The Sixpounder - "Yes We Can!"


The Sixpounder powstał w 2006 roku i niespodziewanie w 2022 roku zakończył swoją działalność. Czy definitywnie - tego nie wiemy. W dyskografii tego zespołu znajdziemy cztery studyjne płyty, a tą ostatnią jest "Can We Fix the World?". Właśnie o tym wydawnictwie porozmawialiśmy z gitarzystą Pawłem Ostrowskim. Ponadto poruszyliśmy temat kończenia działalności pod szyldem The Sixpounder, czy planów na przyszłość. Nie zabrakło również wspominek z historii tej kapeli. Nie przedłużając specjalnie - zapraszamy do czytania. Przed Wami Paweł Ostrowski.





MetalSide.pl: Cześć! Zaczynamy od oczywistego pytania: dlaczego zespół The Sixpounder zakończył swoją działalność?

Paul Shrill: Dla mnie muzyka to sposób wyrażania siebie i swoich emocji, a The Sixpounder był jednym ze sposobów na takie uzewnętrznienie. Niektóre osoby uznały tę decyzję za totalnie szaloną, bo jesteśmy chyba w swojej szczytowej formie. Wciąż się lubimy, spotykamy, ale po prostu uznałem, że na ten moment chcę się skupić na innych rzeczach. Nie chciałem sytuacji, że fani są o tym nie poinformowani. Dlatego postanowiłem, że zawieszamy działalność. Nie chcę robić niczego na pół gwizdka.

Nic już z chłopakami interesującego nie wymyślisz?

Jestem pewny, że możemy wymyślić mnóstwo interesujących kompozycji czy też obrazów i być może w przyszłości do tego dojdzie. Pomysłów na riffy, groove i melodie nigdy nie brakuje (śmiech)

Czyli nie wykluczasz, że coś pod szyldem The Sixpounder może jeszcze powstać?

Jasne, nigdy nie wiadomo na co przyjdzie nam ochota. Może się tak wydarzyć, że właśnie na to, żeby się wspólnie spotkać i odpalić to wszystko na nowo. Droga jest otwarta zawsze, zwłaszcza że bardzo się lubimy i szanujemy.

The Sixpounder powstał w 2006 roku, czyli stuknęło już 16 latek. Jak z perspektywy tego czasu oceniasz to co się wydarzyło przez te lata?

Ten zespół to moje dziecko i od samego początku był moim oczkiem w głowie. Jego rozwój pozwolił mi doświadczyć wspaniałych momentów w życiu, różnych emocji, poznać niesamowitych ludzi, a przede wszystkim siebie. Oceniam wspaniale. To była i właściwie cały czas jest świetna przygoda. To co zrobiliśmy wciąż pozostaje z nami.

Jakbyś mógł się przenieść w czasie i zmienić jedną z decyzji dotyczących zespołu to co to by było?

Trudne pytanie, bo każda decyzja nawet pozornie zła, została podjęta w jakimś celu. Była najlepszą w danym momencie, wynikała z naszej perspektywy i percepcji w tamtym czasie. Niczego bym nie zmieniał, no może naprawiłbym klimatyzację w naszym busie - nigdy nie działała (śmiech)
Jesteś dumny z tego co osiągnęliście jako grupa?

Jestem bardzo zadowolony z tego co osiągnęliśmy. Mamy na swoim koncie piosenki, które wciąż sami lubimy słuchać, klipy, których oglądanie daje nam przyjemność, mamy mega fanów, których liczba wciąż rośnie i zagraliśmy wspaniałe koncerty. Tak, jestem bardzo dumny z tego co osiągnęliśmy.

Który koncert najbardziej będziesz wspominał kiedyś przy kominku i dlaczego?

Chłopaki się ze mnie śmieją, że mam pamięć jak słoń, bo pamiętam wszystkie koncerty. Traktuję to jako jeden długi film. Każdy miał swój urok. Te małe klubowe, kiedy możemy sobie porozmawiać z ludźmi, przybić z nimi piątkę są mega. No, ale dobra. Jeśli miałby być jeden to: Wacken. To było mega dzikie i szalone. Coś pięknego. Dwa występy na Pol'and'Rock są następne w kolejce.

A o którym chciałbyś zapomnieć?

Hmm… Military Metal Camp czy jak tam to się nazywało. To był rok 2011 chyba. Weszliśmy na scenę na pełnym ogniu, zaczęliśmy grać "Last True Cowboy Manifesto" i już na pierwszej zwrotce Filip podskoczył i skręcił nogę w kolanie… Upadł na ziemię. Musieliśmy przerwać. Noga mu napuchła i nie mógł ściągnąć spodni przez to kolano. Musieliśmy go zostawić w Warszawie w szpitalu, a sami wróciliśmy do Wrocławia. To był chyba najgorszy i niepotrzebny koncert. No i Filip mocno się wycierpiał. Inne były już zdecydowanie lepsze (śmiech)

Wydaliście niedawno płytę "Can We Fix the World?" Czy jesteś z niej w 100% zadowolony? Czy jako artysta wciąż słyszysz, że coś można by lepiej tam zrobić?

Pewnie, że jestem. Cały czas dostajemy feedback od fanów, że jest zajebista, więc po co mam szukać w niej dziur, czy braków? Brzmi tak jak brzmieć powinna. Jest kompletna i skończona. Polecam - Paweł Ostrowski (śmiech)


A są jakieś niepochlebne opinie? Albo jakieś totalnie odjechane porównania?

No to jest ciekawa sprawa, bo chyba się tu jakaś magia zadziała. Nie spotkałem się z żadną niepochlebną opinią. Serio. Dziwna sprawa. Oczywiście nie sądzę, że jest na tyle uniwersalna, że każdy fan metalu będzie ją katował w odtwarzaczu. Myślę, że jakby zrobić ankietę wśród ortodoksyjnych metalowców, to moglibyśmy nawet poznać epitety, o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia. Uważam po prostu, że ta płyta trafiła i ciągle trafia w świadome ręce słuchaczy, którzy lubią taką muzykę. Powtarzający się feedback jest taki, że płyta ma ekstra energię, więc jest elegancko.

Dość długo trwało zanim "Can We Fix the World?" ujrzało światło dzienne. Ciężko było stworzyć ten materiał?

Z pisaniem utworów nie było ciężko. Cała historia dookoła tego była już bardziej skomplikowana. Część z nich była już kompletna w 2018 roku. Ale tworzenie utworu to nie wszystko. Wybraliśmy taką drogę, że zdecydowaną większość robimy sami, a to trwa. Nagrywanie, produkcja, edycja, wszystkie te mało romantyczne rzeczy są bardzo czasochłonne. Dodatkowo mieliśmy po drodze pandemię, która opóźniła trochę ten proces.

Początkowo tytuł tego wydawnictwa był inny. Czy coś oprócz tytułu po drodze się zmieniło?

Tak. My się zmieniliśmy, albo raczej nasze nastawienie. Wcześniej byliśmy bardzo bojowo nastawieni do otaczającej nas rzeczywistości. "Killer King" - bo tak się miał pierwotnie nazywać album, miał symbolizować człowieka jako najbardziej plugawą istotę chodzącą po świecie. Przejrzeliśmy na oczy, zrobiliśmy kilka kroków wstecz, spojrzeliśmy jeszcze raz na świat z innej perspektywy i okazało się, że ten człowiek nie jest taki zły. Zmieniając perspektywę i swoje nastawienie, zmienia się otaczająca rzeczywistość. Czyli naprawiając świat wewnętrzny, naprawimy zewnętrzny. Ktoś kto tego doświadczył, będzie wiedział o co nam chodzi. Czyli "Can We Fix the World?" - Yes We Can! (śmiech)

Jakie macie plany na dalszą promocję płyty?

W planach są jeszcze dwa teledyski i coś jeszcze. Wydawnictwo Case Studio, z którym rozpoczęliśmy współpracę jakiś czas temu, cały czas działa w kwestii promocji. Zamierzamy dotrzeć z albumem do tych, którzy jeszcze go nie słyszeli.

Jak będzie wyglądał koniec The Sixpounder? Zagracie ostatni koncert, odwieziecie graty na salkę i się pożegnacie? Czy raczej jakaś zespołowa imprezka się szykuje?

Wszystko to o czym wspomniałeś już się wydarzyło. Natomiast słowo "koniec" nie rezonuje ze mną, bo muzyka cały czas pozostanie, my jesteśmy, mamy kontakt z fanami. Niech to płynie.

Ile znaczy dla ciebie muzyka? Czy zamierzasz dalej grać w jakimś zespole, czy też stworzyć nowy?

Muzyka jest częścią mojego życia i towarzyszy mi od zawsze. Zawsze miałem sporo pomysłów w jaki sposób mogę się zrealizować muzycznie i tak będzie tym razem. A co to będzie? Na pewno coś, czemu poświęcę się z wielką przyjemnością (śmiech)

A jak reszta chłopaków? Mają swoje plany?

A to dobre pytanie. Bo nie wiem. Wcześniej ja planowałem większość rzeczy, ale pozwalamy sobie obserwować co się wydarzy i cieszyć się graniem.


Co byś chciał osiągnąć jako muzyk? Czy masz swój muzyczny Mount Everest?

Nie mam takiego szczytu do zdobycia. Kocham tworzyć muzykę, zamierzam robić to najlepiej jak tylko będę w stanie, a co się wydarzy i będzie w związku z tym…? Zobaczymy. Jestem otwarty na to co dostanę.

Jakiej muzyki ostatnio najwięcej słuchasz? Które album zrobiły na Tobie największe wrażenie?

Nie poszalejemy tutaj z odpowiedzią. Wracam do starych płyt. Raczej nie jest to metal, ale rozstrzał jest ogromny, np. Johny Cash, John Mayer, Led Zeppelin, Mötley Crϋe, Def Leppard, amerykański hip hop z elementami country rocka, czy muzyka klasyczna Bach, Wagner.

Co spowodowało, że zacząłeś grać na instrumencie? Masz swoich Mistrzów?

Chciałem grać w zespole, latać po scenie. Fascynowało mnie to, że kilku gości może wygenerować taką moc, że wyrywa włosy ludziom na koncertach. No i oczywiście kobiety, wino i zabawa. Coś wspaniałego. Uwielbiam też sam proces tworzenia, komponowania, kiedy od idei w głowie powstanie utwór, z którego ktoś może czerpać przyjemność. Mistrzów raczej nie mam. Lubię sam odkrywać swój własny stosunek do muzyki i interpretować ją tak jak czuję w danej chwili.

Dokończ, proszę zdanie: The Sixpounder to dla mnie…

Wspaniała przygoda.

I to tyle co to przygotowaliśmy. Dzięki za poświęcony czas i wszystkie odpowiedzi. Tradycyjnie ostatnie słówko dla czytelników MetalSide zostawiam Tobie. Cześć!

Jestem bardzo wdzięczny za tyle ciekawych pytań. Życzę Wam wszystkim, żeby muzyka zawsze Wam w duszy grała i dawała mnóstwo radości. Szukajcie nowych dziejów, nowych melodii.


Autor: Gumbyy

Data dodania: 22.01.2023 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!