Focus - "Nie gram dla show"


Focus to holenderski zespół założony w 1969 roku, którego nazwanie legendą nie będzie przesadą. Mimo iż dźwięki prezentowane przez grupę są dość awangardowe, to jednak trudno znaleźć fana progresywnego rocka, który nie znałby krążków "Moving Waves" czy "Focus III". Koleje zespołu były różne: na koncie formacja zapisać może 11 albumów studyjnych, ale kilkukrotnie już kończyła działalność, a i skład zaliczył niejedną zmianę. Od wielu lat działa ona jednak jak dobrze naoliwiona maszyna. Muzyczne szaleństwo napędzane jest obecnie przez dwóch członków tego najsłynniejszego składu: klawiszowca, flecistę i "wokalistę" Thijsa van Leera oraz perkusistę Pierra van der Lindena. I to właśnie z tym drugim muzykiem mieliśmy okazję porozmawiać. Co było nie lada gratką, ponieważ rzadko udziela on wywiadów. Co miał nam do powiedzenia ten 77-letni artysta?





MetalSide: Cześć! Dzięki za możliwość przeprowadzenia tej rozmowy. Tym bardziej, że z tego co się orientuję, to dość rzadko udzielasz wywiadów. Dlaczego?

Pierre van der Linden: Tak, wolę bardziej bezpośredni kontakt. Czuję się bardziej komfortowo, gdy rozmawiam z kimś tylko we dwoje niż np. całą grupą, wiesz?

Rozumiem. Podczas gdy wielu perkusistów grających progresywnego rocka chowa się za imponującymi pod względem rozmiarów zestawami, ten twój jest wyjątkowo... skromny. Co sądzisz o takim popisywaniu się?

Dla mnie muzyka jest wszystkim. Wolę prawdziwe granie, kreatywną pracę na swoim instrumencie. Jestem oryginalnie perkusistą jazzowym, nie gram dla show, ale po to, by dobrze się tego słuchało. To jest dla mnie najważniejsze. Tak, nie jestem showmanem - tylko muzykiem. Najważniejsza jest dla mnie sama sztuka gry. Dla mnie najbardziej interesujące jest oglądanie perkusistów, którzy w stu procentach skupiają się na swojej pracy.

Jak w ogóle przedstawia się aktualnie twój zestaw?

Mój set? Używam zestawu Tama. 22-calowy bęben basowy, floor tom, mniejsze tomy w rozmiarze 16", 12" i 13", werbel Ludwiga, talerze K Zildjian po lewej i prawej stronie, do tego po prawej jeszcze Paiste, talerz typu "crash" i hi-hat. Tak to by się chyba prezentowało.

Dołączyłeś do Focus w 1971 roku w dość trudnym okresie. Thijs i Jan się kłócili, a tą kością niezgody byłeś de facto... Ty. Jan Akkerman chciał, byś dołączył do składu, żądając wyrzucenia Cleuvera i Dresdena. Szybko znalazłeś wspólny język z van Leerem? Jak wyglądały te wczesne lata z grupą?

Tak było. Początki były bardzo trudne. Thijs nie chciał się pożegnać ze swoimi przyjaciółmi - byli ze sobą blisko związani. Nie było więc łatwo. Gdy jednak zagraliśmy razem, gdy usłyszał jak razem brzmimy, to w końcu zrozumiał, o co tu chodziło. Zresztą, później pomiędzy nami też było dość ciężko. Tak... Ale dość dobrze sobie poradziliśmy. Daliśmy mnóstwo znakomitych koncertów - a to moim zdaniem najważniejsze.

Twoim pierwszym albumem z Focus był "Focus II / Moving Waves", na którym znajdziemy kultowy "Hocus Pocus". Jak to się w ogóle stało, że w numerze tym pojawiło się jodłowanie? Nikt się nie sprzeciwiał, że to pomysł zbyt szalony?

Nie, nikt nie protestował. To w ogóle miało mieć taki ironiczny wydźwięk. Bardzo nam się to spodobało, śmialiśmy się z tego. Improwizowaliśmy z tempem, budowaliśmy utwór wokół tej partii. Numer zaczął się rozrastać na próbach. Jego początek to była jednak czysta zabawa - coś zrobionego dla żartu. Dopiero później zrobiło się bardziej poważnie.

Rozpędzona, ściśnięta do czterech minut wersja z 1973 roku z NBC's Midnight Special jest bardzo popularna w Internecie. Spotkałem się z informacją, że dostaliście wtedy tylko cztery minuty, więc zamiast skrócić numer to go... przyspieszyliście. Prawda to? Jak wspominasz tamten wieczór?

Że zagraliśmy szybciej, bo mieliśmy mało czasu? (śmiech) Nie. Oczywiście zagraliśmy go inaczej, ale to było bardziej pod wpływem chwili, wiesz? Tak, świetnie się bawiliśmy, ale nie zagraliśmy go tak szybko, bo brakowało nam czasu. To nie było powodem. Wyszło tak jak wyszło, ponieważ tak wtedy czuliśmy ten kawałek. Zawsze staram się grać przejścia nieco inaczej - żeby zachować świeżość. Żeby pobudzać swoją kreatywność.

No i żeby się nie znudził? W końcu to numer, który pojawia się na każdym Waszym koncercie.

Dokładnie. To numer, który zawsze prezentujemy podczas koncertów. Dlatego staram się go grać nieco inaczej, próbuję znaleźć w nim coś nowego. Oczywiście kiedy tylko jest to możliwe - bo nie zawsze się to zdarza. Na szczęście to rzadkie przypadki.

To również kawałek, który często był coverowany przez inne grupy. Słyszałeś np. wersję zespołu Helloween, która znalazła się na ich albumie "Metal Jukebox" z 1999 roku?

Tak, rzeczywiście tak jest. Ale nie, wersji Helloween nie słyszałem. Widziałem jednak, że na YouTube jest dużo filmików, na których perkusiści próbują zmierzyć się ze ścieżką perkusji "Hocus Pocus". Mnóstwo osób próbuje swoich sił. Zabawnie jest oglądać coś takiego.

Zdarza Ci się napisać pod tymi filmikami jakiś komentarz?

Nie, nie komentuję. Widzę jednak, że te utwory potrafią sprawić wiele trudności innym perkusistom. Co rozumiem - wymagają one wyczucia. Tu nie chodzi tylko o konkretne zagrywki czy przejścia - to wszystko ma szersze znaczenie muzyczne, które trzeba zrozumieć.


Twoimi inspiracjami były legendy jazzu, zawsze też uważałeś siebie bardziej za perkusistę grającego jazz. Co wniósł twój sposób grania, sposób patrzenia na muzykę do Focus? Uważasz, że twój sposób gry był jednym z tych elementów, które wyróżniały wtedy Focus na tle innych grup?

Tak, mój styl grania znacząco różnił się od innych rockowych perkusistów. Myślę, że to miało związek z moją wiedzą, edukacją oraz samym zainteresowaniem grą na perkusji - zgłębiałem ten temat. Odcisnęliśmy swoje piętno, ponieważ interesowaliśmy się innymi rzeczami, niż większość zespołów. Słuchaliśmy muzyki klasycznej, np. Bacha, jak również jazzu: Johna Coltrane'a, Milesa Davisa. Więcej było takich inspiracji, niż stricte rockowych. Dlatego właśnie wyróżnialiśmy się na rynku. Tak myślę.

Pod koniec 1973 roku odszedłeś z Focus i nie usłyszymy cię na świętującym w tym roku 50-lecie "Hamburger Concerto". Jak oceniasz na nim pracę Colina?

To porządny, rockowy perkusista, ale jego gra nie jest dla mnie interesująca. Jest wielu perkusistów grających w tego typu stylu - na jego poziomie. Mnie interesuje coś bardziej wyrafinowanego, coś wyjątkowego. Colin Allen jest dobry, ale nie jest w stanie przykuć mojej uwagi. Wiele osób uważa jednak inaczej, więc... cóż, nie wiem.

Późniejsze lata były dość napięte w Focus. Były powroty (1975), kłótnie, zmiany składów... Jak to się stało, że pomimo tych wszystkich różnic Ty, Thijs, Jan i Bert Ruiter powróciliście na jeden koncert w 1990 roku?

Tak, to było w Apeldoorn. Jan już zapomniał większość repertuaru, ale podczas koncertu poszło bardzo dobrze. W jego grze brakowało jednak wielu elementów. Świetnie się jednak było spotkać po tylu latach. Pojawiło się duże zainteresowanie - ludzie myśleli, że znów jesteśmy razem. Koncert im się podobał - nam zresztą również. Na YouTube znajdziesz nawet wideo z tego występu. Było bardzo dobrze, ale nie kontynuowaliśmy później współpracy z Janem. Ja powróciłem wiele lat później. On z kolei poszedł inną drogą ze swoim własnym zespołem.

No właśnie, gdy w 2004 roku powróciłeś do zmartwychwstałego parę lat wcześniej Focus, to już zostałeś na stałe. Jak doszło do tego powrotu?

Thijs grał z Janem Dumée, Bobbym Jacobsem i Bertem Smaakiem na perkusji. Pewnego razu Jan Dumée zadzwonił do mnie i spytał się czy byłbym zainteresowany zagrać jakiś koncert z Focus. Zgodziłem i zaczęliśmy próby. Poszło bardzo dobrze, a po raz pierwszy zagraliśmy razem w Belgii. Wyszło dobrze, dlatego też postanowiliśmy grać dalej w tym składzie. Później polecieliśmy do Brazylii i daliśmy parę występów w Holandii. Dobre czasy.

Który kawałek w ogóle najbardziej lubisz wykonywać na żywo?

Najbardziej lubię wykonywać "Eruption". Gramy na nim solówki, które za każdym razem brzmią inaczej - nigdy nie gramy tego numeru w taki sam sposób. Ciągle wykonujemy go na żywo. Ciągle rośnie i ewoluuje. Dla mnie to bardzo ważne. Oczywiście lubię wszystkie kompozycje, które gramy, ale "Eruption" to dla mnie coś specjalnego. Właśnie z uwagi na te improwizacje.

Jeszcze jakieś ulubione kawałki?

Lubię je wszystkie! (śmiech) Ale dodałbym jeszcze "Anonymous II". Bardzo lubię wersję studyjną tej kompozycji.

Jednym z moich ulubionych numerów Focus jest "Tamara's Move" w wersji na żywo. Jak to się stało, że ta kompozycja przeszła aż taką metamorfozę? Wersja studyjna a ta na żywo to wręcz dwie różne kompozycje!

Tak, tak. Jeśli dobrze pamiętam, to numer z "Focus 8", nie? Na wersji studyjnej grał Bert Smaak. Ja gram zupełnie inaczej, moje podejście do tej kompozycji było inne. Mój sposób grania był bardziej jazzowy, bardziej płynny - różniło się to od prostego, równego rytmu Smaaka. Stąd też zmiana podejścia do tego utworu. Fajnie było go grać. Przez długi czas gościł w setliście, ale teraz już go nie prezentujemy. W sumie szkoda. Musimy znów po niego sięgnąć. Myślę, że przedstawię ten pomysł grupie.

Jak wspomniałeś wcześniej, na koncertach ciągle bawicie się dźwiękami i swoją muzyką. Wiele zespołów, które w latach 60. i 70. bazowały na improwizacjach obecnie odgrywają jednak swoje hity tak jak na albumach. Jak myślisz, dlaczego?

Jest nowa generacja fanów, która chce usłyszeć wokal + zespół - brzmiący jak najbliżej tamtych lat. Dla nas improwizacje są bardzo ważne. Uwielbiam jak dana kompozycja się rozrasta, idzie w innym kierunku - to znów nawiązanie do jazzu. Muzyka jest dla nas przygodą. Oczywiście pojawią się partie - dodam, że przepiękne - które odgrywamy podobnie jak na albumie, ale to jednak improwizacje są tą wisienką na torcie. Przynajmniej dla mnie.

Pamiętam Wasz koncert u boku Budgie w 2009 roku. Mimo że byliście gwiazdą, to cały ten przedkoncertowy czas spędziliście wśród fanów (udało mi się wtedy zrobić z Tobą zdjęcie). Lubisz spotykać się z wielbicielami Focus? Poznawać ich historie?

Tak, lubię poznawać naszych fanów. Jak najbardziej. Zawsze jestem ciekawy ich opinii - co sądzą o koncercie, jakiej muzyki słuchają, tego, w jaki sposób widzą naszą twórczość. Lubię z nimi rozmawiać.


Rok po tym koncercie "Hocus Pocus" stał się niejako hymnem mistrzostw świata w piłce nożnej. Jaki wpływ miało to na zespół? Pojawiło się większe zainteresowanie twórczością grupy?

Nie, nie było czuć jakiejś większej różnicy. Być może na koncertach pojawiło się nieco więcej ludzi, ale różnica nie była jakaś szczególnie duża. Nie odczuliśmy większego wzrostu popularności.

Przez te lata działalności zespołu w składzie pojawiło się wielu muzyków. Ja zawsze będę miał sentyment do line-upu z Bobbym i Nielsem. Utrzymujecie kontakt? Wiesz jak potoczyły się ich losy po odejściu z Focus?

Czym się teraz zajmują? Nie wiem, nie mam z nimi kontaktu. Kiedyś na YouTube widziałem tylko filmik z koncertu bluesowego zespołu Jana Dumée i Bobby'ego Jacobsena. Nie wiem jednak, co teraz robią. Tak samo jest zresztą z Janem Akkermanem.

W kwietniu zobaczymy Focus na aż pięciu koncertach w Polsce. Czego będzie można się spodziewać podczas występów w ramach "The Hocus Pocus Tour"?

Mam nadzieję, że będą to inspirujące wieczory. Że z nagłośnieniem będzie wszystko w porządku. My damy z siebie 100% - mam nadzieję, że to wystarczy, bo co więcej możemy zrobić? Liczę na to, że będzie bardzo dobrze. Ostatnie koncerty w Waszym kraju wyszły całkiem nieźle. Reakcje publiczności były entuzjastyczne.

Powoli zbliżamy się do końca, więc chciałbym jeszcze dotknąć jednego tematu. W Twojej solowej dyskografii znaleźć możemy instrumentalny album "Drum Poetry". Jaki zamysł stoi za tym wydawnictwem? Jak się ono narodziło i dlaczego tyle lat materiał ten czekał na swoje wydanie?

Zrobiłem w małym studio dla mojej dziewczyny. To był taki projekt tylko dla nas. To nie było coś, co miało trafić do szerszej dystrybucji - bardziej dla nas i naszych przyjaciół. Dla mnie był to swego rodzaju eksperyment: próba sprawienia, by dźwięki perkusji brzmiały bardziej poetycko. Próby znalezienia innego języka dla perkusji, wiesz? Nie wiem jednak, co ludzie myślą na temat tego krążka - nie ma na jego temat zbyt wielu opinii czy recenzji.

I to by było wszystko, co przygotowałem! Na koniec proszę o kilka słów dla naszych czytelników!

Mam nadzieję, że się spotkamy po koncertach! Chciałbym usłyszeć wasze opinie - co sądzicie o naszym występie, naszych solówkach, MOICH solówkach (śmiech). Jestem bardzo ciekaw! Mam nadzieję, że będziemy mogli porozmawiać!

Dzięki za poświęcony czas! Miłego wieczoru! Cześć!

Również dziękuję! Cześć!

zdjęcia: John Scott


Autor: Tomasz Michalski

Data dodania: 19.03.2024 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!