Thulcandra - "Chyba nie wypuściliśmy bubla"


Steffen Kummerer - cóż więcej dodać? Założyciel i lider dwóch grup: prezentującej techniczny death metal Obscury, jak również i siła napędowa Thulcandry - kapeli składającej hołd scenie melodyjnego black metalu. Jako że Thulcandra wypuściła swój czwarty album, to postanowiliśmy sobie o nim trochę ze Steffenem porozmawiać (mając oczywiście w zanadrzu również i parę pytań o Obscurę). Efektem jest ten oto wywiad. Wywiad inny niż wszystkie, gdyż była to niemal godzinna (!), niezwykle szczera rozmowa, podczas której muzyk nie unikał trudnych tematów. W ciągu ostatnich dwóch lat stracił on kilku przyjaciół, a tuż przed wejściem do studia tragicznie zginął basista Thulcandry. Był to prawdziwy emocjonalny rollercoaster! Zapraszamy do lektury!





MetalSide.pl: Cześć! Jak leci w tych dziwnych czasach? Wszystko OK? Bo u mnie już połowa ludzi w pracy na kwarantannach...

Steffen Kummerer: (śmiech) No to ładnie! U mnie ze zdrowiem wszystko w porządku. Jako muzyk nie miałem jednak okazji wystąpić na żywo przez ponad rok. Pomijając sprawy związane z Covidem, to jestem szczęśliwy, no bo w końcu dziś premiera nowego albumu Thulcandry! Koncertów jednak bardzo mi brakuje. W ogóle z Covidem mieliśmy trochę szczęścia, bo cała pandemia uderzyła kilka dni po tym jak zakończyliśmy trasę koncertową. Co ciekawe, była to wspólna trasa moich dwóch zespołów: Thulcandry i Obscury. Zakończyliśmy ją wyprzedanym show w naszym rodzinnym mieście, a ledwo tydzień później mieliśmy w tym samym miejscu zaczynać trasę z samą Thulcandrą (śmiech)

Ja zamierzałem zobaczyć Cię w Poznaniu z Obscurą...

No niestety... Wiązało się z tym pewne ryzyko, dlatego od razu mieliśmy przygotowany plan B. Powiem Ci szczerze, że jestem optymistą - byłem przekonany o tym, że trasa dojdzie do skutku. Tym bardziej, że latem wszystko wyglądało bardzo dobrze: odbyło się w końcu kilka większych festiwali jak Bloodstock w Wielkiej Brytanii czy Alcatraz w Belgii. W pewnym momencie musieliśmy jednak spojrzeć prawdzie prosto w oczy: jeśli będziemy podróżować większą ilością osób, to czeka nas masa problemów. I tak wysypały się najpierw koncerty w Wielkiej Brytanii, a następnie to samo spotkało Francję i Szwajcarię. Nie było po prostu możliwości przeprowadzenia trasy i w końcu musieliśmy odpuścić. Koncert w Polsce się odbędzie, z tym samym organizatorem i to w tym samym składzie - zmieniło się jednak miejsce. Z Poznania przeskakujemy do Warszawy, więc jeśli mieszkasz w stolicy, to będziesz Pan zadowolony... Ale widzę, że chyba nie mieszkasz... (śmiech)

No właśnie nie - Poznań był duuużo bliżej (śmiech)

To na osłodę zapraszam do Wrocławia za dwa tygodnie: będziemy tam kręcić nowe wideo Thulcandry z Grupą 13! Będzie to teledysk do utworu tytułowego z nowej płyty, a więc "A Dying Wish". To nasz pierwszy klip kręcony w Polsce, a do tego z firmą, która ma na koncie wiele świetnych prac - jestem ciekawy jak to wszystko wyjdzie. I nawet nie mam daleko, gdyż mieszkam na północ od Monachium - to więc jakieś 5h jazdy.

Wykorzystam to zaproszenie! (śmiech) Jak wspomniałeś na początku: dziś premiera nowego krążka Thulcandry. Jak by tego było mało: za niecały miesiąc otrzymamy też nową Obscurę. Czy obydwie płyty to owoce pandemicznego przestoju?

To w ogóle był kawał ciężkiej pracy. Udało się niemal jednocześnie stworzyć dwa różne albumy. Jeszcze chyba nigdy wcześniej nie byłem tak zajęty jak teraz: dziś premiera Thulcandry, za trzy tygodnie Obscury, za tydzień startujemy z trasą po Niemczech, w międzyczasie kręcimy wideo i jeszcze udzielam niezliczoną ilość wywiadów (śmiech) Mnóstwo roboty, ale nie narzekam! Gdy uderzyła pandemia, tak jak większość zespołów musieliśmy się zastanowić nad tym, co możemy zrobić nie mogąc grać koncertów. Najpierw zdecydowaliśmy, że robimy nową muzę. Później zaczęliśmy myśleć nad tym, w jaki sposób dotrzeć do tych wszystkich naszych fanów - z oboma grupami. Uznaliśmy, że najlepszym, najbardziej bezpośrednim sposobem jest... tworzenie wideo. Stąd właśnie taka ilość teledysków. Z Thulcandrą mamy dwa i trzeci w planach, a do tego wypuścimy także wersję live "Night's Blood" z naszego koncertu z okazji 15-lecia - czekam tylko na jej finalną wersję. Z Obscurą stworzyliśmy cztery klipy, do tego wideo zza kulis - coś, czego nigdy wcześniej nie robiliśmy. Chcieliśmy wszystkim pokazać, że jesteśmy aktywni. Siedzenie w domu i nie robienie niczego, tudzież czekanie, aż cała sytuacja się uspokoi jest zgubne. To trucizna.

Muszę przyznać, że wybór "A Dying Wish" na teledysk jest... intrygujący. To w końcu chyba najbardziej osobisty utwór na płycie. Szczególnie jeśli chodzi o tekst...

Masz oczywiście rację. Numer jest mocno związany ze śmiercią naszego basisty, który odszedł w zeszłym roku. Przez ostatnie 2,5 roku straciłem nie tylko przyjaciela z zespołu, ale także członków mojej rodziny, jak również znajomych muzyków, z którymi grałem trasy. To był trudny dla mnie okres, choć nie był w żaden sposób związany z pandemią. Sean Reinert, Alexi Laiho, Sean Malone... Sean Reinert miał w ogóle pojawić się na "Cosmogenesis" Obscury, Sean Malone zagrał z Cynic podczas trasy Death to All... Podróżowaliśmy nawet razem... (głos Steffena wyraźnie się załamał-dop.red.) Jakby na dobicie: śmierć przyjaciela w tragicznym wypadku podczas pre-produkcji krążka. To z pewnością wpłynęło na ton "A Dying Wish", a zwłaszcza utworu tytułowego, co ma właśnie odzwierciedlenie w tekście.

Tak, podczas zapoznawania się z tekstami utworów szczególnie zakończenie "A Dying Wish" wyryło mi się w pamięci...

Uznaliśmy, że to będzie ostatni teledysk z tego krążka. Mieliśmy poukładane w głowach jak mniej więcej to wszystko ma wyglądać. Pierwszy klip, a więc "Funeral Pyre" składa się głównie ze zbliżeń każdego z muzyków: w zasadzie nie widać naszych twarzy. W drugim teledysku, czyli "Nocturnal Heresy" widać już nieco więcej. "Night's Blood" będzie czymś nieco innym, bo kawałkiem na żywo - show z okazji 15-lecia i to w składzie znanym z nowej płyty. To nasz hołd złożony zmarłemu przyjacielowi. Z tego samego powodu zdecydowaliśmy się na umieszczenie dwóch wersji live jako kawałków bonusowych na "A Dying Wish". Chcieliśmy, aby zagrał na tej płycie. Czwarte wideo będzie najbardziej osobiste. Ostatnia duża rzecz - zakończenie kampanii marketingowej. Zobaczymy jak pójdzie... Na razie krążek radzi sobie dobrze, a po kilku recenzjach można odnieść wrażenie, że chyba nie wypuściliśmy bubla. Wygodnie siedzimy sobie w tej niszy: zaczęliśmy w 2003, próbując uchwycić istotę black i death metalowej sceny połowy lat 90-tych - zwłaszcza tej skandynawskiej z Dawn, Unanimated, czy Dissection na czele. To była muza, którą chcieliśmy grać i teraz, 18 lat później, nic się nie zmieniło. No, może mamy teraz więcej wiedzy i doświadczenia.

Klipy do "Funeral Pyre" i "Nocturnal Heresy" były kręcone w tym samym miejscu? Bo wyglądają dość podobnie.

Tak. Nagraliśmy je w klubie w moim rodzinnym mieście. Mieliśmy więc do dyspozycji normalną scenę, a do tego jakieś sześć maszyn do tworzenia sztucznej mgły (śmiech) Był więc klimat! Miało być surowo i sam zająłem się montażem. Cały nasz budżet poszedł na ostatni teledysk. Z reguły grupy robią na odwrót, w więc cała kasa na pierwsze wideo. My poszliśmy inną drogą: pierwszy klip mało pokazuje, w drugim mamy parę oddaleń, a nawet pojawia się ogień, a trzeci będzie właśnie tym najważniejszym teledyskiem. W pewnym sensie Thulcandra jest undergroundową kapelą: całkowicie wolną, niezależną. Aby przetrwać nie musimy grać koncertów czy sprzedać nie wiadomo ile płyt. Chcieliśmy zrobić coś innego i stąd decyzja o postawieniu na ostatnie wideo. Będzie ono miało własną fabułę, wysokie walory produkcyjne i tak jak sam powiedziałeś: będzie też bardzo osobiste. Oto wstajemy z surowego, undergroundowego grania rodem z pierwszych kawałków, by pokazać światu, że mamy także własną tożsamość.

Dlaczego w ogóle musieliśmy czekać aż sześć lat na nową płytę Thulcandry?

Powodów było kilka. Zacznijmy od tego, że mieliśmy mnóstwo koncertów z zespołem. Poza mną, wszyscy w Thulcandra pracują na pełny etat - nie możemy więc np. wyruszyć w dwumiesięczną trasę po Stanach Zjednoczonych. Jest to po prostu niewykonalne. Musimy więc być bardziej wybredni. Udało nam się jednak zrobić trzy pełne trasy: z Dødheimsgard i Secrets of the Moon, kolejną z Nailed to Obscurity i wspomnianą wcześniej trasę, na której pełniłem podwójną rolę - grały z nami wtedy jeszcze Fractal Universe i God Dethroned. Do tego jeszcze parę festiwali i pojedynczych występów. Drugim powodem były zmiany składu. Nasi bliźniacy zamieszkali w różnych częściach Niemiec i przestali zajmować się muzyką. Długo zajęło nam znalezienie ich następców. Ostatnim i zarazem najważniejszym powodem jest Obscura, w więc zespół będący podstawą mojego utrzymania. To on jest moim priorytetem. Gramy na całym świecie... Znaczy się, teraz może nie, ale jednak jesteśmy zespołem koncertowym (śmiech)

Ostatecznie musiałem więc wszystko to jakoś zbalansować. Udało nam się złożyć nowy skład Thulcandry i zagrać parę koncertów. Gdy wszystko działało już zarówno na płaszczyźnie muzycznej jak i osobistej, to postanowiliśmy zacząć zbierać pomysły na nowe kawałki. Dzieliliśmy się zarysami czy fragmentami poszczególnych kompozycji i dopiero po półtora roku (albo może po dwóch latach?) uznaliśmy, że nadszedł czas złożyć z tego wszystkiego pełny album. "Zarezerwujmy Unisound Studio!", "poinformujmy wydawcę, że mamy coś nowego" - byliśmy gotowi... Dziewięć miesięcy później (albo cały rok - nie pamiętam) skończyliśmy ostatnią trasę z Obscurą i mieliśmy zacząć koncerty z Thulcandrą, będące swoistym teaserem nowego wydawnictwa. I to właśnie w tamtym czasie zmarł nasz basista i straciliśmy całą motywację. Nie rozmawialiśmy ze sobą nie tyle przez następnych kilka dni, co wręcz tygodni. W końcu jednak uznaliśmy, że musimy skończyć to, co zaczęliśmy - i od tego momentu działaliśmy już jak nakręceni. Pojawiały się nowe pomysły, w tym takie, w jaki sposób wykorzystać prace naszego basisty, który brał czynny udział w komponowaniu materiału. Mieliśmy zarejestrowane przez niego fragmenty kompozycji, jakieś demówki... A wiesz jakiej jakości one potrafią być - dalekiej od ideału! Słuchałem więc tego wszystkiego, próbując rozpisać to na nuty.


Gdy już się to rozgryzło, to skończyliśmy nagrywanie krążka, wykorzystując pomysły wszystkich muzyków. W tym również Christiana, którego już wtedy z nami nie było - na albumie to ja musiałem zagrać na basie. Najbardziej dumny jestem jednak z tego, że udało się umieścić na płycie dwa akustyczne kawałki: "Orchard of Grievance" i "In Bleak Misery". Te dwie miniaturki pochodzą z pre-produkcji - i tak, wiem o tym, że nie zostały one nagrane w sposób idealny. Daliśmy je Danowi Swanö i gdy usłyszał on całą historię, to mocno do nich przysiadł i wyciągnął je do wersji, którą mogliśmy umieścić na krążku. Nie wiem jak mu się to udało, ale jestem przeszczęśliwy, że nasz zmarły przyjaciel znalazł się na "A Dying Wish". Co prawda nie na basie, ale właśnie w tych akustycznych kawałkach. W końcu płyta została ukończona i cieszę się, że wyszło tak, jak zakładaliśmy od samego początku - jeszcze przed tragicznym wypadkiem. Wiem, że to długa historia, no ale jestem naprawdę dumny z tego wydawnictwa. Z tego, że udało się je skończyć, oddając tym samym hołd Christianowi. Zresztą, z tego samego powodu umieściliśmy na płycie dwa bonusy: wersje na żywo "The Spirit of the Night" (to kawałek z naszego debiutu) i "Night's Blood" - cover Dissection. Oba zarejestrowaliśmy na koncercie z okazji 15-lecia Thulcandry, w składzie którym mieliśmy nagrywać całą płytę.

A kto wpadł na pomysł żeby te kawałki wydać w specjalnej edycji "A Dying Wish" jako fizyczną EP?

To pomysł Napalm Records. Spytali się nas czy chcielibyśmy zrobić coś wyjątkowego, no i zdradziliśmy, że mamy ten niewykorzystany materiał. Przede wszystkim chcieliśmy wypuścić go za darmo - jako prezent dla naszych fanów. Na koncert przyszło mnóstwo ludzi, no ale jednak na świecie mamy ich troszkę więcej - chcieliśmy żeby każdy mógł zobaczyć jak świętowaliśmy nasz jubileusz. Przesłaliśmy materiał do naszego przyjaciela, który zajmuje się montażem, a audio zostało poddane miksowi i masteringowi. Poświęciliśmy więc trochę czasu i energii tym wideo. Najważniejsze jednak, że kawałki w wersji audio na specjalnej edycji związane są z tym ostatnim składem. Mogliśmy napisać i zarejestrować jeszcze ze dwa zupełnie nowe kawałki, ale to już by nie było to samo. Te dwa utwory w wersjach na żywo pokazują zespół takim, jakim powinien być.

Teraz do składu dołączył Carsten Schorn. Jak to się stało, że zasilił Thulcandrę?

Carsten jest również basistą Nailed to Obscurity - zespołu, z którym graliśmy co-headlinerską trasę koncertową. Z grupą nadajemy na tych samych falach, przyjaźnimy się i spotykamy od czasu do czasu. Obaj basiści bardzo dobrze się znali i świetnie dogadywali ze sobą. Stąd też poszło zapytanie czy nie chciałby do nas dołączyć. Mieszka na północy kraju, przy samym wybrzeżu - praktycznie nie da się mieszkać w Niemczech bardziej na północ od niego (śmiech) Pod względem logistycznym może to i głupia decyzja, ale osobiście wolę w zespole kogoś, kto nie tylko jest dobrym basistą, ale też i jest moim przyjacielem. Świetnie się wpasował, tyle że musi teraz strasznie dużo podróżować (śmiech) Oficjalnie jeszcze nie zastąpiliśmy Christiana - Carsten jest na razie "muzykiem sesyjnym". Czas pokaże co dalej. Za tydzień startujemy z pierwszymi koncertami i po nich zdecydujemy.

Wróćmy do nagrywania "A Dying Wish". Gdzie zarejestrowaliście materiał na ten album?

Ścieżki perkusji nagraliśmy w Five Lake Studio w Monachium. Całą resztę nagrałem już w moim studio - nie mam u siebie pomieszczenia na bębny. Miks i mastering to, jak już wspomniałem nieco wcześniej, robota Dana Swanö. Nie ma on studia nagraniowego - zajmuje się tylko tym. Biorąc pod uwagę wszystkie ograniczenia wynikające z pandemii uważam, że wyszło bardzo dobrze. Wycisnęliśmy ile tylko się dało i jestem bardzo zadowolony z brzmienia albumu. Dan doskonale rozumiał co chcemy osiągnąć: nie chcieliśmy, aby materiał był dopieszczony i wymuskany. Drobne błędy i potknięcia sprawiają, że zespół wydaje się szczery i prawdziwy. Nie poprawialiśmy cyfrowo bębnów, nie równaliśmy ich, bo mam perkusistę, który naprawdę potrafi grać. Gdybyś pociął to wszystko, to jednocześnie pozbawiłbyś jego grę charakteru. Tak samo jest z gitarami czy wokalem. Nie trzeba wszystkiego edytować: "surowość" pomaga kształtować ten styl. Muzyka jaką gramy dzięki niej ożywa.

Od początku muzykę, którą tworzysz z Thulcandrą porównywano do legendarnego Dissection. Dan Swanö pracował przy "The Somberlain" i "Storm of the Light's Bane". Oczywiście facet to legenda, ale czy jego praca przy Twoich ulubionych albumach miała wpływ na ten wybór?

Tak, oczywiście. Dan miał bardzo duży wpływ na kształt całej sceny. Uwielbiam stare wydawnictwa np. No Fashion Records, a on odpowiadał za brzmienie praktycznie co drugiej płyty. Wspomniałeś Dissection, ale to nie tylko ta grupa: były jeszcze Unanimated, Dawn, Mörk Gryning, Vinterland...

Edge of Sanity...

Dokładnie! I dziesiątki innych! Mnóstwo świetnej muzy kiedyś wychodziło - Gates of Ishtar na przykład. I on z tymi wszystkimi zespołami pracował - kształtował brzmienie ich kultowych albumów. Chciałem z nim współpracować już od dawna, ale jakoś nic z tego nie wychodziło: albo był już zaklepany, albo mieliśmy inne studio, czy też brakowało budżetu... Tym razem w końcu wszystko się udało i słyszę różnicę między tym krążkiem a naszymi poprzednimi. Dan ma otwarty umysł. Odnoszę też wrażenie, że bierze muzyków takimi jakimi są - nie poprawia zbyt dużo. Szuka przestrzeni w brzmieniu - nie stara się tego wszystkiego skompresować. To niecodzienne podejście, gdyż obecnie wszyscy starają się osiągnąć jak najczystsze brzmienie. My chcieliśmy pójść inną drogą.Nie słychać na płycie każdej nuty? No i co z tego?! (śmiech) Liczą się emocje!

To skoro już o legendach mowa: okładkę "A Dying Wish" znów namalował Necrolord?

Tym razem nie. Oczywiście zapytaliśmy Kristiana Wahlina czy znów zechce z nami współpracować. Już dwa lata temu rozpoczął prace nad okładką i zaprosił nas nawet w tym roku do swojej pracowni. Jest on jednak perfekcjonistą i nie przekaże Ci swojego dzieła jeśli nie jest z niego w 100% zadowolony. Zrobił już trzy podejścia do okładki i za każdym razem coś mu w niej nie pasowało. Rozumiesz? Spędził ostatnich kilka miesięcy nad trzecią już wersją i ciągle mu coś nie grało! (śmiech) Rozpoczął więc kolejne podejście, ale po prostu nie zdążył na czas. Płyta była gotowa i musieliśmy znaleźć jakieś rozwiązanie. No i znaleźliśmy: Herberta Lochnera - niemal 70-letniego już artystę. To on stworzył okładkę, bazując na wyrobionym już przy okazji poprzednich wydawnictw stylu. Mamy podobną paletę barw, pojawia się dobrze już znany Kosiarz, no i oczywiście motyw mrozu - to element, który towarzyszy nam od samego debiutu. Będziemy ten styl kontynuować i już teraz mogę Ci zdradzić, że na okładkach kolejnych dwóch albumów również będzie dominować kolor niebieski. Namalował ten artwork na płótnie i muszę przyznać, że wyszło znakomicie - pasuje on do reszty naszej dyskografii. Przysłał mi też oryginał - muszę go tylko oprawić i będzie wisiał na ścianie obok innych.


Wcześniej na rynku ukazały się reedycje trzech pierwszych płyt Thulcandry. Z tego co widziałem, to wyprzedały się na pniu. Spodziewałeś się takiego zainteresowania?

To było dla mnie wielkie zaskoczenie. Tym bardziej, że jak wspomniałeś mieliśmy prawie sześcioletnią przerwę pomiędzy wydawnictwami. Fani od dłuższego czasu pytali mnie czy na winylu pojawi się ten czy tamten materiał - bo oryginalne wydania na stronach aukcyjnych osiągają absurdalne ceny. Przedyskutowaliśmy temat z Napalm Records i w końcu pojawiły się nowe wersje. Co ciekawe, trzy dni po tym jak ogłosiliśmy te reedycje, to w naszym sklepie wyprzedany został... cały nakład! Poszło wszystko! (śmiech) I okazało się, że podobnie było także i w pozostałych sklepach. Nie jest więc wykluczone, że pojawi się kolejna edycja. Widać, że winyle wróciły do łask. Inna sprawa, że staramy się przykładać do naszych wydawnictw - okładki mają cieszyć oko i świetnie prezentować się na żywo. Cały layout również jest przemyślany - zwracamy uwagę nawet na materiał, z którego zrobiona jest wersja winylowa. Zachowujemy się trochę pod tym względem jak nerdy lub jakieś snoby (śmiech) No ale widać, że jednak to procentuje - ludzie docenili ogrom pracy jaki włożyliśmy w te reedycje. Zresztą, gdybym miał do wyboru produkt wysokiej jakości lub coś zrobionego po taniości, to sam wybrałbym ten pierwszy. Po prostu taki jestem.

No ja kiedyś ściągałem "Memorial" Moonspella specjalnie z Portugalii, bo miał tam ładniejszą okładkę...

No widzisz! Kolekcjonerzy doceniają jak przyłożysz się trochę bardziej. I to nie tylko do winyla czy CD, ale także np. do merchu. Jeśli za bardzo przytniesz koszty, to stracisz podwójnie. Cieszę się, że Napalm stanęło na wysokości zadania. A nie było łatwo, ponieważ teraz jest duży problem z tym nośnikiem. Dostawy były opóźniane, ale się udało. Reedycje nie były wypuszczone w jakiejś wielkiej ilości egzemplarzy, bo mimo wszystko jesteśmy kapelą undergroundową - i zawsze będziemy kapelą undergroundową. Kiedy jednak widzisz, że fani muszą płacić jakieś chore pieniądze za Twoją pracę, to musisz zareagować i im pomóc.

Na reedycji "Ascenion Lost" znalazło się Wasze debiutanckie demo. Nie chcieliście poświęcić mu całego wydawnictwa? Np. ze specjalną okładką?

Myśleliśmy o tym, ale uznałem, że nie jest on aż tak dobre. Już wcześniej, z okazji 10-lecia nagrania, wypuściliśmy je jako bonus do "Ascension Lost". Historia jego powstania przypomina tą obecną: w tamtym czasie nasz gitarzysta - Jϋrgen Zintz - popełnił samobójstwo. Jako hołd dla naszego basisty na nowej płycie pojawiły się utwory w wersji na żywo (który umieściliśmy też za darmo na YouTube) oraz odratowane demówki. Z "Perishness Around Us" było podobnie: daliśmy ją na nasz kanał całkowicie za darmo, a jak ktoś chce posłuchać tych czterech kawałków na nośniku fizycznym, to może zakupić album na CD lub winylu z demówką jako bonusem. Nie czułbym się jednak komfortowo wydając to demo jako samodzielne wydawnictwo. Szkoda zachodu.

Widziałem, że w planach Thulcandra ma trasę po Niemczech. A co z innymi krajami Europy?

Coś tam w planach mamy, ale z uwagi na to, że musieliśmy przełożyć trasę Obscury, to skupiamy się na razie głównie na Niemczech. Mieszkamy blisko granicy ze Szwajcarią i Austrią, więc zaplanowaliśmy też po jednym występie w tych krajach - z uwagi na lokalizację, to nawet ich przełożenie nie odbije się na nas tak mocno. Reszta, w więc 14 dat, to jednak tylko Niemcy. Gdy jednak wszystko wróci w końcu do normalności, to jesteśmy otwarci na propozycje! Chciałbym zagrać z Thulcandrą parę koncertów za granicą, lub zaliczyć parę festiwali.

Wspomniałeś wcześniej o wspólnej trasie Obscury i Thulcandry. Nie było problemów z takim szybkim przestawieniem się z grania melodyjnego black metalu na techniczny death?

(głośny śmiech) Na pewno było zabawnie! W końcu obie grupy grają zupełnie inaczej! Z Thulcandrą musisz być w odpowiednim nastroju. W przypadku Obscury... cóż, musisz być zajebiście rozgrzany (śmiech) Bo to strasznie wymagająca muza! Planując tę trasę najbardziej obawiałem się o swoje struny głosowe - musiałem się odpowiednio do niej przygotować. Przez prawie dwa tygodnie śpiewałem w swoim studio oba sety po to, aby przygotować swoje ciało do tego wysiłku. To było jak ciężki trening na siłowni. No bo zaśpiewać set trwający 70 lub 80 minut? Nie ma sprawy! Problemem było to, że trzeba było zaśpiewać jeszcze jeden półtorej godziny wcześniej, po którym organizm ma czas ochłonąć. Śpiewasz, masz przerwę, bo gra jakiś inny zespół i znów musisz wyjść i zaśpiewać. To tak, jakbyś był perkusistą i po próbie, podczas której dajesz z siebie 100% musisz zrobić przerwę, bo koledzy muszą przedyskutować pewnie sprawy. Jak już skończą, to znów masz grać bezbłędnie - a nie da się, gdyż trzeba znów się rozgrzać, przygotować. Wokalnie musiałem się więc nauczyć pewnych rzeczy i powiem Ci, że po pierwszym wieczorze miałem duże wątpliwości co do tego, czy uda się tę trasę skończyć. Drugiego dnia było już lepiej, a po trzecim wiedziałem, że pójdzie jak z płatka.

W ogóle to ciekawa sytuacja, że prowadzisz dwie zupełnie inne grupy i do tego z dwoma różnymi wydawcami. Nie ma z tym żadnego problemu?

Najlogiczniejszym rozwiązaniem jest teraz założenie trzeciego zespołu dla Century Media (śmiech)

(śmiech) Grającego power metal!

Boże broń! (śmiech)

No co? Christian z Obscury powiedział kiedyś, że nie lubi jak się go nazywa death-metalowym gitarzystą, bo to ograniczające. Dodał, że chciałby pograć sobie power metal. W sumie teraz gra - z Paradox (śmiech)

(śmiech) W sumie to też mam podobnie! Dużo osób nie rozumie np. dlaczego bawię się w black metal. To wszystko kwestia muzycznego gustu. Skoro można być częścią jednej niszy, to dlaczego też i nie drugiej? Co do Christiana: nie zdziwiłbym się jakby kiedyś nagrał synth-rockowy album w stylu lat 80-tych (śmiech) W muzyce nie ma żadnych ograniczeń - możesz zrobić wszystko, na co tylko masz ochotę. Wracając do dwóch wytwórni: nie ma żadnych problemów - wszystko jest kwestią koordynacji. I wbrew pozorom łatwiej jest, gdy wydaje się dwa krążki w krótkim okresie czasie - jak ja teraz.

No właśnie, bo oprócz Thulcandry: "A Valediction" Obscury. O tym albumie również powiedziałeś, że jest on dla Ciebie bardzo osobisty. Dlaczego?

Z tych samych powodów co "A Dying Wish": związane jest to z odejściem moich przyjaciół. Wspomniałem wcześniej Seana Reinerta: ostatni utwór na "A Valediction" napisałem w tym samym tygodniu, w którym zmarł. Byłem wtedy dość przybity. Dodatkowo Obscura zakończyła długi rozdział w historii grupy, rozpoczynając czas zmian. Wygasł kontrakt z Relapse Records, zmieniliśmy producenta, osobę odpowiedzialną za artwork, no i oczywiście zmienił się także i sam skład. "A Valediction" mówi o zostawianiu czegoś za sobą i zaczynaniu nowego etapu - i tak się losy potoczyły, że "A Dying Wish" także porusza podobne tematy. Dla Obscury zacząłem już np. pisać mniej abstrakcyjne teksty. Mamy przed sobą czystą kartę, którą trzeba teraz wypełnić. I jest to ekscytujące!

No właśnie: zmiana składu. Z grupą dość niespodziewanie pożegnali się Linus, Sebastian i Rafael. Mówili o różnicach artystycznych, a jednak ich Obsidious daleko od "obscurowej" jabłoni nie upadł. Jak to więc było?

Cóż, kwestię brzmienia zostawię innym do oceny. Samą decyzją byłem jednak mocno zaskoczony, ponieważ nic nie zapowiadało czegoś takiego. Jakieś rozmowy musiały na ten temat być prowadzone, no ale gdzieś za moimi plecami. Dwa tygodnie po zakończeniu udanej trasy po Europie otrzymałem maila mówiącego o tym, że odchodzą i zajmą się teraz czymś innym. Nie wiem o co chodzi... Ja ruszyłem po prostu dalej i teraz mam nowy krążek z nowym składem. Nie była to pierwsza i prawdopodobnie nie ostatnia taka zmiana. Oni robią swoje, a i ja nie stoję w miejscu - czego dowodem są teraz aż dwie płyty (śmiech)

Zmiany składu nigdy nie są mile widziane, no ale gdy do składu wraca Christian i Jeroen, to cóż można powiedzieć? "Zamknij się i bierz moją forsę!" (śmiech) Jak w ogóle doszło do tego powrotu?

Ogarnięcie tego zajęło mi... dwa tygodnie.

(śmiech)

Nie no, serio. Po otrzymaniu tej wiadomości byłem jednocześnie zaskoczony i wściekły. Byłem bowiem w trakcie załatwiania papierów niezbędnych od odbycia trasy po Stanach Zjednoczonych - która miała jednocześnie zakończyć nasz sezon koncertowy. Byłem strasznie zdziwiony, no ale musiałem jakoś sobie z tym poradzić. Zadzwoniłem do Jeroeana, Christiana oraz Davida i w ciągu dwóch tygodni miałem już nowy skład. Oczywiście bawiliśmy się później w małe podchody z fanami: line-up był gotowy, ale poszczególnych muzyków ujawnialiśmy w dłuższych odstępach czasu. Znamy się bardzo dobrze. Po odejściu ze składu straciliśmy ze sobą kontakt na kilka miesięcy (może lat?), ale później zaczęliśmy nadrabiać ten czas. Zaczęliśmy się odwiedzać podczas koncertów: Jeroen wpadał na holenderskie występy Obscury, z Christianem spotykaliśmy się w Monachium, a nawet zaliczył koncert w ramach Death to All - w Bawarii. David miał z kolei zasiąść za zestawem perkusyjnym rok wcześniej na jednym z festiwali. Jak więc widzisz, nic nie było dziełem przypadku - chciałem mieć taki skład i po prostu dopiąłem swego (śmiech)

Na "A Valediction" mamy dość krótkie (jak na standardy grupy) numery. Czym zaskoczy fanów ta płyta?

Na krążku pojawią się bardzo zróżnicowane kawałki - i był to wybór jak najbardziej świadomy. Do promocji najpierw wybraliśmy "Solaris": klasyczną, melodyjną, mocno techniczną death-metalową kompozycję. To coś, czego fani mogliby oczekiwać. Później wypuściliśmy utwór tytułowy, w którym chcieliśmy klimatem nawiązać do naszej historii: krążka "Cosmogenesis" i numeru "The Anticosmic Overload". Fani mogli też usłyszeć "Devoured Usurper". To kawałek jakby z epoki kamienia łupanego: coś, co przypomina Obituary lub Bloodbath. Wybraliśmy ten numer na singla, bo nikt nie spodziewał się czegoś takiego od grupy grającej techniczny/progresywny death metal. Znajdą się tutaj nawet elementy D-beatu, przez co utwór przywodzi na myśl Tool. Miał sprawić, że nasi fani zaczną się drapać po głowie. Kolejny singiel to znów coś zupełnie innego, bo melodyjny "When Stars Collide", w którym śpiewa Bjorn Strid.

Promując krążek chcieliśmy pokazać, jak różne kawałki się na nim znajdą. Nasz producent - Fredrik Nordström - stwierdził, że to taki best-of metalu. Zawiera bowiem wszystko: epickie fragmenty, old-schoolowy death metal, thrash metal, jazz fusion, a nawet jakieś mroczniejsze partie. Jestem z niego bardzo zadowolony, a dzięki zmianie na stanowisku producenta płyta brzmi trochę inaczej niż poprzednie - to brzmienie jest głębsze. Podobnie jak z Thulcandrą, nie chciałem żeby Obscura była zbyt dopieszczona, nie brzmiała zbyt czysto. Jeśli chcesz osiągnąć taki efekt, to musisz jednak najpierw napisać muzykę, która będzie do niego pasowała. Dlatego gdy zaczęliśmy prace nad "A Valediction" to odbyliśmy wszyscy bardzo długą rozmowę.


Obscura zawsze była dla mnie zespołem do grania na żywo. Jasne, spędzamy mnóstwo czasu w sali prób, a nagranie płyty potrafi zająć kilka miesięcy. Większość czasu spędzamy jednak w drodze: robimy trasy, gramy na festiwalach itd. I Pracując nad poszczególnymi numerami na "A Valediction" braliśmy pod uwagę właśnie to, jak będą się one prezentować na żywo. Mamy więc kilka pojedynków na solówki pomiędzy mną a Christianem, pojawił się także utwór instrumentalny, którego zadaniem jest przedstawienie każdego z muzyków. To fajny album do przesłuchania od początku do końca, ponieważ ma on wiele do zaoferowania. To nie jest typowy krążek, tylko coś więcej: czuć tą ekscytację, która towarzyszyła nam podczas jego nagrywania. Wcześniej pojawiała się presja, gdyż np. nie robiliśmy pre-produkcji lub goniły nas terminy, a tutaj? Miałem okazję pracować z ludźmi, których bardzo dobrze znam. Do tego... cóż, po prostu chcieliśmy razem coś nagrać i pojechać w trasę. To fajny album, w którym każdy z muzyków dodał coś od siebie.

Jeden z nowych kawałków Obscury nosi tytuł "The Neuromancer". Czyżby numer inspirowany trylogią Williama Gibsona?

Tak, oczywiście. Przeczytałem kilka książek szykując się do napisania nowego albumu i "Neuromancer" był jedną z nich - kolejną była "Solaris". Każdą z tych historii zinterpretowałem na swój sposób. Z "Neuromancerem"... Czytałeś w ogóle tą książkę?

Tak, mam całą "Trylogię Ciągu" na półce.

"A Valediction" to krążek o pożegnaniach i w "The Neuromancer" postanowiłem przedstawić nieco inną wizję śmierci. Skupiłem się na perspektywie oddania przez społeczeństwo prawa do samodzielnego myślenia. Tytuł został ten sam, ale interpretacja już zupełnie inna. Podobnie zrobiłem z "Solaris". Znasz?

Historię znam, ale już nie z książki tylko z jej ekranizacji.

Dobre i to. To zresztą polskiego pisarza...

I to takiego, że sam Philip K. Dick myślał, że to nie jest prawdziwa osoba - uważał, że za Lemem kryje się kilku pisarzy (śmiech)

(śmiech) Brzmi jak pomysł na kolejny numer Obscury! (śmiech) Wracając do "Solaris": jak oglądałeś film, to wiesz, że mamy w tej powieści stację kosmiczną i planetę będącą obcą formą życia. To co mnie jednak zafascynowało, to fakt, że te planeta potrafiła odtworzyć kogoś z pamięci osoby, którą na niej wylądowała. Zacząłem się zastanawiać nad tym, co by było, gdybyśmy mieli np. podobnie działającą maszynę. W większości przypadków tracimy kogoś bliskiego dość niespodziewanie - co gdybyśmy mogli ją jednak jeszcze raz zobaczyć, aby się np. pożegnać? Zobaczyć się ten ostatni raz, będąc na to przygotowanym? Maszyna wykorzystywałaby wszystkie nasze wspomnienia odnośnie tej osoby, odtworzyłaby jej wygląd, sposób zachowania, może nawet jej zapach - w formie organicznej albo modelu 3D. Ludzie często opowiadają o tym, jak spotkali się we śnie z kimś, kto od nich odszedł. Uznałem, że fajnie byłoby mieć taką możliwość na jawie.

Brzmi to intrygująco i aż nie mogę się więc doczekać tej nowej Obscury! Krążek rzeczywiście zapowiada się smakowicie!

Jak powiedział Fredrik: best-of metalu!

Zobaczymy! I to wszystko co przygotowałem! Dzięki wielkie za poświęcony czas! Rozmawialiśmy prawie przez... godzinę! To co? Tradycja zobowiązuje i poproszę o kilka słów dla polskich fanów!

W Polsce graliśmy już wielokrotnie. Z Thulcandrą może nie aż tak często jak z Obscurą, ale też już się zdarzyło. Zawsze czuliśmy się u Was mile widziani i nie możemy doczekać się powrotu. Nieważne czy to będzie Gdańsk, Wrocław, czy cokolwiek pośrodku - zawsze jest fajnie! Miejmy nadzieję, że świat w końcu się otworzy i zobaczymy się w przyszłym roku!

zdjęcia: Christian Martin Weiss


Autor: Tomasz Michalski

Data dodania: 29.11.2021 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!