MetalSide.pl: Cześć! Zacznijmy może od historii Brymir, bo ta jest dość ciekawa: w końcu poznaliście się na... obozie muzycznym. Opowiedz nam o tym!
Viktor Gullichsen: Hej! Tak, mieliśmy po 16 lat i to rzeczywiście był obóz muzyczny, ale taki bardziej dla osób grających jazz lub pop. Wtedy grałem jeszcze na perkusji. Byliśmy tam jedynymi kudłatymi, więc szybko się wyłowiliśmy (śmiech) "O, ten ma długie włosy, tamten ma długie włosy!" (śmiech) Zaczęliśmy ze sobą gadać i okazało się, że słuchamy takich samych gatunków metalu. Wszyscy lubiliśmy Ensiferum, Wintersun, Dark Funeral, Dimmu Borgir, jak również power metalowe zespoły pokroju Stratovarius czy Rhapsody. Wtedy były jeszcze podziały na metali słuchających black metalu, czy takich, którzy siedzą w power metalu, a u nas tego nie było. Szybko znaleźliśmy wspólny język i postanowiliśmy pokazać jazzowym nerdom jak się gra metal (śmiech) Tak właśnie się to wszystko zaczęło. Po obozie staliśmy się prawdziwą grupą.
Pamiętasz co wtedy graliście?
Jasne! To był numer "Token of Time" Ensiferum - prawdziwy klasyk i fajnie byłoby go kiedyś zagrać na żywo (śmiech)
Coś jeszcze?
Prawdopodobnie jeszcze "Iron" Ensiferum. Szybko jednak zaczęliśmy pisać własne kawałki - chyba z miesiąc po obozie. Mieliśmy program Guitar Pro, w którym tworzyliśmy własne riffy. Nasz były klawiszowiec - Janne - uczył się także inżynierii dźwięku, a i ja szybko podchwyciłem temat. Wkrótce więc pojawiły się pierwsze demówki.
Pierwsze nagrane przez Was kawałki to "A Free Man's Path", "Ragnarök" i "The Battle of Pagan Might". Pierwsze dwa trafiły na debiut. Co z tym trzecim?
Numer pojawił się jako bonus do naszego drugiego albumu. Nie na wszystkich wersjach, ale na pewno znajdziesz go na tej japońskiej. To był w ogóle pierwszy kawałek jaki razem nagraliśmy - pierwsza kompozycja Brymir. Skomponował ją Sean. Gdy robiliśmy nasz debiutancki krążek to trochę się tego kawałka wstydziliśmy, no bo wiesz... (Viktor zaczyna wesoło maszerować i udawać grę na flecie) (śmiech) A my chcieliśmy grać prawilny metal! Zostawiliśmy go więc na później. Jak nasz japoński wydawca dostał materiał na "Slayer of Gods", to od razu powiedział: "wszystko ładnie i pięknie, ale gdzie bonus?". Kompletnie wyleciało nam to z głów! (śmiech) A przecież wiedzieliśmy, że coś musimy przygotować! Na szczęście odkopaliśmy wcześniej oryginalne demo "The Battle for Pagan Might". I cieszę się, że ten numer w końcu ujrzał światło dzienne.
To oryginalna demówka czy nagraliście numer od nowa?
To wersja studyjna. Pierwsza, którą nagraliśmy profesjonalnie: w studio, z producentem.
A jak patrzysz dziś na debiutancki materiał z "Breathe Fire to the Sun"? Coś byś zmienił?
Na pewno nagrałbym od nowa wokale (śmiech) Ciężko mi się słucha mojego głosu na starszych kompozycjach. Nie lubię też oglądać wywiadów ze mną. Lubię brać w nich udział, fajnie mi się rozmawia, ale później jak to wszystko odsłuchuję, to brzmi to dla mnie zbyt dziwnie (śmiech) Co do śpiewu: wydaje mi się, że bardzo się w tym aspekcie rozwinąłem, znalazłem swój styl. Na dwóch ostatnich albumach pokazałem pełnię swojego potencjału. Chciałbym teraz, by i na pierwszych płytach wokale były równie mocnym punktem. No ale mimo wszystko to ważna część naszej historii. Wiadomo, że jak się gra jakieś kawałki na każdym koncercie od 15-16 lat, to ma się ich dość. Taki "Ragnarök", to prawdziwy klasyk, ale fajnie było go odłożyć nieco na bok i wracać do niego tylko na specjalne okazje.
W recenzjach debiutu pojawiły się porównania do Ensiferum czy Wintersun. Jak reagowaliście na coś takiego? Motywowało Was to do szukania własnego stylu? Czegoś bardziej swojego?
Tak, zdecydowanie! Przy pierwszym albumie szybko zdaliśmy sobie sprawę z tego, że folk metal posiada pewne ograniczenia. A nas ciągnęło również do tych cięższych gatunków. To właśnie w tym kierunku postanowiliśmy pójść na naszym drugim krążku. Nie mieliśmy jednak jeszcze wtedy odpowiednich "narzędzi" - wiedzy, jak to ma ostatecznie wyglądać. Efektem był album, w którym pojawiło się sporo melodyjnego death metalu. Przy trzecim albumie udało się wyskoczyć z tej folk metalowej szuflady i znaleźć coś nowego. W ogóle poszliśmy znacznie dalej względem poprzednika: pojawiło się chociażby dużo syntezatorów. Teraz z kolei mogliśmy sobie pozwolić zrobić mały krok w tył: wyszliśmy z folk metalu, co nie znaczy, że nie możemy sobie z nim od czasu do czasu poflirtować.
Na trzeciej płycie - "Wings of Fire" - pojawiło się sporo elementów power metalu. To był ten brakujący element?
Być może. Może tak być, że powrót do power metalu był kluczem (śmiech) Zawsze kochaliśmy ten gatunek, ale jednocześnie uważaliśmy go za nieco niepoważny. Taka muza dla nerdów (śmiech) Jasne, sami nimi jesteśmy: gramy w gry, kochamy fantasy, ale jednocześnie żłopiemy piwo i lubimy imprezować. Może musieliśmy w końcu zaakceptować to, kim jesteśmy. Lubimy taką muzę? Jasne, ale zróbmy ją na death/punkową modłę! I chyba właśnie to odróżnia nas od innych, stało się tym sekretnym składnikiem naszego muzycznego sosu. W końcu rzadko się słyszy coś, co mogłoby być wynikiem związku death i power metalu.
A dlaczego Janne ostatecznie opuścił Brymir? Dużo się od niego nauczyłeś w kwestii orkiestracji?
Tak, bardzo duża część mojej wiedzy na temat programowania orkiestracji pochodzi właśnie od Janne. Odszedł ponieważ Battle Beast zaczęło zdobywać coraz większą popularność i cały czas był w trasie. Uznaliśmy, że skoro nie jest w stanie pojawić się nawet na jednym koncercie, to może oficjalnie już poinformujemy o tym, że nie będzie z nami grał. Cały czas jesteśmy przyjaciółmi i ze sobą współpracujemy. Oboje jesteśmy inżynierami dźwięku i producentami. Nasze kariery zawsze były ze sobą powiązane - wymienialiśmy się sprzętem, pomagaliśmy sobie wzajemnie, korzystaliśmy z obu naszych studio. Połowa moich gratów jest teraz u Janne i muszę się w końcu zebrać do tego, by je przywieźć (śmiech) Dopiero się tutaj wprowadziłem i zamierzam zbudować domowe studio, w którym planuję nagrać piąty album Brymir.
Jako że moim ulubionym kawałkiem z "Wings of Fire" jest "Lament of the Ravenous", to opowiedz mi o nim!
Przed napisaniem tego albumu rozstałem się z moją dziewczyną. Zakończyłem jeden związek i rozpocząłem drugi: z moją obecną partnerką. Kawałek opowiada o tym co wtedy czułem - gdy byłem niejako pomiędzy dwoma związkami. Czułem się winny, ponieważ z jednej strony dopiero co przeżyłem rozstanie, a z drugiej: byłem napalony (śmiech) Miałem ochotę na chlanie i seks (śmiech) Opowiadam więc o tym poczuciu winy, ale jednocześnie zaznaczam, że seks to coś, co mi teraz pomoże (śmiech)
Wasz najnowszy album ukazał się z ramienia Napalm Records. Jak trafiliście pod skrzydła tej wytwórni?
Zabawna historia, bo poszedłem do sklepu z moją dziewczyną by kupić trochę żarcia i dostałem wiadomość na maila. Usłyszałem powiadomienie, wchodzę na skrzynkę, a tam zapytanie od przedstawiciela Napalm Records czy chcielibyśmy zacząć z nimi współpracę (śmiech) "CO?! To jakiś żart?!" - pomyślałem (śmiech) Od razu przesłałem maila naszemu menedżerowi powtarzając sobie: "dobrze jest, dobrze jest, dobrze jest!" (śmiech) Negocjacje trwały parę miesięcy, udało się wypracować dobry kompromis i podpisaliśmy umowę.
Kiedy w ogóle zaczęliście pisać nowe kawałki? To był owoc pandemicznego przestoju? Braku koncertów?
Trochę tak. Ja bym powiedział, że to owoc frustracji wynikającej z tego, że nie mogliśmy niczego zrobić. W 2019 roku wypuściliśmy "Wings of Fire" i graliśmy mnóstwo koncertów - byliśmy w gazie i świetnie się bawiliśmy. Mieliśmy już parę pomysłów i planowaliśmy rozpocząć proces pisania nowego krążka. I nagle: wszystko odwołane, wszystko pozamykane. Nie mogliśmy się nawet za bardzo spotykać, ponieważ niektórzy z nas mają bliskich, którzy są podatni na infekcje - byli więc w grupie najwyższego ryzyka. Cały proces tworzenia został rozbity. Na początku myśleliśmy, że to w sumie dobry czas na to, by zacząć pisać nowe utwory, bo i tak siedzimy w domach - możemy się temu całkowicie poświęcić. Szybko jednak się okazało, że nie tędy droga. Wszystkie wcześniejsze pomysły i inspiracje rodziły się w wyniku rozmów pomiędzy nami, dzięki poznawaniu nowych ludzi czy doświadczaniu nowych rzeczy. Wszystko o czym piszę ma swoje źródło w prawdziwych wydarzeniach. Covid był jak tunel, w którym zamknięto stare rzeczy, ale przez grube ściany nie były się w stanie przebić do nich żadne nowe doświadczenia. Jasne, mimo wszystko dalej było z czego rzeźbić, ale jednak brakowało tych interakcji. Dla przykładu, najczęściej pracuje ze mną Joona - nasz gitarzysta - i gdy zaczynam układać jakąś melodię, to widzę jak pojawia się błysk w jego oku. I to daje mi kreatywnego kopa. Widzę także kiedy coś mu się nie podoba i wtedy przechodzę do innego pomysłu. A jak jesteś sam, to w sumie nie wiesz czy coś jest dobre czy złe. Pierwszy rok był więc niezwykle frustrujący. W 2021 roku powiedziałem sobie: "jebać to wszystko!" i postanowiłem z klapkami na oczach przebrnąć przez ten wspomniany wcześniej tunel. Ta narastająca frustracja okazała się cennym zasobem. Byłem jak zwierzę w klatce, które próbuje ją rozerwać i uciec. Przyspieszyło to cały proces. Niby więc covid, przez mnóstwo wolnego czasu, wydawał się dobrym okresem do pisania, ale przez pierwszy rok nie stworzyłem w zasadzie niczego namacalnego. Dopiero ta cała złość dała mi kopa. Spora ilość kawałków opowiada o np. podróżowaniu, wybieraniu się dokądś... Co prawda taki "Forged of War" opowiada o podróży w celu wymordowania kogoś, ale to też można odnieść do naszej sytuacji: tak jak wikingowie w tym numerze chcieliśmy wyruszyć w trasę i roznieść na strzępy poszczególne kluby (śmiech)
Jest kawałek "Far from Home"...
Tak, dokładnie. Również "Landfall" opowiada o podróżowaniu. Ten motyw pojawia się w wielu nowych kawałkach, ponieważ nie mogliśmy doczekać się wyruszenia w trasę.
Pierwszą zapowiedzią nowej płyty był jej utwór tytułowy. Dlaczego właśnie on?
Wybraliśmy tę kompozycję, ponieważ dobrze pokazuje jak obecnie brzmi Brymir - że gramy zdecydowanie bardziej nowocześnie. Poza tym pokazuje także te chłodne, charakterystyczne skandynawskie brzmienie - nie do końca folk metalowe, ale wykorzystujące akustyczne gitary. Sam tytuł "Voices in the Sky" odnosi się do legendarnych metalowych wokalistów, naszych idoli. W numerze śpiewam o tym, że też chcielibyśmy być tacy jak oni. Chcemy spędzać z nimi czas w trasie, wypić niejedno piwko w busie i co wieczór dzielić z nimi scenę. Pragniemy wyruszać w trasy, robić to co robimy przez następne lata, mając nadzieję, że w końcu będziemy tam, gdzie oni teraz. Że przejmiemy od nich pałeczkę i zostaniemy zapamiętani. To cel, który obraliśmy sobie podczas pandemii. Dlatego właśnie ten kawałek chcieliśmy wypuścić. Oto Brymir a.d. 2022. Oto nasz cel, oto nasza misja.
Dobrze się bawiliście na planie klipu?
Tak, było zabawnie. Fajnie było spędzić w ten sposób czas z chłopakami. To coś, co będziemy pamiętać przez dłuższy czas. "Haha, pamiętasz jak płakałeś, że ci makijaż spłynął do oka?" (śmiech) "A pamiętasz jak w pełnym make-upie odbierałeś pizzę? To dopiero było!" (śmiech) Fajne doświadczenie.
Drugim singlem zwracałeś uwagę na poważniejsze tematy. Dlaczego w "Herald of Aegir" zająłeś się ekologią?
Uwielbiam łowić ryby - to moje ulubione hobby. Dorastając spędzałem mnóstwo czasu nad wodą. Mój dziadek miał wyspę i z biegiem czasu widać było jak obniża się jakość tych wód - ryb było bowiem coraz mniej. I boli mnie to, bo pewnego dnia chciałbym, aby i moje dzieci - jeśli będę miał dzieci - mogły spędzić ze mną czas w taki sposób. Albo chociaż wiesz, mogły sprawdzić jak w ogóle smakuje prawdziwa ryba (śmiech) Bo to różnie może być. Zresztą nie muszę Ci o tym mówić: widziałeś co w Polsce niedawno się wydarzyło... Ludzie nie myślą o konsekwencjach: zatruwają środowisko niczym się nie przejmując. U nas też ostatnio mieliśmy podobny przypadek. W okolicach Helsinek, zaraz obok rzeki jedna z firm zajmowała się zmywaniem graffiti. No i cała ta chemia spłynęła do wody, co doprowadziło do całkowitego obumarcia ikry pstrągów i łososi. Utwór dotyka szerokiego tematu zmian klimatycznych, ale jednocześnie zwraca także uwagę na szczegóły. Na przykład, że nie można budować niezliczoną ilość hydroelektrowni, bo w końcu zabije się cały gatunek łososia. Poruszyłem to wszystko dlatego, że jestem osobą, która kocha przyrodę i ktoś musi o tych problemach głośno mówić. Poza tym fajnie było stworzyć taki rybi-metal (śmiech) Nikt wcześniej tego nie zrobił! Numeru o łososiu z blastami! (śmiech)
No to dobra, jako że mój brat uwielbia wędkować, to pochwal się swoją największą zdobyczą!
(myśli) Chyba był to ośmiokilowy szczupak.
Ładnie.
No, jakieś 90 cm.
A wracając do numeru: kim jest w mitologii tytułowy Aegir?
To taka norweska wersja Posejdona. Władca wód. Heroldami Aegira są łososie, które uważało się za jego najwspanialsze, najsilniejsze dzieło. A są heroldami, ponieważ dobrze pokazują stan wód - jeśli coś się dzieje z ich populacją, to od razu wiadomo, że coś jest nie tak z wodą.
Wideo tekstowe skupia się na szczegółach prac Tuomasa Valtanena. Jak się poznaliście i dlaczego to właśnie na jego styl postawiliście?
Poznaliśmy się przez moich znajomych. Jest tatuażystą, którego twórczość śledzę od dłuższego czasu. Najpierw zrobiliśmy razem trochę merchu. Wszystko odbyło się bezproblemowo - świetnie się dogadywaliśmy. Bardzo podoba mi się ten jego charakterystyczny styl - od razu widać, że zajmuje się tatuażami. Nie musisz mu też dawać zbyt dużej ilości wytycznych. Już po kilku słowach doskonale wie co trzeba zrobić.
Okładka mocno się w ogóle różni od tej z poprzedniego krążka. Tam przypominała ona artwork z gry RPG, tutaj z kolei jest bardziej mrocznie.
Tak. Chcieliśmy również zwrócić uwagę na polaryzację w społeczeństwie. Stąd mamy tylko czerń, biel, no i głęboką czerwień reprezentującą krew niewinnych ludzi. Tej przelano ostatnio zbyt wiele.
Zgadzam się. Ważny temat podejmujesz również w teledysku do "Fly with Me". Pierwsze co przyszło na myśl, to internetowe challenge dla dzieciaków w social mediach, które skończyły się tragicznie. Nowe technologie zamiast pomagać ogłupiają?
Tja, dokładnie. Mój stosunek do social mediów opiera się na miłości i nienawiści. Obecnie to bardzo toksyczne i niebezpieczne środowisko - musisz mieć twardą skorupę. To miejsce, w którym w bardzo łatwy sposób można kogoś zgnoić, okraść, zniszczyć. Szczególnie artystów. Jednocześnie w trakcie pandemii to było w zasadzie jedyne medium dające szansę na wyjście do ludzi. Gdybym mógł, to osobiście zrezygnowałbym całkowicie z social mediów. Ale jako lider zespołu muszę z nich korzystać. Nie lubię tego, że... Wiesz, lubię coś takiego jak teraz: że rozmawiam sobie z Tobą na różne tematy. Podoba mi się też to, że inne osoby mogą np. wpaść na nasz profil i napisać coś w stylu "Hej! Nowy album Brymir jest super". Ale nie cierpię robić z siebie głupka na filmikach typu: "Hej! Jestem Victor! Posłuchajcie mojego nowego albumu! Proszę, proszę, proszę!!!" (śmiech) Ech, gdyby można było z tego zrezygnować. Co ciekawe, na dwa dni przed wypuszczeniem singla nasze profile społecznościowe zostały zhakowane. To był jakiś atak typu ransomware i wprowadził w nasze szeregi trochę paniki. Na szczęście w miarę szybko udało się sytuację opanować. Timing był jednak idealny: oto mamy wypuścić kawałek o niebezpieczeństwach social mediów i Internetu, a tu atak hakerski. I to nie był przypadek. Wiedzieli, że wypuszczamy album, więc uznali, że spróbują w tym ważnym czasie zablokować nasze konta i zażądać kasy (śmiech)
Nam Facebook dał shadow-bana na prawie dwa lata za to, że napisaliśmy newsa o Burzum.
Serio?! (śmiech) Ja pierdolę! (śmiech)
Media społecznościowe mogą więc też służyć cenzurze treści.
Zgadzam się!
Gościnnie na nowym albumie pojawia się Antti Nieminen. Czy to podziękowanie za to, że wspiera Was na koncertach?
Tak. Chcieliśmy również pokazać tym gestem, że mimo iż Antti nie jest pełnoprawnym członkiem Brymir, to jednak jest jego ważną częścią. Niekiedy odnosimy wrażenie, że w zespole jest nas szóstka, wiesz? Znamy się już bardzo długo, bo wcześniej grałem z nim przez jakieś 10 lat - z różnymi projektami. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi i już wkrótce zrobimy wideo na temat wykorzystywanych przez nas sprzętów. I bez obaw: Joona nas nie opuszcza. To wszystko po prostu kwestia... wygody. Mając członków aktywnie działających w dwóch grupach musimy mieć trzech gitarzystów, by to wszystko działało.
Jak w ogóle zaczęła się Wasza współpraca?
Przez wiele lat grałem na perkusji w jego zespole IA - to taki szamański metal. Oboje czujemy pociąg do takich transowych, psychodelicznych klimatów. Muzycznie nadajemy na tych samych falach. Zna się na śpiewie, zna się na gitarze - jest jedną z niewielu osób, które potrafią zagrać to co Joona. Gdy więc po raz pierwszy zabookowana została trasa Battle Beast i Brymir, to do kogo mogliśmy zadzwonić? Wiadomo! A że uwielbia grać, to przyleciał z prędkością rakiety. Cieszymy się z tego, że możemy grać z kimś, kogo możemy nazwać bratem.
"Pochowajcie mnie i wstańcie, i kajdany rwijcie, i posoką, wrażą juchą, wolność swą obmyjcie"* - to końcówka wiersza Tarasa Szewczenki, którego fragment użyliście w numerze "Borderline". Ukłon w stronę walczącej Ukrainy?
Tak, to hołd dla Ukrainy. Napisałem ten numer na rok przed rozpoczęciem wojny i już wtedy opowiadałem w nim o cierpieniu ludności cywilnej podczas tego typu konfliktów. Gdy Rosja zaatakowała Ukrainę, to od razu postanowiłem odnieść się w tej kompozycji do tej konkretnej sytuacji. Tekst opowiada o horrorze, który przeżywają zwykli obywatele. Próbuje odpowiedzieć na pytanie dlaczego znaleźliśmy się w takim położeniu. "Fuel for the Machine - Our Achille's Heel" - to z drugiej zwrotki... To wszystko trwa już zbyt długo. Ale przynajmniej wszyscy zobaczyli prawdziwą twarz Putina.
Album kończy cover Dark Funeral, a więc zespołu dość odległego pod względem gatunkowym. Dlaczego "Diabolis Interium"?
Patrik, nasz perkusista, który dołączył do składu w 2012 roku uwielbia Dark Funeral - tak jak ja. Zresztą powodem, dla którego się z nim skontaktowałem było to, że widziałem jego covery numerów Dark Funeral. "O mój Boże! Nie dość, że kocha ten zespół, to jeszcze potrafi zagrać ich kawałki - a to nie jest prosta sprawa!". Gdy się spotkaliśmy, to wyraził chęć dołączenia do Brymir. Podjęcie więc decyzji odnośnie tego, jaki cover ma pojawić się na krążku było dość proste. Patrik uznał, że skoro mamy budżet na to, by zrobić coś porządnie, w studio, to trzeba w końcu nagrać Dark Funeral - bo już od prawie 10 lat chodziło nam to po głowach.
Widziałem, że na release party pojawił się oryginalny perkusista Brymir. Ciągle utrzymujecie ze sobą kontakt?
Jak się razem spotykamy, to zawsze fajnie nam się rozmawia, choć większego kontaktu ze sobą nie mamy. To przyjaciel z dzieciństwa Jarkko - naszego basisty - oraz Seana: naszego gitarzysty. Chodzili do tej samej szkoły i zawsze trzymali się blisko. U nas jest tak, że w zasadzie tylko perkusiści się zmieniali. A że nigdy nie było to nic osobistego, to nie ma żadnej niechęci pomiędzy nami, a byłymi członkami.
Album już na rynku - jakie więc plany Brymir na najbliższą przyszłość?
Trasy! Trasy! Trasy! Czeka nas sześciotygodniowy wypad do Europy, podczas którego po raz pierwszy pojawimy się w Polsce. Zagramy przed Finntroll i Skálmöld. Będzie czadersko. Chciałbym również jak najszybciej zacząć tworzyć nowy materiał. Jestem najbardziej kreatywny, gdy otrzymuję jakiś feedback, gdy wchodzę w interakcję z innymi. Chcę więc kuć żelazo póki gorące. Tak jak wspominałem wcześniej: wprowadziłem się do nowego mieszkania i buduję swoje domowe studio. Zawodowo zajmuję się dźwiękiem i przez długi czas spędzałem czas w profesjonalnych studiach - fajnie będzie wrócić do korzeni. Tym bardziej, że w zaciszu własnego domu możesz się zamknąć jak w bunkrze i skupić się na procesie tworzenia. W planach więc: trasa, nowa muza i być może coś specjalnego, z przymrużeniem oka - zobaczymy! (śmiech)
I to wszystko! Dzięki za rozmowę! Na koniec tradycyjnie poproszę słówko do naszych czytelników!
Jesteśmy podekscytowani tym, że w końcu zawitamy do Polski! Zachęcam każdego fana metalu, by przyszedł zobaczyć nasze show - nawet takiego, który nie przepada za szybkim, mocnym, melodyjnym graniem. Utwory w wersjach studyjnych nie oddają do końca to, czym jest Brymir - a jest on przede wszystkim zespołem koncertowym. Zamierzamy rozpierdolić ten warszawski klub! Przyjdźcie nas zobaczyć!
Jeszcze raz dziękuje! Miłego dnia!
Dzięki stary! Trzymaj się!
* przekład: Leon Pasternak
|