Liv Sin - "Jestem wielbicielką kotów!"


Fani heavy metalu z pewnością kojarzą Liv Jagrell ze szwedzkiej formacji Sister Sin. W 2015 roku, po pięciu albumach studyjnych i trzynastu latach działalności zespół ten trafił jednak sześć stóp pod ziemię. Wokalistka szybko powołała do życia swoją własną grupę - Liv Sin - będącą spadkobierczynią dziedzictwa Sister Sin. Jako że parę miesięcy temu do sklepów trafił trzeci krążek studyjny formacji, to postanowiliśmy skontaktować się z Liv i porozmawiać z nią o "KaliYuga". Jak powstawał nowy materiał? Skąd zmiana składu? Czy wokalistka lubi koty? No i co z Sister Sin? W końcu tuż przed pandemią kapela niespodziewania ogłosiła powrót do świata żywych. Zapraszamy do lektury!





MetalSide.pl: Cześć! Najnowszy album Liv Sin - "KaliYuga" - już na rynku. Zacznijmy więc od tego kiedy w ogóle zaczęły się prace nad tym wydawnictwem?

Liv Jagrell: Prace rozpoczęły się na początku 2020 roku. Kiedy uderzyła pandemia, to szybko zdaliśmy sobie sprawę z tego, że przez dłuższy czas raczej nie będziemy mogli zagrać żadnego koncertu. Musieliśmy więc znaleźć jakieś kreatywne zajęcie.

Pandemia zmieniła to, w jaki sposób pracowaliście nad kompozycjami?

Może nie zmieniła samego sposobu komponowania czy pisania nowych kawałków, ale z pewnością przelaliśmy do naszych numerów tę całą frustrację związaną z pandemią. Tym wszystkim, co nam przyniosła. Myślę, że zarówno w samej muzyce, jak i tekstach czuć, że był to czas totalnej bezsilności.

Podczas pandemii można było zapomnieć o koncertowaniu. Czym się więc zajmowałaś? Wróciłaś do branży fitness?

Tak naprawdę z branżą fitness nie mam już za bardzo do czynienia. Całe szczęście, ponieważ znam wiele osób, które w niej pracują i które straciły mnóstwo klientów i zajęć właśnie przez pandemię. Pracowałam jako asystentka weterynarza, ale też i przez rok uczęszczałam na kurs poświęcony procesowi nagrywania i produkcji muzycznej. Chciałam się nauczyć czegoś więcej w tym temacie.

A skąd w ogóle tytuł albumu? Uważasz, że żyjemy w czasach grzechu i hipokryzji?

A uważasz, że nie? Myślę, że przez ostatnie lata dostaliśmy na to mnóstwo dowodów. Pandemia, zmiany klimatyczne, wojny - za mało?! Oczywiście przez ten czas zdarzyło się także wiele dobrego, ale odnoszę wrażenie, że balans nie został osiągnięty.

Na samej okładce mamy mandale. Uważasz się za osobę uduchowioną? W końcu mają one silne znaczenie religijne.

Powiedziałabym, że tylko troszkę. Interesuję się natomiast filozofią Wschodu i to właśnie z niej wzięłam inspirację dla okładki tego albumu.

Pomiędzy "Burning Sermons" a "KaliYuga" zmienił się skład Twojej grupy. Dlaczego szeregi opuścili Winther i Bertzell? No i jak doszło do zwerbowania Daniela i Jay'a?

W dzisiejszych czasach bycie częścią zespołu wiąże się z ciężką pracą oraz dużą liczbą wyrzeczeń. Po przekroczeniu pewnego wieku niektórzy nie mogą już tego dłużej robić - i to jest jak najbardziej zrozumiałe. To była pierwsza rzecz, która wpłynęła na zmianę składu. Drugą było to, że nasze muzyczne wizje były już zupełne inne. Daniel już wcześniej zastąpił Winthera - nie musieliśmy więc daleko szukać. Jay'a znaleźliśmy dzięki Perowi - naszemu perkusiście. Świetnie się z nimi wszystkimi pracuje!


A dlaczego to Patrick (gitarzysta), a nie Daniel Skoglund nagrał partie basu na "KaliYuga"?

Daniel dołączył do składu już w momencie nagrywania materiału. Patrick stworzył wszystkie riffy, znał także wszystkie partie basu. Łatwiejsze dla niego było więc nagranie partii basu, niż dla Daniela nauczenie się wszystkich kawałków - i to na szybko.

Nowy materiał jest w ogóle wolniejszy i zdecydowanie cięższy niż ten na "Follow Me" i "Burning Sermons". Skąd taka zmiana?

Zawsze staramy się iść do przodu. Patrick był zmęczony graniem ciągle tych samych riffów, więc zaczął kombinować z innymi strojeniami i gitarą barytonową. Na jakiś czas wkręcił się także w Architects, co być może nadało ton jego nowym pracom. Poza tym, kto chciałby nagrywać w kółko to samo? Nam ta zmiana wydała się czymś naturalnym.

Krążek doczekał się entuzjastycznych recenzji. Była ulga?

Na dobre recenzje zawsze patrzy się z ulgą. Z pewnością nas one uspokoiły!

Nie dziwię się, bo jednak było parę odważnych decyzji. Fragmenty "The Process" czy "D.E.R." są niemal nu-metalowe. Nie baliście się trochę reakcji fanów heavy metalu?

Jeśli mówiąc "nu-metal" masz na myśli zespoły takie jak Slipknot czy Korn, to może... Pisząc jednak te kawałki nie myśleliśmy o nich jako nu-metalowych. Chcieliśmy nimi dotrzeć do nowych osób. Spodziewaliśmy się tego, że części fanom te kawałki mogą się nie spodobać, ale z drugiej: wiedzieliśmy, że innym przypadną do gustu. Wszystkich nie da się zadowolić.

W "D.E.R." pojawiają się znakomici goście. Chociażby frontman Clawfinger!

Bardzo się cieszymy z tego, że Zak zechciał do nas dołączyć! Czuliśmy, że ten kawałek potrzebował większej ilości zróżnicowanych wokali, więc zapytaliśmy Madeline, Wendersona i Zaka, ponieważ mieli oni zupełnie inne barwy - a tego właśnie szukaliśmy.

Moim ulubionym kawałkiem jest jednak drugi singiel: "King of Fools". Tekst numeru to ogólne spojrzenie na branżę muzyczną, czy miałaś na myśli kogoś konkretnie? Lub konkretną sytuację?

Cóż, to zdecydowanie, jak to ująłeś: "ogólne spojrzenie na branżę muzyczną". Było jednak pewne wydarzenie, które zainspirowało mnie do napisania tego tekstu. To chyba było na jakimś forum poświęconym muzyce rockowej lub metalowej. Ktoś dał komentarz, że ma dosyć tego, że artyści wypowiadają się na tematy polityczne, bo muzyka rockowa powinna traktować o zabawie i piciu piwa. Troszkę mnie to wnerwiło. Uważam bowiem, że powinno być wręcz przeciwnie: naszym obowiązkiem jako artystów jest zajęcie stanowiska w pewnych sprawach, ponieważ mamy możliwość dotarcia do sporej grupy osób. Powinniśmy opowiadać o różnych sprawach - a nie tylko o imprezowaniu. Życie to nie tylko zabawa - wszyscy o tym wiemy.

"King of Fools" to w ogóle jedyny kawałek, którego wokale zostały zarejestrowane w innym studio. Dlaczego?

Ponieważ na początku 2020 roku mieliśmy pomysł na to, by zarejestrować dwa utwory i wypuścić je w formie singli. Przez sporą ilość niewiadomych doprawionych dodatkowo niespodziewanymi sytuacjami temat nie wypalił. No ale mieliśmy pliki, więc uznaliśmy, że możemy przynajmniej zaoszczędzić trochę czasu w studio.


A co zainspirowało "Antihero"? Nie da się ukryć, że w Szwecji jest ostatnio problem ze wzrostem strzelanin...

Cóż, temat strzelanin w Szwecji jest ściśle związany z działalnością gangów, z kolei sam numer prezentuje szersze podejście. Coraz więcej jest tego typu wydarzeń, szczególnie w Stanach - i to właśnie po kolejnej strzelaninie w tym kraju napisałam ten tekst. Byłam sfrustrowana tym, że pomimo tylu tragedii nic się nie dzieje w tym temacie. Ile niewinnych osób musi jeszcze zginąć? W Szwecji z kolei strzelaniny mają związek z biedą i bezsilnością, którą doświadczają młodzi ludzie - głównie mężczyźni - z przedmieść. Niestety łatwo dają się wciągnąć w podejrzane interesy.

Przy okazji premiery kolejnego singla - "I Am the Storm" - przyznałaś, że nie jesteś przyzwyczajona do delikatnego śpiewania. Jednak na albumie trochę takich subtelniejszych partii jest. To kiedy jakaś ballada? Myślałaś o tym?

Hmmmm... Nie za bardzo (śmiech) Te spokojniejsze partie mają dodawać muzyce większej dynamiki. Na pełną balladę na razie nie ma szans. Wiem jednak, że nigdy nie powinno się mówić "nigdy".

Spokojniejsze partie są, no ale na "KaliYuga" pokazujesz głównie tę swoją agresywniejszą stronę. Które kawałki były najtrudniejsze do zaśpiewania?

Jednym z najtrudniejszych kawałków był "The Swarm". Wiązało się to chociażby z harmoniami. Największym wyzwaniem dla mnie są jednak właśnie te spokojniejsze fragmenty.

A wracając do "I Am the Storm": w teledysku połączyłaś metal z tańcem artystycznym. Skąd pomysł na coś takiego?

Podczas pandemii spędzaliśmy mnóstwo czasu na podwórku i częściej spotykaliśmy się z sąsiadami, z którymi wcześniej nie mieliśmy okazji posiedzieć. No bo w końcu wszyscy byliśmy na "przymusowych wakacjach", więc mieliśmy czas, by sobie pogadać. No i jedną z tych osób był Benji - tancerz. Uznaliśmy, że fajnie byłoby zrobić coś innego, bardziej artystycznego. Utwór pasował idealnie - pomyśl sobie jak dziwnie byłoby dla niego tańczyć np. do "Antihero"…

Na okładkach wszystkich singli mieliśmy stylizowanego na Ciebie… kota. Rozumiem, że jesteś "kociarą"? Też chodzisz własnymi ścieżkami?

Tak i tak (śmiech) Zdecydowanie jestem wielbicielką kotów! I myślę, że podobnie jak one ja również chadzam własnymi ścieżkami.

Liv Sin posiada konto w serwisie Patreon. Jak zaczęła się przygoda z tym serwisem i co Ci ona przyniosła?

Zaczęło się podczas pandemii, gdy nie mogliśmy w ogóle grać koncertów. Ciągle serwis ten daje nam możliwość dotarcia do ludzi, ponieważ obecnie w social mediach zasięgi są słabiutkie. Patreon to wręcz taki old-schoolowy fan-club - to wspaniała społeczność!

Album albumem, ale w zeszłym roku pojawiłaś się też w projekcie Ardarith. Jak znalazłaś się na płycie "Home"?

Jeśli dobrze pamiętam, to Max skontaktował się ze mną przez social media. Uznałam, że ten projekt jest interesujący i super byłoby być jego częścią.


Zbliżamy się do końca, więc nie mogę nie zapytać o Sister Sin. Jakie plany z tą formacją?

Naszym planem jest… nie mieć żadnych planów. Jeśli ktoś zaproponuje nam występ i akurat wszyscy będą mieli czas, to jak najbardziej - możemy zagrać coś od czasu do czasu. Długofalowych planów jednak nie mamy.

A najbliższa przyszłość Liv Sin?

Parę koncertów w Szwecji oraz trasa po Hiszpanii. Na razie tylko tyle mogę zdradzić. (już po przeprowadzeniu wywiadu okazało się, iż Liv Sin zagra 3 grudnia w Krakowie i 4 grudnia w Warszawie u boku Deathstars - dop. redakcja)

I to by było wszystko! Dzięki za poświęcony czas i tradycyjnie proszę o słówko dla naszych czytelników!

Mam gorącą nadzieję, że koncertowa sytuacja wkrótce się zmieni i już niedługo będziemy mieli możliwość zagrania w Polsce!


Autor: Tomasz Michalski

Data dodania: 11.07.2023 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!