Perracide - "Co ty chłopie odpierdalasz?"


Grał z Benediction, Deströyer 666, Interment czy Thorium. Obecnie bębni m.in. w In Aaternum, Nominon i Darkened. Usłyszymy go na wydawnictwach, zarówno tych bardziej, jak i mniej znanych grup, wśród których wyróżnić można Graveyard czy Kvaen. Teraz, po ponad trzydziestu latach w branży, wydał swój pierwszy własny krążek, do którego zaprosił wielu ze swoich przyjaciół. K.K. Warslut (Deströyer 666), Dave Hunt (Benediction), Jörgen Sandström (ex-Entombed), Kræn Meier (ex-Artillery), Marc Grewe (Morgoth), Tobias Cristianssion (Grave), John Zwetsloot (ex-Dissection), Hellbutcher (Nifelheim) - to tylko część muzyków, których usłyszymy na "Underdog". Kim jest sprawca tego całego zamieszania? Przed Wami legenda szwedzkiego undergroundu: Perra "Perracide" Karlsson!





MetalSide.pl: Cześć! Zacznijmy od początków projektu Perracide, ponieważ natknąłem się na dwie wersje. Nota prasowa mówi o tym, że płyta narodziła się z powodu frustracji związanej z brakiem aktywności Twoich zespołów. Z kolei Twoja strona internetowa wskazuje jeden konkretny projekt. Jak więc z tym było?

Perra "Perracide" Karlsson: Cześć! Trochę tego, trochę tamtego. Zespołami były Nominon i Dreadful Fate. Z tym pierwszym jestem związany już od bardzo długiego czasu, natomiast z Dreadful Fate gram od 2017 roku. Członkowie tych grup mieli różne priorytety: rodzina, praca, inne rzeczy. Byłem więc rozczarowany i trochę zaniepokojony, bo bardzo chciałem grać - rock i metal odgrywa ważną rolę w moim życiu. Zacząłem się kontaktować z innymi ludźmi, innymi muzykami, których znam i pojawił się pomysł na zrobienie Perracide - czegoś, że tak powiem, swojego. Jak się teraz cofniemy o kilka lat, to znajdziemy właśnie kilka kawałków...

Bodajże 2,5 roku temu zaaranżowałem i nagrałem w Studio Cave (Fagersta, Szwecja) z moim przyjacielem Pontusem Ekwallem partie perkusji. 5 skończonych kawałków: sama perkusja, ale wszystko gotowe na to, by dograć tam riffy, wokale, solówki itp.. Miał być to projekt z pewnym muzykiem z Wielkiej Brytanii, ale również zajęty był różnymi zespołami i projektami, a dodatkowo ma jeszcze pracę związaną z tworzeniem aut. Kiedy zaczęło się to przedłużać, to rozesłałem te moje ścieżki do znajomych muzyków, również z moich zespołów. Nominon, Artillery, do Simona z Valkyrja... Kiedy odesłali te moje prace z dogranymi riffami, generalnie ze wszystkim, to w ciągu kilku godzin miałem w zasadzie gotowy materiał. "Gotowy", to znaczy, że były riffy, leady, solówki - brakowało tylko basu i wokali. Byłem zaskoczony, że poszło tak szybko i nie mogłem wyjść z podziwu dla końcowego rezultatu. Pomyślałem sobie, że wyszło idealnie, że tego właśnie potrzebuję, by wystartować z tym projektem. I taka jest historia tych pięciu oryginalnych kompozycji, które znajdziesz na albumie. Reszta to covery grup, z którymi byłem związany w przeszłości. Które jestem pewien, że znasz.

(kiwa głową)

Chciałem, by w tych kawałkach zagrało jak najwięcej osób z line-upu pamiętającego te moje czasy. Z 1995 roku, 2004 z Nifelheim, 2011 do 2013 z Benediction. Z Interment było trochę inaczej, bo namówienie Johana do nagrania wokalu i partii gitar byłoby aż zbyt łatwe. Uznałem więc, że byłoby fajną niespodzianką dla niego jeśli zrobimy "Torn from the Grave" z Simonem na gitarze/wokalu i Allanem na basie. Bo obydwoje są członkami tego obecnego składu. Johan nie miał pojęcia o tym, że zamierzam nagrać cover Interment do czasu, aż otrzymał całą płytę. Był mega zaskoczony i nie mógł uwierzyć, że zrobiłem coś takiego, że tak się wyrażę, za jego plecami (śmiech). To była bardzo pozytywna reakcja.

Jak dużą rolę odgrywał Interment w Twojej karierze? I dlaczego w ogóle wybrałeś "Torn from the Grave"?

To zdecydowanie moja ulubiona kompozycja tej grupy. Byłem z nimi w 2010 roku na europejskiej trasie, wystąpiliśmy też na kilku festiwalach w 2011. Cały zespół to moi bliscy przyjaciele. Również perkusistę - Kenneta - znam wiele, wiele lat. Spotykamy się tak często jak tylko możemy - mieszkamy zaledwie półtorej godziny drogi od siebie. To samo z Johanem, Simonem, ogólnie całą grupą. Jak jesteśmy razem, to zawsze fajnie mija czas.

Wracając do autorskich kawałków: czy gdy wysyłałeś chłopakom te swoje ścieżki perkusji, to miałeś w głowie wyobrażenie tego, jak to może ostatecznie brzmieć? Co mogą z nimi zrobić?

Już podczas nagrywania tych ścieżek miałem w głowie wizję tego, jak to powinno brzmieć. Ostatecznie nie wszystko wyglądało tak, jak to sobie początkowo wyobrażałem - wyszło bowiem jeszcze lepiej. Bardziej oryginalnie. "Inexorable" - drugi singiel, który został już wypuszczony - jakoś stał się tym, czym wtedy chciałem. Jest thrashowo/death metalowo. Moim zdaniem to taki thrash metal zmieszany z wczesnym Morbid Angel. To kawałek, który najbardziej zbliżył się do tej oryginalnej wizji. Pozostałe kawałki poszły w inną stronę, ale - tak jak mówiłem wcześniej - wyszły jeszcze lepsze.

A jak z warstwą tekstową? To Twoja robota, inwencja gości, a może pracowali według Twoich wskazówek?

W przypadku tych pięciu kawałków tylko do jednego z nich nie napisałem tekstu. Pierwszego singla: "Horripilation". Tekst stworzyli Gord Olson i Jenny Keebler - mieszkają razem z Vancouver, w Kanadzie. Reszta to już moja praca. Chociaż pytałem się Jörgena Sandströma, który śpiewa z numerze "The Decisive Slaughter" i Marca Grewe, którego z kolei usłyszysz na "Inexorable" czy nie chcieliby napisać tekstów, ale uznali, że lepiej gdybym ja się za to zabrał. To również moi przyjaciele. Z Jörgenem znamy się chyba od 1990 roku, więc już prawie 35 lat.

Przy okazji wydania drugiego singla - "Inexorable"- powiedziałeś: "Niektóre osoby zawsze będą mówiły, że jesteś leniwy (...). Będą robiły wszystko, byś się cofał zamiast posuwać się do przodu". Czy w swojej długiej karierze trafiłeś na mnóstwo osób, które próbowały ciągnąć Cię w dół?

Cóż... Najczęściej to osoby, które w ogóle mnie nie znają. Wydawać by się mogło, że mnie znają, że powinny mnie znać, ponieważ byłem obecny w ich życiu przez wiele lat, ale jakoś... Wiesz, w pewnym momencie niespodziewanie odwracają się do ciebie plecami. Czułem tak, gdy pojawiały się pytania o to dlaczego nie zrobiłem tego czy tamtego, nie skorzystałem z tej czy tamtej okazji, pojawiały się oskarżenia, że jestem leniwy. A ja cały czas coś robię! Cały czas jestem zajęty! Chciałbym mieć ze trzy życia. Jedno wystarcza tylko na to, co robię i robiłem. Bywałem rozczarowany tą postawą innych, bo powinni mnie lepiej znać. Jeśli spojrzysz na moją biografię i dyskografię, to wszystko tam jest: rok w rok coś, cały czas. To mówi wystarczająco o tym co robię - to nie tyle praca, co hobby. Lubię grać, ale jednocześnie od lat mam pracę na pełen etat.


Z drugiej strony od wielu lat mam także problemy ze zdrowiem - miałem transplantacje nerek. W 2003 i w 2020 roku. To nie jest więc tak, że moje życie to tylko miód i orzeszki. Pojawiało się po drodze mnóstwo kłopotów, ale muzyka była cały czas obecna. I dalej będę robić to co robię. Sprawia mi to przyjemność i szkoda, że niektórym sprawia satysfakcję... nie wiem? Właśnie ciągnięcie ludzi w dół? Umniejszanie ich wartości? Muszę jednak dodać, że już się tym nie przejmuję. Kiedyś tak, ale obecnie już nie. To chyba kwestia tego, że twardo stąpam po ziemi. Jest dobrze.

Czy problemy ze zdrowiem wpłynęły jakoś na decyzję stworzenia Perracide? Wydania czegoś pod własnym szyldem?

Chyba tak... Jak poukładamy to wszystko, co jest związane z powstaniem albumu, te wszystkie rzeczy, o których mówiliśmy, to wszystko łączy się w całość... Jak spojrzysz na płytę, to znajdziesz tam wszystkie informacje. Wszystkie zdjęcia też (śmiech). Chociaż pewnie nie widziałeś jeszcze ostatecznej wersji?

Nie. Mam wersję cyfrową, ale tej fizycznej jeszcze nie.

Jestem bardzo zadowolony z tego jak to wyszło. Na wydawnictwie znajdziesz niemal trzydziestu gości, więc to dość pokaźny projekt. Facet, o którym mówiłem Ci wcześniej - Gord Olson z Kanady - złożył to wszystko do kupy, zmiksował, zmasterował. Zrobił kawał niesamowitej roboty. Zajęło mu to chyba ze dwa miesiące. Ale nie narzekał, nie miał tego dosyć. Widać było, że mu także zależy na tym projekcie. Oczywiście otrzymał za swoją pracę zapłatę, ale uważam, że i tak za mało (śmiech). On jednak utrzymywał, że nie robi tego dla kasy. Powiedział, że chce to zrobić, ponieważ to interesujący projekt również dla niego. I wiesz, to działa w dwie strony: gdyby jakaś rzecz mnie zainteresowała, to byłbym równie zaangażowany. Bo o to głównie chodzi. A jak jeszcze masz otrzymać jakieś pieniądze? Spoko. Ale to też nie koniec świata jeśli na końcu nie staniesz się bogaczem. Przez wiele lat odrzuciłem wiele ofert, które do mnie spłynęły - właśnie dlatego, że mnie one nie zaciekawiły. Rozumiem więc, jeśli ktoś mi odmówi. Jeśli jednak pojawi się jakaś ciekawa okazja - bierz ją. I nie pozwól, by ktoś Cię powstrzymał. One leczą Twoje serce, napędzają Twoją pasję. Zmuś się do tego, by to zrobić, nawet jeśli zajmie to sporo czasu. Rzymu też nie zbudowano w ciągu jednego dnia, nie? (śmiech)

Jak w ogóle udawało Ci się utrzymać formę pomimo problemów z nerkami? Ludzie słysząc, że ktoś ma problem z nerkami, to myślą coś w stylu: "ojej, nie może piwa pić". A to jednak potrafi wyniszczyć cały organizm.

Obecnie moje nerki funkcjonują dużo lepiej niż te 20 lat temu. Od wielu, wielu lat nie czułem się bardziej żywy. Nie czułem się tak dobrze nawet po 2003 roku, gdy miałem pierwszy przeszczep - on pomógł mi wrócić do gry. Dzięki niemu pomiędzy 2003 a 2017 byłem w stanie prowadzić normalne życie. Później znów pojawiło się uczucie, że coś nie działa w 100%. Znów przez jakiś czas musiałem jeździć na dializy zanim doszło do drugiej operacji. Po drugim przeszczepie potrzebowałem roku by wszystko ustabilizować. Przez ten cały czas, nawet jak miałem dializy, to grałem na perkusji. Zrobiłem album z zespołem Toxaemia, nagrałem dwa kawałki z Kvaen - szwedzkim black metalem. Tak jak mówiłem wcześniej: czasami musisz przeć do przodu. Tak, miałem problemy ze zdrowiem, ale wiesz... Jak nagrywasz w studio ścieżki perkusji, to nie musisz od razu spędzić pięć godzin pod rząd, by nagrać pełny album. To w porządku jeśli nagrasz tylko dwa czy trzy kawałki. Co prawda całą Toxaemię ogarnąłem w ciągu 6 godzin, ale wtedy byłem bardzo dobrze przygotowany. Zdrowie potrafi być problemem, ale jeśli naprawdę chcesz coś zrobić, to znajdziesz sposób, by sobie z tym wszystkim poradzić, pomimo przeciwności.


A dlaczego jako tytuł albumu wybrałeś "Underdog"?

Bo zawsze się tak czułem - niedoceniony. Na przestrzeni lat byłem związany z niejedną grupą - część z nich jest tylko trochę znana, inne mają wręcz legendarny status. Nigdy jednak nie byłem w stanie wyżyć tylko z muzyki. Zawsze miałem jakieś problemy, cały czas pozostawałem w undergroundzie i musiałem mieć drugą pracę. A wiele osób, i to takich bardzo znanych - z dużych zespołów, podchodziło do mnie po koncertach pytając: "Kim ty kurwa jesteś?! Grasz z taką pasją!". Tak, granie jest tym co kocham i lubię jak ludziom podoba się to co robię - mój sposób grania na perkusji. Bo nie potrafię grać na innych instrumentach. Nie gram na gitarze, basie czy czymkolwiek... To bębny są moją pasją.

Wspomniałeś wcześniej o wielu gościach na płycie. A czy były osoby, które chciałeś by pojawiły się na "Underdog", ale np. nie mogły znaleźć czasu?

Tak, tak. Chciałem by zagrał... (myśli) Momencik! (śmiech) Chciałem by pojawił się Kaspar Boye Larsen z Volbeat. Zgodził się, bo nagraliśmy kiedyś razem album: w Danii, bodajże w 2017 roku. Z Thorium - choć już wtedy był członkiem Volbeat. Utrzymywaliśmy kontakt, chciał mi pomóc, ale gdy przyszło do nagrań, to akurat był w trasie. Cały czas kombinował jakby tu zarejestrować te swoje linie, ale ostatecznie nie mógł po prostu znaleźć czasu. Wspólnie uznaliśmy więc, że jebać to - uda się następnym razem. Bo na pewno w przyszłości razem coś nagramy. To nie koniec świata. To w ogóle świetny basista, bardzo podoba mi się jego sposób gry, nawet pomimo tego, że nie jestem zbyt wielkim fanem Volbeat. No ale to akurat nie jest ważne. Ważne, że jest znakomitym muzykiem i dobrym przyjacielem.

Wśród gości znalazł się chociażby Hellbutcher z Nifelheim. Opowiedz proszę naszym czytelnikom jak można odmówić takiej kultowej grupie! Dwa razy!

Nifelheim? Jeśli się nie mylę, to miałem okazję zasilić ich szeregi trzy razy. W 2004 roku trochę popracowaliśmy, graliśmy próby, spędzaliśmy ze sobą czas. Zrobiliśmy parę fotek i usłyszałem: "Witamy w zespole!". Byłem wtedy jednak już związany z In Aeternum i akurat ruszaliśmy w trasę jak Nifelheim miało grać w Sztokholmie. Nie mogłem być w dwóch miejscach na raz, więc zapytali się mnie czy mogą zagrać z innym pałkerem. "Oczywiście!" - odpowiedziałem. Po powrocie z trasy skontaktowałem się z nimi i usłyszałem, że będą kontynuować granie z tym nowym gościem. A był nim Peter z Merciless i Unanimated. Cóż, takie rzeczy się zdarzają. Później była sytuacja chyba w 2008 roku lub okolicach. Utrzymywaliśmy kontakt i w pewnym momencie znów były rozmowy na temat grania w zespole. No i jeszcze 2012 rok, gdy zmienił się całkowicie line-up. Chcieli w końcu stworzyć coś stabilnego, ponieważ planowali wynieść grupę na wyższy poziom.


Byłem jednak z Deströyer 666, więc musiałem im powiedzieć, że niestety nie mogę jednocześnie grać w dwóch grupach, które są tak... zajęte. To by było dla mnie zbyt wyczerpujące. "Ach, kurwa, szkoda!" (śmiech) Poświęciłem się w całości Deströyer 666, chciałem być takim prawdziwym członkiem zespołu - bardzo nie chciałem tego zjebać. Zasugerowałem im jednak, by sprawdzili Erica Ljunga. "Eee... Tak średnio, bo w ogóle nie znamy". W końcu jednak zgodzili się go sprawdzić i od razu skończyło się na trzygodzinnej próbie (śmiech). Znał każdy numer! Oczywiście wiedziałem, że nie schrzani, bo nigdy nie poleciłbym kogoś, kogo nie byłbym pewien. Dzwonią do mnie i słyszę coś w stylu: "Perra! Perra! Kto to kurwa jest?! On zna wszystkie nasze kawałki! Dzięki wielkie!" (śmiech). Mówiłem! Cieszę się z tego, że choć nie mogłem z nimi grać, to chociaż pomogłem komuś innemu, wiesz? Zagrał z nimi mnóstwo koncertów. Chyba od 2012 do 2015 czy 2016. Wypuścili też z nim EP "Satanatas".

Wiesz w ogóle jaka jest teraz sytuacja w Nifelheim? Widziałem, że działalność zespołu została zawieszona, a cóż - muzycy nie są znani z udzielania wywiadów.

Można powiedzieć, że działalność grupy została zamrożona. Oficjalnie się nie rozpadli, ale nie są w stanie normalnie ze sobą rozmawiać. Na razie nic nie działa, zwłaszcza pomiędzy bliźniakami: Perem i Erikiem. Zobaczymy co z tego wyniknie. Na razie mają swoje własne grupy, więc to pewnie na nich się skupią. Na razie nie spodziewałbym się powrotu Nifelheim, nawet pomimo tego, że nowy album jest w zasadzie gotowy. Materiał nagrali ze trzy czy cztery lata temu, ale walczą ze sobą w temacie miksu.

Jak wrócą, to może czwarta okazja do dołączenia?

Nigdy nie mówi się nigdy, ale raczej wątpię. Jestem pewny, że mają w czym wybierać jeśli idzie o perkusistów. Musielibyśmy poczekać aż w ogóle wrócą do grania. Dopiero wtedy moglibyśmy spekulować (śmiech).


W jednym ze starszych wywiadów powiedziałeś, że najlepszą trasą jaką zagrałeś była ta z Deströyer 666. Dalej się tego trzymasz?

To było chyba w 2010 roku, nie? To rzeczywiście było dla mnie ciekawe doświadczenie, bo to był pierwszy raz, gdy... Wiesz, graliśmy przed iście oszalałą publicznością. W Ameryce i Kanadzie. Cały czas coś się działo. Nigdy wcześniej nie widziałem i nie doświadczyłem czegoś podobnego. Dużo się nauczyłem podczas tej trasy, wiesz? Chociażby tego jak powinno się prowadzić zespół, do czego powinno się dążyć jako zespół. O rzeczach, których powinno i nie powinno się robić. Prawdziwa lekcja dla mnie. W pozytywnym sensie.

A jak wspominasz pracę z Benediction? Bo to też ciekawa historia: najpierw supportowałeś tę grupę podczas europejskiej trasy, a później wylądowałeś u nich za zestawem perkusyjnym.

Tak, to było z Nominon - w 2004 i 2008. Dwie wspólne trasy z Benediction. Mieliśmy ich także supportować w Stanach - bodajże w... 2009 roku? Nieważne, 2008 czy 2009. W każdym bądź razie nie doszła do skutku z uwagi na problemy z wizami. Kiedy grałem na festiwalu w Czechach z Interment - Obscene Extreme Festival - to dzień przed nami występowało Benediction. Myślałem, że już dawno wyjechali, ale okazało się, że gitarzyści postanowili zostać na całą imprezę. Gdy mieliśmy grać, to Daz pojawił się obok mnie na scenie i oglądał jak gram z Interment. Myślę sobie: "Co ty chłopie odpierdalasz?" (śmiech) A on unosi browara: "Stary! Na zdrowie!" (śmiech) "No dobra, spoko. Jesteśmy starymi kumplami, więc jak chcesz sobie tam stać i patrzeć, to nie ma sprawy". Jak schodziłem ze sceny to złapał mnie pod ramię i powiedział, że muszę pogadać z Frankiem, bo ma do mnie sprawę. Nie zdradził żadnych szczegółów. Wtedy mieli na garach Nicka Barkera, ale był wiecznie zajęty innymi projektami i zespołami - w końcu jest znakomitym, niezwykle sprawnym perkusistą, a do tego przemiłym człowiekiem. Niczego więc nie oczekiwałem. Okazało się jednak, że trzeba było zagrać na paru festiwalach w Niemczech, zagrać kilka koncertów w Europie i w Stanach. Wybrali mnie i zapytali czy nie zostanę ich perkusistą. Były też pewne rozmowy... Chyba w 2012 roku Daz pokazał mi nowy materiał dla Benediction. "To naprawdę niezła rzecz! Powinieneś wypuścić nowy album! Porządnie to nagrać" - powiedziałem. Zgodził się, ale połowa grupy nie paliła się do rejestracji nowego materiału. Uważali, że nie ma sensu wypuszczać nowego krążka, bo fani i tak chcą słuchać tylko starych kawałków. "W takim razie są niedorozwinięci" - skwitowałem.


Serio, Benediction to dla mnie jeden z najlepszych brytyjskich zespołów. Jeśli lubisz ekstremalne dźwięki oraz surowość i brud undergroundu, to Benediction jest dla ciebie. Mają tak dobre riffy... W zasadzie wszystko mi się w nich podoba. I zawsze im powtarzałem: zobaczcie Motörhead. Nagrywają, wydają album mniej więcej co dwa lata i ruszają z nim w trasę - i to powinien robić każdy grający rock and rolla zespół. "No, no" - ale ostatecznie nic się w tym temacie nie zadziało. No i po trasie po Stanach w 2013 poczułem, że klimat w grupie nie jest już taki jak wcześniej - coś się zaczęło psuć. Poza tym i tak byłem tylko muzykiem sesyjnym - Daz chciał nagrywać, reszta się do tego nie paliła. Mieliśmy zagrać jeszcze parę sztuk na festiwalach w Europie, ale powiedziałem, że tego nie zrobię. "Och, kurwa... Nie mamy w takim razie bębniarza" - tak się to mniej więcej skończyło. Jakoś jednak nigdy nie żywiliśmy do siebie urazy. Cały czas pozostaję z chłopakami w kontakcie. Jest dobrze, a Benediction zawsze będzie dla mnie znakomitą grupą. Spójrz na nich teraz: zmienili skład, wypuścili nowy krążek i jest on zajebisty. Cieszę się z tego i jestem pewien, że oni także cieszą się z tego, że mogli wziąć udział w moim projekcie, nagrywając dwa covery Benediction - dwóch moich ulubionych numerów.

Mamy też covery Nasum. Jak wracało się po wielu latach do tego materiału?

Tak! (śmiech) Minęło bardzo dużo czasu. To było w 1995 roku, więc blisko 30 lat temu. Dorastaliśmy w tej małej, zamkniętej metalowej grupce w szwedzkim Örebro. Byłem członkiem Altar w 1991 roku... Chociaż nie, odszedłem w 1990. Po Altar dołączyłem do Suffer. I gdy graliśmy z Suffer to Anders i Mieszko z Nasum zawsze nam dopingowali. Mówili np. że moja gra jest nie z tego świata. "Dzięki chłopaki! Fajnie Was widzieć, nadrobić zaległości, usłyszeć coś takiego od Was". W 1995 roku spytali się czy nie zechcę do nich dołączyć, ponieważ Rickard Alriksson - który wtedy dla nich śpiewał i grał - nie był zainteresowany występami na żywo. Od razu się zgodziłem. Teraz gdy o tym myślę, to muszę przyznać, że był to dość dziwny okres w moim życiu. Jakoś udało nam się zagrać dwa koncerty, ale uważam, że za mało przykładaliśmy się do prób. Zarówno ja osobiście, jak i reszta grupy. Tak, zagraliśmy dwa koncerty, to było ciekawe doświadczenie, od czasu do czasu ze sobą gadaliśmy, ale od 1996 roku urwał nam się kontakt. Dodatkowo przeprowadziłem się do Sztokholmu i Nasum, że tak to ujmę, przeminęło z wiatrem.

Teraz miałem okazję złożyć hołd zarówno dla Nasum, jak i dla Mieszka, który zginął podczas tsunami w 2004 roku - prawie 20 lat temu. To była wielka strata dla szwedzkiej sceny metalowej, bo Mieszko miał jej jeszcze wiele do zaoferowania. Dobrze było mieć Andersa nagrywającego ścieżki gitary i basu. Jak wspomniałem wcześniej, Rickard kiedyś grał i śpiewał, ale od tamtego czasu w ogóle nie growlował. Musiał więc nieźle się rozgrzewać, by położyć swoje partie (śmiech). Udało się jednak znakomicie - bardzo dobre wokale, pasujące do reszty. Ostatni raz Andersa widziałem chyba na Sweden Rock Festival w 2005 roku - od tamtego czasu nie mieliśmy kontaktu. Dobrze było się spotkać i nagrać te kawałki Nasum. Tak wiesz, porządnie. Bo oba te kawałki były wykonywane, gdy grałem z tą grupą.

A myślałeś w ogóle na jakimiś występami z Perracide? Fred Estby zrobił kiedyś na Sweden Rock Festival koncert Necronaut, na którym grał on i całe morze gości. Może coś w tym stylu?

Tak, wiem o czym mówisz. Byłem na tym feście, choć nie na tym koncercie. Grali w dniu "rozgrzewkowym", a my mieliśmy przepustki trzydniowe - bez tego pierwszego. Ale widziałem ich w Kafé 44 w Sztokholmie parę miesięcy wcześniej i rzeczywiście: w c$%j ludzi przewinęło się przez scenę (śmiech). Jeśli dobrze pamiętam, to sami Szwedzi - taka metalowa elita (śmiech). Rozmawiałem z paroma chłopakami na temat złożenia składu do grania na żywo. Paru z nich brało udział w kręceniu nowego teledysku, który zrobiliśmy parę tygodni temu - na ten moment jest już zmontowany i gotowy do wrzuty. Pojawi się wraz z premierą trzeciego singla.


Jako że jesteś wyjątkowo zajętym muzykiem, to Perracide nie jest Twoim jedynym tegorocznym wydawnictwem. Mogliśmy usłyszeć Twoją grę chociażby na debiucie Ursten. Jak trafiłeś na tę surową, black metalową płytę?

Tak, tak. Znam osobę odpowiedzialną za ten projekt. T-Ban ma jakieś 57 lat i znamy się chyba od 1989 czy 1990 roku. Można powiedzieć, że jest jedyny w swoim rodzaju. To taki stary punk z metalowym nastawieniem. Gdy tylko podesłał mi demówki, to od razu dałem znać, że jestem zainteresowany. Przede wszystkim dlatego, że on to robił - a jest naprawdę spoko facetem. W sierpniu znów odwiedziłem Studio Cave i z Pontusem nagrałem perkusję. Poszło ekspresowo - jeden czy dwa dni i po sprawie. Gdy pojawiły się gitary, bas i wokale, to pomyślałem: "wow! Wyszło bardzo fajnie!". To zróżnicowany album, trochę "inny". Być może środowisko black metalowe się ze mną nie zgodzi, ale uważam, że jest old schoolowy, taki prymitywny. Cieszę się z tego, że mogłem być jego częścią. Grałem razem z liderem tego projektu już w 1994, 30 lat później znów zrobiliśmy coś wspólnie. Widzisz, znów więc wracamy do Perracide: wszyscy jesteśmy jak rodzina. Starzy znajomi grają i nagrywają wspólnie metal. Pomógł mi on także z wideo do "Horripilation" - te wszystkie ujęcia niszczonych samochodów zostały nagrane właśnie przez niego. Fajnie się pracuje ze starymi znajomymi. Na drugim jego albumie jednak mnie już nie będzie - zastąpi mnie ktoś z bliższej okolicy. Mi to jednak nie przeszkadza, bo jak sam powiedziałeś: jestem wyjątkowo zajęty. Latem będę nagrywał nowy krążek Darkened - chyba 9 kawałków. Death metal, ale trochę bardziej zróżnicowany, w porównaniu np. do starego Dismember czy Entombed. Zobaczymy co z tego wyjdzie.

Ze swoim przyjacielem z Grave - Tobiasem - macie też projekt Saints & Sinners. Kiedy następny cover?

Nagrany ale jeszcze nie ukończony. A to dlatego, że pozostali członkowie także są zajęci innymi sprawami. Tobias i Sebastian grają z Necrophobic, a wokalistka - Erika - robi obecnie masę rzeczy. Prowadzi nawet swój własny program na YouTube - DecibelTV - przynajmniej jeden odcinek w miesiącu + mnóstwo innych projektów. No ale od początku wiedzieliśmy, że będziemy nagrywać kiedy znajdziemy czas, kiedy będziemy w ogóle chcieli, bez żadnej presji. Można powiedzieć, że to więc taki klasyczny projekt. Nie zamierzamy wychodzić z tym na scenę czy robić z tym coś więcej - robimy to tylko w wolnym czasie dla zabawy.

Jakieś jeszcze ciekawe projekty z Tobą na horyzoncie?

Już zacząłem planować kolejny album Perracide, choć na razie jeszcze nic nie mam nagrane. Planuję jednak zarejestrować jakieś ścieżki perkusji gdzieś na jesień.

I to by było na tyle! To wszystko co przygotowałem! Dziękuję za długą, ale niezwykle interesującą rozmowę! Trzymaj się!

Dzięki Tomasz! Trzymaj się, brachu!




Autor: Tomasz Michalski

Data dodania: 23.06.2023 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!