Katatonia - "Już nie jesteśmy zespołem metalowym"


Chyba nie ma na tym świecie osoby która nie zgodziłaby się ze stwierdzeniem, że Katatonia to legenda klimatycznego grania. Niemal 35 lat działalności, a do tego 14 albumów studyjnych z których niejeden to prawdziwy klasyk. Zespół nigdy nie stał w miejscu zmieniając się niczym kameleon. Była faza doom/death metalowa, nieco bardziej gotycka, jak i ta rockowa, przebojowa. Najnowszy krążek - wydany przez Napalm Records "Nightmares as Extensions of the Waking State" - to jednak ciężki orzech do zgryzienia nawet dla najwierniejszych fanów. Jedni znienawidzili ten niezwykle trudny materiał, inni pokochali. I to właśnie on był głównym tematem rozmowy z perkusistą formacji. Co miał nam do powiedzenia (dodam: niezwykle spokojny) Daniel Moilanen?





MetalSide.pl: Hej! Nowy album na półkach sklepowych, no ale może na początku odhaczmy ten najbardziej niewygodny temat. W marcu Anders Nyström odszedł z zespołu twierdząc, że chciał wrócić do wczesnego materiału Katatonii. Jak patrzysz na tę sytuację? Bo w swoim oświadczeniu napisał wręcz, że grupa powinna zakończyć działalność.

Daniel Moilanen: Chciałby powrócić do korzeni? Cóż, nie napisał żadnego kawałka od czasu "The Fall of Hearts". Nie był zainteresowany próbami, nie był zainteresowany nowym materiałem, nie był zainteresowany tworzeniem nowego materiału. Dlatego nie interesuje mnie zbytnio jego wersja wydarzeń. Chodzi mi o to, że przez bardzo długi czas nie był już częścią tej grupy i uważam, że poradziliśmy sobie bez niego dość dobrze. Jego oficjalne odejście nie zrobiło nam większej różnicy, ponieważ tak naprawdę od dawna go w niej nie było. Jestem podekscytowany tym gdzie obecnie się znajdujemy: nowym albumem i nowym składem. Jasne, szkoda, że Anders nie był zbytnio zainteresowany byciem jego częścią, ale tak czasami bywa. Był ważną częścią historii zespołu i ta jego era ciągle istnieje. Ciągle mamy albumy które napisał i na których zagrał. Ciągle jest ich częścią.

Katatonia to legenda która ciągle ewoluuje. Graliście ciężki doom/death metal, później poszliście w dźwięki spod znaku gothic, a w końcu i w coś bardziej progresywnego, alternatywnego. "Nightmares as Extensions of the Waking State" to część tego procesu?

Tak. Myślę, że to album na którym bardziej patrzymy w przeszłość niż w przyszłość. To najbardziej samotny, cichy, introspektywny album od czasu chyba "Discouraged Ones" albo "Tonight's Decision". Jest mniej metalowy, myślę, że również mniej progresywny. Jest też w nim mniej elektroniki niż na np. "City Burials". Jest mniej przebojowy niż "Sky Void of Stars". Nie wiem czy ewoluujemy w kierunku bardziej smutnego, klimatycznego grania - nie mam pojęcia. Ale myślę, że jednak ciągle ewoluujemy.

Katatonia to zespół z niezwykle zróżnicowaną dyskografią. Jak zadowolić fanów tych wszystkich inkarnacji układając setlistę? Da się w ogóle to zrobić?

Nie da się w 100% zadowolić wszystkich tym bardziej, że podjęliśmy decyzję by z uwagi na głos Jonasa nie wykonywać numerów z pierwszych albumów. Nie jest już w stanie w taki sposób śpiewać, więc dawno już podjęliśmy decyzję by tego nie robił. Choć oczywiście nie mówię, że to się nie może zmienić. Może w przypadku jakiegoś specjalnego koncertu, jakiejś celebracji, albo w wyniku głosowania. Chociażby przez to nie możemy zadowolić wszystkich ponieważ są ludzie, którzy ciągle chcieliby usłyszeć te kawałki. Teraz jesteśmy w erze bardziej progresywnej, z czystymi wokalami. To duże odejście od tej alternatywnej. Chociażby z tego powodu ciężko jest ułożyć spójną setlistę. Prezentujemy np. nowe, mocno progresywne kawałki ze sporą ilością elektroniki, a później taki "Saw You Drown" - prostą, ale bardzo emocjonalną kompozycję. Musimy sprawić by wszystko zabrzmiało spójnie. Nie chcemy by te dźwięki brzmiały jak wtedy, ponieważ jesteśmy obecnie w innym miejscu. Musimy sprawić by zabrzmiały bardziej teraźniejszo. A to wymaga dużej ilości pracy. Oczywiście to nie jest tak, że unikamy tych starszych kompozycji, no ale jeśli w 2025 roku pracujemy nad nowym albumem to skupiamy się właśnie na jego promocji. Później skupiamy się na tym poprzednim i jeszcze wcześniejszym. Gdyby każdy krążek miał być równo reprezentowany to wyszłaby nam długa setlista. Mam jednak swoich faworytów z tych starszych płyt. Takich, które chciałbym przemycić do setlisty. Takich, których nie grałem długo, albo nie były grane od kiedy dołączyłem do grupy te 10 lat temu. Może się uda gdy ruszymy w trasę. Wtedy te setlisty będą dłuższe.

Jacy twoi faworyci nie byli grani przez długi czas?

Chciałbym grać "Chrome" - jedna z moich ulubionych kompozycji. Nie miałbym nic przeciwko zagrania jakichś starych kawałków. Niemal 10 lat temu mieliśmy koncert w Londynie na którym zagraliśmy cały "The Great Cold Distance". Mieliśmy dwa sety. Drugi składał się z jednego kawałka z każdego dotychczasowego albumu. Po raz pierwszy od lat 90. zagraliśmy wówczas "Gateways of Bereavement". Przepychałem ten pomysł ponieważ bardzo chciałem zagrać coś z pierwszego krążka. Kto wie? Może będę w stanie namówić chłopaków do zrobienia czegoś podobnego? No ale Jonas jest bardzo uparty w kwestii tych bzdur ze swoim głosem (śmiech). Ciężko powiedzieć. Jest jak jest. Jest tyle numerów w dyskografii Katatonii. Tyle albumów. Ciężko zrobić setlistę dla samych fanów a co dopiero taką, która zadowoli nas.

Ekipa Katatonii również i w zeszłym roku miała delikatne zawirowanie w składzie. Skąd odejście Rogera Öjerssona?

Już od bardzo długiego czasu miał problemy z plecami. No i w końcu musiał odpuścić gdy mieliśmy zacząć trasę koncertową - po tym jak wróciliśmy z Japonii i Australii zeszłej wiosny. Mieliśmy parę miesięcy przerwy, musieliśmy ruszyć w drogę no i okazało się, że to po prostu nie będzie działać. Już wtedy zdecydowaliśmy, że weźmiemy ze sobą Nico. Jonas ma kumpla który znał Sebastiana - naszego drugiego nowego gitarzystę. Bardzo szybko udało się go sprowadzić. Teraz również i on jest częścią oficjalnego składu.

Teraz mamy ten pierwszy krążek z Nico i Sebastianem. Jak wyglądał ich wkład w powstawanie nowego albumu? Co wnieśli pod względem muzycznym?

Jeśli chodzi o proces komponowania to tak naprawdę za całą muzykę odpowiada Jonas. Napisał wszystkie kawałki oprócz jednego, który stworzył wspólnie z Joakimem ze szwedzkiej black metalowej grupy Craft. Ogólnie jednak Jonas tworzy riffy, melodie, strukturę danej kompozycji, programuje perkusję. Powiedziałbym, że muzyka Katatonii to 100% Jonas. Album Katatonii to z kolei 85% Jonasa. Dlatego że kiedy już kawałki są skończone i możemy na nich położyć swoje łapki to sprawiamy, że brzmi jak obecna Katatonia - że tak powiem. Przynoszę swój sposób grania, mój własny styl i brzmienie. Tak samo Niklas ze swoim basem. Nie gra po prostu tego co napisze Jonas. Gra tak jak tylko on potrafi. To właśnie powód dla którego jest muzykiem Katatonii. Podobnie zresztą jest z Nico i Sebastianem. Wnoszą swoje podejście do grania na gitarze. Może nie wymyślają riffów czy czegoś innego, ale oboje grają na tej płycie. A nie mieliśmy dwóch gitarzystów na jednym albumie od czasów "The Fall of Hearts". Wówczas na gitarach grali Jonas i Anders. Na "City Burials" był już tylko Roger, na "Sky Void" był już tylko Roger. Posiadanie dwóch gitarzystów na "Nightmares" zmienia całe podejście do grania. Sprawia, że wszystko brzmi bardziej... żywo. I to właśnie ich zasługa. Wnieśli swoje brzmienie, swoje solówki i podejście do grania tego co przygotował Jonas. Jonas może pisać ale nie jest gitarzystą. Potrafi grać na gitarze, jest w porządku, ale nie jest prawdziwym gitarzystą jak ta dwójka.


Jonas powiedział, że pierwsze nowe kawałki zaczęły nabierać kształtów już w 2023 roku. Dlaczego więc musieliśmy czekać aż dwa lata?

On to w ogóle cały czas coś komponuje. Jak tylko jeden album zostanie ukończony to on od razu zabiera się do pisania czegoś nowego. Niekoniecznie z myślą o następnym krążku - po prostu zaczyna tworzyć. Myślę, że w pewnym momencie to już decyzja menedżmentu, wydawcy i samego zespołu, że trzeba zacząć pisać materiał na płytę. No bo wiesz: strategia biznesowa czy coś. Nie wiem, nie znam się. Kiedy branża muzyczna potrzebuje nowego albumu to zostaje podjęta decyzja, a Jonas konwertuje to co tworzy w nowy album Katatonii. To nie jest więc tak, że po zakończeniu prac na jedną płytą on już pisze następną. Po prostu dalej pisze. Po "Sky Void" sporo koncertowaliśmy, mieliśmy też drobne problemy w zespole - ze składem. Musieliśmy sobie z tym poradzić, jak również przetrwać cykl promocyjny "Sky Void" tylko z jednym gitarzystą - co nie było łatwe. Może za bardzo się nie paliliśmy do tego, ale w pewnym momencie wydawca zasugerował prace nad nowym albumem. Z tworzącym się składem. By wykorzystać ten impet do stworzenia czegoś świeżego. No i tak to poszło.

Posiadanie nowego składu dało Jonasowi więcej motywacji?

Myślę, że zdecydowanie tak. Dało nam wszystkim. Dzięki temu nasze próby stały się fajniejsze, bardziej ekscytujące. Posiadanie dwóch całkowicie nowych muzyków niezwiązanych wcześniej z Katatonią oznaczało nowe pomysły i utwory, które oni chcieli grać. Inne podejście do grania dobrze znanych nam już kompozycji. To był prawdziwy zastrzyk energii. Zmieniło sposób planowania, czy pracy nad koncertami. W końcu po raz pierwszy od kilku lat na scenie miało być nas pięciu. Ten duży zastrzyk energii wynikał nie tylko z tego, że mieliśmy nowy skład, ale też z ich osobowości i stylu grania. To było jak odrodzenie, czy coś w tym stylu. Fajnie jest znów grać na żywo, fajnie być częścią tego zespołu.

Adama Noble po raz pierwszy odpowiada za miks, a Robin Schmidt za mastering. Dlaczego na nich tym razem postawiliście?

To już bardziej terytorium Jonasa. Pomysły związane z produkcją zaczynają się pojawiać w jego głowie przy okazji kończenia prac nad albumem. Czuje gdzie zmierzają kompozycje i co zyskają jeśli tym razem zrobimy coś innego. Przy "City Burials" szukaliśmy czegoś bardziej chłodnego, pełnego elektroniki. "Sky Void" był bardziej bezpośredni, bardziej przebojowy. Tam każdy kawałek był pisany z myślą o graniu na żywo. Łatwo się tego słucha - typowo metalowe, bardzo dobre brzmienie. Jeśli chodzi o "Nightmares" to kawałki nie są łatwe. Są nieco dziwne, nie tak bezpośrednie, nie ma tutaj - przynajmniej moim zdaniem - hitów. Jest dziwny, a miks oraz mastering to odzwierciedlają. Z nikim innym nie moglibyśmy osiągnąć tego efektu. O takie brzmienie nam właśnie chodziło. Nawet jeszcze zanim usłyszeliśmy efekt końcowy to wiedzieliśmy dokąd zmierzamy - mieliśmy odpowiedni pomysł.

A jak z kolei nagrywało się bębny? Bo z tego co się orientuję, to nagrywałeś je w... kościele.

Samo studio, samo pomieszczenie jest bardzo, bardzo przyjemne. Bardzo dobrze przygotowane pod względem akustyki. No i dokonałem bardzo dobrego wyboru odnośnie bębnów, talerzy i dodatków. Zdecydowaliśmy, że chcemy aby bębny przez cały proces brzmiały jak najbardziej organicznie. To również szło w parze z tym, co sobie wyobrażaliśmy i o czym od początku myśleliśmy. Tak jak na poprzednich albumach próbowaliśmy różnych brzmień, tak bawiliśmy się perkusją, aby uzyskać odpowiednie efekty dla tego konkretnego albumu. Zdecydowanie uważam, że studio pomogło w uzyskaniu odpowiedniego brzmienia perkusji na tym albumie.

Swoje partie nagrywałeś pod okiem Lawrence'a Mackrory'ego. Udziela się on wokalnie - razem z Niną - na "Wind of No Change". Skąd pomysł na te gościnne występy?

Wydaje mi się, że początkowo chcieliśmy w tych chóralnych partiach wykorzystać prawdziwy chór. Lawrence to bardzo, bardzo dobry wokalista. Myślę, że po prostu postanowił coś wypróbować ponieważ początkowo miał nagrać właśnie chór. A z logistycznego punktu widzenia okazało się to trudniejsze niż zakładał. Oryginalnie to nie miał być on razem z Niną. Wydaje mi się, że pomysł się zmienił gdy zobaczyliśmy, że to rzeczywiście działa i fajnie brzmi. No i to zawsze dobrze, gdy Jonas może umieścić na albumie swoją uroczą żonę. To z pewnością pomaga ich małżeństwu.

Album promowany był przez single "Lilac" i "Temporal", a tuż przed jego premierą dostaliśmy jeszcze "Wind of No Change". Skąd wybór tych właśnie kawałków? Jak w ogóle wyglądał proces wyboru numerów na single?

Jeśli chodzi o "Nightmares" to był to prawdziwy koszmar, bo tak jak mówiłem: nie ma na nim ani jednego hita. Może "Wind of No Change" można podpiąć pod tę kategorię, ale już "Lilac" to jedna z najdziwniejszych kompozycji na krążku. "Temporal" jest już bardziej bezpośredni, ale ciągle równie dziwny. Bardzo trudno było więc wybrać coś dla tego wydawnictwa. Bo generalnie wszystko sprowadza się do tego, by wybrać numery na tyle wpadające w ucho, że ludzie będą chcieli usłyszeć kolejne. Jednocześnie muszą one reprezentować całość. W tym przypadku każdy singiel to robi, a jednocześnie nie. Bo uważam, że tego krążka należy słuchać w całości. W przeciwieństwie do singli z poprzedniego gdzie były bardzo przebojowe - jak reszta materiału. Paczka hitów. Wystarczy posłuchać: same hity. Nowy album? Bardzo dziwny, bardzo trudny. Żadnego hita. Chyba należy go słuchać w deszczu czy coś. Jeśli chodzi o single, to nie zależą one tylko od zespołu. Oczywiście sprowadza się to również do menedżmentu i wydawcy. A mnie osobiście nie kręci ten biznesowy aspekt bycia częścią muzycznego biznesu. Mogę wyrażać swoje opinie, a co się później stanie to średnio mnie obchodzi. Ja już nie wierzę w single. To już nie jest 1987 rok.

Skoro już jesteśmy w temacie promocji i zahaczyliśmy "Sky Void of Stars": przy poprzednim krążku wypuściliście EP z Legacy Magazine. Również i teraz postawiliście na coś takiego. Skąd pomysł na te mniejsze wydawnictwa wydawane z metalowym magazynem?

To na 100% pytanie do naszego wydawcy. Ja się dowiedziałem o tym, że robimy EP-kę z Legacy Magazine dopiero jak już została wydana. Nie siedzę za bardzo w Internecie więc się nie orientuję, co się teraz dzieje. Tego typu rzeczy ogarnia jednak wydawca i wychodzi na to, że Napalm dobrze współpracuje się z Legacy. Jeśli coś takiego jest w stanie nam w jakikolwiek sposób pomóc to ja jestem za.

Jedną z największych niespodzianek na "Nightmares" jest utwór śpiewany po szwedzku - i niemal w całości elektroniczny. Jaka jest historia "Efter solen"?

To druga szwedzka kompozycja w historii Katatonii. Mieliśmy jeden bonus na "The Fall of Hearts" noszący tytuł "Vakaren". To zabawne bo myślę, że większość numerów Katatonii - pomijając te progresywno-rockowe jak np. "Departure Trails" - mogłaby zostać zrobiona na w pełni elektroniczną modłę i byłaby równie ekscytująca. Uważam, że umieszczenie tego numeru normalnie na albumie, a nie jako zwykłego bonusa było bardzo, bardzo dobrą decyzją. Umieszczenie tych najdziwniejszych rzeczy jako bonusów jest łatwe i bezpieczne, ale moim zdaniem jest to forma oszustwa. Dlatego uważam, że podjęliśmy dobrą decyzję by ten w pełni elektroniczny kawałek trafił do standardowej tracklisty. To jeden z moich ulubionych numerów na albumie. Został napisany wspólnie przez Jonasa i Joakima ze szwedzkiej black metalowej grupy Craft. Z którym zresztą Jonas miał wspólny projekt nazwany Korda. Pracują ze sobą już przeszło dekadę. I nie mogę doczekać się kolejnych utworów napisanych przez tę dwójkę! Tak, wspaniała kompozycja. Bardzo "szwedzka". Może nie tyle w brzmieniu, co... sam nie wiem, czuć w niej taki klimat późnego, szwedzkiego lata.


Po raz kolejny za okładkę odpowiada Roberto Bordin. Bardzo podoba mi się jego styl - byłem zachwycony jego pracą na "Sky Void of Stars". Co sądzisz o tym artyście? I okładce "Nightmares"?

Tym razem podejście jest nieco inne, ale... kocham jego prace. Kocham. Bardzo łatwo się z nim współpracuje - to po prostu świetny gość. Uważam, że jego podejście do naszego nowego albumu idzie pod rękę z tym naszym. Zdaję sobie sprawę z tego, że może nie brzmi to jak coś świeżego, ale to jednak jest coś innego. To brzmienie jest trochę elektroniczne, trochę melancholijne, delikatnie progresywne, ma gitarowe solówki - niby żadnych zaskoczeń. Ale dla nas zespół jest inny. Dla mnie osobiście ten krążek jest bardziej... opustoszały. Nie ma tych wszystkich elementów które miał "Sky Void of Stars". I uważam, że okładka dobrze to reprezentuje. To zupełnie inne podejście do wszystkiego. Nie mamy ptaka na froncie - te już mieliśmy wcześniej. Teraz mamy jelenia i las oraz taką ciepłą pustkę. Nie brzmi to sterylnie, klinicznie. Nie odnosi się wrażenia przeprodukowania całości. Brzmi organicznie i to właśnie odbieram z pracy Roberto. Mieliśmy pomysł na cały ten album, nie tworząc jednocześnie całego concept-albumu.

W listopadzie Katatonia będzie miała okazję popromować nowy krążek w Polsce. Tym razem z Evergrey i Klogr. Czego będzie się można spodziewać po tej trasie?

Mnóstwa dobrych numerów! Będzie bardzo dobra setlista. To będzie piątka gości mających nowy cel. Będziemy chcieli... Przyglądamy się możliwości stworzenia specjalnej produkcji scenicznej - zobaczymy czy się uda. Może nic wielkiego, ale zawsze coś. Coś takiego wzmocniłoby intensywność naszych występów. Jestem podekscytowany! Przez lata rozmawialiśmy z Evergrey o możliwości zrobienia czegoś wspólnie i w końcu się udało. To wspaniali goście. Znamy się od zawsze. A powrót do Polski... kocham grać w Waszym kraju. Zawsze przychodzą nas zobaczyć tłumy ludzi. Mam nadzieję, że nie inaczej będzie w tym roku. Będzie fajnie.

No właśnie, Polska jest jednym z tych krajów z którymi Katatonia zawsze utrzymywała bliskie stosunki. Widziałem Was na Mystic Festival, w następnym roku powróciliście na klubowe koncerty, następnie na Summer Dying Loud, a teraz kolejny powrót...

Dokładnie! Kochamy grać w Polsce. Polska zawsze była dobra dla Katatonii. I po prostu uwielbiamy do Was wracać! Jest świetnie!

Powoli zbliżamy się do końca, więc spytam się o ulubiony moment na "Nightmares". Jak powiedziałeś: hitów nie ma. Ja jednam nie jestem w stanie wyrzucić z głowy przepięknej sekcji instrumentalnej "Lilac". A co dla Ciebie?

Moim ulubionym momentem z nowego albumu jest zdecydowanie "Hail Satan".

(śmiech) Tak, to coś, co zaskakującego! No ale sam kawałek jest klimatyczny. Niemal doomowy.

O tak. Ja i Jonas w latach dorastaliśmy przy dźwiękach death metalu wczesnych lat 90. kiedy najbardziej niebezpiecznym człowiekiem na ziemi był Glen Benton z Deicide wypuszczający "Legion". Z kolei najbardziej ekstremalnym, najszybszym perkusistą był Pete Sandoval kiedy wychodził "Covenant". Dorastaliśmy też we wczesnych dniach black metalu. Ciągle to wszystko jest w nas. Jesteśmy w zespole na różnych poziomach zainteresowania (lub jego braku) satanizmem i Szatanem, ale... Ten cały koncept, heavy metal, zespoły typu Mercyful Fate, Morbid Angel, Possessed, Deicide to coś co ciągle kochamy. Ciągle przyciąga nas ta mroczna strona. Dla nas to wręcz coś religijnego. To jest właśnie Zło. Możliwość przemycenia tego do naszej obecnej twórczości... bo wiesz, nas już ledwo można wrzucić do szuflady z metalem. Gramy już bardziej hard rock - tyle że bardzo ciężki. W moich oczach już nie jesteśmy zespołem metalowym. To dobre uczucie móc umieścić to co kochamy w Złu w heavy metalu - tę małą, krótką, słodką frazę do jednej z hitowych kompozycji. A do tego mamy wideo które że tak powiem: ledwo pasuje. Niektórzy mogą mieć z tym problem. Ale nie obchodzi mnie to. Robimy co chcemy. Dobrze się bawimy. Jeśli komuś coś nie pasuje, to w porządku. Świat dalej będzie się kręcił. Niech żyje Szatan.

I to by było na tyle! Dzięki za poświęcony czas i na koniec poproszę o kilka słów dla polskich fanów Katatonii! Może zachęć ich do przesłuchania tego najmniej wpadającego w ucho albumu?

Jeśli poświęci mu się wystarczającą ilość czasu to zacznie wpadać w ucho. Próbujcie więc! Pracujcie nad tym! Nie odpuszczajcie!

zdjęcia: Mathias Blom, Terhi Ylimäinen


Autor: Tomasz Michalski

Data dodania: 16.10.2025 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2025 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!