MetalSide: Hej! Jesteś znany zarówno z Esprit D'Air, jak i The Sisters of Mercy. Zacznijmy jednak od Twoich początków jako muzyka. Jak się zaczęła ta cała przygoda?
Kai: Moja muzyczna podróż rozpoczęła się gdy kompletnie nie radziłem sobie w szkole. W niczym nie byłem dobry i szczerze mówiąc: nie wiedziałem dokąd zmierzam. Zacząłem opuszczać lekcje i wtedy wziąłem do ręki gitarę. Ćwiczyłem po dziesięć godzin dziennie - nie dlatego, że miałem jakiś plan ale dlatego, że po raz pierwszy w życiu znalazłem coś, w czym byłem naprawdę dobry. To uczucie, że w końcu się w czymś doskonalę popchnęło mnie do dalszego działania i zanim się zorientowałem, muzyka stała się całym moim światem.
Jakie zespoły stanowiły dla Ciebie inspirację?
Kiedy byłem dzieckiem często słuchałem japońskiego zespołu rockowego o nazwie L'Arc~en~Ciel. Chciałem być wtedy tak fajny jak Hyde więc cały czas śpiewałem ich utwory. Ale kiedy przyszło do faktycznego wzięcia gitary jako nastolatek, to popchnął mnie do tego metal. Wciągnęły mnie takie zespoły jak Iron Maiden i Black Sabbath - coś w ich riffach i energii po prostu do mnie pasowało. Z biegiem czasu moje wpływy poszerzyły się, ale te wczesne inspiracje zdecydowanie ukształtowały sposób, w jaki dziś podchodzę do muzyki.
Kiedyś wspomniałeś, że Twój ojciec nie był zbyt zadowolony z Twojej muzycznej pasji. Czy ostatecznie zmienił swoje nastawienie?
Nie, nie rozmawiałem z nim od lat. Nawet kiedy moja muzyka trafiła na oficjalne listy przebojów i wyprzedawałam koncerty w różnych miastach, on wciąż nie był ze mnie dumny. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę z tego, że nie potrzebuję jego akceptacji. Postanowiłem odciąć się od tej negatywnej energii i skupić się na tym co mnie uszczęśliwia - robieniu tego co kocham, na własnych warunkach, bez martwienia się o to co myślą inni.
W ogóle Esprit D'Air początkowo był zespołem. Po pierwszych sukcesach przyszły zmiany w składzie, a od 2016 roku stał się on w całości Twoim projektem. Dlaczego? No i jak to się stało, że chwyciłeś również za mikrofon?
Problem z oryginalnym składem polegał na tym, że dla pozostałych członków zespół nie był pasją. To było dla nich tylko hobby. Coś co robili poza normalną pracą. Ale dla mnie to było coś więcej. Muzyka jest dla mnie wszystkim. Chciałem potraktować ją poważnie, popchnąć to wszystko dalej, uczynić z muzyki moje życie. Kiedy zdałem sobie sprawę, że nikt inny w zespole nie podziela tej samej wizji, sensowne było przekształcenie Esprit D'Air w solowy projekt. Jeśli chodzi o zostanie wokalistą to nie było to planowane. Chciałem kontynuować po zmianie składu, ale nie miałem właśnie wokalisty. Zamiast czekać na idealną osobę, postanowiłem zrobić to sam. Na początku była to tylko konieczność, ale z czasem wczułem się w tę rolę i teraz nie wyobrażam sobie tego inaczej.
Jak się prześledzi Twoje wywiady to często pojawia się w nich pewne nazwisko. Jak się zaczęła Twoja przyjaźń z Benem Christo? Jak bardzo pomógł Twojej karierze?
Jeśli dobrze pamiętam to pierwszy raz spotkałem Bena na koncercie, na którym Esprit D'Air grał z The Birthday Massacre. Rok później, w 2018 roku, zaprosił mnie do występu na Shot Through the Heart, jego comiesięcznym wieczorze z metalowymi coverami z lat 80. W tamtym czasie bardzo lubiłem metal z lat 80., więc spodobała mi się możliwość zaśpiewania numerów Skid Row, Bon Jovi, Cinderella, AC/DC, Mötley Crüe i innych. Skończyło się na tym, że zaliczyłem wtedy dziesięć takich wieczorów w ciągu roku. Zawsze łączyła nas wielka przyjaźń i w pewnym momencie zaprosiłem go do gościnnego udziału w jednej z naszych kompozycji, która stała się "Dead Zone". Później kiedy byłem w trasie z Esprit D'Air na początku 2023 roku, poprosiłem jego zespół Diamond Black, aby nas supportował. Niektóre koncerty były już wyprzedane, ale chciałem aby jego zespół dzielił z nami scenę. Poza tym była to świetna okazja do wspólnego grania "Dead Zone" każdego wieczoru. No i w końcu w październiku 2023 roku Ben nagle się do mnie odezwał ponieważ The Sisters of Mercy potrzebowali nowego gitarzysty. Powiedział mi, że jestem jedną z dwóch osób które miał w głowie. Prawdopodobnie ze względu na naszą wcześniejszą współpracę i to jak dobrze się dogadujemy. Jestem mu naprawdę wdzięczny za danie mi tej szansy. A w 2024 roku ponownie zaprosiłem Diamond Black, aby dołączyli do Esprit D'Air podczas naszej 19-dniowej trasy koncertowej w Wielkiej Brytanii i UE więc ostatecznie myślę, że wsparcie jest wzajemne.
W pewnym momencie przykułeś też wzrok Matta Heafy'ego z Trivium. Również Richard Shaw z Cradle of Filth bardzo Cię chwalił. Jak reagujesz na komplementy od takich muzyków?
To zawsze trochę surrealistyczne gdy muzycy, których szanuję doceniają naszą pracę. Kiedy Matthew K. Heafy puścił moją muzykę w swoim programie radiowym byłem szczerze zszokowany. Dorastałem słuchając Trivium więc zobaczenie, że ktoś taki jak on docenia to co robię było naprawdę zachęcające. To samo dotyczy Richarda Shawa z Cradle of Filth - kiedy muzycy tego kalibru zwracają uwagę na moją pracę to tylko potwierdza, że jestem na dobrej drodze. Jednocześnie staram się nie pozwolić by woda sodowa uderzyła mi do głowy. Doceniam takie wsparcie, ale skupiam się na tworzeniu jak najlepszej muzyki niezależnie od tego kto jej słucha.
 A słuchało też Iron Maiden. Z okazji 40-lecia "Piece of Mind" nagrałeś "The Trooper" z Timem "Ripperem" Owensem. Jak to się narodziło? Bo tą pierwszą wersję udostępniła sama Żelazna Dziewica.
Podobnie jak dla wielu osób "The Trooper" był moją bramą do muzyki metalowej. "Piece of Mind" i "The Number of the Beast" całkowicie zmieniły moje życie i skierowały mnie na ścieżkę do zostania muzykiem. Współpraca z Ripperem przyszła całkiem naturalnie. Wpadłem na pomysł nagrania coveru "The Trooper", aby uczcić 40. rocznicę jego powstania i chciałem pracować z wokalistą, który miałby potężny, klasyczny heavy metalowy głos. Ripper pasował idealnie. Jego praca z m.in. Judas Priest i KK's Priest mówi sama za siebie. Skontaktowałem się z nim a on się zgodził, co było niesamowite.
Sam promujesz własne koncerty - i to z niezłym rezultatem. Ostatnia trasa niemal w całości wyprzedana, a do tego dwukrotnie większe sale koncertowe. Jak Ty to robisz? W czym tkwi sekret?
Myślę, że kluczem jest to, że podchodzę do wszystkiego z takim samym poziomem pasji i zaangażowania. Nieważne czy chodzi o komponowanie, występowanie na żywo czy promowanie koncertów. Nie polegam tylko na tradycyjnych metodach - aktywnie eksperymentuję z różnymi sposobami dotarcia do ludzi, od mediów społecznościowych po bezpośrednie kontakty z fanami. Chodzi o stworzenie prawdziwej więzi. Zwracam uwagę na to co przemawia do ludzi. Wchodzę w bezpośrednie interakcje z fanami i upewniam się, że każdy koncert jest doświadczeniem na które warto przyjść. Tutaj nie ma jakiegoś "sekretu" - to po prostu dużo pracy, prób i błędów oraz wytrwałości. Traktuję Esprit D'Air jak coś więcej niż tylko zespół; to całe moje życie. I myślę, że ludzie to widzą. A to sprawia, że chcą go wspierać.
Pod koniec zeszłego roku - a dokładnie to 8 listopada - jednocześnie ukazały się dwa Twoje wydawnictwa. Skąd pomysł na taką podwójną premierę?
Wydanie "Seasons" i "Live in Barcelona" tego samego dnia było decyzją która miała dla mnie sens. "Seasons" to album reprezentujący różne epoki Esprit D'Air, zawierający przerobione utwory, remiksy i covery, podczas gdy "Live in Barcelona" oddaje energię naszego występu podczas trasy koncertowej z 2023 roku. Chciałem dać fanom coś wyjątkowego - jednocześnie zarówno doświadczenie studyjne jak i na żywo. Ponadto podobał mi się pomysł pokazania dwóch stron Esprit D'Air za jednym zamachem: starannie dopracowanej pracy studyjnej i surowego, wysokoenergetycznego występu. Uważałem, że idealnym sposobem na zamknięcie roku i wkroczenie w 2025 rok będzie danie ludziom czegoś ekscytującego do posłuchania.
Jak w ogóle wspominasz ten koncert, który stał się "Live in Barcelona"? Brałeś może pod uwagę jeszcze jakiś inny występ?
Szczerze mówiąc występ w Barcelonie był jedynym, który udało nam się nagrać spośród wszystkich 22 europejskich koncertów! Pierwotnie planowaliśmy nagrywać również w Krakowie, ale coś poszło nie tak, więc ostatecznie padło właśnie na Barcelonę. Patrząc wstecz był to świetny występ do zarejestrowania. Energia tamtej nocy była niesamowita - publiczność była głośna i naprawdę zaangażowana. Klimat był w jakiś sposób wyjątkowy. Czuło się, że to idealny wybór na album live. Mimo że mieliśmy do dyspozycji tylko ten jeden występ to jestem naprawdę zadowolony z tego jak wyszło.
Drugim wydawnictwem był "Seasons" na którym postanowiłeś zmierzyć się ze swoim wcześniejszym repertuarem oraz dostarczyć kilka rarytasów. Skąd pomysł na ten powrót do przeszłości?
Niedawno byłem w Tokio i odnowiłem więzi z niektórymi byłymi członkami zespołu, w tym z naszym oryginalnym wokalistą Yoshisuke. Skłoniło mnie to do refleksji nad naszym początkiem i muzyką którą wtedy tworzyliśmy. Było kilka kawałków, które nigdy nie doczekały się odpowiedniego wydania i nawet jeśli obecnie ich brzmienie może nie być tak dobre to czułem, że ciągle zasługują na to by je usłyszeć. Dla mnie w "Seasons" chodzi o zachowanie tej części historii Esprit D'Air - uhonorowanie tego, co stworzyliśmy, a jednocześnie pokazanie jak zespół ewoluował. Chodzi o nostalgię i wydanie części kompozycji w formie na jaką zawsze zasługiwały.
Płyta rozpoczyna się jednym z najważniejszych numerów w Twojej karierze. Byłeś zaskoczony popularnością tej oryginalnej wersji "Shizuku"?
"Shizuku" to pierwsza kompozycja jaką kiedykolwiek stworzyłem. Przez to zajmuje naprawdę szczególne miejsce w mojej karierze. Niesamowite było zobaczyć jak wiele osób się z nią związało, a bycie pierwszym japońskim zespołem w "Rock Band 3" było bardzo fajnym momentem.
 Dlaczego uznałeś, że ten kawałek potrzebuje liftingu? Co Cię gryzło w tym oryginale? No i skąd się wzięła wersja Zardonica?
Jeśli chodzi o powrót do tego utworu to myślę, że był on po części egoistyczny. Chciałem zaśpiewać na "Shizuku", ponieważ nie zrobiłem tego w oryginalnej wersji. To kawałek który przez lata znaczył tak wiele dla Esprit D'Air. Czułem, że nadanie mu świeżego brzmienia z moim własnym wokalem było właściwym sposobem na jego uhonorowanie. Wersja Zardonic powstała ponieważ od dawna jestem fanem jego twórczości. Jego remiksy i styl produkcji mają w sobie tyle energii. Byłem ciekaw co mógłby zrobić z "Shizuku". Skontaktowałem się z nim, a on był bardziej niż szczęśliwy mogąc ze mną współpracować. Rezultatem jest coś zupełnie innego, ale wciąż oddającego istotę tej kompozycji w naprawdę intensywny sposób. Jestem naprawdę zadowolony z tego jak to wyszło!
Jednym z Twoich najbardziej znanych numerów jest "Leviathan". Biorąc pod uwagę fakt, że jest on inspirowany grą "Final Fantasy VII" to co sądzisz o "FFVII: Rebirth"?
Jestem nią zachwycony! Ukazała się ona mniej więcej w okolicy zakończenia zeszłorocznej trasy Esprit D'Air, więc jak tylko wróciłem do domu zainstalowałem ją na moim Playstation i grałem, dopóki nie wbiłem platyny. W momencie ukończenia gry byłem jedną z 1,8% osób na świecie którym udało się to osiągnąć! Dorastałem z "Final Fantasy VII" więc niesamowite było dla mnie zobaczenie jak na nowo wymyślili ten świat i rozszerzyli historię. Gra naprawdę uchwyciła tę magię oryginału i wciągała mnie od początku do końca.
Grałem w prawie każdą część serii "Final Fantasy", więc zastanów się dobrze nad kolejną odpowiedzią. Trzy najlepsze części "Final Fantasy" to...?
No dobra! Cóż, co oczywiste: pierwszym wyborem musi być "Final Fantasy VII". Poza serią remake'ów na wzmiankę zasługuje także "Final Fantasy IV". Była to jedna z pierwszych gier "Final Fantasy" w której naprawdę postawiono na głęboką, opartą na postaciach historię, a cały motyw odkupienia Cecila był świetny. I wreszcie - choć może nie jest to gra z głównego cyklu - "Final Fantasy Tactics". Taktyczna rozgrywka, głęboka historia z motywem politycznym i niesamowita ścieżka dźwiękowa sprawiają, że jest to dla mnie gra obowiązkowa. Niedawno zacząłem też "Final Fantasy VI" na moim Super Famicomie... Czuję, że pewnego dnia może zająć któreś z miejsc.
Wracając do muzyki, niedawno singlem "Lost Horizon" zapowiedziałeś nowy album studyjny: "Aeons". Co możesz nam już zdradzić na temat tej płyty?
"Aeons" będzie dla mnie naprawdę wyjątkowym krążkiem. Singlem "Lost Horizon" chciałem dać ludziom przedsmak kierunku w którym tym razem postanowiłem podążać. Oczywiście to bezsprzecznie Esprit D'Air, ale z jeszcze większym, filmowym wręcz klimatem. Jest cięższy, mroczniejszy i bardziej rozbudowany w kwestii brzmienia, ale wciąż melodyjny. Lirycznie eksploruje głębokie emocje i tematy walki, nadziei i wytrwałości. Wydane w marcu dwa kolejne single - "Shadow of Time" i "Zetsubou no Hikari" nadal kształtują świat "Aeons". W tej chwili proces twórczy ciągle intensywnie trwa. To co odróżnia ten album to fakt, że korzystam z większej pomocy członków mojego zespołu - Takeshiego, Yusuke i Vincenta. Są oni ważną częścią Esprit D'Air od lat. Vincent gra na perkusji od dziewięciu lat, a Yusuke i Takeshi wspomagają nas na żywo od sześciu lat. Podczas gdy pierwsze trzy single zawierają moją własną muzykę i teksty to nie mogę doczekać się podzielenia tym, nad czym pracowaliśmy wspólnie jako zespół. Myślę, że to nowe podejście sprawi, że ten album będzie czymś wyjątkowym.
W kwietniu po raz kolejny zobaczymy Cię w Polsce. Jak wrażenia do tej pory?
Polscy fani są wyjątkowo żywiołowi - ich energia jest niesamowita. Czułem z nimi silną więź gdy byłem na scenie. Ostatnim razem gdy graliśmy w Polsce reakcje były fantastyczne, więc jestem naprawdę podekscytowany powrotem. Poza występami podobało mi się również zwiedzanie. Architektura, historia i atmosfera Polski jest naprawdę wyjątkowa. Zdecydowanie chcę zobaczyć więcej Waszego kraju przy następnej wizycie. Z niecierpliwością czekam na powrót i uczynienie kolejnego show jeszcze większym i lepszym!
Czego będzie można się spodziewać w Krakowie? Jak będzie wyglądał ten koncertowy skład?
W krakowskim klubie Studio zagramy dwa sety. Pierwszy będzie zawierał zupełnie nowe, niepublikowane utwory z naszego nadchodzącego albumu. Damy fanom taki ekskluzywny, pierwszy odsłuch tego nad czym pracowaliśmy. Drugi set będzie wypełniony utworami z naszych wcześniejszych wydawnictw. Będzie więc coś zarówno dla długoletnich fanów jak i tych, którzy odkrywają naszą muzykę po raz pierwszy. Jeśli chodzi o skład to tutaj nic się nie zmieni: będzie taki sam jak przez ostatnie sześć lat. Dołączą do mnie moi przyjaciele Vincent na perkusji, Takeshi na basie i Yusuke na gitarze. Przez lata stworzyliśmy silną chemię w zespole więc nie mogę się doczekać, aby ponownie pokazać w Polsce naszą energię!
 Zauważyłem, że tych najnowszych muzycznych propozycji Esprit D'Air nie znajdziemy na oficjalnym profilu Bandcamp. Dlaczego?
Szczerze mówiąc już dawno porzuciliśmy nasz profil na Bandcamp. Chociaż w przeszłości była to świetna platforma to przerzuciliśmy się na inne. Takie, które lepiej pasują do sposobu w jaki wydajemy muzykę. Wszystkie cyfrowe pliki można teraz pobrać z naszej strony internetowej. Może i jest niewielka, no ale skoro Bandcamp pobiera 15% to czemu nie spróbować samemu jeśli można? Większość naszych najnowszych utworów jest dostępna w serwisach streamingowych i na naszej oficjalnej stronie na której fani mogą nas bezpośrednio wspierać. Być może w przyszłości zaktualizujemy dyskografię na Bandcamp, ale teraz naszym priorytetem jest upewnienie się, że nasza muzyka jest dostępna w sposób który jest dopasowany do tego w jaki sposób ludzie słuchają i wspierają artystów obecnie.
Obecnie koncertujesz również z kultową grupą The Sisters of Mercy. Jak to się stało, że w październiku 2023 roku do niej dołączyłeś?
Otrzymałem telefon od Bena Christo ponieważ potrzebowali nowego gitarzysty. Zgodziłem się bez wahania mimo że miałem tylko tydzień na przygotowanie i dodatkowo byłem w tych dniach na trasie Esprit D'Air w Polsce, na Węgrzech i w Hiszpanii. Później wszystko potoczyło się bardzo szybko. Ledwo się obejrzałem, a już wylatywałem prosto z koncertu Esprit D'Air w Barcelonie by być w Würzburgu na trasie z The Sisters of Mercy jako ich gitarzysta. Wszystko wydarzyło się tak szybko, ale jestem naprawdę wdzięczny za tę okazję i podekscytowany, że mogę być częścią tego ikonicznego zespołu.
Z tego co czytałem to kawałków na ten pierwszy koncert uczyłeś się ze słuchu - np. z YouTube. To miał być jakiś test? Bo przyznam, że to dość dziwne podejście.
Połowa setlisty The Sisters of Mercy składa się z utworów które nigdy nie zostały oficjalnie nagrane, więc jedynym sposobem na nauczenie się ich było słuchanie nagrań na żywo, które fani wrzucili na YouTube. Nauczyłem się wszystkiego ze słuchu, ale zawsze tak robiłem - nie pamiętam, żebym korzystał z tabulatur od czasu kiedy byłem nastolatkiem. To nie był tak naprawdę żaden test tylko stresująca, nagła sytuacja. To był po prostu jedyny sposób na przyswojenie materiału. Na szczęście wszystko poszło dobrze i byłem w stanie szybko przyswoić utwory w ciągu tych zaledwie czterech dni które miałem na ich naukę. Co ciekawe poprosili mnie również o uproszczenie niektórych partii, aby brzmiały mniej ciężko. Musiałem więc dostosować aranżacje do ich wizji.
The Sisters of Mercy może nie wydaje nowych albumów, ale regularnie prezentują nowe kawałki na koncertach. Miałeś już okazję wziąć udział w procesie twórczym?
Tak, niedawno byłem u Andrew i pracowałem z nim nad nowym materiałem. Mogę więc zdradzić, że prace nad nim trwają. Poza tym dodałem również trochę partii do istniejącego, niewydanego materiału. Czy to dostosowując sposób w jaki gram pewne sekcje, czy też wprowadzając niuanse melodyczne, aby poprawić brzmienie na żywo. Podczas zeszłorocznych tras po Europie i Ameryce Północnej zespół był bardzo otwarty na sugestie, a ja mogłem pomóc w dopracowaniu aranżacji. Obejmowało to takie rzeczy jak dodanie partii wokalnych Ofry Hazy w "Temple of Love". Sprawienie by nasze podkłady brzmiały bliżej oryginalnych nagrań. Wprowadziłem również wysokie wokale w "Dominion". Wspaniale było nie tylko występować z The Sisters of Mercy, ale także aktywnie wzbogacać ich brzmienie na żywo oraz wprowadzać nowe pomysły. Trasa po Ameryce Północnej została bardzo dobrze przyjęta.
Jak granie w The Sisters of Mercy wpłynęło na Esprit D'Air? Pojawiło się większe zainteresowanie Twoim zespołem? Jakie w ogóle plany na ten rok?
Granie z The Sisters of Mercy zdecydowanie zwróciło uwagę na Esprit D'Air. Ich baza fanów jest zupełnie inna niż moja. Zauważyłem wielu nowych ludzi którzy słuchają mojej muzyki - co jest świetne. Niektórzy fani The Sisters of Mercy przyszli na koncerty Esprit D'Air z ciekawości i myślę, że byli zaskoczeni tym co usłyszeli. Jeśli chodzi o ten rok to mamy wielkie plany. Wydamy "Aeons" - nasz nowy album - i wyruszymy w dużą trasę koncertową po Wielkiej Brytanii i UE. Poszerzamy również brzmienie zespołu angażując Takeshiego, Yusuke i Vincenta w proces twórczy, więc jestem naprawdę podekscytowany tym co będzie dalej. To będzie dla nas wielki rok.
I to by było wszystko co przygotowałem! Wielkie dzięki za poświęcony i na koniec poproszę o parę słów dla fanów z Polski?
Nie mogę się doczekać kwietniowego powrotu do Polski. To zawsze niesamowite widzieć jak namiętni i oddani są u Was fani. Doceniam każdego kto słucha Esprit D'Air i śledzi moją podróż z The Sisters of Mercy. Nadchodzi wiele ekscytujących rzeczy i mam nadzieję, że spodoba Wam się to, co dla Was przygotowaliśmy. Do zobaczenia wkrótce w Krakowie - będzie ogień!
|