Nocny Kochanek - "Wszystko trzeba robić umiejętnie"


Nocny Kochanek to (czy się komuś podoba czy nie) najpopularniejszy obecnie heavy metalowy zespół w Polsce. Grupa kończy obecnie, niemal w całości wyprzedaną trasę promującą trzeci album, "Randka w Ciemność". Z tej okazji spotkaliśmy się z dwoma jej przedstawicielami: starym żigolo w postaci Roberta Kazanowskiego oraz z młodym Casanovą: Arturem Żurkiem. Jako że muzyka Kochanków często jest niepoważna, to i wywiad wyszedł z pewnym przymrużeniem oka... Tym bardziej, że w pewnym momencie został do niego włączony... menedżer grupy! Zapraszamy!





To na rozgrzewkę: jak Wam się podoba G38 - nowa miejscówka w Koszalinie?

Kazon: Spoko. Fajny ten klub jest.

Żurek: Ja z chłopakami jestem w Koszalinie pierwszy raz, no i... kurczę, rzeczywiście fajnie jest. Pełna profeska.

Kazon: Wcześniej graliśmy w CK105 i tamta sala też była ok, choć powinno do niej wchodzić więcej osób. Ograniczenie było chyba do dwustu, a spokojnie z 500 osób mogliby wpuścić.

Jakieś fajne wspomnienia z poprzedniej wizyty?

Kazon: Kolega naszego wokalisty przyleciał na ten koncert prosto z Manchesteru, no i plan był taki, że miał przyjść razem ze swoim bratem. Tak się jednak porobili, że ten kolega w ogóle nie dotrwał do koncertu, a jego brat... Cóż, mieliśmy taki dywan na scenie, i Krzyśka próbował razem z tym dywanem ściągnąć z niej, a potem wziął monitor i zaczął nim napieprzać o scenę... Strasznie dzikie rzeczy się działy i ostatecznie go z klubu wyrzucili (śmiech)

(śmiech) Ja to nie zapomnę tego, że koncert wyprzedany dwa miesiące przed startem, wchodzę na salę, a tam gościu tak pijany, że leżał krzyżem, twarzą w podłodze...

Kazon: To chyba nawet był właśnie jeden z tych dwóch - ten, którego później wywalili.

Żurek: Czemu go wywalili?! Taki niegroźny człowiek!

Kazon: Później może i tak. Ale jakby nie patrzeć: inni go mogli uszkodzić jak leżał. Poza tym, krzyżem leżał - może to się komuś nie spodobało?

W ogóle ciągle wyprzedajecie koncert za koncertem, jakby na złość wszelkiej maści malkontentom, którzy spodziewali się tego, że Nocny Kochanek będzie tylko jednosezonową sensacją. Jesteś zaskoczony tą ogromną, nie gasnącą popularnością?

Kazon: Trochę tak, bo to w sumie takie jest...

Żurek: ... takie wtórne, takie disco-polo wręcz.

Kazon: Dokładnie! Tyle tych zespołów disco-polowych jest w tym momencie...

Żurek: ... i jedne są, inne się kończą, wchodzą następne, a tutaj jakby to disco-polo się przewija i przewija tyle lat, że nawet nie zdążyłem się nie zestarzeć. Dołączyłem do zespołu i dalej się to utrzymuje.

A jak sobie tłumaczyliście fakt, i to w sumie pytanie do Kazona, że Night Mistress nie mógł się przebić do szerszego grona odbiorców, mając fantastyczne recenzje w prasie, a grając jako Nocny Kochanek niejako dla "jaj", osiągnęliście tak gigantyczny sukces?

Kazon: Złożyło się na to kilka czynników. Po pierwsze: niestety nikt tej naszej muzyki nie chciał za bardzo słuchać. W Polsce jest tak, że jeśli ktoś chce sobie posłuchać dźwięków spod znaku Judas Priest, Iron Maiden czy Helloween, to włącza Judas Priest, Iron Maiden lub Helloween. Night Mistress niestety nikogo zbytnio nie interesowało...

Żurek: Trochę też się czasy zmieniły i te większe zespoły coraz częściej koncertowały w Polsce. Nagle można je było usłyszeć na żywo.

Kazon: Tak. Poza tym wielu słuchaczy w Polsce nie wiedziało, że heavy metal to nie death metal i kojarzyła tego typu granie ze zwykłą sieczką - dlatego też nie sięgali po nasze krążki. Pamiętam jak graliśmy z Night Mistress pod domem kultury w Skarżysku i podchodzili do nas ludzie z różnych kultur, np. hip-hopowych i byli zaskoczeni, że gramy taką fajną muzę. Druga rzecz jest taka, że chyba ludzie mieli już dosyć takiego poważnego, pompatycznego grania, a tutaj mamy teksty o takich... życiowych rzeczach z przymrużeniem oka. Można przyjść, pobawić się, wyluzować. I tego chyba ludzie potrzebują po całym tygodniu pracy.

No właśnie, pomimo tego że gracie w sumie taki rasowy heavy metal, to na Wasze występy przychodzą osoby, które na co dzień takiej muzy w ogóle nie słuchają. Co ważne, bawią się one świetnie. Co przyciąga takie osoby? Ten humor właśnie?

Kazon: Humor na pewno przyciągnął sporą grupę ludzi do tego tworu...

Żurek: Ja z punktu widzenia osoby trzeciej mogę powiedzieć że ten humor pokazał, że można w Polsce połączyć takie ciężkie granie z czymś zabawnym, z jajem. I mimo że ludzie nie słuchali na co dzień takiej muzy, to zaczęli zwracać uwagę na teksty, na to, że dotyczą takich przyziemnych spraw, spraw które mogą się przydarzyć każdemu - w tym im samym.

Kazon: A później zwrócili też uwagę na to, że takie granie może być "ładne", melodyjne i że kawałki metalowe można zaśpiewać a nie "zacharchotać".

Żurek: I przykre jest to, że jak ludzie słuchają tych zagranicznych zespołów, jak np. Helloween czy AC/DC, gdzie poruszane są tematy równie niepoważne czy niekiedy wręcz głupie, to wiesz: "ambitna muza", "sztos", "klasyka", "Zachód". Okazuje się, że dobra, mocna muzyka jest w stanie takie teksty ładnie spiąć i podejrzewam, że gdyby się przetłumaczyło taką "Dziewczynę z Kebabem" czy piosenkę o "Alu Dente", któremu finalnie nie stanął, to za bardzo od niektórych klasyków by nie odstawały.

Kazon: Wiele zespołów rockowych czy hair-metalowych ma właśnie takie teksty - wystarczy posłuchać niektórych kawałków Motley Crue, Aerosmith, AC/DC czy KISS. Helloween miał multum tekstów takich jajcarskich i dopóki sobie tego co niektórzy nie przetłumaczyli, to im się wydawało, że to jest takie poważne. A tu się okazuje, że jaja w heavy metalu są od ponad 30 lat.

Nocny Kochanek ma bardzo dużo zwolenników, ale ma też i bardzo głośną bazę przeciwników. Jak myślisz, co najbardziej boli "prawdziwych metali"? Naśmiewanie się z bycia "trve"?

Kazon: Najpierw to trzeba by było sprawdzić ilu z tych najgłośniejszych, to muzycy, którym się nie udało... Często są to ludzie, którzy byli tacy jak my 20 lat temu - kiedy też chcieliśmy tworzyć coś mega-ambitnego.

Żurek: ... "muzycy", którzy mają na Facebooku zdjęcie profilowe z gitarą, perkusją czy inną harmonijką... No i jest taka zazdrość jednak: grają oni taką true-metalową muzykę, nie mogąc jednak złapać tego dystansu do siebie. Też to przerabiałem ze swoimi poprzednimi grupami: proponowałem żeby zrobić coś innego, ale słyszałem odpowiedź typu "nie, bo to jest takie niepoważne". Mogłem tylko ręce rozłożyć.

Kazon: W ogóle ludziom się wydaje, że przez to, że robimy to co robimy, że wyprzedając koncerty, sprawiamy, że dla nich nie ma miejsca. A miejsca na rynku tak naprawdę jest bardzo dużo, tylko trzeba znaleźć swoją niszę, trzeba czymś tego słuchacza zainteresować. My nikomu tego miejsca nie zabieramy - w końcu sami nie wiedzieliśmy, że ono jest.

Żurek: Tak więc grajcie, próbujcie, twórzcie! Tym bardziej, że coraz więcej zespołów kończy czy zawiesza działalność.


Spora ilość osób zarzuca Wam też wtórność i odgrywanie patentów bardziej znanych grup. Jak się do tego odniesiesz? No bo chyba jednak taki "Diabeł z Piekła" nie miałby takiej siły przebicia, gdybyście nie rżnęli w nim z Black Sabbath...

Kazon: Wszystko trzeba robić umiejętnie...

Żurek: Tak żeby nikt się nie domyślił...

Kazon: Chodzi o to, żeby zrozumieć styl danego artysty, bazować na nim, ale jednocześnie go nie kopiować.

Żurek: A my kopiujemy.

Kazon: Bo tak jest szybciej.

(śmiech) A wracając do tekstów, są one absurdalne, zabawne, a niekiedy, nie bójmy się użyć tego słowa!, głupie. Skąd Wy bierzecie w ogóle pomysły na takie "Dziewczyny z Kebabem" czy "Konie na Białym Rycerzu"? Jak wygląda proces powstawania tekstów?

Kazon: To życie wymyśla...

Żurek: To my na chwilę wyjdziemy i pojawi się Krzysztof Sokołowski i Arkadiusz... O, Krzysiu! Dobrze że jesteś! Opowiedz o tym jak powstała "Dziewczyna z Kebabem"!

Pseudo-Krzysztof: To jak już przyszedłem, to opowiem! Jechałem sobie kiedyś tramwajem...

(śmiech)

Pseudo-Krzysztof: (śmiech)... no i to był wieczór jakiś i widziałem jak sobie szła taka ładna dziewczyna, "obcyndolona" jakby szła na jakąś imprezę. No i jadła sobie ten kebab. No i był ten kontrast pomiędzy nią...

Żurek: Tym outfitem super-laski z wyższych sfer...

Pseudo-Krzysztof:... a tym jedzeniem za 12 złotych...

Żurek: Które trzyma w dłoni i bierze do buzi...

(śmiech)

Pseudo-Krzysztof: No i opowiedziałem o tym Arkowi... O! Arek! Dobrze że jesteś!

Pseudo-Arek: Tak, jestem, jestem! No i ten pomysł długo siedział w mojej głowie, ale nie byłem w stanie odpowiednio go ubrać w słowa. W końcu uznałem, że najlepiej się sprawdzi taki opis najbardziej dosadny, bez zbędnego upiększania, wdawania się w szczegóły, bez żadnego drugiego dna. Mam nadzieję Krzysiu, że uda ci się ją jeszcze spotkać i że okaże się ona miłością Twojego życia... A nie, zaraz...

Pseudo-Krzysztof: Na pewno ją wyczuję!

Pseudo-Arek: Bardzo dużo tekstów powstaje też w busie. Nawiążę np. do historii spod Radomia: jedziemy sobie busem i pewnym momencie zostaliśmy rozpoznani przez pewnego kierowcę - co nas zaskoczyło, bo staramy się być anonimowi... Chociaż ty Krzysiu jak idziesz przez galerię handlową, to się dupeczki oglądają... No ale wracając do historii: i gość zaczyna na nas trąbić. Zatrzymaliśmy się i ten tirowiec strasznie podjarany... Ej, Krzysiu! Czemu mnie nie pilnujesz?! Teraz się zdradziłem, że opowiadam o "Tirowcu"! No nic - no i dał nam karteczkę z tachografu do podpisania, co było mega-zabawne. Postanowiliśmy napisać numer o tej sytuacji, a muzykę do niego stworzył nieobecny teraz Kazon. Kazon chodź! O Tobie mówimy!

Kazon: (udaje tupanie) Już jestem! Dzień dobry! Inspiracją był zespół Leash Eye, który gra taki stoner/southern metal: ciężkie gitary, hammond - naprawdę fajna muza. Myślę, że wyszło nieźle.

Pseudo-Arek: Ja zamykam oczy i jadę tirem po prostu...

Kazon: Wiem Areczku, że coś wspaniałego. Uwielbiam jak zamykasz oczy i jedziesz tirem.

Kilka lat temu ogromną popularność zdobyła "Bałkanica" i nagle wszystkie zespoły musiały mieć przebojowy numer o chlaniu i bawieniu się. Po Waszym sukcesie jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się z kolei zespoły z prześmiewczymi tekstami. Nie boicie się tego, że w pewnym momencie nastąpi przesyt takim graniem?

Kazon: W pewnym momencie taki przesyt na rynku na pewno będzie. To naturalna kolej rzeczy i jest tak w zasadzie z każdym gatunkiem: jak tylko pojawi się jakiś patent, to zaraz wszyscy zaczynają go kopiować.

Żurek: Nocny Kochanek został zerżnięty z Zachodu, a teraz inni będą rżnąć z Kochanka.

Jest jakiś plan awaryjny?

Kazon: Na razie nie. Myślę, że mamy jeszcze trochę czasu przed sobą.

Żurek: Słyszeliśmy konkurencję. Nikt jeszcze nie jest tak dobry (śmiech)

(śmiech) Trzy albumy z niepoważnymi tekstami, tysiące fanów znających każdy numer na pamięć... Nie boicie się tego, że staniecie się więźniami swojej popularności? Tego kabaretowego grania? Że staniecie się produktem, mającym dostarczyć kolejną "taką i taką płytę", tylko po to aby zadowolić fanów?

Kazon: Chyba nie, bo jednak cały czas staramy się grać to, co nam się podoba. Ciągle odkrywamy też nowe kierunki, w które można pójść. Mamy zdecydowanie większe możliwości niż np. z Night Mistress.

Żurek: Jak ogłosiliśmy pracę nad trzecim albumem, to spodziewałeś się tego, że znajdą się na nim takie kawałki jak "Koń na białym rycerzu" czy "Andrzela"? My też nie! Różnią się od tego, co robiliśmy wcześniej, a mimo to są one największymi hitami z tego krążka. "Andrzela" to w ogóle nie jest żadnym prześmiewczym tekstem, bo opowiada o poważnym problemie XXI wieku dziewczyn, które są po prostu... (długa, przeciągająca się cisza, w której Żurek szuka odpowiedniego słowa...)

Kazon: (myśli, próbując mu pomóc, ale ostatecznie tylko głęboko wzdycha)

Żurek:... no, grube. (śmiech)

Kazon: (śmiech) I jeszcze kłamią w Internecie, że nie są!

Żurek: A my oczekujemy szczerości. Później dostajemy to co dostajemy i koń jedzie na rycerzu, a nie na odwrót.



Nocny Kochanek na miłosne podboje podczas "Trasy w Ciemność" udał się również za granicę. Z jakim odbiorem spotkał się on poza Polską?

Żurek: Ja to bardzo mało pamiętam z tej trasy...

Kazon: Było zaskakująco przyjemnie. To nie był zresztą nasz pierwszy raz za granicą, bo swego czasu zdarzyło się trochę po Niemczech pojeździć. Ze dwa lata temu byliśmy w Berlinie, w Monachium... Po drodze Bristol zahaczyliśmy...

Żurek: Tak, bo Bristol to Niemcy...

Kazon: Teraz pierwszy raz byliśmy w Holandii i koncert się całkowicie wyprzedał, co nas bardzo zaskoczyło.

Żurek: Cała trasa przebiegła niezwykle sprawnie, a trochę się baliśmy się o naszą fizyczną kondycję, bo jednak kupa kilometrów i napięty grafik. Graliśmy trybem trzy koncerty + dwa dni przerwy - w Polsce to jednak wygląda zupełnie inaczej.

Kazon: 7500 kilometrów w bodajże 18 dni, a w tym 12 koncertów.

Żurek: Spory wysiłek. Jeżeli chodzi o odbiór, to nie będziemy chyba się wstydzić tego, że było różnie. W niektórych miejscach witało nas z 70-80 osób, a innym razem 300 czy 500. Przetarliśmy jednak szlaki, bo to była nasza pierwsza taka dłuższa trasa i w sumie wspominamy ją bardzo pozytywnie.

Kazon: W ogóle zaskakująco sprawnie poszło. Obawialiśmy się zmęczenia, słabej frekwencji, baliśmy się o ludzi, że coś pójdzie nie tak - np. samochód się zepsuje. A tu wszystko bezproblemowo.

Żurek: Były koncerty mniejsze lub większe. Na tych mniejszych była zupełnie inna interakcja: fani doceniali to, że jesteśmy bliżej nich. Nawet na jednym koncercie uznaliśmy, że wyjdziemy do ludzi, bo jest ich tyle, że chyba nas nie zjedzą - nawet sobie zdjęcie wtedy zrobiliśmy wśród nich. Pierwsze koty za płoty i na pewno jak będziemy planować kolejną taką trasę, to coś jeszcze dorzucimy do Holandii, wpiszemy Belgię, zobaczymy jak będzie z Walią czy z Irlandią.

Spotkaliście się może podczas tych koncertów z opiniami osób, które nie władają językiem polskim? Jak odbierały Waszą muzę bez rozumienia komediowej natury tekstów?

Kazon: W Glasgow był gościu z Afryki... Południowej chyba...

Żurek: Ale wiesz, że Afryka jest tylko jedna, nie?

Kazon: Chodzi mi o to, że chyba z RPA - zresztą, mniejsza z tym! W Anglii pracował on z Polakiem i ten mu puścił naszą muzykę. Tak mu się ona spodobała, że przyleciał specjalnie po to, aby nas usłyszeć. Fajny, starszy gościu w okularkach. Rozmawiałem z nim później i się spytałem czy w ogóle rozumie nasze teksty. Powiedział: "Nie, no ale słucham Korpiklaani i też nie rozumiem o czym oni śpiewają!" (śmiech) No i w sumie czemu nie? Jak nie znasz szwedzkiego czy norweskiego a ci się muzyka podoba, to czemu masz nie słuchać?

Żurek: Ja nie znam angielskiego, a też mi się wiele zespołów podoba.

Widziałem Was podczas trasy promującej debiut, w tym roku zahaczyłem Was w Polanowie. Wtedy mała scena + sam zespół. Teraz: szalona pirotechnika i ściany płomieni - jest budżet! Planujecie w jakiś sposób jeszcze rozbudować swoje show?

Żurek: To ze mną przyszła ta nowa jakość. Musiałem się jakoś wkupić.

Kazon: Nie wiem w sumie... Może jakiś koks, lasery i tam takie różne inne... (patrzy się wymownie na menedżera)

Żurek: Ale nie, myślimy na przykład o specjalnej scenografii.

Kazon: Albo o tym, żeby wywalić perkusistę i zastąpić go hologramem 3D.

Ciekawy pomysł! Na trasie promującej ostatni krążek towarzyszy Wam zespół Ereles, tworzony przez byłych członków Kabanosa. Skąd pomysł, ażeby to właśnie oni rozgrzewali publikę?

Żurek: A akurat byli pod ręką, to ich zapakowaliśmy...

Kazon: Bardzo fajnie grają, zresztą z Kabanosem byliśmy swego czasu w trasie - zagraliśmy m.in. kilka koncertów Anglii. No i się w sumie z chłopakami zżyliśmy - cały czas utrzymywaliśmy ze sobą kontakt. W momencie kiedy skład im się rozsypał i Lodzia założył Ereles, to stwierdziliśmy, że fajnie byłoby ich zabrać. Wyjątkowo skromni ludzie i bardzo fajny zespół do współpracy.

Nie myśleliście o tym, żeby wykorzystać swoją wielką popularność do promowania takich grup jak Night Mistress?

Kazon: Czasami braliśmy takie zespoły.

Marcin Biedny (Manager): Ballbreaker przecież.

Kazon: No właśnie: Ballbreaker ostatnio z nami grał. Fajny skład byłych muzyków Exlibris i obecnego wokalisty Thermita. Taki bluesowy zespół sobie zrobili - zagrali z nami dwa weekendy. Kiedyś wzięliśmy taką fajną grupę: SoulTaker - też super chłopaki grają. Jeszcze np. 8 Lat w Tybecie... Czasami zaważa kwestia podejścia: oczekujemy jakiegoś minimalnego profesjonalizmu: trzeba przyjechać na czas, zrobić próbę, później w miarę płynnie się po koncercie zwinąć, nie zostawiając po drodze burdelu. A wielu grupom zależy jednak tylko na imprezowaniu.

Żurek: I wtedy chociaż nie wiadomo jak fajnie by nie grali, to nic z tego nie będzie.

Kazon: Dużo pracowaliśmy nad tym, by znaleźć się w tym miejscu: też sporo jeździliśmy w roli supportu. Znaliśmy swoje miejsce w szeregu, nauczyliśmy się tego i trochę teraz jednak czegoś podobnego wymagamy od innych.

Żurek: Wyobraź sobie, że główny wykonawca wieczoru wchodzi na backstage, a tam... nie ma żadnej flaszki, bo wszystko wychlał support! Wyobrażasz to sobie?! A takie sytuacje się zdarzały! (śmiech)


W tym momencie słyszę, że cisną już muzycy Kabanosa, natomiast na koncercie finałowym w Torwarze supportem będzie Zenek - a więc były wokal tej formacji? Przypadek?

Żurek: Nie sądzę! Urzeka nas jego tusza. Zagospodaruje nią trochę miejsca.

Kazon: Ten koncert ma być po prostu gruby (śmiech)

(śmiech) A przygotowaliście coś specjalnego dla fanów zgromadzonych w Torwarze? Jakieś niespodzianki?

Kazon: Coś tam będzie, ale nie chcemy jeszcze niczego zdradzać.

Żurek: Mamy jeszcze dwa tygodnie do tego koncertu. Wiesz co można zrobić przez dwa tygodnie? Trasę po Anglii! Tak więc coś fajnego w tym czasie na pewno wymyślimy.

Koncert w COS Torwar będzie chyba Waszym największym halowym koncertem. Jest stresik?

Żurek: Raczej nie. Graliśmy już w tak dużych obiektach - ostatnio chociażby w Katowicach.

Kazon: Prawda też jest taka, że po takim Woodstocku, gdzie bawi się po 700.000 osób ciężko się stresować halą na 7500.

Żurek: Z drugiej jednak strony koncerty halowe rządzą się innymi prawami niż plener. Nie wiemy ile biletów na ten moment się sprzedało, ale nawet jeśli będzie tam załóżmy te 4000 osób, to i tak będzie to robić wrażenie. Wracając do Pol'and'Rock, to jak ryknęły te setki tysięcy ludzi, to nawet się to przebiło przez nasze słuchawki. Dali radę...

A podczas ostatniego koncertu w setliście pojawiły się dwa covery: Helloween i Iron Maiden. Z jakiej to okazji?

Kazon: Z okazji problemów technicznych. Zgasły światła i uznaliśmy, że głupio tak stać w ciemnościach i czekać aż wszystko wróci do normy. Zaczęliśmy od "Forever and One", ponieważ z Krzysiem będziemy 14 lutego w warszawskiej Progresji na imprezie nazwanej "HEARTrockowanie" i zagramy właśnie ten numer. Ja zacząłem na gitarze licząc na to, że Krzysiu zacznie śpiewać, no i poszło tak ze 2/3 utworu.

Żurek: Poza tym baliśmy się zostawić tych wszystkich fanów, kobiety i mężczyzn, w ciemnościach, bo różne rzeczy mogły się tam dziać... Potem okazało się, że przerwa techniczna musiała się przeciągać. Krzysiu rzucił żartem i zszedł ze sceny do fosy, a w tym czasie Arek zaczął podgrywać "Fear of the Dark".

Kazon: No i zaczęliśmy tak "Fear of the Dark", które Arek w ogóle sam zaczął śpiewać. Krzysiu wrócił dopiero na refren - tak dobrze się bawił pod sceną. No i jak już wszyscy byli obecni, to trzeba było już ten numer pociągnąć do końca.

Zarówno Helloween jak i Iron Maiden mają w swoim repertuarze długie, wielowątkowe kompozycje. Kiedy Nocny Kochanek dostarczy nam jakąś epicką opowieść?

Żurek: Oby nieprędko, bo na pewno taki numer będzie się kończyć długimi solówkami Kazona.

Kazon: Jak mi pozwolą, to zrobię - zobaczymy. Ja bardzo chętnie!

Obie formacje zagrają w przyszłym roku w Polsce. Wybieracie się? Macie w ogóle czas na takie zabawy?

Kazon: Ja na pewno na Helloween.

Żurek: Ja Iron Majdan, ale zobaczymy jak to się jeszcze czasowo poukłada. Bo reszta chłopaków idzie, nie?

Kazon: No ja też się zastanawiam, bo w sumie nie wiem czy mam ochotę - słyszałem że na Narodowym nagłośnienie nie jest zbyt rewelacyjne. Na Maidenach byłem raz i w sumie wystarczy, no ale na Helloween na 100% się wybieram. Zwłaszcza w tym składzie.

Helloween jeszcze supportów nie ma, tak więc wiesz...

Kazon: Jak ostatnio grali to supportu nie mieli w ogóle, bo to koncerty, które trwają trzy godziny -trzech wokalistów i przekrój przez całą twórczość. Nie byłoby gdzie nas wcisnąć. Prędzej już przed Maidenami, ale to już menedżera trzeba się pytać. Tego, który tutaj stoi, patrzy się dziwnie i nic nie mówi. Myśli, że jak będzie się uśmiechał i milczał, to mu damy spokój (śmiech)

Menago: To dobra strategia.

Kazon: Lepiej mów czemu nie gramy przed Maidenami!

Menago: Prawda czy fałsz?

Żurek: Prawda.

Menago: Nie chcą was tam.

(śmiech) W tym roku, oprócz nowego albumu pojawił się również specjalny singiel na Record Store Day. Skąd pomysł na coś takiego? Planujecie w przyszłym roku w jakiś szczególny sposób świętować znów to wydarzenie?

Żurek: Ja bym się napił czegoś z okazji tego święta. A czy coś nagramy, to nie wiem.

Kazon: W tym roku akurat pojawiła się okazja, bo mieliśmy nie wydanego wcześniej "Tribjuta", a do tego był jeszcze pomysł z Krzysiem żeby zrobić akustyczną wersję "Andrzeli". Taką radiową: w której nie było perkusji, tylko pianino i jakieś smyczki.

Żurek: I co? Puścili to w ogóle w jakimś radio?

Kazon: Prawdopodobnie nie.

Żurek: To po co robić takie wersje? (śmiech)

Kazon: No bo... Nie wiem w sumie dlaczego nie zostało to wysłane przez menedżera, do np. jakiegoś RMF-a. W przyszłym roku nie wiem czy coś wypuścimy. Jak będziemy mieli jakiś materiał, to czemu nie?

Premierze singla towarzyszył mini-koncert akustyczny. Czeka nas pełny "unplugged" od Kochanka?

Kazon: Raczej nie.

Żurek: Nie, na razie nie. Nie mamy w planach, nie myśleliśmy w ogóle o tym.

A po singlu ukazała się kolejna koncertówka. Trzy albumy studyjne, trzy albumy koncertowe. Przeciwnicy grupy dostali argument typu "o, doją swoich fanów!". Dlaczego właśnie Pol'and'Rock?

Kazon: Naszą pierwszą koncertówkę, czyli "Noc z Kochankiem", mieliśmy w planach już na pół roku przed naszym pierwszym występem na woodstockowej Dużej Scenie. Chcieliśmy ją wydać we wrześniu - nagraliśmy w lutym, Woodstock był w sierpniu, a we wrześniu miała ona trafić na półki sklepowe. Po Woodstocku jednak podszedł do nas Jurek Owsiak i powiedział, że to był tak dobry koncert, że chcą go wydać - bo to oni ustalają takie rzeczy. Dogadaliśmy się żeby nie wypuszczali tego w październiku, tak jak początkowo zakładali, tylko przenieśli na następny rok. I tym sposobem wyszły dwa DVD w ciągu pół roku, ale tylko jedno było faktycznie nasze - drugie było z ramienia WOŚP. No i potem zagraliśmy drugi koncert w ramach nagrody Złotego Bączka i uznali, że był on jeszcze lepszy, więc tym bardziej muszą go wydać - nie mieliśmy w tej kwestii zbyt dużo do powiedzenia.

(w czasie odpowiedzi Kazona do sali zerka Krzysiek Sokołowski i cichutko porywa Żurka, aby ten zaczął się przygotowywać do koncertu)

Widzę że termin już goni, to szybko na zakończenie: Tenacious D za "best song in the world" uznawali "Stairway to Heaven". A najlepszy kawałek Nocnego Kochanka?

Kazon: Każdy ma co innego - strasznie trudny temat.... (myśli) Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie (śmiech) A jak Ty myślisz? Jaki jest najlepszy na świecie kawałek Kochanka?

Menago: Ja? To znów: prawda czy fałsz?

Kazon: No prawda! Jezu...

Menago: Ja to najbardziej lubię na waszych koncertach te przerwy pomiędzy poszczególnymi kawałkami (śmiech) A jakbym miał wybrać coś z płyt, to "Smoki i gołe baby" - to jest jeden z moich faworytów.

Kazon: No ta ja przez moją miłość do Blind Guardian wybiorę "Koń na białym rycerzu".

Ja przez miłość do alkoholu wybrałbym "Poniedziałek"...

Menago: Nie no, "Pierwszego nie przepijam!" (śmiech) Coś wspaniałego! (śmiech)

Kazon: No raczej! (śmiech)

(śmiech) No to na do widzenia słówka do czytelników Metalside!

Kazon: Zdrajcy metalu pozdrawiają WSZYSTKICH czytelników Metalside. Postaramy się zdradzać metal tak długo jak tylko się da! Dziękujemy! Może być?

Menago: Zajebiście. Normalnie rozjebałeś system... (śmiech)


Autor: Tomasz Michalski

Data dodania: 18.12.2019 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!