Alastor - "Nie gramy tradycyjnego Thrash Metalu"


Alastor - jeden z prekursorów polskiego thrash metalu wkrótce wypuści swój najnowszy album "Nigdy nie było mnie tu", na który musieliśmy czekać aż 12 lat! Oczywiście my już zrecenzowaliśmy ten album i wiemy jaki jest. A jest naprawdę dobry! Tym bardziej, że zaśpiewał na nim Robert Stankiewicz, który był z zespołem od początku (z przerwą na album "Out of Anger"). Jednak tuż po jego nagraniu Robert odszedł od Alastor. Dlaczego tak się stało? O tym, o najnowszym albumie i przeszłości rozmawialiśmy z muzykami kapeli: gitarzystą Mariuszem Matuszewskim, perkusistą Sławkiem Bryłką i basistą Wojtkiem Milewskim.





MetalSide: Zespół istnieje od 1986 roku (!) oczywiście z różnymi z przerwami. Na przestrzeni tylu lat skład Alastor ulegał różnym modyfikacjom. Jak to się jednak stało, że w pewnym momencie zebraliście się do kupy (starzy muzycy kapeli). To musiało być gdzieś po wydaniu ostatniego albumu w 2017 roku "Out Of Anger".

Sławek "Bryłas" Bryłka: To trochę nie jest tak. Skład zespołu oczywiście zmieniał się wielokrotnie na przestrzeni tych prawie 40 lat grania z małymi lub większymi przerwami. Nie jest to jednak czymś nadzwyczajnym i nie tylko dotykało to naszego zespołu. W wielu zespołach tak się działo, dzieje i dziać będzie, po prostu życie tak układa scenariusze. W Alastor od dłuższego już czasu mniej więcej kilka miesięcy od wydania płyty "SPAAAZM"(2009 Fonografika) trzon zespołu tworzymy we dwóch z Mariuszem (Mariusz "Maryś" Matuszewski). Zespół przez cały ten czas istniał, nagrał płytę "Out OF Anger"(2012 Metalmind), koncertował i komponował następny materiał "Nigdy Nie Było Mnie Tu", który niebawem czyli 17.06.2024 będzie miał swoją premierę. I na tym też albumie zaśpiewał Robert Stankiewicz, który powrócił do zespołu w roku 2020 po odejściu Misha Jarskiego.

Mariusz "Maryś" Matuszewski: Zawsze przychodzi taki moment, który mobilizuje do stworzenia czegoś nowego. Podobnie było z naszą nową płytą. Po odejściu ze składu Alastor Michała Jarskiego zaczęliśmy się zastanawiać nad Robertem i jego powrotem do kapeli. Jego charyzmatyczny głos zawsze pasował do Alastor i tak się stało.

To w zasadzie obecnie tylko Wasz basista Wojciech Milewski jest nowym członkiem (aczkolwiek stażem już nie nowym). I wygląda na to, że wpasował się w team skoro dalej z Wami gra.

Bryłas: Tak Wojtek gra już z nami od 2017, więc jest nowym członkiem ale już nie stażem. Poza tym, a może przede wszystkim, że jest bardzo dobrym muzykiem, basistą, to jest też fantastycznym kolesiem z nieziemskim poczuciem humoru i gotowym dowcipem na każdą okazję.

Maryś: Wojtek - to był strzał w dziesiątkę. Ambitny, zdolny, młody człowiek, który nas jeszcze bardziej zmobilizował do pracy. Myślę , że jeszcze trochę razem pogramy.

Wojciech "Wojtomierz" Milewski: Nie da się nie lubić tych dwóch "zgryźliwych tetryków", hahahahah, a poważnie pomimo różnicy wieku, mamy wspólny flow, poczucie humoru.

To naprawdę było przyjemne uczucie jak słyszałem nowy album Alastora z Robertem Stankiewiczem na wokalu. Jaka była historia powrotu Roberta?

Bryłas: Robert po wydaniu i zagraniu kilku koncertów promujących wspomniany wcześniej album "SPAAAZM" odszedł z zespołu. Był to dla nas dość bolesny cios ponieważ mieliśmy "pobukowanych" sporo koncertów promujących nowy (w tamtym okresie) album 2009-2010. Musieliśmy szybko znaleźć nowego wokalistę. Wybór padł na Michała "Misha" Jarskiego, z którym dokończyliśmy promocję, choć jednak już spóźnioną płytę "SPAAAZM". Już z Mishem wydaliśmy w roku 2012 płytę "Out Of Anger". Niestety podczas komponowania ostatniej płyty "NNBMT" Mish nie wykazywał zbytnio zainteresowania śpiewaniem, nie czuł tej muzyki, męczył się. Miał też na głowie inne fascynacje. Podjęliśmy wspólnie decyzję, że nasze drogi muszą się rozejść. I taka sytuacja spowodowała, że narodził się pomysł by zaproponować ponowną współpracę człowiekowi, który zawsze utożsamiany był z naszym zespołem - Robertowi "Stonkowi" lub jak kto woli "Stryjowi" Stankiewiczowi. Robert przyjął naszą propozycję i latem 2020 zaczęliśmy pracę nad wokalami na nowy materiał, który muzycznie był już prawie gotowy.

Maryś: Robert, po wysłuchaniu nowych zajawek naszego materiału, po przemyśleniu wszystkich za i przeciw postanowił "zaryzykować". Materiał wraz z tekstami i liniami melodyjnymi był w dużym stopniu już gotowy. Tak naprawdę wcześniej pracowaliśmy nad nim około pięciu lat (zmiany, zmiany, zmiany) Doszło do kilku zmian w aranżacjach i tekstach pod wokal Roberta no i efekty tej pracy wyszły moim zdaniem bardzo ciekawie.

Wojtomierz: Tak, tak, podczas pracy nad "Nigdy nie było mnie tu", Mish wykazywał już zmęczenie materiału i nie do końca czuł go, postanowił odejść. Myśleliśmy nad nowy wokalem i padł pomysł by zapytać Stonka czy nie chce spróbować.

Niestety po nagraniu albumu okazało się, że zespół zakończył współpracę z Robertem Stankiewiczem. Co się takiego stało?

Bryłas: No niestety musiało to w końcu nastąpić. Robert od jakiegoś czasu mieszka w Gdańsku i wiedzieliśmy, że to będzie tylko kwestią czasu. Jadnak nie przypuszczamy, że tak szybko to nastąpi. Logistycznie go to wykończyło. Problemy zdrowotne (pandemia) i tematy życiowe też się do tego przyczyniły. Prace nad wokalami trwały bardzo długo, bo ponad trzy lata. Wszystko było prawie gotowe, muzyka, teksty, które napisał Mariusz i linie wokalne, które przygotowaliśmy dla Roberta wspólnie. Wystarczyło "tylko" zaśpiewać. No właśnie "tylko" - słowo klucz. Niestety rzeczywistość okazała się, bardziej brutalna niż by mogło się wydawać. Robert przeliczył swoje siły. Widzieliśmy że walczy, przymykaliśmy oczy bo doskonale rozumieliśmy, że nie jest to proste po tak długiej przerwie od śpiewania wejść na odpowiednie obroty. Dużo nas to wszystkich kosztowało. Trzymał nas tylko jeden cel, by za wszelką cenę domknąć materiał i wejść do studia. Po zakończeniu sesji nagraniowych przyszła chwila na odpoczynek by nabrać sił przed zaplanowanymi koncertami. Gdy zaczęliśmy grać pierwsze sztuki okazało się, że wokalnie jest źle. Robert fizycznie i psychicznie nie dawał rady, był zmęczony. Znam go bardzo długo i widziałem, że doszedł do ściany. I to był moment zwrotny podjęcia tej złej dla zespołu decyzji, naszej wspólnej decyzji o rozstaniu się z Robertem. Nie było innego wyjścia. Mamy już swoje lata i zdrowia nam nikt nie wróci.

Maryś: Życie pisze różne scenariusze. Niektóre priorytety są ważniejsze, niektóre nie. Robert nie mógł pogodzić wszystkich tematów, w których uczestniczył. Wyszło jak wyszło.

Wojtomierz: Na to złożyło się kilka czynników - odległość: Stryj mieszka na pomorzu wiec dojazd na próby 300 km to było wyzwanie dla niego. Praca: jak wiecie lub nie, nie żyjemy z grania, każdy pracuje i nadmiar pracy powodował, że nie miał czasu ani siły w 100% zaangażować się w Alastor. A to jak w szkole, jak masz braki na pierwszej lekcji i nie nadrobisz to ten brak się ciągnie potem za Tobą już cały czas.

W jakich relacjach pozostaliście?

Bryłas: Wbrew pozorom wydawać by się mogło, że między nami mówiąc kolokwialnie jest "kosa" ale nic z tych rzeczy znamy się zbyt długo i zawsze pozostaniemy kumplami. Pozostajemy w normalnych relacjach choć cień zawodu zapewne pozostaje z obu stron. Pokładaliśmy w powrocie Roberta duże nadzieje, niestety z każdym kolejnym miesiącem współpracy topiły się one jak kostka lodu. Cóż takie życie, nie zawsze układa się tak jakbyśmy sobie tego życzyli. Nasza karawana jedzie dalej.

Maryś: Jesteśmy kumplami, nie mamy z tym problemu.

Czy na chwilę obecną skład został uzupełniony o nowego wokalistę?

Wojtomierz: Nie, ale powoli widać już światło w tunelu.

Maryś: Na tą chwilę szukamy. Kurczę, gdybym wiedział 40 lat temu że znalezienie dobrego wokalisty jest tak trudne wybrałbym mikrofon zamiast gitary (hahaha)

Bryłas: Cały czas przesłuchujemy kolejnych kandydatów i jak na razie bez zadowalających nas rezultatów. Być może zbyt wiele wymagamy? Hahahaha, więc nadal szukamy


Pytam, bo co z koncertami? Nowy materiał wypadałoby ograć

Wojtomierz: Oczywiście że tak, zrobimy wszystko żeby koncertów było jak najwięcej.

Bryłas: No. wypadałoby, niestety nastąpi to dopiero gdy będziemy w komplecie.

Maryś: No właśnie. Wydanie płyty opóźniliśmy ze względu na tą sytuację

Dlaczego musiało minąć aż 11 lat od wydania ostatniego albumu by pojawił się ten najnowszy? Ostatni raz rozmawiałem z perkusistą Sławkiem Bryłką w 2018 roku i wówczas wspominał on, że pracujecie nad nowym albumem. Czy to wtedy była mowa o "Nigdy Nie Było Mnie Tu"?

Bryłas: Pamiętam jak rozmawialiśmy w 2018 roku i mowa była właśnie m.in. o pracy nad materiałem na "NNBMT". Tak naprawdę pierwsze prace nad nowym materiałem zaczęły się już w 2015 roku. Mariusz prezentował nam na próbach pierwsze próbki nowych numerów. Grali wtedy z nami Szycha (Piotrek Szoszkiewicz - gitara) i Metys (Mariusz Matusiak - bas), jednak nowe dźwięki nie przypadły im za bardzo do gustu. Chłopaki oczekiwali następcy "OOA" tylko jeszcze z większym kopem i bardziej do przodu. My z Mariuszem mieliśmy zupełnie inną wizję. Chcieliśmy by ten materiał był w pewnym sensie retrospekcją naszej całej działalności. Chcieliśmy zawrzeć na nim wszystko co było dla nas charakterystyczne w naszej dyskografii, a połączone z nowymi pomysłami.

Maryś: Dokładnie. Praca nad nowym materiałem jak wspomniałem wcześniej trwała koło pięciu lat. U nas w kapeli nie ma przymusu, że nowa płyta musi ukazywać się np. co 2 lub 3 lata. Jeśli mamy taką chęć rozpoczynamy pracę nad numerami, jeśli nie temat, odkładamy na później. Może nie jest to profesjonalne podejście, ale muzyka ma nam przynosić zadowolenie.

Materiał jest długi, bo ponad 70 minut, czyli nazbierało się tego.

Bryłas: Wiesz... my wydajemy płyty w systemie 3-12-3-12, hahahaha, więc jak na dwanaście lat przerwy to chociaż niech będzie więcej muzyki. A już poważniej to faktycznie pojawiały się takie głosy, że materiał jest za długi. Taką opinię miał nt np. Robert. I w pewnym momencie nawet zastanawialiśmy się z którego utworu zrezygnować. Jednak zawsze dochodziliśmy do wniosku, że wszystkie są dla nas dobre i każdego szkoda by nam było wyrzucić. W każdy utwór włożyliśmy wiele pracy, wylaliśmy wiele potu na próbach. Nie wyobrażam sobie byśmy mieli z jakiegoś zrezygnować tylko z tego powodu, że ktoś wyraził swoją opinię, że płyta jest za długa.

Maryś: 11 Lat - wiele pomysłów, przemyśleń. 12 nowych utworów to i tak niewiele jak na taki szmat czasu. Gdybyśmy się postarali bardziej utworów byłoby więcej.

No powiem szczerze, że album przeszedł moje oczekiwania. Nawet śmiem twierdzić, że jest moim faworytem spośród wszystkich alastorowskich albumów, nawet jeśli przy "Zło" trzyma mnie mega sentyment. A zatem skupmy się na nim.

Bryłas: Dzięki, cieszy nas to. Takie słowa przekonują nas, że pomimo wielu przeciwności losu jakie nas spotykają warto jest robić to co robimy czyli tworzyć muzykę.

Maryś: Miło słyszeć słowa pochwał.

Początek bardzo klimatyczny, mroczny i tajemniczy. Co miały symbolizować te kroki i trzaśniecie drzwiami w pierwszym utworze?

Maryś: Każdy może zinterpretować to po swojemu. Człowiek idąc przez życie, otwiera wiele drzwi, które nie do końca są dobrym wyborem. Po zatrzaśnięciu nieraz trudno się wydostać...

Bryłas: To odgłos jak Robert wychodzi ostatni raz z sali prób i zamyka za sobą drzwi. A na serio to już Mariusz odpowiedział na to pytanie.

I dalej rozbrzmiewa Alastor prawie taki sam jakiego znamy. Rytmiczne groove'owe gitarowe tematy z charakterystycznym frazowaniem wokalu. Ja słyszę tutaj mocną więź z poprzednimi albumami, szczególnie "Zło".

Bryłas: To bardzo dobrze, że to słyszysz. To był zamierzony efekt i o to nam właśnie chodziło, taki miał być nowy-stary Alastor. Mówiłem o tym wcześniej.

Maryś: Tak, nawiązania do naszych poprzednich płyt były zamierzone. Chcieliśmy przejść przez ten "nasz cały dorobek." Wybierając najlepsze motywy. Mam nadzieję, że się udało.


Ale... z jednej strony stary dobry Alastor, a z drugiej... chyba inaczej obniżyliście strojenie gitar niż poprzednio?

Bryłas: Mariusz, Wojtek...

Wojtomierz: Nie, podwyższyliśmy z H do C

Maryś: Nie. Strój gitar jest ten sam co na "OOA". Gitara basowa jest bardziej wyeksponowana i nadaje większą moc całości. Zresztą jak mówi nasz kolega Wojtek - w Alastor nie ma ludzi przypadkowych (hahaha).

Zawsze wiedziałem, że muzyk ze mnie kiepski, hahaha. Hm... Wojtek obniżył, Mariusz pozostawił bez zmian. I wszystko stroi. Pewnie dlatego wyraźnie tam słyszę elementy progresywnego grania, charakterystyczne prog-metalowe melodie i zagrywki, oraz współczesne patenty na granie metalu. Trochę djent'u, odrobinę metalcore'a i sporo technicznych tematów. Zastanawiam się czy wysilając moje recenzenckie uszy dobrze słyszę, czy mijam się z prawdą, bo i tak nierzadko spotykam się ze stwierdzeniami różnych muzyków, że każdy recenzent słyszy co innego, hahaha...

Bryłas: I znów muszę Ciebie pochwalić, że dobrze słyszysz. Dużo słucham prog-metalowgo i technicznego grania oraz nowych kapel i pojawiających się wciąż nowych nurtów w metalu i nie tylko w metalu. Tak było m.in. właśnie z djent'em. Takie kapele jak Tesseract, Sky Harbor, Novelist, Periphery czy nawet Chimp Spanner bardzo otworzyły moje horyzonty muzyczne. Mógłbym tu jeszcze sporo wymieniać.

Wojtomierz: Nikt z nas nie zatrzymał się w odkrywaniu dźwięków. Oprócz słuchania klasycznego rocka/metalu, codziennie odkrywamy nowe brzmienia/zespoły. Muzycznie nie ma u nas stagnacji. Jest to niewątpliwie sztuką, zachować klasyczność Alastor wplatając rzeczy nowe.

Maryś: Nasza muzyka ma przynosić ludziom emocje. Jeśli są dobre - to o to chodziło. Nie chciałem nigdy szufladkować naszej muzyki. Niech każdy odkrywa w niej to co chce.

O ile zagrywki na basie są typowe dla Alastor - bas jest wyraźnie słyszalny, czasami nawet przoduje. Złowieszczo bulgocze, ale mam wrażenie, że sposób grania na perkusji jest nieco inny. Jest jakby więcej kombinowania przy rytmice.

Wojtomierz: Bas jest słyszalny bo masterował go basista (Heinrih), haha

Maryś: Hm... zawsze przychodzi taki moment, że chce się poszaleć. Gitarzysta ma swoje solówki, niech i perkusista ma swoje pięć minut...

Bryłas: Tak, na tym albumie nad partiami bębnów pracowałem najdłużej ze wszystkich naszych albumów. Miałem sporo czasu ponieważ gdy zaczynaliśmy prace nad wokalami materiał muzyczny mieliśmy już gotowy w 90% a prace z Robertem, jak już pisałem wcześniej trwały bardzo długo bo ponad trzy lata. Tak więc czasu miałem dużo. To była metoda poszukiwań muzycznych i nowych rozwiązań. To samo robił z partiami gitarowymi Mariusz. Nie chciałem zamykać się sztywno w kanonach tylko thrash metalu. Chciałem poeksperymentować z łączeniem gatunków. Zafascynowany grą na bębnach np. Anupa Sastry'ego ze Sky Harbor postanowiłem wpleść tego typu zagrywki w naszych utworach. Moim zdaniem nadało to zupełnie nowej barwy rytmicznej naszym utworom a zarazem trochę inaczej niż na poprzednich płytach. Następnie Wojtek dopełnił swoim "złowieszczym bulgotaniem" dzieła i mamy taki o to efekt.

A motyw z efektem gitarowym wah-wah w kawałku "Flaga" mnie zaskoczył. Taki pierwiastek reggae a raczej funku w thrash metalu, hehe... Oczywiście to tylko sekundy. Skąd taki pomysł na ten zabieg?

Bryłas: Mariusz często wykorzystuje ten efekt popularnie zwany "kaczką". Prawie jak Kirk Hammet (śmiech)

Maryś: Po prostu fajnie brzmi. Wah-wah nieraz trzeba wykorzystać w sposób różnorodny.

Podobnym bardzo pozytywnym zaskoczeniem okazały się dźwięki, które nigdy wcześniej nie pojawiały się w muzyce Alastor. Mam na myśli partie jakby wiolonczeli lub skrzypiec we wprowadzeniu do "Bonum ex marlo non fit" i na zakończenie "Jeżeli". I pianino w "Prosto w pysk". Tego typu dodatki muzyczne nie tylko świadczą o Waszej dojrzałości muzycznej, ale i o tym, że postanowiliście pójść nieco dalej w swojej pracy twórczej.

Bryłas: Wiesz... już od dawna mieliśmy ochotę by poszerzyć instrumentarium na naszych albumach, jednak pomysł ten zrealizowaliśmy dopiero na tym albumie. Muzyka na "NNBMT" jest tak zróżnicowana, że aż prosiło się na wykorzystanie innych instrumentów by rozszerzyć brzmienie i dopełnić klimatu. Były to wiolonczela, skrzypce i pianino. Moim zdaniem wyszło to bardzo fajnie.

Maryś: Chcieliśmy trochę poeksperymentować. Nie trzeba trzymać się kurczowo kanonów obranego stylu. Jest tyle fajnych patentów, które mogą przynieść wiele korzyści. Czemu nie?

Ciekawe jak zostanie to odebrane przez fanów. Dla mnie było to naprawdę świetne posunięcia aranżacyjne!

Bryłas: Nie tylko aranżacyjne. Jest to płyta niemal rodzinna ponieważ skrzypaczką była żona bratanka Mariusza, Iza Matuszewska. Na pianinie zagrał mój syn Jacek Bryłka, a okładkę i całą grafikę oraz zdjęcia wykonał syn Mariusza, Krzysztof. Jedynie partie wiolonczeli wykonała koleżanka Izy, Natalia Ewa Agatowicz. My jesteśmy z takiej współpracy zadowoleni. Mam nadzieję, że słuchacze odbiorą te zabiegi pozytywnie.

Maryś: Mamy nadzieję że się spodoba. Moi najbliżsi mówią, że jest super.


No bo jest! Lubię taki styl thrash metalu, w którym wykorzystywane są czyste gitary. Alastor na tym albumie nie stroni od gitarowych pasaży. Zresztą jak i wcześniej, ale tym razem jest tego naprawdę sporo. Wprowadza to nutę melancholii do tej muzycznej agresji. Jakieś inspiracje muzyczne?

Bryłas: To był wyraźny powrót do naszych pierwszych płyt "Syndromy Miast" ("Syndroms Of The Cities" 1989) oraz "Przeznaczenie" ("The Destiny" 1990), "ZŁO" (1994) na których takich klasycznych gitar było sporo. W tamtym okresie było dużo zespołów, które wykorzystywały takie klasyczne czy też "czyste" gitary. Taki powrót do przeszłości w nowym wydaniu.

Maryś: Chcieliśmy "okrasić" tę płytę partiami klasycznej gitary jakby to była powieść z rysunkami. Na poprzednich albumach praktycznie było tego niewiele. Inspiracje muzyczne? Fates Warning, Queensryche, lata 90.

Oczywiście nie mogło obyć się bez balladowych tonów w "Mój Świat", "Smutno mi", "Jeżeli"...

Bryłas: To również był powrót do starych płyt np. "ZŁO" na którym było "Niespełnienie" czy "Bez powrotu".

Maryś: No właśnie. To takie rodzynki na cieście. Materiał, który trwa ponad 70 minut musi mieć chwilę wytchnienia.

Dokładnie. W tradycyjnym thrash metalu inne emocje niż agresja w zasadzie są zbędne, no czasem jakaś melancholia przy balladach może się pojawić. Z kolei album "Nigdy Nie Było Mnie Tu" śmiało można określić klimatycznym, ze sporym ładunkiem różnych emocji jak złość, gniew, agresja, melancholia ale miejscami nawet powieje mrokiem.

Bryłas: Na szczęście nie gramy tradycyjnego thrash metalu. Choć wywodzimy się z tego nurtu to nigdy nie zamykaliśmy naszej muzyki w określonej szufladzie. Zawsze eksperymentowaliśmy, nie baliśmy się tego. Nie ograniczaliśmy naszych kompozycji z rozwiązań niekoniecznie związanych z metalem. Tak jest również na tym albumie. Muzyka jest bardzo zróżnicowana czasami drapieżna, a czasami wręcz melancholijna, mroczna. Przy takich zabiegach nie czuć tej monotonii przy tak długim materiale.

Wojtomierz: Jest to powód do dumy dla nas, to co mówisz. Jest tu paleta emocji nie ma jednostajności, miałkości.

Maryś: Gdybyśmy nagrali materiał złożony z 8 utworów przysłowiowego łojenia na pewno wielu fanów byłoby zachwyconych. Ale potraktujmy tą płytę jak opowieść o życiu. Jest w niej wiele wątków i taka miała być. Jestem przekonany, że każdy odnajdzie w niej coś dla siebie, z jakimś tekstem się utożsami, jakieś emocje w nim pozostaną na długo.

A co z tekstami? O czym jest ta płyta? Ja już wiem, gdyż miałem okazję posłuchać jej przedpremierowo, ale Wasi fani jeszcze mogą tego nie wiedzieć.

Bryłas: Temat jest wciąż ten sam, człowiek i jego egzystencja na tym świecie.

Maryś: "Nigdy nie było mnie tu" to płyta o życiu, dzieciństwie, miłości, starości, umieraniu, o świecie i ludziach. Rodzące się pytania i odpowiedzi. Tajemnice i uczucia. Samo życie.

Wg mnie teksty są typowe dla Alastora. Mocne i dobitne, skłaniają do refleksji. Chwilami mam wrażenie, że są dość osobiste.

Bryłas: Mariusz...

Maryś: Komponując utwory, chcieliśmy je zamknąć również tekstowo. Tak się złożyło, że napisałem większość tych tekstów poniekąd z obowiązku (bo ktoś musiał). Później kiedy Robert dołączył do naszego składu niektóre zostały zmienione. Dość osobiste? Powiedzmy, że...

"Nie to nie ja, to nie do mnie te słowa..." przypomina mi "Kto może ty, może wy, może ja pierwszy rzuci kamień..."

Maryś: Podobne motywy, podziały zawsze będą obecne. Może to taki styl - jak to mówią? Nie uchronimy się od porównań. Ale to dobrze, zawsze będzie o czym mówić lub pisać.

Bryłas: I tu znów powrót do przeszłości.

Podsumowując - nowy album Alastora ukazuje niejako dualizm twórczy. Z jednej strony trzymanie się korzeni, a z drugiej strony wyraźnie słyszymy wpływy współczesnego podejścia do aranżowania. I uważam, że to jest wspaniałe, że zespół z wieloletnim stażem proponuje coś nowego, ale w swoim stylu. Nie zjada swojego ogona. Czy przy tym albumie komponowaniem zajmował się gitarzysta Mariusz Matuszewski? Jaka była rola pozostałych muzyków?

Maryś: W naszej drużynie "A" pomysły riffowe przeważnie przynoszę ja, po czym wspólnie ze Sławkiem i Wojtkiem dokładamy resztę i aranżujemy. Ciekawostką jest fakt, że ze Sławkiem potrafimy się kłócić o dosłownie jedno uderzenie albo o jedną nutę (oczywiście w dobrej wierze). Jak to ktoś kiedyś powiedział "nie należy lekceważyć drobnostek, bo od nich zależy doskonałość".

Bryłas: Z założenia taki miał być to album stary-nowy Alastor. Jeśli chodzi zaś o kompozycję to wygląda to tak, że przed pracami nad nowym materiałem sporo dyskutujemy jak ma on wyglądać, co chcemy na nim zawrzeć, itd. Po czym Mariusz przynosi swoje pomysły na próbę i zaczyna się praca. Czasem jest tak, że Mariusz przynosi prawie cały gotowy numer i pozostaje tylko poprawić aranż i zrobić bębny, a czasem walczymy prawie od zera. I tak jakbym dziś policzył, to rożnych wersji jednego utworu było nawet 5 czy 6. Nie wliczając w to kosmetycznych zmian na bębnach, gdzie niektórych zagrywek miałem 3 czy 4. Analizujemy każdy dźwięk, riff czy uderzenie na bębnach. Często też się spieramy bo w danym momencie każdy z nas ma inną wizję. Wtedy czasem ktoś musi się wycofać, zaufać. Ciężki to kawałek chleba. Wszystko to jednak po to, by finalny produkt był perfekcyjny. I wszyscy mamy tego świadomość, więc nikt nie zostawia w sobie żadnych urazów.

Wojtomierz: Tak, Maryś przyniósł wszystkie szlify, ale ostatnie szlify to już my wszyscy, każdy dodał coś od siebie w mniejszym lub większym stopniu.


Czy czujecie się zespołem - w pewnym sensie - kultowym albo legendarnym? Hahaha... Ja tak odbieram Alastor zwłaszcza, że pamiętam jak w programie młodzieżowym "Luz" w TVP1 gdzieś na początku lat 90. puszczali teledysk "Nieprawdopodobne". Ależ to były emocje! "Polska Pantera"!!!

Bryłas: Choć zdarza nam się wykorzystywać reklamowo te hasła to kultowy i legendarny może być np. Black Sabbath. Na pewno mamy swoje zasłużone miejsce na rodzimej scenie metalowej i to nas cieszy. Co do "Polskiej Pantery" to przylgnął do nas ten przydomek po występach ne festiwalu Jarocin '93, który udało nam się wygrać. Prezentowaliśmy tam wtedy album "ZŁO". Fascynacja Panterą oczywiście była u nas duża i na dodatek jeszcze Robert ogolił głowę więc skojarzenie było nader oczywiste. Przyjmowaliśmy to raczej jako komplement. Natomiast występ w Luzie był fantastycznym dla nas przeżyciem. Wystąpiliśmy tam dzięki uprzejmości Tomka Żądy. To On nas tam zaprosił. To był pierwszy nasz kontakt z TV i nagrywaniem profesjonalnego klipu. Te ściany wzmacniaczy i kolumn przywieźli nasi znajomi z warszawskiej firmy Soundman. Ale to robiło robotę. Kręcenie w nieskończoność dubli, a ja nawalałem tak w tę bębny, że większość pracowników pouciekała ze studia

Maryś: Dawne czasy. Te dreszczyki emocji. Myślę, że jesteśmy tacy sami (przynajmniej wewnętrznie), no może bardziej dojrzali. Czy zespołem kultowym, legendarnym - raczej nie. Cieszy mnie, że gdzieś w mur polskiego metalu, włożyliśmy swoją cegiełkę i oby jak najdłużej tam trwała.

A czy wówczas realizatorzy programu byli świadomi, że za chwilę na antenie padnie słowo "Pierdol się palancie!"? Były z tego powodu jakieś nieprzyjemności?

Maryś: Nie przypominam sobie, żeby były z tym jakieś problemy.

Bryłas: W tym całym galimatiasie nikt nie zwrócił uwagi na cytowane przez Ciebie słowa. Dla całej obsługi studia łącznie z reżyserką to też było nowe doświadczenie. Nigdy wcześniej nikt tam tak nie naparzał

Wracając do teraźniejszości. To jakie wydarzenia szykują się Wam w najbliższej przyszłości?

Bryłas: Tu będziemy zgodni: wydanie płyty i jej promocja, znalezienie w końcu dobrego wokalisty i koncerty promujące nową płytę.

Maryś: Na pewno wydanie i promocja "Nigdy nie było mnie tu". Trzeba mądrze poskładać wszystkie pomysły na najbliższe czasy, no i oczywiście wdrożyć je w życie.

Wojtomierz: Na pewno szeroko pojęta promocja albumu, koncerty, jakiś merch, itp.

Przy okazji. Słyszeliście album Popiór "Pomarlisko"? Co o nim sądzicie?

Bryłas: Tak, bardzo dobry materiał.

Maryś: Bardzo fajny materiał. Styl, aranżacje, brzmienie... super. Oby więcej takich płyt.

Wojtomierz: Dla mnie bardzo spoko.

Ok. I bardzo dziękuję za wywiad! Zawsze ostatnie słowa pozostawiam kapeli…

Bryłas: Dzięki za możliwość przekazania za pośrednictwem MetalSide naszym fanom i nie tylko tego co dzieje się na dzień dzisiejszy w szeregach "Załogi A". Dobrego odsłuchu naszej nowej płyty. I do zobaczenia na koncertach. I pamiętajcie wspierajcie rodzimą scenę, jest nam to wszystkim bardzo potrzebne. Stay Thrash!

Wojtomierz: Dziękuję za wywiad, do zobaczenia na koncertach, nie możemy już się doczekać spotkania z fanami i opinii o płycie.

Maryś: Życzę miłego odsłuchu "Nigdy nie było mnie tu" i do zobaczenia gdzieś na scenach.


Autor: Paweł "Pavel" Grabowski

Data dodania: 15.06.2024 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2025 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!