ponieważ one słuchają chyba tylko zespołów z lat 80. A kiedy chcesz stworzyć płytę żeby brzmiała dokładnie tak jak wtedy to musisz również słuchać tych zespołów, które tamte zespoły słuchały. Czego słuchali Maideni? Słuchali Wishbone Ash, Deep Purple, Jethro Tull - tego typu rzeczy. I to słuchać w ich muzie. I ja też ich słucham - uwielbiam lata 70. Muzycy Judas Priest słuchali Hendrixa i ja również jestem jego wielkim fanem. Wydaje mi się więc, że łatwiej mi zrobić coś bardziej autentycznego ponieważ słucham zespołów, którymi te zespoły się inspirowały - nie próbuję ich tylko kopiować. Weź taki Accept - to jak miks Judas Priest i AC/DC. A jestem wielkim fanem AC/DC! Dlatego myślę, że brzmimy bardziej szczerze. To ciągle hołd, ale bez kopiowania.

A co sądzisz o tych młodszych kapelach grających heavy metal? Są jakieś nazwy które śledzisz? Miałem okazję zobaczyć Wolf z Johanem Kullbergiem w składzie - bardzo, bardzo dobre granie!

Dobra kapela, ale ciągle zbyt nowoczesna jak na mój gust. Nie jest to też taki czysty heavy metal - dorzucają tam też i inne elementy. Jeśli chodzi o klasyczny heavy/speed metal to powiedziałbym, że dobry jest Enforcer. Wokalista ma trochę taki "smerfny" głos, ale całość brzmi bardzo autentycznie. Nie brzmią jak te duże zespoły pokroju np. Maiden, Priest czy Accept. Brzmią trochę jak te zespoły którym nie udało się osiągnąć tak dużego sukcesu - ale mówimy tutaj o tej czołówce, rozumiesz? Brzmią bardzo szczerze i podoba mi się to co robią. Ich albumy rzeczywiście brzmią jakby powstały w latach 80.

Powiedziałeś, że koncerty pod szyldem Defenders of the Faith odpadają. Na pewno? Bo wydaje mi się, że byłoby to łatwiejsze pod względem logistycznym - w końcu ekipa jest mniejsza niż w przypadku Therion.

To trochę błędne rozumowanie - nie jest wcale łatwiej z uwagi na dużą ilość harmonii. Musiałbyś mieć zespół w stylu Queen - w którym każdy jego członek potrafi śpiewać. A i nawet Queen nie wykonywało całego "Bohemian Rhapsody" na żywo - nie było w stanie. Grali pierwszą część kompozycji, a ta cała partia "Mamma Mia" puszczana była z taśmy. Następnie znów wracali do grania. I weźmy teraz dla przykładu "Northern Stones". To kawałek napisany dla trzech gitarzystów. Jak kręciliśmy teledysk i "graliśmy" do taśmy to zdaliśmy sobie sprawę z tego, że aby kawałek brzmiał tak jak chcemy to musieliśmy mieć trzech gitarzystów - jak Iron Maiden. No i dodatkowo każda osoba w zespole musiałaby umieć dobrze śpiewać. Albo musielibyśmy mieć metalowy chór jak Therion. To nie jest więc tak łatwe (śmiech). No i jeszcze ważne jest to by mieć różnych głównych wokalistów. Gdybyśmy więc chcieli ruszyć w trasę i sprawić by brzmiało to porządnie to musielibyśmy wziąć więcej osób niż Therion.

Wspomniałeś wcześniej, że materiał na drugi album Defenders of the Faith jest w zasadzie gotowy. W którą stronę na nim poszliście? Jak będzie się różnił od debiutu?

Nie będzie on już takim hołdem. Masz na debiucie np. taki numer jak "The Time Machine" - to w zasadzie kawałek Maidenów. Podobnie jak "Our Saviour". Jest też inny... Jak on się nazywa...? "Funeral Pyre"! Ten z kolei brzmi jak Accept. W innych utworach już bardziej to się miesza - możesz powiedzieć, że np. coś jest miksem Accept z Judas Priest. "Intruder" miał brzmieć jak Judas Priest" ale mówią, że już "Darkside Brigade" to coś jak "Shout at the Devil" Mötley Crϋe zmieszany z Judasami. "Northern Stones" to już Saxon ze Scorpions. "Heavy Metal Shakedown" - miks Accept i Judas Priest. "I'm in Love with My Tank" - coś jak Scorpions i Judas Priest. "The End of the World" to też kawałek Accept. Myślę, że na drugim krążku nie będzie tak oczywistych nawiązań. Nie powiesz, że ten czy tamten kawałek to Accept. Bardziej, że to po prostu heavy metal. To największa różnica. Tak naprawdę wszystkie utwory są już gotowe - czekają tylko na nagranie. Moglibyśmy zacząć już jutro gdybyśmy chcieli. Najpierw jednak zamierzam zrobić nowe Luciferian Light Orchestra. Album Defenders, następnie Luciferian Light, później drugi Defenders, drugi album LLO, a w 2028 roku powracamy na planetę Therion.


Jak w ogóle sytuacja z koncertem z Meksyku? Bo Therion zarejestrował koncert z orkiestrą symfoniczną z myślą o DVD/BD.

Kończymy prace nad montażem. Wersja audio już jest gotowa i zmiksowana - pozostało tylko wideo. Nie było to łatwe. Bardzo trudno zrobić koncert z orkiestrą ponieważ do mikrofonów dochodzi mnóstwo innych dźwięków. Podczas samego występu masz naturalny dźwięk ze sceny. Słyszysz coś z orkiestry, ale gdy już robisz nagranie to masz tylko to co zarejestrowały mikrofony. A do nich trafia mnóstwo gówna. Smyczki są bardzo ciche, więc dostanie się tam również trochę talerzy, perkusji, bębnów, zespołu... Jeśli więc chcesz podnieść smyczki to jednocześnie podciągniesz też i całą resztę. To nie jest tak, że teraz sobie podniesiesz same bębny w EQ. Masz EQ dla smyczków, ale nagle masz też EQ dla bębnów ze smyczkami. Bardzo trudno to wszystko zbalansować. Musisz znaleźć balans pomiędzy dziwnym brzmieniem, a nie słyszeniem instrumentów. Trzeba znaleźć ten złoty środek w którym nie rujnujemy brzmienia, a jednocześnie słyszymy wszystkie instrumenty. Dlatego właśnie nie chciałem ponownie grać z prawdziwą orkiestrą. To strasznie ciężkie - dlatego odmawiałem przez ostatnie 15 lat. Ale zaproponowali taką kasę, że wiesz: okazało się, że każda dupa ma swoją cenę. Możesz powiedzieć, że nigdy nie pozwolisz na to by ktoś włożył ci palca do dupy, a następnie dostajesz kupę pieniędzy, największą w twoim życiu... Rozsuwasz więc pośladki jednocześnie licząc kasę (śmiech). Jak ktoś mówi inaczej to chyba nie wiedział jeszcze odpowiedniej kwoty. Tak to działa. No może Bill Gates by odmówił, bo on ma tyle pieniędzy, że pewnie nie wie na co je wydawać. Ale zwykli śmiertelnicy? Wiesz, tej nocy zarobiłem więcej niż przez ostatnie 10 lat grania z Therion. Musiałem więc to zrobić. Jednocześnie zdawałem sobie sprawę z tych wszystkich problemów, które mnie czekają. Wiedziałem, że ludzie będą narzekać bo to była taka wielka rzecz: sprzedaliśmy 11.000 biletów, a na ulicy dalej stali ludzie. Było bardzo głośno. To było pierwsze, headlinerskie show Therion na dużej hali. Wiadomo, że każdy będzie chciał abyśmy to wypuścili. Zgodziłem się choć wiedziałem ile pracy będzie to kosztować. Że będzie problem z miksem i w ogóle.

Z pewnością nie wszyscy będą zadowoleni. Część osób na pewno nie będzie zadowolona, bo według nich nie będzie to brzmieć tak dobrze jak z poziomu publiki. Dodatkowo dochodzi też sam aspekt bycia tam. Te, które nie mogły tam być będą marudzić, że nie wszystko jest tak czyste. Zdradzę ci w ogóle pewien sekret. Większość koncertówek z orkiestrami symfonicznymi to podróbki. Nie będę rzucał nazwami, ale w większości przypadków tak po prostu jest. Z uwagi na problemy o których wspomniałem zespoły nagrywają poszczególne partie później. Niektóre nawet podczas koncertów puszczają fragmenty z taśmy - bo zdają sobie sprawę z tego jak to jest trudne. Ludzie widzą smyczki, słyszą smyczki, ale nie wiedzą, że zostały one nagrane nieco wcześniej podczas próby. Kto zauważy różnicę? Mogę na pewno podać przykład Manowar, bo zostali na tym złapani. Zrobili tak i zostali skrytykowani. Bo Joey DeMaio nie jest głupi. Zdaje sobie sprawę z tego jak to jest trudne. Więc zadał sobie pytanie: czy chce koncertu na którym brzmi to jak gówno, czy koncertu na którym wszystko brzmi świetnie. Dlatego umieścili wszystko na taśmie. Niestety dla niego: ktoś się zorientował. Spierdolił sprawę i wylało się wiadro pomyj. Na pewno nie było to fajne dla fanów Manowar. Sam zresztą jestem fanem Manowar - "Into Glory Ride" to jeden z najlepszych krążków heavy metalowych. Ich pierwsze cztery albumy są zajebiście dobre i przez lata były dla mnie wielką inspiracją. Tyle że fani Manowar są bardzo "true". Jeśli zamierzasz coś sfabrykować to chyba nie z taką kapelą. Mimo wszystko to zrobili, poparzyli sobie paluszki i poszli dalej. Takie są jednak powody takich, a nie innych decyzji. Ja z zasady tego nie robię. Tyle pieniędzy w to idzie. Jeśli ponownie miałbym zrobić koncert z orkiestrą to bardziej jak Deep Purple w latach 70. Wszystkie dźwięki płynące naturalnie ze sceny w małej miejscówce. Jak w filharmonii. Ustawiasz gitarowe wzmacniacze na odpowiednim poziomie i nic w nich nie zmieniasz. Nie będzie idealnie, ale naturalnie. To by zadziałało.

I to by było wszystko co przygotowałem! Dzięki wielkie za poświęcony czas! Życzę miłego wieczoru!

Wzajemnie! Pa!

zdjęcia: Kevin Wilson




Autor: Tomasz Michalski

Data dodania: 19.10.2025 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2025 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!