Nytt Land - "Natasha posiada polskie korzenie"


Nytt Land to jedno z najciekawszych zjawisk na folkowej scenie ostatnich kilku lat. Prosto z mroźnej Syberii przybyła grupa, która wykorzystując niezwykłe, najczęściej własnoręcznie wykonane instrumenty opowiada zarówno historie związane z mitologią Nordycką, jak i te z rodzimych stron muzyków. Jako że Nytt Land w sierpniu 2021 roku wydał kolejny krążek ("Ritual"), to postanowiliśmy porozmawiać sobie o nim ze współzałożycielem formacji. Shaman opowiedział nam m.in. o świeżym materiale, wydanych wcześniej singlach (w tym jednym po... polsku!), jak i procesie tworzenia nowej tagelharpy. Przed Wami Anatoly "Shaman" Pakhalenko!





MetalSide.pl: Cześć! Możemy zaczynać? Wszystko gra?

Anatoly "Shaman" Pakhalenko: Cześć! Wszystko w porządku! Może tylko zmęczenie człowieka dopada, bo u nas za godzinę północ. Powoli więc się szykujemy do łóżka (śmiech)

To nie będę w takim razie przedłużać! Zacznijmy od odrobiny historii: na początku Waszym głównym zespołem był Ylande. Cóż tam takiego graliście i dlaczego zdecydowaliście się na zamknięcie tamtego rozdziału?

Tak, 12 lat temu Natasha i ja zdecydowaliśmy się na założenie folk-rockowego zespołu, który nazwaliśmy Ylande. Inspirowaliśmy się muzyką średniowieczną oraz irlandzkim folkiem, do których dorzucaliśmy również elementy rocka. Wszystkie kawałki napisaliśmy sami i ostatecznie znalazły się one na trzech albumach studyjnych. Do kilku numerów zrealizowaliśmy nawet teledyski, ale gdzieś mi się one po drodze zagubiły - chyba musiałbym przeprowadzić małe wykopaliska (śmiech) Jeśli chciałbyś zobaczyć jak wyglądała ewolucja naszej muzyki, to materiał Ylande znaleźć możesz teraz na Bandcampie i innych serwisach streamingowych.

W 2013 urodził się nasz syn - Yuri - i musieliśmy ograniczyć naszą muzyczną aktywność. W tym samym czasie zaakceptowaliśmy fakt, że nasza muzyka się zmieniła. Już mniej więcej od 2011 roku coraz bardziej szliśmy w stronę epickich, nordyckich klimatów. Poszukiwania nowych form muzycznych, dźwięków i instrumentów doprowadziły właśnie do założenia Nytt Land. Jesienią 2014 roku powstały pierwsze kompozycje - na podstawowe instrumenty i nasze głosy. Stały się one fundamentem pod to, co ostatecznie znalazło się na naszym debiutanckim krążku.

Na pierwszych płytach Nytt Land mogliśmy usłyszeć Silitckiego i Titkova. Co się z nimi stało? Dlaczego później opuścili szeregi Nytt Land?

(śmiech) Zacznijmy od tego, że tak naprawdę to Nytt Land zawsze był duetem: naszym rodzinnym projektem. Natasha jest głównym kompozytorem, ja z kolei oprócz grania na instrumentach pełnię także rolę inżyniera dźwięku. Co prawda nasz syn już zapowiedział, że za kilka lat do nas dołączy, ale to na razie pieśń przyszłości (śmiech) Muzycy o których wspomniałeś pomagali nam w koncertach. Całą pracę studyjną wykonujemy z Natashą w naszym domowym studio - to tam (z drobnymi wyjątkami) komponujemy i nagrywamy wszystkie wokale oraz instrumenty. Obecnie na żywo gramy jako trio, a wspomaga nas na instrumentach perkusyjnych Alexander Roslyakov. Wspomniany Sergey Silitcky pełnił rolę naszego bębniarza przez dwa lata, a Władimir Titkov spędził z nami nieco ponad rok. Obecnie oboje wybrali życie nie związane z branżą muzyczną, ale ciągle są naszymi przyjaciółmi. Zresztą spotkaliśmy się z nimi by wspólnie uczcić premierę "Ritual". Bo choć już razem nie gramy i obraliśmy inne drogi, to ciągle utrzymujemy bliski kontakt. Bardzo ważne jest właśnie dla nas przy wyborze muzyków sesyjnych to, abyśmy ich dobrze znali i im ufali.

Waszym ostatnim dziełem jest wspomniany przez Ciebie "Ritual". Parę miesięcy przed jego premierą wypuściliście jednak nową wersję numeru "Ballad of Gjallarhorn". Dlaczego postanowiliście wrócić do tego kawałka?

Jeśli mam być szczery, to byliśmy trochę... znudzeni. Numery na "Ritual" były już skończone, klipy nagrane, no i tak sobie siedzieliśmy czekając na premierę płyty (śmiech) Mieliśmy za dużo wolnego czasu (śmiech)

Czyli to wszystko po prostu z nudów?! (śmiech)

Dokładnie tak! (śmiech) Oryginalna wersja tego kawałka powstała jakieś cztery lata temu i zawsze chciałem w niej co nieco poprawić - i w końcu ostatniej zimy się za to zabraliśmy. Postawiliśmy na akustyczne, bardziej liryczne brzmienie, zachowując jednocześnie ducha oryginału.

Skoro już zimą "Ritual" był gotowy, to kiedy w ogóle zaczęliście nad nim pracować?

Materiał na "Ritual" był już gotowy w październiku 2020 roku. Później już tylko pracowaliśmy nad teledyskami mającymi go promować. Nie mieliśmy parcia na to, żeby go szybko wypuścić. Gdy uderzyła pandemia cały świat stanął w miejscu, a trasy i koncerty były albo przenoszone, albo całkowicie odwoływane. Byliśmy zmuszeni do siedzenia w domu, a że nie lubimy bezczynności, to zaczęliśmy pracować nad nowymi kompozycjami. Z tego nadmiaru wolnego czasu narodził się właśnie "Ritual", który jest głównie owocem kreatywnego umysłu Natashy. Przy wcześniejszych krążkach miałem więcej do powiedzenia w kwestii muzycznej, tutaj z kolei ograniczyłem swoją rolę do aspektów technicznych i dostarczenia partii instrumentów, na których gram tylko ja. Natasha napisała w zasadzie cały "Ritual" sama i od razu wiedziała jak to wszystko ma wyglądać: zarówno instrumentalnie, jak i pod kątem brzmienia. Ja tylko pomogłem jej tę wizję urzeczywistnić. Pierwszym numerem jaki napisała był utwór tytułowy i już wtedy zachęcałem do pójścia tą drogą - słychać było w nim bowiem ogromny potencjał. Potencjał, który udało się w pełni wydobyć.

"Ritual" to Wasz pierwszy krążek dla dużej wytwórni. Była jakaś presja? Chcieliście za wszelką cenę przebić "Cvlt"?

(śmiech) Nie, nie. Oczywiście, że nie, a i samo Napalm Records w żaden sposób nie ingerowało w proces tworzenia płyty (śmiech) Tworząc muzykę nie powinno się odczuwać jakiejkolwiek presji - nie powinno też się chcieć przebić swojego poprzedniego wydawnictwa, czy na siłę szukać nowych rozwiązań. Muzyka rodzi się z inspiracji, odpowiedniej atmosfery. W przypadku "Ritual" postanowiliśmy pójść w bardziej tradycyjne granie, wykluczając jakiekolwiek eksperymenty. Mieliśmy za sobą fazę zabawy z dźwiękami i tym razem chcieliśmy odpocząć, tworząc właśnie coś bardziej tradycyjnego, etnicznego, z duszą.

W maju 2021 roku usłyszeliśmy "Heill Sa", który pełnił rolę swoistego intro do całego krążka. Czyim pomysłem było wypuszczenie czegoś takiego?

Tu Cię nie zaskoczę, bo "Heill Sa" powstał... z nudów! (śmiech)

Nie może być! (śmiech)

(śmiech) Tak właśnie było! Razem z Natashą stworzyliśmy ten krótki numer z myślą o tym, żeby wprowadzał w klimat "Ritual". Pomysł na niego po prostu wskoczył nam do głów i w ciągu kilku dni mieliśmy już nagraną i zmiksowaną kompozycję. Jak tylko została ukończona, to następnego dnia poszliśmy do lasu i nagraliśmy wideo. Chcieliśmy pokazać naszym fanom co ich czeka w najbliższej przyszłości. Numer powstał jednak z nadmiaru wolnego czasu, podczas którego wymienialiśmy się różnego rodzaju pomysłami.

Nie chcieliście go dorzucić do pełnego albumu?

Nie, ponieważ od początku miało to być tylko krótkie promo video, którym chcieliśmy po prostu pokazać nasz nowy kierunek artystyczny. Nie planowaliśmy zrobić z niego pełnej, długiej kompozycji, choć ostatnio rozmawiałem z Natashą właśnie na temat rozbudowy "Heill Sa". Może dłuższa wersja znajdzie się na kolejnym krążku.


Samo "Ritual" rozpoczynają dźwięki syberyjskiej natury, w tym odgłosy kruków. Jak wyglądało nagrywanie czegoś takiego? Biegaliście po lesie z mikrofonem?

(śmiech) W naszych numerach często pojawią się dźwięki natury: już na naszym debiutanckim albumie można było coś takiego znaleźć - to ważna część stylu Nytt Land. I tak, przechadzaliśmy się po lasach, polach czy wzdłuż rzek, nagrywając różnego rodzaju odgłosy, w tym właśnie wspomniane przez Ciebie kruki. Wykorzystaliśmy do tego celu wysokiej jakości dyktafon, będący częścią wyposażenia naszego studia. Za jego pomocą trzy lata temu nagraliśmy w Norwegii odgłosy morskich fal - półtorej godziny materiału z myślą o wykorzystaniu w naszej muzyce. Lubię dźwięki, które mają pewną rytmikę - dlatego też rejestrowałem np. odgłos spadających kropel deszczu. A jak sprawdzisz naszą płytę "ODAL" z 2018 roku, to możesz tam znaleźć charakterystyczny dźwięk kroczenia przez śnieg - cały numer został zbudowany wokół niego. Miałem metronom w słuchawkach i po prostu łaziłem po śniegu (śmiech) Wyszło naprawdę klimatycznie! Natura brzmi idealnie i niekiedy wystarczy tylko posłuchać np. śpiewu ptaków, odgłosu deszczu lub wiatru poruszającego drzewami, by znaleźć inspirację i bazę dla nowych utworów. Dookoła nas pełno jest takiej "żywej" muzyki, którą staramy się zaimplementować do naszej twórczości.

Cechą charakterystyczną Waszej twórczości są także ręcznie stworzone instrumenty - głównie przez Ciebie. Jak zaczęła się Twoja przygoda z tą sztuką? Pamiętasz pierwszy instrument, który wyszedł spod Twoich rąk?

Tak, większość instrumentów na których gramy stworzyliśmy my sami - bo również i Natasha tym się zajmuje. Moim pierwszym instrumentem była tagelharpa, którą zrobiłem bodajże w 2013 roku - tak wielka, że nie zmieściłaby się w kadrze (śmiech) To był fajny eksperyment! Później metodą prób i błędów zbudowałem kilka kolejnych - niektóre były dobre, inne nie nadawały się do niczego. Obecnie mam cztery tagelharpy - trzy zrobione własnoręcznie i jedną, którą dostałem podczas trasy po Wielkiej Brytanii dwa lata temu. Na koncertach używam tej (Anatoly sięga po instrument i prezentuje go przed obiektywem). Ten instrument stworzyła właśnie Natasha trzy lata temu jako prezent na moje urodziny. To moja główna tagelharpa - brzmi ona po prostu idealnie. Grałem sobie dzisiaj na innych i nie ma porównania! (śmiech)

Kojarzę ją z playthrough do "U-Gra".

Tak, dokładnie - to ta sama tagelharpa.

Niedawno chwaliłeś się postępami w budowie nowej. Jak idzie praca? Ile w ogóle trzeba włożyć czasu w budowę takiego instrumentu?

Dokładnie tak, właśnie pracuję nad nowym instrumentem. Wszystkie elementy są już w zasadzie gotowe, ale zanim zacznę je składać, to chcę żeby przeschły jeszcze przez następnych kilka dni. Sierpień jest dość deszczowym miesiącem na Syberii, a drewno musi być odpowiednio suche. Jeśli natomiast chodzi o sam proces tworzenia instrumentu, to tak naprawdę nie jest to nic skomplikowanego: potrzebujesz tylko odpowiedniego drewna i narzędzi. Najciekawsze jest jednak to, że nie da się do końca przewidzieć jak dany instrument ostatecznie wybrzmi - to się dopiero okazuje na samym końcu.

Każdy nasz instrument posiada swoją własną, wyjątkową barwę - a ta wynika głównie z jakości użytego drewna. A dobry materiał trudno znaleźć - inaczej można by uruchomić masową produkcję (śmiech) Moim zdaniem najlepszym drewnem na instrument muzyczny jest cedr. Ale na koncertach używam np. tego instrumentu (Anatoly pokazuje kolejną tagelharpę) - gram na nim od kilku lat i usłyszeć go można na trzech naszych albumach. Stworzony on został z jednego kawałka sosny, który sechł przez... jakieś 50 lat.

Ile?!

(śmiech) No, to drewno jest bardzo stare - starsze ode mnie! (śmiech) I ten wiek jest jednym z głównych powodów, dla których ten instrument tak dobrze brzmi. Jest bardzo, bardzo suche.

Na "Ritual" w ogóle możemy usłyszeć wiele interesujących dźwięków. Co się pojawia w tle "The Birth of a Shaman"?

Chodzi Ci o drumlę? (Anatoly wyjmuję swoją i zaczyna na niej grać)

Bardziej interesował mnie instrument perkusyjny, który wygrywa rytm obok kotłów...

A! Już wiem! (Muzyk wyjmuje dwie pałeczki i zaczyna uderzać nimi w rytm melodii z utworu) Tutaj nie było niczego skomplikowanego - to zwykłe pałeczki do perkusji, którymi uderzaliśmy do mikrofonu (śmiech) Bardzo często wykorzystujemy takie na pozór zwykłe narzędzia, by zrobić z nimi coś nowego. Nie wszędzie mogę wykorzystać tagelharpę, gdyż to nie jest instrument, który będzie pasował do każdej kompozycji. Tak samo z charakterystyczną drumlą. Poszczególne numery muszą mieć w sobie coś innego, swojego. Zdradzę ci pewien sekret: dziś zacząłem z Natashą pracować nad zupełnie nową kompozycją i znów poszukiwaliśmy nowych dźwięków... Wracając do "The Birth of a Shaman": tam najlepiej sprawdziło się najprostsze z możliwych rozwiązań (śmiech)

Proste ale efektywne (śmiech)

Tak!


Podczas europejskiej trasy koncertowej potrafiliście zamiast perkusji używać... kawałka drzewa. Czy na "Ritual" pojawiło się coś równie osobliwego?

Z nowych instrumentów, takich których nie wykorzystywaliśmy wcześniej, pojawiła się dombra. To ludowy instrument rodem z Kazachstanu, a my mieszkamy zaledwie 100 kilometrów od granicy z tym krajem. Posiada on bardzo charakterystyczne, stepowe brzmienie, które idealnie pasuje do ogólnego zamysłu płyty.

W "The Flies of Ragnarok" mamy też dość charakterystyczny tamburyn - cóż to za dziwne narzędzie wykorzystaliście?

Ten "tamburyn" to rodzaj bębna ramowego - mamy w studio ich cztery różne rodzaje i jeszcze dwa w pokoju obok. To szamański instrument, do wykończenia którego wykorzystano skórę.

W "Gróttasöngr" z kolei mamy bardzo dziwny gwizdek...

(śmiech) I tu Cię zaskoczę: to nie gwizdek. To jedna z technik wokalnych Natashy. Powiem Ci, że gdy pierwszy raz usłyszałem ten numer, to również zwróciłem uwagę na ten dźwięk i też zastanawiałem się jakiego instrumentu użyła. Dopiero później wyodrębniła tę ścieżkę i pokazała jak to się robi - udowodniła, że to rzeczywiście jej głos (śmiech)

Oba te numery inspirowane są mitologią nordycką. Co jest w niej takiego specjalnego, że aż zainspirowała muzyków z dalekiej Syberii?

Zarówno ja, jak i Natasha jesteśmy z wykształcenia historykami. Ukończyliśmy studia, na których zgłębialiśmy temat ludów Europy Północnej, jak również historię upadku Cesarstwa Rzymskiego. Nie myśleliśmy zbytnio nad tematyką naszej muzyki - to po prostu wyszło od nas naturalnie. Mamy wielki szacunek do kultury skandynawskiej, jak również i np. azerskiej. Od czasu stworzenia Nytt Land coraz bardziej poruszamy się jednak ku Północy, dodając do jej tradycyjnych instrumentów także i te nasze, syberyjskie.

W ogóle coraz śmielej zaczynacie także opowiadać o historiach z Waszego podwórka. O czym dokładnie opowiada taka np. "U-Gra"?

"U-Gra" to utwór bardzo bliski naszemu sercu, ponieważ opowiada historię właśnie z rodzinnego regionu - to nasz hołd złożony dawnej Syberii. W starożytności zachodnia oraz centralna część Syberii nosiła nazwę U-Gra - tak mówili o niej rdzenni mieszkańcy. Wędrówki tych plemion dały początek np. Finlandii i Węgrom: dawna ludność tych krajów wywodzi się właśnie z ludów syberyjskich. Do Węgier zawędrowali w 5 wieku razem z Attylą i Hunami. Również i korzenie Skandynawów sięgają tych samych ziem. Nazwa, którą znają wszyscy - a więc Syberia - pojawiła się wraz z nadejściem Rosjan. "U-Gra" opowiada legendę plemienia Khanty o siedmiu duchach chroniących syberyjskie ziemie. Na początku i końcu tego utworu usłyszymy szamana proszącego ich, aby opiekowały się zarówno samymi ziemiami, jak i jej mieszkańcami.

A może by tak cały album w takich klimatach? Skupiający się tylko na Syberii?

(śmiech) W ogóle nie braliśmy czegoś takiego pod uwagę. Nie planujemy niczego takiego.

Album "Ritual" kończy dość niezwykły numer, bo całkowicie instrumentalny "Blood of the North". Mieliście w głowie jakieś konkretne legendy czy obrazy pracując nad tą kompozycją? Coś, co pomagało utrzymać odpowiedni ton?

"Blood of the North" to jedyny numer na płycie, który został w całości stworzony przeze mnie. Zainspirowała mnie muzyka stworzona przez Natashę z myślą o "Ritual". Siedziałem w studio słuchając od początku do końca jej kompozycji i "Blood of the North" to takie moje podsumowanie tego wszystkiego co usłyszałem.

Jak już będą koncerty w Polsce (bo wcześniej zaplanowane zostały odwołane) to co? "Zapachniało jesienią" z "Wiedźmina"?

Tak! Już wcześniej to planowaliśmy! Pamiętam jak trzy lata temu graliśmy na Castle Party na zamku niedaleko Wrocławia... Jak się nazywało to miejsce?

Bolków.

Tak, dokładnie! Gdy nagraliśmy swoją wersję "Zapachniało jesienią", to jedna z osób odpowiedzialnych za ten festiwal napisała do nas, że koniecznie musimy zagrać ten numer podczas naszej następnej wizyty. Uwielbiamy książkowego "Wiedźmina", a i stary polski serial z Michałem Żebrowskim także przypadł nam do gustu. Serial posiadał fenomenalną ścieżkę dźwiękową i od dłuższego czasu zbieraliśmy się do tego, żeby nagrać cover "Zapachniało jesienią" - zwłaszcza, że Natasha posiada polskie korzenie. Polska jest więc ważną częścią historii jej rodziny, a sam numer jest naszym hołdem dla piękna tego kraju - dla jego historii i kultury, które wpłynęły przecież na ten numer. To przepiękny, bardzo melodyjny kawałek i Natasha cudownie wpasowała się w jego klimat.


2022 rok będzie bardzo pracowity dla Nytt Land. Czekają Was np. wielkie festiwale: będzie Wacken, jak i rozbuchany do nieprawdopodobnych rozmiarów Hellfest.

Czekamy z niecierpliwością na to, aż w końcu świat wróci do normalności. Brakuje nam podróżowania i grania na żywo. Kiedyś spędzaliśmy mnóstwo czasu w trasach, a od półtora roku siedzimy zamknięci w małym, syberyjskim miasteczku - to dla nas szalone i nienormalne (śmiech)

Wolicie w ogóle małe kluby czy open air?

To nie tyle kwestia wielkości, choć oczywiście nie jesteśmy grupą grającą w małych pubach czy barach - bo to nie miejsce dla naszej muzyki. Czy jednak gramy dla 5.000 czy 200-300 osób, to nie ma to dla nas większego znaczenia. Liczy się atmosfera.

Kiedyś w jednym z wywiadów powiedziałeś, że muzyk rockowy w Kałaczyńsku traktowany był jak jakiś odmieniec, czy wręcz śmieć. Coś się zmieniło przez te lata?

Niewiele się zmieniło (śmiech) Dla wielu ludzi dalej jesteśmy rodziną dziwaków - mamy jednak wsparcie przyjaciół i krewnych. Niekiedy ludzie patrzą się nas z ukosa, ale też trzeba wziąć pod uwagę fakt, że mieszkamy nie tyle w małym mieście, co bardziej w dużej wiosce. Spora część ludzi mentalnie żyje tu jeszcze w czasach Związku Radzieckiego. Myślą w sposób ortodoksyjny, co ogranicza nasze kontakty do minimum.

Na zakończenie jeszcze małe pytanie o drugi projekt Natashy: Kiberspassk. Jaka jest historia tego prezentującego dark-electro zespołu?

Kiberspassk to alter-ego Natashy. Pojawiły się tam jej pomysły, które nie pasowały stylistycznie do Nytt Land - muzyka tego projektu jest mocniejsza i bardziej agresywna. Natasha właśnie zakończyła prace nad drugą płytą, ale nie wiem jeszcze kiedy zostanie ona wypuszczona - czekamy jeszcze na informacje od wydawcy. Kiberspassk powstał dwa lata temu. Podczas trasy koncertowej zdarzało się, że mieliśmy parę dni wolnych. Właśnie wtedy Natasha zaczęła eksperymentować z czymś innym: bardziej elektronicznym i agresywniejszym w brzmieniu. Dalej jednak jest to muzyka przesiąknięta folklorem: Natasha inspirowała się bowiem ludowymi baśniami i opowieściami. Trochę jak "Wiedźmin" (śmiech)

No i tym sposobem dotarliśmy do końca! Wielkie dzięki za poświęcony czas! Ostatnie słowo zostawiam Tobie!

Mamy wielu przyjaciół w Polsce i bardzo lubimy grać w Waszym kraju. Z Polską związanych jest wiele wspaniałych wspomnień, gdyż spędziliśmy mnóstwo czasu w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu czy Poznaniu... Bardzo chcielibyśmy wrócić do koncertowania i znów się z Wami zobaczyć!

Oby się udało! Jeszcze raz dzięki i cóż... Dobranoc!

Również dziękuję! Cześć!

zdjęcia: Ronny Zeisberg


Autor: Tomasz Michalski

Data dodania: 20.01.2022 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!