MetalSide: Witaj Paul! Nawet nie wiesz jak mnie cieszy (i bez wątpienia nie tylko mnie) fakt, że jakiś czas temu postanowiłeś wrócić do Pandemonium. Jesteś jedynym członkiem, który był w kapeli od początku. W okolicach nagrywania ostatniego albumu "Nihilist" odsunąłeś się w cień, pozostawiając zespół doświadczonym muzykom, dając im niejako Twoje błogosławieństwo. A zatem co zadecydowało, że postanowiłeś wrócić do Pandemonium?
Paul: Witaj Paweł. Wróciłem, ponieważ odpocząłem. Potrzebowałem odpoczynku, restartu, bodźca. Chcieli grać dalej beze mnie, to grali. Nikomu niczego nie zabraniałem. Zrobili sobie "Nihilist" i git majonez. Wróciłem, ponieważ odniosłem wrażenie, że zaczynam mieć ochotę na granie i zaczęły się pojawiać w głowie jakieś emocje mogące świadczyć o muzycznej iskrze "bożej", która zaczęła nękać mnie po nocach (śmiech). Jakkolwiek metaforycznie to nie zabrzmi (śmiech).
Zapewne przez ten cały czas relacje między Tobą a resztą bandy były bardzo dobre. Ale mam wrażenie, że liderem stał się Mark. Czy teraz musiał ustąpić miejsca prawowitemu królowi?
Równie dobrze mógł "śpiewać" jakiś inny śpiewak, pałker, może Michał basista. Ja udałem się na tak zwany relaks. Mieli robić tak, żeby było dobrze. Marek przyszedł na zastępstwo, bo tak sobie ustalili widocznie. Ja zakładałem też opcję, że nie wrócę już do kapeli, więc też specjalnie się nie katowałem stresami czy i jak sobie dadzą radę. Jakoś dali.
Czy przez ten czas nieobecności w Pandemonium grałeś, coś komponowałeś? Mam na myśli nie tylko granie z kimkolwiek innym, ale i w domu, dla przyjemności.
Nie, nie grałem. Nie było takiej potrzeby i nie było pomysłów. Dla przyjemności łowiłem ryby (śmiech).
Zapytałem, gdyż wiem, że jakieś pomysły na nowy album Pandemonium, już się tlą, a może nawet realizują. Ma być przestrzeń, klimat, prostota przekazu i podobno nie będzie to kopia czegokolwiek, co do tej pory zrobiłeś. A zatem, co to będzie?
Mam już (na czas pisania tego wywiadu) cztery gotowe numery. Resztę spodziewam się zrobić do końca wakacji, a nagrać to do końca roku max. Będzie to takie moje nowe, jakby pierwsze Pandemonium, zrobione po jakimś czasie mojej nieobecności. Taki post muzyczny dobrze robi na głowę i dobrze działa na wyobraźnię muzyczną. Spodziewam się dobrego materiału. Szkielet, zarys, riffy i klocki są już poukładane a reszta się powoli układa. Oczywiście na tym nie poprzestanę i tu pojawia się coś, czego jeszcze nie wiem. Bo celowo wejdziemy do studia i nieco poimprowizujemy. Taki jest koncept, żeby pewne rzeczy wyszły z serca i duszy a nie były matematycznie poukładanymi klockami. Więc sam jestem ciekaw finału tej "zabawy".
Kiedy możemy spodziewać się jakiegoś singla, zapowiedzi premiery albo projektu okładki?
Singla nie będzie. Okładka pojawi się, jak przyjdzie na to czas (śmiech). Robi się. Najpierw materiał, próby, studio. Potem cała reszta. Oczywiście odpowiednio zbilansowane to będzie w czasie, aby nie było obsuw, niespodzianek i innych jazd.
Czy inspiracje liryczne także mają już swoje odzwierciedlenia? Co tym razem będzie na tapecie? A od czasu wydania "Nihilist" działo się sporo. A ostatnio to już całkiem sporo.
"Nihilist" chyba napisał Marek, więc nie wiem, co artysta ów miał na myśli, bo nigdy go o to nie pytałem. Miał wolną rękę pod moją nieobecność, więc ufam, że nie śpiewał o miłości. Po pobieżnej lekturze wyłania się mroczna i buntownicza literatura Pana Marka Izydorczyka. Nie wiem jakie miał inspiracje, bo zazwyczaj są to indywidualne jazdy liryczne. Tak też będzie w moim przypadku i bywało wcześniej, kiedy to ja pisałem teksty. Wyjdzie materiał, poczytacie, ocenicie, zinterpretujecie (śmiech). W tej chwili wszystko się scala i układa. Trwa proces twórczy. Dajmy mu jeszcze szansę na dojrzewanie w ciszy, spokoju i dyskrecji zanim kolejna płyta ujrzy światło dzienne.
A zatem jak wygląda obecnie tworzenie muzyki w Pandemonium?
W przypadku nowego materiału A.D. 2024 przedstawiłem Panom z Pandy swoją wizję zrobienia albumu. Kiedyś było inaczej - robiliśmy muzę razem i miało to swoje plusy. Teraz szkielety, klocki układam z perkusistą. To pokłosie tej mojej tak zwanej wizji albumu. Potem nastąpi sesja okraszana duchami i klimatem. Jakie duchy będą wówczas nam przychylne tego nie wie nikt. Materiał ma mieć właśnie "klimat".
Wasz basista Michael w ubiegłym roku zasilił Imperatora. Poza tym gra też w lokalnej kapeli Odium Humani Generis... Da radę ogarnąć trzy kapele? Zwłaszcza, że teraz będziecie częściej koncertować.
Michał ma głód grania. Doskonale to rozumiem i popieram w całości to, co robi. Jest zorganizowany i szybko się uczy. To go rozwija i sprawia, że staje się coraz lepszym muzykiem. Spokojnie ogarnia wszystko. Jak się myśli, to ogarniesz wszystko (śmiech).
Skoro mowa o koncertowaniu. Koncert w Kutnie macie za sobą. Jak wrażenia?
Kutno przywitało nas jak zawsze gorąco. Marek Kurnatowski wraz z całym swoim sztabem profesjonalnie przygotowali mega imprezę. Widzę, że Kutno wyrasta na poważnego faworyta w regionie w kwestii koncertów. Byli ludzie z tak zwanych dalszych lub bliższych okolic też. Wszystkim im dziękuję za przybycie. Dla takich ludzi warto robić to, co robimy. Ta niemal rodzina, która daje motywację i kopa do działania. Kutno rządzi!!!
Była konsternacja wśród słuchaczy, że na koncercie zabrakło Marka. Z tego co wiem, to nie pierwszy raz były podobne sprawy z Markiem. Pamiętam, że klika lat temu też były sytuacje, gdy fani zarzucali mu to, że zbyt dużo pije podczas koncertów.
Jest takie powiedzenie, że pić trzeba umieć. Mam poważne wątpliwości czy on w Kutnie wiedział co robi. Rokendrol to rokendrol - alko zawsze gdzieś tam było. W tej chwili Marek jest na "urlopie". Nie wiem kiedy i czy z niego wróci. My gramy dalej. Jesteśmy absolutnie gotowi na kolejne koncerty i ten jego "występ" nic nie zmienił. Nie po to wracałem i się zaangażowałem, żeby zwolnić tempo. Ten incydent nie ma najmniejszego wpływu na dalsze losy Pandemonium. Niech sobie przemyśli i odpocznie. Życzę mu powrotu do zdrowia.
Pierwsze koncerty, po Twoim powrocie do Pandemonium masz już za sobą. Czy dzisiejsza publiczność dała radę, w porównaniu do tej z lat 90., kiedy to Pandemonium zaczynało i rosło w siłę?
Nie spodziewałem się, że tak świetnie będzie mi się grało po tej pauzie. Czuję się jakby tej przerwy nie było. Jest forma, więc jest dobrze. Lata nie mają znaczenia. Ludzie na widowni dają energię. Ja nauczyłem się z niej czerpać. To taka symbioza. Zacząłem trochę o siebie dbać. Nie walę alko, nie jaram szlugów, staram się ogarniać stres.
Dzisiejsze koncerty są bardziej cywilizowane, bezpieczne (pomijając lepszy stan nagłośnienia, oświetlenia i warunków technicznych). Ja zawsze będę miał w pamięci koncerty Pandemonium z pierwszej połowy lat 90. Chociażby koncert w Lublinie razem z Katem i Dragonem. Kiedyś przy wywiadzie w 2011 wspomniałeś mi o ówczesnej jakiejś demolce drzwi z futryną. Ale tematu nie rozwinąłeś. Po tylu latach może pokusisz się o jakąś retrospekcję? Niech młode pokolenie ma porównanie (śmiech)
Młode pokolenie nie pokuma lat 90. Jak dziś nie rozumieją, co to magnetofon mono kasetowy i kilka kaset, bo na więcej Cię nie było stać. Dzisiaj Internet i rąbanka za free czego dusza zapragnie. Winyle wracają do łask. Kasety owszem też, ale chyba jako ekstrawagancki oldschoolowy nośnik, który lepiej niech leży i nie gra, bo się zedrze (śmiech). No ale do sedna. Kiedyś było trudno o dobry sprzęt. Dziś leży na "ulicy". Musisz mieć tylko kasę. Na szczęście byli lutnicy, którzy robili gitary na zamówienie i dwie sobie pamiętam strzeliłem. Koncerty, warunki itd. - kto by na to zwracał uwagę czy jest syf czy ciepło czy zimno. Muzyka i koncert - scena były najważniejsze, a że czasami był chlew to po prostu black metal i rokendrol. To były pionierskie czasy. Nie było matematyki tylko żywioł i magia. Takim to wszystko zapamiętam. Albo umiałeś ukręcić brzmienie na byle czym, co było pod ręką, albo lepiej było kury szczać prowadzać (śmiech). Incydenty jakieś z latającymi talerzami owszem były, ale o tym możemy sobie pogadać przy innej okazji.
Ok. Na facebookowym profilu Pandemonium padają pytania o to gdzie zagracie w tym roku. Co już jest ustalone, a co macie w planach?
Mamy kilka koncertów zabukowanych, ale z racji braku czasu nie będzie tego tyle ile byśmy chcieli. Nie żyjemy z grania, więc sam rozumiesz. Każdy termin i miejsce musimy starannie analizować.
Jak wspomniałeś, Twoja wielka pasja pozamuzyczna to wędkarstwo. Ja akurat wędkowałem amatorsko ze świętej pamięci Teściem, który odszedł rok temu i uświadomiłem sobie, że już chyba nigdy nie powędkuję. A lubiłem to nawet w taki amatorski sposób. Ten spokój, oderwanie od codzienności. I nie mam tu na myśli wędkowania z butelką w kieszeni. Ale podejrzewam, że wielu fanów metalu lubi to zajęcie. Czym mógłbyś się pochwalić, jakimiś osiągnięciami?
Wędkarstwo jest dla mnie równie ważne, co Pandemonium. Traktuję je jako formę kontaktu ze wszystkim co mnie dookoła otacza. Wynik jest mniej ważny. Jest na drugim miejscu. Najważniejsza jest samotność i długie wycieczki wzdłuż jakiejś rzeki i najlepiej żeby nie było ludzi. Nie interesuje mnie rzeź, mięso i to prostackie podejście do wędkarstwa. Wyniki miewam (śmiech). Głównie drapieżniki. Nie robię tego na wyścigi i z nikim nie rywalizuję, bo nie muszę.
No cóż porozmawialibyśmy dłużej, ale póki co czekamy na nowy materiał, więc co Pandemonium ma do przekazania czytelnikom MetalSide?
Dziękuję za poświęcony czas. Pozdrawiam wszystkich czytelników MetalSide. Ciebie oczywiście również (śmiech). Oraz całą ekipę MetalSide. Bądźmy w kontakcie (śmiech)! Paweł Mazur, Pandemonium.
Ja również dziękuję i pozdrawiam! A jak już nagracie ten album to nie zapomnijcie o mnie, chętnie go zrecenzuję (śmiech).
zdjęcia: Adam Pietrusiak, Oliwia Witeczek
|