Joanna Lacher - "Barwy nie da się podrobić"


Jej niezwykle charakterystyczny głos usłyszeć mogliśmy na płytach zespołów Percival oraz Percival Schuttenbach, jak również na ścieżce dźwiękowej bijącej rekordy popularności gry "Wiedźmin 3: Dziki Gon". Osoby oglądające Telewizję Polską z pewnością kojarzyć ją będą również z czołówki serialu "Korona Królów", nadawanego w TVP1. Teraz gotowa jest ona na wypuszczenie debiutanckiego solowego albumu. "Królowa Lasu" ukaże się 9 maja za pośrednictwem Ermland Productions i to właśnie ten krążek stanowić będzie główny temat naszej rozmowy. Panie i Panowie, przed Wami jedyna, niepowtarzalna i niezwykle sympatyczna Joanna Lacher! Zapraszamy do lektury!





MetalSide.pl: Cześć! Gościsz u nas pierwszy raz i trafiłaś na... dość ciekawe czasy. To na rozgrzewkę: jak ci się żyje w czasach zarazy?

Joanna Lacher: Hej! A spokojnie, spokojnie... Powiem ci nawet, że pracowicie. Nie narzekam.

Siedzisz w domu jak Pan Minister Zdrowia przykazał? Żadnych mandatów na koncie?

Żadnych mandatów! (śmiech) Ale tak nie do końca w domu, bo na przykład sobie z psem do lasu wychodzę. Mam więc jakąś atrakcję.

Zaraz, zaraz! Lasy to dopiero teraz otworzyli! A wcześniej? (śmiech)

Wcześniej to tak troszeczkę na nielegalu! (śmiech) Nie dajmy się ponieść paranoi! (śmiech)

Już za moment premiera albumu "Królowa Lasu". Dlaczego tak długo dojrzewałaś do pierwszego solowego albumu?

Na to miał wpływ mój wypadek i rozejście się z osobami, które mnie po nim nie wspierały czy wręcz pokazywały, że nie ma już dla mnie miejsca w zespole. Razem ze mną zresztą odeszli wtedy z Percivala perkusista, Kamil Rogiński i Joanna Jacheć, która była menedżerem, a teraz jest supportującą mnie chórzystką/wokalistką. Sporo osób pożegnało się wówczas z grupą i teraz stworzyliśmy pod "moją nazwą" płytę, która niby jest solową, ale tak naprawdę cały zespół zapracował na ten sukces - bo liczę, że będzie to sukces (śmiech) Tak więc, ten wypadek miał duże znaczenie i odcięcie się od tych wszystkich toksycznych ludzi.

Ale ze zdrowiem już wszystko w porządku?

Wiesz co, tak nie do końca, bo mam w 30% uszczerbek na zdrowiu - to tak według tabelki, bo byłam oceniana przez biegłych sądowych. Tego się już nie naprawi i już muszę się nauczyć z tym żyć. Miałam złamany ząb obrotnika, walczyłam o zdrowie, o sprawność, o życie. Jest dobrze, ale nigdy nie będzie już tak jak przed wypadkiem.

A jak długo powstawał w ogóle materiał na krążek? Wszak "Czarnomorec" i "Queen of the Forest" ukazały się w formie teledysków prawie dwa lata temu...

Szkic piosenek powstał właśnie jakieś dwa lata temu. Najpierw zbieraliśmy na tę płytę przez portal WspieramTo - i tu chciałabym podziękować wszystkim, którzy nam pomogli. Album planowaliśmy wydać dużo, dużo wcześniej, no ale kurde - te wszystkie zdarzenia losowe (śmiech) Była na przykład w zeszłym roku powódź u Kamila Rogińskiego, która zniszczyła bardzo dużą część jego instrumentów, były też prywatne sprawy poszczególnych członków, które również opóźniły nagrania. Potem studio zajęte, nie mogliśmy się dogadać z grafikiem... Totalnie losowe zdarzenia i takie, które godziły w naszą prywatność, uniemożliwiając wejście do studia i podjęcia się tej pracy. Czuliśmy się tak jakby ktoś nam złorzeczył - i nawet wiemy kto (śmiech) Ale pokonaliśmy wszystkie bariery i w końcu płyta już jest. Wczoraj poszły egzemplarze przedpremierowe dla "wspieramowiczów", a 9 maja oficjalna premiera.

Kilka dni temu kolejna kłoda pod nogi, bo okazało się, że część nakładu została źle wydrukowana (śmiech)

No dokładnie! (śmiech) Cały czas coś! Są też takie tajemnicze sprawy, których nie chcę tutaj wyciągać - no ale ewidentnie ktoś sabotował naszą pracę. Lecieliśmy np. do Chin na Festiwal Kultur i ktoś nam po prostu zazdrościł, że to nie oni i też nam próbowali kłody rzucać pod nogi - możecie się domyślać o kogo chodzi. Musieliśmy pokonywać zdarzenia losowe, nielosowe i z zawiści, ale w końcu się udało i jesteśmy z siebie bardzo dumni.

Wracając do tych płyt, to brakuje w nich tracklisty. Zwracacie je? Zatrzymujecie np. na jakiś konkurs?

Producent będzie to reklamować. Musi to zostać poprawione, no bo nie chcę wypuszczać takiej płyty. Zobaczymy co z tego będzie.

Ja sobie zaklepałem u wydawcy tego "białego kruka" (śmiech)

(śmiech) To może, nie wiem, może jakiś całus tam będzie? (śmiech)

I to jest myśl! A co do materiału, to który utwór powstał jako pierwszy, a który jest najmłodszy?

Ojej! Te kawałki powstawały dość dawno temu, więc ciężko stwierdzić, ale na pewno pierwszy powstał "Czarnomorec" - tak samo jak klip. A ostatni to był chyba "Nie chciała", który już też można przesłuchać na YouTube. I jeszcze "W moim ogródecku" był jednym z ostatnich utworów napisanych z myślą o tej płycie.

A gdzie to wszystko było nagrywane?

W różnych miejscach i dlatego też tak trudno było nam czasami się zgrać. Wokale nagrywałam w Lubinie, w Szczecinie... Perkusja na początku była nagrywana w Szczecinie, później w Lubinie... Nasz producent muzyczny wszystko robił w Szczecinie, Kamil Rogiński dojeżdżał do Lubina... Tak więc, tak - w różnych miejscach (śmiech)

A opowiedz nam o tej najstarszej kompozycji. W jakim języku jest śpiewany "Czarnomorec" i gdzie był kręcony, swoją drogą naprawdę ładny, teledysk?

To utwór folkowy, pochodzący z Ukrainy. Opowiada o tęsknocie, o miłości i "czornomorskim" wietrze - jest to bardzo nostalgiczna kompozycja. Niestety klip nie był kręcony nad Morzem Czarnym (śmiech) Ja wtedy miałam śruby w kręgosłupie, więc podróżować za bardzo nie mogłam. Nagraliśmy to dość blisko Szczecina, w którym zamieszkuję, bo w Kap Arkona na Rugii. To był taki legendarny ośrodek kultu Słowian - i tam właśnie są takie ładne klify. Pozostałości słowiańskich już nie ma ale warto tam pojechać ze względu na krajobrazy. Czuć też w tym miejscu taką fajną, pozytywną energię - czuć tam kawał historii. Widać zresztą w teledysku, że to miejsce jest iście magiczne.

No teraz najmłodszy klip, a więc "Nie chciała"! Kryje się w nim bardzo ważne przesłanie...

Zdarzyło mi się kiedyś jak grałam jeszcze w takim zespole na P, że na jednym z koncertów mojej koleżance (a w zasadzie dwóm, bo piły z jednego kufla) wrzucono pigułkę gwałtu. Na naszym koncercie! Jak zobaczyłam ją ledwo przytomną w toalecie, to nie wiedziałam co się dzieje. Potem okazało się, że druga moja znajoma, też totalnie omamiona, już wymiotuje... Zajęłyśmy się nimi i później okazało się, że rzeczywiście ktoś wrzucił do piwa tabletkę. Na szczęście nic im się nie stało.

Pomyślałam sobie, że to będzie dobry utwór żeby ostrzec inne dziewczyny. Kawałek o takiej "wioskowej lafiryndzie", która się lubi... No jest taką "latawicą" (śmiech) Nie chcę mówić, że, mówiąc kolokwialnie, lubi się puszczać (śmiech) Żyjemy w czasach, w których wszystko jest takie swawolne i frywolne. Stąd też przesłaniem klipu jest to, aby mimo wszystko uważać na siebie, mieć jakiś umiar - nie wiadomo przecież kiedy i gdzie czyhać może na nas niebezpieczeństwo. Mi życie pokazało, że może być ono bardzo przewrotne. Teledysk kończy się sceną, w której zostaję uderzona w głowę i nie wiadomo przecież co dalej... Trzeba więc na siebie uważać! Wideo łączy współczesność z tym całym folkiem. Gadżety które nas otaczają cały czas się zmieniają, ale problemy zostają te same.


Po drodze był także cover Maanam. Jak dużą inspiracją był dla Ciebie ten zespół? Nie chciałaś umieścić tego numeru jako np. bonusa na krążku? W końcu też został przerobiony na taką folkową modłę.

Tak, pojawia się w nim instrument, który Kamil Rogiński przywiózł z Chin - świetnie się zgrał z tym numerem. Fani chcieli żebym go umieściła, no ale prawa autorskie do tej kompozycji nie należą do mnie. Trochę w sumie zaniedbałam ten temat... Generalnie, to nie chcę dawać coverów na płyty, żeby ktoś mi później czegoś nie zarzucał. Utwór jest na YouTube, każdy może go sobie odsłuchać, a i niektórzy znają różne myki i mogą go sobie ściągnąć (śmiech) Jak chcą piracić, to niech piracą (śmiech) Dla mnie Kora była wielką inspiracją - była kimś fantastycznym. Osobiście uważam, że była ona królową wokalu.

Drugim coverem, który wypuściłaś był "Lullaby of Woe" ze ścieżki dźwiękowej "Wiedźmina 3". Dlaczego właśnie ta pieśń? W ogóle soundtrack okazał się ogromnym sukcesem nie tylko w Polsce ale i na świecie. Stałaś się dzięki niemu bardziej rozpoznawalna?

Tak, i to widać po komentarzach na portalu YouTube - mnóstwo jest osób zza granicy, które dziękują za ten soundtrack z "Wiedźmina" i którzy rozpoznają mój głos. Nieskromnie powiem, że co jak co, ale barwy nie da się podrobić. Można szukać podobnego sposobu śpiewania, stylu, formy - ale barwy się nie podrobi. I jak ktoś próbuje to mimo wszystko zrobić, to niestety często wychodzi nieudolnie. Mój głos i te krzyki, które były charakterystyczne na tej płycie, sprawiły że zostaliśmy zaproszeni do Chin. Najpierw organizatorzy zaprosili inny zespół ale nie mogli się dogadać, więc z tej sytuacji skorzystałam ja. I właśnie tam wykonałam cover "Lullaby of Woe" - uznałam że bardzo ładnie brzmi w naszym wykonaniu i nadaje się do wrzucenia do sieci. Tym bardziej, że ludzie sami o niego prosili.

Wycieczka do Chin okazała się pełnym sukcesem?

Bardzo dużym sukcesem! Nie spodziewałam się! Byliśmy przestrzegani przed tym koncertem, że chińska publika jest bardzo trudna - że nie reagują, że z klaskaniem ciężko, że tylko słuchają. A tutaj nagle wszyscy się bawią, skaczą, śpiewają, machają rękami, klaszczą... Organizatorzy byli w prawdziwym szoku, że tak ludzi rozruszaliśmy (śmiech) Na pewno jak się uspokoi sytuacja z koronawirusem i nadarzy się okazja, to na pewno coś wymyślimy dla chińskiej publiczności - chcemy tam wrócić. Jedna fajna, młoda dziewczyna, do której podeszłam na koncercie, w trakcie samego show, zrobiła taką ładną grafikę, którą teraz mam na swoim fanpage'u. Było to bardzo miłe i na pewno wykorzystam tę grafikę w przyszłości, np. na jakichś plakatach. Mam nadzieję, że jesteśmy dla naszych chińskich odbiorców bardzo miłym wspomnieniem.

Wracając do "Królowej Lasu", aby sfinansować proces powstawania krążka uruchomiłaś kampanię crowdfundingową. Kto wpadł na ten pomysł? Też sukces?

Wielki sukces i tego też się nie spodziewałam! To nie był mój pomysł, bo ja zawsze byłam przeciwna takim akcjom. Zawsze miałam inną pracę prócz śpiewania, więc zawsze jakieś pieniądze gdzieś tam miałam. Po wypadku niestety wszystkie oszczędności poszły na rehabilitację. Bardzo wspierał mnie wówczas mój ówczesny chłopak, za co jestem mu bardzo wdzięczna - pozdrawiam Marcina!

A na pomysł z finansowaniem wpadła Joanna Jacheć, która też jest na płycie i wspiera mnie wokalnie. Ma ona taki fajny, mięciutki, przyjazny głos, kształci się ze śpiewu, chodzi na zajęcia, aby być coraz lepszą - myślę, że na następnym wydawnictwie będzie miała swój indywidualny utwór. No i z tym WspieramTo to był jej pomysł. Ja byłam niechętna, no ale w końcu ugięłam się i... zaskoczenie, bo pełen sukces. Dlatego jeszcze raz dziękuję wszystkim!

Na "Królowej Lasu" znajdziemy kilka pieśni, które niejeden z nas słyszał za dzieciaka, jak chociażby "W moim ogródecku" czy "Tam pod borem". Co jest w nich takiego, że postanowiłaś je wziąć na warsztat?

Wiesz co, to wyszło tak naturalnie. Często spotykaliśmy się u producenta, Michała Niecikowskiego - puszczał nam jakiś tam podkład, a mi od razu do niego w głowie układał się wokal. Żadnych większych planów. W "W moim ogródecku" był taki podstawowy podkład i ja to chciałam zaśpiewać w bardziej rockowy sposób - wiedziałam, że fanom będzie brakować tego pazura jeśli go nigdzie nie dam. I ten utwór wydawał się najbardziej odpowiedni. Zresztą, nawet na próbach przed koncertami często śpiewałam tę piosenkę i ludzie zawsze byli zachwyceni. Wykorzystałam moment, do podkładu wspólnymi siłami dorobiliśmy cięższe mentalnie brzmienia, żeby to wszystko razem grało i tyle. Wszystko wychodziło naturalnie.


W ogóle na płycie sporo kultury kurpiowskiej. Co cię do niej tak ciągnie?

To jest taki mój hołd dla mojego byłego partnera i jego rodziny. To on właśnie nazywał mnie "Królową Lasu". A jak las, to Kurpie, bo Puszcza Kurpiowska. Niestety nasze drogi się rozeszły, bo widocznie tak miało być, ale jestem tej osobie i jej rodzinie bardzo wdzięczna - i będę do końca życia. A potem się okazało, że rodzina Kamila Rogińskiego też z tamtych rejonów i tak to się wszystko fajnie zgrało (śmiech)

Nie wszystkie utwory jednak po polsku. "Czarnomorec" już był, to opowiedz teraz o "Celtic"! Tu już inspiracje sięgające daleko poza nasze granice...

O, widzę że płyta przesłuchana uważnie! (śmiech) "Celtic" się pojawił, ponieważ oglądałam namiętnie (i nie tylko ja, bo jestem aktywna na różnych babskich forach) taki serial... Boże, jak on się nazywał...? "Oleander"...? Nie! "Outlander! (śmiech) No i tam mamy taki klimat czarów i magii - a ja zawsze lubiłam filmy pokroju "Króla Artura". Michał Niecikowski jest dobry w takich nostalgicznych klimatach, więc pomyślałam, że to będzie dla niego prawdziwe pole do popisu. Oczywiście ja nie jestem wspaniałą tekściarką, więc poprosiłam siostrę żeby napisała tekst - mi ten element w ogóle nie wychodzi. No i tak powstała ta kompozycja - z zamiłowania do tych terenów.

No to kończąc trylogię "nie po naszemu" - utwór "powiedzmy że tytułowy".

"Queen of the Forest" powstał zaraz po "Czarnomorcu". Chciałam żeby był w nim element takiej magii norweskiej, związanej trochę z wikingami. Zaczynałam moją przygodę z rekonstrukcją historyczną właśnie od nordyckich klimatów i strojów, a dopiero później przeszło to w słowiańszczyznę. Uwielbiam tamte krajobrazy, magię, jest tam też trochę mroku. Język wydawał mi się na tyle melodyjny, że postanowiłam nie używać w utworze zbyt skomplikowanych dźwięków - wszystko jest proste, niemal na jednej nucie. I ta melodyjność języka sprawia, że jest w "Queen of the Forest" pewien czar. No ale to Wy oceńcie! (śmiech)

(śmiech) Są jednak na "Królowej Lasu" utwory nieco bardziej oddalające się od folku. "Chąśba" czy "Wodnik" to już takie granie elektroniczno-rockowe. Może więcej materiału w takim stylu?

Może następna płyta będzie w takim klimacie. "Chąśbę" robiłam na prośbę moich przyjaciół rekonstruktorów - jednym z nich jest Wojciech Żołądkowicz, którego mogliśmy oglądać w "Koronie królów". Świetny aktor i super rekonstruktor! Cała jego grupa jest związana z łodziami, z chąśnikami - odtwarzają je z panem Szablińskim z Mazur. Są zawsze dużą atrakcją na Festiwalu Słowian i Wikingów na Wolinie - nie będzie ich tylko w tym roku, bo wiadomo, cała impreza odwołana. Też potrzebowali środków na budowę kolejnej łodzi i poprosili abym napisała dla nich utwór - specjalnie pod zbiórkę. Kto wie, być może kiedyś nagram z nimi teledysk do tego kawałka? Fajnie by było jakby pojawili się w nim tacy prawdziwi, współcześni a jednocześnie historyczni chąśnicy. "Chąśnik" to taki żeglarz, a "chąśba" to takie płynięcie na... "szaber" (śmiech)

W ogóle na "Królowej Lasu" elektroniki pod dostatkiem. Czyj to był pomysł ażeby połączyć tradycyjne pieśni z nowoczesną muzyczną formą? Nie boisz się reakcji fanów Twojej dotychczasowej twórczości na takie eksperymenty?

Jak ja bym się miała bać tych wszystkich narzekaczy, którzy narzekają tylko po, aby narzekać, to niczego bym w życiu nie zrobiła! (śmiech) Moja współpraca z Michałem Niecikowskim zaczęła się jeszcze w szpitalu. Leżałam przykuta do łóżka po wypadku i miałam nałożony taki pancerz od głowy do pasa, w którym nie można się było poruszać. Rzadko wychodziłam na spacery, bo byłam zbyt zmęczona - ledwo dało się w tym oddychać. Jak jeszcze byłam w moim byłym zespole i miałam dostęp do fanpage'a i skrzynki, to tam znalazłam wiadomość od Michała o tym, że zrobił utwór inspirowany naszymi wokalami. A dokładniej inspirowany utworem "Nie oryj, ne sejaj" z "Pieśni Słowian Południowych", w którym jest głównie mój głos.

Zrobił z tego taki elektroniczno-folkowy misz-masz i się spytał czy może go używać na jakichś swoich eventach. I chyba Mikołaj mu wtedy odpisał, że nie, bo umowy, bo coś tam itd. Po prostu jedno wielkie "nie". No i mi się strasznie przykro zrobiło. Tak mi się to jego granie podobało, że napisałam do tego chłopaka: "Słuchaj! Jak będziesz potrzebować jakiegoś wokalu, a ja wyzdrowieję - to ci coś nagram." - no i później rzeczywiście coś tam razem zrobiliśmy. Gdy zabrakło dla mnie miejsca w Percivalu, to z uwagi na to, że tak fajnie nam z Michałem poszła współpraca postanowiliśmy zrobić coś razem. Spotkaliśmy się w jednej ze szczecińskich knajpeczek, no i się dogadaliśmy. Reszta składu też skompletowała się naturalnie, bo odeszła z macierzystej formacji i teraz jesteśmy razem w tym moim "niby-solo".

Na okładce też tradycja i nowoczesność: folkowe motywy i widoczne piksele. Kto odpowiada za całą stronę wizualną wydawnictwa?

Jest taki Ptyś ze Szczecina - jest RODO, to będę mówić ksywką (śmiech) Tutaj na współpracę namówiła mnie Joanna Jacheć, bo ja Ptysia wcześniej nie znałam. Nie znałam, ale poznałam. Uważam, że okładka wyszła świetnie! Pomysł był mój, bo najpierw ja to wszystko naszkicowałam na papierze. "O Jezu! Ale ja przecież nie umiem tego na komputerze zrobić" - pomyślałam sobie. I wyszło na to, że Ptyś zrobił (śmiech) A jak zobaczycie na płycie napis "Joanna Lacher" i "Królowa Lasu" - to ja to napisałam! Moje pismo! (śmiech)


Krążek ukaże się nakładem Ermland Productions, mającej na swoim koncie współpracę z m.in. Vader, [4672], Insidius... Jak to się stało, że do grona mocnych, metalowych wydawnictw doszedł folk?

A ja nie wiem jak to wyszło, no ale... jakoś wyszło! (śmiech) Chyba też Joanna Jacheć była w to zamieszana, bo ma sporo znajomości w branży. Może komuś pokazała i ten ktoś krzyknął: "Łał! Dobra! Fajnie! Joanna jest piękna! Mądra! W ogóle super - bierzmy ją!" (śmiech) Jezu, mam nadzieję, że tego nie odsłuchają (śmiech) Musiałbyś się wydawcy spytać jak było naprawdę - możliwe, że tak jak przedstawiłam (śmiech)

(śmiech) Spytam się!

Nie! Nie pytaj! Nie pytaj! (śmiech)

(śmiech) Pierwotnie premierze krążka towarzyszyć miał koncert, ale jak wiadomo te zostały w zasadzie zakazane. Kiedy będziemy mogli więc usłyszeć cię na żywo z premierowym materiałem?

Pierwotnie koncert był zaplanowany na 8 maja w poznańskim klubie U Bazyla. Ja się obawiam, że w ogóle do końca roku nie będzie żadnych koncertów. Inni są bardziej optymistyczni - występ został przesunięty na wrzesień i też U Bazyla. Po nim się zobaczy. U mnie w tej kwestii jest ciężko, bo ja przez ten kręgosłup nie będę w stanie grać 100 koncertów rocznie jak to miało kiedyś miejsce. Będzie ich zdecydowanie mniej, dlatego jak już ktoś będzie miał okazję mnie zobaczyć na żywo - to niech korzysta, bo drugiej szansy może nie być!

Kilka koncertów jednak za Tobą. Jak wrażenia? Dobrze jest wrócić na scenę?

Wrażenia super, a publika rewelacyjna! Grałam zarówno z projektem elektronicznym, jak i czysto folkowym - bo też taki mam i tego mi nikt nie zabierze. Na wszystkich takich festiwalach organizowanych przez znajomych i nieznajomych będziemy grać czysto folkowo - od tego się bowiem wszystko zaczęło. Na razie wrażenia super, publika super, odbiór rewelacja - co jeszcze mogę powiedzieć? Jedna rzecz nie jest super - nie mogę już tak biegać i skakać po scenie, ani machać bańką (śmiech) Niestety największe uszkodzenia są przy samej głowie i zostało mi jakieś 40% jej obrotu - w tym miejscu jestem więc niepełnosprawna. Nie zagram też na basie, bo palce mam nie do końca sprawne - są odrętwiałe w lewej ręce. Jest więc pewien smutek na koniec występu, bo to nie jest do końca to, co chciałabym dać. Ja zawsze miałam wiele energii na scenie, wszędzie mnie było pełno, a teraz muszę stać w miejscu. Z drugiej strony może bardziej się teraz skupiam na śpiewaniu: żeby było czyściej i schludniej. Mi jednak tych szaleństw brakuje. Ludziom może mniej, ale mi - tak.

Powoli się zbliżamy do końca...

Łeee... A tak fajnie się gada...

... ale jeszcze kilka pytań się znajdzie! Wszystkie Twoje muzyczne przygody związane są w jakiś sposób z folkiem. Masz jednak też projekt nie-muzyczny. Opowiedz nam o Lashkach i skąd w ogóle pomysł na coś takiego?

A to też tak w sumie wyszło przez wypadek. Zawsze w jakiś sposób byłam związana z modą. Pracowałam jako doradca klienta w markach premium: najpierw była to niemiecka firma Goertz 17 zajmująca się butami - można powiedzieć, że byłam takim Alem Bundy (śmiech) Potem było Marc O'Polo - firma ta się później wycofała z niektórych miast w Polsce, w tym m.in. ze Szczecina. Ta moda gdzieś tam zawsze mi towarzyszyła - od dziecka uwielbiałam projektować i rysować: w zeszycie dla lalek, na kartkach. No i perkusista mnie namówił żeby coś z tym zrobić, bo według niego mam talent. "Ty to widzisz w głowie i powinnaś robić takie rzeczy".

No i kupił mi na urodziny mój pierwszy tablet graficzny, za co jestem mu bardzo wdzięczna, bo to on mnie do tego popchnął. Ja już nie mogę wrócić do sklepu i stać po 10-12 godzin i rozmawiać z klientkami, bo mam duże problemy z kręgosłupem. Najbardziej przeszkadzają straszne mdłości na zmianę pogody - a nie mogę przewidzieć kiedy się nagle zmieni ciśnienie. Nie mogę więc iść do normalnej pracy - a zawsze uwielbiałam grać na dwa fronty: tu sobie stoję za ladą, a następnego dnia jadę na koncert i rozdaję autografy. Taki trochę Superman ze mnie. Albo Batman. Chociaż bardziej bym chciała, że mnie porównywano do Batmana (śmiech)

Ale to dobrze się plany robi. Ktoś przychodzi żeby dostać autograf i słyszy: "O nie, nie! Najpierw trzeba coś kupić!" (śmiech)

No właśnie! I czasami tak właśnie bywało! (śmiech) I widzisz, i ten mój perkusista Andrzejek kochany pchnął mnie w kierunku tego projektowania. I teraz szyję, robię, dalej projektuję. Pomaga mi to wszystko rozkręcić moja dobra przyjaciółka - Monia. Co usiadła na słonia. Ona się zajmuje sprzedażą i marketingiem, a ja póki co wykonywaniem całości. Na razie nie ma tego tak dużo, bo wszystko robię na indywidualne zamówienie, ale w przyszłości chcemy zlecić to innym firmom. Chciałybyśmy aby moda street-folkowa zagościła na naszych polskich salonach. A dodam też, że taką modę street-folkową można znaleźć również u innej wokalistki, która akurat nie jest folkowa. Jest to Marysia Sadowska - też ma taką fajną stronkę i nawet mam od niej bluzę! Reklamuję Marysię, mam nadzieję, że teraz ona zareklamuje mnie! (śmiech)


Podeślesz jej wywiad razem z numerem konta (śmiech)

Dokładnie! (śmiech)

A jak to się w ogóle stało, że usłyszymy cię w czołówce naszej polskiej "Gry o Tron", a więc "Korony Królów"?

(śmiech) To też było gdzieś tam zaraz po wypadku - niedługo po operacji montażu śrub, więc nie wiedziałam czy w ogóle dam radę to zaśpiewać. Jak masz sześć metalowych skurwysynów w szyi i nie czujesz się dobrze, to ze śpiewaniem jest ciężko - głowę masz sztywną, poruszasz się jak robot... Trochę bałam się tej współpracy, no ale kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa. Marcin Przybyłowicz, którego znam ze współpracy do ścieżki dźwiękowej "Wiedźmina", zadzwonił że zrobił szkic z moim wokalem i producenci by chcieli żebym to nagrała. No to wzięłam i nagrałam - nie będę przecież wybrzydzać. Profesjonalistką jestem (śmiech) Jak byłam młodą artystką, to mogłam śpiewać gdzie chcę i za ile chcę. Teraz śpiewam gdzie mi płacą i za ile płacą (śmiech)

(śmiech) I to by było na tyle od nas! Tradycyjnie na koniec kilka słów do czytelników MetalSide! Autopromocja dozwolona!

Zaglądacie na Lashki - bo co będziecie chodzić tak na szaro ubrani? Kupcie coś dla dziewczyny! Po co kupować zwykłe kwiaty na badylu, skoro można kupić takie ładne, kolorowe na bluzie. Jeden facet kupił dla swojej dziewczyny i było wielkie "wow"! Cieszyła się bardzo!

(śmiech)

No i kupujcie kochani płytę, bo są na niej super dźwięki! Można powiedzieć, że jak włożycie ją do odtwarzacza i puścicie, to będziecie mieli swoją własną terapię dźwiękiem! Tak! Bo ta muzyka leczy, tak więc polecam! No i pozdrawiam Was wszystkich serdecznie, bo co innego mogę? Za daleko jestem i wychodzić nie mogę z domu.

Dzięki!

Dziękuje bardzo za wywiad! Fajny masz głos, mógłbyś czytać bajki!

(śmiech) A dziękuję, dziękuję! To co? Do usłyszenia!

Pa pa!


Autor: Tomasz Michalski

Data dodania: 07.05.2020 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2025 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!