Hellium - "To był mój pomysł"


Dawno, dawno temu zespół Turbo wypuścił płyty, które musiały wprawić w osłupienie fanów "Dorosłych dzieci" czy "Smaku ciszy". "Dead End" i "One Way" zawierały bowiem materiał spod znaku siarczystego thrash metalu, nierzadko ocierającego się o death. Po wielu latach lider zespołu - Wojciech Hoffmann - postanowił powrócić do tych klimatów i powołał do życia zespół Hellium. Na drugiej gitarze znajdziemy Marcina Białożyka (ex-Turbo), za bas chwycił obecny wioślarz Turbo (a więc Przemek Niezgódzki), za zestawem perkusyjnym zasiadł niezniszczalny Pavulon (Antigama, Batushka, ex-Vader), a wydziera się Jacek Zema z Mindfak. Panowie wypuścili już debiutancką płytę, a niedługo wyruszą w pierwszą trasę koncertową. Stąd też postanowiliśmy zadać Hellium parę pytań. A odpowiadał jedyny, niepowtarzalny i, nie bójmy się użyć tego słowa, legendarny Wojciech Hoffmann.





MetalSide.pl: Cześć! Ostatnim razem rozmawialiśmy przy okazji solowego "Behind the Windows", a tu całkowite przeciwieństwo tego materiału. Zacznijmy może od tego najbardziej oczywistego pytania: jak w ogóle doszło do narodzin Hellium? Skąd pomysł, by powrócić do grania w stylu "One Way" i "Dead End"?

Wojciech Hoffmann: Granie ostrzejszego heavy metalu już od dawna kiełkowało w moim umyśle. Zaczęło się to jeszcze w Turbo podczas nagrywania "Kawalerii Szatana" i "Ostatniego Wojownika". Niestety z bardzo różnych przyczyn nie było kontynuacji tego założenia. Później na jakiś czas Turbo przestało istnieć, a po naszym powrocie pod koniec lat 90-tych zupełnie zmieniła się stylistyka metalu i muzyki rockowej. Tradycyjny heavy metal odszedł troszkę do lamusa i pojawił się grunge. Po naszym ponownym powstaniu, mieliśmy problem co dalej grać. Mieliśmy utwory typu "Smak Ciszy" lub "Dorosłe Dzieci", mogliśmy grać utwory mocno metalowe, ale bardzo tradycyjne. Chcieliśmy jednak pokazać, że przez te lata, kiedy nie było nas na rynku każdy z nas się rozwinął - i stąd płyta "Awatar". Później Turbo powróciło do bardziej klasycznego metalu i niech tak już pozostanie, natomiast ta myśl, żeby grać bardzo ostro cały czas we mnie się tliła. Na naszym koncercie z okazji 30-tej rocznicy powstania wykonaliśmy również utwory z płyty "One Way" i "Dead End". Muzycy, z którymi wtedy grałem i gram obecnie nie uczestniczyli w nagraniu obydwu płyt, więc nie wyrażali ochoty do dalszego wykonywania tego typu muzyki uważając, że to nie jest styl zespołu Turbo. Wtedy pomyślałem sobie, że trzeba założyć zupełnie nowy zespół i dać fanom okazję do posłuchania tych utworów na żywo, ponieważ utwory z tamtych płyt w zasadzie nigdy nie były grane na koncertach w tamtym czasie. Wreszcie po paru latach szukania muzyków mamy dzieło w postaci zespołu Hellium i płyty "One Way to Dead End".

Dlaczego zamiast od razu przedstawić się światu zupełnie nowym materiałem postanowiliście wrócić do kompozycji sprzed przeszło trzydziestu lat?

Chciałem sprawdzić jak teraz, po trzydziestu latach, te utwory zabrzmią w nowym wykonaniu i po małym retuszu aranżacyjnym. Zamierzenie było takie, żeby nagrać wszystko jeden do jednego. Natomiast objęcie roli perkusisty przez Pawła zmieniło obraz tych utworów. Paweł przearanżował te utwory i od razu wrażenie jest takie, że wszystko się zmieniło. Nowe bębny dodały niesamowitej mocy tym utworom. I okazało się, że nawet po trzydziestu latach od wydania oryginałów brzmią one tak, jakby były napisane tydzień temu. Poza tym to miał być sprawdzian czy fani chcą naprawdę słuchać tych utworów i wydaje mi się, że tak właśnie będzie, że będą zadowoleni z efektów naszej pracy. Pierwszy krok został poczyniony i teraz jest pora, żeby powoli tworzyć zupełnie nowy materiał.

Jak w ogóle daleko posunięte są prace nad w pełni autorskim materiałem? Kiedy należy się spodziewać całkowicie nowych dźwięków?

Myślę, że późną jesienią lub na początku przyszłego roku wejdziemy do studia i nagramy zupełnie nowy materiał, mając nadzieję, że będzie to mocny, ostry death/thrash metal. Za te kompozycje jest odpowiedzialny Marcin i ja, i już w chwili obecnej każdy z nas ma jakieś propozycje do opracowania na próbach.

To nie jest jednak tak, że kawałki na "One Way to Dead End" są tylko "odegrane". Dlaczego numery z "One Way" doczekały się tak radykalnych zmian?

Rzeczywiście te utwory nie są tylko odegrane, ale też i nie są radykalnie zmienione. Zmienione są tylko bębny, które jak już wspomniałem dodały niesamowitego koloru i potężnej energii - tę wniósł Paweł, grając oszalałe rytmy na dwóch stopach i blasty na werblu. Paweł to perkusista światowej klasy, z którym znakomicie się współpracuje. Ma doskonałe pomysły na zagospodarowanie ścieżki bębnów. W tych utworach dostał wolną rękę, a właściwie szybką, bo przejścia też ma oszalałe (śmiech) W stosunku do oryginalnych nagrań riffy nie zostały zmienione. Utwory w całości zostały zachowane prawie oryginalnej formie z kosmetycznymi zmianami, natomiast zmiany to przede wszystkim współczesne brzmienie.

Był jakiś kawałek z "Dead End" przy którym się napociliście?

Chyba nie było takiej sytuacji, w której byśmy się zmęczyli lub spocili, ponieważ na co dzień grywamy bardzo podobną muzykę w zespole Turbo - dlatego nie stanowiło to dla nas żadnego problemu. Myślę, że najwięcej pracy miał tu jednak Paweł grając te zawrotne rytmy i tempa, jak i Jacek - wokalista. Praca przy nagrywaniu tego materiału była dla nas wielką przyjemnością. Oczywiście jak przy każdych nagraniach zawsze pojawiają się jakieś mniejsze lub większe problemy, ale w tym przypadku wszystko poszło raczej bardzo gładko.


Które kompozycje z "Dead End" i "One Way" uważasz w ogóle za najlepsze?

Te dziewięć utworów wybranych przez nas odpowiada na zadane przez Ciebie pytanie. Wybraliśmy właśnie te kompozycje, które naszym zdaniem są najlepsze. Być może mogliśmy jeszcze dodać dwa lub trzy utwory, ale nie chcieliśmy przekraczać czasu 40 minut na płytę, ponieważ przy takiej ilości dźwięków jaką proponuje ta płyta nastąpiłoby zmęczenie, którego chcieliśmy uniknąć. Chodziło nam o to, żeby słuchacz był zadowolony, a nie wyłączał płytę w połowie. Zawsze lepszy jest niedosyt niż przesyt.

Nasz współpracownik na wiadomość o tym, że chcecie na nowo nagrać numery z tych płyt powiedział: "Na ch%#? Przecież to nie wymaga poprawek!". Jak Wy dziś patrzycie na ten oryginalny materiał? Co najbardziej uwiera?

Pozdrawiamy współpracownika i rozumiem doskonale jego zdziwienie, ponieważ pewnych rzeczy, które zostały stworzone i mają swoje miejsce w historii nie powinno się ruszać. To był mój pomysł, żeby jednak te utwory nagrać na nowo z dzisiejszym brzmieniem i wydaje mi się, że udało się to 100 procentach. Obydwie płyty brzmiały fatalnie w oryginale, ale takie były możliwości techniczne w ówczesnej Polsce i realizatorzy nie rozumieli lub nie umieli ustawić takiego brzmienia, jakie obowiązywało w tej muzyce i w świecie oczywiście. Nie są to pretensje w stosunku do tych ludzi, ponieważ robili co mogli mając do dyspozycji jedną setną sprzętu, który posiadały zachodnie studia. Jestem pewien, że gdyby w tamtej Polsce i w tamtych czasach nasze państwowe studia, bo nie było wtedy studiów prywatnych, miały tą ilość zachodniego sprzętu najwyższej klasy, nasze nagrania brzmiałyby identycznie jak nagrania zachodnich zespołów metalowych.

W jednym wywiadzie stwierdziłeś, że oba krążki powinny ukazać się pod inną nazwą. Dalej tak uważasz, czy jednak po latach patrzysz nieco inaczej na to wszystko?

To dość skomplikowane pytanie. Rzeczywiście po nagraniu płyt "Kawaleria Szatana", "Ostatni Wojownik" i nieszczęsnej dla Turbo płyty "Epidemie" nagraliśmy zupełnie inną stylistycznie płytę "Dead End", a później "One Way". Dzisiaj uważam, że powinien to nagrać zupełnie inny zespół i w zasadzie skład, który wówczas prezentował Turbo, odmienny od tego składu, który nagrał "Kawalerię Szatana" i "Ostatniego Wojownika", był już zupełnie innym zespołem. Ze starego składu został Tomek Goehs i ja. Robert jako ostatni nowy muzyk ze składu, który nagrał "Epidemie" w zasadzie należał do zupełnie innej bajki stylistycznej i niewykluczone, że gdyby powstał zespół Hellium, to sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej. W Polsce zaczęła się nowa era zespołów. Rosło zainteresowanie muzyką bardziej agresywną niż tradycyjny heavy metal i taki nowy zespół byłby czymś świeżym i mógłby sięgnąć po zachodnie kontrakty płytowe. Tak się stało przecież z Behemothem, Vaderem i Decapitated. Niestety z przyczyn niezależnych od zespołu całość upadła i Turbo przestało na jakiś czas istnieć.

Mimo wszystko to ciągle kawał historii Turbo - legendy polskiego metalu. Dlaczego więc żaden z kawałków nie znalazł się na "40th Anniversary - Greatest Hits"?

Odpowiedź jest bardzo prosta. Otóż ogłosiliśmy na Facebooku konkurs dla fanów, żeby wybrali sami utwory na płytę, która będzie kompilacją naszego czterdziestolecia. Ponieważ utwory z płyt "Dead End" i "One Way" nie znalazły się czołówce konkursu, to nie znalazły się też na tej płycie. Po zakończeniu konkursu wszystko podliczyliśmy i utwory zostały wybrane według ilości oddanych głosów. A ponieważ płyta ma też swój ograniczony czas, to znalazły się na niej te utwory, które dostały tych głosów najwięcej. Nie jest to naszą zasługą, co na tej płycie się znajduje. Nie chcieliśmy w żaden sposób ingerować w jej zawartość. Wszystko co się na niej znalazło jest w stu procentach wyborem fanów, a nie naszym. Z tego co pamiętam, my chyba tylko ułożyliśmy kolejność.

"Dead End" wydaje Under One Flag, ale "One Way" już Carnage Records. Tylko na kasecie. Jak do tego doszło? Jakie były oczekiwania względem płyty wydanej na zachodzie? No i czy materiał już tylko na kasecie nie podciął skrzydeł ówczesnej wersji Turbo?

To dosyć długa historia. Po rozwiązaniu kontraktu z Metal Mind, a musiałem tutaj dokonać pewnego zabiegu i po płycie "Dead End" rozwiązać zespół żeby unieważnić kontrakt i po jakimś czasie powołać do życia całkiem nowe Turbo z zupełnie innymi muzykami. Jestem właścicielem znaku graficznego i nazwy, więc nie stanowiło to większego problemu. Napisałem do wytwórni Under One Flag, że Metal Mind nie reprezentuje już naszych interesów, a oni odpisali "OK., czekamy na nowy materiał". W momencie kiedy powstał materiał na nowe wydawnictwo "One Way", wysłaliśmy go do Anglii, ale odpisali, że nie są zainteresowani. W związku z tym skontaktowałem się Mariuszem Kmiołkiem, który wydał ten materiał na kasecie. Niestety na tym się skończyła ówczesna historia zespołu Turbo i rzeczywiście skrzydła zostały nam wtedy podcięte i zespół w takiej formie przestał istnieć, żeby powrócić do tego najsłynniejszego składu za trzy lata. Nie ma takiej opcji, żeby się nie załamać po tym jak zobaczysz swoją wielką europejską trasę z zachodnimi kapelami, którą szef wytwórni MMP pokazywał nam na papierze, a było to aż czterdzieści sześć koncertów, i wierzysz w to, że teraz czeka Ciebie światowa kariera, a tu nagle totalna klapa i trasa odwołana. Ale jakoś to wytrzymałem i przeżyłem, może dlatego, że zawsze miałem dystans do tego co robię.


Jak wyglądało powstanie Creation of Death z Twojej perspektywy? W końcu muzycy z "Dead End" i "One Way", podobny styl i na dodatek ta sama wytwórnia, co pierwszy krążek.

Powstanie Creation of Death było następstwem cofnięcia mojego pozwolenia na używanie nazwy jako Turbo. Sytuacja wyglądała w ten sposób, że ówczesny wydawca stwierdził, że nagrają płytę Turbo bez mojego udziału. Tutaj się pomylił, bo jestem właścicielem nazwy i znaku graficznego. Zablokowałem taką możliwość i pozostali muzycy po tamtym Turbo zmienili nazwę na Creation of Death. Ale jeszcze przedtem zagrali trzy koncerty jako Turbo beze mnie. To było bardzo ciekawe doświadczenie, kiedy poszedłem w Poznaniu na koncert mojego macierzystego zespołu beze mnie. Turbo było wówczas supportem Sepultury i to były jedyne trzy koncerty Turbo bez mojego udziału. Po tej trasie została zmieniona nazwa na Creation of Death.

"One Way to Dead End" ukazał się Waszym własnym sumptem. Świadoma decyzja? Bo trudno mi uwierzyć, że polskie wytwórnie nie były zainteresowane projektem muzyków związanych z taką marką jak Turbo…

Tak, to była zupełnie świadoma decyzja. Nie zgłosiliśmy się do żadnej wytwórni, żeby zaproponować jej wydanie tego materiału. Uczyniliśmy wszystko sami. Od początku do końca. Oczywiście płytę nagraliśmy w Studio Coverius Piotra Mańkowskiego, znanego z formacji Wilczy Pająk. Piotrek wycisnął z nas wszystko co możliwe i świetnie to zrealizował. Mamy niekoniecznie pozytywne doświadczenia jeśli chodzi o wydawnictwa płytowe w naszym kraju. W związku z tym chcieliśmy się przekonać jak to będzie, jeśli płytę wydamy sami, ponieważ włożyliśmy w to nasze własne pieniądze. Chcieliśmy z tego nowego projektu uczynić coś w formie przedsiębiorstwa, dlatego założyliśmy swoją własną firmę i wszystko związane z zespołem chcieliśmy pozostawić w jej granicach. Niewykluczone, że jeśli dostaniemy kiedyś dobrą ofertę, dobry kontrakt, to z takiej propozycji skorzystamy.

W Hellium powraca Marcin Białożyk. Jak doszło do tego małego "reunionu"? Co on w ogóle porabiał po zakończeniu przygody z Turbo? Utrzymywaliście ze sobą kontakt?

Z Marcinem mieszkaliśmy na jednym osiedlu w Poznaniu i często się spotykaliśmy, ale od momentu nagrania i wydania płyty "One Way", w którym to Marcin brał udział jeszcze jako Turbo nie spotykaliśmy się. Potem Marcin mieszkał w Bydgoszczy i tego kontaktu nie mieliśmy. Dopiero po jego powrocie do Poznania zaczęliśmy się czasami spotykać i rozmawiać o przeszłości, snuć plany na przyszłość, nie widząc jeszcze, że powrócimy do wspólnego grania. Myśl założenia nowej kapeli kiełkowała mi w głowie już od przynajmniej 10 lat i w międzyczasie, może to było 6 lat temu, pomyślałem sobie, że warto byłoby zaprosić Marcina do nowego projektu, żeby objął stanowisko drugiego gitarzysty. Co też stało się właśnie teraz.

Nie myśleliście o tym, by do nagrań zaprosić także i innych muzyków związanych z tamtą erą? W końcu Litza czy Goehs to ciągle bardzo aktywni muzycy.

Takiego pomysłu nie było. Chciałem zaczął współpracę z zupełnie nowymi muzykami, którzy dodaliby nowego wymiaru i świeżości przy nagrywaniu tej płyty. Praktycznie chciałem zerwać z piętnem nazwy Turbo i w jakiś sposób odciąć się od mojego macierzystego zespołu. Nie mam tutaj nic złego na myśli, tylko wydaje mi się, że jeśli chcesz robić coś nowego, świeżego, to powinieneś poszukać innych ludzi, innych inspiracji, ponieważ to pomaga w rozwoju. A ja nie chcę stać w miejscu i zdziadzieć na starość. Natomiast Robert i Tomek Goehs są oczywiście wspaniałymi muzykami, cały czas aktywnymi jak wspomniałeś, ale oni mają już swój azymut i poruszają się w zupełnie innej stylistyce. Zwłaszcza Tomek, który gra z Kazikiem, a to już są zupełnie inne rytmy i klimaty. A współpraca z nowymi muzykami daje mi wiele możliwości spojrzenia na muzykę w innym wymiarze. Właśnie w tym, który bardzo mnie interesuje już od lat.

Litza pojawił się na 30-leciu Turbo, podczas którego zagrano jednak parę "staroci". Jak wspominasz ten występ?

To był wspaniały koncert. Bardzo sentymentalny pomimo wykonywanego repertuaru, bo przecież Turbo to nie tylko "Dorosłe Dzieci" - to także "Ostatni Wojownik", "Kawaleria Szatana", "Strażnik Światła". To był również super koncert poprzez to, że dopisali wspaniali Goście, którymi byli muzycy z dawnych lat, między innymi Wojtek Anioła, nieżyjący już drugi wokalista Piotr Krystek i pierwszy Wojtek Sowula, założyciel Turbo Henryk Tomczak, Andrzej Łysów, Grzegorz Kupczyk, Robert "Litza" Friedrich, Tomek Goehs, Dominik Jokiel. Przybyli na ten koncert nasi dawni menadżerowie - Janusz Maślak, Marek Wajcht - i wielu innych ludzi, którzy w tamtych latach z nami współpracowali. Zdaje się, że są nawet jakieś nagrania amatorskie z tego koncertu i być może kiedyś do nich sięgniemy, by w jakiś sposób ujrzały światło dzienne.

Rdzeń Hellium: wiadomo - muzycy związani z Turbo. Jak z kolei doszło do zwerbowania Pavulona i Jacka?

Z rdzenia Turbo jestem ja i grający od 2018 roku w Turbo na gitarze Przemek Niezgódzki, który w Hellium odpowiedzialny jest za gitarę basową. Ponieważ pomysł powołania nowego zespołu siedział już w moim umyśle dość długo, cały czas szukałem muzyków do nowego bandu. Najważniejszy był oczywiście wokalista i takiego znalazłem na przeglądzie muzyków rockowych w Jeleniej Górze na Lidze Rocka, bodajże pięć albo sześć lat temu. Jacek Zema był wokalistą i zarazem basistą. Obejrzałem ich koncert i już nie pamiętam, ale chyba dostali jakąś nagrodę, a być może nawet wygrali. Zaraz po koncercie podszedłem do Jacka i zapytałem czy nie chciałby pośpiewać w moim nowym zespole, który będzie się za chwilę tworzył. Jacek wyraził na to ochotę i przez ten cały czas utrzymywaliśmy ze sobą kontakt telefoniczny i w momencie przygotowywania materiału dołączył do nas. Jeśli chodzi o perkusistę, to również przesłuchałem wielu różnych pałkerów, którzy niestety nie sprostali moim oczekiwaniom. Zupełnie przypadkiem trafiłem na Pawła Jaroszewicza, o wdzięcznym pseudonimie Pavulon (śmiech) Poznałem go jeszcze w czasie jego współpracy z zespołem Decapitated i jakieś dwa lata temu zadzwoniłem do niego i zapytałem czy nie byłby zainteresowany podjęciem współpracy w moim nowym zespole. Paweł wyraził ochotę na spróbowanie nowego wyzwania, no i efektem współpracy jest obecnie nasza płyta.


Jacek nie czuł tremy wchodząc niejako w buty Roberta? W końcu Litza to już legenda sama w sobie.

Oczywiście Litza jest wielką legendą jeśli chodzi o polską muzykę rockową, ale nie czuliśmy, że Jacek ma z tym problemy. Podczas prób i nagrania płyty stworzyliśmy bardzo pozytywną i przyjazną atmosferę, żeby nie czuł się tylko naśladowcą i wykonawcą, ale żeby poczuł materiał jakby to był jego autorski produkt. Zresztą Jacek nie był tutaj zupełnym nowicjuszem, gdyż występował jako wokalista i radził sobie z tym bardzo dobrze w swoim macierzystym zespole. Jestem pewien, że trema go nie pokonała, co słychać na płycie. Jesteśmy bardzo zadowoleni z efektów jego pracy.

Hellium przygotowuje się do pracy w terenie. Będzie chociażby trasa z… grindową Antigamą. Skąd takie zestawienie? Paweł będzie ogarniał na żywo dwie ekipy?

Paweł rzeczywiście będzie grał we wszystkich tych formacjach, które pojawią się na tej trasie. Czasami będą to nawet cztery zespoły. Ponieważ jest młodym człowiekiem, to mam nadzieję, że da sobie radę ze wszystkimi czterema bandami, i że po koncertach będzie bardziej szczęśliwy i zadowolony niż zmęczony. Czego jemu i sobie oczywiście życzymy. Jeśli chodzi o zestawienie zespołów, to dostaliśmy propozycję dołączenia do tego składu. W niektórych miastach zamiast nas będzie ktoś inny, a z kolei tam, gdzie my gramy nie będzie zespołu, który nas zastąpi na innych koncertach.

Trasa nie miała się dla Was rozpocząć w Rzeszowie?

Jest więcej koncertów niż tych, które my gramy. My gramy tylko pięć, natomiast koncertów jest łącznie chyba jedenaście. Z tego co wiem, to koncert w Rzeszowie odbędzie się, ale bez naszego udziału. My gramy 27 kwietnia Warszawę, 28 Olsztyn, 29 Elbląg, 2 maja Poznań i 3 Szczecin. Mamy wielką nadzieję, że koncerty zainteresują fanów i dostaniemy następne propozycje koncertowe. Pracujemy bardzo intensywnie żeby nie zawieść nikogo i żeby zespół szedł cały czas do przodu - bo wtedy to ma jakiś sens. Atmosfera w kapeli jest znakomita. Ochota na pracę, na koncerty i na nagrania jest olbrzymia.

A co po trasie z Antigamą? Szykujecie np. jakieś występy jako headliner?

Wszystko zależy właśnie od tej trasy, która niebawem się rozpocznie. Mam nadzieję, że nasze koncerty spodobają się na tyle, że dostaniemy następne propozycje koncertowe. Musimy w dzisiejszych czasach działać bardzo nowocześnie. Trzeba ruszyć ostro do przodu z mediami społecznościowymi. Aczkolwiek działa już nasza strona na Facebooku: www.facebook.com/Hellium.Band i strona helliumofficial.com. Naszą płytę można nabyć właśnie przez naszą stronę, a posłuchać na Spotify i wszystkich innych streamingach. Chcielibyśmy również nagrać jakieś teledyski, żeby pokazać się większej ilości fanów. Myślę, że pod koniec roku uda nam się zagrać jeszcze parę koncertów już jako headliner, ale to jak powiedziałem będzie wymagało dużego nakładu pracy z naszej strony. No i pracy naszego menadżera: Jarka Jazienickiego.

I to by było na tyle! Dzięki za poświęcony czas i na koniec (tradycyjnie!) proszę o kilka słów dla czytelników MetalSide!

Oczywiście bardzo chcielibyśmy pozdrowić wszystkich, którzy kochają muzykę metalową w każdym jej wymiarze, którzy wierzą w jej nieśmiertelność. Żywimy też nadzieję, że nasza muzyka, nasz zespół zainteresuje ich na tyle, że będą kupować nasze płyty i przychodzić na nasze koncerty.


Autor: Tomasz Michalski

Data dodania: 10.04.2023 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!