La Mer - "Śmiertelność, czy własna śmierć to sprawy, o których myślę często"
La Mer to jednoosobowy projekt ze Zjednoczonego Królestwa, za którym stoi Polak, multiinstrumentalista, kompozytor i przede wszystkim nieszablonowy twórca muzyki. Jego najnowszy, piąty album - "Tetrahedra" wydany przez polską wytwórnię, znaną z ekstremalnego metalu - Godz Ov War Productions, jest wypadkową wielu gatunków, począwszy od dark wave i gotyckiego rocka przez post punk i oczywiście skończywszy na atmosferycznym black metalu czy post-black metalu. Cały album to mroczna i bardzo emocjonalna mikstura, w której zlewają się agresja z melancholią. A zatem muzyka La Mer to test na tolerancję muzyczną.
MetalSide: Witaj! Od zawsze działałeś w pojedynkę w La Mer? Nie było mowy o skompletowaniu regularnego składu?
La Mer: Cześć i czołem! Tak, założeniem La Mer było działanie solo. Stworzyłem ten zespół jako ujście dla bardzo osobistych przemyśleń i eksperymentalnej strony mojej twórczości. W pewnym sensie rzuciłem sobie wyzwanie w próbie sprawdzenia, czy jestem w stanie trafnie przenieść to, co siedzi mi w głowie, na nagrania. Skład byłby bardzo przydatny do grania na żywo, jednak po pierwsze mało mnie do tego ciągnie, a po drugie, ciężko mi zaufać innym z takim materiałem. Grałem w kilku zespołach i nie przepadam za polityką czy przepychankami, które niestety zdarzają się bardzo często w twórczym środowisku. Nie wiem, może nie trafiłem nigdy na odpowiednich ludzi, lub to ja jestem wspólnym mianownikiem tych problemów. Wiem, że grając sam, jestem odpowiedzialny za finalny produkt, bez kompromisów czy zażegnania pewnych wizji.
Czy na stałe mieszkasz w Szkocji? Jak po szkocku mówi się "morze"? Dlaczego na nazwę projektu wybrałeś język francuski?
Mieszkam w Szkocji od 12 roku życia. Spędziłem tutaj większą część życia i raczej już zostanę. To bardzo mały kraj, jednak ma on masę do zaoferowania. W dalszym ciągu odkrywam jego naturalne skarby. W języku szkockim, czy bardziej gaelickim szkockim, morze to "a'mhuir", częściej upraszczane na gaelickie "muir". Jest to także popularne nazwisko, więc słabo nadawałoby się na nazwę zespołu. Mam spory kontakt z językiem francuskim poprzez pochodzenie mojej żony - kiedy usłyszałem wyrażenie "La Mer", przestałem zastanawiać się nad innymi opcjami dla nazwy. Była to jedna z tych chwil, w których zapala się żarówka i myślisz "to jest to".
Szczerze mówiąc pierwszy raz zetknąłem się z muzyką La Mer przy okazji wydania najnowszego albumu "Tetrahedra". Ale wiem, że w przeszłości popełniłeś aż 5 albumów (od 2020 roku!). Całe szczęście, że Internet jest w przypadku La Mer łaskawy i nadrobiłem zaległości. O ile "Silence" z 2020 roku prezentował prawie typowy atmospheric black metal, to już następny "Kingdom of Hell" z 2020 roku zawierał już pewne muzyczne wtręty, które wyróżniały projekt spośród typowych black metalowych materiałów. Większe natężenie klawiszy, żeńskie wokale. Podobnie "Everything Is Falling Apart" z 2021. Klawiszowe orkiestracje, chóralne sample, industrialno-gotycki klimat. Następnie na "Death Verses" z 2022 roku zacząłeś dodawać inny klimat, jakby dark wave. Czyste gitary, czyste wokale, śpiew, chóralne momenty. A ponadto samo aranżowanie gitarowych riffów często na twoich albumach było nietypowe dla black metalu... patenty rodem chociażby z post rocka, shoegazer i inne naleciałości. Oczywiście to moje subiektywne odczucia, więc czy możesz w skrócie opisać każdy z poprzednich albumów?
Pierwsze utwory, które finalnie zamieściłem na "Silence", napisałem w miarę krótkim czasie podczas pobytu w Szwecji w Kwietniu 2019, odwiedzając znajomych w ich domu nad jeziorem. Atmosfera odludzia, w ciszy i bliskości do natury, musiała sprzyjać inspiracji! Jako muzyczny eksperyment, zaplanowałem EP z czterema utworami. Przy kończeniu pracy, ciągle dobierając riffów i liryk, postanowiłem poświęcić nowemu projektowi resztę roku. Spoglądając na resztę dyskografii LM, ta płyta była najbliżej black metalu, chociaż nigdy nie identyfikowałem się w ten sposób. Główne treści "Silence" to nihilizm (czy też jego nieosiągalność), anty-religijne sentymenty i rozczarowanie społeczeństwem.
Po wydaniu "Silence", miałem już konkretny plan na kontynuację. Chciałem wzbogacić dźwięk La Mer melodyjnymi elementami, bardziej skupiając się na "atmosferze" utworów niż ciężkości riffów. W pewnym sensie tak już zostało. Jestem wielkim fanem The Sisters of Mercy, i parę razy słyszałem, że jest to ewidentne w mojej twórczości. Chóry i damskie wokale świetnie wzbogacają "zimne" klimaty muzyczne, dodając przestrzeni i ezoterycznej magii. Co do tekstów, nie zagłębiając się w detale, moje królestwo piekieł było pisane w atmosferze znanej nam wszystkim pandemii oraz walki mojej matki z rakiem. Nastrój tej płyty to pijany spacer po cmentarzu w Zaduszki.
"Fear Nothing" to dopełnienie i konkluzja "Kingdom of Hell", z dodatkowymi, eksperymentalnymi elementami. Na utworze "Hymn of the Apocalypse" pierwszy raz podjąłem się czystego wokalu i śpiewu po polsku. To również element, który zaczął powracać w przyszłości. Temat płyty to duchy, sny i ich powiązanie z codziennością. W dzień premiery "Fear Nothing" zmarł mój dziadek, po czym zawiesiłem działalność La Mer na kilka miesięcy.
Trzeci album, "Everything Is Falling Apart", był nowym początkiem dla La Mer. Stylowo, odszedłem od "blacku" i, jak trafnie stwierdziłeś, zacząłem komponować w industrialno-gotyckim klimacie. Potraktowałem ten album jako kolejny rozdział, z polem do manewru dla prób wzbogacania dźwięku. Na EIFA jest zdecydowanie więcej elektroniki, mieszanych wokali oraz sampli. Nie ukrywałem też fascynacji muzyką lat 80. i zespołami takimi jak Depeche Mode, Clan of Xymox czy Gary Numan. Przy tworzeniu albumu zaistniała pierwsza współpraca - fragmenty utworu "Hungry" napisałem z francuskim muzykiem stojącym za projektem TattvA - na nagraniu udzielił się przy wokalu i drugiej gitarze. Uwielbiam ten kawałek.
Do utworu "ANGEL IV" powstał również klip, który można obejrzeć na YouTube i stronie zespołu (roadtripgodinc.com).
"Death Verses" było kolejnym eksperymentem. W przypadku tej płyty, po raz pierwszy zaprosiłem dodatkowego muzyka do procesu komponowania materiału (Ivaylo Tsolov). Produktem naszej współpracy było EP z pięcioma utworami. Podchodziliśmy do każdej kompozycji w indywidualny sposób, bez nacisku na żaden specyficzny styl czy brzmienie. Wyszło spójnie i mrocznie.
Jesteś bardzo płodnym muzykiem. Rzadko się zdarza by zespół/projekt wypuszczał z taką częstotliwością materiały, zwłaszcza tak nieszablonowe. Z podobną sytuacją spotkałem się raz w życiu, przy równie nieszablonowym projekcie Natura Morta, gdzie Polak rezydujący w Anglii w krótkim czasie wydał kilka albumów. Skąd czerpiesz tyle inspiracji do tworzenia swojej muzyki?
Nie do końca wiem jak odpowiedzieć na to pytanie! Mam naturalną potrzebę pisania i tworzenia jakiejkolwiek sztuki. Myślę, że jeżeli nie byłaby to muzyka, z podobnym zaangażowaniem zająłbym się czymś innym. Inspirują mnie pospolite aspekty życia. Nie szukam źródeł w baśniowych czy teoretycznych sytuacjach, które często występują w metalu, chociaż nie mam nic przeciwko temu. Odnoszę się do tego, co mnie otacza. Proste sprawy, jak na przykład, wyjście po chleb, mogą być zalążkiem tekstu o śmiertelności czy przemijaniu. Obserwowanie społeczeństwa i udział w absurdach codzienności często napełnia mnie niesmakiem, chociaż doskonale rozumiem, że jestem częścią tej maszyny. Wydaje mi się, że ludzie noszą w sobie dużo mroku, a spędzanie czasu w tłumie jest w stanie przelać ów mrok czy smutek na tych z nas, którzy są bardziej chłonni. Zwykle tego unikam, jednak nadmiar ciszy czy samotności też wywołuje sporo niekoniecznie pozytywnych emocji. W większości, teksty i melodie przychodzą do mnie cyklicznie. Czasami nie tknę instrumentów czy zeszytu przez kilka tygodni, innym razem napiszę dwa lub trzy utwory w jeden dzień. Nie ma tutaj reguły.
Twój najnowszy album "Tetrahedra" to już prawdziwy konglomerat! To ogromne morze różnorodności muzycznych jakie zaproponowałeś. Wypadkowa wielu gatunków, począwszy od dark wave i gotyckiego rocka przez post punk, inspiracje Nową Falą prosto z lat osiemdziesiątych, a skończywszy na atmosferycznym black metalu czy post black metalu z elementami industrial metalu, deathu czy nawet djentu. Poszedłeś na całość w komponowaniu. Ten album to prawdziwy test na tolerancję muzyczną. Ale nadal można go rozpatrywać w kategorii muzyki metalowej, aczkolwiek jeśli ktoś wyrwie metalowy kawałek z kontekstu albumu a potem pozna resztę może być zaskoczenie (zresztą podobnie w kategorii utworów niemetalowych). Ja jestem pod ogromnym wrażeniem "Tetrahedra". Jednak zastanawia mnie jakie docierają do Ciebie głosy na temat tego materiału?
Dziękuję. Póki co, komentarze i recenzje są bardzo dobre. Zauważyłem napływ nowych słuchaczy i spory entuzjazm wśród bardziej oswojonej publiczności. Album zdecydowanie dotarł do szerszej grupy odbiorców niż poprzednie wydawnictwa. Na pewno ogromna część roboty zrobiło wydanie płyty przez wytwórnię. Słyszałem również, że mimo zmian stylistycznych, ten album nadal "brzmi jak La Mer", co odbieram jako komplement na temat rozpoznawalnego dźwięku.
Zwłaszcza, że Godz Ov War Productions zajęło się wydaniem albumu. Pewnie wiesz jakich odbiorców skupia wokół siebie ta wytwórnia? Ekstremalny metal! A zatem dlaczego ta wytwórnia?
Ekstremalny metal, czy metal sam w sobie ma bardzo szeroki zakres. Wydaje mi się, że słuchacze takiej muzyki dzielą się na standardowych "ortodoksów", do których ciężko przemówić odmiennością, ale także i tych, u których zainteresowanie ekstremalną muzyką powoduje ciekawość i otwartość na inne gatunki lub stylowe hybrydy. Miałem nadzieję, że wydanie płyty z Godz Ov War wywoła zainteresowanie w metalowym środowisku. GoW to wszechstronna wytwórnia z bardzo zróżnicowanym katalogiem, a Greg nie raz podjął się wydania zespołów, które rezydują na skraju tolerancji fanów ekstremalnego metalu. Cieszę się, że miałem szansę zagościć w tym szanownym gronie. Warto zaznaczyć, że album został również wydany na kasecie przez Analög Ragnarök - to kolejna świetna wytwórnia zajmująca się, jak nazwa sugeruje, wydawnictwami w formacie analogowym.
I chyba na każdym albumie wrzucasz coś w języku polskim. Na "Tetrahedra" także nie obyło się bez polskich liryk. Dlaczego niektóre utwory pozostawiasz w języku polskim?
Po angielsku ciężko napisać "do usranej śmierci trzeba przecierać szlaki"! Na co dzień jestem otoczony szkocką/brytyjską kulturą, mówię po angielsku i mam mało kontaktu z Polską, choć bardzo cenię swój polski rodowód i to co z nim otrzymałem - język, kulturę, historię czy choćby inny sposób myślenia. To kolejne narzędzia i źródła inspiracji, których nie chciałbym zmarnować. Od pewnego czasu piszę więcej po polsku, szczególnie w przypadku mocno osobistych czy bardziej "poetyckich" tekstów. Materiał przeznaczony na kolejne wydawnictwo jest w większości po polsku, i jest już tego sporo.
No tak, mam wrażenie, że tekst do "Strach" jest bardzo osobisty. Motywy śmierci, jakby ukryte treści o samobójstwie. Czy przypadkiem często nie goszczą na Twoich ustach?
Śmiertelność, czy własna śmierć to sprawy, o których myślę często, więc naturalnie przechodzi to na kartkę. Jest wiele czynników, które wpływają na takie treści moich tekstów. Nie chcę się w nie zagłębiać. Pisanie pomaga wypluć pewne przemyślenia, wykrzyczeć je do utworu i poprzez to również samemu do siebie. To forma oczyszczenia i zmierzenia się z mrokiem.
Również polskim akcentem jest cover Myslovitz "Nienawiść". Jesteś fanem tej kapeli? Ja może znam kilka utworów, a lubię jeszcze mniej, ale to co zrobiłeś z tym kawałkiem jest świetne. Utwór zyskał inne oblicze, jako post black metalowy utwór z elementami dark ambient. Utwór bardzo emocjonalny i potężny. Gdyby tak grał Myslovitz zdecydowanie byłbym fanem!
Tak, bardzo cenię dorobek Myslovitz. Album "Nieważne, Jak Wysoko Jesteśmy..." jest jedną z moich ulubionych płyt. To naprawdę świetny materiał. Z coverem, starałem się upowszechnić sposób, w jaki ja odbieram ten utwór, a szczególnie jego tekst. Przymierzałem się do tej próby przez dłuższy czas i cieszy mnie, jak została odebrana.
Jak wcześniej wspominałeś przy kompozycjach pomagały Ci gościnnie pewne osoby. Tym razem byli to Ivaylo Tsolov i Agathe Monnot. Możesz coś powiedzieć więcej o tej współpracy?
Ivaylo zagościł już na płycie "Death Verses", którą w większości napisaliśmy wspólnie. Był w tym okresie członkiem zespołu, jednak po tym wydawnictwie La Mer wróciło do statusu solo. W przypadku "Tetrahedry", zaprosiłem go na gościnne dogrywki na utworach, które według mnie miały miejsce na inną perspektywę muzyczną.
Agathe to moja żona i mówiąc żartobliwie, drugi, "nieoficjalny" członek zespołu. Jest autorką zdjęć zespołu, grafik i większości okładek. Udziela głosu na moich utworach od 2016 roku, zaczynając od elektroniczno-rockowych zespołów Roadtrip God czy Poison Water. Często udziela się jako "producent", wydając trafne opinie, pomagając mi zatrzymać się lub skończyć pracę, szczególnie kiedy utknę w pętli poprawek. Ufam jej opinii jako artysty.
Na okładkę do "Tetrahedra" wybierałeś obraz francuskiego malarza Henri-Jean Guillaume Martina - "Berenice". Pomijając fakt, że świadczy to o Twojej wrażliwości na sztukę, to jaki ma związek ten obraz z albumem o geometrycznym tytule?
Tytuł i okładka są podsumowaniem zawartości lirycznej albumu, jednak nie wiążą się ze sobą. Tytuł nawiązuje do świętej geometrii - skrzyżowania nauki i natury poprzez nadawanie znaczenia wzorom występującym we wszechświecie. Odnoszę się do tego najwięcej w tekście utworu "Where Sadness Lasts Forever". W moim przypadku, obsesyjne przemyślenia, czy szukanie odpowiedzi często osiągają granice absurdu. Potrafię pogrążyć się w bezsensownych tematach na wiele dni, bez żadnych trafnych konkluzji. Teksty na płycie głównie nawiązują do konfliktu wiary z przeznaczeniem, strachu przed nieznanym, lecz również przed nadmiarem wiedzy i bezsilnością, którą to wywołuje.
Obraz "Berenice" zobaczyłem pierwszy raz w narodowej galerii w Edynburgu. Jest zachwycający na żywo. To olejne dzieło jest oparte na noweli Edgara Allana Poe o tym samym tytule, poruszającej schorzenie zwane "monomanią", czyli obsesyjnym skupianiem uwagi na banalnych przedmiotach i obiektach.
A ten obraz z wyrwanymi ludzkimi zębami?
W skrócie, inspiracja obrazu wykorzystanego do okładki, czyli nowela Poe, opowiada o mężczyźnie, który poświęca obsesyjną uwagę zębom swojej kuzynki, Berenice. Po dniach fascynacji dowiaduje się o jej śmierci, tylko po to odkryć, że jest zamieszany w profanację grobu, a przed nim leżą narzędzia dentystyczne i jej zęby.
Sprawa koncertowania to pytanie retoryczne. Chociaż z drugiej strony obecnie jest tyle możliwości.
Nie skreślam żadnej opcji w przyszłości.
I na zakończenie zapytam o kolejny materiał, bo podejrzewam, że w Twojej głowie wciąż coś się roi. Z albumu na album La Mer ewoluuje. A "Tetrahedra" jest naprawdę odważnym albumem pod względem gatunkowym. To co będzie potem?
Będzie więcej! Mam już sporo materiału i pomysłów na kolejne wydawnictwa - coś zdecydowanie ukaże się w przyszłym roku. Pracuję także nad projektem związanym z La Mer, który nie zamyka się tylko na muzyce, chociaż jest on jeszcze w surowym stanie. Nie będziemy nic zapeszać.
A zatem dzięki za wywiad. Ostatnie słowa pozostawiam Tobie.
Dziękuję za wywiad i szansę naświetlenia tego, co stoi za La Mer. Zapraszam także do odsłuchu nowej płyty i reszty katalogu!