Catharsis - "Gary w studio nagrał "Daray""


Catharsis to zespół, który w I połowie lat 90. zaszokował polskie podziemie technicznym death metalem. I to z górnej półki, inspirowanym prekursorami gatunku zza oceanu. Niestety proza życia sprawiła, że zespół zakończył działalność. Ale powrócił po wielu latach z nowym składem. I przy okazji wydania zremasterowanej reedycji albumu z 1995 roku "Bitter Disdain XXX" postanowiłem przypomnieć Wam o tej wartej uwagi kapeli. Moimi rozmówcami byli: założyciel, wokalista i basista, Adam Mamok oraz gitarzystka i klawiszowiec, Katarzyna Bujas.





MetalSide: Początki kapeli sięgają 1992 roku. Jedyną osobą pamiętającą to jest basisto-wokalista Adam Mamok. Adamie jak to było?

Adam: Myślałem, że już po tylu latach nikt nie będzie o to pytał. Przede wszystkim zupełnie inne czasy. Z jednej strony całkowicie analogowy świat, gdzie nic nie było na wyciągnięcie ręki tak jak teraz. Pierwsze próby graliśmy w garażu, gdzie było tak zimno, że przez pierwsze pół godziny nasze oddechy były w postaci pary z ust. Nie było profesjonalnie wyposażonych sal prób, internetu, mediów społecznościowych i świata cyfrowego, ale była pasja, zaangażowanie, tape trading, ludzie żyli blisko siebie. Dotychczas gdzieś na strychu mam zgromadzone kilka tysięcy listów z tamtego czasu, z każdego kontynentu, z wyjątkiem Antarktydy. To były czasy, gdy death metal rządził niepodzielnie, nigdy już później nie było takiego szaleństwa na ten rodzaj muzyki. Bardzo się cieszę, że mogliśmy jako Catharis być częścią tamtej sceny. Nigdy tego nie zapomnę.

W tamtych latach miałem zespół, który miał próby w budynku o surowym stanie. W zimie była tragedia, hahaha... Początki lat 90. to też dobrze rozwijająca się polska death metalowa scena. A Catharsis od razu postawił sobie wysoko poprzeczkę grając techniczny death metal. Czy wówczas byliście samoukami?

Adam: Ja, Daniel, Darek i później Tomek oraz Panza, tak. Konrad chodził do szkoły muzycznej. Bardzo dużo ćwiczyliśmy. Oprócz prób ja grałem średnio 2 - 3 godziny dziennie. To był czas intensywnej nauki i praktyki. Robiliśmy bardzo duże postępy, co już na "Bitter Disdain" w 1995 roku było dobrze słychać.

Czy Twoje partie basu były wzorowane na grze Steve'a DiGiorgio? Kto brał udział w komponowaniu? Ogólnie wówczas można by było Was określić polskim Death'em.

Adam: W tamtym czasie, jak i zresztą obecnie złożona muzyka bardzo mnie inspirowała. Wzorowane to złe słowo. To była inspiracja, ale przed Stevem Giorgio był najpierw Steve Harris, Cliff Burton oraz Terry Butler. To od nich nauczyłem się bardzo dużo. Później też Roger Patterson i Tony Choy z Atheist, Shawn Mallone z Cynic i muzycy jazzowi - Jan Garbarek i jego niesamowite zespoły, Krzysztof Ścierański z polskiego String Connection, Flea z Red Hot Chilli Peppers, czy Billy Gould z Faith No More, którego gra miała na mnie ogromny wpływ, jeżeli słuchasz moich partii granych kciukiem.

W 1995 roku Baron Records wydało kasetę z debiutanckim albumem "Bitter Disdain". Jak do tego doszło? Po prostu daliście im materiał, spodobał się i go wydali?

Adam: Janusz Baron to była mało ciekawa postać. Już nie chcę się nad tym uzewnętrzniać, bo minęło ponad 30 lat. Dobrze, że w świecie metalu już go nie ma. Jakoś go przekonaliśmy, ale oprócz wydania, zresztą fatalnie spieprzonego, nie zrobił nic. Dodatkowo nie płacił za nagranie "Bitter Disdain" i studio już chciało skasować ten materiał. Musieliśmy się zapożyczyć u znajomych, aby zapłacić, a po pewnym czasie z wielką łaską oddał nam te pieniądze. Pamiętaj, że wtedy byliśmy uczniami szkół średnich i nikt z nas nie miał takich pieniędzy. Szkoda gadać.

Dużo tego się rozeszło? Mieliście z tego kasę, chociażby na struny?

Adam: Tego nikt nie wie. Baron nam nigdy nie przekazał żadnych danych. Pieniędzy też nie.

Czy w tamtych czasach udało Wam się zagrać jakieś ciekawe koncerty?

Adam: Każdy koncert był ciekawy i czasami sporo się działo. Pamiętam, jak graliśmy w krakowskiej rotundzie i na scenie weszli skinheadzi. Ochrona była symboliczna i naprawdę było gorąco. Teraz młodsze pokolenie nie ma pojęcia o "łysych", ale wtedy było ich sporo i robili konkretne zadymy. Na nerwach i jednej rozbitej szybie się skończyło. Innym razem mieliśmy grać spory koncert w plenerze z Proton Burst, ale było takie urwanie chmury, że zalało cały sprzęt. Kiedyś z kolei graliśmy w Andrychowie, wracając mieliśmy awarię świateł i auto zawisło nad rowem. Przygód mieliśmy mnóstwo.

O, Proton Burst pamiętam ze S'thrash'ydła... No i co takiego zaważyło, że przestaliście istnieć?

Adam: Proza życia. Każdy stanął przed wyborem, co robić dalej. Część zespołu zaczęła studiować. Andrzej przeniósł się do Szczecina. Pewien etap został jednoznacznie zamknięty.

Ale aż nie chce mi się wierzyć, że przez kolejne 10 lat nie zajmowałeś się muzyką?

Adam: Zajmowałem się cały czas, może nie jako kompozytor i autor tekstów, ale byłem blisko. Mnie metal fascynuje od blisko 40 lat. To jest pasja na całe życie. Oczywiście kupowałem płyty, polowałem na nowe zespoły, jeździłem na koncerty i kibicowałem niektórym zespołom z Polski, które torowały sobie drogę na szczyt.

Co zmotywowało Cię do reaktywacji zespołu?

Adam: Tak jak powiedziałem, byłem cały czas blisko tej muzyki. W 2010 roku wiele spraw życiowych było już poukładanych. Świat się mocno zmienił, powstały świetne sale prób, sprzęt był dostępny i bardzo dobrej jakości. Z Tomkiem Świerzem zaczęliśmy dyskutować o możliwej reaktywacji i tak się stało. Miałem już wówczas prawie gotowy materiał na płytę "Rhyming Life and Death".


Ciężko było znaleźć odpowiednich ludzi do grania takiej muzyki?

Adam: Tomek Świerz - gitarzysta i jedyny oprócz mnie człowiek z poprzedniego składu już był. Kate odpowiedziała na nasze ogłoszenie i po przesłaniu nam taśm z nagranymi naszymi utworami przekonała nas, że warto razem grać. Z perkusistą mamy odwieczny problem. Ostatecznie bębny nagrał Lucass, ale nagrywamy z perkusistami sesyjnymi. Liczę, że w młodym pokoleniu ktoś wreszcie się pojawi i do nas dołączy na stałe.

W 2014 roku Catharsis wydało drugi album “Rhyming Life and Death". Czy te utwory były świeże, czy po prostu przeleżały w szufladzie?

Adam: Jeżeli spojrzysz na setlistę, to zobaczysz "Ecological Violence" z demo "Your Truth", ale kompletnie inny i z porządnym brzmieniem. "Breath of Death" też dostał nowe życie, a pierwotnie jest na "Bitter Disdain". Część pozostałych utworów powstała jeszcze w starych czasach, ale np. "The Art of Life" to była już zupełnie nowa kompozycja.

Okładkę do tego albumu stworzył Xaay znany ze współpracy z wieloma kapelami, chociażby z Nile, Vader i Behemoth. Te obraz to czyja koncepcja? Trochę skojarzyło mi się to z "Rebelion" Samaela, ale w kolorze.

Adam: Nie, Samael w ogóle okładkowo nas nigdy nie inspirował, chociaż ja muzycznie ich bardzo lubię. Zresztą mam do nich sentyment. Widziałem, gdy rodziła się ich muzyczna moc na deskach ciechanowskiego "Sthrashydła". Tamto "Into The Pentagram" w ruinach zamku pozostanie już legendarne. A wracając do okładki, twórczość Xaaya bardzo mi się podoba. Ja miałem koncepcję od dawna w głowie i pewną roboczą grafikę z której on stworzył naszą okładkę. Uważam, że jest niesamowita, także teraz pod 11 latach od wydania tej płyty.

Podczas tworzenia ostatniego albumu "Human Failures" było trochę roszad personalnych. Ostatecznie gary w studio nagrał Dariusz "Daray" Brzozowski znany chociażby z Dimmu Borgir. Drogi był? Do takiej muzyki chyba nie łatwo znaleźć dobrego pałkera?

Kate: O współpracy sesyjnej rozmawialiśmy najpierw z Eugene Ryabchenko (aktualnie - Fleshgod Apocalypse), który de facto napisał ścieżki perkusji, nad którymi następnie pracował Daray. Do nagrania z Eugene wówczas nie doszło, bo wpadła mu trasa po Stanach z innym zespołem, a że nie mogliśmy już czekać zdecydowaliśmy się zaangażować kogoś innego. To Heinrich (w którego studiu nagrywaliśmy) zaproponował żebyśmy zwrócili się z tym tematem do Daraya. Więc w jakiś sposób obaj perkusiści przyłożyli rękę do tego, co finalnie słychać na "Human Failures". Współpraca z każdym z nich była naprawdę bezproblemowa i profesjonalna. Mieliśmy nadzieję, że po nagraniu płyty uda nam się znaleźć na stałe kogoś o podobnym podejściu, ale okazało się to bardziej skomplikowane. Nie wiem do końca, na czym polega problem, mogę tylko przytoczyć wypowiedzi dotychczasowych kandydatów, którzy optowali za uproszczeniem partii perkusyjnych albo mówili wprost, że nie czują się na siłach, żeby grać ten materiał na żywo. Domyślam się natomiast, że perkusiści na których ten poziom techniki nie robi wrażenia nie są zainteresowani zespołem, którego priorytetem nie jest intensywne koncertowanie. Nigdy nie ukrywaliśmy, że mamy dość obciążające życie zawodowe i zespół nigdy nie stanie się naszym źródłem zarobkowania ani sposobem na życie. Być może to jest jednym z czynników, które demotywują potencjalnych kandydatów.

Ponadto sam Ross Dolan z Immolation użyczył swego głosu na tej płycie. A konkretnie? Jak go zwerbowaliście?

Kate: Poznałam Rossa Dolana, kiedy przeprowadzałam z nim (i Bobem Vigną) wywiad w 2017 roku. W luźnej rozmowie przy okazji tego spotkania okazało się, że panowie kojarzą nazwę Catharsis z lat dziewięćdziesiątych. Po koncercie nawet jeden z fanów przyniósł im do podpisu starego zina, w którym było info o obu kapelach. Jesteśmy wielkimi fanami Immolation i podczas pracy nad materiałem w sali prób nie raz zdarzyło nam się porównywać "i tu by się przydał taki wokal Rossa Dolana". To wrażenie było szczególnie jaskrawe w refrenie do kawałka "Made Of Blood". Pomyślałam wtedy "A dlaczego by nie?" i postanowiłam wysłać Rossowi nagranie. Numer od razu mu się spodobał i zgodził się nagrać nam gościnne wokale. Jest naprawdę przemiłym gościem i profesjonalnym muzykiem. Ogarnął temat bez wydziwiania w parę dni, bez umawiania sztabu realizatorów do studia i doktoryzowania się nad tym, jak to ma być zrobione. To jeden z tych przypadków gdzie gość, którego słuchasz za młodu i kojarzysz tylko ze zdjęć okazuje się świetnym kolesiem, co sprawia że masz do zespołu jeszcze większy sentyment i szacunek. Niestety nie zawsze jest to regułą.

Tym razem okładkę namalował Michał Powałka. Jest w innym stylu niż poprzednia ale według mnie ma większe walory artystyczne.

Kate: Różnica jest przede wszystkim taka, że okładka do "Human Failures" jest w oryginale prawdziwym obrazem olejnym wykonanym bez związku z płytą. Podrzucił ją nam nasz gitarzysta Kajetan Pawliszyn, który pozował Michałowi jako Jezus do serii obrazów ilustrujących drogę krzyżową (tak, serio). Kajetan pokazał nam zdjęcie tego obrazu w telefonie, kiedy wróciliśmy ze studia podczas sesji nagrywania gitar i uznaliśmy, że idealnie nadaje się na okładkę. Michał zgodził się na jego wykorzystanie i tak oto obraz zdobi front "Human Failures". W sztuce wspaniałe jest to, że finalnie nie jesteś przewidzieć co jej odbiorca zrobi z przekazem, który zawrzesz w danej pracy. Kiedy Michał malował ten obraz nie mógł przewidzieć, że za jakiś czas jakiś zespół death metalowy stwierdzi, że chce mieć go na płycie bo idealnie odzwierciedla jej klimat. Ta wielowymiarowość jest fajna. Podobnie jak różnorodność interpretacji.

Catharsis ma wszystko dopracowane. Muzykę, szatę graficzną. A co z tekstami? Czy także są ważnym elementem?

Adam: Mamy taką zasadę, że wszystko robimy maksymalnie na najwyższym poziomie. Jeżeli coś tego nie spełnia, po prostu wylatuje. Teksty są bardzo ważnym elementem, często one inspirują do komponowania utworów. Inspiracją może być wiele czynników. Obecnie mamy już napisane wszystkie teksty na kolejną płytę i one również będą wpływały na klimat poszczególnych utworów.


Wygląda na to, że współpraca z Mad Lion Records układa się. Co Wam oferuje ta wytwórnia czego inna mogłaby nie zaoferować?

Adam: Znamy się od lat. W sklepie internetowym znajdziesz wszystkie nasze płyty, koszulki, czy bluzy. Dzisiaj na tym etapie życia to jest pasja, więc nie ma rozmowy co może nam zaoferować w wersji komercyjnej. Każdy z nas ma swoje normalne życie zawodowe, dlatego na spokojnie możemy oddać się muzyce bez zbędnej nerwowości i napięcia.

Zauważyłem, że ostatnio modne jest wskrzeszanie starych wydawnictw. Co uważam za szczytny cel, biorąc pod uwagę obecne możliwości technologiczne. W przypadku Catharsis reanimowaliście na CD materiał wydany na kasecie, który otrzymał tytuł "Bitter Disdain XXX". Pomysł świetny tym bardziej, że jest wehikułem czasu.

Adam: Tak, dziękuję. W naszym przypadku dzięki rozwojowi technologicznemu byliśmy w stanie odtworzyć to, co zepsuł Janusz Baron wypuszczając fatalnie nagraną kasetę. Później uległy uszkodzeniu taśmy matki i dopiero po 30 latach byliśmy w stanie to naprawić, dzięki Heinrichowi z Heinrich House Studio i jego fantastycznym umiejętnościom. Nie zmienialiśmy za dużo i nie chcieliśmy nagrywać tego jeszcze raz. Ten klimat nie jest do odtworzenia. To jest prawdziwy wehikuł czasu, ale pięknie wydany. Myślę, że świetna gratka dla fanów.

Ostatnio niektóre kapele idą dalej i nagrywają od nowa całe albumy. Dlaczego nie było takiego pomysłu? Pewnie byłoby drożej ale efekt mógłby być piorunujący, biorąc pod uwagę muzykę zawartą na tym materiale.

Kate: W albumach z lat dziewięćdziesiątych jedną z największych wartości jest paradoksalnie ich nieperfekcyjność i klimat charakterystyczny dla tamtej dekady. Zdarzało nam się wracać do starszego materiału - dotychczas nagraliśmy ponownie pojedyncze numery z dawnych wydawnictw Catharsis - "Breath Of Death", "Ecological Violence", "Your Thuth" czy "My Last Words", co naszym zdaniem wyczerpało już składanie hołdu przeszłości. Zresztą nowe wersje tych kawałków nie są tak zupełnie 1:1 kalką oryginałów. Odtwarzanie całego "Bitter Disdain" byłoby w tym kontekście bez sensu. Reedycja tego materiału ma wartość przede wszystkim sentymentalną. Gdyby go ubrać w nową szatę brzmieniową, to nie byłaby już ta sama płyta. Wolimy ten czas i energię poświęcić na rzeczy nowe. Poza tym reedycja materiału nagranego w innym składzie zamiast ponownego nagrania jest jakimś rodzajem podziękowania dla tych osób za ich wkład w historię zespołu. W Catharsis zawsze były dobre relacje. Muzycy którzy wzięli udział w nagraniu pierwszych wydawnictw przyczynili się do kształtowania tożsamości zespołu i nowy skład nie ma ambicji czy potrzeby powielania ich pracy aż w takim wymiarze.

Porównując trzy materiały Catharsis. Jaka jest pomiędzy nimi różnica aranżacyjna? Czy zaszła jakaś ewolucja? Z punktu widzenia kompozytora i muzyka.

Adam: Każda płyta jest inna. Ma inne brzmienie, została nagrana w innym składzie. Jedyną osobą grającą na wszystkich wydawnictwach Catharsis jestem ja. Każdy gra inaczej i każda płyta była nagrana w innym studio. Ewolucja na pewno jest duża. To zawsze jest pewne odbicie danego okresu w naszym życiu. Inne inspiracje, ale także dojrzałość i doświadczenie.

Ok. A jak obecnie wygląda sprawa z koncertami?

Adam: Tak, jak zawsze w Catharsis. Mamy zaproszenia, ale nie ma stałego bębniarza. Ostatni jednak dał za wygraną choć liczyłem, że jednak się nie podda. Gramy złożoną i trudną w wykonaniu muzykę. "Human Failures" nagraliśmy z Darayem z Dimmu Borgir jako perkusistą sesyjnym. On jest genialnym instrumentalistą, ale zawodowo jest związany z Norwegami i oprócz Huntera nie ma już na inne zespoły czasu.

I dzięki za wywiad! Ostatnie słowa należą do Was!

Adam: Bardzo dziękujemy za wywiad i za wspieranie naszej muzyki. Dla tych, którzy wciąż kupują płyty mamy pięknie wydane wszystkie materiały z naszej dyskografii w webshopie Mad Lion Records. Zachęcamy młodych i zdolnych perkusistów do kontaktu z nami. Gramy w profesjonalnych warunkach i bardzo chcemy pojawiać się na scenie.


Autor: Paweł "Pavel" Grabowski

Data dodania: 19.06.2025 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2025 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!