[4672] - "Tego się nie da słuchać!"


Wydany w marcu tego roku album "[Aether]" projektu [4672] wbił nas w ziemię, zgarniając na łamach Metalside ocenę 9,5/10. Muzyka to nad wyraz osobliwa i trudna w odbiorze, ale jednak również i niezwykle intrygująca oraz oryginalna. Gdy tylko pojawiła się możliwość spotkania twarzą w twarz z twórcą tego projektu, to nie mogliśmy tej okazji przegapić. Panie i Panowie: przed wami [dem]. Dodam od razu na samym początku, iż pomimo tego, że głównym tematem naszej rozmowy był dopiero co wydany album "[Aether]", to przed samym wywiadem, jako jedna z pierwszych osób, otrzymałem możliwość przesłuchania zupełnie nowych dźwięków od [4672]. Ponad pół godziny bardzo wczesnych, instrumentalnych wersji kompozycji, będących zalążkiem przyszłego albumu zrobiła na mnie duże wrażenie. Stąd też nie zabrakło również i pytań odnośnie tego, co miałem okazję przesłuchać.





MetalSide.pl: Na początek tradycyjnie: opowiedz nam o początkach [4672]. Gdzie i kiedy powstał? No i jaki był jego cel tego projektu?

[dem]: Odejście z ostatniego projektu w jakim się udzielałem, pozostawiło we mnie swojego rodzaju pustkę i niedosyt, pewnie też odrobinę rozczarowania, a tym samym chęć zrobienia czegoś nowego. Długo o tym myślałem, ale trafił się wyjazd na wyspy, i zdecydowałem, że na jakiś czas odłożę gitarę. 5 lat udawało mi się od niej stronić i nawet już nie czułem potrzeby tworzenia - myślałem że ten etap mam już za sobą. W pewnym momencie wpadł mi w ręce projekt Stanisława Wołoncieja - "Egoist"... To w ogóle koleś z NewBreed - jest tam perkusistą. Kojarzysz ten zespół?

Tak.

No to właśnie jego solowy projekt. Jak nie słyszałeś, to polecam: robi tam wszystko sam od dechy do dechy - dla mnie to mistrzostwa świata i naprawdę fajnie się tego słucha. Wracając do historii, album został mi polecony przez znajomego, który tym samym zasugerował, że może powinienem, podobnie jak Staszek, spróbować szarpnąć to wszystko sam. Oczywiście uznałem to za absurd.  Nigdy wcześniej nie pracowałem sam, więc dla mnie to była swojego rodzaju mentalna przeszkoda. Wątpiłem, że byłbym w stanie nagrać  wystarczającą ilość materiału, by stworzyć z niego jedną kompozycję. Poza tym wydawało mi się też, że same albumy wychodzą bardziej szczere z zespołem, bo każdy dorzuca coś od siebie, pojawia się ta chemia, "organiczność". Wątpliwości było sporo, no ale zasiał to "ziarno", które kiełkowało sobie gdzieś tam powoli. Fajnie to określił  ostatnio Homas z Clayseny, który właśnie wrócił do muzyki po 10-ciu latach: stwierdził, że "odpowiedział na zew wszechświata". Ja co najwyżej odpowiedziałem na "pomruk" (śmiech).  W pewnym momencie trafiłem na Toontrack, który okazał się odpowiedzią na pytanie "co z bębnami?". Pamiętam również jak Dawid Furmaniewicz, polecił mi w wtedy DAW mówiąc: "Ableton Live to Soft do robienia disco, ale do śmierć-metalu, też się nadaje" (śmiech). Dosyć szybko to ogarnąłem i zacząłem coś tam nagrywać. Ścieżki bębnów dałem wspomnianemu wcześniej koledze, prosząc by poprawił co nieco. Myślałem, że od tego zacznie się nasza współpraca, ale niestety kontakt się znowu urwał, a materiał trafił na półkę. I leżał tak sobie przez jakiś czas, bez wokali i basu. W końcu po długich poszukiwaniach bass-man'a zdecydowałem, że sam spróbuję. Wybrałem się więc do lokalnego sklepu w Oxford, ściągnąłem z wystawy Ibaneza N427 wróciłem do domu i fru zacząłem nagrywać.

(śmiech)

Staszek Wołonciej, którego poznałem podczas procesu tworzenia "[452Hz]", doradził mi jak mam to wszystko zmiksować, na końcu wziąłem mikrofon i zacząłem się drzeć. Potem przesłuchałem i pomyślałem nieskromnie, że nawet całkiem fajnie to gada (śmiech). Oczywiście płyta ponownie trafiła na półkę, bo w sumie nie wiedziałem co z tym w ogóle zrobić. Ostatecznie album wrzuciłem na BandCamp. Wrzuciłem to też na "SignMe2"czy coś takiego - stronę prowadzoną przez RoadrunnerRecords, na której można było umieścić swoje demo. Strona była czymś w rodzaju "listy przebojów" - teoretycznie jak byłeś wystarczająco dobry, to podpisywałeś z nimi kontrakt. Ostatecznie strona upadła bez jakiegokolwiek wytłumaczenia - zapewne nie spodziewali się, aż takiej ilości zainteresowanych, bo chyba każdy chciał się tam pokazać, a zespoły wrzucały tam dosłownie wszystko: nawet największe ścieki...

Wyłowił Cię ktoś stamtąd?

Ktoś tam musiał coś kliknąć, no bo nawet w jakieś miesięcznej liście, w takim grubym zestawie, byłem na drugim miejscu. Ale nic się dalej z tym nie wydarzyło. Album mimo to ciągle leżał, aż w końcu uznałem że może jednak coś z nim zrobię. No i wydałem przez taką malutką firmę, która okazała się w ogóle stricte chrześcijańską (śmiech). Prezes tej firmy, to był taki miły gość, że w sumie to nadal chętnie bym z nim pracował. Mieli świetne ceny, super się z nimi rozmawiało, no i promocje też fajne robili.

Sama nazwa [4672] nawiązuje do kawałka Tool: "Forty Six& 2". A skąd się tam wzięła ta siódemka?

Z klawiatury (śmiech). Znaczek "&" jest pod tym samym klawiszem co cyfra 7 (śmiech). Tool znałem, bardzo lubiłem i jakoś przyciągał mnie ten kawałek - do tego miał bardzo ciekawy tytuł. Również zawartość liryczna tego numeru była interesująca... i tak jak wszyscy też czekam na nowy album (śmiech). Pomyślałem sobie, że fajnie by było mieć w nazwie same cyfry - alfabetycznie będę zawsze na samej górze, albo na samym dole (śmiech). A według mnie nazwy zespołów muszą być "w punkt", rozbrzmiewać, przyciągać uwagę. Chciałem żeby ktoś wziął moją płytę i pomyślał sobie: "cyferki? Co to ma być? Co ten koleś, jakiś nienormalny?". Poza tym przy takiej nazwie odpadają problemy z tłumaczeniem - dla każdego cyfry oznaczają dokładnie to samo. Samych zespołów z numerami też chyba za dużo nie ma.

A te kwadratowe nawiasy? W nazwie zespołu, w każdym kawałku... Skąd to się wzięło?

"Cyferki" są w pewnym stopniu wypadkową [VZ], odhumanizowaną, egoistyczną wersją tego projektu. Stamtąd właśnie się wzięły te nawiasy, tam też narodziła się niejedna obsesja, powstał tam pewien rodzaj estetyki, którą wszyscy wtedy przesiąknęliśmy. Tam też powstawały pierwsze pomysły na przełamywanie barier i wywracanie wszystkiego do góry nogami. Dla mnie to swojego rodzaju ukłon w stronę naprawdę wspaniałego okresu mojego życia i ludzi z którymi miałem przyjemność pracować.


Z [4672] zrobiłeś już pięć albumów, ale "[Paradox]" dostępny jest w dwóch wersjach. Jako 1.0 i jako wersja 2.0. Dlaczego w ogóle jeden album istnieje podwójnie?

[2.0] to jest taka wersja dla wykręconych, a raczej wersja: "wykręconego umysłu" czyli mojego (śmiech). Początkowo "[Paradox]" miał być następcą "[Takuboku]". Strasznie dużo materiału się wtedy ze mnie wylewało. Głowę miałem pełną pomysłów: chciałem to wszystko powykręcać, zrobić surowe brzmienie, ale nie mogłem jednak znaleźć nikogo, kto by mi pomógł wokalnie - z Majchrem po "[Takuboku]" jakoś nasze drogi nie chciały się zejść. W międzyczasie otworzyłem nowy projekt w abletonie i w ciągu paru miesięcy położyłem wszystkie numery na "[Noemę]". Oczywiście, nie kończąc "[Paradoxu]", stąd cała też nazwa tego albumu, paradoksalnie długi i niemożliwy do ukończenia, że o słuchaniu nie wspomnę (śmiech).

Po jakimś czasie w końcu uznałem "[Paradox]" za skończony i zdecydowałem go wysłać Przemkowi. Niestety powiedział: "Stary, tego się nie da słuchać! Tam jest tego tyle, że ja nie wiem co się tam dzieje! (śmiech), Ja jeszcze nie zrozumiałem każdego riffu z "[Takuboku]", a Ty żeś walnął ponad godzinę materiału! Wybierz coś z tego, żeby to przyciąć trochę!" (śmiech). Uznałem, że to dobry pomysł, no i wybrałem taki podstawowy set. Jakiś czas później pomyślałem jednak, że co mi szkodzi - mogę przecież wrzucić "moją wersję" i albo się komuś spodoba albo nie. No i wrzuciłem wszystko, co zostało stworzone.

"[Noema]" wydana została jako album instrumentalny, bo zagubiły się ścieżki wokalu. Gdzie się podziały?

Tego naprawdę nikt nie wie, poza Majchrem. Piotr Majcher był artystą, który zdefiniował "cyferki", był takim progresywnym Kurtem Cobaine'em (śmiech). Chodził swoimi ścieżkami i sam je dla siebie też wyznaczał. Zawsze ujmował mnie tym co robił. Drapnięcie go do [4672] było najlepszym pomysłem Przemka. Nie zmienia to faktu, iż ślady gdzieś posiał (śmiech). Zostały tylko trzy kawałki z jego wokalem, ale nie są one w formacie, który nadawałby się do wypuszczenia.

A czym jest [project:zeroth]? Cóż to za Twój poboczny projekt?

To był taki swego rodzaju eksperyment. [project:zeroth] zrobiłem ze swoim dobrym znajomym z Włocławka: Rafałem Bielińskim. Miałem taki punkt w swoim życiu, że bardzo chciałem nagrać rzeźnię. Taki wiesz, czysty death metalowy album: stare, dobre granie, ale też i lekko wykręcone. No i zacząłem rozmawiać z BielacKiem. Plan był taki, że ja tworzę z pięć kawałków, a on dogrywa wokal... Pomagał mi już wcześniej: na "[Takuboku]" zrobił mi jeden kawałek i miałem taki niedosyt... Powiedziałem: "chodź sobie zrobimy ten album" - no i zrobiliśmy. Miałem koncept na te parę numerów i wyszło to spod łapy szybciej niż zdążyłem powiedzieć "Dzień dobry TVN" (śmiech)

Mówiłeś, że bardzo chciałeś nagrać taki czysty death metal, a przecież udzielasz się jeszcze w zespole Abysal, który powstał w 1998 roku, a więc na długo przed [4672]. Choć debiutancki album dopiero w 2017.

Abysal to było takie nasze dziecko, które zrobiliśmy na osiedlu (śmiech). Historia bardzo odległa, głównodowodzącym zawsze był Marad i to on zawsze zrzeszał fajnych ludzi, którzy przy okazji byli również dobrymi muzykami. Numery tam zawsze powstawały wspólnym wysiłkiem, a ja miałem bardziej egoistyczny plan działania. Marad teraz pracuje nad nowym albumem i sądzę że będzie przełomowy, ale o szczegóły to już jego musisz zapytać. Z mojej strony powiem tyle, że kiedyś grałem z Maradem w zespole "Suicide" i to co miało być death metalem wychodziło nam bardziej punkowo niż death'owo, ale i tak dla mnie wtedy to było mistrzostwo świata, bo miałem z 16 lat i "grałem w zespole". Coś nawet też nagraliśmy - mam gdzieś jakąś kasetę z tymi naszymi wypocinami. Marad jak go zapytasz, to się nie przyzna (śmiech), i powie coś w stylu: "nie wierz plotkom" (śmiech).

(śmiech)

Spotkaliśmy się w Anglii po latach, bo okazało się, że mieszkał ledwo godzinę drogi ode mnie - to było jakoś po wydaniu przeze mnie "[452Hz]". Dałem mu do przesłuchania mój debiut a on: "Tego się nie da słuchać, człowieku. Co ty robisz? Krzywdę mi robisz"! (śmiech) Po czym mówi: "Ty, a ja to bym chętnie zrobił jakiś Abysal. Chodź, pomożesz mi. Pogramy razem śmierć-metal". I tyle - tak powstał album "Theogony".

Również w 2017 roku, bodajże w samej jego końcówce, pojawiły się już też pierwsze zapowiedzi "[Aether]", który ostatecznie na rynek trafił dopiero w 2019. Jak długo był on robiony?

Szkice powstały bardzo szybko, niestety na całą resztę trzeba było jeszcze długo czekać. Nie skłamałbym jakbym powiedział, że trzy lata to w sumie trwało. U mnie proces twórczy tak naprawdę nigdy się nie zatrzymuje. Stąd trudno powiedzieć. Nawet jak mam już gotowe kompozycje na album, który jeszcze nie został wydany, to już nowe rzeczy powstają. Na swoje szczęście mogę sobie pozwolić na komfort pracy we własnym domu, więc tego procesu twórczego nie muszę wstrzymywać. Cały czas coś robię i tylko później filtruję. Co ciekawe, "[Aether]" powstał w odwrotnej kolejności, w stosunku do tego co jest na płycie, tj. utwór tytułowy powstał jako pierwszy, a "[Inclination]" jako ostatni.


A jak wyglądało poszukiwanie wydawcy tego albumu? Ile czasu zajęło, bo "[Aether]" ostatecznie ukazał się w marcu, a pierwsza recenzja jeszcze w 2018 roku...

Właśnie nie! To po prostu błąd na stronie, który nie został poprawiony! (śmiech)

Błąd na stronie?

Tak! Pierwsza recenzja ukazała się w 2019. Natomiast poszukiwania wydawcy nie były aż tak bolesne jak się spodziewałem, że będą. Po moim powrocie do Polski, "[Aether]" muzycznie był już w zasadzie skończony, brakowało tylko wokali (śmiech). Tak naprawdę, trzon był już też położony przez Marcina Kaźmierskiego, no ale wciąż czegoś mi tam jednak brakowało i chciałem to dokończyć tak jak mi to w głowie brzmiało. Szukałem ludzi, którzy dorzuciliby coś od siebie, uzupełnili tę lukę, którą słyszałem. Leżało to i leżało... Co ciekawe, jak skończyłem w końcu tytułowy numer, to wtedy też właśnie poznałem Piotra Wasyluka. Oczywiście, na Facebooku i to przez przypadek.

Gdzieś mi się zaczął on pojawiać w sugerowanych znajomych i tak myślałem sobie czy go znam, a jak tak, to skąd?, "Ciekawe czy to nie ten gość z Samo?" - sprawdziłem i faktycznie. Więc wysłałem mu zaproszenie. Z Piotrkiem to związana była też cała historia wracając do 2004 roku, kiedy to studio wraz z [vz] pierwszy raz usłyszałem Piotrka kiedy to Szymon Czech puścił nam "Samo". Pamiętam jak zmasakrował mnie ten album, a zwłaszcza Piotrka wokale. Pomyślałem wówczas: "Kiedyś... kiedyś..." (śmiech). No więc wysłałem mu to zaproszenie i czekałem co z tego wyniknie. Wiesz jak to jest, na Facebooku są dwa rodzaje ludzi: pierwsi to tacy, co jak im wyślesz zaproszenie, to cię dodadzą, a drudzy, co się zapytają "Czego tu?, znamy się?" (śmiech).

Albo dodadzą i zaznaczą opcję "nie wyświetlaj postów" (śmiech)

No! No więc uznałem że wyślę zaproszenie, a jak co, to udam że się znamy. (śmiech) Na szczęście, aż tak źle nie było i po jakimś czasie zaczęliśmy ze sobą nawijać. Oczywiście cały czas w głowie miałem to, żeby mu coś podrzucić, no ale "[Aether]" nie był jeszcze na tyle gotowy, żebym mógł mu go przedstawić. Minął chyba rok takiego rozmydlania w czasie...

Prawdziwe podchody...

Wiesz, jak już miałem mu coś podesłać, to chciałem żeby to było reprezentatywne i prawie skończone - żeby była w tym "jakość". Bubla nie chciałem mu podsyłać, bo jeszcze by powiedział "nie" i co wtedy? (śmiech). Doszedłem więc do momentu, w którym więcej nie dało się zrobić bez wokali, wkleiłem mu w okno rozmowy plik mp3 i zapytałem: "Wchodzisz w to?". I chyba nawet tego samego dnia dostałem odpowiedź: "Tak".

A jak to się w ogóle stało, że na "[Aether]" jest aż czterech wokalistów?

No właśnie! To jest bardzo ciekawy temat! Ja to generalnie lubię pracować z ludźmi i zawsze do tego dążyłem przy okazji "cyferek". Nigdy nie chciałem z tego robić jednoosobowej przygody. Brakowało mi zwłaszcza tej "organiczności", której nie da się tak łatwo odtworzyć. Wiesz, ludzie zamknięci w jednym pomieszczeniu, razem grający to jest niczym sposób komunikowania się. Moment, w którym wdziera się improwizacja, to już nie jest tylko odgrywanie tego, co ma się w głowie - to jest dialog, ale w języku muzyki. Zapraszając do projektu muzyków, dzielę się swoją wizją. To działa też w obie strony, ponieważ każda osoba którą zapraszam do współpracy dzieli się ze mną swoim talentem. I cenię bardzo to, co oni robią i chcę żeby oni przemycili z kolei cząstkę siebie. I chyba udaje się to, jakoś.

A wracając do wydawcy, bo trochę zboczyliśmy z tematu: jak trafiłeś na Ermland Productions? Bo to całkiem nowa firma, mająca w swoim katalogu w dniu wydania 4672 ledwo kilka płyt...

Byliśmy chyba jednymi z pierwszych - [4672] ma bodajże numer 002 w ich katalogu. Jak się natomiast poznaliśmy? To też ciekawa historia. Spoiwem był Piotrek, który kazał mi napisać do Andrzeja Choromańskiego, twierdząc że startuje on z własną wytwórnią. Andrzeja znałem jedynie wcześniej z Atrocious Filth, pamiętam jak duże wrażenie zrobił na mnie ich krążek "100% Jesus". To był dzień, pamiętam jak dzisiaj (śmiech), w którym Adam Fokow w swojej audycji "Muzyka to przyprawa" miał puścić "[Aether]". Napisałem więc do Andrzeja, powołując się na Piotra, z pytaniem czy mógłbym mu podesłać nowe cyferki. Od słowa do słowa okazało się, że Andrzej widział już klip i właśnie zmierza do Adama zaprezentować plan na Ermland Productions. Audycja potoczyła się na tyle ciekawie, iż wróciliśmy do tematu wydania cyferek przez Ermland. Później dostałem od Andrzeja telefon i usłyszałem: "To co? Wydajemy, nie?". "Pytasz czy twierdzisz?" - odpowiedziałem. "Nie, no wydajemy", no i wydaliśmy.

Wspomniałeś wcześniej, że czasami dłubiesz nad niektórymi kawałkami aż do przesady... To weźmy na przykład singlowy "[Coherence]": mamy singiel na Bandcamp w wersji 1:0, później podesłałeś mi ten singiel w wersji cyfrowej, ale tam jest z kolei 2.12, na promo "[Aether]" 2.13, a na albumie wersja ostateczna. Kiedy jest ten moment, kiedy mówisz: "Dobra, to jest to"?

Za każdym razem kiedy eksportuję mastering, to nadaję temu śladowi numer wyżej, żeby odróżnić go od tego, co robiłem wcześniej. Teraz to trzeba przygotowywać specjalne masteringi do iTunes, do BandCamp, nawet do samej dystrybucji mp3. Ja nagrywam wszystko w 24Bitach, więc muszę to eksportować w kilku wersjach/formatach, stąd też różnice w numeracji. Jeśli chodzi o kwestię instrumentalną, to kawałki są już wtedy zamknięte. Mastering to jest dla mnie też dłubanina: skupiam się czasami na rzeczach, które mają dla mnie brzmieć w określony sposób - to jest najmniej przyjemna część procesu twórczego. Nadajesz wtedy materiałowi charakter, a ja mam z tym zawsze problem, bo za dużo rzeczy mi się podoba. To jak oglądanie trylogii "Lord of the Rings" w wersji Director's Cut na raz - niby jest tam mega historia, ale oni tam ciągle idą (śmiech).

Ostatnio wszedłem sobie na bandcamp'owski profil [4672] żeby zobaczyć czym się różni jedna wersja "[Coherence]" od drugiej...

A różni się, bo tam jest mój wokal, który później zniknął na albumie! (śmiech)

... i tak patrzę, a tam dodałeś chyba ze 20 ambientowych ścieżek, stworzonych na potrzeby "[Aether]". Bez żadnej zapowiedzi!

Zapowiedź była ale jednozdaniowa (śmiech). Początkowo pomysł na "[Aether]" był taki, aby stworzyć takie ambientowe kawałki, które by przeplatały cały album, żeby nadać oddechu całemu wydawnictwu. Po ukończeniu okazało się, że album zamyka się w 26 numerach, a jak zacząłem tego słuchać, to odniosłem wrażenie, że całość się przez to rozmydliła. Z jednej strony były mocne dźwięki, z drugiej - noisy. Zupełnie jakby złożyło się dwa różne albumy w jeden. Nawet ktoś, komu puściłem wczesny mix powiedział, że strasznie dużo tych wstawek zrobiłem i trudno zrozumieć zamysł albumu. Dlatego też zostawiłem tę esencję, te najlepsze przerywniki. Później pomyślałem jednak, że skoro już bawiłem się w wydawanie drugiej wersji albumu, to mogę dorzucić te ambienty do "[Coherence]" i kto będzie chciał, to sobie ściągnie. Przesłuchałem sobie też wszystkich tych "intr" w koncepcji jednego albumu i powiem ci, że nawet fajnie to gada. Może ktoś się skusi.

To może w przyszłości cały taki ambientowy, elektroniczny krążek?

Czemu nie? Ja nigdy nie mówię nie, "cyferki" są takim projektem, po którym słuchacz nie powinien wiedzieć, czego się spodziewać.


No właśnie, jest np. na "[Aether]" taki fajny fragment, w którym po ostrej naparzance mamy...

... disco! Tak, Przemek też mi mówił, że to jego ulubiony kawałek. Pamiętam jak też Ty pisałeś mi w okolicach publikacji recenzji, że bardzo ci się podobał ten odjazd. Ja troszkę się go obawiałem, ale jak się okazało - niepotrzebnie.

A skąd w ogóle pomysł, żeby promo "[Aether]" wysyłane było w opakowaniu imitującym dyskietki IBM?

To opakowanie to są prawdziwe dyskietki IBM 5,25''. Wyszło to w sumie przez przypadek. Bardzo długo szukałem jakieś formy do stworzenia jakiegoś ciekawego opakowania, które by przykuło uwagę i odstawało od plastikowej konwencji "demo". Powiem ci, że jest tego cała masa w internecie i ludzie wymyślają naprawdę świetne rzeczy, np. opakowania z kartonu, z których składa się pudełko niczym origami. Są zespoły, które w kwestii opakowania ryzykują w ten sposób i wydają płyty np. w drewnianych czy metalowych pudełkach - mnie to zawsze fascynowało. Chciałem tym razem też zrobić coś ciekawego. Wszystko sprowadza się do przykucia uwagi - jeśli zainteresujesz estetyką, jeśli ktoś zobaczy, że mi zależy, że myślę nad tym konceptem trochę dłużej, to sięgnie po to. A jak sięgnie, to już jest sukces.

Album w wersji przeznaczonej do sprzedaży przyjął już formę standardowego digipaka. Kto odpowiada za jego stronę wizualną? Bo krążek wygląda fenomenalnie!

Okładka "[Aether]" jest dziełem Macieja Małeckiego, ja standardowo zająłem się składem i przygotowaniem do druku. Maćka poznałem poniekąd przez Marcina. Kolejna przygoda z sugerowanymi znajomymi na fejsie (śmiech). Okładki do cyferek zazwyczaj staram się robić sam, tym razem nie miałem sprecyzowanego tematu, ani też niczego ciekawego co mogłoby się nadawać na okładkę. Pamiętam jedynie kolor "biały" gdzieś mi tam chodził po głowie - słuchając albumu we wczesnych szkicach właśnie z czymś takim on mi się kojarzył. Wpadłem przez przypadek na prace Maćka i między innymi docelowy "[Aether]" i nie mogłem się od niej oderwać. Napisałem, więc szybko do niego, po czym okazało się, że Marcin i Maciek się znają, mieszkają w jednym mieście i dzielą ich ze dwa bloki. Dodatkowo Maciek siedzi w metalu, więc i płaszczyzna porozumienia stała się łatwiejsza. Zapytałem go wprost czy mógłby udostępnić mi jedną, ze swoich prac na okładkę do płyty. Po czym podesłałem mu jeszcze nie zmiksowany album do odsłuchu, myśląc że pewnie odpali mnie jak starą WSK'ę (śmiech). Na szczęście materiał spodobał mu się i zgodził się udostępnić mi swoją pracę. Którą w ogóle musiał specjalnie dla mnie zeskanować, ponieważ jedyny jej egzemplarz wisiał u jego znajomego na ścianie (śmiech).

A spodziewałeś się w ogóle tak pozytywnego odbioru albumu? W zasadzie nie ma on żadnej negatywnej recenzji. Nawet dotarł do USA drogą pantoflową...

Powiem ci szczerze, że jestem bardzo zaskoczony, bo spodziewałem się ocen typu 2/5 (śmiech). Poprzednich dwóch albumów nawet nie starałem się za bardzo promować, więc odwykłem od komentarzy czy też jakichkolwiek pochlebstw.

A co się zaskoczyło najbardziej w recenzjach?

Wszystko!

Jakieś ciekawe porównania się trafiły?

Ja porównań nie lubię, bo to takie walenie z szuflady po głowie, ale generalnie to wszystko mnie zaskoczyło. Pierwsze recenzja była od Marcina "Małego" Brzeźnickiego. Wracałem wtedy od rodziców z Włocławka, stałem na peronie, i nagle dostałem wiadomość: "Zrecenzowałem ci płytę". I zamarłem, "To właśnie dzisiaj polegnę i to na peronie" - (śmiech). Próbowałem się coś podpytać, czy się spodobało, czy weszło... "Weszło, weszło, no ale to sobie poczytasz" - napisał. Wsiadłem lekko podłamany do pociągu, Przemek też widział tą wiadomość, więc zobaczyłem go oczami wyobraźni jak pali wszystkie wcześniejsze płyty cyferek, po czym rozpoczęły się dwa dni oczekiwania na publikację - dwa dni traumy. Czekałem jak na skazanie, totalnie nie wiedziałem czego się spodziewać. Jak widać, Marcinowi spodobał się "[Aether]": [10/10]. Nie tak jak Tobie - [9,5] (śmiech). Dla mnie nadal to wszystko wydaje się surrealistyczne i odnoszę wrażenie, że dotyczy kogoś innego. Fajnie było pracować z tymi wszystkim ludźmi, moimi przyjaciółmi - ale jakbyś się mnie wtedy zapytał czy dobry album zrobiliśmy, to bym odpowiedział "chyba nie" (śmiech). "może następny" (śmiech).

Nie da się ukryć, że muzyka jest trudna w odbiorze, bo mamy i death metal, ambient, industrial, jak i djentowe riffy... Szufladek nie lubisz, ale jakbyś musiał opisać muzykę [4672] osobom, które nigdy tego projektu nie słuchały, to jakich słów byś użył?

Mi osobiście najtrudniej opisać własny twór, zwłaszcza że ludzie jednak lubią porównania. Nie chcę się przejechać po czyjejś karierze, ale często ludzie porównują [4672] do Meshuggah, ostatnio nawet pojawiło się jako fuzja z antigamą - to przecież legendy takiego dziwnego grania, które pokazały, że można to robić inaczej, na odwrót, więc ja za takie porównania mogę jedynie dziękować. Ostatnio ktoś pod klipem napisał: "wypełnia lukę po Neumie i Kobongu" - sądzę, że trochę przesadził, ale... dziękuję (śmiech)

(śmiech) A planujecie jakieś re-edycje poprzednich krążków, ale w wersji fizycznej?

Na chwilę obecną nie mamy takiego planu - wiesz pierwszy album ma już 10 lat. Jak ludzie będą chcieli, to się pomyśli, choć na pewno coś zmienimy. Zostawiam na razie ten temat otwarty. Ogólnie to wiele rzeczy chciałbym zmienić, zrobić też inaczej w cyferkowym stylu. Chciałbym na przykład zrobić koncert, który nie byłby tylko doświadczeniem czysto muzycznym. Rozmawialiśmy już z Przemkiem na ten temat parę miesięcy temu i wpadliśmy na taki fajny koncept, zakładający iż każda osoba byłaby nieodłączną częścią występu - nie tylko muzycy. Nie będę zdradzał szczegółów, bo może kiedyś nam się to uda. Nigdy nie wiadomo - wydawcy też miałem nie znaleźć (śmiech)


A płyta miała się nie spodobać! (śmiech)

No! I jeszcze ma się nie sprzedać! (śmiech)

A jak w ogóle idzie sprzedaż?

A nie wiem. Chyba ok, nie pytałem już dawno. Wiem że rozruch był średni, na Bandcampie też bez szału, ale nawet koleś ze stanów kupił "[Aether]" i zaraz potem wciągnął całą dyskografię. Trochę tego jest, właśnie zaczęło rosnąć zainteresowanie na Spotify. Nie wiem jak fizyczna sprzedaż wygląda obecnie, ale nastawiliśmy się przede wszystkim na dotarcie do słuchaczy i otrzymanie opinii czy się podoba, stąd też Andrzej był bardzo wyrozumiały na nasz pomysł odnośnie ceny, która jest sumą wszystkich cyfr.

19 złotych za taki krążek to cena bardzo, bardzo niska...

W idealnym świecie pewnie byłaby za darmo, rozmawialiśmy dużo z Piotrkiem i Przemkiem na ten temat: za jakie kwoty sprzedają się krążki na koncertach, jakie ludzie mają podejście do kupna płyt, kto je kupuje, jak je kupuje i dlaczego kupuje. Stąd sugerowane 19 blach. Wszyscy kochamy jednak fizyczność, płyty zespołów które cenimy, po prostu kupujemy i to nie dla samej muzyki, okładki czy tekstów, ale aby pokazać też, że wspieramy swojego ulubionego artystę. Na pewno na następnym albumie zrobimy to też trochę inaczej, ale zakładam że fizyczność będzie nam towarzyszyć.

No właśnie: nowa płyta. Troszkę tych ścieżek już zrobiłeś, ale kiedy planujesz go skończyć? Macie jakiś zaplanowany deadline?

Ja nie jestem fanem terminów. Nie lubię nikogo zmuszać do pracy, a w swoim domowym zaciszu stworzyłem własny ośrodek komfortu, który nie znosi i nie toleruje pracy na czas. Jak produkt jest gotowy, to jest gotowy. Peter z Vadera powiedział kiedyś w wywiadzie, że jak wchodzi do studia, to dokładnie wie co chce zrobić, jaki album chce nagrać. Jak to przeczytałem jako szczeniak jeszcze, to nie mogłem w to po prostu uwierzyć, no bo jak: "jeszcze tego nie wymyślił, a już wie co będzie robił?". Z biegiem lat sam nauczyłem się jednak formułować myśl i kreować koncept na album. Staram się, aby każdy krążek miał jakieś charakterystyczne części, a kolejny album oferował coś więcej niż ten poprzedni. Z "[Aether]" mi się udało - z następnym zobaczymy.

Nowy krążek ma być concept-albumem, a Piotr swoje teksty oprze na dwóch książkach, które aktualnie czyta. Możesz zdradzić co to za pozycje?

Jeszcze nawet mi nie zdradził! Powiedział, że czyta dwie książki i na razie obydwie są fascynujące na tyle, że można na nich oprzeć cały album. Po Piotrze można się spodziewać wszystkiego: przyjechał do mnie nagrać tylko wokale do tytułowego "[Aether]", a nagraliśmy do pięciu kawałków. Pamiętam zapytał się mnie: "Rozumiem, że mam tu drzeć ryja, tak?". A ja mówię, że "nie, mi się bardziej podobają te twoje śpiewane tematy", "Ok, to wciśnij tam record".

Pomysł jest inny tym razem, chciałbym żeby było na nim 100% Piotrka - bez żadnych gości wokalnych. Piotr jest wokalistą z dużym, bardzo zróżnicowanym dorobkiem muzycznym: śpiewał w Samo, w Kofeinie i jeszcze na kilku innych projektach. Czego byś nie słuchał, to jego wokal niezwykle spaja muzykę, nadaje jej zupełnie innego wymiaru. Wiedziałem, że zniszczy mnie tym co zrobi, ale to czego dokonał na "[Aether]" przeszło moje najskrytsze oczekiwania. To co przesłuchałeś, to jakieś 50-60% prac. Brzmieniowo chcę jeszcze żeby to się trochę zmieniło, mam pomysły na nowe aranżacje, miksy... Może pójdę też trochę w stronę tego Twojego ulubionego kawałka z "[Aether]", z tym disco-beatem - jeszcze nie wiem. Jeszcze sporej części elementów brakuje.

Przed wywiadem wygadałeś się, że klawisze, które wcześniej były robione na komputerze, teraz będą tworzone na prawdziwym instrumencie...

Tak. Pojawił mi się kontroler MIDI z całą biblioteką 6,5 tysiąca synthów - liznąłem może z 1% tego. Mam jeszcze ze 20GB podobnych instrumentów, przy których zawsze dłubię przy okazji tych wszystkich ambientów. Chcę aby ten nowy album był bardziej organiczny. Nagrałem już parę motywów i będę musiał je wykorzystać w jakimś szerszym zakresie. Również riffy nagrywam nieco inaczej.

Ja czekam z niecierpliwością na finalny produkt!

Jak skończę, to ci podeślę. Nie będę cię trzymał w niepewności.

Trzymam za słowo! To co? Kilka słów na koniec dla naszych czytelników?

Jeżeli poświęciliście swój czas i wytrwaliście w czytaniu tego wszystkiego, to chciałbym powiedzieć tylko jedno słowo: dziękuję!


Autor: Tomasz Michalski

Data dodania: 21.08.2019 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2025 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!