MetalSide.pl: Hej! Od razu przepraszam za to, jeśli w trakcie wywiadu zacznę kichać: byłem przedwczoraj na koncercie i chyba złapałem grypę...
Charlotte Wessels: O nie! Teraz to jest strasznie irytujące, bo wystarczy lekkie przeziębienie i wszyscy myślą, że się ma Covida!
Miałem parę miesięcy temu, więc już mam komplet...
Z dwojga złego, chyba przeziębienie jest chyba lepsze!
Chyba tak (śmiech) No to co? Zacznijmy, cóż - od początku? Kiedy w ogóle pojawiły się pierwsze plany odnośnie solowej działalności?
Cały ten album zaczął się od mojego projektu na serwisie Patreon. Od bardzo dawna tworzyłam muzykę i większość z niej pasowała do tego, co robiliśmy z Delain. Bywały jednak kawałki, które mocno odbiegały np. pod względem gatunkowym i trochę mi ich było szkoda... No bo gdzieś tam leżały sobie smutne na twardym dysku, zamknięte w jakiejś szufladzie i zbierały kurz. Nikt nie mógł ich odsłuchać, więc zaczęłam myśleć nad tym jak to zmienić, poświęcając jednocześnie większość swojej uwagi Delain. Bo gdy zaczynałam tworzyć swój projekt na Patreon, to wtedy byłam jeszcze wokalistką zespołu i nie miałam w planach tego zmieniać. To miało być coś małego, w całości mojego. Zawsze byłam bardzo zajęta z Delain, a nasz harmonogram potrafił być dość nieprzewidywalny. Brałam udział w kilku projektach pobocznych, ale zawsze wtedy pojawiało się pewne uczucie smutku - wydawało mi się, że wstrzymuję tym innych. Były też pewne oczekiwania i związana z nimi presja - co jeśli nie dasz rady? Potrzebowałam więc projektu, w którym to ja ustalam reguły i sposób pracy. I Patreon okazał się idealnym rozwiązaniem. Śledziłam na nim kilku artystów, w tym od samego początku chociażby Amandę Palmer. I uznałam, że w moim przypadku to też może się udać. Że to będzie idealne miejsce dla piosenek, które nie pasują do Delain. Dom, w którym będą mogły zamieszkać. I po rozpadzie składu rzeczywiście poczułam się tam jak w domu: świetnie się tam bawiłam i nie wyobrażam sobie, aby teraz robić coś inaczej.
Byłaś zaskoczona liczbą osób, która Cię wsparła?
Zdecydowanie tak! Już pierwszego dnia wsparło mnie niemal 500 osób... "Co tu się kurwa wydarzyło?!" - pomyślałam (śmiech) Nie spodziewałam się takiej liczby. Ciągle nie mogę się nadziwić ilości wsparcia jakie otrzymuję - nie tylko tego finansowego. Fani mocno angażują się w moją pracę, tworzą dużą, aktywną społeczność. Jej członkowie stale się ze sobą komunikują i przygotowują rozmaite projekty - już nawet bez mojej wiedzy. Zorganizowali np. niespodzianki z okazji dnia premiery albumu, czy na rocznicę utworzenia mojego konta. Razem stworzyli też klipy tekstowe do niektórych numerów. To wspaniała społeczność i to nie tylko dlatego, że pozwala skupić mi się na pracy.
Dzięki Patreon mocno się zbliżyłaś do swoich fanów?
O tak! I to właśnie dzięki tym powodom, które wymieniłam. Tu nie chodzi tylko o pozbycie się wszystkich pośredników w dystrybucji muzyki... Gdybym jutro chciała coś zmienić w swojej twórczości, to mogłabym to od razu zakomunikować swoim fanom. Odpowiadam już tylko przed sobą i ludźmi, którzy mnie wspierają. Taka relacja zbliża do siebie.
Początkowo ta twórczość miała być obok Delain - co oczywiście zmieniło się wraz z rozpadem składu. Czy to wydarzenie wpłynęło na samą muzykę? Jej ton?
Na samą muzykę niekoniecznie, bo ona była już w zasadzie gotowa. Wydarzenie to wpłynęło natomiast na wybór kawałków, które trafiły na Patreon. Gdy zakładałam konto, to ciągle byłam wokalistką Delain i nie chciałem na nie wrzucać kompozycji, które choć trochę zbliżały się do symfonicznego metalu kojarzonego z tą grupą. Te chciałam zatrzymać z myślą o niej. Początkowo wrzucałam więc na Patreon numery, które do Delain nie pasowały - czy to stylem, czy też klimatem. Teraz oczywiście wszystko sie zmieniło i mam już kilka kawałków, które idą w bardziej metalowe rejony. Rozłam więc nie wpłynął muzycznie na moją twórczość - kawałki powstawały szybko, spontanicznie i nie celowałam nimi w konkretny gatunek. Były pomysły, a Patreon pozwolił mi w końcu te pomysły ukończyć. A że robiłam przynajmniej jeden kawałek co miesiąc, nie myśląc nad konceptem całej płyty, każdy z numerów był nieco inny. Coś wyszło mi bardziej popowo? No i dobrze! Wcześniej już bym się zastanawiała, czy aby przypadkiem nie poszłam nim za daleko. Tutaj nie musiałam się godzić na żadne kompromisy.
A które kawałki na składance podsumowującej Twoją solową pracę powstały po rozłamie Delain?
Niech no pomyślę... Rozstaliśmy się w lutym... (myśli) Na pewno cover, a więc "Cry Little Sister" - to był maj. Wcześniej był "Wees Liever Boos", ale on akurat nie trafił na album...
Na pewno nie "Victor", "Superhuman" i "FSU"...
Zaraz dojdziemy! Niech no tylko otworzę swój profil... A nie! Mam już otwarty - jest ściąga! (śmiech) Chociaż też trzeba pamiętać o tym, że kawałki, które najpóźniej ukończyłam niekoniecznie są najmłodsze - bo niektóre pomysły były dość stare. Trudno więc ustalić konkretną datę kiedy zostały stworzone: czy liczymy etap ich narodzin, czy ukończenia finalnej wersji? (myśli) Zaraz... Czy są w ogóle jakiekolwiek kawałki po tym wydarzeniu...? (myśli) "Source of the Flame", "Cry Little Sister" powstały po, "Superhuman" to miesiąc rozłamu, "Soft Revolution" i "Masterpiece" na miesiąc przed - to będą właśnie te "najmłodsze" pod względem dat. Oczywiście dalej robię "Piosenkę miesiąca", choć te najświeższe zainteresują głównie moich patronów. Jest jednak kawałek "Phantom Touch", którego teaser możesz znaleźć na YouTube: spełniłby on oczekiwania wielbicieli mojej symfoniczno-metalowej strony. Może także jeszcze "A Million Lives"...
Metalową Charlotte mogliśmy usłyszeć już wcześniej w singlu PelleKa. Jak doszło do tej współpracy?
Zaraz po rozłamie napisał, że mu bardzo przykro z powodu mojego rozstania z Delain i że "akurat" robi taki mały projekt. Uznałam, że może być zabawnie i się zgodziłam (śmiech) To była bardzo szybka, łatwa i bezproblemowa współpraca. To fajny kawałek, a i wideo jest niczego sobie.
Na samym krążku usłyszymy jednak zupełnie inną Charlotte. To płyta bardzo intymna, w której dominują elektroniczne dźwięki. Nie bałaś się trochę reakcji ludzi, którzy znali cię z tej metalowej strony?
Czy się bałam? (śmiech) No raczej! Oczywiście spodziewałam się komentarzy w stylu: "ej, przecież to nie metal!". I miałam na to gotową odpowiedź - tę samą, którą przedstawiłam Tobie: to rzeczy, które nie pasowały do Delain. W pewnym momencie jednak odechciało mi się pisać w kółko to samo i teraz po prostu stwierdzam krótko: "jak się podoba, to fajnie, jak się nie podoba, to może zmienisz zdanie przy okazji następnego numeru" (śmiech) Każdemu nie dogodzisz. Z pewnością było to dość odważne: każdy spodziewał się tego, że będę grać metal. A jaką łatkę przylepić "Tales from Six Feet Under"? Jest tam spory rozstrzał, ale jak już, to od biedy można to nazwać indie rockiem. I teraz jak mnie Spotify wrzuci do playlisty z indie rockiem, to ludzie spojrzą i zapytają: "Charlotte kto?" - bo to nie miejsce dla mnie (śmiech) Łatwej drogi nie wybrałam, ale jest za to ona niezwykle malownicza.
Solowa praca pomogła ci z uczuciami, które towarzyszyły zamknięciu rozdziału z Delain?
Z pewnością tak. Wiesz, nie dość, że Covid w 2020 roku, to jeszcze później rozłam w zespole. Łatwo byłoby się dać pochłonąć tej czarnej dziurze, rozmyślając nad tym, co ja teraz zrobię. Na szczęście miałam swój projekt, były już kawałki, nad którymi pracowałam i które musiałam skończyć, aby stały się "Piosenkami miesiąca". Miałam również ustalony plan odnośnie kręcenia teledysków. Mogłam siedzieć i użalać się nad sobą - żeby nie było, przez jakiś czas to robiłam - ale też musiałam się zabrać za te swoje numery. Tym bardziej, że w końcu miałam za sobą całą, wspierającą mnie społeczność. W tym gównianym czasie postanowiłam skupić się na tych pozytywach. Poza tym sama praca nad muzyką to swego rodzaju katharsis: to sposób na pozbycie się wielu negatywnych emocji. Bardzo mi ona pomogła - na wielu płaszczyznach.
Płytę w całości nagrałaś w swoim własnym studio. Skąd jego nazwa: Six Feet Under?
Ponieważ naprawdę znajduję się sześć stóp pod ziemią! Całe moje studio zlokalizowane jest w piwnicy mojego domu! (śmiech)
Studio tylko na Twoje potrzeby czy masz z nim związane jakieś większe plany?
Jest ono całkowicie skrojone pode mnie: mogę tutaj w spokoju nagrywać swoje wokale. Ciągle jednak wymaga ono kilku poprawek. Na upartego mogłabym wcisnąć tu nawet i perkusję, ale raczej traktuje je jako miejsce tylko dla mojej muzyki. Może rzeczywiście fajnie byłoby posiedzieć sobie z innym ludźmi nad ich projektami, ale to jeszcze nie ten czas. Kto wie co jednak przyniesie przyszłość? (myśli) Byłoby w sumie miło. Miło jednak mieć też takie prywatne miejsce, w którym można sobie popracować w samotności (uśmiecha się)
Jak wyglądał proces wyboru kawałków na płytę? W końcu wypuszczałaś jeden numer każdego miesiąca. Trochę materiału się nazbierało...
Przede wszystkim chciałam się skupić na pierwszym roku z Patreon - to miało być takie nasze urodzinowe wydawnictwo. 12 "Piosenek miesiąca", do tego kilka coverów i dwa bonusy - było z czego wybierać. Na "Tales from Six Feet Under" znalazły się nie tylko te "oczywiste wybory", ale też i kawałki, co do których nie byłam w 100% przekonana. Zadałam pytanie moim patronom: spytałam się jakich kawałków ich zdaniem świat powinien posłuchać. I trzeba przyznać, że ostateczna tracklista ma sens. Oczywiście nie obeszło się od słuchania po raz setny wszystkich numerów w różnej kolejności, aby wszystko brzmiało w miarę spójnie. Albo raczej: aby brzmiało spójnie na ile może w tego typu kompilacji. Bo tak jak mówiłam wcześniej: wszystkie kawałki pisane były osobno, nie mając w głowie pełnego albumu.
Podczas tych ostatnich dwóch lat miałaś mnóstwo wolnego czasu: Covid, brak koncertów, a później pożegnanie z Delain. Jak natomiast wyobrażasz sobie solową działalność, gdy świat w końcu wróci do normalności?
Dalej planuję co miesiąc wypuszczać nową kompozycję, ponieważ cały czas się czegoś uczę. Rozwinęłam się nie tylko muzycznie, ale także i personalnie: kiedyś zaczynałam milion rzeczy, tylko po ty, by nie skończyć żadnej z nich. Teraz nauczyłam się dyscypliny: wiem, że muszę skończyć dany numer do końca miesiąca. To pozwala mi zwalczać... nie wiem, albo chorobliwy perfekcjonizm albo straszliwą niepewność. Lepiej chyba pasuje to drugie określenie: bo muszę znaleźć w sobie siłę, żeby powiedzieć "tak, ten kawałek jest już gotowy", pomimo tego, że wcale nie jestem tego pewna. "Co mogłabym z nim zrobić, gdybym miała np. jeszcze dzień lub dwa, albo cały tydzień, miesiąc lub rok?" - uczę się walki z takimi myślami.
Zamierzam się także skupić na projektach długoterminowych. "Piosenki miesiąca" powstają spontanicznie: nie ma w nich czasu na przearanżowanie czy przepisanie wszystkiego. Lubię tego typu pracę, ale lubię też i dłużej przy czymś podłubać. Popracować nad kilkoma kompozycjami, które tworzyłyby większą całość i które miałyby większe walory produkcyjne: prawdziwe ścieżki perkusji czy gitar. No i oczywiście jeśli sytuacja pozwoli, to chciałabym zabrać te moje wszystkie kawałki w trasę. Myślę nad występami na żywo, ale widząc jak inne wydarzenia są odwoływane czy przenoszone, to gdybym miała podać jakiś termin, to raczej stanęłoby na końcówce przyszłego roku. Trochę więc czasu jeszcze minie zanim zobaczycie mnie na scenie.
Myślałaś w ogóle jak będzie wyglądać teraz potencjalna setlista koncertowa? Osobne występy z materiałem solo i kawałkami Delain?
Na pewno nie będzie występów tylko z setlistą Delain - to by było zbyt... dziwne. Już wcześniej pytano się mnie czy będę dorzucać kawałki grupy i muszę przyznać, że raczej nie spodobałoby mi się ich wykonywanie. Przynajmniej na ten moment. Gdy na przykład Anneke van Giersbergen przedstawia na żywo kawałki The Gathering, to zawsze jest to coś wyjątkowego, zarówno dla niej, jak i publiczności. Chciałabym, aby kiedyś wykonywanie numerów Delain również i dla mnie było takim szczególnym momentem. Do tego jeszcze droga daleka. Czas jednak pokaże!
Wracając do "Tales from Six Feet Under", wszystko na albumie to Twoja robota? Czy może miałaś jakąś pomoc?
Są dwa wyjątki na "Tales from Six Feet Under". Pierwszym jest "Cry Little Sister", który jest coverem. Nie ja więc go napisałam, ale już ja nagrałam, wyprodukowałam i zaśpiewałam tę nową wersję. Drugim wyjątkiem jest duet z Alissą. Nie tylko zaśpiewała w kawałku "Lizzie" ale także m.in. odpowiadała za partie gitary i perkusji. Reszta to już moja robota.
Jak Alissa zareagowała, gdy powiedziałeś jej, że nie będzie tam żadnych growli?
Nie musiałam, bo nad tym kawałkiem pracowałyśmy wspólnie - i to od samego jego zarysu. Szybko stało się jasne, że to typ numeru, w którym growle będą niepotrzebne i nawet żadna z nas nie musiała podnosić tej kwestii. Alissa ma piękny, czysty głos, który dość często wykorzystuje w pracach poza Arch Enemy.
A co sprawiło Ci najwięcej trudności w trakcie prac? Może właśnie ścieżki perkusji?
(Myśli) Niekoniecznie. Dzisiejsze oprogramowanie jest na tak wysokim poziomie, że nie jest problem położenie podstawowych ścieżek perkusji. Trudniej zrobić to tak, by pasowały i były interesujące. To jednak tylko jeden instrument... (Długa przerwa) Dla mnie największą trudnością było to, o czym wspomniałam wcześniej: odpuszczenie. Wcześniej pracowałam w zespole z grupą ludzi: ciągle coś przepisywaliśmy, robiliśmy inne aranżacje, przypatrywaliśmy się bliżej jednej konkretnej partii itp. - a teraz to się zmieniło. Obecnie to ja za wszystko odpowiadam. Muszę mieć ogólny zarys danej kompozycji, wiedzieć, w którym kierunku podążam. No i to ja muszę zdecydować kiedy jest ona skończona. Jeśli natomiast idzie o pracę bardziej techniczną, to najwięcej mam do nauczenia w kwestii miksowania. Nie jestem w tym szczególnie dobra: potrafiłam wytłuścić jedną partię kosztem wszystkich innych, czego efektem było nieznośnie suche brzmienie. Dlatego już miks i mastering oddałam w obce ręce. Tutaj czeka mnie jeszcze bardzo dużo nauki (śmiech)
Solowy krążek promowały dwa przepiękne teledyski: do "Superhuman" i "Victor". Plany na kolejne klipy już są?
Tak, planuję wideo do "Afkicken".
Strasznie długo zajęło Ci w ogóle stworzenie kawałka po Duńsku...
Coś takiego nie pasowało do zespołu. Żeby zrobić kawałek po Duńsku, to potrzebowalibyśmy jakiegoś mocnego powodu. Na Patreon z kolei, to była zaledwie druga kompozycja jaką ukończyłam. W kontekście solowej działalności poszło mi więc dość szybko (śmiech)
A o czym w ogóle opowiada ten numer?
O walce z pewnym nałogiem. To niepokojąca opowieść o człowieku, który został umieszczony w zakładzie za zabójstwo. Próbuje on przekonać słuchacza, że to co zrobił, było aktem łaski dla ofiary. I oczywiście każdy, kto zrozumie tekst nie zgodzi się z bohaterem, ale w teledysku zamierzam wprowadzić pewien "twist". Taki, który sprawi, że zaczniesz kwestionować... WSZYSTKO (uśmiecha się tajemniczo)
Czekam więc! Każdy z numerów na płycie dostępny był jako osobny singiel, ze specjalnie dobraną okładką. Jak wspominasz pracę nad okładką "Masterpiece"? Nie każdy odważałby się na coś takiego.
Taaa... Jestem na nim goła! To było dziwne doświadczenie, ponieważ zamykałam nim etap intensywnej terapii. Miałam zaburzenia żywieniowe, zaburzony sposób widzenia samej siebie. W tego typu pracy jak moja trafisz na mnóstwo komentarzy odnośnie swojego wyglądu: miłych i mniej miłych. Tak naprawdę to tych drugich jest zdecydowanie więcej... Ten teledysk był takim, również w sensie terapeutycznym, odsłonięciem się. Sam kawałek także związany jest z tym tematem. Gdy wypisywałam się z terapii, w głowie kołatała się myśl: co jeśli nie dam rady i znów wrócę do punktu wyjścia? I numer mówi: jak spieprzysz, to spieprzysz - jutro też jest nowy dzień i możesz spróbować od nowa. Myśl jak Bob Ross: nie ma wypadków, są tylko szczęśliwe zbiegi okoliczności. Chciałam, aby numer przekazywał taką wiadomość, a okładka była świadectwem mojej osobistej podróży. Cieszę się, że to zrobiłam. To było bardzo intensywne doświadczenie.
Powoli zbliżamy się do końca, więc żeby nie było tak bardzo poważnie, to teraz pytanie, którego na pewno nigdy wcześniej nie słyszałaś: dlaczego "Tales from Six Feet Under" nie będzie na CD? (śmiech)
(śmiech) Miałam kilka powodów żeby w ogóle wypuścić ten album. Chciałam, żeby moja praca na Patreon była jak najbardziej dostępna, ale też zdaję sobie sprawę z tego, że 3 euro miesięcznie to dla niektórych za dużo - a nie chciałam chować swojej muzyki za "paywallem". Wiedziałam więc, że w przyszłości na pewno wypuszczę kompilację. Kiedy świętowałam rocznicę z Patreon, to w głowie pojawiła się myśl, że na pewno musi być wydanie fizyczne. Serwis ten pomógł w trudnym dla mnie czasie, dlatego musiało to być coś wyjątkowego: stanęło więc na winylu i wersji cyfrowej. Niby CD wydaje się logiczniejszym wyborem, ale chcę ten popularniejszy nośnik zostawić na później: kiedy produkcja będzie stała na wyższym poziomie - bez programowanych instrumentów. Cyfrówka oraz winyl poświęcone są więc tym pierwszym "piwniczakom": numerom nagranych Sześć Stóp pod Ziemią. Nie skreślam CD: jeśli przy okazji następnej płyty uznam, że materiał będzie pasował do tego nośnika, to się na nim ukaże. Tutaj jednak pomyślałam sobie: słucham winyli, słucham muzyki w wersji cyfrowej, nie chcę CD (śmiech) Wiem, że dużo osób słucha CD, więc może udostępnię na Patreon okładkę do ściągnięcia i samodzielnego wydruku. Wtedy kto będzie chciał, ten sobie wypali płytkę.
I to by było na tyle! Wielkie dzięki za poświęcony czas, no i co? Parę słówek dla czytelników Metalside?
Pewnie! Tutaj Charlotte Wessels! Dziękuję serdecznie za sprawdzenie "Tales from Six Feet Under" - to naprawdę wiele dla mnie znaczy! Dziękuję również za to, że poświęciliście swój czas czytając ten wywiad! Papa!
zdjęcia: Otto Schimmelpenninck van der Oije i Charlotte Wessels
|