Psycho Visions - "Dajemy się ponieść"


Zespół Psycho Visions powstał w 2015 roku. albumem "Inflect" z 2018 roku wyszli "do ludzi". Jakiś czas temu płytka trafiła w moje ręce. Po kilku odsłuchach zupełnie... zgłupiałem. Co to jest za "dziwacznie" pokręcone granie? No ale koniec końców zawartość "Inflect" udało się zrecenzować. A teraz czas na kilka pytań skierowanych do Łukasza Wolaka, który pełni rolę gitarzysty i wokalisty Psycho Visions. Zapraszamy do wywiadu!





Cześć! Po raz pierwszy gościcie na naszych łamach, więc należy (zgodnie z naszą tradycją) przedstawić zespół. To gdzie, kiedy i w jakim celu powstał Psycho Visions?

Łukasz Wolak: Witamy MetalSide, i wszystkich jego czytelników. Historia Psycho Visions biegnie oficjalnie od 2015 roku, kiedy to zespół nabrał finalnych kształtów, wykrystalizował się skład. Wtedy też zaczęliśmy koncertowanie oraz wydaliśmy pierwszą EP'kę "further, darker, deeper…". Wszystko zaczęło się w Rzeszowie i nadal jest to siedziba zespołu, miejsce, gdzie gramy próby i tworzymy materiał. Cel Psycho Visions jest prosty - stworzenie zespołu z własnym charakterem i stylem, który będzie dawał satysfakcję wszystkim w niego zaangażowanym. Chcemy się rozwijać, chcemy budować naszą tożsamość i docierać do nowych osób.

Zanim porozmawiamy o płycie poproszę o kilka informacji o pierwszej demówce "Further, Darker, Deeper...", którą zarejestrowaliście w 2015 roku...

To nasz pierwszy materiał studyjny, pierwsze kompozycje, które zrobiliśmy. Składa się na nią pięć autorskich utworów. Demówka była dla nas bardzo ważnym krokiem, konkretyzacją tego, co chcemy robić, i potwierdzeniem, że zaczynamy realną pracę nad zespołem. Z perspektywy czasu słychać, że zawarte tam utwory określają kierunek, w którym rozwinęliśmy się później. Już w tych pięciu kawałkach czuć różnorodność, każdy jest inny. Dzisiaj mamy tylko dosłownie kilka sztuk tego nagrania - cały nakład, który mieliśmy się rozszedł, również poza granice kraju, co cieszy niezmiernie. Aczkolwiek - całość jest na naszym kanale YouTube do odsłuchu.

Z tego co widziałem (bo materiału nie znam) to śpiewał na niej Jakub Skibiński. Z jakiego powodu doszło o zmiany wokalisty?

W trakcie pracy nad pełnym albumem "Inflect" po prostu doszliśmy wspólnie do wniosku, że najkorzystniej będzie się rozstać, i to dla obu stron - Kuba skupił się na innych projektach muzycznych, a reszta mogła swobodnie dryfować dalej w odmienności stylistyczne. Całe zdarzenie odbyło się zgodnie i naturalnie, także nie ma tu żadnej niesamowitej historii ani wielkich emocji - chyba najłatwiej byłoby to określić jako "różnice artystyczne".

Teraz Ty przejąłeś mikrofon i jak się z tym czujesz? (śmiech)

Zupełnie nieźle. Oczywiście cały czas to było i jest wyzwanie, i niezła motywacja do rozwoju umiejętności, ale jednocześnie daje mi to mnóstwo satysfakcji - bo pojawia się dodatkowa metoda ekspresji, pojawia się bardziej osobisty związek z wykonywanymi tekstami. Kiedy znaleźliśmy się w sytuacji, w której trzeba było szukać nowego głosu zespołu, rozmawialiśmy o rożnych kandydaturach. Szukaliśmy "nowego" wokalisty, kogoś z zewnątrz. Ale tu pojawiały się komplikacje: brak czasu, brak chęci, ogólne niezdecydowanie. Oprócz samego wokalu, bardzo zależało nam na jednym - żeby się w zespole dogadywać, więc ten czynnik też zawsze był mocno brany pod uwagę. Dogadywać się, mieć dobrą komunikację, organizację - bez tego nie mieliśmy szans na dalszy rozwój. Dlatego po pewnym czasie zdecydowaliśmy, że najkorzystniejszą opcją będzie samodzielnie chwycić za mikrofon - bez "testowania" nowej osoby, bez czekania, czy to zadziała. Teraz wiemy, że wyszło nam to na dobre - zespół jako kwartet dobrze funkcjonuje i w takiej konfiguracji planujemy pozostać.

MetalSide: Wasz debiut ukazał się rok temu i swoje już odleżał. Jak dzisiaj patrzysz na ten materiał? Jesteś z niego w pełni zadowolony? Ewentualnie co byś chciał w nim zmienić?

Nadal wszyscy jesteśmy z niego dumni. Włożyliśmy mnóstwo pracy w te kompozycje, aranżacje i całą płytę. Opierając się na stronie kompozycyjnej, ufundowaliśmy tym utworom długowieczność - tak to postrzegamy. Różnorodność tego co się dzieje w muzyce plus swoboda, której jesteśmy wierni pozwoliła uniknąć zaszufladkowania "tak się grało w latach…". Niejednokrotnie można przeczytać bądź usłyszeć, że jakiś zespół wydał płytę brzmiącą jak (tu wstaw gatunek metalu) z lat 80/90/00, itp. Tego nie chcieliśmy i nie chcemy nadal. Co bym zmienił? Chyba odpowiem, że nic. Czy dlatego, że uważam płytę za ideał w każdym calu? Nie. Ale mając ją w tej formie w jakiej jest, mamy punkt odniesienia dla nowego materiału. "Inflect" po prostu zabrzmiał jak miał zabrzmieć i zaznaczył epokę w dziejach zespołu. My idziemy dalej i na tym się skupiamy, zamiast zmian przeszłości.

Muszę przyznać, że lekko mnie zaskoczyliście swoim graniem. Utwory takie jak "Red Devil", czy "Insatiability" swoimi dysharmoniami rozwalają system...

Miło słyszeć, dzięki. Jeśli pojawia się zaskoczenie, to znaczy, że dobrze działa to, co sobie założyliśmy. Przede wszystkim chcemy, żeby nasze granie wywierało emocje. I wiem, że nie spodoba się wszystkim - to zupełnie naturalne, nie taki jego cel. Ale jeżeli to zaskakuje, podoba się, nie podoba się, zaciekawia - to wszystko znaczy, że dociera do słuchacza, nie pozostawia go obojętnym. Tego unikamy najbardziej jak się da - zniknięcia w wielkim gronie kapel metalowych, które po prostu są. Wszystkie są ok, wszystkie są dobre, ale jednocześnie wszystkie są jednakowe. Kiedy pójdziesz na koncert i usłyszysz takich pięć pod rząd, wyjdziesz z wrażeniem, że wszystko fajnie, ale nic z tego nie zostało w głowie. Podobało się, ale nie było tam nic charakterystycznego.

Skąd wam się uroiło, żeby grać tak "nierówno" i schizowo? Nie potraficie normalniej? (śmiech). A tak serio, to jaki jest tego zamysł? Bo rozumiem, że przypadkowo to nie wyszło?

Unikamy grania unisono, bo jest dla nas nienaturalne. Poza uzasadnionymi momentami, po to mamy trzy różne gitary w zespole, aby mogły tworzyć przestrzeń w muzyce, niekoniecznie przewidywalną i zbitą. "Schizowe" i "nierówne" granie zwiększa możliwości ekspresji i otwiera nowe możliwości w kompozycji. Dodatkowo, oprócz samej strony czysto muzycznej, dzięki temu mamy też zrealizowana stronę "psychologiczną" zespołu - każdy gra swoje, nikt nie odtwarza po nikim. To daje więcej satysfakcji z grania i samorealizacji. Jak piszesz, przypadkowo to nie wyszło. Oczywiście, jeśli pojawi się utwór oparty na dużo "ładniejszym" graniu, graniu tego samego - nie wykluczamy tego z założenia, bo nie lubimy jakichkolwiek sztucznych ograniczeń. Warunek jest jeden - to musi się podobać wszystkim i być po prostu dobre i ciekawe.


Albo taki "March of Mannequin"... to kawał konkretnego grania! Jest ciężko i z rumieńcami... To dla mnie najciekawszy numer na płycie. A który jest Twoim faworytem?

Kolejny raz cieszy, że się podoba. Ja osobiście nie mam ulubionego, ale w grę wchodzi też zapewne brak obiektywizmu i zżycie się z tymi kawałkami. Każdy ma dla mnie stale ciekawe elementy i swoją własną charakterystykę. Dlatego też nie potrafię wskazać faworyta. Wszystkie kompozycje inaczej gra się na żywo, każda "żyje swoim życiem" i - jak dla mnie - ma swój urok.

Trochę ponarzekam... W recenzji napisałem: "Gitary bardzo często grają nieharmonicznie, co oczywiście rozstraja układ nerwowy słuchacza. Ok, to jak najbardziej biorę na klatę. Gorzej jest gdy zaczyna się harmonijne granie, bo wtedy brakuje (i to bardzo) podkładu "pod spodem". Gdzieś bas i perkusja się chowają i razi taka niezagospodarowana przestrzeń". Jak się do tego odniesiesz?

Gdybym miał podać uzasadnienie takiego podejścia, powiedziałbym, że decyduje nasz nazwijmy to "etos" klasycznego rockowego/metalowego zespołu. Co to dla nas znaczy? Pomimo dużej chęci eksperymentowania z kompozycją, braku nakładania na siebie żadnych ograniczeń, w naturalny sposób preferujemy granie "organiczne", beż żadnych dodatków. To przyświecało nam również przy nagraniu płyty - na albumie nie ma żadnych dubli gitar (to, co słyszysz to pojedyncze ścieżki każdej gitary, nic więcej), żadnych dogrywek, niczego, co nie jest zagrane "z ręki". Jedyny efekt to pogłos na wstępie wokalnym do "Black Sky" i on również jako jedyny nie pojawia się na koncertach. Cała reszta to naturalne granie zespołu, bez sampli, dodatków ani innych sztuczek. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że tutaj podejść do tematu jest mnóstwo i niekoniecznie jakiekolwiek jest dobre bądź złe. Po prostu to dla nas naturalna szczerość i obietnica tego, że na żywo ta muzyka zabrzmi lepiej a nie gorzej niż z albumu, bo czegoś zabraknie albo będzie odczuwalnie sztuczne. Plus - uniknięcie "masy" to też świadomy wybór kolejnego odejścia od "norm", które zapanowały w ciężkim graniu, a które niekoniecznie nam pasują.

Muszę też zapytać o waszą "stylówkę". Na zdjęciach promo, jak i w klipie do utworu "wjeżdżacie cali na biało" (śmiech) Skąd taki pomysł?

To chęć odcięcia się od kolejnej normy, zgodnie z którą kiedy gra się mocna muzykę trzeba być w czerni. To wyeksploatowana formuła, od której chcemy odejść. Metal jako pierwotnie ostoja odmienności i indywidualności wpadł w pewne ramy, z których czasami ciężko wyjść. Biel dla nas znaczy coś innego. Daje nam to również dodatkowy element ekspresji do dyspozycji. Kiedy gramy koncert, widać, że zespół wchodzi na scenę świadomie, że przygotował dla publiki coś więcej, niż samą muzykę. Dlatego planujemy rozszerzanie koncertowego show o kolejne elementy. Chcemy dać jak najciekawsze i kompletne widowisko dla tych, którzy przyjdą je zobaczyć.

Jak oglądałem booklet "Inflect" zanim odpaliłem CD, to pomyślałem... "ło kurde... kto mnie tutaj uraczył alternatywą"... na szczęście po odpaleniu krążka okazało się co innego...

Dalej jakaś forma alternatywy to chyba jest, ale tej dużo mocniejszej alternatywy… Z pewnością w stosunku do zastanych norm.

Nakręciliście klip do utworu "March of Mannequin". kto odpowiada za jego realizację i czy macie plan na kolejny klip?

Pomysł na klip był nasz, zespołowy. Realizacja to z kolei dzieło Lemonade Studio, zajmującego się profesjonalnie produkcją wideo. Oprócz tego, do albumu "Inflect" pojawiły się jeszcze dwa obrazki - "Omne Trinum Perfectum" będące zapisem próby i "Soul collector" - wypadkowa lyric wideo i klipu koncertowego.

March of Mannequin:



Gdzieś tam mi mignęło, że zaszufladkowaliście się jako "melodic death metal"... hmm... no ja tam nie wiem, ale fakt, szufladki potrafią być mocno porozciągane w swoich zasięgach...

Szufladkowanie dla nas to od zawsze wielka zmora. Spotkaliśmy się już z najróżniejszymi łatkami - był nawet black metal, przed death, melodyjny death, thrash, nowoczesny thrash, elementy heavy, po awangardowy rock. I jeszcze przynajmniej kilka innych. My sami staramy się uniknąć tych łatek i nie lubimy się określać - trzymamy się tego, że gramy po prostu ciężką muzykę w szerokim rozumieniu i cały czas pracujemy na to, żeby tworzyć własny styl. Ogólnie uważam, że pakowanie każdego zespołu do szufladki na siłę jest błędem - a jeszcze większym patrzenie i ocenianie go tylko przez pryzmat tej kategoryzacji. Kiedyś dostaliśmy recenzję, w której zostaliśmy określeni jako death albo melodyjny death - a w dalszej części recenzji było nieco narzekania, że "ale to nie brzmi jak death czy melodyjny death" - więc po co tak na to patrzeć? Ciężko mi zrozumieć sens samodzielnego nakładania na sztukę sztywnych ram a później narzekania na to, że to do tych ram nie pasuje. Dużo rozsądniejsze wydaje się podejść do muzyki z otwartą głową i słuchanie jej po prostu w takiej formie, w jakiej jest. Mamy w sobie dużo nazwijmy to idealistycznego spojrzenia na sztukę i jej swobodę ekspresji - po prostu gramy jak czujemy i ubieramy to w stylistykę, która nam odpowiada. Tylko tak możemy budować tożsamość - wszelkie inne metody są odtwórczym podejściem "pod publikę". Zapewne szybciej "trafilibyśmy" do poszczególnych grup ludzi, gdybyśmy grali konkretne, "czyste" rodzaje metalu, które im się podobają. Ale po co… W takiej sytuacji momentalnie zastąpi nas kolejny zespół, który też dobrze trafi w zawężony gust. Wybieramy świadomie naszą, dłuższą drogę, ale zdaje się jedyną, która gwarantuje dotarcie do zamierzonego celu.

"Inflect" ma już rok, więc śmiało mogę pytać o nowe utwory? Co tam piszczy na salce prób Psycho Visions? Ciśniecie z nowym materiałem?

Tak, prace nad nowym materiałem są już zaawansowane, kilka kompozycji jest już gotowych, nad kilkoma pracujemy. W lutym przyszłego roku wchodzimy do studia, żeby zarejestrować następcę "Inflect", także wszystko idzie sprawnie.

W którą muzyczną stronę się udacie? Czyli czego spodziewać się po tych nowszych kompozycjach? Więcej schizma? (śmiech)

Nowe utwory dalej nas rozwijają, swobodnie poruszają się w szeroko rozumianej ciężkiej muzyce. Schizowych zagrywek z pewnością nie zabraknie, ale i one nieco ewoluują - z pewnością nie będzie to kopia "Inflect", a raczej twórcze rozwinięcie, szlifowanie własnego stylu. Pracujemy nad dużymi urozmaiceniami ścieżek wokalu. Ogólnie mówiąc, tworzymy według tych samych założeń - przede wszystkim stawiamy na swobodę i własną satysfakcję płynącą z tego grania. Reszta przychodzi naturalnie. W nowej muzyce będzie znowu duża różnorodność, bo nie lubimy monotonii. Będzie sporo dysharmonii, bo to dla nas naturalne. Ale będzie też sporo melodyjnych motywów i progresji akordów, bo to również sprawia nam radość.

A jak u was z koncertami? Lubicie grać na żywo? Z kim już mieliście okazję zagrać?

Od samego początku Psycho Visions to zespół nastawiony na granie na żywo. To nasze naturalne środowisko i sposób kontaktu z ludźmi. Tutaj chcemy wkładać wiele pracy i wysiłku w rozbudowę elementów widowiska. Jednocześnie to najlepszy sprawdzian dla zespołu. Dla nas wielką radością jest to, że kilkukrotnie już po koncertach podchodzili do nas ludzie i mówili, że "płyta ich nie przekonała do końca, ale koncert już tak", po prostu "kupiliśmy" ich graniem na żywo. Podczas występów niejednokrotnie mocno bawimy się tym, co jest na płycie, czasem lekko zmieniamy, urozmaicamy - można powiedzieć, że "dajemy się ponieść", sami mamy z tego radochę i ludzie to widzą i doceniają. Oczywiście nie trafi to do każdego, ale nam po prostu nie zależy, żeby dogodzić wszystkim. Dane nam było dzielić scenę z wieloma zespołami, zarówno początkującymi, jak i bardzo doświadczonymi. Z tej drugiej kategorii niech wspomnę np. KAT & Roman Kostrzewski, Totem, Trauma, Thy Disease, czy Jinjer. Możliwość pojawienia się przed dużymi zespołami to zawsze wielka satysfakcja - doświadczenie plus możliwość zaprezentowania się szerszej publice.

Jakie macie najbliższe plany koncertowe? Gzie będzie można zobaczyć na żywo Psycho Visions?

29 czerwca gramy w Rzeszowie. To ostatnia potwierdzona aktualnie data, i na nią zapraszamy. Natomiast na jesień pracujemy nad trasą. Jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, będzie kilkanaście okazji do spotkania nas w różnych miastach kraju.

Na sam koniec - jakie masz marzenia związane z zespołem? Co chciałbyś osiągnąć w najbliższych latach?

Przede wszystkim chcemy budować swoją markę na rynku. Metal to raczej nie jest "przebojowa" muzyka i środowisko, gdzie zespół pojawia się absolutnie nagle i idzie prosto na szczyt. Wszystkie kapele, które dzisiaj są znane i lubiane budują swoją pozycję, rosną w naturalny sposób, zdobywają uznanie ciężką pracą i zaangażowaniem. To o czym napisałem to jednak nie marzenie, a plan. Marzenie? Może to niekoniecznie słowo, którego bym użył, ale chciałbym, żeby ten zespół był ważny dla słuchaczy. Żeby to granie dawało radość, inspirowało, żeby niosło przekaz, z którym inni mogą się utożsamiać. To zdaje się największą nagrodą dla kogoś, kto tworzy - słyszeć, że jego twórczość oddziałuje na innych, nie jest im obojętna.

Wymień swoje ulubione płyty, te które są Twoim elementarzem i stawiasz je na piedestale.

To chyba najgorsza dla mnie kategoria pytań, mówiąc szczerze. Zawsze mam z tym problem i nie potrafię wybrać. Świetnej muzyki jest mnóstwo i to w wielu różnych jej gatunkach. Ale po tym pytaniu moje pierwsze skojarzenie skierowało się w stronę albumu, który jest dla mnie genialny: "Prometheus: The Discipline of Fire and Demise" Emperora. Jego wskażę, jako niesamowicie dojrzale i pomysłowo skomponowany materiał, twórcę własnego charakterystycznego stylu, bardzo wyraźnego dla tego materiału. Regularnie wracam do tej płyty, za każdym razem cieszy tak samo. Chociaż jak napisałem wcześniej: świetnej muzyki jest multum i nie odważę się zacząć wymieniać, bo pewnie długo nie skończę.

I to już wszystko, co przygotowałem. Dziękuję za poświęcony czas i udzielone odpowiedzi. Tradycyjnie zostawiam Tobie ostatnie słowo do czytelników serwisu MetalSide. Cześć!

My z kolei dziękujemy MetalSide za wywiad i całą rozmowę, i jednocześnie tym wszystkim, którzy poświęcili swój czas i doczytali do tego miejsca. Mamy w zespole motto: "wolność kreacji jest najwyższą wartością, jaką posiadamy". Nawiązując do tego - niech każdy będzie tak wolny, a dane nam będzie się spotykać na koncertach, wystawach, premierach, wernisażach i wielu innych, tworzonych i przez nas, i przez czytelników MetalSide. Do zobaczenia gdzieś w trasie!


Autor: Gumbyy

Data dodania: 14.06.2019 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!