MetalSide.pl: Zacznijmy... cóż, od początku: z ksywki E-Force korzystałeś już za czasów Voivod, a teraz jest to nazwa Twojego zespołu. Kto ją w ogóle wymyślił?
Eric Forrest: Dokładnie tak. Pewnego dnia jammowaliśmy sobie w sali prób i testowaliśmy nowe kawałki, które napisaliśmy z myślą o kolejnym krążku. Ivan (wokalista Men Without Hats), który napisał teksty do utworów "Metal Man" i "The Tower", czekał na autobus. W pewnym momencie się zamyślił, spojrzał się na mnie i powiedział: "E-Force. Od teraz tak będziemy Cię nazywać!" (śmiech) Piggy'emu od razu się spodobało, a ja tylko wzruszyłem ramionami i uznałem, że "OK. Fajnie. Niech i tak będzie" (śmiech) Później użyłem tej ksywki jako nazwy własnego zespołu - ze względów czysto marketingowych. No wiesz, żeby fani Voivod, którym podobała się moja praca z grupą mogli mnie bez problemu znaleźć. Tylko żeby było śmieszniej, jest jakiś gościu (chyba z Niemiec), który używa tej samej nazwy i gra jakieś techno-gówno...
Jest, jest!
(śmiech) I jest podobno bardzo znany! Ja byłem jednak pierwszy, więc chyba raczej nie pozwie mnie w tej sprawie (śmiech) Ja nie mam aż tyle kasy żeby ciągać go po sądach. E-Force thrash metal, E-Force techno - sami wybierzcie co wolicie.
Ostatnio YouTube mi zarekomendował jakiś numer E-Force. Patrzę: nie znam. Odpalam: techno-shit (śmiech)
(zaciąga się fajką) Dokładnie - dziwaczna sprawa. Występuję pod tą nazwą dłużej niż on: moja pierwsza płyta wyszła w 2003 roku. Usłyszałem o nim dopiero jakieś 5-6 lat temu, no ale wiesz... (wzrusza ramionami)
... cóż można zrobić?
Dokładnie: cóż można zrobić? Myślałem żeby może zmienić nazwę, no ale później uznałem, że w sumie po co? Są ważniejsze rzeczy do ogarnięcia.
Wróćmy do czasów Voivod. Z grupą nagrałeś dwa albumy: szybki i bezkompromisowy "Negatron" i dość schizofreniczny "Phobos". Jak to się stało, że te krążki były tak rożne?
Dołączyłem do chłopaków niedługo po wydaniu przez nich albumu "The Outer Limits". Mieli pomysł na takie "power-trio". Uznali, że mój głos świetnie będzie pasował do tej wizji, a ja otrzymałem możliwość dorzucenia swoich pomysłów do tego, co budowali przez lata. Pamiętam jak poszliśmy na koncert Napalm Death, Machine Head i Obituary. Drę się, żeby może zrobić taki mega-ciężki album, a Piggy na to: "Tak! Tak! Tak! Zajebiście! Zajebiście!" (śmiech) I tak narodziła się wizja "Negatron" - dość naturalnie. Z "Phobos" było trochę śmiesznie, bo Piggy dostał wtedy jakiś mega-kurwa-wypasiony pedal-board - wtedy to była całkowita nowość. Był bardzo kreatywny i wykręcał nim mnóstwo dziwacznych dźwięków. Bawił się, a gdy załapywaliśmy o co chodzi, to dorzucaliśmy wtedy coś od siebie. Wyszedł zupełnie inny album od poprzedniego, no ale dla fanów Voivod to żadna nowość: zespół co chwilę zmienia w końcu styl. Wiesz o co mi chodzi?
No na jednym z nowszych wydawnictw zaczęli mieszać nawet metal z jazzem.
Dokładnie. A z Piggym i Jasonem brzmieli z kolei jak miks Hawkwind z Motörhead. Niewiele zespołów tak potrafi. AC/DC zawsze brzmi jak AC/DC, Iron Maiden jak Iron Maiden, natomiast Voivod nigdy nie stał w jednym miejscu.
A czyim pomysłem było zrobienie na "Phobos" coveru King Crimson?
To wyszło od Piggy'ego. W ogóle swoje partie nagrał za pierwszym podejściem! Myślę sobie: "Nie jest źle. To nic trudnego!". I dochodzimy do mocno technicznego fragmentu i Away zaczyna się co chwilę wykładać. Piggy drze się na niego, że to nie tak się ma grać, więc chowam się przed nimi i zaczynam po kryjomu ćwiczyć moje partie żeby nie zjebać (śmiech) Wyszło świetnie, ale nigdy nie graliśmy tego numeru na żywo, bo jest po prostu zbyt trudny (śmiech) Nie mam kurwa pojęcia jak King Crimson jest w stanie go zaprezentować.
Po przygodzie z Voivod zacząłeś działać na własny rachunek. Dość długo musieliśmy jednak czekać na pierwszą płytę.
Czasami czytam np. jakąś recenzję i ktoś pisze, że "bla, bla, wzięli Erica, któremu aż 6 lat zajęło zrobienie własnej płyty", ale wiesz... Ludzie jednak nie zdają sobie sprawy z tego, że promując taki "Demonikhol" zagraliśmy ze starym line-upem prawie 50 koncertów w dwa miesiące. Potem zmiany składu i inne historie... Następnie zrobiłem trasę "E-Force: Voivod Revisited", na którą składało się 25 kolejnych występów. Czas potrafi naprawdę szybko mijać.
Na nowej płycie wróciłeś jednak do czasów Voivod. W końcu pojawia się... cover! Skąd pomysł na nową wersję "Insect"?
To taki mój powrót do tamtych lat. Przy okazji też przypominam tym kawałkiem o reedycjach "Negatron" i "Phobos", które niedługo pojawią się na rynku. Co prawda mówi się o nich już od dłuższego czasu, no ale całe to covidowe gówno pokrzyżowało oryginalne plany. Teraz sytuacja jest już bardziej klarowna. Całość wyda Linus Entertainment. Uznaliśmy, że co nam kurwa szkodzi zrobić ten cover i wyszło całkiem fajnie: ta nasza wersja jest zagrana niżej niż te dwadzieścia-parę lat temu.
Jak w ogóle wspominasz te 7 lat spędzonych w Voivod? Czego Cię nauczył ten okres?
Chyba tego, żeby nigdy więcej nie dołączać do tego typu kapeli (śmiech) Wiesz, to było ciekawe doświadczenie dołączyć do działającej już od dłuższego czasu grupy, w której wszystko jest już poukładane. Rozwinąłem się w niej jako kompozytor - nauczyłem się wielu rzeczy jeśli chodzi o pisanie kawałków. Poznałem też życie w trasie: podróżowanie, poznawanie ludzi, przygotowywanie się do koncertów itp.. Obskoczyliśmy z Voivod 24 kraje: odwiedziliśmy L.A., Nowy Jork, jak również Amsterdam czy Melbourne. Ciężko to wszystko zamknąć w jednym zdaniu, ale nauczyłem się tego, co się powinno, a czego nie powinno robić.
Twoje dwa pierwsze krążki jako E-Force też były zupełnie inne: punkowy wręcz debiut, a później techniczny "Modified Poison". Znów więc zapytam: dlaczego tak różne płyty?
Pierwszy album był napisany przez oryginalny skład E-Force. Przy "Modified Poison" pracowały już osoby o innych gustach muzycznych - stąd taka zmiana. Mieszkałem wtedy już w Europie, zrobiłem trasę promującą "Evil Forces", następnie pozmieniał mi się skład. Pewnego dnia w Tuluzie zobaczyłem 18-latka wymiatającego na gitarze i pomyślałem sobie: "kurwa, co to za dzieciak?". Złożyliśmy mały cover band, pokazałem mu parę rzeczy, napisaliśmy wspólnie kilka kawałków... Był fantastyczny, ale ostatecznie nam się nie ułożyło. Ale zagraliśmy razem na Brutal Assault i wiesz, czułem się wtedy jak Dio lub Ozzy - oni mieli muzyków pokroju Zakka Wylde'a, a ja miałem tego szalonego (już wtedy) 19-latka, który cisnął niczym Paul Gilbert. Wiedziałem, że to nie będzie trwać wiecznie, ale postanowiłem sprawdzić co z tego wyjdzie. No i wyszło fantastycznie i to głównie dzięki niemu drugi krążek jest tak inny. Pierwszy album był dziełem wspólnym zespołu, drugi również, ale już "The Curse..." napisałem sam, podobnie jak "Demonikhol", na którym nagrałem także ścieżki gitary. Na "Mindbender" za gitarę rytmiczną chwyciłem chyba w 8 kawałkach. I żeby nie było: Sebastian, mój gitarzysta, jest lepszy ode mnie, ale czasami jest tak, że... Ciężko to wytłumaczyć... Czasami te same nuty brzmią trochę inaczej zagrane przez kogoś innego. Stąd też dużo na ostatnim krążku właśnie moich partii. Nagrałem je, obrobiłem w ProTools i już.
Skoro już jesteśmy w temacie Twojej piątej płyty: dlaczego musieliśmy na nią czekać aż 6 lat?
Tak jak wspomniałem wcześniej: to wszystko przez bardzo napięty grafik koncertowy. Dawaliśmy mnóstwo występów, następnie pozmieniał nam się skład, a potem zrobiliśmy trasę z kawałkami Voivod, która trwała dwa lata. Wróciłem też do Kanady, by trochę pograć ze starymi znajomymi - jak widzisz, cały czas byłem zajęty. Nowe kawałki były napisane już ponad rok temu, ale w planach namieszał nam Covid - wszystko się więc przesunęło w czasie.
Który kawałek powstał jako pierwszy?
Pierwszym numerem, który poskładaliśmy do kupy był "Traumatized".
A okładka "Mindbender" to czyja robota?
Stworzył ją Rufi Yanto z Indonezji. Gdy robiliśmy kanadyjską trasę "Demonikhol" (która składała się z 10 przystanków) byłem wtedy związany z Mausoleum Records. Niestety najpierw zmarł założyciel wytwórni - Alfie - a następnie jego żona i zostałem bez "produktu", który mógłbym promować. Zrobiliśmy więc remaster płyty i wypuściliśmy reedycję. No i Rufi zrobił okładkę do tego nowego wydania. A poznałem go przez mojego znajomego z Kanady. Bardzo mi się spodobała jego praca... Zresztą, możesz ją zobaczyć na moim Facebooku.
Tak, widziałem ją.
Rozmawiałem z nim o pomysłach na nowy krążek - o klimatach, w których będę się poruszał. "Mindbender" to album o konspiracjach, hipokryzji i tajemnicach, co dobrze pasuje do tego co się obecnie odpierdala na świecie. To co się dzieje dookoła, to jedna wielka, pieprzona farsa! Wiadomo, niektóre kawałki powstały szybciej, inne później, ale nawet te najstarsze kompozycje nadal są aktualne. Wracając do okładki, dostałem pierwszą, pokoloryzowaną wersję, ale coś mi w niej nie pasowało, wydawała się taka... zbyt death metalowa. A że daleko nam do tego gatunku, to postanowiliśmy sprawdzić wersję czarno-białą. No i wyszło fajnie - jesteśmy bardzo zadowoleni.
Po drodze E-Force pojawiło się na tribute-albumie Necrodeath. Jak to się stało, że w ogóle nagraliście własną wersję "Master of Morphine"?
Spotkałem się z chłopakami parę razy. Poznaliśmy się na Sycylii podczas pewnego festiwalu metalowego. Spędziliśmy razem cały weekend, bawiąc się i pijąc piwo. Od razu między nami zaskoczyło - czuliśmy, jakbyśmy znali się od zawsze. Później widzieliśmy się jeszcze kilka razy i to oni zapytali czy chciałbym coś nagrać na ten tribute album. Pewnie, że się zgodziłem! Spytałem jednak czy mogę zrobić właśnie "Master or Morphine". Teledysk do tego kawałka jest świetny. Wokalista w ogóle pracuje w porno biznesie (śmiech) Nie gra w filmach, tylko jest częścią zaplecza technicznego. Pamiętam jak się go spytałem: "ty, kim są te dziewczyny w klipie?", "one? Pracuję z nimi" (śmiech) No i nagraliśmy ten kawałek, który zresztą był bardzo chwalony. Chłopaki niedawno wypuścili też oficjalną książkę o Necrodeath, w której zresztą możesz znaleźć parę zdań ode mnie. To fajni kolesie, z którymi cały czas utrzymuję kontakt.
Wracając do "Mindbender" i "Negatron": mamy w nich taki punkowy wręcz klimat. Jesteś fanem tego gatunku.
Tak, choć nie znam może wszystkich zespołów i kawałków. Jestem natomiast fanem kapeli Warrior Soul - znasz ich?
Nie.
To taki rock'n'roll/punk, działają już od ponad 30 lat. Podoba mi się ich podejście do muzyki. Pokazują, że nie potrzeba nie wiadomo jak skomplikowanych partii, aby tworzyć dobrą muzę - liczy się odpowiednie nastawienie i atmosfera. Próbowałem coś takiego osiągnąć na "Mindbender", chociażby w kawałku "Provocation". Bo wiesz, czasami można coś zagrać teoretycznie w ten sam sposób, a jednak te podejścia będą się różnić: jedno będzie pasować lepiej, drugie gorzej. Sam nie jestem jakimś wybitnym gitarzystą - za wiosło chwytam tylko w studio - ale te same partie brzmiały inaczej w moim wykonaniu. Możesz mieć 10 perkusistów grających "Highway to Hell" (a nie jest to jakoś wybitnie skomplikowany kawałek!) a oryginalny perkusista będzie jednak grał to troszeńkę inaczej. Ciężko to wytłumaczyć.
"Mindbender" to w ogóle dość... wściekły i bezkompromisowy album. Co więc wkurza Ericka Forresta?
(myśli) Nie wiem. Jakoś udaje mi wejść w ten odpowiedni klimat, wydobyć z siebie te pokłady wściekłości. Jestem dość szczęśliwą osobą: mam dziewczynę, dom na południu Francji... Może milionerem nie jestem ale do pierwszego mi starcza (śmiech) Lubię czuć tę agresję, ale to też nie jest tak, że słucham thrash metalu 24h na dobę. Kurwa, wręcz przeciwnie: słucham dużo muzy z lat 70-tych i 80-tych.
No u mnie przed wywiadem kręcił się Gary Glitter na winylu, więc doskonale rozumiem (śmiech) Na "Mindbender" znajdziemy dość niestandardową kompozycję: "Future Past". Skąd się ona wzięła?
Sam pomysł wziąłem z albumu "Phobos", gdzie mieliśmy kompozycję "Temps Mort". Stanowiła ona taką odskocznię od tego całego metalowego łomotu. I coś podobnego zrobiłem na "The Curse...": cztery mocne kawałki, coś spokojniejszego, następnie znów seria konkretów. Przeniosłem to później na "Demonikhol", gdzie tym spokojniejszym kawałkiem był "The Day After". Na "Mindbender" znów zrobiłem coś podobnego, ale tym razem kompozycja jest bardziej rozbudowana. Może to moja dziewczyna mnie zainspirowała, bo ciągle słucha Type O Negative, Ministry, Ghost, trochę Mansona (śmiech)
Mi się na "Mindbender" podobają te kawałki z większą ilością elektroniki, jak "Hypnotic". Co tak jej mało na płycie?
Patrick Friedrich pełnił rolę producenta przy czterech wydawnictwach E-Force. Teraz jest też naszym perkusistą, więc można było być pewnym tego, że perkusja będzie brzmieć zajebiście (śmiech) To jednak on tu i ówdzie dodał mnóstwo takich smaczków - dźwięków w stylu sci-fi. Słyszałem np. Igorrr, który stworzył wręcz nowy gatunek metalu: wymieszał techno z cięższymi dźwiękami. Super sprawa. Zobaczymy czy na następnej płycie będzie więcej elektroniki - w końcu bardziej jesteśmy jednak E-Metal niż E-Techno. Jak już, to bardziej ciągnie mnie w klawisze: i takie bardziej klasyczne, jak np. w Deep Purple lub King Diamond.
Kocham dźwięk organów Hammonda...
O tak! Jak mieszkałem w Montrealu to miałem takie! Siadałem przy nich i odgrywałem Kinga Diamonda (śmiech) Ale zostały skradzione i już nie kupiłem drugiego egzemplarza.
Twój nowy album był promowany przez trzy single. Jak wyglądał proces wyboru kawałków? Bo ostatecznie dostaliśmy utwory numer 1, 2 i 3 w trackliście. Siadłeś, pomyślałeś i uznałeś: "a, jebać to!"? (śmiech)
Cała tracklista albumu została ułożona według pewnego schematu. Uznałem, że te pierwsze trzy kawałki to najlepsze numery jakie skomponowałem... Oczywiście usiedliśmy wszyscy razem, wymieniliśmy się pomysłami, każdy został wysłuchany, ale ostatecznie reszta się ze mną zgodziła. "Hellucination" jest np. bardzo melodyjny, ale jednocześnie posiada taki black metalowy sznyt. Na "Mindbender" wiele się dzieje: zobacz np. utwór: "Dehumanized". Skomponował go nasz perkusista, zagrał w nim na gitarze, ja napisałem tekst i wyszło coś na kształt Annihilator. Gdzie indziej znajdziesz szczyptę Motörhead lub Voivod. Mówisz, że spodobał ci się "Hypnotic"? To kawałek stworzony z moim przyjacielem, z którym grałem w pewnym cover bandzie - Vincenta Agara. Mogłeś go usłyszeć jak strzela solówki na trzech wydawnictwach E-Force. Facet gra jak Malmsteen - jest niesamowity! Jako członek E-Force pojawił się jakieś 12 lat temu w Barcelonie, Tuluzie, chyba Marsylii... Popełniliśmy z 4 czy 5 koncertów. Ale wiesz, E-Force to były dla niego za małe pieniądze (śmiech) I żeby nie było: nie mam mu tego za złe! Całkowicie rozumiem! I ciągle jesteśmy przyjaciółmi.
Ilu w ogóle gości znalazło się na płycie?
Jest Vincent. Jest Dan Baune, który grał kiedyś w zespole Monument - świetny gość i muzyk. Jest mój przyjaciel z Kanady: znany z Mortal Annoyance Jim McClean. Graliśmy razem w kapeli w 1985 roku, supportowaliśmy nawet Razor. Machnął fajne solo w "Dehumanized". Kto tam jeszcze? A, Javy! Grał z nami trasę z kawałkami Voivod, więc pojawił się w "Insect". Uznaliśmy, że będzie jak za starych, dobrych czasów! No i jeszcze w "Dehumanized" pokręcone dźwięki wyciągnął Alain Lasseube. Lubię gościnne występy. Wcześniej pojawili się u mnie np. Glen Drover - były gitarzysta Megadeth i King Diamond - czy Kristian Niemann, który teraz gra w Sorcerer (a wcześniej w Therion). Tak jak mówiłem wcześniej: nie jestem wybitnym gitarzystą, więc czasami potrzebuję małej pomocy (śmiech) Teraz mam jednak Sebastiana, który jest świetny - co zresztą słychać na płycie. Na pewno na następne wydawnictwo trafi więcej jego pomysłów.
Wspomniałeś wcześniej singlowy "Hellucination". Kto zrobił teledysk do tego numeru i gdzie był on kręcony?
To było w studio u Patricka. Obok jego domu znajduje się trochę zieleni i tam właśnie tam kręciliśmy. Za klip odpowiadała Chloe - jego przyjaciółka. Nagraliśmy wszystko w jedną noc: 14 godzin pracy bez przerwy. No, może tylko na papierosa i dalej jazda. Wyszło naprawdę dobrze, biorąc pod uwagę fakt ile kasy jej daliśmy (śmiech) A w samym klipie występuje moja dziewczyna. Pluje ogniem, ma fajny kostium - jest seksowna! Jest moją Jeanną Fine, a ja jestem jej Peterem Steele'em jeśli wiesz o co mi chodzi (śmiech)
(śmiech) Teraz jednak skup się, bo wchodzimy na grząski grunt. Na przestrzeni lat śpiewałeś o buncie, rebelii. Również i "Provocation" z nowego krążka dotyka tej tematyki. Co więc sądzisz o tym co się teraz dzieje na świecie? No wiesz: ograniczenia, paszporty, marginalizacja osób niezaczepionych? Odrobiłem lekcje i wiem dokładnie co się teraz dzieje. To nie jest coś, co narodziło się w ciągu ostatnich dwóch lat - to zostało już zaplanowane dawno temu. Masoni, Illuminati - oni działają już od setek lat, mając jeden cel: całkowita kontrola społeczeństwa. Teraz mamy kolejny wariant koronawirusa, na którego potrzebujemy kolejną szczepionkę. Co dalej? Szósta, siódma, ósma dawka w przyszłości? Cel jest prosty: zmniejszenie populacji. Znam dwie osoby, które się zaszczepiły, a i tak złapały Covida - co to mówi o szczepionce? Niektórzy ludzie nawet przewidzieli to, że zwolennicy i przeciwnicy szczepień będą się ścierać. Możesz obejrzeć jak David Icke o tym mówił. Dziwnie się rozmawia o takich sprawach z innymi. Mimo że nie mają o niczym pojęcia, to jednak nie chcą słuchać. Wolą żyć w nieświadomości.
Pisałeś też o mediach. Uważasz, że wykonują dobrą robotę?
Nie bardzo - w końcu właścicielami największych stacji i portali są miliarderzy. Rodziny Rockeffeler, Rothschild - to do nich należy CNN, to do nich należą media. Pracujący dla nich dziennikarze mają mówić to, co im się każe. Sterują politykami jak marionetkami, a politycy ludźmi, którzy idą za nimi jak owce na rzeź. Myślisz, że jak jest u nas z Macronem? Robi to, co mu każe ktoś u góry i tyle. I tak jest niemal wszędzie. Może za wyjątkiem Rosji (śmiech) Oczywiście mogę się także mylić - bo nie uważam siebie za jakąś alfę i omegę. Ale w to wierzę. Lepiej jednak nie będzie. Należy zapomnieć, że wrócimy do normalności - tej, którą znamy sprzed dwóch lat.
W Szwajcarii już pojawił się pomysł, żeby ścigać osoby, które uniknęły szczepionki.
Halo! Czy ktoś mnie słyszy? Czy nie widzieliście archiwalnych filmów z lat 40-tych? Co to kurwa ma być w ogóle? Może jeszcze niech zaczną budować specjalne obozy. Tego jeszcze nie grali!
No właśnie Australii obozy dla osób przechodzących kwarantannę coś mi przypominają... (śmiech)
(zaciąga się głęboko fajką) To szaleństwo. Widzę po Tobie, jak opowiadasz o tych sprawach, jak się śmiejesz, że dla Ciebie też jest to po prostu absurdalne. Dlaczego więcej osób nie wstanie i nie powie, że coś tu jest nie tak? Że trochę za daleko zaszliśmy? Oglądałem na Netfliksie "Noc oczyszczenia" - wiesz, ten film, w którym na jeden dzień ludzie mogli zabijać kogo tylko chcą. I zacząłem się zastanawiać nad tym jak filmy przemycają pewne pomysły szerszej publiczności, jak próbują ją oswoić z jakąś ideą, przemycić coś podprogowo. "Oczy szeroko zamknięte" mówią wszystko co trzeba wiedzieć.
Stanley'a Kubricka. Zresztą ostatni jego film.
Zabili go za ten film, bo pokazał za dużo. Był jeszcze inny reżyser, który chciał poruszyć temat masonerii, ale jego sprzątnęli zanim nawet zdążył go dokończyć. Przypadek? Daj spokój (głęboki śmiech)
Muszę go w końcu nadrobić. A wracając jednak do samego E-Force: poprzednie krążki dość trudno znaleźć. Może jakieś re-edycje?
Nie. Prawa do pierwszego albumu posiada Season of Mist - dobrze mi się z nimi współpracowało i prawdopodobnie jeszcze dostaniesz ten krążek od nich. "Modified Poison" został wydany przez paryską wytwórnię, której nazwy nawet już nie pamiętam. Nawet nie wiem czy ciągle ma ten materiał. Dwa ostatnie wydawnictwa ukazały się w barwach Mausoleum Records, która już nie istnieje. Może kiedyś coś się uda zrobić, ale na razie skupiam się tylko i wyłącznie na najnowszej płycie. Próbuję zabookować jakieś koncerty, aby ją promować, ale nawet same agencje koncertowe nie widzą co się dzieje. Zaklepią jakieś daty, sprzedadzą bilety, wszystko trzeba będzie odwoływać i co wtedy? Mamy koncert ustalony na styczeń, ale... 2023 roku. W tym roku będą prawdopodobnie trzy występy na przełomie kwietnia i maja na południu Francji. My już od dawna jesteśmy gotowi na to, by wyjść na scenę, no ale nie przeskoczysz tej całej sytuacji. Trochę martwi mnie przyszłość.
Miałeś się pojawić w 2021 roku na mini-Brutal Assault z setem Voivod. Czemu nie doszło do tej wizyty?
Problemy natury logistycznej, a na dodatek nasz perkusista był trochę chory. Teoretycznie było to do ogarnięcia, no ale musielibyśmy spędzić tydzień na kwarantannie w Niemczech, a później przechodzić przez to samo w Czechach. Uznaliśmy, że nie będzie to zbyt opłacalne, by siedzieć przez dwa tygodnie w jakimś hotelu nic nie robiąc, tylko po to, aby zagrać później jeden koncert. Szkoda, że nie wyszło, bo byliśmy gotowi. Zresztą, nie byliśmy jedynym zespołem, który musiał odwołać występ na tym festiwalu. Ciągle jednak jestem w kontakcie z organizatorami, więc może w przyszłości? Parę lat temu grałem na Brutalu z setem Voivod i mam bardzo miłe wspomnienia. To świetne wydarzenie, na którym można poznać mnóstwo przemiłych ludzi. Czechy rządzą. Polska zresztą też. W Waszym kraju pierwszy raz piłem piwo w McDonaldzie. Strasznie dziwnie się wtedy na nas ludzie patrzyli (śmiech)
(śmiech) Dalej planujesz jakieś koncerty z setlistą "Phobos"/"Negatron" czy na razie solowy materiał?
Ludzie ciągle chcę słuchać na żywo tych starych kawałków, ale zobaczymy jak będzie. I tak na każdym koncercie E-Force staram się wrzucić po kilka kompozycji Voivod - zawsze coś więc się trafi. Wiesz, jak idziesz na koncert Paula Di'Anno, to lepiej żeby kurwa zaśpiewał coś Maidenów, co nie? (śmiech) I lista takich artystów ciągnie się dalej. Zawsze więc znajdzie się miejsce u mnie w setliście na coś z ery Voivod. Zobaczymy co przyniesie przyszłość. Pamiętam jak w Anglii czy Holandii spotkaliśmy fana z Turcji, który namówił nas do tego, byśmy wystąpili w jego rodzinnym kraju. Voivod też tam w końcu zagrało, ale dopiero jak zobaczyli, że nam się udało, że nie było czego się bać. Czasami życie potrafi zaskoczyć.
Pod koniec zeszłego roku mieliśmy zobaczyć "We Are Connected" - film dokumentalny o Voivod. Wiesz co się dzieje z tym projektem? Będziemy cię mogli w nim zobaczyć?
Tak, dwa lub trzy lata temu udzieliłem wywiadu, który się w nim znajdzie. Długo im schodzi, co nie? Nie wiem jednak kiedy w końcu odbędzie się jego premiera, ani tego w jaki sposób jest finansowany. Wiem, że dużo w niego wkłada jeden z byłych członków Voivod - wiesz, ten, który ma najwięcej kasy (śmiech) Wiem, że mają bardzo dużo archiwalnych materiałów: jest Piggy, Blacky... Raczej jednak nie należy się spodziewać nowego wywiadu z Blackym, bo nie rozstali w zbyt dobrej atmosferze. Cieszę się z tego, że zostałem zaproszony do tego projektu i że mogłem w nim powspominać czas spędzony w tej kapeli, czy przytoczyć parę wspomnieć z Piggym. Dobre czasy.
Powoli już zbliżamy się do końca, więc szybkie pytanie o Project: Failing Flesh. Żyje to jeszcze?
Nie bardzo. To był tylko taki wspólny projekt - nic więcej. Zrobiliśmy razem trzy albumy. Ciągle jednak utrzymuję kontakt z Kevinem - jego producentem. Z Timem już trochę mniej. Kevin mieszka z żoną w Teksasie i ma własne studio. Fajnie się z nimi współpracowało i stworzyliśmy razem coś wyjątkowego. Więcej już jednak chyba nie dało rady z tego wyciągnąć. Moim ulubiony krążkiem jest ten ostatni: "Count Back from Ten" - bardzo wysoko zawiesiliśmy nim poprzeczkę. Niczego jednak nie wykluczam - chętnie bym jeszcze raz z chłopakami coś zrobił. Napisz może do Kevina, że jesteś z Polski i wspomnij, że czekasz na nowy materiał i w razie czego Eric jest gotowy (śmiech)
No, no... (śmiech) I to by było na tyle! Dzięki za poświęcony czas! To co? Słówko na koniec dla polskich fanów?
Chciałbym pozdrowić fanów zarówno mojej wcześniejszej, jak i obecnej działalności. Chciałbym raz jeszcze pojawić się w Waszym kraju, dać czadu, upić się, posłuchać razem z Wami heavy metalu i po prostu dobrze się kurwa bawić! A jak chcecie być na bieżąco, to możecie mnie znaleźć na Facebooku lub oficjalnej stronie E-Force!
|