HammerFall - "Musi być zabawa, musi być show"


HammerFall. I na tym można by było w zasadzie zakończyć wstęp. Czołowy przedstawiciel gatunku heavy/power metal. Grupa, która koncertuje na największych scenach całego świata. Zespół, którego słucham i śledzę w zasadzie od lat nastoletnich. Możliwość przeprowadzenia wywiadu była dla mnie nie lada gratką, zwłaszcza że okazja nie byle jaka: w końcu HammerFall wypuścił nowy (i do tego bardzo dobry!) krążek. Na nasze liczne pytania cierpliwie i rzeczowo odpowiadał Fredrik Larsson, który pamięta jeszcze czasy, gdy w grupie nie było Cansa. Co się udało od niego wyciągnąć?





MetalSide.pl: Cześć! Gotowy?

Fredrik Larsson: Cześć! A słychać mnie wyraźnie? Bo miałem wcześniej problemy na tym polu.

Tak, wszystko gra. Spotykamy się w ogóle w dziwnych i niepokojących czasach...

Tak, to rzeczywiście dziwne czasy. Nie dość, że pandemia, to jeszcze wojna w Ukrainie. Aż ciężko znaleźć odpowiednie słowa...

W środku całej tej zawieruchy pojawił się nowy krążek HammerFall. W jaki sposób pandemia wpłynęła na pracę nad "Hammer of Dawn"? Wiem, że Joakim musiał zmienić osobę odpowiedzialną za nagrywanie wokali, gdyż nie mógł udać się do Stanów. Jakieś jeszcze kłody pod nogi?

Tak naprawdę, to wszystko mieliśmy zaplanowane jeszcze przed pandemią. Covid uderzył akurat jak wróciliśmy z dużej trasy koncertowej po Europie. Mieliśmy dużo szczęścia, że udało nam się ją nie tylko skończyć, ale i nagrać materiał z myślą o koncertówce. Inne zespoły zmuszone były streamować swoje występy z mniejszych klubów i bez udziału publiczności, a my mogliśmy zaprezentować fanom pełne show. Później zamierzaliśmy nagrać zupełnie nowy materiał i wydać go gdzieś na początku 2022 roku. Jak więc widzisz, pandemia nie pokrzyżowała zbytnio naszych planów, choć oczywiście musieliśmy odwołać czy przełożyć niejeden koncert. Jeśli chodzi jednak o sam krążek, to wszystko poszło bez większych problemów.

W studio też szybko i gładko? Gdzie w ogóle nagrywany był materiał?

Wszystko także bez nieprzewidzianych sytuacji. Nagrywaliśmy tak, jak ostatnie cztery albumy. Większość w studio należącym do Oskara, które pełni również rolę naszej sali prób. Nazywa się ono Castle Black Studio. Ścieżki perkusji zarejestrował nasz producent - Fredrik Nordström - a bas i gitarę nagraliśmy w zasadzie sami. Fredrik wpadał tylko od czasu do czasu, sprawdzając postęp prac. Byliśmy dość zrelaksowani: potrafiliśmy pracować przez prawie tydzień, by np. ze spokojem uznać, że teraz przydałby się nam wolny weekend. Po nim wracaliśmy z czystą głową i pracowaliśmy znów przez kilka dni. Żadnej presji.

Jak w ogóle wygląda proces komponowania materiału w HammerFall? Gitarzyści tworzą riffy, później sekcja rytmiczna je ogrywa, a na końcu Joakim układa linie wokalu?

Większość materiału tworzy Oskar i od kilku lat ciągle zmienia on sposób swojej pracy. Kiedyś wydzielaliśmy czas, aby mógł sobie siedzieć i na spokojnie komponować, ale obecnie w zasadzie tworzy coś bez przerwy. Nagrywa swoje pomysły w trasie, na wakacjach - wszędzie, gdzie tylko dopadnie go wena. Po prostu chwyta za wiosło i zapisuje. Podczas gdy my schodzimy ze sceny spoceni i napompowani adrenaliną i myślimy tylko o zimnym piwku, to on wyciąga osprzęt i zaczyna nagrywać riffy - żeby uchwycić ten bojowy nastrój.

Pierwszym kawałkiem promującym płytę był ten tytułowy. Gdzie nagrywany był teledysk do "Hammer of Dawn"? Słyszałem, że zespół już od 20 lat miał to miejsce na oku.

Tak, od wielu lat chcieliśmy nakręcić wideo w pewnym miejscu w naszym rodzinnym mieście. To park rozrywki Liseberg. Akurat był cały przystrojony z okazji Halloween i moim zdaniem teledysk wyszedł bardzo dobrze. Początkowo miało w nim być więcej grania na zewnątrz, ale tego dnia dość mocno padało, więc musieliśmy ograniczyć się do zamkniętych przestrzeni. Twórcą klipu jest Patric Ullaeus - świetny reżyser i producent. Przemiły facet, który sprawia, że każdy czuje się komfortowo przed kamerą. Świetnie się nam razem pracowało.


Później usłyszeliśmy "Vanerate Me", w którym pojawia się sam King Diamond, choć jest to raczej "cameo" a nie "full feature". Jak doszło do tej małej kolaboracji?

Numer napisał Oskar, a gdy Joakim dostarczył linie wokalu, to przyszło nam do głowy, że jest on w stylu Kinga Diamonda: posiada inną, taką nieco upiorną atmosferę. Kompozycja wyróżniała się na tle pozostałych kawałków HammerFall - na co zresztą zwrócili uwagę chłopaki. Wszyscy jesteśmy fanami Kinga Diamonda: to jeden z bohaterów naszego dzieciństwa, wszyscy słuchaliśmy jego płyt, gdy byliśmy młodsi. I słuchamy ich zresztą do tej pory. No i padło zdanie, że byłoby super, gdyby pojawił się na naszej płycie. I tak się składało, że Pontus - nasz gitarzysta - jest świetny dźwiękowcem i pracował z Kingiem Diamondem. Powiedział, że po prostu do niego zadzwoni - no i tak zrobił. Wyszło bardzo dobrze. Diamond posiada niezwykle charakterystyczny głos i bardzo cieszymy się z tego, że pojawił się na płycie. Nie jest to może coś, co sprzedaje album, gdyż jak wspomniałeś nie jest to pełny "feature", a tylko mała partia. Dla nas jednak jest to coś wielkiego: to w końcu NASZ bohater na NASZEJ płycie.

Krążek rozpoczyna numer "Brotherhood", który dedykowany jest m.in. Templars of Steel - oficjalnemu fanklubowi grupy. Czym jest to tytułowe "braterstwo"?

"Brotherhood" opowiada o naszych braciach i siostrach. A także i o fanach. Mówi on o tym, że muzyka jest w stanie zbliżyć nas do siebie. Jak jesteś np. na koncercie, to nieważne kto stoi obok. Razem tworzycie jedną rodzinę: wspólnie się bawicie i przeżywacie występ. Również i cała ekipa HammerFall tworzy taką rodzinę: spędzamy ze sobą w trasie mnóstwo czasu, stajemy się sobie bliscy - jesteśmy braćmi. "Brotherhood" był także pretekstem do tego, żeby wprowadzić do HammerFall członków naszych własnych rodzin: w teledysku nasze role przejmują w pewnym momencie nasze dzieci. Fajnie, że mogły nam towarzyszyć.

"Hammer of Dawn" to bardzo równa płyta i każdy znajdzie na niej coś dla siebie. Nasz naczelny lubi właśnie "Brotherhood", a jako że mi się podobają zawsze te "inne" kawałki, to zwróciłem uwagę na "Reveries" i "Not Today". A jaki jest Twój ulubiony numer z płyty?

(śmiech) Mój ulubiony utwór? Jeszcze za wcześnie żeby stwierdzić: to zmienia się z dnia na dzień. Musiałbym się mocniej oswoić z tym nowym materiałem. "No Son of Odin" to świetny kawałek, lubię także "Too Old to Die Young". Jest sporo fajnych kompozycji na tej płycie - chociażby single, które wybraliśmy do promocji krążka. W końcu też nie zostały wybrane bez powodu.

Okładka płyty to już praca Didiera. W zasadzie płyty HammerFall zdobią albo jego dzieła albo Andreasa Marschalla. Dlaczego postawiliście znów na Samwise'a?

(śmiech) Bo świetnie spisał się na naszym poprzednim albumie: "Dominion". Tam mieliśmy demonicznego Hectora w czeluściach Piekła, a tutaj mamy jego anielską wersję. Jest mniejszy, szczuplejszy, a i skrzydła wyglądają zupełnie inaczej. Ładnie się prezentuje.

Wasza maskotka niedługo stanie się bohaterem własnej serii komiksów. Co możesz powiedzieć nam o tym projekcie?

Zgadza się! Nie jesteśmy jednak zbyt zaangażowani w ten projekt, gdyż po prostu nie znamy się na komiksach - nic byśmy do niego nie wnieśli. Super jednak, że Hector zaczyna żyć własnym życiem. Przestaje być tylko postacią z naszych okładek: poznamy jego historię i świat, w którym żyje. Stanie się czymś więcej zarówno dla nas, jak i dla naszych fanów.

A jak w ogóle doszło do narodzin Hectora? Jego postać na "Glory to the Brave" to był w całości pomysł Andreasa czy jednak "zleciliście" mu stworzenie maskotki?

Chcieliśmy mieć własną maskotkę, jak np. Eddie. Wojownika, który będzie walczył za nas i przekazywał dalej naszą twórczość. Pomysł był już wcześniej, natomiast Andreas Marschall go zwizualizował. Mieliśmy młot i tarczę, a on dostarczył nam wojownika, który będzie je dzierżył. I fajnie było oglądać Hectora na przestrzeni lat w różnych formach.

Jak wspomniałeś na początku: w 2020 roku wypuściliście koncertówkę z trasy "World Dominion". Naczelny był w Warszawie i mówił, że daliście kapitalne show. Nie mógł jednak nie zauważyć podmiany setlisty i wypadnięcia kilku kompozycji. Co się wtedy stało? Jakieś problemy zdrowotne?

Tak, rzeczywiście było coś takiego... (myśli) Nie jestem jednak pewny o co chodziło. Jeśli dobrze pamiętam, to mogło to mieć coś wspólnego z wysoko śpiewanymi kawałkami. To była końcówka bardzo długiej trasy i trudno byłoby je udźwignąć mając oryginalnie tak długą setlistę. Myślę, że stąd ta decyzja o pominięciu paru kawałków. Ręki jednak sobie uciąć nie dam, bo nie pamiętam (śmiech)



Mimo wszystko: koncert świetny.

(śmiech)

A co sądzisz o tych wszystkich pandemicznych koncertach bez publiki? Ma to jakiś większy sens?

Fajnie, że podczas pandemii zespoły chociaż próbują coś robić i że fani mogą doświadczyć muzyki na żywo. Z drugiej jednak strony: bez publiczności, to jednak nie to samo. Przynajmniej dla nas. HammerFall nakręcany jest przez publikę. Jak widzimy, że ludzie świetnie się bawią, to staramy się wycisnąć z siebie jeszcze więcej. Koncert to więc taka zabawa między zespołem a fanami. Bez nich... cóż, nie byłoby zabawy (śmiech)

Cofnijmy się teraz trochę w przeszłość. Na początku w HammerFall znalazł się Mikael Stanne, Niklas Sundin czy Jesper Strömblad. Czy istnieją jakieś demówki lub bootlegi z tego okresu?

Generalnie Oskar trzyma wszystko, co kiedykolwiek zrobiliśmy. W przypadku pierwszych albumów istnieją np. ich pełne demówki. Niektóre kawałki wypuszczone zostały nawet jako bonus tracki jeśli dobrze pamiętam. Ja się pojawiłem tylko na debiucie z '97, potem już nie nagrałem z HammerFall żadnej płyty przez 10 lat - powróciłem dopiero w 2007. Nie wiem więc co pozostaje w szufladzie po tym okresie. Wiem, że do "No Sacrifice, No Victory" na pewno nie powstało żadne demo.

A jak wspominasz dołączenie Cansa?

W tych początkowych latach? Poznałem go w 1994 roku... A nie... (myśli) Może jednak później? '96? Nie pamiętam! Przyszedł z dość znanego w Gothenborgu zespołu - ale nie takiego znanego szerzej. Gdy Joacim i Oskar spotkali się po raz pierwszy, to od razu zrozumieli, że nadają na tych samych falach: zaczęli rozmawiać o muzyce i rozmaitych kapelach. Obydwoje słuchali jakichś zespołów, o których ja nigdy nawet nie słyszałem. To najbardziej wbiło mi się pamięć.

A czym zajmowałeś się po odejściu w HammerFall przez te 10 lat?

Zanim dołączyłem do HammerFall, to grałem z Oskarem w death metalowym Crystal Age. Wtedy bardziej ciągnęło mnie do cięższej muzy - chciałem zająć się właśnie tego typu dźwiękami, a nie heavy metalem. Uznałem, że odejście z zespołu będzie dla mnie najlepszym rozwiązaniem - chciałem żeby w HammerFall znalazła się osoba, która będzie mogła się na nim skupić w 100%. Co prawda przez ten 10-letni okres nie nagrałem żadnej płyty, ale jednak zahaczyłem kilka mniejszych grup i dobrze się bawiłem. HammerFall tymczasem rósł w siłę i wkrótce stał się bardzo popularny. To był dla mnie duży zaszczyt gdy poproszono mnie abym wrócił. Joakim zadzwonił informując, że Magnus właśnie odszedł. Kompletnie się tego nie spodziewałem. Spytał się czy mogę pojawić się w sali prób i zagrać parę kawałków. Znalazłem czas i gdy się tam zjawiłem, to było niczym powrót do domu - w końcu przyjaźniliśmy się od wielu lat. Wiedziałem, że chcę już tam zostać.

Teraz przeskoczmy do 2011 roku i "Infected". Jak oceniasz po latach ten album? W końcu był on czymś innym...

Rzeczywiście był to krążek nieco inny niż poprzednie, ale jednocześnie nie aż tak jak niektórzy twierdzą. A przynajmniej według mnie. Chcieliśmy zrobić coś w innym stylu i się udało. Gdy wrzucamy jednak numery z tej płyty do setlisty, to okazuje się, że wcale nie odstają od pozostałych kompozycji. Wręcz przeciwnie: dobrze pokazują o co chodzi w HammerFall. Fani są do "Infected" nieco uprzedzeni, chociażby dlatego, że na okładce nie ma nawet Hectora. Ja uważam natomiast, że to dobry album. Może nie najlepszy, ale jednak ciągle dobry.

A jak po latach patrzysz na debiutancki "Glory to the Brave"? Pamiętam jak go usłyszałem będąc jeszcze w gimnazjum. Pomyślałem sobie wtedy: "o w mordę! Grają jak Helloween na Keeperach!".

Ta płyta broni się nawet po tylu latach. Udało się uchwycić tę energię, która nas wtedy rozpierała. I czuć ją w każdym kawałku. To bardzo dobry album, pełen skomplikowanych numerów, w których możemy usłyszeć po kilka riffów.

Helloween był dla Was dużą inspiracją? Ile w ogóle znaczy dla Was wspólna trasa United Force?

Zdecydowanie. Helloween także można zaliczyć do grona bohaterów z młodzieńczych lat, choć w moim życiu pojawili się nieco później niż np. taki Accept czy Iron Maiden. Pierwszym ich albumem jaki przesłuchałem był "Keeper of the Seven Keys, Part I". Krążek ten później stanowił dla mnie dużą inspirację. To prawdziwy zaszczyt dzielić z nimi scenę. Z pewnością będziemy się razem świetnie bawić. Nie mogę się doczekać!


Szykują się jakieś niespodzianki? W końcu nie widzieliśmy Was na żywo przez dwa lata.

Nie mogę za dużo zdradzić. Z pewnością będą to znakomite koncerty, gdyż nie możemy się doczekać tego, by ponownie ruszyć w trasę. Tego, by znów dostarczyć fanom porządną dawkę metalu.

Nasz naczelny widział HammerFall na żywo już 10 razy i za każdym razem był pod wrażeniem niezwykłej atmosfery w zespole. Nie ważne w jakim składzie - zawsze była ta chemia. Jaki jest przepis na coś takiego?

Podstawą jest to, żeby być szczerym. Musisz lubić to co robisz i dobrze się bawić - inaczej będzie to widoczne na scenie. Dlatego też staramy się właśnie jak najbardziej bawić podczas naszych występów, ale jednocześnie tak, żeby jeszcze być w stanie grać (śmiech) Chodzi mi o to, że w koncercie nie chodzi tylko o to, aby odegrać poszczególne kawałki. Musi być zabawa, musi być show, musisz np. biegać po całej scenie co noc. A jak to wszystko zacznie Cię męczyć, to oznacza, że już czas przejść na emeryturę.

No dobra, to kto jest najpoważniejszym muzykiem w HammerFall, a kto robi sobie największe jaja?

(śmiech) Zacznijmy od tego, że wszyscy w HammerFall są doskonałymi muzykami. Umiejętności Pontusa są niesamowite i jego gra znakomicie wypada na żywo. Z jednej strony podchodzi do swojej pracy wyjątkowo poważnie, ale potrafi także robić przezabawne rzeczy i myśleć nieszablonowo. Imponuje także Joacim, który co noc daje z siebie wszystko na wokalu. A kto sobie najbardziej żartuje? (Myśli) Chyba David. Ma znakomite poczucie humoru i czasami potrafi nas czymś zaskoczyć (śmiech)

MetalSide było także na Wacken Open Air w 2012 kiedy ogłosiliście przerwę w koncertowaniu. Co się wtedy dokładnie stało? Rzeczywiście zespół był aż tak wyeksploatowany?

Potrzebowaliśmy tej przerwy by... (myśli) odpocząć od siebie. Przez bardzo długi okres koncertowaliśmy niemal bez przerwy. Byliśmy przemęczeni i zaczęliśmy być wobec siebie złośliwi. Gdybyśmy nie zareagowali, to jest bardzo możliwe, że HammerFall obecnie by nie koncertował. Albo w ogóle nie istniał. Joacim wykorzystał ten czas, by zrobić coś zupełnie innego: zajął się teatralną działalnością - potrafił dawać po kilka występów dziennie. Bardzo mu to pomogło i w końcu znów mógł się w 100% skupić na HammerFall. I tak samo było z resztą grupy. Ja np. zostałem wtedy ojcem i mogłem poświęcić się rodzinie - spędzić z nią więcej czasu. Gdy w końcu się razem spotkaliśmy, to poczuliśmy, że znów chcemy wszyscy grać razem. Nie dlatego, że musimy, ale właśnie dlatego, że chcemy. Potem nagraliśmy "(r)Evolution", który był świetnym powrotem. Jeśli ktoś nie wie o tej przerwie, to może nie zwróci na to uwagi, ale moim zdaniem jest to dość oczywiste, że powróciliśmy z większą siłą i werwą. I to właśnie dzięki tej przerwie.

Już zbliżamy się do końca, więc na koniec poproszę trzy albumy HammerFall, które najwięcej dla Ciebie znaczą!

Oczywiście muszę wybrać pierwszy album, a więc "Glory to the Brave". To krążek, który wiele znaczy nie tylko dla mnie i fanów, ale także i dla całego gatunku. To świetny album, który uchwycił wszystko to, co chcieliśmy wtedy przekazać. Drugim krążkiem jest "Hammer of Dawn", ponieważ czuję, że powróciliśmy nim do korzeni. Jednocześnie brzmi on świeżo - Fredrik Nordström wykonał kawał dobrej roboty. Również i wszyscy muzycy dali na nim z siebie wszystko. Mówisz, że muszę jeszcze wybrać trzeci? (Myśli) No to "(r)Evolution"! Może nie byłem na zbyt wielu albumach przed nim, ale czułem, że jest to świetny powrót HammerFall. Po tym albumie dużo lepiej bawiliśmy się jako zespół. Odegrał on dużą rolę w moim życiu.

No i tyle! Dziękuję za poświęcony czas! Na koniec zostawiam parę słów dla Ciebie. Masz coś do przekazania polskim fanom?

Dziękuję za zaproszenie! Nie mogę się doczekać powrotu do Polski, ponieważ świetnie się u Was bawiliśmy. Kolejna wizyta już niedługo! Mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Kiedy skończy się pandemia, kiedy skończy się wojna, to spotkamy się wszyscy razem, by po raz kolejny świetnie się bawić!

zdjęcia: Tallee Savage, Sandra Myhrberg (CameraLucida)


Autor: Tomasz Michalski

Data dodania: 15.03.2022 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!