MetalSide: Hej!
Gabby Abularach: Cześć Tomasz! Jak się masz?
Dziękuję, bardzo dobrze! Wszystko ok na łączach?
Tak, wszystko w porządku z audio.
To możemy zaczynać! A zacznijmy od tego, że fani tych mocniejszych dźwięków z pewnością znają Cię z zespołu Cro-Mags. Dodatkowo jednak grasz również zupełnie inną muzę, jak chociażby flamenco. Co sprawiło, że postanowiłeś eksplorować tak różne muzyczne krainy? Kiedy poczułeś, że hardcrore to za mało?
To nie jest tak, że poczułem, że hardcore to dla mnie za mało. Już od dziecka ćwiczyłem muzykę klasyczną - towarzyszy mi ona przez całe życie. Dodatkowo mój ojciec był gitarzystą flamenco, co również wpłynęło na moją twórczość. Moja mama ma wykształcenie w śpiewie klasycznym i była także profesjonalną wokalistką jazzową. Wszystkie te przeróżne wpływy, te różne gatunki muzyczne cały czas mi towarzyszyły. Dodam, że uczyła także baletu, więc siłą rzeczy słuchałem chociażby Czajkowskiego. Odkrywałem muzykę klasyczną, jazz, a jako młody chłopak oczywiście otworzyłem się na rocka. W latach 80. kiedy hardcore rósł w siłę w Nowym Jorku, byłem wkręcony w muzykę np. Bad Brains. Wtedy poznałem chłopaków z Cro-Mags. Nawet kiedy już z nimi grałem, to cały czas słuchałem także i innej muzyki. Tworzyłem inne dźwięki. W 2018 roku, kiedy ciągle byłem z Cro-Mags, miałem kreatywną blokadę. Moja partnerka zasugerowała... co roku odwiedzaliśmy ważne pod względem duchowym miejsca kultury greckiej i rzymskiej. Nasiąkaliśmy tym starożytnym klimatem. Skierowała mnie ku bogowi Apollo i w mojej głowie pojawił się pomysł na stworzenie gitary, która brzmiałaby jak starożytna harfa. Zacząłem pisać i wkrótce skontaktował się ze mną Stefano, który tworzy teksty w starożytnej, czy nawet imperialnej łacinie. Współpracowaliśmy razem przez rok - i nagle nadszedł Covid. Na początku 2022 roku zaczęliśmy poszukiwać wokalistki i wpadłem na Angelę Hicks, która specjalizuje się w muzyce starożytnej - świetnie wymawia łacińskie słowa. Nagraliśmy "Obitvs", "Amo", a pod koniec roku skończyliśmy kolejne cztery kawałki. Ostatniego lata położyliśmy z kolei wokale na ostatnich czterech kompozycjach. To była długa droga ale muszę powiedzieć, że inspirowała mnie muzyka która jest w pewien sposób święta. I może nie wynika to bezpośrednio z tekstów, ale mnie osobiście łączy ona z Bogiem.
Angela Hicks była jednym wyborem na wokalistkę, czy pojawiły się inne kandydatury?
Nie była pierwszym wyborem. Miałem na oku Belindę Sykes, która była liderką pewnej brytyjskiej grupy wokalnej. Zrobili krążek ze średniowieczną muzyką - zaśpiewała na nim niesamowicie! Chciałem zatrudnić właśnie ją! Wszedłem na jej stronę a tam informacja: "Uwaga! Nie śpiewam sopranem. Jeśli poszukujecie sopranu - spójrzcie na listę polecanych przez mnie wokalistek". Przeglądałem więc na YouTube polecane nazwiska i wyskoczyła mi właśnie Angie. Była wyjątkowa. Idealna do tego projektu. Sprawdziliśmy też parę innych wokalistek z lokalnych zakątków Europy, jak również takich związanych z operą. Choć nie chcieliśmy iść w ten operowy styl - chcieliśmy czegoś bardziej czystego, klasycznego.
Te pierwsze numery miały w ogóle wokal czy wszystko było po prostu rozpisane na nuty?
Ja je śpiewałem! (śmiech) Najlepiej jak tylko potrafię! Jestem dobrym wokalistą wspomagającym! Zrobiłem wokale rozumiejąc zakres sopranu. Ja śpiewałem w zasadzie oktawę niżej. Oryginalne poematy zostały zamienione w teksty, które doczekały się melodii. Często podążały one za partiami gitary. Tak to wyglądało. Teraz tworzę szkice wokali, nagrywam je i wysyłam Angie wraz z tekstami. Ona je ręcznie przepisuje i tłumaczy. Wchodząc do studia ma wszystko rozpisane w swoich notatkach.
To ona jest tą boginią w nazwie Dea Velata?
"Velata" oznacza "ukrytą". Nie mówię nie, bo z pewnością ma ona w sobie siłę bogini.
Jak już wspomniałeś wcześniej, takim trzecim członkiem Dea Velata jest Stefano Losi. Jak na siebie wpadliście?
Zaciekawiła go moja praca. Pracował jako barman podczas jednego z koncertów Cro-Mags. To było podczas trasy 1991 roku - miałem wtedy 23 lata. Koncert w Mediolanie. Widział nas na żywo - był wieloletnim fanem. Znał też pozostałych chłopaków z Cro-Mags. W 2018 roku skontaktował się ze mną i nie wiedziałem w ogóle kim jest. Zobaczyłem jego prace, dodałem go do znajomych i wkrótce się spotkaliśmy.
Teksty napisał w imperialnej łacinie. W książeczce znajdziemy ich tłumaczenia?
Tak. Po jednej stronie będzie oryginalny tekst po łacińsku, a na drugiej: tłumaczenie na język angielski.
Waszym pierwszym wspólnym wyjściem do ludzi był "Obitvs". O czym opowiada ta kompozycja?
"Obitvs" to po łacinie coś na kształt śmierci. Ale bardziej odnosi się do tego, co jest po niej. Oryginalny wiersz był nieco inny niż w wersji ostatecznej. I widać to w teledysku. Moja wieloletnia partnerka - nigdy nie wzięliśmy ślubu, ale była moją kapłanką - zmarła na raka w 2018 roku. I dla mnie "Obitvs"... To był sposób na to, by poradzić sobie z bólem towarzyszącym tej stracie, jak również ze wspomnieniami tych chwil kiedy się nią zajmowałem. Tego ostatniego roku kiedy już nie czuła się lepiej tylko gorzej. I jakimś cudem nasza kamerzystka - Gema Lozano - nie znając mojej historii tworzy wideo, w którym kobieta wychodzi z oceanu, podchodzi do mnie i nie poznaje mnie dopóki nie wypija łyka wina z kielicha. Bohater nie wie co się dzieje: czy ona żyje czy nie... przepraszam, to ciężki temat...
Chcesz zrobić przerwę?
Nie, muszę tylko wziąć głęboki oddech... mamy więc tę scenę, w której przypomina ona sobie nasze wspólne chwile po czym ucieka w stronę oceanu, do zaświatów i doznaje wyniesienia - dołącza do Bogów. Kiedy pisałem aranż smyczków do "Obitvs", to przez głowę przewijało mi się morze wspomnień. To ciężki... temat.
 Jak najbardziej rozumiem. W ogóle początek "Obitvs" jest w całości akustyczny. Później pojawiają się orkiestracje i ciężkie gitary. Skąd taka zmiana?
Ponieważ od początku chciałem dodać do tego wszystkiego odrobinę metalu - nie power metalu, ale czegoś cięższego. Wprowadzamy coś takiego w końcówce "Obitvs" jako element finału. Zawsze czuję która kompozycja powinna być bardziej metalowa, a która powinna zostać czysto klasyczna. W tym wypadku czuliśmy, że dzięki temu przekaz będzie silniejszy. Do tego orkiestracje i odpowiednie wokale - wszystkie idealnie się uzupełniło.
Do drugiego singla - "Phebevus Fvror" - powstał teledysk, w którym klasyczna opowieść doczekała się modernistycznego podejścia. Chcieliście pokazać, że można to wszystko przełożyć na współczesny język?
Phebevs to jedno z imion boga Apollo. Oznacza "tego oświeconego" lub "tego, który przynosi światło". Poprosiłem Stefano by napisał coś o Apollo, ponieważ jest on bardzo ważny dla zespołu. Apollo i Venus to dwie najważniejsze dla nas postacie z panteonu. Osoba odpowiedzialna za wideo powiedziała, że jak najbardziej możemy zrobić kolejny klasyczny klip - z ruinami itp. Ale zasugerowała, by być bardziej kreatywnym. Zmiksowała więc... Bo Angie nosi miejscami bardziej tradycyjną, rzymską szatę ale autorka chciała by historia była bardziej nowoczesna. Żebyśmy robili coś więcej niż stali i grali (śmiech). Taka była historia stojąca za teledyskiem. I tak, to klasyczna opowieść: o Apollo, który mści się na Grekach za to, że byli nieuczciwi. Za to, że odmówili uwolnienia córki jego kapłana. To historia znana z "Iliady". Czytałeś?
Przerabialiśmy ją w szkole na lekcjach języka polskiego. Nie była to łatwa lektura (śmiech).
Dobre tłumaczenie musi utrzymywać odpowiedni rytm ponieważ to poemat. Bardzo łatwo śledzi się tę historię jeśli płynie sie razem z tłumaczeniem - to jak muzyka.
Tuż przed premierą krążka dostaliśmy też wideo do "Amo". Gdzie kręcony był teledysk? I kto odpowiada za przepiękną suknię Angeli?
(śmiech) Zacznijmy może od tego, że teledysk kręcony był w słynnym mieście w Hiszpanii: Jerez de la Frontera. Swoją drogą to również miasto bardzo znane z flamenco. Budynek to pałac z XIX w. który jest częścią szkoły jeździectwa. Od setek lat Hiszpanie prowadzą tego typu szkoły. Piękne miejsce. Za strój odpowiada z kolei Gema Lozano. Przeplatająca się biel oraz czerń przypomina "Jezioro łabędzie": Odettę i Odylię - białego i czarnego łabędzia. Piękna miejscówka, piękne wideo. Chcesz usłyszeć z kolei coś więcej o kompozycji i jej genezie?
No jasne!
Byłem w górach na półwyspie Peloponez: w Arkadii. W miasteczku Vytina. Razem z moją partnerką. Ubierała się na naszą wspólną wycieczkę w góry, ale że miałem przy sobie gitarę to zacząłem pisać. To kawałek łączący się z pięknem, z miłością. Powiedziałem Stefano, że każdy numer jest dość ciężki. Poprosiłem by napisał coś romantycznego. I tak powstał "Amo".
Moim ulubionym kawałek na płycie jest z kolei... niech no sobie przypomnę tytuł... "Kore". Przepiękna linia wokalu. O czym opowiada ta kompozycja?
Tak. Kore to rzymska nazwa nadana bogini Demeter. To kompozycja którą pisaliśmy wspólnie przez kilka lat. W końcu jednak wszystkie elementy złączyły się w całość. Dopiero jednak latem dodałem wszystkie te greckie instrumenty oraz smyczki. Bo znajdziesz tutaj tradycyjne instrumenty, używane już od czasów starożytnych. Oczywiście pierwsze wokale należały do mnie, ale później całość przejęła Angie dokładając przepiękne harmonie. Śpiewa z niesamowitą pasją.
Jakie w ogóle ludowe instrumenty usłyszymy na płycie? Bo w niektórych kawałkach słyszałem coś na kształt fletu.
Partie fletu - nie będę kłamał - powstały dzięki wykorzystaniu wirtualnego programu. Nie zatrudniałem żadnych greckich ludowych muzyków. W programie tym znajdziemy wiele różnych tradycyjnych greckich instrumentów: dętych drewnianych, jak np. mantura, aulos. Żeby było bardziej autentycznie na ostatnim numerze "Evanescens Vestalis" - kolejny numer o miłości - mamy wirtualne liry. Sporo tam się dzieje, a na końcu pojawia się także orkiestra. W końcówce "Hiatvs" usłyszysz z kolei manturę i ney. Dużo jest takich smaczków na tym albumie.
W "Daemon" mamy smyczki i chór. Też to wszystko stworzono wirtualnie?
Smyczki użyte w tym kawałku są wirtualne - są jednak bardzo wysokiej jakości. Tremolo wyszło bardzo dobrze. Jeśli chodzi o wokale to wszystko jest prawdziwe. To Angie kładąca w studio warstwę za warstwą. Ja śpiewałem trochę w tle. Wykonała niesamowitą robotę. Wymyśliła też niektóre partie i harmonie. Była kreatywna - w piękny sposób.
 W pierwszej informacji przesłanej do prasy "Daemon" pojawiał się w trackliście dwa razy. Gdzie się podziała ta druga wersja?
Och, razem z naszym zespołem zajmującym się PR podjęliśmy decyzję by wypuścić ją na początku 2025 roku. Jako takiego małego, samodzielnego singla. Chciałem ją umieścić na płycie ale doradzono mi, by tego nie robić. By wypuścić to osobno. Chciałbym zrobić teledyski do wielu kawałków z tego krążka. To do "Daemon" mogłoby być... niesamowite. Oczywiście to ja grałbym rolę "Daemona"! (śmiech)
W ogóle ostateczna tracklista wygląda inaczej niż w pierwszej zapowiedzi. Skąd zmiana w sposobie ułożenia kompozycji?
To coś co pojawiło się na ostatniej prostej. Sporo podróżowałem: Madryt, Londyn. Gdy w końcu mieliśmy czas by razem przysiąść i na spokojnie pomyśleć o kolejności... Bo nie chciałem tego robić to pośpiechu. Dział PR poprosił mnie już wcześniej o kolejność. Gdy drugi raz przysiedliśmy do tego tematu to zmieniliśmy co nieco, by całość brzmiała bardziej... płynnie.
W ogóle gdy mieliśmy robić ten wywiad to okazało się, że album jeszcze nie jest gotowy - były już pierwsze numery, ale jeszcze nie wszystkie. Stąd zmieniliśmy datę na późniejszą. Które zostały więc nagrane na ostatnią chwilę?
Żaden nie został nagrany tak na ostatnią chwilę - dlatego zajęło nam to wszystko tyle czasu. "Kore", "Daemon", "Imber" i "Evanescens Vestalis" były ostatnie. Ścieżki perkusji dla "Daemon" mieliśmy już w lipcu czy sierpniu - potrzebowaliśmy tylko Angie. W ogóle cała warstwa muzyczna była już gotowa w tym okresie. Gitary również. Musieliśmy jednak dograć jeszcze wokale. Te udało się ogarnąć właśnie w sierpniu.
A dlaczego to właśnie Mike Podber zasiadł za perkusją? Skąd się znaliście?
Po odejściu z Cro-Mags, podczas lockdownu dołączyłem do nowojorskiej grupy grającej coś na kształt power metalu. Mike również w pewnym momencie do niej dołączył. Podoba mi się sposób w jaki gra. Zwarcie, ze smakiem, mając na uwadze samą kompozycję. To fantastyczny perkusista.
"Evanescens Vestalis" podpisany był w trackliście jako "acoustic version". Jest w ogóle jakaś inna?
Nie, tego numeru nie da się zrobić na metalową modłę. Ludzie mówią, że brzmi świątecznie (śmiech). To piosenka o miłości, ale mówią, że brzmi tak radośnie. Zawsze będzie taka, jaka jest obecnie - czysta, akustyczna.
Wspomniałeś w ogóle wcześniej o swojej wyjątkowej gitarze akustycznej. Co możesz nam o niej powiedzieć?
Instrument ten... Cóż, możesz go zobaczyć przez kamerkę. To siedmiostrunowa gitara. A jest siedmiostrunowa ponieważ lira Apollo miała 7 lub 11 strun. Wersja 11-strunowa była niemożliwa. Nastroiłem ją na inną skalę - brzmi jak harfa. Cała konstrukcja została wykonana przez znanego - moim zdaniem najlepszego - lutnika zajmującego się flamenco: Felipe Conde. Wcześniej znanego jako Conde Hermanos - robił gitary dla Paco de Lucia. Gdy grałem flamenco to zawsze chciałem mieć od niego gitarę. To instrument gotowy do grania koncertów. Zrobiony z drewna najwyższej jakości. Nastrojony jak harfa. Kocham go! To prawdziwa inspiracja! Ma nawet własną nazwę! To imię konia słynnego hiszpańskiego generała, wojownika: El Cida Campeadora: Babieca.
To nie ze starożytnej Grecji!
Chciałem nazwać ją Bucephalus. To imię konia Aleksandra Wielkiego. No ale to jednak hiszpańska gitara. I to słychać, ponieważ niektóre partie są bardzo hiszpańskie. Ciężko by te elementy ze mnie nie wyszły, ponieważ kocham i gram flamenco.
 A co Cię w ogóle tak ciągnie do historii starożytnej Grecji?
Już od dziecka czułem przywiązanie do tej kultury: jej historii, mitów, filozofii. To zawsze było we mnie. Czułem, że inspiracje przychodzą do mnie z tego właśnie kierunku. Teraz to wszystko się zamanifestowało. Te wszystkie lata, podczas których odwiedzaliśmy świątynie... Większość osób podróżujących do Grecji skupia się na wyspach, a my chodziliśmy po górach. Zwiedzaliśmy Delphi, Olimpię, Argos, Nemeę, oczywiście również Partenon w Atenach. Również we Włoszech jest wiele świętych miejsc. To było moje życie. Każdego lata. Zanim zaczęła się Dea Velata to już byłem przesiąknięty tą energią.
W Madrycie zagraliście specjalny set w Circulo de Lebblas Artes. To była część jakiegoś większego wydarzenia?
To było 25 czerwca w budynku bardzo ważnym dla historii Madrytu. Wynajęliśmy profesjonalną firmę, by zarejestrować materiał wysokiej jakości. Całe wydarzenie towarzyszyło premierze teledysku do "Obitvs". Teledysk ten powstał jeszcze w marcu 2023 roku, a gotowy był już w maju tego samego roku. Czekaliśmy z jego wypuszczeniem, bo nie wiedzieliśmy jak sprawy się potoczą. Gdy utwierdziłem się w przekonaniu, że będzie dobrze to wiosną zdecydowaliśmy się zorganizować takie większe wydarzenie. To był wręcz start całego Dea Velata. To był teledysk na dużym ekranie, dla publiczności, składającej się z vipów: aktorów, innych muzyków itp. Z Hiszpanii, z Madrytu. Później zagraliśmy set złożony z pięciu numerów.
Wśród tych kawałków znajdziemy "Man Mai Long Lives Weene". Co to w ogóle jest? No i dlaczego nie coś z waszego własnego repertuaru?
To stara angielska piosenka - z czasów średniowiecza lub późnego średniowiecza. Angie ma swój własny kanał i gdy ją odszukałem to okazało się, że bardzo dobrze wykonuje ten utwór. Chciałem zrobić coś innego, bo to był pierwszy raz gdy razem występowaliśmy. Chciałem by miała taką kompozycję w której może zabłysnąć. Być może zrobimy jej metalową wersję! (śmiech)
Pod koniec roku mieliście się nawet pojawić w gmachu ONZ.
Nasz występ nie doszedł do skutku z uwagi na problemy z wizą. To nie jest taka łatwa sprawa, by muzyk z Wielkiej Brytanii dostał wizę na to by zagrać w Stanach. Powiedzieli jej, że będzie gotowa w grudniu. W Europie może śpiewać bez problemu, ale Stany dopiero w 2025 roku. Budynek Organizacji Narodów Zjednoczonych odpadł, ale możemy zrobić parę klipów ze Stefano. Skupiamy się jednak na grudniowych koncertach: w Wielkiej Brytanii. Dostałem także potwierdzenie dwóch grudniowych koncertów w Madrycie. Prawdopodobnie będzie też koncert w Asturii - mieście na północy Hiszpanii. Nasz dział PR zasugerował danie w grudniu pięciu koncertów, wzięcie sobie wolnego na czas Świąt, a wraz z nowym rokiem wziąć się na poważnie za koncerty. Już teraz mamy trochę planów.
Mieszkasz obecnie w Hiszpanii czy w Nowym Jorku?
I tu i tu, ponieważ regularnie odwiedzam swoją mamę. Chociaż nie mieszka w samym mieście - a nieco dalej. Odwiedzam więc Nowy Jork, ale obecnie moim domem jest Madryt.
Jak w ogóle wyglądać będą koncerty Dea Velata? Będą one akustyczne, czy planujecie może metalowe aranżacje?
Pełny zespół pojawi się w 2025 roku. W grudniu będziemy mieli ścieżki z taśmy i clicka. Tylko ja i Angie - będzie nieco inaczej niż w Circulo de Lebblas Artes. Na końcu "Obitvs" ludzie się będą zastanawiać gdzie jest perkusista (śmiech).
I to by w ogóle było wszystko co przygotowałem. Muszę przyznać, że Dea Velata to fascynujący zespół. To świetny album i coś zupełnie innego niż np. eksplorujący podobne klimaty Therion.
Dzięki. To dużo dla nas znaczy, że spodobał ci się nasz album. Tu naprawdę chodzi o muzykę, naprawdę chodzi o inspiracje. Gramy to co naprawdę czujemy. Bardzo więc dziękuję!
Na koniec poprosiłbym o parę słów od Ciebie. Być może zachęciłbyś fanów Cro-Mags do tego, by odważyli się sięgnąć po coś tak innego jak Dea Velata?
Jasne! Wszystkim fanom Cro-Mags dziękuję za wsparcie przez lata. Mam nadzieję, ze sprawdzicie ten mój nowy projekt. Mam nadzieję, że Wam się spodoba i być może zaczerpniecie z niego inspiracje. Jeszcze jedno! Nagrywałem z polskim gitarzystą: Wojciechem Lange. Jego zespół nazywa się Time is the Ruler. Prowadzi też własny fanzine. To mój przyjaciel - nagrywaliśmy razem w Bydgoszczy. Chciałem go z tego miejsca pozdrowić! Jego oraz Arkadiusza! (śmiech)
(śmiech) To tak jak tak nam się dobrze rozmawia: bonusowe pytanie. Co w ogóle sądzisz o tej całej walce o nazwę Cro-Mags pomiędzy Johnem a Harley'em?
Uważam, że to wszystko jest między nimi. Mnie nie było na pierwszym albumie. Co prawda znałem ich od kiedy miałem 13 lat, ale dołączyłem gdzieś pod koniec 1990 roku. Więc to w ogóle nie jest moja sprawa. Nie mam żadnego prawa się wtrącać - to wszystko jest między nimi oraz osobami z tego pierwszego składu. Nie wtrącam się. Poszedłem dalej i nie chcę by ta negatywna energia wpłynęła na mnie i na Dea Velata. Nie jest to może jakaś mocna odpowiedź, ale naprawdę nie czuję bym musiał się w to wtrącać, bo nie byłem członkiem tego pierwszego składu.
Znów: to by było na tyle! Dziękuję za poświęcony czas i życzę miłego wieczoru!
Również bardzo dziękuję! Naprawdę to doceniam!
|