MetalSide: Hej! Zacznijmy może od... samego początku. Śmiało można Cię nazwać legendą rocka, a Jake to z kolei "młody wilk", który jednak już zdążył wyrobić sobie markę. Jak się narodziła ta niezwykła kolaboracja?
Mark Mangold: Mówisz, że stare psy i młode wilki mogą robić razem dobrą muzykę? (śmiech) Poznałem Jake'a i większość osób z zespołu Cyhra kiedy pojawili się w moim apartamencie/studio w Nowym Jorku, by nagrać wokale na album. Zostaliśmy przyjaciółmi, a później wspólnie napisaliśmy numer na album Cyhra. Jakiś czas później zagrałem mu kilka utworów i przedstawiłem pomysł na zespół w którym są wyłącznie klawisze. Skończyło się na tym, że przeszliśmy do nagrywania naszego pierwszego albumu: "When Shadows Fall". Poszliśmy dalej tą drogą i powstał "The Grand Seduction".
Keys to więc połączenie młodości z doświadczeniem. Czego mogliście nauczyć się od siebie nawzajem?
Wow, widzę że uczepiłeś się tej różnicy wieku. Ona nie ma znaczenia i szczerze mówiąc nigdy o tym nie myśleliśmy. Jake to utalentowany wokalista i kompozytor. Występował na całym świecie i grał dla setki tysięcy ludzi, prawdopodobnie mając na swoim koncie więcej hitów ode mnie (śmiech). No bo wiesz: Amaranthe, Cyhra, itp. Mamy różne podejścia do pewnych spraw, ale to właśnie ich mieszanka jest tym co jest tak fajne w Keys. Nie ma to jednak nic wspólnego z wiekiem. Pukasz Pan pod niewłaściwy adres (śmiech).
Ciebie kojarzy się z muzyką rockową, a Jake'a z metalem. Bywały momenty w których Wasze muzyczne wizje się rozjeżdżały?
Nie. W tym co robimy jest wiele wzajemnego szacunku. Przyjemną rzeczą w Keys jest to, że nie nakładamy żadnych ograniczeń zarówno na siebie, jak i na samą muzykę. Muzyka to muzyka - my po prostu staramy się robić to co lubimy, najlepiej jak potrafimy i z pewnością dostosowujemy się do wzajemnych gustów i podejść.
Kiedy wypuściliście swój pierwszy album to powiedziałeś, że materiał powstał przy moralnym wsparciu Dona Airey'a z Deep Purple. Co to znaczy? Konsultowałeś z nim jakieś pomysły?
Nie chciałbym za bardzo wchodzić w ten temat, ponieważ nie chcę rzucać nazwiskami. Niech wystarczy to, że tak: Don to wieloletni przyjaciel. Już od czasów, kiedy Touch grało z Rainbow w Donnigton i w innych klubach. Mam do niego wielki szacunek i nawet spytałem się czy mógłby wykręcić jakieś solo na albumie Keys - by zrobił jakieś cameo. Nie był w stanie, ale spodobał mu się album. Jego opinia wiele znaczy. Mam nadzieję, że na trzecim albumie pojawi się parę gościnnych występów kilku uznanych klawiszowców. Ideą stojącą za Keys zawsze była obecność kilku muzyków. Tak to będzie wyglądać na scenie: solówki, pojedynki, kładzenie różnych muzycznych warstw itd. Mam nadzieję, że z większym budżetem uda się to ogarnąć.
Debiutancki album powstał podczas pandemii. Coś się zmieniło podczas prac nad "The Grand Seduction"? Jak wyglądał proces komponowania?
Ta płyta jest tak naprawdę kontynuacją pierwszej. Po prostu szliśmy dalej obraną już ścieżką. Również i ona została nagrana na odległość, z codziennymi sesjami wokalnymi przez Zoom. Zdecydowałem się jednak na większe wykorzystanie różnych gitarowych wtyczek do klawiszy, co dało mi wiele radości i okazało się wyjątkowo inspirujące. Zawsze myślałem o wykorzystaniu gitar, ale niestety nie mam cierpliwości do grania na tym instrumencie. Wspaniale więc było móc to robić na klawiszach - tworzyć riffy czy trochę pohałasować.
Jakbyś więc porównał ten nowy materiał do debiutu?
Powiedziałbym, że nieco je rozdziela wykorzystanie właśnie tego brzmienia gitar. To również krążek bardziej agresywny jeśli chodzi o teksty. Kontynuuje on nasze wspólne obawy odnośnie przyszłości oraz tego, kto sprawuje nad nią kontrolę - kto jest przy władzy.
Jest legendarny klawiszowiec i jest znakomity wokalista. Skąd więc Emanuel Bagge, który nie tylko zaśpiewał w kilku numerach, ale także i pojawił się na klawiszach? Co wniósł do muzyki Keys?
Pracowałem z Emanuelem przy okazji innych projektów. To wspaniały wokalista. Wspólną kompozycją wygraliśmy nawet konkurs w szwedzkim radio. Jego skala, podobnie jak Jake'a, sięga stratosfery. Kiedy razem śpiewają, to klękajcie narody. Nie chcemy by wszystko było stworzone przeze mnie i Jake'a. Miło usłyszeć gdzieniegdzie inne tony, a Emanuel z przyjemnością nam pomógł.
A jaki był wkład Irwana Fabriena?
Irwan to niesamowity inżynier dźwięku. Prawdziwy ekspert jeśli chodzi o gitarowe plug-iny, których używam. Pracuje w firmie, która w ogóle je stworzyła - nikt nie wie lepiej od niego jak poprawić moje solówki, by przede wszystkim brzmiały bardziej autentycznie. Czasami chodzi bardziej o technikalia, niekiedy to drobne subtelności, ale kocham tę dodatkową dozę autentyczności, którą wnosi dzięki znajomości tej technologii.
Niektóre źródła podają, że za perkusją zasiadł Alex Landenberg, inne dodają Adde Larssona. Jak więc z tym było?
Alex jest bardzo zajęty z Kamelot i Cyhra, więc Adde (który również jest niesamowity) zastępuje go, gdy Alex jest zajęty. Alex pomógł nam swoją wiedzą by wszystkie partie brzmiały dobrze. Perkusja jest na zupełnie innym poziomie, zwłaszcza dzięki wykorzystaniu bębna basowego. Zmienił on rzeczy na tak wielu poziomach. Alex i Adde to czołówka na tej scenie.
Czy rzeczywiście wszystkie "gitary" na nowym albumie to plug-iny? Bo miejscami aż ciężko uwierzyć.
Żadnych gitar! (śmiech) Na gram w ogóle na gitarze - tylko na klawiszach. Z jakiegoś dziwnego powodu jestem na swego rodzaju krucjacie. Nie wiem dlaczego. Jestem bardzo szczęśliwy, że ktoś stworzył coś takiego. Klawiszowcy, a tak naprawdę to wszyscy muzycy są otwarci na nowości. Od Hammondów, przez syntezatory... Melotron, clavinet, ARP String, itd. A teraz w końcu jestem w stanie zbliżyć się do gitary, ale jednak z pewną różnicą w dźwięku. Myślę, że oprócz tych wszystkich rzeczy które się tam dzieją, dodaje to muzyce Keys charakterystycznego brzmienia. To zupełnie inna para kaloszy, gdy podbiję solówkę na syntezatorze tą na "gitarze".
"The Grand Seduction" ukazał się nakładem Escape Music. Dlaczego wybrałeś właśnie tego wydawcę?
Zostaliśmy odrzuceni przez wiele innych wytwórni. W dobie super wyspecjalizowanych wytwórni ciężko było zaszufladkować naszą płytę do jakiegoś gatunku czy kategorii. To album "za mało heavy metalowy", "niewystarczająco progresywny", "za mało w nim melodyjnego rocka"... W zasadzie odpowiedź brzmiała: "Bardzo nam się to podoba, ale nie wiemy jak to sprzedać". To nie była ich publiczność. Życzyli nam powodzenia (śmiech). I wtedy nasz przyjaciel Khalil z Escape zaoferował, że nas wyda, a my się zgodziliśmy. Swoją drogą, podobnie jak z DEKO w Stanach.
Dobrze widziałem, że w wersji promo tytuł albumu brzmiał "Grand Seduction"? Bez "The"?
Tak, ale to był tylko błąd.
Masteringiem materiału zajął się Maor Appelbaum, który na koncie ma współpracę z m.in. Candlemass, Sabaton, Armored Saint czy z Robem Halfordem. Dlaczego to jemu powierzyliście zadanie wykonania tych ostatnich szlifów?
Kochamy Maora. Wykonał świetną robotę przy masteringu. Zarekomendował go nam nasz wspólny przyjaciel: Jacob Hansen. To właśnie on wcześniej z nami pracował, ale teraz był zbyt zajęty by zrobić mastering. Maor wykonał kawał dobrej pracy zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że naszego wydawnictwa nie da się zaszufladkować. Naprawdę musiał wykorzystać swój gust i intuicję, aby te różne dźwięki nadawały się do radia i do innych formatów. Moje miksy były dobre, ale on wyniósł je na inny poziom. Nasze podejście nie polega na rozbijaniu rzeczy, nadawaniu im "popowego" charakteru... Raczej bazujemy na podejściu filmowym, np. jak u Hansa Zimmera, chociażby w ścieżce dźwiękowej "Batmana". Zatrzymać te doły - niech te syntezatory trzęsą podłogą (śmiech). Ale to nie jest reguła. Bardzo często poszczególne sekcje utworu mocno się od siebie różnią - wystarczą dwie sekundy i już jesteśmy w innym miejscu, które wymaga już innego podejścia. Ładnie popłynął z prądem. I w duchu tego, aby mieć wielowymiarową płytę, która dobrze wybrzmi na wszystkich głośnikach. Mam nadzieję, że będziesz miał okazję posłuchać jej na dużych głośnikach z dobrym dołem. To jak masaż (śmiech).
A kto odpowiada za tą utrzymaną w stylistyce klasycznego sci-fi stronę wizualną?
To Jake stworzył okładkę bazując na naszym wspólnym pomyśle. Jest również niesamowitym artystą.
"The Grand Seduction" postanowiliście promować dość przebojowym "Vortex". To dlatego go wybraliście? Miał szybko zostać w głowie?
To wydawało się oczywistym wyborem biorąc pod uwagę fakt czym obecnie są single. Kto wie? Numer ten posiada wiele elementów, które są obecne na albumie. Głos Jake'a, kopiące cztery litery "gitary"... Miałem okazję wpleść parę solówek na syntezatorach, wygrać parę melodii. Nawiązując do Twojego pytania: staram się by WSZYSTKO co napiszę zostawało w głowach (śmiech). Są pewne fragmenty, następnie kolejne... Na które zwraca się uwagę po kilkukrotnym przesłuchaniu. Niektórych partii z tego albumu nie byłem w stanie wyrzucić z głowy przez kilka dni - dosłownie niektórych małych fragmentów. Może to taka moja ucieczka od rzeczywistości? (śmiech) Ten powracający motyw na "The Grand Seduction"... Ta końcowa część... To mój ulubiony fragment z całego albumu. Takie dziwne... Jak się już zagnieździło w mojej głowie, to nie chciało wyjść...
Drugą muzyczną propozycją był już "All I Need". Dłuższy, bardziej skomplikowany. Chcieliście podkreślić fakt, że "The Grand Seduction" będzie zróżnicowany?
Jak najbardziej... Myślę, że "All I Need" doskonale pokazuje, o co chodzi w Keys. Naszym trzecim singlem - cokolwiek przez to rozumiemy - był utwór tytułowy. Wiele osób mówiło, że "Turn to Dust" był taki singlowy... Być może tak - mógłbym sobie wyobrazić, że śpiewa go Billie Eilish. Kto wie? Ale znów jak słyszę "gitarową" solówkę w "Skin and Bones" czy "Switch Blade", to ożeż w mordę!
W ogóle płytę otwieracie z pompą: 9-minutowym "The Grand Seduction". Nie baliście się tak od razu rzucić słuchacza na głęboką wodę?
Bać się? Czego tu się bać? Głębokiej wody? Nie bardzo rozumiem. My nie myślimy o takich sprawach - nie chcemy narzucać sobie żadnych ograniczeń. Zresztą kto nie słyszał kompozycji trwającej 9 minut? Ile trwa "Bohemian Rhapsody", czy jakaś kompozycja od Led Zeppelin, Jethro Tull, Dream Theater, Deep Purple, Metalliki, Franka Zappy? (śmiech) Lista nie ma końca. Odbiorcy to nie idioci - oni słyszeli już wszystko. Dlaczego miałoby to ich wystraszyć? Tak po prostu gramy. Sugerujesz, że powinniśmy im najpierw przedstawić parę prostych, głupiutkich kawałków zanim przejdziemy do dobrego grania? (śmiech) Takie pytania rodzą się z niedoceniania publiki. Nie mówię, że Ty ich nie doceniasz - bo rozumiem skąd to pytanie się wzięło (śmiech). Te wszystkie zespoły i artyści, o których wspomniałem nie kierowali się strachem, kiedy tworzyli muzykę, która potrafiła przetrwać nawet i 40 lat - i przetrwa jeszcze dłużej. ŻADNYCH GRANIC. Co by powiedział Ian Anderson z Jethro Tull gdyby ktoś go zapytał czy nie bał się grać na flecie? (śmiech) Wszystko byłoby dużo ciekawsze gdybyśmy odrzucili wszystkie te ograniczenia, formuły spinające nas niczym łańcuchy.... Nieskrępowana kreatywność - albo osiągniesz sukces, albo nie. Muszę oddać, że tak: jesteśmy odważni... I uparci lub głupi (śmiech). Po co jednak pisać numer, a później go edytować, cenzurować swoją kreatywność z uwagi na strach przed tym co jakaś wyimaginowana postać może sobie pomyśleć? Mamy się bać jakiegoś straszydła? Prog-rockowej policji? (śmiech)
Słuchając albumu moją uwagę od razu przykuł "Shining Sails". Piękna melodia, cudownie, tak archaicznie brzmiące klawisze, no i ta... ulotna atmosfera. O czym opowiada ten kawałek?
Obudziłem się pewnego ranka mając ten pomysł w głowie - szybko podszedłem do klawiszy by go zapisać. Tak, to prawdziwy hymn... Dający siłę. Chciałbym, żebyśmy wszyscy mogli go zaśpiewać zmieniając nasz sposób myślenia. Jesteśmy tak pochłonięci strachem i wojną... Jesteśmy rozpraszani (ulegamy uwodzeniu?) przez różne rzeczy, które zajmują nasz czas sprawiają, że jesteśmy nieświadomi tego co naprawdę się dzieje. Jestem bardzo szczęśliwy, że udało nam się uchwycić ten "klimat"... Chodzi o przekazanie emocji, przeniesienie tego uczucia - mam nadzieję, że to się udało.
Wersja CD albumu różni się w ogóle od tej na LP. Co się stało z "Thought We Had Forever" i "The World Is Ours"?
Niestety przypomniano mi, że materiał na LP musi być dużo krótszy. Musieliśmy wyciąć utwory... Co było bolesnym doświadczeniem. No bo co Ty byś wyrzucił? Być może przy okazji następnego wydania LP dodamy te dwie kompozycje kosztem innych. Kto wie?
Mi szczególnie szkoda "The World Is Ours". Skąd pomysł na "akustyczną gitarę"?
Wow, dzięki. Tak, to frustrujące. Ten kawałek wyszedł tak jak oryginalnie słyszałem go w mojej głowie. Po prostu ogarnąłem brzmienie i go zagrałem. Jake był zachwycony. Skończyło się na tym, że wykorzystaliśmy w nim moje wokale z demówki - Jake'owi się podobały, a poza tym było to już pod koniec procesu tworzenia albumu. Naprawdę potrafi dodać mi pewności siebie, by niekiedy trochę więcej śpiewać... Chociaż w jego towarzystwie potrafię być... trochę niechętny. Ale to dość mocny kawałek i być może potrzebował tego, by ten gniew ze mnie wyszedł. Mam nadzieję, że ludzie sprawdzą tekst tej i innych kompozycji. Myślę, że to ważna część tego albumu.
Albumu który już jest dostępny na rynku. Jak z jego promocją? Myślicie nad jakąś trasą?
Nie mogę się doczekać tego, kiedy zagramy "na żywca". Taki był początkowy pomysł na Keys - by stworzyć prawdziwy spektakl. Oczywiście mamy już wszystkich muzyków. To by wymagało sporych nakładów pracy i budżetu... No bo wiesz, nie jesteśmy zespołem z trzema gitarzystami, który może się rozłożyć w 10 minut (śmiech). Kiedy jednak do tego dojdzie to spełni się nasz sen.
Powoli zbliżamy się do końca. Jako że jesteśmy portalem (mniej lub bardziej) metalowym, to jak zachęciłbyś wielbicieli cięższych dźwięków do sięgnięcia po album na którym nie ma gitar?
Nie wiem co powiedzieć... Niektóre partie na tym albumie są takie, że nie wiem czy można grać ciężej. Poza tym: jak obecnie rozumieć ten termin? Przez głośność gitar? Niektóre kawałki, które słyszę obecnie to po prostu pop rock, ale z głośną, jazgoczącą gitarą. I to nie jest nic złego. Być może jest to bardziej przystępne. Wyobraź sobie Demi Lovato z ciężką gitarą i podwójną stopą! (śmiech) Męczy mnie to samo brzmienie gitar na każdym wydawnictwie - nie można nawet przez to określić jakiego zespołu akurat słuchamy. Wszystko brzmi tak samo (śmiech). To wszystko takie... pospolite. To co podoba mi się w naszych "gitarach" to fakt, że brzmią inaczej. Tak świeżo. Zastanawiam się także: czy gdybyśmy o tym nie wspominali, to ludzie by się w ogóle zorientowali? Dobre pytanie... Wszystko sprowadza się do samych kompozycji. Jeśli ktoś chce słuchać tylko i wyłącznie ciężkich gitar i chropowatych wokali (swoją drogą: Jake jest w tym temacie bardzo dobry), to... jest wiele zespołów do wyboru.
I to by było wszystko! Dzięki za poświęcony czas i na koniec poproszę o kilka słów na zakończenie!
Bardzo dziękuję za wysłuchanie i proszę o rozpowszechnienie o nas wieści! Trzymaj się mocno i bądź zdrów!
|