MetalSide: Założycielem supergrupy Freakshow jest Markus Allen Christopher, czyli Ty, Ronnie Borchert, członek zespołu Miss Crazy. Czy granie w Miss Crazy już Cię nie zadowalało? Dlaczego ponownie powołałeś do życia Freakshow?
Ronnie Borchert: Byłem bardzo zadowolony z Miss Crazy i bardzo dumny z albumów, które nagrałem z Miss Crazy. Po prostu poczułem, że nadszedł czas na zmianę mojego życia i wyborów muzycznych. Freakshow był projektem, który pierwotnie miałem zamiar zrobić z Jeffem LaBarem (Cinderella). Obydwaj zdecydowaliśmy, że chcemy, aby Stet Howland (z Killing Machine, Metal Church - przyp. red.) grał na perkusji i ostatecznie napiszemy nowy album. Jeff odszedł i to się nigdy nie wydarzyło. Stet i ja rozmawialiśmy pewnego dnia i zdecydowaliśmy się nagrać album. Zadedykowałem go Jeffowi.
Do pierwszego składu, z którym nagraliście debiutancki album "Freakshow" dobrałeś sobie znanych muzyków. Basista Tony Franklin, który grał między innymi w The Firm, Blue Murder czy Whitesnake oraz nieżyjący już muzycy, gitarzysta Jeffrey LaBar (ex-Cinderella) i perkusista Frankie Banali z Quiet Riot i ex-W.A.S.P. Możemy poznać historię zaproszenia ich do współpracy?
Ten pierwszy Freakshow był moim pomysłem z Jeffem Labarem. Razem mieliśmy nagrać muzykę, którą napisałem na solowy album z dala od Miss Crazy. Potem Jeff i ja rozmawialiśmy o tym, kogo zatrudnimy do gry na perkusji i zapytaliśmy Frankiego Banali. Był tym bardzo zainteresowany i obaj znaliśmy Tony'ego Franklina. Tony był wielkim zwolennikiem Miss Crazy i wspierał naszego basistę Kim Racera grającego tam na basie i wzmacniaczach Fendera. Był on więc oczywistym wyborem na basistę.
A czy na etapie dobierania składu miałeś już jakąś koncepcję na nazwę zespołu? Jaka jest jej geneza?
Nazwa Freakshow pojawiła się, gdy rzucałem nazwami Frankiemu Banali. Powiedział... Tak, to jest to. Ruszyliśmy więc z Freakshow. Z pierwszym składem były związane same gwiazdy i teraz także w składzie mamy kolejne gwiazdy.
Ale oczywiście najważniejsza jest muzyka. To oczywiście jest, bo jak mogłoby być inaczej - wytrawny hard rock - energetyczny i dojrzały. Taki, jaki znamy z lat 70 i 80 XX wieku. Taka muzyka płynie w Waszych żyłach, więc chyba komponowanie poszło spontanicznie.
Tak było. Przystępując do tego projektu, wiedziałem, że chcę pokazać mocne strony muzyków występujących na tym albumie. Utwory, które napisałem na tę płytę, zawierały wszystko, co wszyscy znaliśmy. Lata 70. i 80. na jednym albumie reprezentującym hard rock w jedyny znany nam sposób.
Czy w ówczesnym składzie graliście koncerty?
Nie, nigdy nie mieliśmy okazji grać w tym składzie. Była recesja i Frankie Banali nigdy nie miał dość pieniędzy. Więc Jeff i ja w końcu zrezygnowaliśmy z albumu i występów na żywo do 2016 roku. Odbyliśmy małą trasę po zachodnim wybrzeżu i graliśmy utwory z innym perkusistą Tomem Frostem.
To prawdziwy pech, stracić dwóch kolegów z zespołu. Śmierć okazała się bezlitosna dla Freakshow. Najpierw zmarł Frankie Banali a w kolejnym roku Jeff LaBar. Czy musiało minąć dużo czasu zanim postanowiłeś ruszyć dalej z Freakshow?
Jeff i ja i tak nigdy więcej nie mieliśmy zamiaru grać z Frankiem Banali. Też nie byłem zainteresowany kontynuowaniem zespołu, aż dopóki nie porozmawiałem o tym ze Stetem Howlandem (z Killing Machine, Metal Church - przyp. red.) i nie poskładałem tego w całość. A gdy utwory ujrzały światło dzienne, zaczęła się magia.
No właśnie. Do najnowszego składu także dobrałeś sobie zacnych muzyków. Gitarzystę Carlosa Cavazo (ex-Quiet Riot & ex-Ratt), basistę Grega Chaissona (ex-Badlands) i perkusistę Steta Howlanda (ex-W.A.S.P. & Metal Church). A ich jak zwerbowałeś?
Znam Steta od ponad 20 lat i zawsze uwielbiałem jego grę, odkąd nagraliśmy piosenkę dla Shaquela O'Neala z Lakers. Zawsze też kochałem Steta. Byłem bardzo szczęśliwy, że mogłem kontynuować z nim ten projekt. A Grega zapytałem niespodziewanie, bo mieliśmy nagrywać z kimś innym i nie wyszło. Zapytałem więc Grega i powiedziałem mu, z kim i co robimy, więc wziął w tym udział. Carlos doszedł po tym, jak opowiedziałem mu o tym jak zaczynaliśmy z Jeffem. Carlos zagrał na tym albumie cholernie dobrze. Jeffowi to by się spodobało.
Jakie były różnice we współpracy z muzykami z pierwszego składu a obecnymi?
Ogromne. Inna mentalność. Jeff LaBar był bałaganiarzem, ale świetnym gitarzystą i wspaniałą osobą. Ale zmagał się z życiem. Tony Franklin nigdy nie miał zamiaru grać. Frankie Banali zniszczył pierwszy skład. A obecni goście są w 100% inni. Mają różne systemy wsparcia i różne miejsca w życiu. Są bardziej dojrzali i nie martwią się przede wszystkim o zarabianie pieniędzy. Ci ludzie właśnie nagrali płytę i okazała się ona znacznie lepsza, niż wszyscy się spodziewaliśmy. Ta wersja Freakshow podoba mi się znacznie bardziej niż pierwsza. Ten zespół ma szansę.
O tak! W październiku tego roku wyszedł trzeci album Freakshow, "So Shall It Be". Chociaż nie słyszałem w całości debiutanckiego albumu "Freakshow", to słyszę wyraźne różnice pomiędzy tymi dwoma materiałami. Nieco inne wokale, inne brzmienie gitar i mam wrażenie, że teraz jest nieco lżej i bardziej melodyjnie. Gitarowe melodie są bardziej chwytliwe a także linie wokalne. Ale chciałbym usłyszeć o różnicach bezpośrednio od Ciebie.
Różnice są w 100%. Ten skład jest wiele lat późniejszy niż pierwszy skład. Podoba mi się kierunek, w jakim poszedł zespół. Wcale nie powiedziałbym, że jest lżejszy. Być może mamy kilka piosenek, których pierwszy skład nawet by nie wziął pod uwagę. A ten album jest bardzo ciężki, a utwory pokazują możliwości nas wszystkich. Kompozycje są na pewno bardziej melodyjne. Niektóre utwory na tym albumie to pomysły, które zawsze chciałem od dawna zrobić.
Czy tacy doświadczeniu muzycy jak Wy inspirowali się czyimiś dokonaniami by stworzyć muzykę do "So Shall It Be"? Gdybym miał szufladkować muzycznie ten album to wrzuciłbym go do glam rocka, niż do klasycznego hard rocka.
Glam rock? Nie sądzę i naprawdę tego nie słyszę. Myślę, że jesteśmy klasycznym hard rockiem z domieszką metalu. Klasyka sama w sobie. Wszystko co nagraliśmy i zagraliśmy, pochodzi z epoki świetności, którą wszyscy kochamy, co widać na występach. Masz rację. Urodziłem się dopiero w 76., więc tak naprawdę nie potrafię zrozumieć prawdziwej różnicy pomiędzy hard rockiem a glam rockiem. Hahaha... A album już jest po premierze. Czy dotarły do Was już jakieś wieści na temat reakcji mediów czy słuchaczy? Mi osobiście album się podoba. Jest dynamiczny, ale zarazem melodyjny i z pazurem, z chwytliwymi kawałkami. Czuje się w nim ducha lat 70-80.
Tak, zgadzam się. Duch lat 70. i 80. był dokładnie tym, co chciałem w nim zawrzeć, komponując album od początku. Bardzo podziwiam ten okres. Lata 60. i 70. wywarły ogromny wpływ na moje życie. Muzyka znaczyła wtedy o wiele więcej. Pisanie utworów i muzykalność miały autentyczną strukturę i melodie, które przyćmiewały wszystko, co dzisiejsze. Chyba że jesteś jak Def Leppard czy coś. Haha.
Ja już wiem, ale wiele osób jeszcze tego nie wie o czym są teksty na "So Shall It Be". Czy pośród nich są jakieś bardziej osobiste?
Tak, wszystkie są osobiste. Utwory w romantycznym stylu na tym albumie zostały napisane o mojej żonie Wendi lub dla niej. Ona ma także swoją własną piosenkę i jest ciężka. Napisałem "M.S.M" dla mainstreamowych, nieuczciwych mediów. "It Hurts Me" opowiada o Jeffie LaBar'ze. "Full-On Shred" jest dla Carlosa Cavazo. Ponieważ potrzebował tej piosenki, aby wszyscy wiedzieli, która jest godzina. Haha.
A dlaczego postawiliście na wydawcę Eonian Records?
Ponieważ mają honor i uczciwość. Większość wytwórni to oszuści i maja kompletnie niekompetentne kierownictwo w zakresie koncertów. W Eonian Records mam świetne relacje z dyrektorem generalnym i dlatego Eonian Records jest wytwórnią z wyboru. Wszystko zależy od relacji.
Czy wytwórnia również wydaje dla Was box-set z koszulką i gitarowymi kostkami?
To jest specjalny pakiet zawierający złoty winyl i płytę CD z t-shirtem oraz kostkami do gitary wraz z kilkoma naklejkami. Nie mogę się doczekać, aż sam dostanę jeden z nich. Naprawdę fantazyjne i limitowane edycje.
Na Youtube krążą wideoklipy do utworów "Lovin You, Lovin Me" i “You Shine". Takie single pełnią funkcję promującą nadchodzący album, więc są bardzo ważne. Zawsze pytam kapele dlaczego wybrali akurat te utwory na single...
"Lovin You, Lovin Me" był zwiastunem z tekstem piosenki, więc ludzie mogli zrozumieć, że zespół nadal istnieje naprawdę, ponieważ tak długo rozmawialiśmy o jego wydaniu. "You Shine" był pierwszym prawdziwym singlem i teledyskiem. Z oczywistych powodów wybraliśmy tę piosenkę. Single czasami wybierają się same. Po usłyszeniu tego, co Carlos zrobił na tych utworach, zacząłem słyszeć je bardziej wyraźnie.
Jak wspominałeś "Lovin You, Lovin Me" jest typowym lyric video a z kolei “You Shine" to wideoklip. Uważam, że ten drugi jest jest minimalistyczny i stonowany. Zwykłe ujęcia gdy wykonujecie ten utwór. Nie chcieliście czegoś bardziej rozwiniętego w fabułę? Obecnie ludzi przyciąga dynamicznie zmieniający się obraz. A tutaj jest spokojnie. Chociaż to pasuje do utworu.
Tak, po prostu bardziej zależy nam na utworze, a nie na głupkowatych aktorach. Chcieliśmy po prostu nagrać ten utwór z czterema facetami, grającymi ją w sposób, w jaki mogliby się utożsamić rockowcy.
Okładka to najnowszego albumu nasuwa różne refleksje. Kogo symbolizuje ten skrzydlaty jeździec na koniu? Jakieś fantastyczne wydarzenie?
Jest jednym z 4 jeźdźców apokalipsy. Śmierć. Nie ma w tym nic fantastycznego ani o nim. Okładka albumu jest przepowiednią. Tak będzie (uśmiecha się)
Wspominałeś, że ten album zadedykowaliście nieżyjącemu Jeffrey'owi LaBar.
Tak zrobiliśmy. Kochałem Jeffa i jestem dumny, że mogę mu to poświęcić.
Czy uważasz, że album "So Shall It Be" został nagrany tak jak tego oczekiwałeś? A może teraz coś byś w nim zmienił?
To nie jest to, czego się spodziewałem. To jest jeszcze lepsze i nic bym nie zmieniał. Ani moich nagrań, ani reszty facetów. Jesteś tak dobry, jak twoje ostatnie nagranie.
Zapewne będzie pora na koncerty z utworami z "So Shall It Be"?
Tak, taki jest plan. Bardzo chciałbym zagrać te utwory ludziom. Boże błogosław Amerykę!
Każdy z Was ma żonę, rodzinę. Przez te wszystkie lata trwania w tym muzycznym biznesie doświadczyliście wielu sytuacji. Według Was jaką wartością jest rodzina dla muzyka rockowego?
Jest wszystkim. Dobra kobieta i rodzina tworzą prawdziwego mężczyznę. Każdy z nas ceni swoje żony i rodziny. To jest serce i dusza tego, kim jesteśmy. Wszyscy szanujemy swoje życie osobiste i wartości rodzinne.
A wiara? Mam tutaj na myśli wiarę w Boga (gdyż nie każdy się do tego przyznaje).
W 100% wierzę w Jezusa Chrystusa i Boga Wszechmogącego. Taki jestem, gdyż w moim życiu działy się cuda. Co muzycy otrzymali wiele błogosławieństw i Bóg przyszedł do nich w chwilach gdy tego potrzebowali. Jestem bardzo wdzięczny Bogu za to wszystko, co mi dał. Wraz z lekcjami, które włożył w moje życie.
I na tym zakończymy rozmowę. Dziękuję.
Dziękuję za wywiad! "Keep rocking" i zdobądź nowy album Freakshow z www.eonianrecords.com.
|