Frontside - "Możemy na spokojnie myśleć o przyszłości"
Frontside to jeden z tych zespołów, których jakoś specjalnie przedstawiać nie trzeba. To w końcu trzydzieści lat grania, setki koncertów i 9 albumów studyjnych, na których muzycy mieszali rozmaite dźwięki. Zespół nie rozsiadł się wygodnie, by w spokoju opijać jubileusz: za parę dni reedycja kultowego albumu "...i odpuść nam nasze winy...", także trasa z Vader i Dopelord, na której będziemy mogli zobaczyć nowy skład formacji: w końcu wieloletniego wokalistę Aumana zastąpił Mollie. Postanowiliśmy powspominać z zespołem wczesne lata działalności, kontrowersje związane ze zmianami muzycznych stylów, jak również podpytać o najbliższe plany. Na nasze pytania odpowiadał nie tylko ojciec założyciel Frontside - Mariusz "Demon/Dzwon" Dzwonek, ale także i wieloletni gitarzysta grupy: Dariusz "Daron" Kupis. Zapraszamy do lektury!
MetalSide: Pytanie rozgrzewkowe: jak było na Megadeth?
Dzwon: Bardzo dobrze było na Megadeth! Nie miałem swojego faworyta przed koncertem, pojechałem na Sacred Reich, bo wcześniej tylko raz miałem okazję ich zobaczyć na żywo - w Krakowie. Kreator to już nawet nie zliczę ile razy widziałem - to był jeden z moich pierwszych koncertów za dzieciaka. Megadeth totalnie pro: zestaw kawałków zajebisty, super to brzmiało, Daron mi powiedział, że nowy gitarzysta to Kiko...
Daron: (śmiech)
Dzwon: Bo nawet go nie znałem (śmiech) Odwalił partie Friedmana jak trzeba, więc cały wieczór jak najbardziej na plus.
Naczelny zdradził, że byliście jeszcze z Astkiem.
Dzwon: Tak, byliśmy z Astkiem i to w ogóle fajne wspomnienie, bo przed laty jeździło się do Spodka na koncerty w taki sposób, że ludzie grupowali się gdzieś w jakiejś piwiarni. My akurat z Sosnowca jechaliśmy zawsze do Jaworzna, a w Jaworznie było przegrupowanie, by ruszyć dalej do Katowic. I to nie po to, by napić się piwa w piwiarni w Jaworznie, ale żeby uciec przed skinheadami. Bo jak była Metalmania czy inny duży koncert w Spodku, to skini też mieli święto i nas gonili. Dlatego grupowaliśmy się w Jaworznie i jechaliśmy autobusem do Spodka. Teraz też przeżyłem podobną przygodę, bo pojechałem pociągiem, by spotkać się później z metalami w katowickim centrum, napić się piwa i pójść na piechotę do Spodka. Spotkaliśmy się z Peterem z Vadera, z ziomkami z Musick Magazine i ruszyliśmy razem na Megadeth.
Jako że w tym roku Frontside stuknęło 30 lat, to jest dobra okazja do pogadania o historii tej grupy. Zacznijmy od początku, a więc powstania: jak do tego doszło? Bo to w sumie było połączenie dwóch zespołów: Dirty Flower i My Life.
Dzwon: Zaczęło się klasycznie, a więc czasy szkolne i garstka ludzi, która miała podobne hobby. Nie było sprzętu, nie było gdzie grać, więc jedyna opcja to był Dom Kultury lub jakaś kanciapa. Astek stał na czele zespołu Dirty Flower - tam też grał na basie Nowak. Ja miałem swoje My Life. To był taki duet, który grał coś z pogranicza grindcore'a, ale mieliśmy też w repertuarze cover Samael. Graliśmy też... Co ja tam grałem? Obituary chyba grałem, Terrorizer... Ale my nie umieliśmy grać: ja byłem na perkusji i wokalu, a gitarzysta był... gitarzystą i wokalistą. W miarę jak się rozkręcaliśmy - bo z My Life zagrałem kilka koncertów: może trzy, może cztery; Dirty Flower zdecydowanie więcej - to poznaliśmy się z Astkiem i okazało się, że mamy podobne fascynacje muzyczne. To był 1993 rok, więc byliśmy pod wrażeniem muzyki hordcore'owej - dużo się wtedy działo na scenie, a i muzyka death metalowa także już odcisnęła na nas jakieś piętno. Próbowaliśmy więc w tamtym czasie robić muzykę, którą nazywaliśmy crossover, bo była to wypadkowa przede wszystkim hardcore'a, metalu, punk rocka. Zaczęło się to wszystko z takich samych powodów, jak podejrzewam w wielu innych przypadkach: chęć idealistycznego naprawiania świata.
Na pierwszych demówkach graliście hardcore. Później zaczęliście skręcać w stronę metalcore'u i deathcore'u. Skąd zmiana kursu? No i jak zareagowali na nią ludzie?
Dzwon: Doszedł Darek i zaczęliśmy grać metal! (śmiech)
Daron: (śmiech)
Dzwon: Wiesz, jak kochasz muzę i obserwujesz w jaki sposób się rozwija - od hard rocka przez metal... Jak ja pokochałem muzykę, to najcięższymi kapelami były te thrash metalowe pokroju Slayer, oczywiście Metallica i cała rzesza grup z Bay Area czy sceny niemieckiej: Sodom, Destruction, Kreator. Z biegiem czasu ta muzyka robiła się coraz mocniejsza. Wtedy już byliśmy pod wrażeniem zespołów death metalowych: całej florydzkiej i szwedzkiej sceny. Chcieliśmy to przeszczepić na polski grunt, ale niestety nie mieliśmy takich umiejętności. Nie mieliśmy też sprzętu i wyobrażenia jak to w ogóle zrobić. Ale tak kochaliśmy tę ciężką muzę, że chcieliśmy iść w tym mrocznym kierunku. I chyba stąd ta zmiana. I jak się okazało po 10 latach od obraniu tego kursu: to jest to, co chcemy robić.
Daron: Też trzeba wspomnieć o tym, że po tych dziesięciu latach również i te umiejętności trochę się zwiększyły...
Dzwon: Chyba u Ciebie! (śmiech)
Daron: (śmiech) ...więc ten metal nie był tak odległy do grania. Umiejętności się zwiększały, to i chęć grania metalu też.
Na Waszych profilach społecznościowych pojawiły się okolicznościowe posty z takimi "ciekawostkami". Bardzo podobały mi się ręcznie rysowane plakaty, którymi promowaliście pierwsze koncerty. Kto był taki uzdolniony plastycznie?
Dzwon: Uzdolniony plastycznie był Wojtek Sitarz - nasz pierwszy gitarzysta. Wtedy na pierwszej gitarze grał też Robert Siwek - którego z tego miejsca pozdrawiamy serdecznie! Wojciech powinien rysować komiksy, być znanym "komiksiarzem", bo ma smykałkę do tego. Skorzystaliśmy po prostu z jego talentu. To były takie czasy, że trzeba było samemu coś zrobić, trzeba było lepić z gazet, z których coś tam sobie wycinałem i lecieć na ksero - wtedy już były one powszechne. Zapłaciło się określoną ilość pieniędzy i można było drukować flyery czy nalepki - co sami robiliśmy metodą DIY. Co jeszcze robiliśmy? Wkładki do kaset - bo je też rozdawaliśmy. Pierwsze sety koszulek również robiliśmy własnym sumptem. To było pomocne mieć grafika w zespole. Jak się miało wtedy w ogóle te 18 lat, to ciężko było określić kogoś jako grafika: ktoś coś umiał zrobić, to robił. Jeden potrafił namalować, drugi miał znajomego w ksero, trzeci miał czas i jeździł z pisakami i pisał po mieście nazwę Frontside. I tak to wyglądało (śmiech)
Macie jakieś pamiątki z tych wczesnych lat?
Dzwon: Dużo tego nie zostało. Ja to wrzucam co jakiś czas z sentymentu na nasz fanpage. Został jakiś flyer w oryginale, mamy jedną "lokówkę" i na pewno taką pierwszą matrycę z powielonymi z ksero flyerami - które przyklejaliśmy na kartkę A4, by je powielić w większej ilości. To akurat udało się uchronić.
Bardzo podobały mi się stare wywiady puszczane w TV. Jak to jest, że kiedyś mogliśmy zobaczyć takie młode, zdolne kapele, a dziś... nic, prócz kiczu i tandety?
Dzwon: Młode zdolne kapele, które później się rozwijają są zagrożeniem dla władzy (śmiech) Mają inny tok myślenia, mają wątpliwości, szukają odpowiedzi na różne pytania. Przypuszczam, że dla władzy jest to niewygodne. Dla władzy najlepiej rządzić ludźmi, którzy nie zadają pytań i nie interesują się niczym szczególnym. A wiemy kto rządzi w naszym kraju i... I to nawet nie jest przytyk do nich, bo jaką telewizję się nie włączy, to wiemy jak to wygląda: każdy ma swoje idee, które chce krzewić. Rzadko jest tak, że dowiemy się z tych mediów prawdy. Teraz wiadomo co się promuje: disco polo. Nic wartościowego, bo to jest łatwe, przyjemne...
Daron: Takie do klikania...
Dzwon: Rządzący by chyba chcieli żeby takie było życie tych wszystkich ludzi. Wtedy by nie mieli problemów. No ale chyba nie o to chodzi. To nieciekawe, szare i smutne - wracamy do komuny, w której też wielu rzeczy nie można było mówić i w której wielu rzeczy się nie prezentowało.
Kiedyś można było zobaczyć w telewizji fragmenty Metalmanii. Parę lat temu jak telewizja publiczna zrealizowała cykl Made in Polska z chociażby świetnym koncertem Tides from Nebula, to puszczała go o... 2 w nocy.
Daron: Tak
Dzwon: Również Jarocin pokazywano w telewizji państwowej. Mnóstwo koncertów: metalowe, punkowe. Teraz jest to niemożliwe. Zresztą, nie można też tylko winić telewizji publicznej, bo przecież MTV nie puszcza już niemal wcale muzyki. Zmienił się profil tego kanału. Była VIVA, która puszczała sporo metalu, 4FunTV... Teraz tego zupełnie nie ma, no ale za to jest Internet. Teraz My możemy sobie porozmawiać, a kiedyś po prostu wywiad w TV.
A jak to było z tytułami pierwszych albumów, bo mieliśmy "...nasze jest królestwo..." i "...i odpuść nam nasze winy..." - pisane z dwukropkami. To był jakiś większy, zarzucony pomysł?
Dzwon: Szczerze mówiąc, to nie pamiętam. Na pewno są to tytuły zaczerpnięte z Biblii. Miało być kontrowersyjnie, miało wzbudzić w słuchaczu pytania typu "jak?", "po co?" i "dlaczego?". "Jak możecie grać metal i jednocześnie krzewić jakieś wartości?". Miało powodować, że człowiek się zastanowił. Używaliśmy symboliki do przekazania pewnych treści. Dwa albumy miały takie kropki. A może to zupełny przypadek? Nie pamiętam. Fajnie brzmiało, fajnie wyglądało (śmiech) Czasem takie pomysły powstają w locie i później ciężko wytłumaczyć co i dlaczego. Tak samo jest z numerami: nad niektórymi męczysz się i ślęczysz nad nimi, by skończyć zwrotkę lub refren, a niektóre powstają za pstryknięciem palcami - i nie wiesz dlaczego.
"...i odpuść nam nasze winy..." doczeka się niedługo reedycji. Jak z perspektywy czasu patrzycie na ten materiał? Co się w nim podoba, a co... nie bardzo ?
Dzwon: Darek, to teraz Ty, bo już wtedy byłeś z nami dość blisko: znaliśmy się, byłeś gdzieś obok zespołu, a dołączyłeś po tej płycie, a przed "Zmierzchem Bogów".
No i na pewno inaczej patrzysz na ten krążek.
Daron: Przede wszystkim dołączenie do Frontisde było wtedy dla mnie mega wyzwaniem i wyróżnieniem. Dziś mam taką okrągłą rocznicę uczestniczenia w tym całym procederze zwanym Frontside, bo to było dokładnie 20 lat temu.
Daron: (śmiech) Ostatnio znów sięgnąłem po ten album z uwagi na to, że reedycja i nadal jestem przygnieciony całym tym rozmachem, brzmieniem i wszystkim, co tam się znajduje. Cała otoczka: grafika, teksty, cała muza ciągle wgniata mnie w ziemię. Polecamy! Sięgnijcie po ten album! (śmiech)
Dzwon: Doszedłeś do nas po Blame i po "tysiakach"...
Daron: Tak, ja wcześniej miałem epizod w 1125, był Blame z Sosnowca, grałem też w zespole death metalowym As I Die - u mnie więc również mieszały się te style. Dołączenie do Frontside było takim trochę spełnieniem marzeń. Akurat było to po premierze "...i odpuść nam nasze winy..." - zaczynaliśmy już wtedy prace nad kolejnym albumem, a więc "Zmierzch Bogów". Cały czas robi to na mnie wrażenie.
Dzwon: Ja pamiętam z tego okresu głównie to, że byliśmy wtedy zafascynowani brzmieniem szwedzkiej szkoły death metalowej. Gdy Entombed, Dismember i At the Gates wydawały swoje pierwsze płyty to nic nie brzmiało tak jak oni. Oczywiście nie mieliśmy pojęcia o tym, że to jest tak wykręcone dlatego, że mają "fuzz heavy metal" - trzeba odkręcić wszystkie pokrętła w prawo i wtedy ma się takie brzmienie. My myśleliśmy, że jest takie brzmienie, bo np. być może gitara jest nagrywana na piecu basowym. I my tę płytę nagrywaliśmy chyba na piecu Hartke. Obniżyliśmy zdecydowanie strój i to przyniosło rezultaty. Odkąd jest YouTube, można zobaczyć wszystkie tutoriale, a i zespoły zaczęły oficjalnie tłumaczyć jak to brzmienie jest wykręcone - no i po latach byliśmy mocno zdziwieni. Bo naprawdę przez wiele lat myśleliśmy, że trzeba użyć pieca basowego - inny głośnik, inne przenoszenie dźwięku, inna charakterystyka, inne pasmo. No ale udało nam się wykręcić coś fajnego. Z myślą o występach kupiliśmy sobie nawet paczki basowe do gitar, ale to się w ogóle nie sprawdzało w warunkach koncertowych. No ale przygodę mieliśmy i byliśmy mega zadowoleni z efektu.
Wtedy też zagraliście swoją pierwszą trasę - i to u boku Behemoth. Jakie wspomnienia? Jak publika przyjęła Frontside?
Dzwon: Byłeś z nami na pierwszej z Behemothem?
Daron: Na Behemocie byłem. Jako techniczny.
Dzwon: Na pierwszej?
Daron: Tak, na pierwszej. Później był chyba jeszcze Vader.
Dzwon: Ta trasa na pewno pomogła przełamać lody. Na pewno też Behemoth dużo ryzykował zabierając zespół taki jak my. Bo wiemy, że Polska potrafi być skostniała i mogła nie wybaczyć zespołowi ze sceny black metalu tego, że wspiera grupę ze sceny hardcore/metalcore. Za co dziękujemy Behemothom! Dzięki! (śmiech) Było fajnie - to były naprawdę dzikie wieczory. Wcześniej graliśmy dwa czy trzy - nie pamiętam dokładnie - koncerty z Behemothem: na pewno Rzeszów, na pewno Katowice. Grał jeszcze wtedy Witchmaster. I to już nam powiedziało, że spoko - można to zrobić, można łączyć style i ludzie... Jeśli wychodzisz z petardą, z pełną mocą i ludzie widzą, że taki jesteś i że dajesz z siebie 100%, to... to plusuje. Graliśmy na trasach "Zos Kia Cultus" i "Demigod"?
Dzwon: I wtedy rzeczywiście promowaliśmy "...i odpuść nam nasze winy...". Na trasie "Demigod" już promowaliśmy "Zmierzch Bogów".
Daron: Też fajna trasa. Crazy (śmiech)
Nie myśleliście o tym, by przy okazji reedycji "...i odpuść nam nasze winy..." wypuścić np. zbiorcze wydanie z "Forgive Our Sins"? To dopiero jest "rodzynek" dla fanów zespołu.
Dzwon: Szczerze mówiąc, to my zawsze te anglojęzyczne wersje wydawane na zachodzie traktowaliśmy na zasadzie "są, bo są". Szczerze. Nie jesteśmy muzykami zawodowymi...
Daron: Chyba ty!
Dzwon: ...nie utrzymujemy się z grania. Sorry, no tak: on uczy! (śmiech)
Daron: (śmiech)
Dzwon: Będziesz miał teraz swoje pięć minut to poopowiadasz (śmiech) Ale to wszyscy wiedzą - to nie jest żadna tajemnica! Ja nie potrafię grać, Darek umie. I tyle. Ale tak: wychodziły te płyty. Ona wyszła przez Regain, była dystrybuowana w Europie - nie wiem czy doleciała do Stanów. "Zmierzch Bogów" z kolei tak. My nie mieliśmy nigdy czasu, by się poświęcić temu na 100%: rzucić pracę, jeździć i postawić na zespół. To pierwsze. Drugie: nikt też tak naprawdę nie znał na tyle angielskiego żeby wesprzeć promocję zespołu. Po trzecie: złożyło się to z pojawieniem się streamingu. Muzyki za darmo. Wytwórnie nie wykładały już pieniędzy na promocje zespołów - trzeba było mieć osobno wytwórnię i menedżera koncertowego. My nie byliśmy na tyle odważni, albo byliśmy na tyle odpowiedzialni, że zaniechaliśmy karierę na zachodzie. Te płyty... Dwie są, tak? I to śmieszne wydanie dwujęzyczne od Metal Mindu - czyli powiedzmy, że trzy. Teraz tylko polska scena.
Daron: Ale trochę pograliśmy za granicą. Trochę byliśmy na Białorusi, na Ukrainie - na Krymie, w Rosji - w Kaliningradzie. Mieliśmy fajną trasę z Decapitated po Wielkiej Brytanii...
Dzwon: Wyspy, Szkocja, Walia... W Dublinie zagraliśmy. Było fajnie.
Daron: I śpiewaliśmy po angielsku!
Dzwon: Na tą jedną trasę na Wschód pojechał z nami Pachu z Hostii - taka ciekawostka. Auman nie dostał urlopu - albo nie chcieli mu dać (śmiech) Lepiej nie wnikać! No i pojechał z nami Pachu. Pozdro, Pachu!
Daron: Pachu śpiewał wszystkie cięższe motywy, a ja śpiewałem te melodyjne (śmiech)
Dzwon: Bawiliśmy się tak, jak tylko możemy. Po prostu (śmiech)
W ciągu tej trwającej 30 lat kariery mieszaliście różne style i śmiało można stwierdzić, że nie nagraliście dwóch takich samych albumów. Skąd wynika ta niezwykła różnorodność?
Dzwon: Wiesz, przyjąłem gitarzystę, który jest jeszcze lepszy i większy ode mnie. Przyszedł i mówi do mnie: "kurwa, ja słuchałem Rainbow całe życie. Proszę mi tu robić takie kawałki jak Rainbow!". No to piszę! (śmiech) Nie no, każdy od dziecka ma jakieś fascynacje muzyczne. Zespół to nie jest granie za karę - nie założyliśmy Frontside po to, by spełniał jakieś konkretne ramy gatunkowe. Mieścimy się w ciężkiej muzie metalowej, ale nie chcemy się męczyć i dusić w jakimś konkretnym stylu. I oczywiście zespół był w innym składzie jak powstawał, ale idea była podobna. Nie powstaliśmy po to, by grać np. hard rock, death metal czy hardcore. Ta muzyka ma iść do przodu. Lepiej się tworzy kiedy uważasz, że z płyty na płytę przekraczasz jakieś bariery, łączysz style - nawet jak nie wnosisz tak naprawdę nic nowego. Darka historia z muzyką jest zupełnie inna niż moja, bo on dzięki tacie zna więcej muzyki hard rockowej niż ja. Zawsze była przy mnie, ale nie zagłębiałem się w taką ilość zespołów, w jaką miał możliwość Daron. On np. po macoszemu traktuje te gridcore'owe: nie zna, nie interesuje się...
Daron: Kompletnie!
Dzwon: "Nie ma solówek? To na razie Mariusz!"
Daron: Dokładnie! Tam się nic nie dzieje! Nie interesują mnie numery, które trwają trzy sekundy (śmiech)
A jednak "Sprawa jest osobista" podzieliła fanów. Podobnie jak "Prawie martwy". Dlaczego? Polecieliście już za odważnie? Za daleko od korzeni? Za bardzo przebojowo?
Dzwon: (śmiech)
Daron: No co? Płyta była wydana na dwudziestolecie, więc chcieliśmy zrobić coś zupełnie innego. Warto tutaj zauważyć, że np. w ogóle nie zmieniliśmy stroju. Mówię tutaj o brzmieniu gitar. Zachowaliśmy je, ale nagraliśmy także zupełnie inną płytę. Akurat byliśmy na etapie przeglądania zespołów hard rockowych i fajnie było sprawdzić się w tym nurcie muzycznym. Ja słucham tego od samego początku: nie zacząłem od metalu, tylko właśnie od hard rocka. Ojciec mi go zaszczepił, ponieważ zawsze gdzieś tam w domu coś grało - byłem przepełniony tą muzą. No i przelaliśmy to wszystko na "Sprawa jest osobista".
Dzwon: Brzmienie jest ciężkie. Jaki tam był gain!
Daron: Bardzo mały! Na trójeczkę! Albo nawet chyba mniej: na dwójce. Z pieca ściągnęliśmy wszystko co daje "siarę", a brzmienie i tak udało nam się zachować - wyszło oryginalne. Nie chcieliśmy spolaryzować fanów, chcieliśmy im przekazać coś innego z naszych serduch.
Dzwon: Wiedzieliśmy jednak, że tak się stanie, bo... Bo zawsze tak się dzieje. Ludzie nie lubią zmian. Są je w stanie zaakceptować, ale po jakimś czasie. To nie była łatwa zmiana, no bo tłukliśmy metal okrutny przez całą karierę, a tu nagle gramy coś innego. Inny ciężar gatunkowy, można powiedzieć, że wręcz coś przebojowego. Ale nie można nam było zarzucić tego, że się sprzedaliśmy, bo to nie była muzyka, która była wtedy modna, która powracała, która trafiła do radia. Był to hołd niejako dla naszych idoli. A pomysł na tę płytę wziął się zupełnie przypadkowo, bo jeżdżąc busem koncertowym słuchaliśmy po prostu bardziej "lajtowych" rzeczy po występach. Ktoś wpadł na pomysł - nawet nie pamiętam kto - że może byśmy tak spróbowali. Myśleliśmy o płycie z coverami, ale woleliśmy - jak to my - podnieść poprzeczkę.
Daron: I wszystkim w zespole to pasowało - to też było fajne. Nie było żadnego stawania okoniem. Że wiesz: "Nie będziemy tego grać!". Wszyscy nad tym usiedliśmy, stwierdziliśmy, że to fajna rzecz i że się w tym sprawdzimy. No i jesteśmy zadowoleni, nie?
Dzwon: Tak! Nie było to łatwe jak czegoś takiego nie grasz. Ta muzyka ma inny charakter, musisz to inaczej zaaranżować, inaczej teksty napisać... Dużo czasu zajęło dojście do efektu końcowego. Przygotowaliśmy 20 numerów. Płyta wyszła jakby podwójna, tyle że był roczny odstęp. My jesteśmy z niej mega zadowoleni. Zresztą, coraz częściej słyszymy od ludzi, że to są według nich nasze najlepsze krążki. Ja jestem zdziwiony, no ale widocznie to wymaga czasu. Też mamy w swoich ulubionych zespołach krążki, których nie lubimy, ale czas pokazał, że się do nich wraca.
Daron: To był też powrót do sławetnej pentatoniki...
Dzwon: Chyba u Ciebie! (śmiech)
Daron: No! (śmiech) Gdzieś to sobie odświeżyłem, bo nigdy wcześniej nie korzystałem z takich skal. To też było fajne doświadczenie dla mnie jako gitarzysty. No i to tam bardzo słychać.
Takim zespołem, który wówczas dzielił fanów gitarowej muzy była Coma. A tutaj: Rogucki jako wokalista. Jak doszło do tej współpracy?
Daron: Pamiętasz?
Dzwon: Nie. Konkretnie jak doszło, to nie wiem. Zadzwoniłem i zapytałem (śmiech) Na pewno chcieliśmy mieć różnych wokalistów.
Daron: Piotrek zgodził się, zaśpiewał i poszła fala. Udało się nakręcić klip, zagraliśmy też duże, fajne koncerty z Comą.
Dzwon: Kto tam jeszcze był? Zielony?
Daron: Zielony, Ola Kasprzyk - grała w Mothernight z Adamem z Hate.
Dzwon: Tak, zespół Mothernight. Ola tam śpiewała, a znaliśmy ją, bo jest żoną Maćka Z Dvpy. Polecamy kanał! Każdą z tych osób darzymy szacunkiem i w momencie kiedy powstawał ten materiał, to pojawiało się takie wyobrażenie, że fajnie by się w to wkomponowali. A Zielonego znamy już od bardzo dawna, bo jak nie było Astka w zespole, to Zielony był pierwszą osobą, z którą gadaliśmy o tym, by dołączył do Frontside, ale powiedział nam... "NIE!". Nie to nie! (śmiech) Pozdrawiamy Cię, Zielony!
Można powiedzieć, że "Legendą" ze "Sprawy" wyprzedziliście swoje czasy. Dzisiaj zespoły śmiejące się z metalu w stylu Nocnego Kochanka czy Steel Panther robią furorę. Jak narodziła się ta parodia power metalu i ile podejść potrzebował Auman żeby piszczeć jak Halford?
Dzwon: Potrzebował tak naprawdę chyba tylko tego pierwszego podejścia.
Daron: I trzech piw (śmiech)
Dzwon: No tak! Jak położył wokale, to aż spadliśmy z krzeseł. Byliśmy pod takim wrażeniem. A historia jest taka, że Darek powiedział: "zróbmy coś takiego heavy". "Pod Rainbow, pod Purpli, pod Judas, pod Dio". No i jakoś tak to poszło. Zacząłem się wgłębiać w dyskografię tych zespołów i... poleciało.
Dziwi Was ta popularność tego kawałka? Ludzie cały czas do niego wracają!
Dzwon: Dziwi nas, że dzieciakom się podoba (śmiech)
A jak wspominacie pierwszą trasę, na której widziałem Frontside, a więc Mystic Tour 2007. Rootwater, Virgin Snatch, Frontside i Behemoth... Nie, nie Behemoth - HUNTER!
Daron: Tak, Hunter. 26 koncertów. Sprawdzałem! Był chyba tylko jeden day-off. Bardzo miło było zagrać taką trasę w takim towarzystwie. No i gdzie nie pojechaliśmy tam byli ludzie - to pokazało, że to wszystko ma jakiś sens. Ja wspominam bardzo dobrze, bo bawiłem się wyśmienicie. Nie wiem jednak czy wszyscy w zespole tak to wspominają...
Dzwon: Jeden na pewno nie...
Daron: Ale nie możemy nic powiedzieć, bo to jest wielka tajemnica - możecie sobie dopowiedzieć historię i zastanawiać się o kogo chodzi (śmiech) To było też mega duże przedsięwzięcie, chociażby dla Mystic.
Dzwon: Fajne były też same koncerty. Rootwater był z nami przez całą trasę - szkoda, że tego zespołu już nie ma.
Daron: Nie powrócili teraz?
Dzwon: Nie, nie nie...
Nie, Taff wrócił do Black River.
Daron: Ano tak! Black River!
Dzwon: Pisałem też ostatnio z Sebą. Wraca do kraju i ma zamiar coś robić, ale to nie będzie muzyka metalowa. Ale kurczę, szkoda. Mystic bardzo mocno stawiał na Rootwater, ale to chyba nie był czas na taką muzę w Polsce. Nam też łatwo nie było, no ale my jesteśmy nie do zajebania (śmiech)
Promowaliście wtedy "Absolutus", a więc chyba najbardziej melodyjny, przebojowy materiał. Odetchnąłeś po bardzo pozytywnym odbiorze tej płyty?
Dzwon: Kurczę, ja to nawet nie pamiętam czy tam był jakiś bardzo pozytywny odbiór...
Daron: Ja właśnie pamiętam, że tak! I poznaliśmy dużo fajnych dziewczyn! (śmiech)
Dzwon: Ano tak! (śmiech) Nie no, tam poszliśmy na całość: chociażby z sesjami zdjęciowymi. Płyta też była odważna, bo...
Daron: Dużo tam było o miłości - trzeba to szczerze przyznać.
Dzwon: Twarde teksty, które chyba nie przez wszystkich zostały zaakceptowane. Bo jak zespół metalowy może otwarcie mówić o uczuciach? No i ta płyta miała potężną dawkę melodii, co też było ewenementem, biorąc pod uwagę płyty, które wtedy wychodziły.
W 2022 roku doszło do zmiany wokalisty: pożegnaliśmy się z Aumanem, powitaliśmy Molliego. Jak na niego trafiliście? Jak wyglądało przesłuchanie?
Dzwon: Tani nie był! (śmiech)
Daron: "Tani nie był!" (śmiech) Ale za to jest tani w obsłudze! (śmiech) Żartuję! Ogłosiliśmy tak zwany casting na wokalistę. Trwał chyba przez trzy czy cztery miesiące. Ludzie mieli do zrobienia dwa czy trzy numery. Wysyłali nam swoje propozycje na maila, my to później odsłuchiwaliśmy, no i z tego grona osób wyłonił się Mollie. To jedyny wokalista, z którym udało nam się zagrać próby i siadło od razu. Nie dość, że jest świetnym wokalistą, który ma szerokie spektrum możliwości jeśli chodzi o wokal, to jeszcze jest świetnym człowiekiem.
Dzwon: Może jeszcze z kimś gadałem - nie pamiętam. Ale jak odbyłem z nim rozmowę, to od razu wydawał się fajnym kolesiem. Czasami się czuje, że to może być to. Zaczęliśmy się umawiać na próby i pykło od razu. Przygotował pięć numerów, poleciał i od razu wiedzieliśmy, że to jest to.
Daron: Dla nas ważne było również to, że ktoś się przygotowuje. Tutaj nie było żadnych zastrzeżeń. Teksty wydrukowane, wszystko nauczone, jak czegoś nie wiedział, to dopytywał...
Dzwon: Jest zorganizowany. Doceniamy to, że dojeżdża z Poznania - a to kawał drogi. Chce mu się jeździć na próby, chce mu się tworzyć muzę, chce brać w tym udział. Więc przy okazji: Mollie - dzięki!
Daron: Jeszcze Ci Mollie damy popalić! (śmiech) Tym bardziej, że jest od nas dekadę młodszy. Super, że udało się to wszystko dopasować. Widzimy gdzieś to światełko... Nawet nie światełko, a duży reflektor!
Dzwon: Jak znak Batmana!
Daron: Znak Mollie Batmana prowadzący w przyszłość. Nie możemy się doczekać tworzenia nowej muzyki. Będzie dobrze!
Jakie kawałki graliście na tych pierwszych próbach?
Dzwon: Na pewno "Naszym przeznaczeniem jest płonąć"...
Daron: Miał trochę śpiewanego stuffu, żeby pokazać, że potrafi osiągnąć odpowiednie rejestry...
Dzwon: "Legenda" też była (śmiech) Jest u nas trochę numerów, które trzeba dźwignąć na żywo. I on sobie poradził. Nie chcieliśmy dopuścić do sytuacji, że mamy wokalistę, który zamyka nam pewne drzwi. On nam je otwiera podobnie jak wcześniej Auman.
Daron: On je wręcz rozbił!
Dzwon: Z półobrotu! (śmiech) Możemy na spokojnie myśleć o przyszłości. Czegokolwiek nie wymyślimy, to wiemy, że Mollie da radę.
Krótko po jego zwerbowaniu pojawiło się wideo "Powrót Banity" - cóż to takiego? Co ono zapowiadało?
Daron: Ja nic powiem! To są Twoje jakieś wizje!
Dzwon: Co nic nie powiesz?! A tyle wcześniej gadałeś! (śmiech) Zawsze uważaliśmy - nie dla tego, że nam się "uwidziało", tylko przez samych ludzi - że był problem z akceptacją zespołu Frontside. My nie mieliśmy z tym problemu, bo jednak wchodząc na ścieżkę, na której łączy się gatunki, to wiedzieliśmy, że możemy być skazani na ostracyzm, na brak zrozumienia. Zawsze gdzieś tam z tyłu głowy były te grupy ludzi, które nie do końca nas akceptowały. Gdy opuściliśmy szeregi sceny hardcore'owej, bo zaczęliśmy wydawać płyty na scenie metalowej, nasze płyty zaczęły być dostępne w Empikach i sklepach muzycznych, to wtedy ta scena hardcore'owa też tego nie zrozumiała. Łatwo wysunąć oskarżenia, że zespół się sprzedał. Bo jest w magazynach metalowych, bo sprzedaje płyty, gra trasy z większymi grupami, a bilety są droższe. Potem przytrafiło się nam to samo kiedy nagraliśmy płyty rockowe: też część ludzi się od nas odwróciła, bo stwierdziła, że to zdrada, że tak nie może być. Poczuliśmy się jak taki banita. Zawsze ten temat towarzyszył nam przez całą karierę. Niektórym było nawet ciężko zaakceptować fakt, że gramy metal a mamy krótkie włosy i nosimy czapki z daszkiem. Bo to nie przystoi, to nie taka etykieta...
Wokalista nie miał w ogóle...
Dzwon: Z czasem to nikt z nas nie będzie miał włosów (śmiech) Wracając do tematu: tak się określaliśmy i ja jako młody fan muzyki metalowej też byłem w innej szkole, bo nosiłem elastiki, miałem długie włosy. Patrzyli na mnie jak na dziwoląga - czy to w szkole czy na osiedlu. Też mogłem się czuć jak banita. Przyszło mi do głowy, że to fajne określenie na powrót zespołu, bo rzeczywiście banita powraca po jakimś czasie do grania. Wiele dzieciaków, które czują presję czy mają problem z własną tożsamością również mogą czuć się jak banici, młodzi fani rocka również jeśli ich nikt do końca nie rozumie. Nie trzeba być w ogóle fanem muzyki metalowej by czuć się nieakceptowanym. Jest to problem, trzeba o tym mówić i chyba stąd to się wzięło.
A kiedy nowy materiał z Molliem?
Dzwon: No co? Teraz Ty! Płacisz mi za to, że tak gadam? (śmiech)
Daron: Puściłem Ci przelew przed wywiadem! (śmiech)
Dzwon: No, na pewno...
Daron: Najpierw musimy zagrać trasę z Vaderem, która zaczyna się za parę dni. Do tego jeszcze mamy zaplanowane ze dwa koncerty do końca roku i po nich będziemy sobie tam coś powoli dłubać. Pewnie w przyszłym roku coś będziemy wypuszczać - może jakąś zajawkę?
Dzwon: Przyszły rok raczej nie. Zobaczymy jak się to wszystko ułoży. Musimy to wszystko sobie rozplanować. Na razie nic nie robimy, poznaliśmy się, jest fajnie, mamy komfortowe miejsce do grania - zajebista kanciapa. No ale powoli będziemy coś knuć.
Daron: W końcu po wielu latach nie pachnie grzybkiem... Jest ciepło, przyjemnie, wszystko gra i buczy. Jest lodówka, jest rzutnik. Ja tam śpię - więc jest spoko.
Ja będę miał okazję zobaczyć odświeżony skład Frontside na Materiafest.
Dzwon: Tak, to pierwszy koncert przed trasą. Dlatego nie możemy grać z Vaderem i Dopelord w Olsztynie. Gramy w Szczecinku, a stamtąd od razu lecimy do Rzeszowa.
Jako że już zbliżamy się do końca, to jeszcze jedna sprawa. Opowiedz proszę naszym czytelnikom o programie telewizyjnym, w którym przybliżałeś ludziom sztukę tatuażu. Wiele młodszych osób może nie wiedzieć, że w ogóle coś takiego było.
Dzwon: Tutaj mówisz chyba o "Drugiej twarzy" - to był bardziej program telewizyjny. Albo o filmie dokumentalnym. Moja historia związana z tym programem jest taka, że razem z Astkiem zawodowo prowadzimy salon tatuażu i w pewnym momencie wpadłem na pomysł żeby zrobić dokument. Dzięki temu, że przyjaźnię się z Maniem, który robił nam klipy i znamy się prywatnie z Czesławem Mozilem. On wtedy robił... Co to było na TVN? "Mam talent"?
Daron: Tak.
Dzwon: No i w pijackim zwidzie w przy piwku stwierdziliśmy, ze powinien powstać dokument o tatuażu w Polsce (śmiech) Jeszcze mieliśmy takie mgliste wyobrażenie jak to mogłoby wyglądać. Wiedzieliśmy, że Czesław zna ludzi w telewizji i mógłby komuś przedstawić ten pomysł. No i tak się stało. TVN nie chciało tego pomysłu, ale po jakimś czasie odezwała się szefowa TTV i udało się zrealizować pierwszy polski dokument o tatuażu, który opowiadał o tej sztuce z punktu widzenia subkultury muzycznej. To było fajne, ciekawe, do tej pory nie powstał żaden dokument tego typu. Wtedy jeździłem po Polsce, trafiłem do zakładu karnego, rozmawiałem z ludźmi, którzy się tatuują - co, jak i dlaczego. Czy chodzi o wartość artystyczną, co jest podłożem do tego, by zrobić ten tatuaż itp.. Fajnie nam to wyszło i pokłosiem tego było to, że pojawiłem się jako juror w programie "Druga twarz", gdzie byłem odpowiedzialny za tatuaże i modyfikacje ciała. "Druga twarz" to trzy sezony dla TTV.
Pamiętam, że w tym dokumencie był wokalista Analogs...
Dzwon: Tak, "Rock'n'roll po polsku". Fajna przygoda.
Fajnie byłoby pociągnąć dalej ten temat.
Dzwon: Mieliśmy pomysł na rozwinięcie tego pomysłu, ale jakoś skończyło się na jednym dokumencie. Ale bardzo miło to wspominam.
Daron: Teraz jest "Rolnik szuka żony". Takie rzeczy się ogląda. To jest priorytet w telewizji.
Dzwon: I "Dziwki na Marsie" (śmiech)
No i to wszystko na dziś! Dzięki za poświęcony i widzimy się w Szczecinku!