Piotr "Glaca" Mohamed - "Godność moją ceń"


Zespół Sweet Noise swego czasu dość mocno namieszał na rodzimej scenie muzycznej swoim podejściem do grania mocnej muzy. Niezwykle przemyślane pod względem wizualnym koncerty, mieszanie przeróżnych gatunków, zapraszanie gości z pierwszych stron gazet - o Glacy i kolegach nie można było nie słyszeć. Niestety u szczytu popularności skład grupy się zdestabilizował i Sweet Noise przepadł w odmętach czasu. Jego powrót zwiastowały pojedyncze koncerty, a w końcu i cała trasa. W zeszłym roku ośmioma koncertami Sweet Noise hucznie świętował 25-lecie albumu "Respect". Trasa "Respect Tour" miała być kontynuowana również i w roku 2020, zamiast tego jednak: COVID, obostrzenia i... fala hejtu na lidera. O co w tym wszystkim chodzi? Co dalej ze Sweet Noise? Czy dostaniemy następcę "Triptic"? Postanowiliśmy dowiedzieć się u samego źródła, tak więc przed Wami człowiek, którego "dzisiaj kochamy, jutro nienawidzimy": Piotr "Glaca" Mohamed!





MetalSide.pl: Cześć! Słychać mnie wyraźnie? Możemy zaczynać?

Piotr "Glaca" Mohamed: Hej! Jasne, dajesz!

Zacznijmy od tego, że rok 2020 przynosi piękny jubileusz: 25-lecie debiutanckiej płyty Sweet Noise. Jak wspominasz czasy nagrywania tego albumu?

Wszystko działo się wtedy bardzo szybko. W kraju zachodziły poważne zmiany, Polska mocno się przeistaczała, no bo w końcu były to pierwsze lata prawdziwej wolności. A co za tym idzie: zupełnie nowych rzeczy. Nastąpiła eksplozja nowej muzyki, choć też można było zauważyć, że nastąpiło stępienie tego ostrza znanego jeszcze z czasów starych Jarocinów, tych sprzed 1990 roku. Poziom buntu i walki o coś gwałtownie spadł - w '95 nie bardzo było wiadomo czy jest w ogóle o co walczyć, czy już może osiągnęliśmy wszystko co mogło się kryć za słowem "wolność". Wiele osób z tego muzycznego, artystycznego świata zaczęła wtedy składać broń, choć oczywiście pojawiło się też sporo dobrych grup: Proletaryat, Kobong, Vader, Illusion, Closterkeller - mocna scena cięższego grania w różnych jego odmianach.

Sweet Noise, w tym czasie dużych wytwórni i dużych kontraktów - nie zawsze uczciwych, musiał sobie wywalczyć ten debiut. To było rok po moim całkowitym wytrzeźwieniu. Przed '94 to wszystko nie miałoby sensu i po prostu by się w ogóle nie udało, bo band był całkowicie zapijaczony. W każdym bądź razie, kilka osób zaczęło namawiać mnie do przejścia na język polski - miał to być główny sposób na dotarcie do polskiego słuchacza. No i to się właśnie na tej pierwszej płycie stało. Przyniosła ona np. utwór "Godność", który tematycznie został z nami do teraz: po tylu latach od premiery ciągle rezonuje i jest aktualny - stał się ważny dla wielu osób. "Respect" zmienił moje życie i losy całego projektu. Część osób go nagrywających odeszła niedługo po premierze - nie mogę więc stwierdzić czy krążek zmienił ich. Moje życie jednak zmienił na pewno. Zmienił też moje podejście do polskiego słuchacza, pokazał w jaki sposób muzyka może działać na ludzi.

A jak dziś, z perspektywy dojrzałego już muzyka, patrzysz na "Respect"?

Nie jestem zadowolony do końca z brzmienia albumu, ale z jego zawartości, jego treści, ładunku emocjonalnego - już tak. Miał on takie charakterystyczne punkty jak "Godność", "Cisza", jak również ważną dla mnie okładkę. To był dobry czas, dobra energia dla Sweet Noise - wdarliśmy się pomiędzy same świetne pod względem muzycznym zespoły i to pomimo tego, że sami nie byliśmy tak dobrzy. Oprócz Magica, to wszyscy mieliśmy bardziej takie punk-rockowe podejście, typu: "najważniejsza jest energia, postawa i "message", a z czasem nauczymy się grać". Oczywiście staraliśmy się, ale wiem, że to odstawało. Na scenie jednak byliśmy huraganem, którego nikt się nie spodziewał, pokazaliśmy jak można na żywo przedstawić hardcore'ową muzę. Udowodniliśmy, że dając z siebie wszystko, można zostawić dużo większe wrażenie na ludziach niż zespół grający przed czy po tobie, nawet bardziej sprawniejszy.

Wyobraź sobie zbuntowanego dzieciaka w krótkich spodenkach i bez koszulki śpiewającego w czasach, w których myśleliśmy, że od teraz będzie już tylko lepiej: "Godność moją ceń". Miałem pełną świadomość tego, że jestem odbierany przez wszystkich jak świr: przez ludzi w klubie, osoby z branży czy nawet niektórych kolegów z zespołu. Pamiętam, że na jednym koncercie muzycy Vader przybili mi "piątkę" jak wbiegałem na scenę, by pokazać, że im się to podoba - było to niezwykle budujące. Niektórzy dziennikarze spłycali jednak mocno nasz przekaz, pisząc o zbuntowanym, antysystemowym Glacy. Teraz śmiać mi się chce, jak wracam do tego, no bo naprawdę? Naprawdę odebraliście mnie tylko jako zajebiście wkurwionego antysystemowca?! (śmiech) To były przecież konkretne treści!

A szykujecie może jakąś specjalną wersję debiutanckiego krążka z okazji rocznicy "Respect"? Fani od dłuższego czasu domagają się re-edycji - trudno o lepszy moment!

To jest bardzo ciężki temat, wiążący się właśnie z tymi pierwszymi, niefortunnymi kontraktami, umowami. Pierwsze albumy Sweet Noise zostały wydane przez firmę Polygram, która później weszła w skład grupy Universal. Mam nadzieję, że po latach uda mi się to z nimi jakoś rozwiązać, bo nie ma żadnych wznowień, płyty są nieobecne w streamie, nie ma ich na YouTube. Nie mam łatwego kontaktu z Universalem i chciałbym chociaż żeby materiał trafił właśnie na platformy streamingowe - żeby ludzie mieli do niego dostęp. No bo wiesz, jeszcze kilka lat i może dojść do tego, że nikt nie będzie pamiętał o tym, że kiedyś była taka płyta jak "Respect". Nie ma jej, nie można jej kupić, a żyjemy w takich czasach, że jak artysty nie ma w sieci, to nie istnieje. Walczę więc, działam, jestem w stałym kontakcie z odpowiednimi osobami, mam nadzieję, że Universal w końcu coś zrobi w tym temacie, bo jednak jest spore grono osób złaknionych tych dźwięków. O re-edycji na CD na razie nawet nie marzę - najważniejsze żeby chociaż dali mi te streamy.

Ostatnio chciałem sobie wrócić do teledysków Sweet Noise, które widziałem za dzieciaka w Kręciole na TVP2 i ze zdziwieniem zauważyłem, że niektórych w ogóle nie można znaleźć na YouTube. Czy to też wynik tych nieszczęsnych umów?

Nie, to nie ma nic wspólnego z Universalem... Ach, od czego tu zacząć... Każdy zespół to historia super-muzy i uniesień artystycznych. Z czasem do tego wszystkiego dochodzi cała sfera biznesowa, która zaczyna się z tym wszystkim mieszać. Po latach zaczynają pojawiać się jakieś osobiste sytuacje, no i niestety zaczynają się konflikty. Takowe oczywiście były w naszej historii i właśnie brak tych wszystkich klipów, które były częścią kanału YouTube Sweet Noise to pokłosie jednego z nich. To była sprawka ex-menedżer zespołu - Sylwii Lato - która była również moją żoną. Nasz konflikt osobisty, ku mojemu zdziwieniu, przeszedł na grupę - co moim zdaniem było zachowaniem wyjątkowo nieetycznym z jej strony.

Zespół jest częścią kultury, częścią polskiej sceny muzycznej, jego muzyka, podawana również w formie teledysków, jest dla nich ważna. A tutaj były menedżer zaślepiony motywem prywatnej zemsty doprowadza do usunięcia kanału z całym jego zasobem, zadając cios polskiej muzyce, samym fanom, jak i oczywiście całemu zespołowi, którego teraz nie możesz ani zobaczyć, ani również posłuchać. Odniosłem się do tego na moim fanpage'u i nie omieszkałem zahaczyć również o temat medialnego przemilczenia niektórych, według mnie, ważnych punktów moich działań muzycznych. Jak to wszystko razem dodasz, tj. brak możliwości posłuchania muzy, obejrzenia klipów itd., to się okaże, że w tym czasie cyfrowej archiwizacji wszystkiego zostajemy wręcz wymazywani z historii. "Zniszczę Ciebie i zniszczę Sweet Noise przy okazji" - usłyszałem. Mogę tylko pogratulować podejścia...

Wielu uważa, że Sweet Noise = Glaca. Wiadomo więc, gdzie uderzyć żeby zabolało...

Już dawno temu powiedziałem, że Sweet Noise to nie jest do końca mój zespół. Z dużymi bandami, działającymi już przeszło dwadzieścia lat jest tak, że dla niektórych staje się on treścią życia. Niektórym on te życie ratuje, niektórym je naprostowuje, innym plącze - jest to jednak jakaś część życia dziesiątek czy setek tysięcy ludzi i nie wyobrażam sobie działania na ich szkodę, nawet gdybym był w konflikcie z całą ekipą. Niszcząc więc Sweet Noise niszczy się życie ludzi, dla których on był lub ciągle jest ważny... Teraz zostałem z tym tematem sam i mogę sobie zarzucić tylko jedną rzecz: chciałem grać najlepszą muzę jaką można, poświęcając się jej bez reszty. Mam obsesję na punkcie Sweet Noise i dawania z siebie wszystkiego - oddaje całego siebie tej jednej idei.

Pytałeś o czasy nagrywania "Respect" - w tamtych latach nie było już w polskiej muzyce idei. Przed 1990 rokiem gdzieś ona po prostu wyparowała: nie było jej na zapleczach koncertów, w rozmowach pomiędzy muzykami... Był fajny sound, były kapitalne numery, pieniądze, które szły w świetną produkcje - tutaj warto wyróżnić Adama Toczko, który robił zajebiste, ciężkie albumy. Były fajne trasy koncertowe, szczególnie właśnie w tych latach 1994-1998: był koncert Hey w katowickim Spodku, była świetna trasa Illusion po wydaniu "Czwórki"... W tym wszystkim brakowało mi jednak czegoś, co zawsze czułem inspirując się muzą zza Oceanu: Henrym Rollinsem, Rage Against the Machine, Tool, sceną z Seattle, Biohazard...

Czego mianowicie?

Ci ludzie wiedzieli co i w jaki sposób chcą powiedzieć, wiedzieli jaki jest cel tego wszystkiego. Muza pozbawiona większego celu traci na wiarygodności, stając się po prostu... pusta. Kiedy zaczęto mi przesyłać płyty do posłuchania żebym je ocenił, powiedział co o tym myślę, to przez tę transformację, którą przeszedłem na "Respect", zacząłem namawiać muzyków do śpiewania po polsku. Na debiucie to moje przejście nie było jeszcze oczywiście kompletne, bo jednak kilka kawałków zostało z tekstem angielskim - niektóre rzeczy były dla mnie nieprzetłumaczalne, jak np. "Ghetto". Fanem Sweet Noise po angielsku jednak nie jestem, dlatego powtarzałem im: "Musicie tworzyć dla polskiego słuchacza. On oczekuje jakiegoś przekazu, idei". Spotykałem, chociażby na Przystanku Woodstock, fanów, pochodzących często z mniejszych miast czy nawet i wsi. Zagubioną młodzież, która potrzebowała pewnego kierunkowskazu, która czuła bunt w środku, ale nie miała zespołów czy artystów, którzy byliby katalizatorami tego buntu. Nie potrafili wskazać grupy, która mówiłaby ze sceny to, co oni czuli.

Jak wygrywaliśmy pierwsze przeglądy czy festiwale, to wpadaliśmy mega-wkurwieni wykonując "Godność"... i wtedy to był prawdziwy strzał między oczy. Zrodziła się idea. Co to jest godność? Z czym ona się wiąże? Czy szanujemy własną godność? Innych? Okazało się, że idea była tak nośna, że zaczęły powstawać nawet jakieś opracowania czy prace w szkołach dotyczące tego tematu. Jeszcze wtedy były one przesyłane drogą listowną do Trójki - miałem okazję je zobaczyć. Z Tomkiem Osińskim najdłużej tę ideę dzieliłem, ale tylko ja potrafiłem poświęcić jej swoje życie osobiste i wszystko co mam. Podobne podejście mieli moi ulubieni sportowcy jak Kobe Bryant, Mike Tyson czy Michael Jordan: twierdzili, że dopóki nie wysiądziesz z tego pociągu, to nie będziesz miał życia prywatnego. Wszystko musisz podporządkować temu celowi. I dopóki udawało mi się trzymać Sweet Noise żelazną ręką, to udawało nam się wyciskać esencję, której punktem szczytowym był "Czas Ludzi Cienia". Według mnie to monumentalny album i jestem z niego naprawdę dumny.


Ostatnio właśnie go sobie odświeżyłem i uderzyło mnie to jak nowocześnie brzmi, pomimo przecież 18 lat na karku... Wracając jednak do 25-lecia "Respect", pod koniec 2019 roku Sweet Noise zagrał kilka koncertów, będących swoistym wstępem do jubileuszowej trasy. Jak się one udały? Który najmilej wspominasz?

Wiesz co, wszystkiego koncerty były naprawdę mocne i fajne. Udało nam się złożyć dobry skład, bo Magic zjechał z Irlandii i muzycznie było naprawdę konkretnie. Był to taki poziom Sweet Noise, który daje mi satysfakcję - powiem szczerze, że wyszło nawet lepiej niż się spodziewałem. Frekwencja ogólnie była dobra, choć wiadomo: w jednym mieście ludzi było więcej, w drugim mniej. Były bardzo wzruszające spotkania z fanami w różnym wieku, z różnych stron Polski i nie tylko - byli ludzie z Wielkiej Brytanii i innych zakątków Europy. Mocno się zdziwili widząc zespół, nie będący jakimś słabym remake'iem grupy sprzed lat. Super było wyczytać z ich twarzy, że Sweet Noise nie jest jakimś odgrzewanym kotletem. Liczyłem na to, że w 2020 roku wejdziemy napędzani tą energią, mieliśmy napisane dwa numery z myślą o nowym albumie i cóż... Nastała era COVID-19. Era, która zmieniła wszystko, wyhamowała Sweet Noise.

Co więc z nowym krążkiem?

Nie jestem w stanie powiedzieć jak to się skończy, bo do powstania albumu nie wystarczy praca w systemie online. A na ten moment nic innego nie jest możliwe. Chcielibyśmy zrobić zaangażowany społecznie krążek: obecnie toniemy bowiem w gąszczu informacji, teorii... Co jest propagandą, a co prawdą? Co jest dobre, co jest złe? Co jest zabójcze, a co lecznicze? Do czego prowadzi ten hałas w mediach? Gdzie w ogóle jest prawda? Propaganda wcelowana została nawet w najmniejszą jednostkę. Zadajesz pytanie jakiejś małej grupie i słyszysz odpowiedzi, bazujące na podstawie czegoś znalezionego w sieci: filmiku na YouTube, artykułu, jakiegoś postu. Jeśli jest to podane odpowiednio, to zaczynasz się z tym zgadzać i przekazywać dalej - wszyscy więc stajemy się częścią tej propagandy. Można się w tym wszystkim pogubić.

Kiedyś było prościej?

W latach 90-tych łatwiej było, a przynajmniej mieliśmy takie wrażenie, odsiać prawdę od propagandy, kłamstwa i fałszu. W tej chwili, przy takim przepływie informacji, nie wiadomo co napisać, jaką muzę stworzyć, by zaraz nie zostać zgnojonym za bycie lewakiem czy prawakiem - tylko czeka się na ofiarę, której można by metaforycznie poderżnąć gardło. Jednym z zespołów, którym udało się wyrwać z tego systemu był Tool. Jest to zespół bliski memu sercu ze względu na kosmiczny wymiar tego co robią. Również przekaz odnośnie świata w którym żyjemy jest w ich muzie magicznie umieszczony - ciężko było im dać jakąś nalepkę. No i po kilkunastu latach wydali zajebisty album.

Jednym z moich artystycznych działań, w którym jestem najbliżej "prawdy" ze względu na zmieniony sposób komponowania i pisania tekstów jest mój wspólny projekt z basistą Tool, a więc Justinem Chancellorem. W M.T.Void zmieniłem sposób tworzenia tekstów, aby nie dotykać rzeczy konkretnych, a jednocześnie w dość specyficznie brzmiącym języku pomiędzy słowami zawierać tę prawdę. Mocno się teraz nad tą muzą skupiłem, bo pracujemy nad naszym drugim albumem. I choć niektóre rzeczy są tutaj nawet takie hardkorowo-punkowo-polityczne, to jednak np. ta polityka jest w wymiarze... bardziej międzyplanetarnym (śmiech) Żyję trochę teraz rozmyślaniem nad tym jak stworzyć lepszy świat.

A kiedy w ogóle ujrzymy drugi album M.T.Void?

Nie wiem w ogóle jaką formę przybierze to wydawnictwo, bo najpierw rozmawialiśmy o singlu, potem o EP, a w tej chwili materiału jest na pewno na cały album. Tempo moich działań zsynchronizowane jest z tempem działań Justina - a powiedziałbym, że tempo Justina to tempo Toola (śmiech) Mam nadzieję, że nie zajmie nam to ponad 10 lat, bo nie taki był zamysł (śmiech) Dajemy jednak temu dojrzewać, ucząc się tego materiału, poznając go. Zdecydowałem się na angielskie teksty, co też jest pewną nowością - do tej pory bowiem pisałem w języku polskim i Justin to akceptował. Obecna metoda pisania przez mnie tekstów tworzy struktury słowne niekiedy wręcz abstrakcyjne. Można jednak to ujarzmić, nadając temu wymiar większej zrozumiałości w punktach, w których chcesz żeby było to jaśniejsze - zderzyłem go więc z inną wizją tekstu. Na pewno będzie dużo dyskusji na temat tego, jaki utwór powinien to wszystko reprezentować.

Będą też gościnnie udziały paru przyjaciół Justina. Nad jednym kawałkiem pracuje np. Fredrik Thordendal z zespołu Meshuggah - tej fuzji aż nie mogę się doczekać! Do końca roku powinniśmy coś już mieć gotowego, bo praktycznie codziennie nad tym materiałem pracuję. Jednocześnie żyję też wizją wydania czegoś w języku polskim. Tu mieszkam, tu żyję - i chciałbym wypowiedzieć się na temat tego, co się obecnie u nas dzieje. Myślę jednak, że to nie będzie miało szyldu Sweet Noise. Rozmawiałem z Magikiem i zgodził się ze mną, że na odległość krążka nie zrobimy. Czy to będzie więc jakiś nowy projekt czy Glaca 2...

... albo po prostu następca "ZANG".

No właśnie. Może to będzie następca "ZANG" - taka myśl też się coraz częściej pojawia. Mam już parę mocnych numerów, są te dwa napisane razem z Magikiem, które pisane były z myślą o Sweet Noise i spełniają odpowiednie kryteria, no ale jednak zobaczymy.

A jakbym chciał się bliżej zainteresować M.T.Void, to gdzie teraz mogę znaleźć Wasz pierwszy materiał, w więc "Nothing's Matter" z 2013 roku?

Jest dostępny na serwisach streamingowych: bez problemu znajdziesz go na Spotify i Tidalu. A jakbyś chciał kupić CD, to na oficjalnej stronie zespołu Tool możesz wejść w zakładkę "Store" i zaopatrzyć się w płytkę. W ogóle jak tworzyliśmy ten nasz pierwszy materiał to jego wydanie i promocja były ostatnimi rzeczami o jakich pomyśleliśmy. Dobrze, że ostatecznie muza trafiła do ludzi, ale też i nie było ciśnienia. Z "dwójką" już będzie inaczej, chociażby ze względu na zaangażowanie mocnych gości - będzie to materiał zdecydowanie szerzej promowany. Debiut był bardziej naszą prywatną rzeczą - jedyna moja muza, poza noise'ami, przy której nie myślałem o tym, czy to się komuś spodoba czy nie. W M.T.Void Justin też nie brzmi do końca jak muzyk Tool - pozwala sobie na eksperymenty wiedząc, że jestem otwarty na takie rzeczy. Z drugiej strony ja też mogą pozwolić sobie tutaj na realizację swoich najbardziej śmiałych wizji.

Sporo więc tych planów związanych z nową muzą. Zanim przejdziemy do kolejnych: co z planami koncertowymi? Sweet Noise ma grać na jesieni, a tu COVID-19 ciągle straszy.

Niestety nie wierzę w to, że przez dwa miesiące ktoś znajdzie jakiś patent na organizację koncertów dla 400-500 osób. No bo żeby zagrać dla mniejszej liczby fanów, to musielibyśmy ustawić niebotyczne ceny biletów i jeszcze pilnować, by zachowali bezpieczną odległość. Poza tym, gdyby pojawił się Magic, to po powrocie do Irlandii musiałby przejść dwutygodniową kwarantannę - nie może on sobie na to pozwolić. Wszystko więc wskazuje na to, że będziemy zmuszeni oddać ludziom pieniądze za bilety. Trzeba będzie czekać aż wszystko wróci do stanu normalności.


Oby to nastąpiło jak najszybciej. A jak już to się stanie, to może następca jedynego DVD Sweet Noise? Od czasu "Przystanku Woodstock" trochę się zmieniło jeśli chodzi o rejestrację materiału wideo.

Jest to jakiś pomysł! DVD było zajebiste, więc musiałby to być naprawdę dobry koncert. Czy wystarczyłoby sfilmować trasę klubową - nie wiem. Mam w głowie parę pomysłów: taki hardcore'owy Sweet Noise byłby fajnym suplementem do tego występu z 2003 roku. Bo kto wie, może koncerty dla 400 tysięcy osób należą już do przeszłości? Świat może nie wrócić do takich ogromnych wydarzeń - może właśnie żyjemy w epoce końca pewnych rzeczy. Końca rozrywki jakiej znamy: wielkich koncertów, z wielkim zasięgiem i "powerem" zespołów, które wykorzystują je do przedstawiania swoich idei. No bo zobacz: nagle to wszystko zostało wyłączone - jakby ktoś wyciągnął wtyczkę. I nie ma artystów, którzy mogliby wyjść na scenę i powiedzieć: nie zgadzamy się na to! Wiadomo: COVID i bezpieczeństwo - ale czy to wszystko wróci? A bez publiczności wszystko traci swój czar. Zobacz jak wyglądają mecze NBA bez fanów na trybunach: jak zwykłe treningi. Znikają ludzie = znika niemal cała ta moc.

Kiedy więc wszystko wróci do normalności?

Nie wróci. Normalność będzie inna. Świat już jest inny, a z biegiem czasu zmieniać się będzie jeszcze bardziej. Te wielkie koncerty przechodzą na razie do przeszłości - a sam stream czy klip wideo nie jest w stanie przekazać takiej energii. Zastanawiam się w co to wszystko w takim razie się przerodzi: czy czekają nas tylko małe koncerty, czy może wrócimy do tych zakazanych? Być może muza buntu będzie wyglądać zupełnie inaczej i stanie się powrotem do przeszłości punka i hardcore'u: występów gdzieś w piwnicy dla kilkunastu osób, spragnionych tej energii (śmiech)

Nie obraziłbym się na odrodzenie punka. Młodych gniewnych brakuje i tylko stara gwardia ciągle żywa...

Pytanie w jakiej formie miałoby się to odrodzić - co by przedstawiała, mówiła? "Mój ból jest większy niż Twój" jest takim mega-zbuntowanym utworem, tylko czy za parę lat nie będzie postrzegany po prostu jako "zadyma z Trójką"? Dlatego osobiście staram się myśleć o tekstach w sposób bardziej przyszłościowy - aby również i za jakiś czas przemawiały do ludzi. To oczywiście bardzo dobry numer, który został poniesiony przez ludzi i media, został rozbuchany do niewyobrażalnych rozmiarów. Co jednak po nim zostanie? Ja teksty piszę zupełnie inaczej. Rzeczy, które kiedyś mnie bulwersowały były zaledwie zalążkiem tego, co widzimy dzisiaj - taka korupcja i propaganda jest przecież obecnie jeszcze większa... Nie padały wtedy konkretne nazwy firm, zjawisk, nie podawałem wprost o kim śpiewam, dzięki czemu teksty mają wymiar uniwersalny, ponadczasowy. To muza otwierająca świadomość, inaczej konstruowana niż ta... publicystyczna. Bo taką muzę tworzy właśnie Kazik: jest o konkretnych ludziach i sytuacjach. Oczywiście jest ona zajebiście potrzebna, ale też po latach niekiedy zastanawiasz się o czym on kurwa śpiewa (śmiech)

Kilka lat temu było "Pismo" Dr. Misio, przez które rozsypał się cały konkurs w Opolu. Wielka wrzawa, oburzenie, a teraz co? To samo. Za dwa lata pewnie kolejny kawałek narobi szumu, a ludzie będą pozwalać na tę swoistą cenzurę. Zresztą sam też ostatnio miałeś u siebie małą wojnę, nie?

(myśli) No... U mnie ostatnio w mediach społecznościowych rzeczywiście była mocna zadyma. Niektórzy ostrzegali mnie, że wdawanie się w polemikę z różnego rodzaju hejterami, trollami, czy ludźmi, którzy chcą cię po prostu wymazać z historii nie ma sensu, no ale cóż... Doczekaliśmy się takiego internetowego faszyzmu: ktoś oznacza Żydów, inny gejów, kolejny alimenciarzy - dają nalepkę mówiącą "omijajcie tego gościa". Straszono mnie tym, że nieunikanie konfrontacji, odpowiadanie w sposób merytoryczny czy niekiedy z przymrużeniem oka skończy się źle - a ja uznałem, że nikt nie będzie sobie mną wycierać ryja. I powiem ci, że dużo się nauczyłem przez te ostatnie dziesięć dni...

Przekonałem się o tym jak dużo przetrwało z działań Sweet Noise: okazało się bowiem, że jest bardzo duża grupa ludzi, żyjąca tą muzyką, w zgodzie z jej zasadami - w końcu tamten rodzaj buntu pasuje również do obecnych czasów. Niestety wiele osób, w tym również i dziennikarze, próbuje zaniżyć znaczenie działań Sweet Noise w kwestii otwierania świadomości młodych Polaków. Nie pochylają się nad wizją, ideą - nie interesuje ich to. Tylko Rzeczpospolita potrafiła napisać ciekawy artykuł, w którym na warsztat wzięli naszą twórczość nie spłycając jej treści. Inni całkowicie tą treść olali: "super marszujące riffy", "fajne beaty"... Kurwa, ale może by tak głębiej?!

Nie wiesz, że teraz nie to chodzi? Ile było tekstów o reaktywacji Sweet Noise? Kilka? A ile o Twoim rozwodzie? Konflikcie z byłą żoną? No właśnie. Muzyka się nie liczy w mediach głównego nurtu - liczy się klikalność.

Bardzo bolesne i niestety bardzo prawdziwe. Kwintesencja tego obecnego systemu... Zobacz jak przedstawiano mnie ostatnio w mediach społecznościowych: że jestem megalomanem, że brakuje mi skromności, mam rozbujane ego. Ci wszyscy ludzie przegapili jedną ważną rzecz: mianowicie we wszystkich moich postach nie pisałem o sobie - pisałem o całym zespole. Tylko "Czas Ludzi Cienia" uważam za album genialny - reszta krążków, w tym solowy "ZANG", była ważna, ale tylko w odniesieniu do jednego mógłbym użyć tego słowa. Napisałem o nim post, w którym przedstawiłem swój punkt widzenia, z którym oczywiście nikt nie musiał się zgadzać i nagle rozpętała się burza. Bo wiesz, ktoś śmiał powiedzieć, że Sweet Noise było zajebiste. Strasznie mnie to zdziwiło, a zwłaszcza niski poziom kultury niektórych dziennikarzy muzycznych.

Oto bowiem ludzie powiązani z, wydawać by się mogło, poważnymi nazwami, jak m.in. Agora, Onet czy Interia angażują się w taki akcje i potrafią mi napisać na wallu: "Siadaj Glaca, zesrałeś się". Piszę do gościa na jego prywatnym profilu: "Stary? Prowadzisz firmę crowdfundingową, współpracowałeś z Onetem i to jest Twój język?!". I zaraz jego znajomi dziennikarze, a nawet i muzycy, zaczynają mnie atakować, pisząc jak do jakiegoś podczłowieka. Internetowe odhumanizowanie, typu: "Glaca, psie - do budy". Pytam się gościa, który gra na gitarze w jakimś zespole czy zachowując się w taki sposób buduje lepszą Polskę. Widzę u niego nalepki "Wolne sądy!", "Piekło kobiet", wydaje mi się więc, że żyje według jakichś zasad - zasad, które są zbliżone z moimi. A jednak jestem dla niego jakimś ludzkim wyrzygiem, niepotrzebnym elementem. Opowiada mi, że za parę lat to będzie piękny kraj. Ja uważam, że z takim podejściem - niekoniecznie.

Nie potrafię dojść do sedna tego wszystkiego, zrozumieć dlaczego niektórzy tak mnie nienawidzą, dlaczego chcą mi przylepiać te wszystkie odczłowieczone łatki. Okropne jest to, że to nie są jakieś, jakby się mogło na pierwszy rzut oka wydawać, głupie trolle. To bardzo często ludzie, którzy mają znajomości w mediach i robią tam swoje interesy. Jak widać interesem może być również niszczenie kogoś, likwidacja w mediach.

"Czas Ludzi Cienia" był prawdziwą rewolucją w brzmieniu Sweet Noise, a na jego następcy - "Triptic" - pojawiły się afrykańskie instrumenty. Tym bardziej zrób teraz wszystkim hejterom na złość i znów zaszalej, zaskocz polski rynek. W końcu minęło już 13 lat!

Tak jak mówiłem: nie wiem czy będzie ten kolejny album. Nie teraz. Musiałbym zgrać się z Tomkiem, poszukać z nim nowych rozwiązań, rzeczy które byłyby zaskakujące i mogłyby być kontynuacją tamtym działań. Jestem świadom tego, że nowy Sweet Noise jest niektórym osobom potrzebny, ale wolę żeby odnosili się oni do tego co już jest, i co jest mocne, konkretne i pewne, niż musieli walczyć z tą całą bandą, próbując udowodnić im, że to co Sweet Noise wydał w 2021 roku nie jest kompletnym gównem. Bo na dzisiaj, byłby to krążek, który na start miałby totalnie przejebane. Miałby swoich fanów - to jest pewne. Ale też fala nienawiści byłaby monstrualnych rozmiarów.

Mogę brać na klatę tematy związane z moim życiem osobistym - od dwóch lat się z tym mierzę i narobiono mi sporo smrodu w branży. W przypadku jednak zmasowanego ataku na zespół, to muszę mieć blisko swoich kompanów. Mieć pewne oparcie. Na razie biorę wszystko takim jakim jest - taki czas i powody są na pewno różne. Większość łączy się z działaniem Sweet Noise. Niektórzy wielbiciele hardcore'u do dziś przecież uznają "Czas Ludzi Cienia" za zbyt elektroniczny - a później była jeszcze "Revolta". Sama muza Sweet Noise potrafiła więc dzielić fanów. Pewnie moje podejście do bycia artystą też dla niektórych może być mocno dyskusyjne...

Dzielić fanów? Delikatnie powiedziane. Nagrałeś kawałek z Peją - wtedy jednym z bardziej kontrowersyjnych raperów! I to w czasach kiedy subkultury metalowe i hip-hopowe wręcz zwalczały się nawzajem! To było jak wsadzenie kija w szprychy (śmiech)

No tak - to była rzecz, której nie wybaczył mi zarówno rynek, jak i niektóre grupy fanów. W Trójce pojawił się ban na muzykę Sweet Noise - postanowiono nas nie grać właśnie po numerze z Peją. Takich zachowań dziennikarskich było sporo, a i część naszych słuchaczy też wtedy odeszła. A numer przecież brzmiał bardzo naturalnie: nie było to połączenie na siłę dwóch różnych biegunów. Gdy go kończyliśmy, to już wtedy wiedziałem, że mamy totalny rozpierdalacz i hit - nie każdy jednak był do tej kolaboracji przygotowany. Stany Zjednoczone miały swoją tradycję z czymś takim: Aerosmith z RUN DMC, Anthrax i Public Enemy - i dziennikarze pisali o tych kawałkach, chwaląc odwagę. U nas takich osób brakło - nikt nie pisał np. o świetnej melodii Magica, o jego inspiracjach...


Odhaczyliśmy numer z kontrowersyjnym raperem, to teraz powiedz jak się z kolei współpracowało z naszą wielką divą: Edytą Górniak!

Bardzo dobrze. Miło wspominam tę sesję: była świetnie przygotowana. Weszła w podkład, który idealnie pasował do jej mocnego wokalu i spotkałem się z głosami, że to najlepszy numer w całym jej dorobku, bo mogła być w nim taka konkretna, ostrzejsza niż zwykle. Niezapomniane wrażenie zrobiła na mnie tak piękna kobieta, śpiewająca tak mocny, napisany w całości przeze mnie tekst.

Ostatnio też zaliczyłeś ciekawą współpracę: wydałeś bowiem kawałek "Oddać siebie", w którym usłyszymy chociażby gitarzystę Lady Pank. To miała być część "Hot16Challenge"?

Nie, nie, nie, nie! NIE! To znaczy... (śmiech) Peja rzucił pomysłem, aby przekazać część przychodów ze streamu teledysku lekarzom. Nie chciałem tworzyć jakiegoś specjalnego konta bankowego, bo byłoby to wszystko po prostu zbyt skomplikowane. Dlatego napisałem do organizatorów "Hot16" z pytaniem czy możemy być częścią akcji - ale też z zaznaczeniem, że bardziej interesuje nas zbieranie pieniędzy niż dostarczenie tych standardowych "szesnastek". Kawałek powstał wcześniej i jakiś miesiąc trwało dogranie wszystkich osób: Janka Borysewicza, Inge, Peji... Kawałek zabrał mi trochę czasu z życia, ale sytuacja szpitali, pielęgniarek jest dla mnie bardzo bliska - moja mama jest w końcu lekarzem.

Nawiązałem kontakty z wieloma lekarzami walczącymi z COVID-19 i ich historie były bardzo wzruszające - chciałem w jakiś sposób im pomóc. Długo myślałem kto mógłby dać temu numerowi rozmach i uznałem, że najlepszym wyborem będzie właśnie Janek. Oczywiście wszystkie największe portale olały tę współpracę, co wpisuje się w to wszystko, o czym pisałem wcześniej. A przecież numer ma wydźwięk pozytywny: opowiada o ludziach, którzy mają poczucie misji, czują obowiązek ratowania innych. Może był zbyt pozytywny? W końcu media wtedy zajęte były dzieleniem ludzi przed wyborami - może był potrzebny jakiś dodatkowy kwas?

Niedawno wydałeś też pierwszy singiel projektu Serce, który tworzysz z producentem znanym ze współpracy z Tool czy Melvins. Jak to się stało, że ta muza przeleżała w szafie prawie 12 lat?

Wiesz co? Nie wiem! (śmiech) Szybko ten czas minął (śmiech) Brakowało mi dopracowania produkcji i miksów przez Toshiego. Nie było też pomysłu co do tego w jaki sposób promować i przedstawić ten album. W końcu przeleżał on tyle czasu, aż w końcu uznałem, że jak teraz tego nie wydam - to już nigdy tego nie zrobię. A jest to piękna muza, która otwiera też dla mnie drzwi do tamtego rynku. Bo choć tworzę głównie dla polskiego słuchacza, to też nie chciałbym być ograniczany do tego miejsca - zwłaszcza teraz, gdy jestem pod takim ostrzałem. Potrzebuję działań bardziej światowych. "Broken Nation", pierwszy singiel Serce, idealnie pasuje do obecnych czasów, do tego podzielonego kraju, którym jest obecnie USA - to największy sprawdzian dla demokracji w historii Ameryki i numer jest obrazem tego, co się tam teraz dzieje. Okładka singla powstała na podstawie obrazu Vahana Bego: mamy najeźdźcę, deptającego flagę Stanów Zjednoczonych - mocne i jakże piękne pod względem wizualnym. Przed wypuszczeniem całego albumu być może będzie jeszcze jeden singiel.

Powoli zbliżamy się do końca, więc teraz coś luźniejszego. Wydałeś ostatnio listę najgenialniejszych według Ciebie albumów. Mamy Nine Inch Nails, Ministry, Pink Floyd, jest dość nieoczywisty wybór "Blackacidevil" Danziga... Dlaczego jednak "St. Anger"?! (śmiech)

"St. Anger" urzekł mnie odwagą. Tak samo zresztą jak "Danzig 5" czy "Aenima" Tool. Ten ostatni jeszcze był eksperymentem bardziej zrozumiałym, natomiast w przypadku Glenna i Metalliki były już zupełnie inne oczekiwania. Mieli oni np. ustalony sound, a odpalili takie brzmienie i formę, która aż wykręca. Po pierwszym przesłuchaniu myślisz sobie: "Kurwa, ale syf! Posłucham jeszcze raz". W Danziga wgryzałem się chyba przez miesiąc... Ciemny, brudny, przesterowany materiał, ale ma duszę. W przypadku Metalliki zmiana kierunku: pod kątem kompozycji, brzmienia gitar, brzmienia perkusji, surowości soundu. Mieli budżet aby wypieścić to wszystko, mieli producenta z "czarnego albumu", a oni postanowili to wszystko powykręcać. To trochę tak, jak z tym krążkiem napisanym z Lou Reedem. Wiesz którym?

Tym którego nikt nie lubi! (śmiech)

On jest dla wielu wręcz asłuchalny! Większość by chciała, aby on w ogóle nie powstał! (śmiech) Ale też lubię ten album, bo ja lubię eksperymenty, dowody na to, że artyści potrafią być zaskakujący. Kocham gdy znani artyści pokazują zupełnie inną twarz i musisz włożyć jakiś wysiłek w zrozumienie tego. Przykuwa to moją uwagę i dlatego dla niektórych osób moje wybory najlepszych albumów mogą być kontrowersyjne.

I na koniec tradycyjnie słów kilka dla naszych czytelników! Chciałbyś im coś przekazać?

Wszystko co chciałbym przekazać jest w mojej muzie - sięgnijcie po nią. Nawet jeśli nie pojawi się nowy album Sweet Noise, to macie jeszcze sporo materiału, z którego możecie czerpać inspiracje i budować swoje światy. Jestem bardzo szczęśliwy, że gdzieś tam w pamięci słuchaczy i czytelników jest Sweet Noise obecny. Dobro tego zespołu zawsze leżało mi na sercu i wszystkie decyzje, które podjąłem były związane z jego rozwojem. I dlatego największą nagrodą dla mnie są opowieści fanów mówiące o tym, że w życiu prywatnym kierują się zasadami zaczerpniętymi od Sweet Noise. Pamiętajcie jednak, że możecie również tworzyć własne zasady!

I to wszystko co mamy przygotowane. Trochę nam zeszło, więc tym bardziej wielkie dzięki za poświęcony czas! Trzymaj się!

Dzięki i pozdrawiam!


Autor: Tomasz Michalski

Data dodania: 18.09.2020 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!