Dragon - "Jesteśmy tej muzyki pewni"


Nie będzie przesadą nazwanie założonej w 1984 roku formacji Dragon mianem "kultowej". Grupa w latach 80-tych zaliczyła niemal wszystkie najważniejsze polskie festiwale, a przez kolejne lata fanów metalu rozpieszczała świetnymi albumami. W 2000 roku zakończyła ona swoją działalność, by szesnaście lat później powrócić do siana pożogi. Jako że możemy teraz sięgnąć po pierwszy "reaktywacyjny" krążek zespołu, to postanowiliśmy podpytać o niego samego ojca "Smoka". Jaka jest ta nowa płyta? Jak powstawała? Jak doszło do zmiany składu? No i o co chodzi z "Twarzami"? O tym opowiadał nam sam lider, w postaci Jarka Gronowskiego!





MetalSide.pl: Cześć! Herbatka/kawa gotowa? Bo krótko nie będzie! (śmiech) Zacznijmy od razu od najważniejszego: 19 lutego premiera nowego albumu Dragon - "Arcydzieła zagłady". Wielbiciele thrash/death metalu rzeczywiście otrzymają prawdziwe arcydzieło?

Jarek Gronowski: Cześć! Wyjaśnię: tytułowe Arcydzieło to Człowiek, osoba w mocy Szatana - odwołujemy się bowiem do tekstu utworu. Czyż nie ma lepszego narzędzia niszczenia wszystkiego niż ludzkość? Muzycznie natomiast: przewrotny tytuł, nie powiem (śmiech). Wiedzieliśmy, że tak będzie i że większość recenzentów zacznie lub zakończy swoją recenzję słowami: "myślę, że nowa płyta to nie arcydzieło, ale…". No i właśnie mamy nadzieję, że dalej będzie: "ale to solidny, dobrze zagrany, nowocześnie zrealizowany techniczny metal" (śmiech). Muzyka na płycie to 120% Dragona w Dragonie: thrash metal z elementami technicznego deathu - to, co nas zawsze charakteryzowało. Opinie o naszej muzyce zostawiamy jak zwykle słuchaczom. Taki tytuł wybraliśmy, to i trzeba tę "żabę" zjeść (śmiech).

Kiedy w ogóle zaczęliście tworzyć numery na następcę "Twarzy"? Była presja związana z tym, że będzie to Wasz pierwszy materiał studyjny od niemal 22 lat?

Nazwijmy to następcą "Sacrifice", ponieważ "Twarze" to płyta, której nie utożsamiamy z historią Dragona. Planowaliśmy z Fredem sideproject, takie trochę industrialowe granie, no i wymyśliliśmy nazwę Virtual Vision. Ale gdy wydawaliśmy materiał, Tomek Dziubiński przekonał nas (wręcz postawił warunek), że to ma być Dragon. No i poszło…

Ale ok, dość o tym (śmiech). Jak tylko się reaktywowaliśmy, wiedzieliśmy, że nie chodzi tylko o granie "Łez Szatana" i "Szymonów Piotrów", ale że chcemy zrobić nowy materiał. Miałem tę muzykę w głowie, metal z jednej strony nowoczesny, ale przy tym wierny thrashowi i dorobkowi Dragona. Początki były trudne: rok 2017 to praca nad raptem jednym numerem, "Skazą", którą zresztą w pewnym momencie zarzuciliśmy, mając wciąż nowe przygotowania koncertowe w planach. Do roboty wróciliśmy w 2018. Udało nam się "domknąć" "Przemoc", pierwszy przygotowany nowy numer Dragona, Fazee w programie Guitar Pro skomponował "Arcydzieło zagłady", potem mozolnie kształtowaliśmy kolejne kawałki: "RTH" (rozszyfrujmy - Road to Hell, "Drogę do Piekła") i "Kłamcę".

Po dołączeniu Irka Lotha mozolnie usiłowaliśmy zamykać formy tych utworów. Pojawiły się też kolejne moje kompozycje - "Nie zginaj kolan" i "Czas umiera". Na sam koniec, prawie tuż przed wejściem do studia, już z Mikim na pokładzie powstała "Klatka przeznaczenia". Ta zwana jest przez nas "samograjem", bo w zasadzie "sama się skomponowała": nagrałem ją za jednym podejściem do kompa i "sama się zaaranżowała", gdy na próbie zacząłem grać riffy, a Miki wjechał z centralami na ostro.

Jak w ogóle wyglądała praca nad płytą w dobie pandemii i tych wszystkich ograniczeń? Jakie przeszkody musieliście pokonać jako zespół?

Pierwsze wyzwanie - zmiana składu, gdyż zmienił się bębniarz. Grającego bardziej "klasycznie" Irka Lotha zastąpił "dynamit" Miki, co miało spory wpływ na końcowy kształt utworów. Do tego zmieniliśmy strój gitar - ta zmiana w strojeniu dała dużo nowych możliwości i ustawiła nam w końcu brzmienie, którego od dłuższego czasu poszukiwaliśmy. Podobny zabieg zaproponowałem na płycie Kata "Mind Cannibals". W Dragonie poszliśmy ze strojeniem jeszcze bardzie w dół (śmiech). Fazee używał nawet niskiego "G"!

Co do samego procesu nagrywania. Bębny zarejestrowaliśmy w MAQ Studio w trzy dni. Wszystkie 8 numerów! Mikołaj przybył idealnie przygotowany, więc nawet jak poszedł naciąg pod werblem w pierwszy dzień (jak bardzo chcesz, to się zawsze takie przygody przydarzą…), i trzeba było w trakcie dnia pracy krążyć i nowy naciąg kupować, to i tak zdążył wszystko nagrać. Gitary, bas i wokal rejestrował Tomek "Zed" Zalewski w ZED Studio. To był październik, akurat zaczynała się druga fala Covida! Ale jakoś się udało wtedy umknąć przed zarazą (śmiech). A był taki moment, że Zed zadzwonił, że jest przeziębiony! Odłożyliśmy nagrania na "po weekendzie". Nie powiem, mieliśmy trochę duszę na ramieniu, ale przeszło bokiem - faktycznie było to tylko "zwykłe" przeziębienie (śmiech). Żeby było śmieszniej, na koniec listopada okazało się, że ja akurat Covid przeszedłem, jak to się mówi: "bezobjawowo".

Pierwszą zapowiedzią nowego krążka był kawałek "Nie zginaj kolan", który doczekał się oficjalnego teledysku. Dlaczego właśnie na ten numer postawiliście?

To był świeżo skomponowany utwór, a takie "zaraz po" lubi się najbardziej - i dlatego właśnie padło na niego. Doskonale nam się go grało. W tym czasie był też najlepiej przez nas opracowany. Poza tym, w tym utworze Irek był chyba najbliżej grania na bębnach, które mogło się jakoś wpasować do naszego stylu.

Jak różni się wersja ostateczna, ta dostępna na albumie, od tej znanej z wideo?

Tak jak wcześniej powiedziałem, wersja singlowa była blisko, ale do końca nas nie satysfakcjonowała. Różni się całkiem istotnie - nową ścieżką perkusyjną. Wersja zagrana przez Mikiego nadaje utworowi zupełnie innej dynamiki, innego kształtu, po prostu naszego dragonowego.


No właśnie, w tej wczesnej wersji z kwietnia 2020 roku na perkusji "jeszcze" usłyszymy Irka Lotha. Dlaczego opuścił on szeregi Dragona?

Kolegujemy się i będziemy kolegować. Ale okazało się, że do wspólnego grania to nie wystarczy… Najważniejsze, nawet jeśli brzmi to banalnie, okazały się różnice muzyczne. Irek chce grać bardziej klasyczny metal, bliski nawet hard rockowi, a my jesteśmy kapelą thrash-deathową. Można by powiedzieć: tam, gdzie Irek kończy (w sensie agresji, intensywności), my zaczynamy.

A drugie: Irek nie do końca utożsamiał się z Dragonem. Traktował sytuację raczej jako jednorazowy projekt muzyczny, tymczasem my jesteśmy zespołem i chcemy grać normalne koncerty! Koncerty Dragona, jasne, z nowym materiałem, ale również i tym znanym od lat. Jak jest Dragon, to jest i "Armageddon" i "Beliar" i "Łzy Szatana". Tymczasem Irek grać naszego materiału nie chciał. Dochodziło do tego, że na próbach Fred nie mógł sobie "poryczeć" - nowe numery się dopiero "wypiekały" instrumentalnie, a starych nie było… Koniec końców nie było sensu się przeciągać wzajemnie. Rozstaliśmy się - "no hard feelings". Życzymy Irkowi wszystkiego najlepszego i spełnienia planów artystycznych. Dzięki za dobry, wspólny czas!

Czyli Irka w ogóle na płycie nie będzie? Miał on w ogóle jakiś większy wpływ na powstający materiał?

Nie, jak już mówiłem: Irka na płycie nie będzie. Właśnie tego wpływu na materiał się przestraszyliśmy, bo Dragon nigdy w swojej historii nie był porównywany do Kata, a wszystko zmierzało do tego, że będzie. Wspólnie nagrany singiel to już historia, płyta to inna para kaloszy. Różnice w podejściu do grania, w postrzeganiu muzyki między Irkiem a Mikołajem są tak istotne, że nie bardzo nawet wyobrażalibyśmy sobie ich zestawienia obok siebie.

A kogo w takim razie będzie najwięcej na "Arcydziele zagłady"? Kto był najbardziej "płodny" jeśli chodzi o kompozycje?

Dragon to od zawsze, od samego początku kapeli, moje "dziecko" - coś mojego (w całej dotychczasowej historii zespołu raptem jeden numer nie wyszedł spod mojej ręki!). Na "Arcydziele" jest zatem 7 moich kompozycji, zaś tytułowy numer skomponował Fazee. Z tym, że prace nad kompozycjami miały charakter zespołowy. Oczywiście każdy numer dopieszczaliśmy wspólnie z Fazeem, co do ostatniej nutki i ostatniej harmonii. Miał on ogromny wpływ na ostateczny kształt utworów - taka np. "Przemoc" początkowo miała blisko 7 minut, a to za sprawą produkcji Fazeego stała się zwartym, nieco ponad 4 minutowym "openerem" płyty. Podobnie Fred - nasz najsurowszy krytyk. Kiedy raczyliśmy go naszymi instrumentalami - to on weryfikował, gdzie jest miejsce na wokale, temperował co większe nasze zapędy, czasami żądał wydłużenia miejsca do śpiewania, proponował linie wokalne. No i Mikołaj - jego wpływ, żywiołowy, nowoczesny puls jego grania miał ogromne znaczenie dla końcowych form, dla tego, co usłyszycie na płycie.

No właśnie, to opowiedz nam o najmłodszym "smoczku" (śmiech). Jak to się stało, że to właśnie 24-letni Mikołaj Toczko zasilił szeregi grupy?

To długa historia, sięgająca korzeniami "wczesnego" Dragona. Jednym z częstych gości w naszej ówczesnej próbowni był Krzysztof "Partyzant" Toczko - genialnie uzdolniony muzycznie nastolatek. Przyjaźniliśmy się: najpierw tylko trochę podglądał, jak grałem na gitarze, potem już razem trochę wspólnie graliśmy, a obecnie wszyscy wiemy jakim wirtuozem jest Partyzant. On potem długie lata towarzyszył Dżemowi, grał tam na różnych instrumentach, a później rozpoczął karierę solową. Dziś jako Partyzant koncertuje na całym świecie ze swymi recitalami gitarowymi. Właśnie na nich towarzyszy mu syn, Mikołaj.

Cały czas mam świetny kontakt z Partyzantem, byłem kiedyś na jego koncercie i już wtedy zauważyłem, jaką perkusyjną "bestią", z naprawdę metalowym temperamentem jest Miki. Kiedy rozstawaliśmy się z Bombą, rozmawiałem z Partyzantem i on zapowiedział, że Miki chętnie by do nas dołączył. Wtedy był czas Irka, więc temat zawisł, ale kiedy w środku Covida przyszło się z Irkiem rozstać - wrócił temat Mikiego. Mówię zatem - niech Miki na próbę coś naszego nagra. Jak zagrał "niezginajkę" - od razu wiedziałem, że mamy bębniarza. To było dokładnie to, co nam było potrzebne, to, czego chcieliśmy. Dalej poleciało - szybka decyzja, niezwykła praca Mikiego, koncert akustyczny, który zagraliśmy w lockdownie po praktycznie dwóch próbach, a potem w mgnieniu oka przygotowane przez niego ścieżki perkusyjne na nowy album. A jakie - no, to możecie posłuchać!

W zapowiedzi "Arcydzieła zagłady" przeczytamy, że czekają nas "zaangażowane teksty". Jakie tematy są więc poruszane na najnowszej płycie? Czy nasze polskie piekiełko przyniosło jakieś inspiracje?

Nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy jak bardzo uniwersalne okażą się teksty, które napisałem na płytę. Być może nie ma w tym nic nadzwyczajnego, bo poruszają uniwersalny temat dotyczący życia człowieka i jego mrocznego oblicza. Fala przemocy, kłamstw, obłudy, plujących jadem oratorów, tak zwanych władców świata i upodlenia przelewa się przez nasz świat. Dlatego nie zginajmy kolan i nie dajmy się ponieść nurtowi.

Za okładkę płyty odpowiada Maciej Gołda. Zadowoleni z jego pracy? Ja się muszę przyznać, że wolę tradycyjne, ręcznie rysowane/malowane dzieła, miast tych komputerowych…

Zawsze można grymasić (śmiech). Jasne, że nam się okładka podoba - wszyscy ją wybieraliśmy i akceptowaliśmy. Chcieliśmy mieć na niej sigil chaosu, "zagładę" w tle, Smoka i czachy - dużo czach (śmiech). Maciek rysował ręcznie za pomocą pędzla, ale na tablecie. No cóż XXI wiek. A tradycyjne okładki - ok, trochę rozumiem takie oczekiwanie, my jednak chcieliśmy, by już sama okładka dawała wyraz temu, że to nie tylko jazda na sentymencie i kserokopia "Fallen Angela".


Premiera albumu tuż, tuż - możemy spodziewać się jakiegoś teledysku w okolicach premiery? Dłubiecie już nad czymś?

Tak, praca trwa i mamy nadzieję jak najszybciej coś również pokazać. Ale wiadomo, chcemy to przyzwoicie przygotować, chcemy uniknąć falstartu, żeby nie obraz skupiał uwagę fanów, a muzyka. W końcu to ona jest najważniejsza.

Pierwsze przedpremierowe recenzje krążka są bardzo entuzjastyczne. Coś Cię zaskoczyło w tych tekstach? My znaleźliśmy np. porównanie do Mozarta…

Mozart? Włosi mówią: "si non e vero e bentrovato" - nawet jeśli nieprawda, to ładnie powiedziane (śmiech). Cieszymy się z dobrych opinii i mamy nadzieję, że będzie ich jak najwięcej, a tych nieprzychylnych jak najmniej. Wiesz, to jest tak: grupa ludzi naprawdę ciężko pracuje, miesiącami, z czystej pasji i miłości do muzyki. Potem dźwiękowcy nagrywają to w studio, wydawca wykłada pieniądze. Sporo osób sporo robi - pewnie, że chcemy, by ludzie zaakceptowali "nowego" Dragona. Ale też powiem, że jesteśmy tej muzyki "pewni". To jest 120% Dragon, taki, jaki chcieliśmy żeby był. To dobre kompozycje, jesteśmy z nich dumni. I tego poczucia, że zrobiliśmy coś, co nas samych cieszy, nie stracimy.

"Arcydzieło zagłady" wydane zostanie przez Metal Mind Productions - firmę, z którą Dragon łączy długa (i kręta!) historia. Jesteście zadowoleni ze współpracy? Jak w ogóle doszło do powrotu pod skrzydła MMP?

Jasne, że mamy swoją (chwilami burzliwą) historię, ale jednak, koniec końców, zawsze trafialiśmy na siebie (śmiech). I kiedy chcieliśmy wydać materiał z "Twarzy" zrobiliśmy to w MMP, i kiedy poszły reedycje w 2008 - też z MMP - i trzeba przyznać, że firma wtedy zachowała się wobec nas bez zarzutu. Mieliśmy pełną swobodę co do kształtu wydawnictwa (no, oprócz "Horde of Gog" - Tomek stanowczo powiedział, że angielska wersja płyty musi się na albumie znaleźć - myśmy chcieli do polskiej wersji dograć wszystkie "bonusowe" Metalmanie, Jarociny itp.), nadzór nad remasterem, książeczki. Pełny szacunek wzajemny i uczciwe relacje. Z nowym materiałem też naturalnie skierowaliśmy się do MMP. A jako, że od razu się porozumieliśmy, dalej już nie szukaliśmy

O Dragon znów zaczyna być głośno - może to więc odpowiedni czas na wydanie re-edycji niektórych krążków? O ile bowiem pierwsze wydawnictwa są jeszcze do dostania, to już "Sacrifice" czy "Twarzy" trzeba się mocno naszukać... Myśleliście nad tym?

"Twarze" niech zostaną w historii polskiego rocka, ale z Dragonem niech się nie kojarzą (śmiech). A co do "Sacrifice" - porozmawiamy z MMP - być może jakiś dodruk jest możliwy. Jeżeli do tego dojdzie, to popracujemy jeszcze trochę nad remasterem, bo w obecnej postaci jest totalny bałagan w dole. Szczególnie na podwójnych centralach, których jest na tej płycie mnóstwo. I jeszcze taka krótka historia dotycząca "Twarzy": nasz nieodżałowany kolega Jacek Regulski, w chwili, gdy przekazywał mi gotowy materiał (bo "Twarze" nagrywaliśmy w jego studio Alkatraz) powiedział: "Jarek, dam ci wszystkie ślady, tak na wszelki wypadek, bo zobaczysz będziesz chciał to jeszcze raz nagrać". Miał dużo racji. Oczywiście nie wrócimy do tej płyty, ale wiedząc, że nagrywamy Dragona całkowicie inaczej byśmy ją zaaranżowali. Byłby to z pewnością Dragon, a nie Virtual Vision. Tak jak powiedziałem wcześniej, to już historia.

Niedługo po reaktywacji zapowiadaliście DVD z Jarocina. No i gdzie to DVD, kurna? (śmiech)

Okazało się, że wolimy jednak nowy materiał, niż grzebanie w starociach (śmiech). A tak na marginesie to mamy co prawda zmiksowany materiał audio, ale video należy do TVP! (śmiech)

Czyli przepadło na wieki wieków! (śmiech) W ogóle przez ostatnie lata daliście szereg koncertów w Polsce, nierzadko u boku innych gwiazd thrash-metalu lat 80-tych. Który z występów po reaktywacji wspominasz najcieplej?

Wszystkie te koncerty dały nam wiele radości i były kopem, zastrzykiem energii do wzmocnionej pracy. W zasadzie wszystkie dobrze wspominamy, ale faktycznie kilka z nich się wyróżniło (jak uznasz, do wyboru, do koloru):

- Wiatrak (pierwszy po latach, skandowanie "Dragon"),
- Progresja (blisko 1000 ludzi) z Katem,
- Kwadrat (mini-Metalmania: Kat, Wilczy Pająk, Dragon),
- Metal Doctrine Festival (headliner, z m.in. Besatt i Christ Agony),
- Krosno (z Katem, świetna sztuka),
- Leśniczówka (kameralny koncert, ale nasi najwierniejsi fani, sam koncert perfekcyjnie zagrany i rewelacyjnie nagłośniony),
- Wiatrak, WOŚP (sold out),
- Dąbrowa Górnicza, Rock Out (póki co nasz ostatni koncert).


Wspominałeś też wcześniej o graniu bez prądu. Jak wspominasz ten eksperyment? Zamierzacie go powtórzyć?

To była sytuacja raczej dla nas nietypowa. Wyzwanie interesujące i z perspektywy czasu mam nadzieję, że nie pozostanie jednorazowe. Był sam środek Covidu, a w ten sposób mogliśmy online zagrać niekonwencjonalnie zaaranżowane kawałki. Ten koncert był dla nas tym ważniejszy, że to pierwszy nasz występ z Mikim. W trakcie przygotowań materiału od razu powstała wspólna chemia, łącząca nas ponad wiekiem. Dodatkowa sprawa - dołączył do nas Partyzant (tata Mikiego), wzbogacając nasze instrumentarium akustyczne. Otrzymaliśmy już propozycje powtórzenia tego koncertu w innych miejscach. Wersje akustyczne już się tworzą. Wiadomo, wolimy metalowy omłot, ale czasy są tak dziwne, że ze względu na naszą miłość do grania koncertów musimy sobie jakość inaczej poradzić. Trzeba dotrwać do normalności.

A jak w ogóle wygląda obecnie koncertowa sytuacja Dragon? Planujecie coś na ten rok, czy na razie czekacie na rozwój wydarzeń?

Póki co, szału nie ma (jeśli chodzi o możliwości). Chcemy jak najprędzej zacząć grać (jak chyba wszyscy). Chcielibyśmy zarejestrować w 2021 materiał live. Myśleliśmy, że jeżeli się to nie uda, to może nagramy go online, ale chyba zrezygnujemy z tego pomysłu. Koncert wymaga chemii, żywych reakcji fanów, trudno sobie wyobrazić granie do "sztucznego aplauzu", jak w telewizyjnych programach rozrywkowych (śmiech). Mamy nadzieję, że przynajmniej jesienią damy radę zagrać "prawdziwe" sztuki.

Może jakaś wspólna trasa "metalmaniowa"? W końcu grupy, z którymi dzieliliście miejsce na splitach w latach 80-tych (Turbo, Destroyers, Wolf Spider) ciągle działają…

Właśnie mamy taki cichy (póki co) plan wspólnego gigu z Wilczym Pająkiem - ale o tym jeszcze cicho sza.

Nikomu o tym nie powiemy! (śmiech) Zbliżamy się do końca, więc powiedz mi czego można życzyć Dragon na rok 2021?

Jak tak od pewnego czasu gadamy - koncertów i jeszcze raz koncertów. Marzymy o tym, nie możemy się ich doczekać!

I to by było na tyle! Tradycyjnie na koniec proszę o kilka zdań od Ciebie do czytelników Metalside!

Trzymajmy się razem i nie dajmy się porwać fali, która zabierze nas w niebezpieczne terytoria. Niech muzyka będzie, tak jak parędziesiąt lat temu, odskocznią od codziennych problemów i zidiocenia, któremu ulega w ślepym galopie nasz świat. Oddajemy Wam naszą nową płytę do testowania w nadziei, że będzie to najlepsza szczepionka na wszystkie choroby.

zdjęcia: Katarzyna Loth, Barbara Gronowska


Autor: Tomasz Michalski

Data dodania: 03.03.2021 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!