MetalSide: Hej! Zacznijmy może od lekcji archeologii. Toxaemia może i wypuściła debiutancki krążek w 2020 roku, ale korzenie tej formacji sięgają roku 1989. Jak doszło do narodzin zespołu?
Pontus Cervin: Hej, pewnie: rozgrzebmy tego trupa i przypatrzymy się żerującemu na nim robactwu. Historia Toxaemii tak naprawdę rozpoczęła się w 1988 roku, kiedy ja i Stevo byliśmy na lokalnym koncercie - takim małym feście z grupami z okolicy. Dwie kapele zwróciły naszą uwagę - obie grały thrash metal. Pierwsza, jeśli dobrze pamiętam, nosiła nazwę Corpse i wpadła nam w ucho grając thrash inspirowany niemieckim Kreatorem. Drugim zespołem był Gravity - o ile mnie pamięć nie myli - i grał thrash spod znaku Bay Area. Jak już wyszliśmy z koncertu, to trochę rozmawialiśmy i w końcu padło pytanie, czy może sami nie powinniśmy założyć kapeli. Tak to się właśnie zaczęło. Skontaktowaliśmy się z Emilem i paroma innymi znajomymi i zaczął się tworzyć zarodek Toxaemii.
A jak wspominasz proces nagrywania pierwszego demo: "Kaleidoscopic Lunacy"?
Nagrywanie tej pierwszej demówki było fajnym doświadczeniem - to było nasze pierwsze wejście do prawdziwego studia. Spędziliśmy weekend nagrywając pięć numerów, z których cztery trafiły na nasze pierwsze demo. Wszystko zostało nagrane na żywo - nie mieliśmy czasu na to, żeby robić jakieś dogrywki, czy coś. Słyszysz na demo to, co rzeczywiście wtedy zagraliśmy. Gdy już mieliśmy to na taśmie, to dograliśmy wokale oraz gitarę prowadzącą. Rolę inżyniera dźwięku pełnił Ola Florhed - to on odpowiadał za miks i mastering. Wszystko w jeden weekend.
Rok po dej demówce dostaliśmy EP "Beyond the Realm" i kolejną demówkę: "Buried to Rot". Jak z kolei pracowało się nad tymi wydawnictwami?
Na "Beyond the Realm" proces nagrywania wyglądał dokładnie tak samo. Pięć numerów w weekend. Na żywo w studio, a wokal i leady później. Miks i mastering: Ola Florhed. Tym razem piąty numer skończył na CD obok lokalnych kapel z Motala. Nazywało się to "Rätt i Örat" i zostało wypuszczone tylko lokalnie. EP-ka ukazała się już dzięki Seraphic Decay Records i byliśmy nieźle podjadani faktem, że wypuściliśmy EP mając prawdziwy kontrakt. Oczywiście nie zdawaliśmy sobie wówczas sprawy z tego, że facet wykorzystywał wszystkie kapele z którymi współpracował. Wtedy jednak cieszyliśmy się jak dzieci. Demówki z "Buried to Rot" powstały tak naprawdę z myślą o demo i EP, które ostatecznie nigdy nie powstały. Dlatego tym razem nagraliśmy dużo więcej kawałków: plan był taki, żeby najpierw wypuścić demo, a później EP. To drugie wydawnictwo miało się ukazać za pośrednictwem włoskiej wytwórni której nazwę zapomniałem. "Buried to Rot" miało cztery kawałki, a EP miało się składać z dwóch: miało mieć nową wersję "Crematorium" (z pierwszej demówki) oraz zupełnie nową kompozycję nazwaną "Kaleidoscopic Lunacy". Nagraliśmy też outro.
A dlaczego już wtedy zabrakło w składzie Linusa?
Linus odszedł na krótko przed nagraniem przez nas "Buried to Rot". Pojawia się jednak na jednym z kawałków. Wydaje mi się, że na "Hate Within". Pojawił się w studio tylko po to, by nagrać swoją partię i ponownie nas opuścił. Nie był szczęśliwy będąc w zespole - chciał grać coś innego. Dlatego właśnie odszedł - nic na to nie mogliśmy poradzić.
Po "Buried to Rot" Toxaemia przestała istnieć. Dlaczego postanowiliście zamknąć wtedy ten rozdział?
Po wydaniu tej demówki jeszcze trochę działaliśmy. Weszliśmy w 1992 rok, choć z pewnością wolniejszym tempem - z różnych powodów. Wszyscy odbyliśmy wówczas obowiązkową służbę wojskową, mieliśmy trudności ze znalezieniem zastępstwa za Linusa, no i inne rzeczy zaczęły zaprzątać nam głowy. Próby zaczęły pojawiać się coraz rzadziej, jako zespół oddaliśmy się od siebie i nagle nie można było powiedzieć, że w ogóle jest jakiś zespół. Ale nigdy oficjalnie nie powiedzieliśmy, że to koniec. Po prostu przestaliśmy razem grać.
Toxaemia może i zniknęła, ale jej muzyka już nie. W 2010 roku pojawiła się dwupłytowa składanka "Buried to Rise". Cała dyskografia, wzbogacona o niepublikowane kawałki. Jak to się narodziło? No i jak się współpracowało (albo raczej: dalej współpracuje) z legendarnym Danem Swanö?
Najpierw skontaktował się ze mną Ted Tringo z The Crypt/DarkSymphonies, który chciał to wydać na winylu. Ja chciałem, by jednocześnie pojawiło się to na płycie CD, więc Ted wysłał mnie do Matta z Dark Descent Records. Dlatego to właśnie Teda trzeba uznać za ojca tej zajebistej składanki. Chciałem żeby cały materiał został zremasterowany - aby to wszystko dobrze brzmiało na CD. Dodatkowo zgubiliśmy oryginalny master z sesji nagraniowej "Buried to Rot". Skontaktowałem się więc z jedyną osobą która potrafiła zrobić miks i master: Dana Swanö. Znamy się od '89 lub '90, kiedy scena była jeszcze malutka. Wszyscy graliśmy death metal w Östergötland, więc się znaliśmy. Powiedział, że jasne - zrobi to. No i zremasterował pierwsze demo i EP-kę z masterów które posiadaliśmy. Później udało nam się jakimś cudem kupić oryginalną taśmę z 16 kawałkami z sesji nagraniowej "Buried to Rot" i EP. Udało się je zdigitalizować i wysłać do niego, by od zera je zremiksował i zremasterował. Ten facet według mnie jest po prostu najlepszy.
A jak doszło do tego, że w 2017 roku Toxaemia powróciła z zaświatów?
Tak, jeśli mnie pamięć nie myli, to reaktywowaliśmy się jakoś na początku 2017 roku. Dopiero co, jako zresztą ostatni z całej paczki, przeprowadziłem się z powrotem do Motala. Nie musiało minąć zbyt wiele czasu, by w końcu padło pytanie: "A co jakbyśmy reaktywowali zespół?". Ot tak, dla zabawy i jako wymówka do tego by się razem spotkać, popierdzielić głupoty i nieco pograć. Tak to się zaczęło. Przypomnieliśmy sobie jak się gra ze cztery starsze kawałki i napisaliśmy kilka nowych. Następnie dostaliśmy propozycję zagrania koncertu w ramach małego festu w Motala pod koniec grudnia 2018 roku, skupiającego się na ekstremalnych odmianach metalu. Podjaraliśmy się i napisaliśmy jeszcze więcej nowych numerów, jak również przypomnieliśmy sobie jak gra się więcej tych starych. No i w końcu daliśmy ten nasz pierwszy od 25 lat koncert, będąc headlinerem całego festiwalu.
 W 2019 roku Dennis Johansson zasilił skład. Jak się poznaliście?
Po tym jak daliśmy ten pierwszy od 25 lat koncert, Stevo dał nam znać, że poczuł, że jego głos to już nie to. Nie mógł wydawać z siebie takich growli jakich chciał i na jakie - jego zdaniem - zasługuje sama muzyka. Zaczęliśmy więc szukać nowego wokalisty i przez wspólnych znajomych trafiliśmy na Dennisa. Uważaliśmy, że to odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu. Miał wszystko co trzeba. Od tamtego momentu nie oglądamy się za siebie.
Na jakim etapie były wówczas prace nad pierwszym albumem?
Mieliśmy w tamtym momencie napisanych parę numerów z myślą o albumie, ale nic jeszcze nie było nagrane. Dennis był więc głosem tego krążka od pierwszego dnia.
Na tym pierwszym krążku - "Where Paths Divide" - brakowało Emila. Zamiast niego pojawił się dobrze mi znany Perra Karlsson. Dlaczego nie został on na dłużej?
Tak, Emil odszedł z zespołu na kilka miesięcy przed rozpoczęciem nagrywania tego pierwszego albumu. Musieliśmy szybko znaleźć zastępstwo. Stevo i ja znaliśmy Perrę od dawna więc zadzwoniliśmy do niego, a on powiedział: "Tak, lecimy z tematem!". Najpierw zagraliśmy więc kilka koncertów z Perrą jako perkusistą sesyjnym, ale kiedy nadszedł czas na nagranie albumu poprosiliśmy go by został na stałe - zgodził się. Perra cierpi na przewlekłą chorobę nerek i po nagraniu perkusji na "Where Paths Divide" przeszedł drugi przeczep. To sprawiło, że był pozbawiony energii i potrzebował czasu aby dojść do siebie. A ponieważ czuł, że nie jest w stanie utrzymać poziomu którego my jako zespół potrzebowaliśmy, niechętnie zdecydował się odejść i skupić się na powrocie do zdrowia. Najwyraźniej był to właściwy ruch ponieważ teraz znów jest w siodle bębniąc dla Hellbutcher. Jesteśmy naprawdę wdzięczni za czas spędzony z nim w zespole. To najmilszy facet na świecie i żywa pieprzona legenda.
Niedawno dostaliśmy płytę numer dwa i znów: zmiana na perkusji. Skąd pożegnanie z Emilem i rekrutacja Niklasa?
Tym razem ciało Emila nie poradziło sobie z pracą perkusisty w death metalowym zespole. Jego plecy zaczęły sprawiać problemy i czuł, że nie jest w stanie utrzymać pożądanego przez siebie poziomu. Tak więc po ukończeniu albumu i zagraniu kilku koncertów z Left to Die i Incantation zrezygnował. Niklas występował ze swoim innym zespołem - Imperishable - u naszego boku na kilka miesięcy przed wydaniem tego nowego albumu. Jest on również długoletnim przyjacielem Dennisa, więc kiedy ponownie rozpoczęły się poszukiwania nowego perkusisty to okazały się one bardzo krótkie. Znaleźliśmy Niklasa, a on znalazł nas i było świetnie. Odbyliśmy krótką trasę supportując Vadera w krajach bałtyckich i Skandynawii, a potem nie było powodu by nie uczynić go pełnoprawnym członkiem zespołu.
A kiedy zaczęły się prace nad Waszym drugim albumem: "Rejected Souls of Kerberus"? Kto ma najwięcej tutaj do powiedzenia w kwestii muzycznej?
Większość materiału powstała bardzo krótko po wydaniu "Where Paths Divide", przynajmniej do etapu demo. Potem odszedł Perra i pojawiły się pewne problemy. Dużo czasu zajęło nam znalezienie drogi powrotnej do Emila. Próbowaliśmy wielu różnych sposobów na znalezienie odpowiedniego perkusisty. W końcu do zespołu wrócił Emil, a wtedy odszedł Rasmus, nasz gitarzysta prowadzący. Musieliśmy więc znaleźć nowego. Wszystko to uniemożliwiło nam skupienie się na nowych utworach i ich ukończeniu. Dołączył Anton i osiągnęliśmy nowy poziom spokoju i skupienia. Zaczęliśmy pracować ciężej, ale wciąż nie spieszyliśmy się. Chcieliśmy by wszystko było jak należy. Dlatego też ukończenie albumu zajęło nam prawie cztery lata. Komponowanie to wspólna sprawa w Toxaemia ale myślę, że tym razem większość riffów pochodzi od Stevo i Rasmusa. Ale skończona i w pełni zaaranżowana kompozycja to wspólna praca Toxaemia. Teksty są głównie Dennisa ale zarówno ja, jak i Stevo napisaliśmy kilka fragmentów na ten album.
Artwork to z kolei praca Williama Perssona Öberga. Dlaczego postawiliście właśnie na niego?
Znaliśmy Williama ponieważ zagraliśmy kilka koncertów z jego zespołem Creeping Flesh. Kiedy pojawił się pomysł na ten album pomyśleliśmy, że może być odpowiednim człowiekiem do tego zadania. Podobały nam się jego poprzednie prace. Ale to co dla nas zrobił jest moim zdaniem najlepszą okładką jaką stworzył do tej pory. Jesteśmy bardzo zadowoleni i wiele osób zwróciło nam uwagę na tę świetną grafikę.
Obejrzałem cały wideo-blog z procesu jej tworzenia. Ta pierwsza wersja mocno się różniła od tej ostatecznej. Miał wolną rękę, czy jednak trzymaliście rękę na pulsie?
Oczywiście nadzorowaliśmy cały proces. To był ciągły dialog między nim a nami. Ale bardzo łatwy, ponieważ jest świetnym gościem - bardzo otwartym na nasze opinie. Wiedzieliśmy czego chcemy, a on wziął ten pomysł i uczynił go 100 razy lepszym.
Na albumie usłyszymy nowe wersje dwóch starszych kawałków. Dlaczego postanowiliście dać drugie życie "Beyond the Realm" i "Tragedies Through Centuries"?
Chcieliśmy złożyć hołd starym utworom które wciąż gramy na żywo. "Beyond the Realm" to dla nas kultowa kompozycja i chcieliśmy zaprezentować ją ludziom w tym obecnym brzmieniu. To samo tyczy się "Tragedies Through Centuries" - utworu który wciąż gramy na żywo i który jest jednym z naszych ulubionych starych kawałków.
 Krążek promowany był singlami "Blood Red", "Ex Odio" i "Rejected Souls of Kerberus". Dlaczego to właśnie nimi postanowiliście jebnąć ludziom w twarz?
Może brzmi to troszkę jak szaleństwo ale w Toxaemii mamy demokrację więc wszyscy głosowaliśmy na utwory, które chcieliśmy aby były singlami. A po zakończeniu procesu głosowania były to te trzy w tej dokładnie kolejności. To takie proste.
Album kończycie coverem Dismember. Dlaczego ten zespół i "I Saw Them Die"? Co w ogóle było pierwsze: pomysł na cover czy tribute-album "Dreaming in Red, Dreaming in Death"?
Nigdy nie planowaliśmy na naszym albumie żadnego covera. Zostaliśmy jednak poproszeni o wzięcie udziału w hołdzie Dismember. Wybraliśmy utwór który naszym zdaniem w swojej oryginalnej formie jest dość daleki od naszego stylu grania death metalu. Naszym zamiarem było stworzenie wersji zupełnie innej od oryginału. Tak aby brzmiała bardziej jak nasz autorski numer. Myślę, że się udało. Zmieniliśmy go na tyle, że brzmi jak coś naszego. Jesteśmy bardzo zadowoleni z tego coveru. Tak bardzo, że postanowiliśmy umieścić go również na naszym albumie. Całość zaczęła się jednak od tego tribute-albumu.
W celu promocji wydawnictwa wyruszyliście na trasę z "naszym" Vaderem. Jak to się stało, że staliście się częścią "Freezing Hell Tour"? Cóż, nasza agencja Aeternum Concerts została poproszona o zorganizowanie szwedzkich przystanków "Freezing Hell Tour". Podczas dyskusji między nimi a Massive Music, którzy organizują trasy dla Vadera, doszli do wniosku, że byłoby świetnym pomysłem abyśmy nie tylko zagrali te szwedzkie daty z Vaderem, ale w ogóle odbyli całą trasę. Wielkie podziękowania dla Massive Music i Aeternum Concerts za zaproszenie!
Jak wspomnienia? Jakie były reakcje ludzi na Waszą muzę? No i który koncert najbardziej zapadł w pamięć?
Jak wspomnienia? Jest ich mnóstwo! Świetnie się bawiliśmy. Byliśmy dosłownie zdmuchnięci reakcją jaką otrzymaliśmy od fanów Vadera. Na wszystkich koncertach zostaliśmy entuzjastycznie przyjęci przez publiczność. Myślę, że punktem kulminacyjnym był koncert w Łomży w Polsce. Na scenie było gorąco jak w piekle, a tłum z przodu zachowywał się jak szalony. To była naprawdę bardzo udana noc.
Niestety trasa zakończyła się przedwcześnie. Co tam się wydarzyło?
Nic niezwykłego czy coś. Peter, wokalista i gitarzysta Vader źle się poczuł. W związku z tym dwa ostatnie koncerty w Danii zostały odwołane.
A jakie plany na 2025 rok?
Planujemy zagrać więcej koncertów w 2025 roku. Mamy już kilka zarezerwowanych, ale jeszcze nieogłoszonych. W maju zagramy na Nice to Eat You Festival w Czechach i Masaker pod Tatrami 3 w Popradzie na Słowacji. Planujemy zagrać trzy koncerty w Polsce przy okazji tych dwóch festiwali. Ale nic nie jest jeszcze ustalone. Szykujemy jeszcze parę występów w sierpniu i szukamy kolejnych w Europie.
I to wszystko co przygotowałem! Dzięki za poświęcony czas i na koniec poproszę o kilka słów na zakończenie!
Niech żyje polski death metal! Mamy nadzieję, że zobaczymy się w maju podczas naszej mini trasy! Pozdrowienia od Toxaemia!!!
zdjęcia: Dennis Johansson
|