Megaherz - "To nie tylko krytyka Kościoła"


Megaherz to jedna z ważniejszych formacji nurtu Neue Deutsche Härte. Założona w 1993 roku grupa na koncie zapisać może 10 albumów studyjnych (a 11 jeśli liczymy odmienne stylistycznie demo "Herzwerk"), na których łączy metal oraz industrial. Ten najnowszy - "In Teufels Namen" - ukazał w sierpniu tego roku za pośrednictwem Napalm Records zawierając 11 kawałków. I to właśnie ten krążek był głównym tematem naszej rozmowy z gitarzystą i głównym kompozytorem Megaherz: Christianem "X-ti" Bystronem. Poruszyliśmy temat pracy nad albumem, życia podczas pandemii, inspiracji, czy też nadchodzącej trasy z Combichrist, w ramach której zespoły zawitają do Krakowa. Zapraszamy do lektury!





MetalSide: Jako że teksty na nowym albumie Megaherz są niezwykle aktualne, to zacznijmy może od tego, kiedy w ogóle zaczęliście pracować nad tym materiałem?

Christian "X-ti" Bystron: Bardzo ciężki był dla nas ten cały pandemiczny okres. Jeśli mam być totalnie szczery, to wszyscy byliśmy wtedy strasznie zdołowani. Prace nad nowym albumem zaczęliśmy, kiedy wiedzieliśmy, że pandemia dobiega już końca i wkrótce wszystko powinno wrócić do normy. Wiesz, ta świadomość była czymś, co sprawiło, że wszyscy - szczególnie ja - wróciliśmy niejako do życia. Bo głównie to ja jestem tym gościem, co pisze muzykę. Dodatkowo posiadam własne studio, zajmuję się całą stroną produkcyjną, aranżacjami itd. - jeśli więc nie czuję się najlepiej, to nie jest to dobre dla całego zespołu (śmiech) Przepraszam! Jestem tylko człowiekiem (śmiech)

"In Teufels Namen" jest pierwszym albumem z Maxxem na perkusji. Jaki był jego wkład przy pracy nad tym albumem?

Myślę, że jest wielką inspiracją. Jest jednym z kilku perkusistów, którzy naprawdę rozumieją naszą muzykę i jej przekaz. Megaherz od samego początku miał scalać ludzi z maszynami. I możesz to zobaczyć chociażby w ścieżkach perkusji. Większość perkusistów stara się grać "za dużo", wiesz? My musimy mieć tą statyczność w bębnach - pewną mechaniczność. Maxx doskonale to rozumiał, przez co na nowym krążku wypadł doskonale.

Ten nowy album ukazał się chociażby z dodatkową płytką. Co na niej znajdziemy?

W skrócie są to nowe, orkiestralne wersje starszych kawałków Megaherz - takich, które już zostały wcześniej wypuszczone. Uwielbiam muzykę filmową, a szczególnie uwielbiam kawałki napisane z myślą o trailerach. Wiesz, tego potężnego, robiącego piorunujące wrażenie brzmienia, tych totalnie odjechanych klawiszy... Pamiętam jak siedziałem kiedyś w kinie i byłem zachwycony tymi epickimi zapowiedziami hollywoodzkich blockbusterów. Pomyślałem sobie, że świetnym pomysłem byłoby połączyć coś takiego z metalem - z naszą muzyką. Od tamtego momentu próbowałem przemycać tego typu inspiracje do naszej twórczości.

W utworze tytułowym mocno krytykujesz niemiecki Kościół za hipokryzję. Co zainspirowało ten kawałek? Bo jak rozmawiałem swego czasu z Hannesem Braunem z Kissin' Dynamite, to wspominał, że Niemcami wstrząsnął skandal pedofilski...

To prawda. Ale to tylko jedna strona tej historii. "In Teufels Namen" nie opowiada tylko o Kościele. To również spojrzenie na samo społeczeństwo. Kościół oczywiście jest zawsze wdzięcznym tematem do rozmów, ponieważ nie raz pokazuje jak bardzo może być przesiąknięty złem. Ale to nie tylko krytyka Kościoła czy społeczności katolickiej - to także krytyka całego społeczeństwa, bo... Wiesz, każdy z nas próbuje osiągnąć jakieś własne cele. Czy człowiek zdaje sobie z tego sprawę czy nie, to w pewnym momencie musi się zastanowić nad tym jak bardzo zależy mu na innych. Jak bardzo troszczy się o nich, a jak bardzo ma ich w dupie, bo liczy się tylko to, czego on sam chce. Musisz sobie zadać pytanie: "jak często działasz lub nie działasz w imieniu Diabła". Musi być w tym aspekcie pewna równowaga, ponieważ czasami społeczeństwo potrzebuje tej siły, która popcha je do przodu. Jednocześnie jednak powinniśmy troszczyć się o innych.

Dotknąłeś w tym tekście ciekawego tematu: odwracania wzroku. Jak to jest, że w przypadku pedofilii tak wiele osób udaje, że to nie ich sprawa?

Kościół katolicki wiedział o tych przypadkach - bo nie da się tego ukryć w takiej społeczności. Stało się, ktoś się dowiedział, ale nie chciał o tym głośno mówić. Albo przekazał komuś wyżej w hierarchii - wiesz, szefowi księży czy jak tam się oni nazywają (śmiech) No ale nikt nie chciał wypuścić szerzej tych historii - bo są wstydliwe. A być może również i my - jako członkowie społeczności religijnej - nie chcemy o tym wiedzieć. Nie chcemy przyjąć do wiadomości, że takie rzeczy się zdarzają. To nasi duchowi przywódcy - nie mogą być aż tak źli, nie? Nie mogą zachowywać się jak Diabły i niszczyć dzieciom życia w tak okropny sposób. To coś tak niewyobrażalnego, że aż... Cóż...

Prowokująca jest także okładka: uśmiechający się "papież" siedzący na tronie z karabinów. Czy gadaniem typu "Zełenski i Putin powinni się pogodzić" Franiszek stchórzył? Przeciągnął ten konflikt?

Niekoniecznie mieliśmy na myśli tę sytuację. Chciałem tym razem mieć coś zupełnie innego. To nie jest typowa okładka Megaherz - równie dobrze mogłaby zdobić front wydawnictwa spod znaku power metalu czy coś (śmiech) Nie chodziło o atmosferę czy ogólny klimat, a przede wszystkim symbolikę. Chcieliśmy jej jak najwięcej. Okładka, którą widzisz nie była pierwszą wersją - była tą drugą. Pierwszą znajdziesz w środku książeczki. Tam właśnie zobaczysz oryginalny pomysł. Ogólnie jest podobnie: Lex siedzi na Żelaznym Tronie, ale mamy dwie kobiety, członków zespołu trzymających Biblię czy broń. Gdy tworzymy okładki... W sumie nie tylko, bo gdy tworzymy również i same teksy, to zawsze mrugamy trochę okiem - próbujemy zawrzeć jakiś humorystyczny akcent. W tym wypadku - z uwagi na to, że wszyscy jesteśmy fanami "Gry o Tron" - to wysłałem grafikowi zdjęcie z podpisem: "chcę coś takiego". Była to fotka z pierwszego sezonu z gościem siedzącym na Żelaznym Tronie (śmiech) Chciałem mieć podobną atmosferę i tron, który wygląda tak samo, ale jest zrobiony z nowoczesnych karabinów szturmowych. Uważam, że fajnie wyszło.


No mi od razu rzeczywiście do głowy przyszła "Gra o Tron".

Bo wszyscy ją uwielbiamy! (śmiech)

W numerze "Der König der Dummen" zajmujecie się wielbicielami teorii spiskowych. Skąd ich się tylu wzięło ostatnimi czasy?

Nie wiem. Może to coś w wodzie. To dziwaczne, bo my jako muzycy w trakcie pandemii siedzieliśmy w domach, czekając aż to wszystko się skończy. Oddawaliśmy swoje całe życie... No bo nie mogliśmy robić tego, dla czego tak naprawdę żyjemy. I w trakcie tego wszystkiego strasznie dziwnym było oglądanie tych wszystkich ludzi gadających głupoty w tak poważny sposób. Coś doprawdy niewiarygodnego. "Der König der Dummen" powstał po to, by opisać to wszystko i jednocześnie pozbyć się tego dziwnego uczucia. Ten utwór musiał powstać właśnie po to, by wyrzucić z głowy to całe gówno pochodzące od ludzi, którym totalnie odwaliło.

Nie mogłeś jechać w trasę, nie mogłeś koncertować - co więc robiłeś?

Nic. Osobiście próbowałem pracować, ale podczas pandemii... Cóż, zrobiłem sporo rzeczy, ale musiałem się zmuszać - czasy były zbyt depresyjne. Słyszałem jak wielu muzyków wypowiadało się w mediach mówiąc, że podczas pandemii było super, bo byli bardzo kreatywni, mogli poświęcić więcej czasu pisaniu. Nie chcę powiedzieć, że to nieprawda, ale słyszałem także opowieści wielu ludzi - kiedy już zgasły światła, kiedy nie było obok kamer. To naprawdę nie był dobry czas na to, by być muzykiem.

W Polsce coraz większą popularnością cieszą się Tik-Tokerzy gadający oczywiste lub populistyczne rzeczy, nierzadko rozprzestrzeniający durne teorie. W Niemczech to samo? Bo tak sugeruje "Alles Arschlöcher".

Mam nadzieję, że nie będą mieli wpływu na mój kraj (śmiech) Już teraz mamy zbyt wiele osób, które są za Alternatywą dla Niemiec, które dolewają oliwy do ognia. Nie mam pojęcia co oni mają w głowach. To ta ciemna strona demokracji. Jesteś wolny i jasne, trzeba mieć wolność słowa, trzeba nie bać się wypowiadać własnego zdania. Z drugiej jednak strony jeśli jesteś takim złośliwym dziwakiem, to możesz głosić te swoje brednie, wykorzystać populistyczne hasła, by dotrzeć do innych podobnych osób, którym spodoba się jedno czy dwa zdania i przekażą je dalej, sprawiając, że rosną zasięgi. To niebezpiecznie. Można wręcz znaleźć podobieństwa do tego, jak w tym temacie działali Naziści.

"Kwestionuję wszystko" - słyszymy we "Freigeist". Czy są więc granice tego, co powinniśmy kwestionować?

Nie, ale powinniśmy używać mózgu! Jest różnica między wolnością słowa a gadaniem głupot. Często słyszysz tych wielbicieli teorii spiskowych, którzy płaczą, że chcą ich uciszyć, zakazać mówienia o pewnych sprawach. A to nie o to chodzi. To nie jest tak, że ktoś chce pozbawić kogokolwiek jego praw. Jeśli jednak ktoś bez przerwy pieprzy te same głupoty, to musi się liczyć z tym, że znajdą się ludzie, którzy w końcu powiedzą by w końcu się zamknął, bo ile można słuchać tego pierdolenia. To nie jest ograniczanie wolności słowa.

Na albumie dotykacie także takich tematów jak depresja, ale jednak całość kończy się optymistycznym "Auf dem Weg zur Sonne". Nie chcieliście by krążek kończył się zbyt smutno?

Zdecydowanie. Pomyśleliśmy, że to idealna piosenka do tego, by doprowadzić Cię do końca albumu. Bez sensu jest zostawienie słuchacza w takim depresyjnym stanie, wiesz? (śmiech)

Szczególnie po czymś takim jak "Ich hasse".

No! (śmiech) "Ich hasse" nie powinno być... Wiesz, tekst tego numeru jest trochę ironiczny - nie należy brać go zbyt serio. "Ich hasse" to rozwinięcie końcówki "Menschenhasser". Jak ją usłyszałem, to chciałem stworzyć dla Lexa coś w stylu Freddiego Mercury'ego (śmiech) Nigdy nie zrobiliśmy takiego epilogu dla danego utworu. Tutaj wydaje się to właściwe. Podoba mi się!

Na poprzednich krążkach pojawiały się numery inspirowane starymi baśniami. Dlaczego nie tym razem?

Trochę już ich zrobiliśmy i jest z tym tak, że czasami wpada Ci do głowy pomysł na baśń, a czasami na coś zupełnie innego. To jest po prostu coś, co nie zawsze się zdarza. Tym razem żadnych wróżek (śmiech)

Album zdobywa bardzo dobre recenzje. W nich możemy znaleźć dość nieoczywiste porównania, ponieważ przewijają się takie nazwy jak Moonspell, Paradise Lost czy Killing Joke. Cieszysz się z tego, że udało się stworzyć coś, co ciężko zaszufladkować?

Nie wiem. Dla mnie to zawsze zabawne, jak ktoś mówi, że "ten kawałek brzmi jak blablabla, a tamten jak coś innego". Myślę sobie: "Co? Serio? To ciekawe!". "Muszę to sprawdzić, bo nigdy bym o tym nie pomyślał!" (śmiech) Fajnie widzieć to, że ten materiał porusza trybiki w ludzkich głowach. Sprawia, że myślą o nim i szukają jego muzycznych odpowiedników. Tak to powinno działać - artyści powinni się wzajemnie inspirować.


Myślisz, że industrialny metal daje większą swobodę artystyczną? Bo jak grasz death metal, to raczej nie wypada stworzyć ballady. Wy z kolei możecie robić co Wam się tylko podoba.

Myślę, że nie. Uważam, że żaden gatunek muzyczny nie jest ograniczający. To Ty jesteś twórcą. W latach dwutysięcznych byłem kiedyś w projekcie - Betray My Secrets się nazywał. Była to kombinacja death metalu z muzyką etniczną. Interesujące połączenie i fajnie było coś takiego robić. Możesz łączyć najdziwniejsze rzeczy w muzyce dopóki działa to dla Ciebie jako artysty. Nawet w death metalu zdarzają się chociażby wolniejsze kawałki. Dlaczego nie miałoby być numerów w stylu balladowym? Wszystko zależy od twojego stanu umysłu podczas procesu tworzenia materiału. Nawet niestandardowa kompozycja może mieć cząstkę Twojej duszy. Jako muzycy powinniśmy się rozwijać, uczyć się nowych rzeczy. Tego brakuje mi w nowych zespołach Neue Deutsche Härte. Czasami wydaje mi się, że piszą swoje kawałki bardziej dla samych fanów. Chcą być jak ktoś inny, a to złe podejście. Trzeba robić to, co się uważa za właściwe nie mając konkretnego zespołu w głowie.

A nie irytuje Cię ciągłe porównywanie zespołów Neue Deutsche Härte do Rammstein? Taki Oomph! może na danym albumie brzmieć zupełnie inaczej, podobnie Wy, ale jednak ciągle gdzieś wypływa ta pierwsza nazwa.

To chyba przez to, że Oomph!, Rammstein i Megaherz to trzy zespoły uznawane za swego rodzaju założycieli Neue Deutsche Härte. Byliśmy jednymi z pierwszych grup grających w taki sposób. Wiem od Rammstein, że mocno inspirowali się Clawfinger - podobnie jak my. W ogóle się nie irytuję tymi porównaniami, bo... Jak mówiłem wcześniej: to dobrze, jak ludzie zastanawiają się nad muzyką i szukają porównań między zespołami czy kompozycjami. Oczywiście, że pojawią się głosy typu: "nie są zbyt dobrzy, bo brzmią jak tamci, a że tamci są więksi, to oni są tylko zwykłą kopią". Spoko. Nie mam z tym problemu.

Album promować będziecie na trasie z Combichrist. W jej ramach zawitacie do Polski. Czego można się spodziewać?

(Podnosi kciuk do góry) Możecie spodziewać się zajebistego koncertu! (śmiech) Wpadajcie na nasz występ, bo zagramy najlepsze kawałki z "In Teufels Namen" oraz oczywiście nasze największe hity ze starszych płyt. Na pewno damy czadu.

To co-headlinerska trasa. Będziecie się wymieniać, tj. jednego dnia kończyć będzie Combichrist a innego Megaherz?

Tak, to jedna z możliwości. Bierzemy też pod uwagę to, by np. w Niemczech i krajach niemieckojęzycznych kończył Megaherz, a w pozostałych Combichrist. Grali już niejedną trasę i wiele razy odwiedzali dane miasta. Dla mnie właśnie to rozwiązanie miałoby najwięcej sensu.

I to wszystko co przygotowałem! Dzięki za poświęcony czas i na końcu poproszę słówko dla polskich fanów!

Zapraszam wszystkich na nasze koncerty! Miło będzie zobaczyć Was wszystkich na trasie! Będzie fajna zabawa! Pa, pa!

Dzięki! Miłego wieczoru!

Również dziękuje! Miło się z Tobą rozmawiało, Tomku! Cześć!

zdjęcia: Franz Schepers




Autor: Tomasz Michalski

Data dodania: 15.09.2023 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!