Einherjer - "Witam wszystkich polskich czytelników"


Einherjer to kultowa, założona w 1993 roku w Norwegii grupa, prezentująca muzykę klasyfikowaną jako viking metal. Na swoim koncie zapisać może osiem studyjnych wydawnictw, a pod koniec stycznia na sklepowe półki zawitał krążek nr dziewięć: wydany nakładem Napalm Records "North Star". Z tej okazji otrzymaliśmy możliwość porozmawiania ze współzałożycielem formacji: Gerhardem "Ulvarem" Storesundem. A jako że Einherjer był jednym z pierwszych skandynawskich zespołów jakie w życiu usłyszałem, to oczywiście takiej okazji odpuścić nie mogłem!





MetalSide.pl: Witam serdecznie! Jak Ci się żyje w tych dziwnych pandemicznych czasach? Jak w ogóle wygląda sytuacja w Norwegii?

Gerhard Storesund: Cześć! Prawdę mówiąc żyje mi się całkiem nieźle. Tak się składa, że mieszkam w małym miasteczku na zachodnim wybrzeżu Norwegii, gdzie mieszkańcy bardzo poważnie podchodzą do przestrzegania zasad wprowadzonych przez nasz rząd. Można powiedzieć, że mam w tym temacie szczęście (śmiech). Oczywiście w całym kraju nie ma koncertów, wszystko zostało odwołane - będziemy mieli dosłownie jeden, jedyny występ za dwa tygodnie, tutaj właśnie. Poza tym jednak życie toczy się dość normalnie.

26 stycznia ukazał się nowy album Einherjer - "North Star". Pojawiły się jakieś poważniejsze problemy podczas nagrywania? W końcu tworzony był on w środku tej pandemicznej zawieruchy...

Tak naprawdę sesja nagraniowa nie różniła się za bardzo od tej z poprzedniego krążka - wszystko poszło równie bezproblemowo. Całość nagraliśmy w domowym studio należącym do naszego wokalisty. Pierwotnie mieliśmy zacząć prace nad płytą z początkiem 2020 roku, ale musieliśmy odpuścić, gdyż wprowadzono wtedy w Norwegii pełny lockdown - nie było więc szans na to, aby utrzymać planowaną, październikową datę premiery. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło: dzięki temu mieliśmy więcej czasu na dopieszczenie materiału. Nie było żadnych koncertów, niczego, co by odciągało naszą uwagę od nagrywania. Jakiś pozytyw z tej sytuacji więc był! (śmiech)

No właśnie, całość nagraliście w należącym do Frode studio Borealis. Jaki jest największy plus nagrywania w takich domowych wręcz warunkach?

Proces nagrywania w takim miejscu różni się... cóż, wszystkim! Prace nad naszymi wcześniejszymi krążkami, jak np. "Dragons of the North" lub "Norwegian Native Art" wiązały się na przykład z tym, że musieliśmy wyjeżdżać gdzieś daleko - nierzadko na całe tygodnie. Teraz jestem już na to stanowczo za stary! (śmiech) Poza tym szkoda nam też by było czasu na takie wycieczki. Nie jest bowiem łatwo zebrać cały zespół, by w jednym czasie spotkać się w danym miejscu i spędzić tam np. cztery czy nawet więcej tygodni - aż album będzie skończony. Wszyscy mamy rodziny, mamy prace - nie wyobrażam sobie, żeby ktoś poświęcił cały swój urlop na to, żeby go spędzić z grupą. Żony z pewnością nie byłyby zadowolone! (śmiech) A tak, możemy pracować sobie na spokojnie popołudniami czy w weekendy - i to nam wszystkim bardzo pasuje. Nie wyobrażamy sobie teraz innego sposobu funkcjonowania.

Nowy album nosi tytuł "North Star". Oczywiście Polaris pełniła ważną rolę w mitologii nordyckiej, ale też i sam tytuł ma również szersze znaczenie, prawda?

Tak, "Północną gwiazdę" należy rozpatrywać szerzej niż tylko jako nawiązanie do mitologii, czy sposobu nawigacji. Dla mnie to coś więcej niż zwykłe "ciało niebieskie" - to symbol mówiący o tym, że należy się skupić na własnych celach i marzeniach.

Gwiazdę widzimy też na ślicznej okładce. Biorąc pod uwagę styl, zaryzykuję, że znów odpowiadał za nią Costin Chioreanu?

Tak, dokładnie! Współpracujemy z Costinem już od bardzo długiego czasu. A zaczęło się to wszystko dość oryginalnie, bo od... "Odins Owns Ye All". Oczywiście jak wypuszczaliśmy tę płytę, to wtedy nic dla nas nie przygotował - zrobił za to okładki naszych kilku ostatnich krążków. Wcześniej wiedzieliśmy jednak, że kiedyś (jeszcze gdzieś w latach 90-tych) namalował własnoręcznie okładki "Odins..." na kilku kasetach (śmiech). To prawdziwy geniusz - czasami wie lepiej czego byśmy oczekiwali, niż my sami.

Niestety w procesie nagrywania nowego albumu nie wziął już udziału Aksel Herloe. Dlaczego opuścił on szeregi Einherjer?

Dlaczego odszedł? Tutaj obyło się bez żadnych dram. Aksel był z nami przez ponad 20 lat i cóż, też posiada rodzinę. Ma również dobrą pracę i nierzadko musiał mocno kombinować, żeby to wszystko jakoś działało. Takie życie na zasadzie ciągłego kompromisu musiało być dla niego stresujące i dlatego podjął on taką, a nie inną decyzję. Oczywiście zasmuciło nas to - w końcu to nasz bliski przyjaciel. No ale tym przyjacielem ciągle jest i będzie.


A jak to się stało, że do składu dołączył Tom Enge? Gdzie żeście go znaleźli?

Cóż, Toma znamy... w zasadzie od zawsze - przyjaźnimy się od wielu lat. Gdy siedliśmy, aby przedyskutować sprawę nowego gitarzysty, to od razu wiedzieliśmy, że będzie musiała być to osoba z najbliższej okolicy. Gdybyśmy bowiem zatrudnili np. kogoś z Oslo, to ile razy moglibyśmy grać jakieś próby? Raz w miesiącu? Na to nie mogliśmy sobie pozwolić. No a właśnie Toma znaliśmy od długiego czasu i wiedzieliśmy, że jest wyjątkowo utalentowanym muzykiem. Gra na gitarze, śpiewa... Dałbyś mu banjo i cisnąłby na nim już po tygodniu... Dodatkowo jest też mega-sympatycznym gościem - a to też potrafi się przydać!

Nowy krążek śpiewany jest w całości po angielsku. Skąd ta zmiana? W końcu zdecydowana większość Waszego materiału po reaktywacji była w języku norweskim.

Tutaj nie ma jakiegoś konkretnego powodu. Oczywiście nagrywaliśmy wcześniej materiał po angielsku - nawet na ostatnim albumie coś tam się trafiło. Myślę, że inaczej jest, gdy ludzie naprawdę rozumieją o czym dokładnie jest dany kawałek. Mało która osoba z zagranicy zna norweski, a przez to traktuje ona słowa, sposób ich artykułowania niczym kolejny instrument - mimo iż przecież ostatecznie coś one razem znaczą. I tym razem będą wiedzieli co.

Album promują dwa, jakże różne!, single: "Stars" i "The Blood and the Iron". Ten pierwszy jest wolny i ciężki, drugi: rozpędzony i... melodyjny. Specjalnie postawiliście na tak przeciwstawne bieguny?

Wszystko było tak zaplanowane, aby pokazać różnorodność nie tylko nowego materiału, ale w ogóle muzyki, którą tworzymy. Niedługo zresztą pojawi się kolejny teledysk - tuż przed premierą samego albumu. I znów będzie to coś troszeczkę innego niż te dwie kompozycje - powiedzmy, że coś takiego "pomiędzy".

A gdzie w ogóle nagrywaliście teledysk do "The Blood and the Iron"? Bo ta miejscówka wyglądała po prostu magicznie!

Chcieliśmy osiągnąć jak najlepszy efekt, korzystając, że tak powiem, z lokalnych zasobów. Mieszkają tutaj ludzie mocno związani z kulturą nordycką, a jakieś 10 minut od miejsca w którym mieszkam położona jest prawdziwa wikińska wioska - i właśnie w jednym ze znajdujących się tam budynków nagraliśmy materiał "live". Resztę materiału zarejestrowano już w innym miejscu, też gdzieś w okolicy, ale nie wiem już dokładnie gdzie. Tam mnie akurat nie było (śmiech).

Miałem okazję posłuchać przedpremierowo "North Star" i choć nie chcę zdradzać wszystkich niespodzianek, to jednak muszę poprosić o kilka słów na temat "Ascension". Według mnie, to chyba najbardziej epicka rzecz jaką kiedykolwiek wypuściliście!

"Ascension" zostało akurat napisane przeze mnie. Lubimy mieć na albumie taką jedną, dłuższą kompozycję - na każdym albumie Einherjer znajdziemy coś takiego i "Ascension" pełni tę rolę na "North Star". To mocny i konkretny utwór. Co ciekawe, zalążek tego kawałka narodził się w mojej głowie już wiele lat temu - jeden z jego fragmentów pochodzi bowiem, bodajże z roku 2002. Czasami zdarza się tak, że po prostu nie jesteś w stanie dokończyć jakiegoś pomysłu i odkładasz go na półkę. A potem 20 lat później zaczynasz znów o nim myśleć - coś się zaczyna w tym temacie dziać, pojawiają się nowe rozwiązania. Tak właśnie stało się z tą kompozycją: na bazie starego pomysłu wyrosły nowe. Osobiście staram się nie wyrzucać niczego - to, że teraz nie jestem w stanie nic z nim zrobić, to nie oznacza, że cały pomysł jest zły. Kto wie, co później może z niego wyniknąć. Może niedługo wskoczy mi do głowy coś np. z 1995 roku? (śmiech) Nie jest to niemożliwe, no bo to samo było przecież z "Norrøn kraft" - tym najdłuższym, epickim numerem z albumu "Norrøn". Tam cała środkowa część bazowała na melodii, którą stworzyłem wiele lat wcześniej. Jak więc widzisz: dla dobrego pomysłu nigdy nie jest za późno! (śmiech)


"North Star" będzie Waszym drugim (po debiucie!) sygnowanym logo Napalm Records. Jak to się stało, że znów trafiliście pod ich skrzydła?

Akurat skończył nam się kontrakt z Indie Recordings. Mieliśmy oczywiście możliwość jego przedłużenia, ale chcieliśmy jednak troszeczkę "połowić", zobaczyć czy ktoś inny byłby w ogóle nami zainteresowany. Czasy są ciężkie, o kontrakt łatwo nie jest, ale odezwało się Napalm Records. Nawiązanie współpracy z tą firmą wydawało się właściwą rzeczą do zrobienia - dzięki temu zatoczyliśmy bowiem pełne koło. To z nimi wydaliśmy swój debiutancki album, a teraz dzięki nim doczeka się on re-edycji. Dobrze jest wrócić!

Premierze albumu towarzyszyć będzie specjalny koncert. Opowiedz nam o tym wydarzeniu! Czego możemy się na nim spodziewać?

Tak, będzie to lokalny występ, u nas mieście. W miejscu gdzie pracuje nasz wokalista Frode -to bardziej taki teatr, z miejscami siedzącymi. Oczywiście na widowni będzie limitowana ilość osób i wszyscy będą musieli siedzieć z zachowaniem odpowiedniego dystansu. Na nic lepszego jednak nie możemy sobie teraz pozwolić - takie czasy. I ten koncert prawie na pewno się odbędzie - no chyba że znowu wprowadzą jakieś ograniczenia na kilka dni przed (śmiech). No bo obecnie to w sumie niczego nie można być pewnym - ciągle coś się zmienia. Kilka dni temu mieliśmy nawet u nas ognisko koronawirusa, ale myślę że nie będzie to miało wpływu na te nasze najbliższe plany.

Będziecie ten występ transmitować przez Internet?

Nie, nie będziemy - nawet nie mieliśmy tego w planach. Ale prawdopodobnie zostanie on sfilmowany i być może wydany później w jakiejś formie.

Czyżby więc pierwsza koncertówka w historii Einherjera?

(śmiech) Większych planów nie kreśliliśmy, ale cóż - nigdy nic nie wiadomo!

A jak w ogóle plany odnośnie trasy promującej krążek? Coś działacie w tym temacie, czy może na razie nie sensu?

Na razie raczej nie ma sensu. Nie mamy wpływu na to, co się dzieje na świecie - nic z tym też nie możemy zrobić. W 2020 roku mieliśmy zaplanowanych mnóstwo rzeczy: europejska trasa, występy festiwalowe, trasa po Norwegii... Nic się nie odbyło i większość dat przełożono na 2021 rok. I cóż... (westchnięcie) Prawdę mówiąc nie wierzę, że cokolwiek odbędzie się również w 2021 roku - bądźmy realistami. Możemy oczywiście marzyć, a jako zespół będziemy gotowi, no ale czy ktoś odważy się zorganizować np. duży, letni festiwal? Wątpię, ale jak co, to do Europy wybrać się możemy!

Tylko pamiętajcie, że za Morzem Bałtyckim jest taki mały kraj co się Polska nazywa!

Będę pamiętał! (śmiech)


Wspomniałeś wcześniej, że dzięki Napalm Records ukaże się re-edycja waszego debiutu, a więc "Dragons of the North" - tego samego dnia zresztą, co "North Star". Jak dziś, z perspektywy czasu, patrzysz na ten materiał?

Uważam, że to ciągle solidny materiał i dobrze broni się on po latach. Kiedy postanowiliśmy go nagrać raz jeszcze na dwudziestą rocznicę jako "Dragons of the North XX", to ponownie zrozumieliśmy te kompozycje. To był udany album i kiedy był wydawany (1996 rok jeśli się nie mylę), to był czymś nowym i świeżym. Nasze podejście było zupełnie inne - postanowiliśmy wymieszać heavy metal z elementami folku i blacku. A wtedy przecież w Norwegii królował jednak klasyczny black metal.

A który kawałek z tego albumu jest Twoim ulubionym? Ja zaklepuję "Dreamstorm".

Oj, nie wiem... Chyba tytułowy "Dragons of the North", choć rzeczywiście "Dreamstorm" też jest fajnym utworem - bardzo melodyjnym. Mimo wszystko jednak, biorąc pod uwagę rytm i budowę kompozycji, to jednak stawiam na "Dragons of the North".

Jak w ogóle doszło w 2016 roku do ponownego nagrania debiutu?

Zbliżała się dwudziesta rocznica jego wydania, więc postanowiliśmy złożyć hołd temu naszemu pierwszemu albumowi. Okazało się, że czekało nas więcej pracy niż początkowo zakładaliśmy. To było niczym nagrywanie całkowicie nowego materiału, ponieważ grzebaliśmy w strukturach utworów, tworzyliśmy nowe solówki itp. Bardzo trudno jest nagrać ponownie płytę, którą ludzie lubią, z którą mają jakieś wspomnienia - a bardzo chcieliśmy, żeby im się ta nowa wersja spodobała. Wyobrażasz sobie co by było, gdy np. Slayer wypuścił raz jeszcze "Hell Awaits"? Ja bym pewnie ten krążek znienawidził! A jednak, myśmy się na taki krok zdecydowali - choć do tej pory nie wiem dlaczego. Na szczęście wszystkie opinie, które później do nas docierały były pozytywne - wyszliśmy więc z tej batalii na tarczy... I teraz jak tak sobie myślę, to chyba "Battle of the Swords" to mój ulubiony kawałek z "Dragons of the North" - ale w tej nowej wersji (śmiech).

Oryginalny "Dragons of the North" był Waszym pierwszym i ostatnim LP nagranym z Nidhoggiem na wokalu. Rozwiejmy więc małą wątpliwość: czy Rune był również członkiem Helhaim? Bo nikt nie wie tego na pewno! (śmiech)

Helhaim? Z tego co się orientuję, to nie - no chyba, że naprawdę trzymali to w tajemnicy! (śmiech) Ale raczej wątpię. Nidhogg stworzył z nami "Dragons of the North" i "Far, Far North" - wydaną później EP. Później już chyba niczego nie nagrał. A że znam muzyków Helhaim osobiście, to z pewnością bym wiedział! (śmiech)

Wznowienie debiutu już wkrótce, a co z innymi krążkami? Mój ulubiony "Odin Owns Ye All" ciężko dostać na płycie... A i z "Norwegian Native Art" i "Blot" też za łatwo nie jest.

Na razie nie wiem jak z tym będzie. Napalm Records wypuściło "Dragons of the North", bo to "ich" album, natomiast wiem, że niedługo "Norwegian Native Art" i "Blot" doczekają się wznowienia, ale tylko na winylu. Nie wiem jednak dokładnie kiedy - w obecnych czasach wszystko trwa nieco dłużej.

Powoli zbliżamy się do końca, więc wyjaśnił mi proszę jeszcze jedną kwestię z wczesnych lat 90-tych. Jak to było z zespołem Beelzebub, w którym grałeś m.in. razem z Frode? Bo przeczytałem, że członkowie Burzum i Mayhem "zmusili Was" do zakończenia działalności?

Tak, to prawda, choć nie było mnie wtedy przy tym osobiście, więc nie znam wszystkich szczegółów. To były czasy, w których metal musiał być "elitarny" i "trve". Stworzyła się taka black metalowa mafia i jej członkowie rzeczywiście zmusili nas do zakończenia działalności pod tym szyldem. Ale, żeby było śmieszniej, to była najlepsza rzecz jaka mi się przytrafiła, bo od razu razem z Frode zaczęliśmy budować wtedy Einherjer. Dzięki temu otworzył się na dla nas zupełnie nowy świat.

Teraz wchodzicie w 2021 rok nowym krążkiem. Czego można Wam, poza udanej premiery, życzyć na ten rok?

Żeby całe to szaleństwo na zewnątrz się skończyło i żebyśmy mogli w końcu wrócić do normalności. Nigdy nie przypuszczałem, że przyjdzie mi żyć w dobie pandemii, że politycy będą mną sterować jak jakąś owcą. Mam nadzieję, że to się skończy, no ale znów - większego wpływu na to nie mam. Jako zespół jesteśmy jednak gotowi zagrać choćby nawet i jutro - oczywiście jeśli nam pozwolą i jeśli do tego czasu wyrobimy sobie "paszport covidowy" (śmiech).

I to by było na tyle! Dziękuję za poświęcony czas i tradycyjnie ostatnie słówko zostawiam Tobie!

Witam wszystkich polskich czytelników! Dla wielu zespołów przyszły ciężkie czasy - wspierajcie więc swoje ulubione kapele jak tylko możecie. Z nami jeszcze nie jest tak źle, biorąc pod uwagę fakt, że mamy stabilne, dobrze płatne prace. Inni jednak takiego komfortu nie mają i są bardziej zależni od ilości sprzedanych płyt. Pokażcie, że Wam na nich zależy! I trzymajcie kciuki, żeby to koronawirusowe gówno w końcu odeszło! (śmiech)

zdjęcia: Einherjer, Jorgen Freim


Autor: Tomasz Michalski

Data dodania: 20.03.2021 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!