MetalSide: Hej! Biorąc pod uwagę fakt, że masz polskie korzenie to może zacznijmy od małej lekcji historii. Jak Twoja rodzina trafiła do Stanów Zjednoczonych?
Rik: Moi dziadkowie przenieśli się do Stanów Zjednoczonych na długo przed moimi narodzinami. Na szczęście dzięki wysiłkom mojego ojca - kawalerzysty Leonarda J. Suligowskiego - który udał się do Polski w latach 70. by dowiedzieć się więcej na temat naszych korzeni dowiedziałem się, że Suligowski (herb Sulima, również Pomian) to nazwisko mające bardzo długą i chwalebną historię. Zbyt długą by ją tutaj streścić. Kilka postaci się jednak wyróżnia. Adolf Suligowski był życzliwym, uprzejmym, bardzo lubianym administratorem. Ma w Warszawie ulicę nazwaną jego imieniem (ul. Suligowskiego) w pobliżu Podchorążówki. Byli też tacy, którzy służyli pod Napoleonem co zostało potwierdzone w fascynującej książce "Pamiętniki - Memoires of a Polish Lancer" Dezyderego Chłapowskiego. Członkowie rodzin Suligowski/Sułkowski są spokrewnieni. Józef Sułkowski był adiutantem Napoleona i odznaczył się w Bitwie pod piramidami podczas wyprawy egipskiej. Dzięki temu zapisał się w historii. Napoleon wysłał go później na misję archeologiczną i Józef wpadł w "zasadzkę" urządzoną przez tłum. Został ściągnięty z konia, pocięty na kawałki i pozostawiony na ulicy. To znana opowieść. Napoleon nie był zbyt przejęty, ponieważ widział w Józefie rywala jeśli chodzi o Polskę, gdyż Sułkowski był wielkim patriotą. Inną ważną postacią w linii Sułkowski był książę Antoni Sułkowski - oficer artylerii, oficer kawalerii, który brał udział w słynnej bitwie pod Samosierrą. Przeżył ją, a po wojnie na półwyspie iberyjskim osiadł w Hiszpanii i zniknął. To również znajdziemy w książce Dezyderego. Jako członkowie herbu Sulima jesteśmy związani z legendarnym Zawiszą Czarnym - choć już nie bezpośrednio. Po śmierci mojego ojca w 2008 roku jestem ostatnim członkiem rodu Suligowski w Stanach. Nie mam żadnych dzieci którym mógłbym przekazać naszą historię. Twój ojciec Leonard, otrzymał za promowanie sztuki i kultury związanej z polską heraldyką Wielki Krzyż Rycerski, Królewski Order Piastów oraz Królewski Order Jagiełły. Rozumiem, że to dzięki niemu pojawiła się u Ciebie miłość do husarii? Nie pozwalał zapomnieć o polskiej historii i tradycjach?
Tak, to prawda: mój ojciec otrzymał bardzo wiele wyróżnień i był ceniony za swoje osiągnięcia dla Sztuki i Nauki Polskiej Kultury i Heraldyki. Był dyrektorem Polish Heraldry w Stanach Zjednoczonych i najwyższej rangą oficerem The Polish Nobility Association Foundation. Mój ojciec był uhonorowany wieloma zaszczytami rycerskimi. Bez jego pomocy nie rozpowszechniłbym wizerunku polskiej husarii w Stanach Zjednoczonych. Pamiętam, że jak byłem nastolatkiem to stworzył plastikową figurkę husarza na podstawie ilustracji W. T. Bendy z polskiej książki historycznej. To był polski plakat z II W. Ś. zachęcający do wstąpienia do wojska. Pokazał mi tę figurkę mówiąc: oto nasze dziedzictwo. Pod koniec 1998 roku po Ameryce przetoczyła się wystawa "Land of the Winged Horsemen: Art in Poland" z wieloma eksponatami ze zbiorów Czartoryskich i innych polskich muzeów. Zgłębiałem temat husarii, ale nie było prawie niczego dostępnego w Internecie w języku angielskim, więc miałem trudności ze zdobyciem informacji na ten temat. To bardzo smutne, że większość polskich autorów piszących o Husarii nie publikuje swoich prac w jakimkolwiek innym języku. Piszą "tylko" w języku polskim i "tylko" dla Polaków. Wiele osób spoza granic Polski pragnie dowiedzieć się więcej o tej wspaniałej formacji. To bardzo ważne by wszystkie polskie książki o husarii zostały przetłumaczone na język angielski. Dzięki temu z pewnością szerzej rozpowszechniłaby się wiedza o tym temacie. Przez to wszystko trudno było wprowadzić temat Skrzydlatej Husarii do Stanów Zjednoczonych. Mój ojciec pomagał mi najlepiej jak tylko potrafił i pomógł mi zbudować moją bibliotekę.
Kiedy odwiedziłem wystawę Muzeum Polskiego i wszedłem do sali XVII-wiecznej historii wojskowości i stanąłem przed portretami Sobieskiego i Chodkiewicza, zdobytym osmańskim namiotem wiedeńskim, i całą skrzydlatą zbroją, poczułem ogarniające mnie dziwne uczucie. W mojej głowie pojawił się "głos". "Jestem w domu" - powiedział. Poczułem bardzo dziwne uczucie. Takie które mogę opisać tylko niczym włożenie do gniazdka elektrycznego zmoczonego opuszka palca. Jakby prąd przepłynął przeze mnie od skóry głowy do stóp. Jakby całe moje ciało zostało naelektryzowane. W moich oczach pojawiły się łzy. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułem. Ktoś powiedział mi: "doznałeś objawienia" - bardzo głębokiego, niemal religijnego doświadczenia. Czułem, że znam to wszystko, że robiłem to już wcześniej w jakimś poprzednim życiu, które teraz rozciągało się w czasie od przeszłości do teraźniejszości. Pomyślałem sobie, że kiedy te eksponaty wrócą do Polski, ludzie o nich szybko zapomną. Podjąłem więc decyzję o odtworzeniu obozu polskiej skrzydlatej husarii i rozpowszechnieniu w Ameryce informacji o tym niesamowitym okresie w polskiej historii. W ten sposób stałem się pierwszym "oficjalnie uznanym" przedstawicielem Skrzydlatej Husarii w Stanach Zjednoczonych - co wcale nie było łatwe. Nie istniały żadne źródła opisujące zgodną z epoką zbroję husarską - akcesoria, szablę, odzież, sprzęt konny i wszystkie niezbędne dodatki. Stworzenie mojej pierwszej zbroi zleciłem firmie z Czech. Nie zrobili tego w 100% poprawnie, były błędy. Większość pozostałych elementów musiałem jednak stworzyć sam. Prezes Festiwalu Polskich Filmów w Los Angeles, Vladek Juskiewicz, poinformował polskiego konsula o moich wysiłkach, a ten podarował mi kopię książki "Ogniem i Mieczem", poświęconej filmom z Trylogii Sienkiewicza, autorstwa reżysera Jerzego Hoffmana. Dzięki temu miałem zdjęcia z filmów, które pomogły mi w odtworzeniu obrazu husarza.
Twoje wysiłki zostały docenione?
Mam list od Sekretarza Konsula RP w Los Angeles z podziękowaniem za moje wysiłki na rzecz rozpowszechnienia tego wizerunku w Stanach Zjednoczonych. Ostatecznie zostałem doceniony przez Prezydenta RP na Uchodźstwie, hr. Juliusza Sokolnickiego, a później wiele innych amerykańskich organizacji polonijnych zaczęło doceniać moje wysiłki. Zostałem pasowany na Kawalera Orderu Świętego Stanisława. Następnie, podobnie jak mój ojciec, otrzymałem kilka Orderów Honorowych: Królewski Order Jagiełły, Królewski Order Piastów i wiele innych. Moja zmarła żona, Tamara (Suligowska) Fox, cały czas była u mego boku pomagając mi na każdym kroku, począwszy od 2000 r. Nauczyła mnie wszystkiego o koniach i jeździectwie dzięki czemu w końcu miałem lepszą, bardziej poprawną zbroję husarską wykonaną specjalnie dla mnie. Poprawiły się także moje umiejętności jazdy konno. Nasza organizacja "Suligowski's Regiment of Sobieski's Winged Hussars" stała się częścią wielu "Jarmarków Renesansowych" w południowej Kalifornii oraz wystwach w ramach The Annual Old Fort MacArthur Military Timeline od 2000 do 2012 roku. Byliśmy opisywani w wielu czasopismach i artykułach. Ostatecznie zostaliśmy zaproszeni jako goście 4 lipca 2010 r. do udziału w obchodach 400. rocznicy bitwy pod Kłuszynem w Parku Warszawskim, a później zostałem wyróżniony w księdze pamiątkowej jako "Pierwsza Szabla USA". Zanim odszedł mój ojciec był bardzo dumny z tego co udało mi się stworzyć w USA dla "Zwiększania Polskiej Świadomości Historycznej i Kultury". Moim marzeniem było aby te wysiłki zostały docenione także i w Polsce.
A jak z polską muzyką? Znasz polską scenę? Twoi rodzice słuchali jakichś polskich zespołów?
Nie znałem zbytnio polskiej sceny. Wydawało mi się, że była nieco spóźniona w stosunku do reszty świata - być może z uwagi na brak ekspozycji amerykańskiej muzyki rockowej w Polsce. Dopiero parę lat temu stałem się członkiem polskiej strony na Facebooku poświęconej polskiej scenie glam. Nie mam pojęcia ilu członków wie o mnie, mojej karierze oraz wysiłkach w krzewieniu polskiej kultury. Może dlatego, że to stary temat, a może po prostu młodzież nie jest zbytnio zainteresowana patriotyzmem? W każdym bądź razie nie pamiętam, bym w moim rodzinnym domu słyszał dużo polskiej muzyki. Mój ojciec słuchał big bandów, swingu i jazzu. Zacząłem słuchać muzyki popularnej gdzieś w wieku 12 lat - The Beatles, Steppenwolf oraz to co leciało akurat w radio. Miałeś okazję odwiedzić w Polsce swoje rodzinne strony?
Razem z moją żoną Tamarą odwiedziliśmy Polskę w lipcu 2010 roku. Kiedy wysiedliśmy z samolotu i weszliśmy do terminalu, pocałowałem ziemię moich przodków. Nie mieliśmy jednak czasu na odwiedzenie miejsc z których pochodzili. Nie znałem ich wszystkich ponieważ po śmierci mojego ojca nie było kogo zapytać. Wiem, że miałem korzenie w Sulikowie, Gorlicach i Zgorzelcu - tylko tyle pamiętam. Rodowód Suligowskich sięga piętnastego wieku jeśli mnie pamięć nie myli. Było dwóch braci Suligowskich, którzy pokłócili się i jeden z nich zmienił nazwisko na Sulikowski. Tak więc Suligowski, Sulikowski i Sulkowski są odłamami tej samej rodziny. Herb Sulima wywodzi się z pruskiej rodziny szlacheckiej "Slompf", dlatego nasz herb ma czarnego orła zamiast białego - czarny orzeł ma pruski rodowód. Zawisza niósł tarczę Sulimy do bitwy pod Grunwaldem w 1410 roku, a członek rodu Sulima jechał z Sobieskim do bitwy pod Wiedniem. Byliśmy więc reprezentowani wśród rycerzy, którzy szarżowali z Sobieskim pod Wiedniem. Mam zdjęcie tarczy Sulimy w kaplicy na Kahlenbergu, gdzie Sobieski odprawił mszę przed szarżą husarii na Turków. Polska historia w pewnym momencie zdominowała Twoje życie. Najpierw jednak szukałeś szczęścia w muzyce. Kiedy postanowiłeś zostać muzykiem? Jakie grupy Cię inspirowały?
Musiałbym chyba wskazać późne lata sześćdziesiąte kiedy zobaczyłem w telewizji zespół Steppenwolf. Ich basista Nick St. Nicholas fajnie wyglądał - zdecydowałem, że chcę być taki jak on. Muzyka Steppenwolf bardzo mi się podobała i rozumiałem ją nawet w wieku 13 lat. Było wiele innych zespołów które mnie zainspirowały: Uriah Heep, Slade, The Sweet, Alice Cooper, Mountain, Ted Nugent, Blue Cheer, Deep Purple, UFO, niektóre "psychodeliczne" zespoły w tamtym czasie, w końcu Humble Pie, Cactus, Judas Priest, Angel, Starz, wiele brytyjskich zespołów sceny glam.
Od razu chciałeś chwycić za bas, czy może brałeś pod uwagę inny instrument?
Chociaż byłem pod wrażeniem siły gitary to jednak pociągał mnie właśnie bas. Potężny "grzmot", ta moc. Byłeś obecny przy narodzinach wielu zespołów, które później osiągnęły ogromny sukces. Miałeś chociażby okazję obserwować pierwsze próby KISS. Jak to wyglądało? Od razu było widać, że to będzie coś wielkiego?
Oczywiście! Wtedy na początku lat 70. nie było drugiego takiego zespołu jak KISS. Byli naprawdę wyjątkowi. Tylko Alice Cooper miał podobny wygląd sceniczny. W Nowym Jorku istniały zespoły "glitter-glam" takie jak The New York Dolls, Harlots of 42nd Street itp. KISS chcieli być inni, więksi, ciężsi i bardziej teatralni. W 1972 roku spotykałem się z jedną z sióstr Petera Crissa - tak go poznałam. Kiedy miał próby z KISS (ale nie nazywali się jeszcze KISS - nie mieli jeszcze tej nazwy) to zapraszał nas, moich przyjaciół z liceum, i siedzieliśmy i patrzyliśmy jak grają próby. I jak tworzą utwory które można usłyszeć na pierwszym albumie KISS. Nie mieli jeszcze tego pełnego teatralnego wyglądu - to przyszło później gdy ich wczesne występy zaczęły ewoluować, a oni zaczęli eksperymentować z różnymi stylami makijażu. Ale siła ich muzyki była nie do porównania: nie brzmieli jak nikt inny, byli całkowicie wyjątkowi. Twoim przyjacielem jest także Nikki Sixx z Mötley Crϋe. Ich imprezy rzeczywiście były tak szalone jak mówią legendy?
Tak przyjaźnię się z Nikkim. Poznałem go w 1982 roku po odejściu z W.A.S.P. Od razu się zaprzyjaźniliśmy. Był pod wrażeniem tego, że przyjechałem z Nowego Jorku do Los Angeles. Dał mi trochę swojego sprzętu. Na przykład wciąż mam buty które mi podarował i których używałem na scenie w 1983 roku z moim zespołem SIN. Nikki dał mi również jeden ze swoich wzmacniaczy (Ampeg V-4B), którego używałem na początku mojej kariery w Steeler. Nikki był dla mnie bardzo miły i byliśmy dobrymi przyjaciółmi. Nie wiem nic o ich imprezach to było zanim przyjechałem do Los Angeles w 1982 roku, ale tak: słyszałem o nich.
Twoja muzyczna kariera jest dość bogata i pełna ciekawych nazw. Dla przykładu: mamy wczesną inkarnację wspomnianego WASP. Jak dołączyłeś do Blackiego?
Blackie otrzymał mój numer telefonu do New Jersey od fanów rocka którzy odwiedzili Nowy Jork i spotkali mnie w sklepie, w którym pracowałem. Zasugerowali, że mój image idealnie pasuje do zespołu z Los Angeles który lubią - Sister. Nigdy nie wyobrażałem sobie, że opuszczę Nowy Jork i udam się do Los Angeles by wziąć udział w przesłuchaniu do zespołu. Ale później Blackiemu spodobało się moje zdjęcie i zaczął do mnie dzwonić próbując przekonać mnie do przyjazdu do Kalifornii. Zebrał więc pieniądze, by zapłacić za mój lot i wziąłem udział w przesłuchaniu do zespołu Sister. To było 4 lutego 1982 roku. Przesłuchania trwały w dniach 6-8 lutego po czym powiedziano mi, że zostałem przyjęty. Blackie stwierdził, że to nowy zespół więc potrzebujemy nowej nazwy. Kiedy przebywałem w jego domu w Hollywood nadepnąłem na coś co wyglądało na szerszenia i powiedziałem mu, że mam ciekawą nazwę dla tego nowego zespołu. Zapytał mnie o nią, a ja odpowiedziałem "wasp" - bo nadepnąłem na coś podobnego na podwórku. Od razu spodobała mu się ta sugestia. Przypomniałem sobie program telewizyjny z lat 60. - "The Green Hornet" i zacząłem próbować z pamięci narysować ilustrację z niego. Na próbie Blackie ogłosił tę nową nazwę reszcie (jeszcze bez kropek - W.A.S.P.). Perkusista Tony Richards zapytał: "WASP? Kto nazywa zespół po jakimś robaku?", a ja odpowiedziałem: "The Beatles? Scorpions?". I tak właśnie w marcu 1982 roku narodziła się nazwa WASP i wszyscy staliśmy się współzałożycielami tej nowej grupy. Choć oczywiście dziś Blackie zaprzecza, że te wydarzenia w ogóle miały miejsce. Wtedy był jednak podekscytowany i nagraliśmy "demo" składające się z 6 kawałków które później trafiły na pierwszy album. Ja byłem współtwórcą "Master of Disaster", który znajdziemy na tej demówce.
 Demo nie miało żadnej oficjalnej nazwy. To było po prostu pierwsze oficjalne demo WASP - nic więcej. Blackie był bardzo zadowolony: brzmieliśmy bardzo ciężko, jak wczesny KISS. Blackie umówił się z fotografem Donem Adkinsem Jr. na sesję zdjęciową. Pod koniec maja 1982 roku Blackie nabrał do mnie takiego "chłodnego dystansu". Nie miałem pojęcia, że przyczyną było moje powodzenie w klubach u dziewczyn. Powiedział mi o tym później gitarzysta Randy Piper. Pewnego dnia Blackie stwierdził, że nie jestem już w zespole i że mam oddać wszystkie moje kopie zdjęć grupy. Nie chciał abym był w stanie udowodnić, że w niej byłem. Chciał cenzurować i kontrolować historię o tym jak powstał zespół W.A.S.P.. Później Blackie dodał kropki do nazwy i wymyślił własną, fałszywą wersję historii powstania kapeli. Nieuczciwą i kłamliwą. Zostało potwierdzone przez byłych członków W.A.S.P. - Randy'ego Pipera i Chrisa Holmesa, że rzeczywiście byłem w oryginalnym składzie W.A.S.P.. A jednak do dnia dzisiejszego Blackie zaprzecza. Wielu jego fanów z Europy złości się słysząc moje imię. Nie wierzą, że byłem oryginalnym członkiem ponieważ Blackie tak mówi. Ufają mu bezgranicznie. Na szczęście jednak wielu innych fanów W.A.S.P. zna prawdę i wierzą w przedstawione przez mnie dowody. Historia z W.A.S.P. była więc krótka, ale znacząca. Naprawdę zakończyła się przez taką pierdołę?
Jak wspomniałem wcześniej Randy powiedział mi, że Blackie stał się poirytowany i rozdrażniony moją popularnością wśród młodych kobiet które spotykaliśmy w klubach. Jeśli przyprowadzałem randkę z powrotem do domu drażniło to jego ego. Nie podobało mu się to, zwłaszcza jeśli była to dziewczyna, którą wcześniej próbował poderwać, a ona mu odmówiła. Oczywiście nie miałem o tym pojęcia, no ale widocznie przeszkadzało to Blackie'emu do tego stopnia, że mnie zwolnił. Za to, że miałem powodzenie. To było w ogóle częste zjawisko wśród zespołów w Hollywood w latach 80. W grupach z południowej Kalifornii wszyscy ze sobą konkurowali. To była bardzo zazdrosna scena. No i właśnie dlatego zostałem zwolniony z WASP. Dość głupi powód. Byłem jednak dobrym basistą co można usłyszeć na pierwszym demo. Wciąż istnieją zazdrośni "hejterzy", którzy twierdzą, że nie byłem zbyt dobry tworząc fałszywą narrację, że to właśnie dlatego zostałem wyrzucony z zespołu. No ale jak wspomniałem: po latach Randy wszystko wyjaśnił. Demo "Face the Attack" na którym możemy usłyszeć Twoją grę ma dość ciekawą historię, ponieważ zostało... skradzione. I później kopiowane na lewo i prawo. Dobrze się stało? No bo w końcu dzięki temu dotarło do sporej liczby ludzi...
Interesujący punkt. Po pierwsze muszę oficjalnie ustalić, że NIE MA takiego demo WASP jak "Face the Attack". To była moja własna osobista kopia. Wziąłem długopis i narysowałem wyimaginowany obraz tego, co wyobrażałem sobie jako fikcyjną okładkę albumu. Umieściłem tam wizerunek zespołu, nasze nazwiska, instrumenty i tytuły numerów. Stworzyłem to jako kopię na własny użytek. Kaseta znajdowała się w zaparkowanym samochodzie który został skradziony i odzyskany kilka miesięcy później. Demo WASP zostało z niego zabrane i ktoś musiał zdać sobie sprawę jak jest cenne, bo zaczął tworzyć "pirackie" kopie i handlować nimi z innymi fanami rocka na całym świecie. Właśnie w ten sposób zostali oni niejako oszukani bo uwierzyli, że nazwa demo to "Face the Attack". A to nieprawda. Próbuję to wyjaśnić we wszystkich moich wywiadach, ale moje wyjaśnienia nie docierają do wystarczającej liczby fanów. I szczerze mówiąc: większość fanów i tak nie dba o prawdę - co jest bardzo smutne. Ludzie nie chcą prawdy tylko "brudu", ponieważ jest bardziej interesujący. Nie wiem czy dobrze się stało ponieważ ostatecznie i tak wypuściłbym je w świat, ale z prawdziwą historią która za nim stoi. Można jednak powiedzieć, że byłem pośrednio odpowiedzialny za to, że nazwa WASP stała się międzynarodową sensacją. Nawet dziś są fani W.A.S.P. (zwłaszcza w Europie/Rosji), którzy "twierdzą", że "odkryli rzadkie, wczesne demo W.A.S.P. z 1982 roku" (czyli tę moją kopię) i zaprzeczają, że to ja gram na nim na basie. Niedawno dowiedziałem się, że nawet Randy Piper powiedział w jakimś wywiadzie, że nie było mnie na nim co jest absolutną nieprawdą. Randy ma oryginalną taśmę demo. "Wie", że to ja tam gram. Nie mam pojęcia dlaczego miałby powielać te nieprawdziwe informacje. Nie rozumiem tego.
Byłeś oryginalnym członkiem, wymyśliłeś nazwę, usłyszymy Cię na pierwszym demo. Dlaczego ten Twój wkład jest jest tak zapomniany?
To BARDZO dobre pytanie. To samo pytanie pojawia się w książkach Stevena Blusha "Lost Rockers" i "More American Hair Metal". Autor opowiada o moim wkładzie w amerykańską scenę muzyki metalowej, o tym, że grałem z kilkoma bardzo ważnymi zespołami tamtej epoki. A jednak "(Rik)Fox musi walczyć o choćby odrobinę uznania; niektórzy ludzie mają z nim problem. Niektórzy za przypisywanie sobie zasług za narodziny WASP, podczas gdy inni potępiają jego promocję polskiego dziedzictwa jako wspierającą "Białą Siłę"". Interesujące, że bez względu na to jak duże są moje zasługi dla sceny muzyki rockowej, to istnieją aktywne próby jej ukrycia. Niektórzy chcą żeby o mnie zapomniano. Historia muzyki rockowej jest pełna przykładów prób pogrzebania reputacji i wkładu wielu artystów. Dla przykładu spójrzmy jak legendarny basista Bob Daisley został wykreślony z historii Ozzy'ego Osbourne'a przez jego żonę Sharon. Bob napisał pierwsze dwa albumy, a później on i pozostali członkowie zostali usunięci i zastąpieni kimś innym. To częste zjawisko. A ja po prostu nie mam wystarczającej siły przebicia, aby ujawnić prawdę światu. Z wyjątkiem wywiadów takich jak ten, które zresztą mogą przysporzyć mi jeszcze więcej wrogów. W końcu osoby odpowiedzialne nie chcą zostać zdemaskowane za te wszystkie złe rzeczy, które zrobiły innym w branży muzycznej. Mówienie prawdy przysparza wrogów. Zasadniczo tworzą oni fałszywe plotki i pogłoski na mój temat. Rozpowszechniają je wśród tych, którzy ich nie kwestionują, wierzą w fałszywe informacje które są im przekazywane. Możesz jednak sam to wszystko ocenić. Nigdy niczego nie ukrywałem. Zawsze mówiłem prawdę. Nigdy nie wbiłem nikomu noża w plecy. Moi prawdziwi przyjaciele znają moją dobrą reputację. To mówi samo za siebie. Najlepszym sposobem na powstrzymanie fałszywych plotek jest kwestionowanie ich i domaganie się dowodów. Kłamcy nie mają dowodów, dlatego szybko stają się wrogo nastawieni - przyłapani wpadają w złość. Typowe zachowanie. W 1982 roku dołączyłeś do Steeler, gdzie w pewnym momencie obok Ciebie pojawił się młody Yngwie Malmsteen. Jak wspominasz tę współpracę?
Tak w dniu moich urodzin, 28 grudnia 1982 roku, w klubie The Rainbow Bar & Grill w Hollywood zostałem oficjalnie przyjęty do Steeler przez lidera zespołu: Rona Keela. Był to zreformowany skład który zastąpił ten oryginalny z Nashville. Malmsteen pojawił się dopiero w okolicach rocznicy mojego przyjazdu do Los Angeles, w pierwszym tygodniu lutego 1983 roku. Chociaż wszyscy odbyliśmy fajną, przyjazną rozmowę przez telefon to wydawało się, że do Los Angeles przybył już inny Malmsteen. Było oczywiste, że gdy tylko zaczniemy razem ćwiczyć pojawią się problemy. Nawet w wieku 19 lat Malmsteen był niezwykle stanowczy, arogancki i protekcjonalny. Natychmiast zaczął krytycznie zaczął wypowiadać się o aranżacjach kawałków Steeler napisanych przez Rona Keela. Mówił mu wszystko prosto w twarz. Ron się wkurzył i starając się zachować spokój postanowił zacząć przesłuchiwać innych gitarzystów na oczach Malmsteena. Malmsteen był też zszokowany warunkami życia w "rezydencji" Steeler. To był taki nasz "wewnętrzny żart", ponieważ mieszkaliśmy w bardzo "spartańskich" warunkach. Składała się ona z trzech pustych witryn sklepowych rządzonych przez karaluchy. Żadnych wygód. Byliśmy jedynymi białymi chłopakami mieszkającymi w całkowicie czarnej dzielnicy. Wszyscy byliśmy biedni i ledwo starczało nam na jedzenie. Ale to są rzeczy które zmuszają cię do dążenia do lepszego życia. Po około tygodniu przesłuchiwania innych gitarzystów przed jego oczami Malmsteen w końcu zobaczył, że nie zamierzamy tolerować jego lekceważącej postawy. Postanowił grać z nami do jednej bramki i zgodzić się na warunki stworzenia nowego Steeler. Musieliśmy się spieszyć ponieważ mieliśmy już zaplanowany nasz pierwszy koncert: 11 marca 1983 roku. Miał to być support przed Hughes/Thrall (Glen Hughes z Deep Purple i Trapeze oraz Pat Thrall z Pat Travers Band). Było jasne, że nadszedł czas aby zabrać się do roboty, co też niezwłocznie uczyniliśmy. W krótkim czasie Steeler stał się niesamowity. Szybko staliśmy się głównymi gwiazdami koncertów. Przywróciliśmy moc i majestat tej nazwie, a nasz debiutancki album nagraliśmy w ciągu kilku miesięcy. Stał się on najlepiej sprzedającym się, niezależnie wydanym heavy metalowym krążkiem w wytwórni Shrapnel. Do dziś się sprzedaje się i jest uwielbiany przez fanów.
 Byłeś zaskoczony reaktywacją Steeler w 2019 roku? Bo czytałem, że Wasze rozstanie było dość... dyskusyjne. O co tam chodziło? Rozumiem, że długo nie chowałeś urazy, no bo po latach znów stanąłeś u boku Rona Keela? Ponownie, bardzo ciekawe pytania. Myślę, że nie tyle byłem zaskoczony co ucieszyłem się, że w końcu Steeler znów będzie aktywny. Niestety, Malmsteen nie wyraża absolutnie żadnej wdzięczności za to, że pomogliśmy mu przybyć do Ameryki. Nienawidzi zespołu i nas jako jego członków. Jego arogancja i pogarda nie zmieniły się. Ron zaoferował Malmsteenowi możliwość przyjęcia gałązki oliwnej i ponownego zjednoczenia się z nami, ale Malmsteen stanowczo ją odrzucił. Odmawia bycia kojarzonym ze Steeler w jakikolwiek sposób, a jego wspomnienia o Steeler są skażone przez pogardę i fragmentaryczność. Jeśli chodzi o moje odejście ze Steeler jest to ciekawy punkt, na który najwyraźniej nie ma ostatecznej lub konkretnej odpowiedzi. Nie otrzymałem właściwego wyjaśnienia dlaczego tak się stało. Powiedziano mi tylko, że Malmsteen opuścił zespół (by dołączyć do Alcatrazz) i że Ron i Mark (Edwards) ponownie "formują" nowy skład. Powiedziano mi, że nie zrobiłem nic złego tylko że po prostu chcieli stworzyć coś nowego. Odszedłem więc z dobrą reputacją i założyłem własny zespół SIN, z moim własnym kierunkiem i wizją. Byliśmy bardzo popularni - tak wielcy jak Steeler jeśli nie więksi. Ron Keel i ja byliśmy w kontakcie przez lata, a w 2013 roku zaprosił mnie do występu z nim podczas koncertu Keel w klubie The Whisky a Go-Go w Hollywood, gdzie wykonaliśmy "Cold Day in Hell" i "Serenade". To było dobre uczucie znów występować razem. Tak więc w 2018 roku skontaktował się ze mną telefonicznie i zapytał czy byłbym zainteresowany ponownym zaprezentowaniem Steeler publiczności. Powiedział mi o swoich planach dotyczących koncertu "Keelfest" w Columbus w stanie Ohio. Ron przekazał mi wszystkie niezbędne informacje i poleciał ze mną i gitarzystą Mitchem Perrym do Ohio, gdzie wraz z perkusistą Dwainem Millerem (Keel) z powodzeniem przeprowadziliśmy reaktywację Steeler. Wielu krytyków mówiło, że to już nigdy się nie wydarzy - udowodniliśmy, że się mylili. Fani przyjechali z wielu stanów aby nas zobaczyć. Tak więc najwyraźniej nie było urazy, tylko muzyczni bracia znów występujący razem. Ron powiedział: "Steeler nigdy oficjalnie się nie rozpadł, więc znów oficjalnie jesteś jego basistą". Już podczas reaktywacji Ron zapowiedział porcję nowej muzyki. Długo się jednak do niej zabierał...
Właściwie to nieprawda ponieważ jeszcze zanim zaczęliśmy rozmawiać na temat tego wywiadu, to Ron już wysłał mi muzykę do "Give Me Guitars (Or Give Me Death)". Wszystko to działo się w tajemnicy ponieważ mieliśmy bardzo ekscytujące wieści z obozu Steeler, których nie chcieliśmy jeszcze zdradzać. W końcu mieliśmy zaprezentować pierwszy utwór Steeler od kilku dekad. Jak już wspomniałeś po Steeler próbowałeś szczęścia z SIN. Były koncerty obok Keel i Stryper, ale ostatecznie skład się rozsypał. Co tam się wydarzyło? I jak jedna z Twoich kompozycji stała się kawałkiem Vinnego Vincenta?
SIN był moim własnym projektem który powstał natychmiast po opuszczeniu Steeler w 1983 roku. To Gene Simmons z KISS powiedział mi żebym stworzył własną grupę. Byłem w stanie udowodnić, że mogę odciągnąć fanów od Steeler. Polecano mi różnych muzyków z innych zespołów którzy byliby zainteresowani graniem ze mną. Wciąż byłem raczej "nowy" w Los Angeles, więc miałem ograniczoną sieć kontaktów. Trudno mi było znaleźć odpowiednich ludzi. Muzycy których wybrałem byli dobrzy, ale też i byli wśród tych którzy mieli problemy z "ego". A już zwłaszcza z moją popularnością ze Steeler. Ujawniło się to dopiero kilka miesięcy później, ale na początku od razu wyszliśmy na scenę jako headlinerzy koncertów. Z powodu mojego nazwiska przyciągaliśmy bardzo duże tłumy - miałem sporą ilość fanów. Wielu znanych wykonawców przychodziło na nasze występy ponieważ dużo się o nich mówiło. Zacząłem pełnić inne role w grupie: stworzyłem wszystkie kostiumy, odpowiadałem za makijaż, fryzury, reklamę, marketing oraz współtworzyłem i aranżowałem utwory. Zacząłem tworzyć "wizję" zespołu na przyszłość. Występowaliśmy u boku wielu innych wielkich zespołów sceny muzycznej L.A., jak Armored Saint, Malice, Odin, Keel i Stryper. Jednak w ciągu sześciu miesięcy ego pozostałych członków stało się dużym problemem. Uknuli oni spisek aby ukraść nazwę zespołu i wyrzucić mnie z mojej własnej kapeli. Stworzyłem więc już oficjalny znak towarowy pod własnym nazwiskiem co bardzo rozzłościło pozostałych członków zespołu. Początkowo nie chcieli bowiem używać nazwy SIN, a teraz nie chcieli z niej zrezygnować. Mieliśmy wielką walkę prawną o nazwę i wygrałem ponieważ to ja miałem wszystkie dowody. Musieli zrezygnować z używania nazwy SIN (tutaj pomógł też Nikki Sixx) i stali się Jagwire. Gdy członkowie nowojorskiego zespołu Alien rozeszli się ich gitarzysta z mojej wcześniejszej, nowojorskiej wersji SIN skontaktował się ze mną i zapytał czy mógłbym załatwić mu przesłuchanie do KISS. Odpowiedziałem, że KISS ma już w składzie Vinniego Vincenta, ale za to ja muszę zreformować SIN. Sprowadził kilku członków Alien do Los Angeles, a ja złożyłem nowy, większy i lepszy skład SIN. Koncertowaliśmy wszędzie i mieliśmy większe tłumy niż Steeler. Występowaliśmy z Keel, a potem ze Stryper.
Sporo się o nas mówiło i wkrótce odezwał się do nas duży menedżment z Beverly Hills - Management 3. Zarządzali największymi zespołami na świecie w tamtym czasie: Eagles, Neil Diamond, itp. Chcieli nam załatwić kontrakt płytowy i sprowadzili basistę Vinniego Vincenta i producenta Danę Struma. Dana pomógł przearanżować nasze piosenki i udaliśmy się do słynnego studia nagraniowego Kendun, gdzie nagraliśmy demo czterech utworów: "Don't Say Goodbye", "On the Run", "Break Down the Walls (That Stop the Rock)" i "We Got Your Rock". Dana tak bardzo polubił moją kompozycję "On the Run", że pokazał ją Vincentowi za naszymi plecami, a Vinnie powiedział mi, że bardzo mu się spodobała i byłby zainteresowany jej nagraniem. Oczywiście nigdy więcej o tym ze mną nie rozmawiano. Dana Strum i Vinnie Vincent spiskowali by ukraść moją kompozycję i przerobić ją na "Let Freedom Rock" na swoim drugim albumie. Kiedy zagroziłem, że ich pozwę zagrozili mi kontrpozwem. Mark Slaughter położył wokal na tym demo SIN i wiedział, że to co robi jest złe. Zarówno Slaughter jak i perkusista Bobby Rock przyznali, że to Strum i Vincent byli sprawcami kradzieży mojej twórczości - Bobby napisał o tym w swojej książce. Od tamtego czasu rozmawiałem o całej sprawie z Daną który wyjaśnił mi, że była to całkowicie wina Vinniego Vincenta, który ostatecznie sprawił problemy każdemu z kim kiedykolwiek miał kontakt. Dana dał mi świeże kopie demo SIN, które zostały opublikowane na YouTube przez gospodarza podcastu "Hard, Heavy and Hair", Pariaha Burke'a, wraz z niesamowitymi zdjęciami SIN, z których część nigdy wcześniej nie była widziana. Z powodu problemów z chemią w SIN i nowym wokalistą, który chciał przekształcić SIN w swój własny solowy zespół dałem sobie spokój i tak SIN się rozpadł. Nagraliśmy również "We Got Your Rock" przed Ace'em Frehleyem (to ten sam utwór), ale nasza wersja była DUŻO cięższa i wystraszyła menadżera Frehleya, kiedy Strum puścił mu ją przez telefon.
Jak patrzysz na te wszystkie lata? Na te składy które przedwcześnie zakończyły działalność? Jak to wszystko oceniasz przez pryzmat czasu? Seria niefortunnych zdarzeń? Błędnych decyzji? Czysty pech?
Właściwie to kombinacja wszystkich tych czynników. Podjąłem kilka błędnych decyzji, było wiele niefortunnych zdarzeń i bardzo dużo pecha. Jak powiedziałem wcześniej - trudno się nawiguje w branży muzycznej. Większość z tych wydarzeń została opisana w książce Stevena Blusha "Lost Rockers", którą można znaleźć na Amazonie. Wydawało się, że wiele razy moja kariera była obiecująca, wszystkie klocki wpadały we właściwe miejsce, a sukces był na wyciągnięcie ręki. I jak to się dzieje z wieloma, wieloma zespołami, nagle coś idzie nie tak. Jest takie słynne powiedzenie: "Wielu zostaje powołanych, ale niewielu wybranych". Wiele zespołów ma wszystkie składniki niezbędne do osiągnięcia sukcesu, ale gdzieś po drodze coś idzie nie tak i wszystko się rozpada. Wpadasz między szczeliny, zostajesz zapomniany i pozostawiony w tyle. Dodatkowo było wielu zazdrosnych ludzi którzy mówili lub robili wszystko co w ich mocy, by mnie powstrzymać. Coś we mnie, "wewnętrzny głos" i być może moja wytrwałość Koziorożca sprawiają, że nie poddaję się za każdym razem gdy upadam lub odmawia mi się dalszego rozwoju. Dodatkowo nie byłem członkiem tej hollywoodzkiej paczki. Tej grupy muzyków imprezujących razem, razem biorących narkotyki. Nie dopuszczono mnie do tego wewnętrznego kręgu. Straciłem więc wiele okazji ponieważ nie miał mnie kto zarekomendować.
 Miałeś jednak okazję dzielić scenę z wieloma świetnymi muzykami. Który z koncert z szalonych lat 80. wspominasz najmilej? Który najbardziej zapadł Ci w pamięci?
Muszę powiedzieć, że dwa z moich najważniejszych wspomnień to dwukrotna możliwość występienia na żywo z Ronniem Jamesem Dio i wykonanie wersji utworu "We're Stars". Nie brałem udziału w studyjnym nagraniu tego numeru - tylko w wersjach na żywo. Raz podczas Sacred Heart Tour w Irvine Meadows w Kalifornii, a drugi w następny weekend w The Country Club podczas występu zespołu Rough Cutt, z którego zresztą mam zdjęcia. Inne fajne wspomnienie jakie mam, to zaproszenie do jamowania z komikiem rockowym Samem Kinnesonem w hollywoodzkim China Club. Wykonaliśmy jego przebój "Wild Thing", a wśród innych wykonawców, z którymi dzieliłem scenę, byli gitarzysta Randy Hansen, Little Steven Van Zant (Springsteen), perkusista Randy Castillo (Ozzy Osbourne, Lita Ford), gitarzysta i producent Plasmatics Jean Beauvoir oraz aktor telewizyjny John Goodman. Jammowałem również na scenie z gitarzystą KISS Markiem St. Johnem, a innym razem z członkami Warrant, Poison i Guns n' Roses. Dzisiaj dziennikarze i fani w końcu zaczynają odkrywać Twoją historię. Pojawiłeś się na przykład w rozszerzonej wersji książki "American Hair Metal". Co w niej znajdziemy?
Obie książki Stevena Blusha, "Lost Rockers" i "American Hair Metal; Can't Get Enough" (jestem w najnowszym, rozszerzonym wydaniu Hair Metal), można znaleźć na Amazonie. Jestem również w bestsellerowej książce New York Timesa autorstwa Kena Sharpa: "Nothing to Lose; The Making of KISS, 1972-1975". Więcej informacji na mój temat można znaleźć w następujących książkach: "Jersey Metal; A History of the Garden State's Heavy Metal Scene Volume One (1969-1986)", autorstwa Franka White'a i Alana Tecchio, "Man of War; My Adventures in the World of Historical Reenactment" autorstwa Charliego Schroedera (o moim tworzeniu amerykańskiej reprezentacji polskiej husarii) oraz "W.A.S.P. Sting in the Tale - A Definitive Biography", autorstwa brytyjskiego autora Darrena P. Uptona. Później grecki historyk i autor Miltiades Varvounis opublikował swoją trzecią książkę: "Made in Poland: Mężczyźni i kobiety, którzy zmienili świat", w której znalazłem się wśród 100 najbardziej wpływowych Polaków, którzy zmienili świat. To wyróżnienie było prawdziwym zaszczytem. W latach 90. Twoja ścieżka kariery zaliczyła zwrot o 180 stopni. Zacząłeś chociażby pracować w przemyśle filmowym. Czym się zajmowałeś w takim "Air America"? Bo pamiętam ten serial z dzieciństwa. Puszczała go raczkująca wtedy stacja Polsat - obecnie jedna z największych w naszym kraju.
Wow... nie wiedziałem, że serial "Air America" był emitowany w polskiej telewizji! Zasadniczo kiedy wykonywanie muzyki rockowej zaczęło przestawać dawać mi radość, a przygnębiająca twórczość sceny Seattle zepchnęła heavy metal na boczny tor, tworzyłem prezentację polskiej husarii na festiwal renesansowy. A ponieważ byłem wielkim fanem klasyki i złotej ery filmów (pojawiłem się też w różnych filmach w niewielkich rolach), to postanowiłem zrobić sobie przerwę od muzyki i pracować w przemyśle filmowym. Podczas pracy nad filmami, które trafiały bezpośrednio na wideo, pracowałem dla faceta, który był weteranem z Wietnamu. Był zbrojmistrzem i zajmował się rekwizytami. Ze względu na moje zainteresowanie wojskiem zapytał mnie czy chciałbym z nim pracować, a ja się zgodziłem. Zostałem jego asystentem. To była dobra, stała praca i płacili znacznie lepiej niż w branży muzycznej. Miałem okazję pracować z wieloma hollywoodzkimi aktorami, których twarze można było zobaczyć w wielu filmach. Jeden z filmów, nad którym pracowaliśmy, nosił tytuł "Call o' the Glen", który stał się "Teddy Bears' Picnic" (komedią o prywatnym "Bohemian Grove"). Został on wyprodukowany i wyreżyserowany przez słynnego aktora Harry'ego Shearera (Derek Smalls - basista w Spinal Tap). Miałem przyjemność pracować z większością najzabawniejszych komików w branży filmowej. W filmie "The Flunky" pracowałem z Farrah Fawcett, rodziną Van Patten, Lorraine Newman (Saturday Night Live), Geną Lee Nolan, Garym Colemanem, Bubbą Smithem, Svenem Holmbergiem i Stanem Kirschem. Pracowałem z wieloma interesującymi aktorami. Stworzyłem własne rekwizyty związane z napojami i jedzeniem. Przy filmie "Surface to Air" pracowałem z Chadem McQueenem (synem słynnego Steve'a McQueena), Melanie Shatner (córką Williama Shatnera ze Star Treka), Michaelem Madsenem ("Wściekłe psy") i Larrym Thomasem (tym z odcinka "The Soup Nazi" z "Kronik Seinfelda"). Przez moje ręce przeszła więc duża ilość broni.
Przy jakich tytułach jeszcze pracowałeś?
Najłatwiej chyba wejść na imdb.com i po prostu wklepać "Rik Fox" w wyszukiwarkę. Znajdziesz tam wiele tytułów (choć ciągle nie wszystkich), w których byłem zarówno przed, jak i gdzieś za kamerą. To po tej przygodzie z filmem postanowiłeś poświęcić się niemal w całości polskiej historii. Jak narodził się Suligowski's Regiment? Na jakich wydarzeniach mogliśmy podziwiać Cię w pełnej zbroi?
Sporo wyjaśniłem już wcześniej. Dodam, że zaczęło się to jako "The Polish Nobility Commonwealth Guild". Niezwykle trudno było przenieść tę wystawę do Kalifornii gdzie mieszkaliśmy. To amerykański południowy zachód i chociaż była tam obecna polska społeczność i nawet pojawiło się niewielkie zainteresowanie, to większość polskiej diaspory w Kalifornii jest z mojego doświadczenia i obserwacji, raczej apatyczna. Na wszystko narzekają, ale nie potrafią zorganizować się i zmotywować na tyle, by spróbować cokolwiek zmienić. Kolejna obserwacja: wielu Polaków, których spotkałem jest z tej komunistycznej ery dziejów Polski, w której liczyło się chłopstwo. Nie lubią gdy przypomina im się o tym, jak szlachta naciskała na klasę robotniczą. Bardziej interesuje ich późniejsza historia kraju, jak czasy Piłsudskiego czy II Wojna Światowa. Nie interesują się XVII-wieczną Rzeczpospolitą Obojga Narodów i Sobieskim. Podziwiali moje wysiłki, ale bardziej się interesowali Krakowiakiem i stylem góralskim - no wiesz, rzeczami z którymi mogliby się utożsamiać "zwykli" ludzie. Kiedy dowiedziałem się, że klan Sulimy brał udział w bitwie pod Wiedniem wraz z Sobieskim, zmieniłem nazwę naszej grupy historycznej na "Suligowski's Regiment of Sobieski's Winged Hussars" i zadedykowałem ją mojemu zmarłemu Ojcu. Bez jego inspiracji i pomocy nigdy nie byłbym w stanie odnieść sukcesu. Jednakże ta zasługa musi być podzielona z moją zmarłą żoną Tamarą Fox, bez której miłości, oddania i pomocy nic z tego nie byłoby możliwe.
 W 2013 r. skontaktowała się ze mną firma z Toronto w Kanadzie, odpowiadająca za serial "Museum Secrets" (Kensington Productions) emitowanym przez The History Channel. Odwiedzili oni Moskiewskie Muzeum Państwowe w Rosji i zobaczyli tam na wystawie skrzydlatą zbroję husarską i szablę. Byli bardzo zainteresowani historią tej formacji. Przeszukali Internet, zobaczyli naszą prezentację i zapytali czy mogliby ją sfilmować. Szczególnie zafascynowała ich "kopia" (lanca) i to, "czy skrzydła wydawały jakieś dźwięki?". Przyjechali więc na nasze ranczo w Kalifornii i nakręcili odcinek. Jechałem na moim koniu pełnej krwi angielskiej "Achillesie", którego specjalnie wytrenowałem aby zaakceptował panoplia husarskie. Ten przełomowy odcinek można obejrzeć na Amazon Prime. "Museum Secrets", sezon 3, odcinek: "Moskiewskie Muzeum Państwowe". Było to niezwykle ważne ponieważ po raz pierwszy pojawiła się poprawna prezentacja Skrzydlatej Husarii. Co ważne, po raz pierwszy "W JĘZYKU ANGIELSKIM" i "DLA ANGLOJĘZYCZNEJ" publiczności. Nie ma wystarczającej ilości informacji o Husarii dostępnych poza Polską dla anglojęzycznych widzów. Starałem się to zmienić. Chciałem też mieć pewność, że w prezentacji nie będzie "stronniczości" wobec Polski. Chciałem aby było to historycznie dokładne i właściwe. Za swoje zasługi w promowaniu polskiej historii i kultury zostałeś wice-prezeydentem oddziału Kongresu Polonii Amerykańskiej w Los Angeles. Co należało do Twoich obowiązków?
Zostałem doceniony za nasze wysiłki na rzecz promocji kultury polsko-amerykańskiej przez ówczesnego prezesa Ryszarda Wideryńskiego. W pełni docenił to co próbowałem zrobić, więc zostałem nominowany do Kongresu Polonii Amerykańskiej w Los Angeles. Moje wysiłki skupiały się na próbach zrobienia wszystkiego co w mojej mocy, aby zwrócić uwagę ludzi na kulturę polską naszymi prezentacjami. W ten sposób zbliżyłem się do "Unity Festival" w Glendale w Kalifornii - wielokulturowej uroczystości organizowanej przez społeczność ormiańską. Zbadałem historyczne relacje między Armenią a Polską i przedstawiłem prezentację, która zaskoczyła członków Rady Planowania. Nawet nie wiedzieli oni o swojej własnej historii z Polską. Byli pod takim wrażeniem, że zaprosili mnie do Komitetu co dało nam możliwość zaprezentowania naszej wystawy husarskiej. Cieszyła się bardzo dużym zainteresowaniem, zwłaszcza u dzieci które nigdy nie widziały czegoś takiego jak skrzydlata zbroja. W tamtym czasie nasza wystawa pojawiła się także na Irlandzkim Festiwalu na którym zwróciło się do nas kilku szkockich przedstawicieli Orderu Świętego Stanisława - założonego w 1765 roku przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego - (dobroczynnej organizacji pomagającej chorym dzieciom). Byli pod tak ogromnym wrażeniem naszego pokazu Skrzydlatej Husarii, że w końcu zostałem zaproszony do udziału w Inwestyturze, a w 2007 roku zostałem pasowany na Rycerza Orderu Świętego Stanisława przez Prezydenta RP na Uchodźstwie, Juliusza Sokolnickiego. Mam dokument, odręcznie napisany przez samego Sokolnickiego, doceniający moje wysiłki na rzecz polskiej historii i kultury. Kiedyś zdradziłeś, że szykujesz swoją autobiografię. Jak posuwają się prace?
Cóż, zacząłem wiele lat temu (około 2005/2006 roku?). Próba przywołania tak wielu wspomnień jest bardzo wyczerpująca. Ciągle rozpraszały mnie też inne sprawy. Potrzeba DUŻO dyscypliny, aby codziennie siadać i próbować przypomnieć sobie tak wiele szczegółów. Zatrzymałem się gdzieś w czasach mojego dzieciństwa, ale później dodałem więcej materiału. Wciąż jest niedokończona, a później wydarzyło się mnóstwo rzeczy. Ślub z Tamarą w październiku 2009 roku i przeprowadzka do nowego domu w 2010 roku, a następnie sprzedaż naszego domu na ranczu w Kalifornii w 2020 roku i przeprowadzka do Missouri w 2021 roku. Śmierć mojej żony w maju 2022 roku... Trudno jest zmusić się do codziennego pisania. Jeśli uda mi się ją ukończyć, będzie to OGROMNA książka z mnóstwem zdjęć... Jest po prostu TAK DUŻO rzeczy do umieszczenia w niej. Odhaczyliśmy już parę pozycji w Twojej dyskografii ale wiem, że to przecież nie wszystko. Na jakich jeszcze wydawnictwach możemy Cię usłyszeć?
Świetne pytanie. Niektórzy myślą, że nagrałem tylko ten jeden album ze Steeler. A jest tego o wiele więcej! Istnieją rzadkie, kolekcjonerskie płyty Steeler i edycja picture disc SIN z pierwszą wersją mojej kompozycji "On the Run". Czasami pojawia się na eBay'u, ale nie wiem kto je sprzedaje. Nagrałem album z zespołem Surgical Steel (z Phoenix w Arizonie) w latach 1986-87, kiedy byłem jego członkiem. Niestety ich fundusze się wyczerpały i krążek nigdy nie został ukończony. Mam prawie kompletną dyskografię na mojej stronie na Wikipedii, ale wymaga ona jeszcze aktualizacji. Nagrałem album "Spiders and Snakes" ze współzałożycielką London Lizzy Grey która grała razem z Nikkim Sixxem. Nagrałem też z Angel numer The Young Rascals: "I Ain't Gonna Eat Out My Heart Anymore". Znajdziesz go na płycie "The Year of the Snake". Śpiewa w nim Betsy Bitch. Nagrałem dwa utwory na albumie Jima Creana "London Fog": grałem na singlu "Broken" i utworze Angel "Don't Take Your Love". W obu wystąpił perkusista Sabbath/Dio Vinny Appice, a w kompozycji Angel zaśpiewał wokalista tej formacji: Frank DiMino. Na "Broken" mój styl gry na basie jest podobny do stylu Boba Daisleya. Nagrałem wiele demówek. Tutaj oczywiście trzeba wspomnieć demo SIN, oryginalne demo WASP i mojego zespołu Thunderball. Wyprodukowałem i współtworzyłem trzy utwory, moja kompozycja "Gypsy Brandy" była punktem kulminacyjnym mojego stylu pisania utworów. Brzmi bardzo w stylu Whitesnake. Mam w planach wydanie DVD z występami na żywo Thunderball, jak również demówki i występy na żywo SIN. Jak już wspomniałem, większość informacji o moich nagraniach można znaleźć na mojej stronie na Wikipedii. Być może w końcu uda mi się wydać "Antologię Rika Foxa" zawierającą materiały z SIN, Thunderball i inne rzeczy z mojej przeszłości. Cały czas nad tym myślę. Jedną z ostatnich Twoich muzycznych przygód był Freakshow. Jak dołączyłeś do tej supergrupy i o co w ogóle chodzi z jej składem? Bo niektóre źródła twierdzą, że to Ty jesteś basistą zespołu, a inne wskazują Grega.
Cóż, to był interesujący projekt, który nie skończył się dla mnie zbyt dobrze. Przyjaźniłem się z gitarzystą Cinderelli - Jeffem LaBarrem - i wiedziałem, że ma zespół o nazwie Freakshow. Nie rozmawialiśmy jednak o nim zbyt wiele. Minęły lata, a Jeff zmarł. Współzałożyciel zespołu Ronnie Borchert postanowił kontynuować działalność. Poprosił perkusistę W.A.S.P./Metal Church, Steta Howlanda o pomoc w nagraniu materiału. Następnie gitarzystę Quiet Riot/RATT: Carlosa Cavazo. Później basistę Badlands: Grega Chaissona. Ten nie wyraził zainteresowania dołączeniem do zespołu, więc polecił mnie. Twierdził, że jestem idealnym facetem na to stanowisko. Stet i Carlos zgodzili się. Przyjaźnię się z nimi od dziesięcioleci. Borchert porozmawiał więc z nimi o tym po czym powiedziano mi, że jestem nowym basistą w zespole. Potem zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Normalnie kiedy zespół, jakikolwiek zespół zatrudnia nowego muzyka, to wypuszcza informację prasową na ten temat. Tutaj tak się nigdy nie stało. Potem poleciałem do Reno by nakręcić dwa teledyski: do "You Shine" i "It Hurts Me". Nawet nie znałem tych numerów! Nigdy ich nie słyszałem dopóki nie dotarłem na miejsce. Musiałem się ich uczyć w biegu gdzie na dodatek nie było "odpowiedniego" wzmacniacza basowego. Gdy o to zapytałem to zostałem zbyty. Dziwnie się czułem będąc tak potraktowanym. To było totalnie nieprofesjonalne. Nagraliśmy dwa teledyski i po powrocie do domu o zespole zrobiło się cicho. Parę miesięcy później ukazał się pierwszy teledysk i ponownie wydano informację prasową, ale bez żadnej wzmianki o mojej obecności w zespole. Tylko o chłopakach którzy grali na albumie. Zostałem wykluczony z jakichkolwiek wiadomości. Ponownie: bardzo dziwne i nieprofesjonalne. Prawdziwe problemy zaczęły się w momencie gdy zacząłem pytać, dlaczego nie zostałem uwzględniony w informacjach prasowych zespołu. Otrzymałem lekceważące wymówki i powiedziano mi, żebym się tym nie martwił. Myślę sobie "to nie jest w porządku, nikt nie powinien robić czegoś takiego nowemu członkowi grupy".
W międzyczasie zostałem poproszony o promowanie albumu (na którym nawet mnie nie było). Kilka miesięcy później ukazuje się teledysk numer dwa i zostaję poproszony o jego promocję. Moi fani są bardzo podekscytowani, ale ponownie nie jestem uwzględniony w notce prasowej dotyczącej teledysku - mimo że w nim występuję. Ludzie zaczynają pytać: "dlaczego Rik nie jest wymieniony w żadnej informacji prasowej zespołu?". Greg Chaisson wydał oświadczenie na Facebooku, że nagrał swoje partie na albumie ale dodał, że "Rik jest teraz w zespole, nie ja - Rik jest nowym basistą we Freakshow". Greg faktycznie tak napisał, ale nie było to oficjalną informacją. Raz tylko powiedziano, że "Rik będzie basistą podczas koncertów". To tak jakby stwierdzono, że jestem tylko muzykiem sesyjnym. Kiedy o to zapytałem Ronnie się wściekł i stwierdził, że myślę tylko o sobie. W głowie pojawiła mi się myśl, że "to szaleństwo. On mnie w ogóle nie szanuje. Mimo że mam za sobą kawał kariery i sporo osiągnięć, to tylko szacunek okazuje tylko Stetowi i Carlosowi". Nie czułem się z tym wszystkim zbyt dobrze. Codziennie ciężko promowałem na ten zespół, ale nie byłem za nic doceniany. Teraz jestem traktowany tak jakbym nic do niego nie wniósł. Obraża się mnie na każdym kroku. Pewnego dnia Ronnie powiedział po prostu: "nie jesteś już w składzie - nie zgadzamy się w niczym i nie dogadujemy się". Tak po prostu. Trochę tak jak Blackie powiedział mi w WASP w 1982 roku: "odchodzisz z zespołu, do widzenia". Ronnie powiedział: "powinieneś przestać mówić o swoich związkach z WASP i przestać mówić o swoich związkach z Ronem Keelem, Steeler i Malmsteenem. To było 40 lat temu. To już nikogo nie obchodzi". Tymczasem w wywiadach Stet mówi o W.A.S.P. i Metal Church, Carlos o Quiet Riot i Ratt, a Ronnie o Miss Crazy. Tylko ode mnie wymagano, abym przestał mówić o moich poprzednich zespołach i mojej karierze. Znów: bardzo nieprofesjonalne i lekceważące.
Za każdym razem gdy omawiam moją karierę na Facebooku lub w wywiadach, Ronnie zachowuje się jak dziecko i śmieje się. Teraz rozmawia z moimi wrogami którzy rzucają fałszywe oskarżenia na mój temat, a on wierzy we wszystko co mu się mówi. Wtedy szukał jakiejkolwiek wymówki, by usunąć mnie z zespołu. W końcu wydał komunikat w którym ogłosił, że znalazłem się poza składem podczas gdy, jak na ironię nigdy nie ogłosił, że w ogóle do niego dołączyłem. Wielu fanów wytknęło mu to, a on zaczął z nimi zaciekle walczyć. Teraz oskarża mnie o tworzenie fałszywych kont, abym mógł się z nim kłócić. Wyszła z tego niezła drama i teraz cieszę się, że opuściłem ten projekt. Niestety Stet nigdy nawet się za mną nie wstawił, ani mnie nie wspierał. Nikt nie zgadzał się z tą decyzją, bo tak naprawdę nie była to decyzja zespołu, tylko samego Ronniego. Po raz pierwszy rozmawiam o tym z moimi polskimi fanami ponieważ zasługują na poznanie prawdy. Byłem we Freakshow przez 14 miesięcy i nie zagraliśmy razem nawet raz. Ten skład pojawił się tylko w dwóch teledyskach, które były grane do muzyki z taśmy - co jest standardem w przypadku klipów. To była po prostu zbyt "toksyczna" sytuacja. Nie było to dla mnie dobre. Później gitarzysta Quiet Riot, Carlos Cavazo, nagle odszedł co spowodowało rozpad całego zespołu. Myślę, że Carlos był w końcu zmęczony tą całą dramą spowodowaną przez lidera. Już w przeszłości potrafił się on kłócić ze wszystkimi. Nikt nie zostanie w takim zespole na dłużej. A jakie są te najnowsze muzyczne dzieje Rika Foxa?
Akurat dobre! To przede wszystkim ekscytujący czas dla fanów Steeler. W 2023 roku nagrałem z All-Stars Rona Keela utwór "American Thunder" (znajdziesz go na YouTube i innych platformach streamingowych), w którym występują perkusista Y&T Mike Vanderhule, Roy Cathey, Stacy Blades (L.A. Guns), Dave Cothern, Justin Womble, Jay Rusnak i Mike Dresch. Nagrywałem również utwór "Plum" ze Stianem Pianem Thoresenem. Następnie występowałem gościnnie z jedną z największych gwiazd rocka lat 80: Stephen Pearcy Band (RATT), w sierpniu zeszłego roku, podczas RetroMania Live 80's Concert Series w Branson Missouri - wykonałem "You Think You're Tough". Poza tym jako Steeler nagraliśmy nasz pierwszy nowy utwór od 40 lat: "Give Me Guitars or Give Me Death". Nakręciliśmy teledysk do tej kompozycji w czerwcu 2024 roku w Kalifornii, a także nakręciliśmy film dokumentalny o Steeler, który zostanie wydany później. Reżyserem jest David Pear, który jest znany z kręcenia wszystkich teledysków zespołu The Dead Daisies. Piosenka znalazła się na nowym albumie "KEELWORLD", zawierającym utwory zespołów z całej kariery Rona Keela. Nowy klip został opublikowany na YouTube i zebrał wiele bardzo pozytywnych recenzji. Być może będzie coś więcej ale nie mamy jeszcze pewności. Istnieje również możliwość, że w 2025 roku będę ponownie nagrywał z Surgical Steel. Spróbujemy ponownie nagrać album który zaczęliśmy tworzyć w 1987 roku, ale którego nigdy nie ukończyliśmy. Poczekamy i zobaczymy co się wydarzy.
A myślałeś może nad koncertami na których moglibyśmy usłyszeć numery z całej Twojej bogatej kariery? No wiesz, wczesne W.A.S.P., Warlord, Surgical Steel, trochę Steelera... To by była niezła setlista!
To na pewno ciekawy pomysł. Jednak w Missouri nie ma innych muzyków z takim muzycznym doświadczeniem jak moje. Raczej nie wykonałbym żadnego kawałka Warlord, gdyż byłem w zespole tylko przez kilka miesięcy - no i nikt w Missouri nie potrafi grać tej muzyki. Nie mam też praw do materiału Surgical Steel. Szczerze mówiąc w Missouri nie ma nikogo, kto potrafiłby grać taką muzykę. Może poznałem tutaj jednego czy dwóch muzyków, ale stworzenie takiego zespołu w tym miejscu byłoby zadaniem zbyt trudnym. A Los Angeles nie wchodzi w rachubę; tam też nie wrócę - Kalifornia to teraz szalone miejsce. Będę po prostu czekał na dzień w którym zadzwoni do mnie jakiś świetny zespół i poprosi mnie o zagranie z nimi lub zaproponuje występy na żywo. W okolicy Springfield jest kilka "lokalnych" kapel, z którymi się zaprzyjaźniłem i z którymi od czasu do czasu występuję gościnnie, jak na przykład Machine Gun Symphony. I to by było wszystko co przygotowałem! Bardzo dziękuję za poświęcony czas i wyczerpujące odpowiedzi! No to co? Coś chciałbyś przekaż polskim czytelnikom?
Można mnie znaleźć na Facebooku, a na YouTube można posłuchać wielu świetnych wywiadów i podcastów z moim udziałem. Mam nadzieję, że zostanę poproszony o bycie gościem na targach Rock n' Pod Expo w Nashville. Brałem w nich udział już dwa razy - bardzo lubię udzielać tam wywiadów i sprzedawać swój merch: Rik Fox Brand. Mój przyjaciel Jan Polubinski w Polsce robi dla mnie ekskluzywne koszulki "Rik Fox: Winged Knight of Heavy Metal - 1st US Winged Hussar". Docelowo będę tworzył takie koszulki dla moich fanów. Moja druga strona to www.rikfoxbass.wix.com/rikfox. Może nie odwiedzam ją zbyt często, ale to wciąż dobra strona - tylko muszę ją zaktualizować. Chciałbym wyrazić moje najgłębsze uznanie dla wszystkich moich polskich fanów i wdzięczność za ich nieustanne wsparcie. Dziękuje bardzo i pozdrawiam. Niech żyje Rzeczpospolita! Vivat Husaria!
zdjęcia: Metal Maiden Images
|