MetalSide: Cześć Tommy! To mój drugi wywiad z Tobą. Poprzedni zrobiliśmy po wydaniu "Firescorched" (dla innego portalu), notabene wyśmienitego albumu. Ale ten najnowszy album okazał się jeszcze bardziej doskonały, więc nie mogłem powstrzymać się by znów zadać Ci kilka pytań.
Tommy Talamanca: Dziękuję za miłe słowa, cieszę się, że album przypadł Ci do gustu.
Wiosną bieżącego roku polska wytwórnia Agonia Records wydala Wasz dziesiąty album "Something to Pierce". To jest kolejny (drugi) album wydany przez tę wytwórnię. Czy wydanie drugiego albumu w polskiej wytwórni było częścią kontraktu, czy po prostu obie strony były zadowolone ze współpracy i zdecydowały się kontynuować tę drogę?
Ten drugi album to zwieńczenie umowy na dwa albumy. Nie mamy jeszcze planów co do hipotetycznego jedenastego albumu i nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy wrócili do Agonii w najbliższej przyszłości. Jednak na razie chcemy skupić się na letnich koncertach i jesiennej trasie koncertowej.
Na scenie metalowej istniejecie od 1991 roku. Macie spore doświadczenia z różnymi wytwórniami. Czy dzisiaj zawierane kontrakty z wytwórniami różnią się od tych z lat 90.?
Myślę, że kontrakty płytowe pozostały praktycznie bez zmian, z wyjątkiem tego, że sprzedaż muzyki bezpośrednio znacznie spadła, więc jest o wiele mniej pieniędzy. Siłą Sadist jest to, że mamy własną firmę, Nadir Music, która produkuje albumy u siebie, a następnie odsprzedaje je wytwórni. Daje nam to dużą swobodę i oznacza, że nie musimy się zbytnio martwić o opłacanie studia. Kiedy byliśmy młodzi i naiwni, myśleliśmy, że posiadanie wytwórni pokrywającej wszystkie koszty z góry to świetny pomysł. Potem, po kilku latach i kilku procesach sądowych, zdaliśmy sobie sprawę, że posiadanie własnych płyt i ostatecznie sprzedaż licencji na ich wykorzystanie to prawdziwa wolność.
 A czy według Was obecne koncerty również różnią się od tych z poprzedniego wieku? Ja bywałem na koncertach kiedyś i bywam dzisiaj. Mam wrażenie, że kiedyś było więcej szaleństwa, więcej ryzyka zarówno dla muzyków jaki i dla widzów. Dzisiaj jest bardziej kulturalnie, są też lepsze warunki i przede wszystkim jest więcej możliwości koncertowych.
Jeśli chodzi o koncerty metalowe, publiczność niestety starzeje się wraz z muzykami. Intensywność lat 80. i 90. w wielu krajach nieco osłabła, ale średnia jakość koncertów znacznie się poprawiła.
Zapewne pamiętasz jakieś ciekawe sytuacje koncertowe... Śmieszne, a może nawet groźne...
Doświadczyliśmy praktycznie każdej możliwej sytuacji, od najbardziej ekstremalnych i szalonych, po traktowanie nas jak kiedyś The Beatles. Każde doświadczenie oferuje możliwości rozwoju osobistego i zawodowego, a nawet jeśli sprawy nie idą zgodnie z planem, bycie muzykiem to wciąż niesamowita praca.
Na playthrough wideo "Season In Silence" widziałem jak grasz równocześnie na gitarze i na keyboardzie. Czy podczas koncertów również tak grasz? Nie jest to łatwe.
Gram na obu instrumentach na scenie od początku kariery Sadist. Kiedy znajduję się w sytuacjach, w których muszę grać tylko na jednym instrumencie, czuję się nagi (śmiech).
We wrześniu 2025 roku przyjedziecie do Polski, do Warszawy. To będzie kolejny przyjazd do naszego kraju. Czy wiesz co zaprezentujecie?
Podczas naszej nadchodzącej trasy koncertowej zagramy utwory z niemal każdego albumu, aby zadowolić zarówno starych, jak i nowych fanów. Ponieważ będziemy grać ograniczoną setlistę, prawdopodobnie będzie się ona zmieniać co wieczór.
A jakie macie wspomnienia z poprzednich koncertów w Polsce?
Zeszłego lata graliśmy na niesamowitym Festiwalu Mocnych Brzmień w Świeciu. Piękne miejsce, wspaniała publiczność, wszystko było idealne!
Ale wróćmy do tematu najnowszego albumu "Something to Pierce". Album wręcz genialny! Jeszcze bardziej agresywny muzycznie niż "Firescorched" i zarazem przepełniony technicznym graniem oraz eksperymentatorskim podejściem do aranżowania. Każdy utwór jest tak bogaty tematycznie, że by poznać go w 100% trzeba posłuchać go co najmniej kilka razy pod rząd. Jak wyglądała praca nad tym albumem?
"Firescorched" (2022) był bardzo ważnym albumem. Nasz wieloletni basista odszedł z zespołu, a relacje z perkusistą, który grał na ostatnich czterech płytach, nie układały się najlepiej. Zaczęliśmy od nowa z dwoma znakomitymi muzykami sesyjnymi i stworzyliśmy album, który był zarówno techniczny, jak i agresywny. Dlatego, kiedy nadszedł czas na napisanie nowego albumu, nie mieliśmy innego wyboru, jak napisać jeszcze bardziej agresywne utwory, które były jednocześnie techniczne i wyrafinowane. Mieliśmy szczęście, że znaleźliśmy dwóch młodych i niezwykle utalentowanych muzyków, Davide i Giorgio, którzy tchnęli nowe życie w brzmienie zespołu.
"Something to Pierce" został nagrany, zmiksowany i zmasterowany przez Ciebie w Nadir Music Studios w Genui we Włoszech. Ile godzin/dni spędziliście w studio by nagrać ten album? Tak skomplikowanej muzyce, perfekcyjnie dopracowanej chyba trzeba poświęcić dużo czasu?
W porównaniu z pracą nad "Firescorched", praca nad poprzednim albumem przebiegała znacznie szybciej, ponieważ wszystko odbywało się w studiu Nadir. Dzięki temu efektywniej niż przy poprzednim albumie zarządzaliśmy czasem. Powiedziałbym, że cały proces preprodukcji, produkcji, miksu i masteringu zajął około trzech, czterech miesięcy, co nie jest bardzo długim czasem.
I tym razem w muzyce Sadist znajdziemy akcenty folklorystyczne. Kiedyś wyjaśniłeś mi, że ma na to wpływ położenie waszego kraju, w centrum morza Śródziemnego, pomiędzy Bliskim Wschodem a Zachodem (Europy). Na przykład utwory "Deprived" i "Nove Strade" zawierają folkowe akcenty rodem z Bliskiego Wschodu. Na wideoklipach widziałem, że dźwięki ludowych instrumentów pochodzą od prawdziwych instrumentów.
Pomimo faktu, że instrumenty klawiszowe są bardzo wszechstronnym instrumentem i możliwe byłoby wiarygodne odtworzenie większości innych instrumentów, różnica w jakości dźwięku w porównaniu z instrumentami akustycznymi jest nadal istotna. Mimo wszystko eksperymenty Sadist z niekonwencjonalnymi instrumentami rockowymi i metalowymi są prawdopodobnie najbardziej progresywnym aspektem naszej muzyki.
 Z kolei utwór "Kill Devour Dissect" to brutalny progresywny death metal, w którym zaskakuje nas kobiecy śpiew Z jakiego rejonu Europy pochodzi ten śpiew? Bałkany? To wyszło doskonale. Taka nieoczekiwana zmiana nastroju...
Żeńska partia wokalna w utworze "Kill Devour Dissect" jest śpiewana wyłącznie fonetycznie, w stylu Lisy Gerrard, jednej z moich ulubionych wokalistek wszech czasów. W przeszłości często wykorzystywaliśmy języki inne niż angielski, głównie azjatyckie i afrykańskie. Jednak ze względu na typowo zachodni głos Glorii, tym razem zdecydowaliśmy się na coś w stylu idioglosji.
Czyli ten śpiew był też nagrywany przez Glorię Rossi - Waszą stałą współpracownicę. Czy Gloria Rossi śpiewała w utwroze "No Feast For Flies"?
Gloria zaśpiewała wszystkie partie wokalne poza growlami, a jej oddechy są obecne we wszystkich utworach. Te oddechy tworzą nić przewodnią na płycie.
Motywy muzyki ambient / dungeon synth są nieodzowne dla Sadist.
Kiedy zaczynam komponować, nie zawsze mam na myśli konkretny dźwięk i często rozmawiam z Trevorem, aby dowiedzieć się, jakie mogą być tematy tekstów. Na przykład z "Hyaeną" było łatwiej, ponieważ koncepcja została ustalona, zanim zacząłem komponować muzykę. Jednak w przypadku dwóch ostatnich albumów proces komponowania był bardziej instynktowny. Dopiero po ustaleniu tematów tekstów z Trevorem, zajęliśmy się aranżacjami.
Album "Something to Pierce" potwierdził, że Sadist zdefiniował własny, unikalny styl muzyczny. Jaki jest odbiór tego albumu? To już kilka miesięcy po premierze, więc zapewne coś już do Was dociera. Jakieś reakcje.
Sadist to zespół kontrowersyjny - zawsze nim był i zawsze będzie. Ci, którzy kochają brzmienie zespołu, robią to właśnie dlatego, że jest niepowtarzalne i natychmiast rozpoznawalne. Z drugiej strony, ci, którzy go nie lubią, uważają zespół za zbyt dziwny i nazywają nasze brzmienie nieokreśloną mieszanką. Ponieważ jest to naturalna ewolucja "Firescorched", niektórzy wolą nowy album, podczas gdy inni uważają poprzedni za lepszy. Nie da się zadowolić wszystkich - lepiej iść własną drogą.
Okładka została stworzona przez Andreasa Christanetoffa z Armaada Art (Aborted). Ten potwór kojarzy mi się z jakimś Lovecraftowskim demonem.
Chcieliśmy czegoś innego niż wszystkie nasze dotychczasowe prace. Chcieliśmy uzyskać tzw. efekt "wow" i wydaje nam się, że go osiągnęliśmy. Przedstawiliśmy ogólne wytyczne dotyczące projektu, ale ostateczny rezultat zależał od kreatywności i wyobraźni Andreasa.
Czy Trevor Nadir odpowiadał za wszystkie teksty?
Tak. Po raz kolejny to Trevor. Ma naprawdę szalony umysł. Od "Crust" odpowiada za teksty zespołu. W przeszłości często pracowaliśmy razem nad ogólną koncepcją albumu. Jednak nawet formuła albumu koncepcyjnego stała się ostatnio monotonna. Dlatego, mimo że teksty na dwóch ostatnich albumach mają wspólny temat, jest w nich o wiele więcej swobody.
Dlaczego na lyric video wybraliście "No Feast For Flies"?
Jako pierwszy singiel z nowego albumu wybraliśmy najbardziej bezpośredni i "groove'owy" utwór. Także to, że jest to szczególny utwór, zwłaszcza ze względu na całkowity brak instrumentów klawiszowych. To jest utwór, który bardzo lubimy, a sam tytuł pierwotnie miał być tytułem całego albumu.
Podoba mi się klimat teledysku "Something to Pierce". Jak myślisz dlaczego ludzie lubią oglądać filmy o tematyce gore albo z psychopatycznymi zwyrodnialcami?
Duży wpływ na brzmienie Sadist zawsze miały motywy horrorów z lat 70. i 80., a wynika to z naszej pasji do tego gatunku filmowego. Lubimy myśleć o Sadist jako o heavymetalowej wersji filmu Dario Argento i dlatego, jeśli to możliwe, staramy się tworzyć teledyski, które nawiązują do tego typu kina, typowo włoskiego. Myślę, że horror działa oczyszczająco, a oglądanie horroru lub słuchanie określonego rodzaju muzyki pomaga wyzbyć się strachu przed śmiercią. W pewnym sensie jest to forma transcendencji.
 A mógłbyś polecić jakiś włoski film o tematyce gore. Filmy z gatunku "giallo" to już legendy, jak chociażby "Inferno" czy "Cannibal Holocaust". Ale mam na myśli coś współczesnego.
W ostatnich latach włoskie kino straciło zamiłowanie do eksperymentów. Myślę, że stało się tak ogólnie w sztuce. Był czas, kiedy włoski gust wpływał na wszystkie dziedziny sztuki, ale niestety dziś ten czas już minął. Niestety, najwyższą jakość włoskiego kina osiągnęło kino między latami 50. a końcem lat 70.
Podoba mi się fakt, że na wersji CD są dwa bonusowe kawałki: "Latex Hood" oraz "The Unsmiling Windows". Podkreślają wyższość fizycznego nośnika nad cyfrowym (np. z Bandcamp, czy YouTube). Szkoda, że młodzi ludzie coraz mniej sięgają po fizyczne nośniki muzyki.
Skoro mowa o nośnikach fizycznych, płyty winylowe są dziś prawdopodobnie bardziej popularne niż płyty CD, dlatego Agonia zdecydowała się na dodanie utworów bonusowych do formatu CD. Nowe pokolenia urodziły się i wychowały w epoce, w której wszystko jest wirtualne, nawet relacje międzyludzkie. Zmierzamy w kierunku, w którym nawet ludzka świadomość może wylądować w jakiejś "chmurowej" przestrzeni.
A zatem co jeszcze przed Wami w tym roku?
Latem, festiwale w południowych Włoszech, a wczesną jesienią trasa z trzema niesamowitymi zespołami: Obscura, Suicidal Angels i Hideous Divinity. W listopadzie kilka koncertów w Europie Wschodniej, a od grudnia zaczniemy pracować nad niespodzianką dla najstarszych fanów.
I dziękuję za wywiad! Ostatnie słowa pozostawiam Tobie!
Pozostańmy ludźmi!
zdjęcia: Nicola Dongo
|