Sabaton - "Pograjmy razem heavy metal!"


Zespołu Sabaton w zasadzie nikomu nie trzeba przedstawiać. Powstali w 1999 roku i dosyć szybko wspięli się na szczyt popularności. W naszym kraju związane było to między innymi z utworem "40:1", o którym było głośno wszędzie. Na 19 lipca zapowiedziano premierę najnowszej płyty, którą opatrzono tytułem "The Great War" i to jest główny temat naszej rozmowy. Ponadto powspominaliśmy trochę lata przeszłe i usłyszeliśmy kilka ciekawych opowieści z początków zespołu. Joakim Brodén (bo to on odpowiadał na nasze pytania) okazał się całkiem rozmownym i mocno wyluzowanym kolesiem. Nie przedłużając zbytnio (bo tekstu jest sporo) - zapraszamy!





Cześć! Zanim zaczniemy: słyszałem, że był jakiś problem z Waszym lotem!

Joakim Brodén: Cześć! Tak (śmiech) Mieliśmy wylecieć wczoraj ze Stuttgartu, ale lot został odwołany z uwagi na potężne chmury burzowe - musieliśmy wziąć taksówkę do Frankfurtu. Droga zajęła jakieś 2,5 godziny, nocowaliśmy w hotelu i z samego rana pobudka na kolejny lot. Ten z kolei został opóźniony... Więc... Taaa... (śmiech)

(śmiech) Gotowy na kilka pytań odnośnie Waszego nowego dzieła?

Jasne! Wal śmiało!

Nowy album Sabaton nosić będzie tytuł "The Great War" i opowiadać będzie historie związane z I Wojną Światową. Od początku taki był zamysł na płytę czy wyszło to nieco później, już w trakcie prac na nowym materiałem.

Wiesz co, wiedzieliśmy, że chcemy zrobić album z pewnym motywem przewodnim, ale nie byliśmy jeszcze pewni, na co dokładnie postawić. Początkowo braliśmy pod uwagę dwie, trzy opcje. Uznaliśmy, że "OK, zobaczmy, gdzie nas poniesie". Zaczęliśmy więc tworzyć pierwsze fragmenty, pojawiały się pomysły na kolejne... Chcieliśmy sprawdzić dokąd nas ta muzyka doprowadzi i okazało się, że prowadzić zaczęła w nieco bardziej mroczne rejony. Wtedy postanowiliśmy, że idealnie pasować będzie do tego klimatu Wielka Wojna. Zaczęliśmy więc poszukiwać ciekawych historii związanych z tym tematem, a później te historie zaczęły wpływać na kształt samych kompozycji.

A te odrzucone pomysły to...?

Nie powiem Ci, bo dobre były! Musimy coś zostawić na przyszłość! (śmiech)

No dobra (śmiech). A czego fani mogą się spodziewać po nowym krążku? Będą jakieś zaskoczenia czy po prostu epicki heavy/power metal, z którego słynie grupa?

Parę zaskoczeń może się trafić, ale to jednak ciągle ten sam Sabaton. Zawsze chodzi nam bardziej o ewolucję niż rewolucję: jak się porówna któryś z naszych krążków do poprzednika, to oczywiście usłyszy się pewne różnice w stylu, ale nie będą one jakoś szczególnie duże. Z kolei jak się porówna nasze najnowsze wydawnictwo do np. debiutu, to już różnica będzie kolosalna. Wolimy metodę małych kroczków, chociaż trafią się jednak chyba ze dwa, czy trzy fragmenty, w których nasi fani mogą sobie pomyśleć: "co tu się odpierdala?" (śmiech)

(śmiech) No właśnie, niektórzy z nich, zwłaszcza ci starsi, narzekają na fakt, że coraz więcej do powiedzenia w Waszej muzyce mają klawisze, przez co numery straciły na zadziorności, znanej chociażby z kawałków typu "Primo Victoria" czy "Into the Fire". Zgadzasz się z nimi? Jak zareagują oni na dźwięki "The Great War"?

Nie mam pojęcia. Ja napisałem te kawałki, więc znam je pod względem instrumentalnym... Ktoś może powiedzieć, że "Primo Victoria" jest fajne, bo prowadzone przez gitary, ale to akurat kawałek w którym znajdziemy nie jedną, ale dwie linie syntezatorów - i to jest dla nas "normalne". Podobnie jest na przykład w takim "Smoking Snakes" - porównajcie sobie. A samo "Smoking Snakes", to w zasadzie to samo instrumentarium co "Uprising". Wiele czynników wpływa na odbiór muzyki: miks może być lepszy, dźwięk może być czystszy, gitary głośniejsze... Tym najważniejszym jednak są ludzie i ich własne preferencje - zmienia się nie tyle muzyka, co percepcja słuchaczy. Zawsze jedne kawałki będą się bardziej podobać niż inne, ale jeśli chodzi o mniejsze lub większe użycie gitar/syntezatorów w naszych numerach, to liczą się fakty - a fakty są takie, że nie zmieniło się nic. Wierzcie mi - wiem o naszych kompozycjach wszystko (śmiech)



Nie wątpię (śmiech) Nowy album nagrywany był w Black Lounge Studios z Jonasem Kjellgrenem. Lubicie razem pracować? Zadowolony z rezultatu?

Nagrywaliśmy z nim tak naprawdę po raz pierwszy - wcześniej Jonas zajmował się w Black Lounge Studio masteringiem naszych albumów. "The Great War" to pierwszy krążek, który zrobiliśmy w całości z nim jako inżynierem dźwięku. Wcześniej pracowaliśmy razem nad koncertówką, bonusowymi materiałami, coverami, singiel "Bismarck" to też jego robota... Sam album, jako kolekcja historii o I Wojnie Światowej, na pewno brzmi mroczniej niż poprzednia płyta. Jest bardziej klimatyczny.

I Wojna Światowa to na pewno temat zdecydowanie mniej popularny niż II Wojna Światowa - i to nie tylko w muzyce. Jakie wydarzenia zostaną opisane w tekstach?

Generalnie to znajdziemy na nim po trochu wszystkiego... Co ciekawe, niektóre wydarzenia, które od początku chcieliśmy przedstawić na krążku nawet się na nim ostatecznie nie znalazły, ponieważ uznaliśmy, że koniec końców, nie pasują do muzyki - a zależało nam na tym, żeby muzyka i teksty uderzały w te same emocjonalne tony. Gdybyś się mnie spytał wcześniej, o czym usłyszymy na "The Great War", to bym ci np. powiedział, że na 100% znajdzie się opowieść o oddziale Harlem Hellfighters, ale po prostu nie udało nam się stworzyć satysfakcjonującej warstwy instrumentalnej... Niektóre historie musieliśmy po prostu odpuścić. Ale tak jak mówiłem: będzie wszystkiego po trochu: będzie bitwa pod Passchendaele, obrona twierdzy Osowiec, Czerwony Baron... Nie chcę zdradzać wszystkiego, ale będą opowieści z obydwu stron barykady... No i wiadomo: Verdun - ale to już znacie.

Wspomniałeś numer o "Czerwonym Baronie", a więc Manfredzie von Richthoffenie - co możesz nam powiedzieć o tym kawałku?

Jest on trochę... inny. To nie jest kawałek, po usłyszeniu którego ludzie powiedzą, że "o tak, to oni". Posiada bardzo charakterystyczny, niezwykły jak na nas, rytm, a gitary zostały użyte w nim wręcz w taki punk rockowy sposób. To szybki, dynamiczny numer, a słuchając go czujemy się, jakbyśmy brali udział w bitwie powietrznej. Myślę, że ludziom się spodoba, choć, tak jak mówiłem, na pewno wyróżnia się pod względem kompozycyjnym.

Przed stworzeniem tekstów zawsze dużo czytacie na dany temat i na pewno nie inaczej było w przypadku Wielkiej Wojny. Duże wrażenie zrobił na Tobie ten konflikt?

Jeśli mam być szczery, to zgłębianie tematu I Wojny Światowej było doświadczeniem wyjątkowo przygnębiającym. Wiele razy pisałem o konfliktach zbrojnych, również spotykałem się i rozmawiałem z weteranami. Teoretycznie powinienem być "uodporniony", no ale jednak, gdy spędzi się tyle czasu nad publikacjami poświęconymi Wielkiej Wojnie, to ciężko nie wpaść w taki nieco depresyjny stan... I chyba właśnie dlatego nowy album jest nieco mroczniejszy. Muzyka odzwierciedla w pewien sposób to, co się ze mną działo.

W kwietniu wypuściliście singiel "Bismarck", którego jednak na pełnym albumie nie znajdziemy. Jak powstał ten numer?

Wiesz co, chcieliśmy stworzyć coś specjalnie dla naszych fanów na 20. rocznicę powstania grupy. Pojawiały się różne pomysły - niektórzy na przykład sugerowali nam, abyśmy wypuścili box-set, ale uznaliśmy, że przecież nie będziemy zmuszać słuchaczy do ponownego kupna naszych albumów (śmiech). Usiedliśmy więc sobie wszyscy razem i zadaliśmy sobie jedno pytanie: jako fani muzyki metalowej, co MY byśmy chcieli dostać od swojej ulubionej grupy? No i doszliśmy do wniosku, że no... muzykę (śmiech) No to postanowiliśmy napisać kawałek i rozdać go za darmo. Tematem przewodnim miała być historia, o którą fani prosili wiele razy... A najwięcej razy domagano się pieśni o pancerniku Bismarck. Decyzja została podjęta: tworzymy kawałek, robimy do niego zajebisty teledysk i udostępniamy całość za darmo.

Z tego co czytałem sponsorem singla była firma Wargaming, twórcy gier "World of Tanks" i "World of Warships". Znasz produkcje tej firmy?

Tak, oczywiście. Ale oni sfinansowali tylko teledysk - z powstaniem samego utworu nie mieli już nic wspólnego. Wierz mi.

A grywasz w którąś z tych gier?

Grałem trochę w "World of Tanks", no ale jednak większość czasu spędzam w trasie, a na niej połączenia internetowe często są... cóż, chujowe. Ping taki, że szkoda gadać. (śmiech) Ciężko jest, będąc np. w busie, być na stałe podłączonym do Internetu. Jak jestem w domu i mam czas, to zdarza mi się zagrać partyjkę, ale to już i tak rzadziej niż kiedyś. "War of Warships" odpaliłem tylko kilka razy: wygląda spoko, no ale jednak barierą nie do przeskoczenia jest czas - jak się jest muzykiem na pełny etat, to często trzeba być w kilku miejscach jednocześnie. Kiedy mam akurat trochę wolnego czasu i mógłbym pograć, to jestem offline, bo siedzę w samolocie czy autobusie... Wtedy, jak już, to odpalam coś, co nie wymaga mocnego połączenia z siecią - np. "X-Com".

A rok temu wypuściliście teledysk promujący grę RPG "Kingdom Come: Delieverence". Wszyscy członkowie grupy są fanami elektronicznej rozrywki?

Pär i ja jesteśmy graczami od dłuższego czasu. Pär to w ogóle jest właścicielem najbardziej wyjebanej kolekcji na Steamie jaką widziałem (śmiech). Ale wiesz, tam można sobie podejrzeć w statystykach ile godzin spędziło się w graniu w poszczególne tytuły i się okazuje, że to wygląda tak, że tu dwie godzinki, tam ze trzy... Chyba tylko w jednej nabił ponad 140. Chris i Hannes też są graczami, ale oni z kolei siedzą przy Playstation. A Tommy to nasz zespołowy wielbiciel Nintendo.

A wracając do "Bismarcka" - kto odpowiada ze świetną okładkę?

Wydaje mi się, że Péter Sallai - współpracujemy z nim od dłuższego czasu. Stworzył okładki do naszych ostatnich albumów, a i artwork do "The Great War" wyszedł spod jego ręki. Jest Węgrem, siedzi w muzyce metalowej, więc wie jak to wszystko powinno wyglądać. Lubimy z nim pracować, ponieważ w grafikach zawsze udaje mu się zawrzeć pewne emocje. Dodatkowo jak się człowiek przypatrzy, to zawsze wyłowi jakieś fajne szczegóły. Niektóre okładki zawierają centralny obiekt, a reszta to zwykłe tło, natomiast w pracach Petera mamy warstwa za warstwą - im uważniej się przyglądasz, tym więcej ciekawych rzeczy wynajdujesz. I to jest bardzo fajne.


Teledysk do tego numeru nagrywany był na otwartym morzu. Jak wyglądało kręcenie tego klipu? Nikt nie zamarzł?

Będę z Tobą szczery - było zimno w chuj (śmiech). Gdy go kręciliśmy temperatura powietrza wynosiła 5 stopni, a wody: 4. A my stoimy, starając się wyglądać zajebiście, gdy tak naprawdę odmarzają nam dupy, bo ekipa dodatkowo polewa nas wodą. Do ujęć z dronami, wszyscy chowali się pod pokład zostawiając tylko nas - zmarzniętych i przemokniętych do suchej nitki. No ale koniec końców teledysk wyszedł kapitalnie - i tutaj wielkie podziękowania dla Wargaming - więc warto było się przemęczyć.

A pierwszym singlem promującym album jest "Fields of Verdun", a więc numer opowiadający o chyba najbardziej znanej bitwie I Wojny Światowej. To dlatego do promocji krążka została wybrana właśnie ta kompozycja? Czy po prostu dobrze pokazuje styl nowej płyty?

I to i to: numer ten całkiem dobrze pokazuje, czego można się spodziewać po naszym nowym krążku, ale też i dobrze przedstawia I WŚ. Fajnie też kontrastuje z "Bismarckiem". Oczywiście "Bismarck" to kawałek, który nie był tworzony z myślą o "The Great War", no ale wiesz, te dwa single to pierwsza nowa muza od Sabaton od bardzo długiego czasu. Chcieliśmy więc żeby oba single były inne. Ten pierwszy to wolniejsza, epicka kompozycja, drugi numer natomiast - szybki, dynamiczny, ale też na swój sposób smutny.

Klip do tego numeru stworzyła polska Grupa 13. Mamy w nim eksplozje, odcięte kończyny, miotacze płomieni... Jak wyglądała praca na planie? Były trochę zabawy czy tylko ciężka praca?

I trochę tego i trochę tamtego. Podoba mi się to, w jaki sposób był kręcony, bo... Wiesz, w "Bismarck" mamy dużą ilość efektów komputerowych, natomiast w tym wszystko było robione tak "old-schoolowo". Lubię obydwa klipy i w ogóle lubię kręcenie teledysków. Podczas zdjęć zawsze jest ten moment ekscytacji: gdy pokazują ci szkice jak to ma wyglądać, gdy tłumaczą ci, gdzie masz na przykład stać, co masz robić... No i ten moment, gdy w końcu widzisz efekt końcowy. Z drugiej strony: podczas kręcenia w Polsce "Fields of Verdun" musieliśmy być cały czas skupieni. W końcu my stoimy i gramy, a wokół nas biegają goście z włączonymi miotaczami płomieni - a to nie były atrapy, tylko prawdziwie miotacze! Zespół stoi w miejscu i utrzymuje pozycję, a obok szybko przebiegają żołnierze w pełnym rynsztunku - jest troszkę adrenaliny w takich momentach.

Wasze wydawnictwa zawsze mają bardzo ładne okładki: "Primo Victoria", "Coat to Arms", "The Last Stand"... No i mamy też artwork singla "Fields of Verdun". Co możesz nam o nim powiedzieć?

Okładka do "Fields of Verdun"? To jest jakaś? Nie widziałem jej! Coś z nią nie tak?

No właśnie jest i wygląda... dość brzydko. Jak odrzut Children of Bodom (śmiech)

Nie mam pojęcia - nie widziałem jej! A nie, zaraz, zaraz... A może jednak? Przepraszam, ale ja to głównie odpowiadam za muzykę, a nie aspekt wizualny naszych wydawnictw... Chyba już wiem o czym mówisz. Na potrzeby bookletu stworzyliśmy serię obrazków, przypominających stylem plakaty propagandowe z tamtej epoki - jeden dla każdego z utworów. No ale nie były one przeznaczone na jakąkolwiek okładkę - to miała być po prostu część samego wydawnictwa.

Rozumiem. A tuż przed wydaniem samego singla, Apocalytpica wypuściła cover "Fields of Verdun". Kto wpadł na ten, jakże oryginalny trzeba zaznaczyć, pomysł? Jak wyglądało tworzenie tej symfonicznej wersji?

Jak oni ją zrobili - nie mam zielonego pojęcia! (śmiech) Lubimy Apocalyptikę - w lecie grają oni nawet na naszym festiwalu: Sabaton Open Air. Pär przedstawił im ten pomysł jakiś czas temu w Madrycie, gdy grali tam koncert. Jesteśmy szurniętymi Skandynawami - uznaliśmy, że to będzie ciekawy eksperyment socjologiczny. Wiesz, lubię rozmawiać z ludźmi, zadawać im różne pytania - byłem więc bardzo ciekawy, co powiedzą oni po usłyszeniu najpierw coveru Apocalyptiki. Jak według nich, będzie brzmiał "prawdziwy" singiel? A jak już go usłyszeli: czy pokryło się to z ich oczekiwaniami. Nie mogłem się doczekać odpowiedzi! Cała ta akcja była też taką "pojebaną", zabawną formą promocji krzyżowej, mającej na celu zaskoczenie fanów obydwu formacji. Oczywiście mogliśmy po prostu wypuścić normalny singiel, w tradycyjny sposób, no ale lubimy próbować nowych rozwiązań. Wygląda na to, że zarówno fani Sabaton, jak i Apocalyptiki byli zadowoleni... No bo przecież nie mogli narzekać! (śmiech) W końcu i jedni i drudzy dostali coś nowego! (śmiech)

To może jakieś plany na split z Apocalypticą? Może by tak limitowanego, siedmiocalowego vinyla?

Ciężko powiedzieć - musielibyśmy nad tym pomyśleć. To zawsze dość kłopotliwa sprawa, no bo spójrzmy np. na "Bismarck". My chcieliśmy go rozdać za darmo, a nie sprzedawać - to był prezent od nas dla fanów. A oni na to: "OK, ale gdzie możemy go kupić?". A my na to: "NIGDZIE! I o to właśnie chodzi! To prezent!" (śmiech) Są fani, którzy chcieliby wersję fizyczną, bo np. są kolekcjonerami - i ja to doskonale rozumiem. Jednocześnie jednak, wybór odpowiedniego nośnika to ciężka sprawa, zwłaszcza w przypadku np. nowego albumu i jego różnych wersji. Wypuścisz w zbyt małej ilości formatów - ludzie się złoszczą. W zbyt dużej - to samo. A nawet jak wypuścisz krążek na nośniku, który by chcieli - to i tak się złoszczą, bo nie jest to odpowiedni typ i słyszysz teksty typu: "A bo ja bym wolał splatter-vinyl, a nie picture-vinyl!". Jeszcze tego do końca nie rozgryźliśmy, zastanawiamy się nad tym, jak nie zmuszać naszych fanów do słuchania z konkretnego nośnika; jak być tylko samym dostarczycielem muzyki.

Jest nowy album, jest i trasa go promująca. Wasz grafik koncertowy zawalony po sufit: koncert za koncertem, aż do marca 2020 roku, z małą przerwą we wrześniu. Którego z występów nie możesz się szczególnie doczekać?

Trudno wybrać w przypadku takiej ilości... Czeka nas na przykład naprawdę dużo ciekawych, letnich festiwali. No bo jest przecież Wacken, jest Mystic Festival... A ta impreza zniknęła z kalendarzowej mapy Polski na długi czas, co nie? Więc na pewno będzie świetnie, zwłaszcza że nie graliśmy u Was od jakiegoś czasu. Do tego wyruszamy do Ameryki razem z HammerFall... Jest tego tyle, że... ech (śmiech) My po prostu lubimy grać heavy metal i tak naprawdę nie mogę doczekać się wszystkich nadchodzących występów! (śmiech)

Więc lubisz takie życie w trasie?

Szczerze? Tak. Chyba tylko w 2014 roku było już troszkę dla mnie tego wszystkiego za dużo. No ale wtedy opuściliśmy Szwecję 28 sierpnia, zagraliśmy na jednym czy dwóch festiwalach w Polsce, potem wylecieliśmy do Ameryki Południowej, następnie Ameryka Północna z Amon Amarth... Wróciliśmy 14 listopada, w domu byliśmy 5 dni, a potem kolejna, tym razem 4,5 tygodniowa trasa... Łącznie to było jakieś 15 tygodni koncertowania... Za dużo.

Jak już wspomniałeś wcześniej, 26 czerwca pełnicie rolę headlinera Mystic Festival - największego festiwalu metalowego w Polsce. Czego możemy się spodziewać? Będą jakieś niespodzianki?

O tak. Motywem przewodnim naszego show będzie teraz Wielka Wojna. Będzie zupełnie nowa scenografia, nowy program pirotechniczny, będą też oczywiście kawałki z nowego albumu, w tym "Fields of Verdun", które zagramy po raz pierwszy w Polsce... Pewnie również i "Bismarck" trafi do setlisty, bo ludziom spodobał się ten numer. Jako że koncert promować będzie album o I WŚ, to będzie to świetna okazja do przypomnienia kilku starszych kawałków, które również traktowały o tym konflikcie - tu przychodzi mi na myśl chociażby "Price of a Mile".


W Polsce graliście już wielokrotnie. Który koncert najbardziej zapadł Ci w pamięć i dlaczego?

Chyba najbardziej mi w pamięć zapadły te wczesne - bodajże 2007 rok. Pamiętam, że byłem mega-zajebiście pozytywnie zaskoczony! (śmiech) Może frekwencja na naszych koncertach jakoś szczególnie wtedy nie powaliła, ale pomyślałem sobie: "ilościowo szału nie ma, ale kurwa, ci ludzie potrafią się bawić!". No i mamy też drugą stronę barykady, a więc polski Woodstock - tam, to aż dech zapierało. Ciężko coś takiego zapomnieć. Był to największy koncert jaki daliśmy i chyba nie uda się go kiedykolwiek przebić. KIEDYKOLWIEK. Od tamtego występu frekwencja na Sabaton już tylko słabsza! (śmiech)

(śmiech) Rzeczywiście - coś takiego ciężko przebić! Wspomniałeś koncerty w 2007 roku - wówczas supportowaliście Grave Digger i Therion. Nasz redaktor naczelny był na obydwu polskich datach tej trasy. Zdarza ci się wspominać te początkowe lata Waszej kariery?

Jasne i to całkiem często. To w ogóle same fajne wspomnienia, zwłaszcza z tych lat 2006-2008. Odwiedzaliśmy wówczas kraje, w których jeszcze nigdy nie byliśmy - wszystko było więc dla nas zupełnie nowe. Poznawaliśmy inne kultury, spotykaliśmy się z nowymi ludźmi, kurwa, a ile nowych marek piw wypróbowaliśmy! (śmiech) Z tamtego okresu pamiętam wszystko: kluby itd.. Później oczywiście było tego wszystkiego tyle, że człowiek przestał ogarniać... Kiedy stuknął nam 1000 koncert, to przestałem liczyć, a to było naprawdę dawno temu (śmiech) Teraz zabrzmię trochę jak jakiś alkoholik, ale wcześniejsze lata pamiętam doskonale, to co działo się ostatnio również, ale pomiędzy - już nie bardzo (śmiech)

Naczelny przed wywiadem pochwalił się fotą z 2007 roku z "pijanym Joakimem" (śmiech)

No wiesz, nowe piwa się same nie wypróbują!

Dzisiaj gracie jako gwiazdy na największych festiwalach: Sweden Rock, Wacken Open Air, Woodstock, który został przemianowany na Pol'and'Rock, Mystic Festival... Gracie w małych klubach jako support, a kilka lat później jesteście jednym z najpopularniejszych zespołów metalowych nie tylko w Europie ale i na świecie. Jak żeście tego dokonali?

Stary, jakbym wiedział, to pewnie bylibyśmy w tym miejscu szybciej! (śmiech) Nie mam pojęcia! Chociaż nie, w sumie mam i to raczej nie będzie żadnym zaskoczeniem. Trzeba na ten sukces naprawdę ciężko pracować. A mówiąc "ciężko", mam na myśli tak, że aż Wam pot będzie spływał z dupy: ruszać w trasy, ciągle koncertować, jednocześnie pracując nad nowym materiałem... Myśmy niekiedy zapieprzali więcej niż po 16h dziennie... Może nie zawsze, ale często. Kiedy wszystko wydaje się być stracone, kiedy nikt nie chce wydać Twojego albumu, kiedy widzisz, że kolegom udaje się wypuścić krążek, a Ty się męczysz - musisz znaleźć siłę, by przeć do przodu. Na pewno potrzebny jest też talent - trzeba być co najmniej dobrym, w tym co się robi. No i konieczna jest również pewna doza szczęścia - o tym ostatnim elemencie nie zapominajmy! My na przykład startowaliśmy w momencie, gdy muzyka metalowa zaczęła zyskiwać na popularności. Fajnym pomysłem było też koncertowanie w nowych miejscach - uznaliśmy, że metal powinien być w końcu wszędzie. Kiedy ruszyliśmy w trasę w 2007 roku z Therionem, to każdy się pytał Christofera i nas, po co w ogóle pchamy się do Czech, Polski czy Słowacji - przecież tam się słucha tylko ekstremalnych form metalu. A my żeśmy mówili wtedy: "Ale to przecież, kurwa, durne myślenie! Jasne, może kokosów nie będzie, ale przecież na pewno będą tam fani klasycznego metalu! I będzie zajebiście!". Oczywiście, w pierwszych latach pod względem frekwencji szału nie było, ale teraz to kraje, w których na występach notujemy największe tłumy.

Podczas jednej z tras Waszym supportem był Accept. Jak się czułeś widząc legendę heavy metalu otwierającą Wasz koncert?

Było to trochę dziwne. Może nawet trudne dla mnie, bo wiesz, w końcu "Balls to the Wall", to jeden z tych numerów, na których się wychowałem (śmiech) To jeden z najważniejszych dla mnie zespołów, więc podchodziłem do tego bardzo emocjonalnie. Jak się natomiast spojrzy z finansowego punktu widzenia, to cóż, czasy się zmieniają. Sprzedajemy więcej biletów i albumów i cieszę się z tego, że Accept zgodziło się ruszyć z nami w tę trasę. Wiesz, kilka lat wstecz, to my ich supportowaliśmy po Stanach Zjednoczonych. Gdy sytuacja się odwróciła, to powiedzieli: "no i chuj? Pograjmy razem heavy metal!". Nie wszystkie grupy poszłyby na coś takiego - i tutaj dla chłopaków wielkie ukłony. Z drugiej strony, nie wszyscy fani Sabaton znają prace Accept, więc to też była okazja do tego, ażeby dotrzeć ze swoją muzyką do nowych ludzi. Na pewno część osób, które przyszły zobaczyć Sabaton zostało po tych występach również i fanami Accept - i ja się z tego cieszę, bo poznają dźwięki, które niejako mnie ukształtowały.


Wasze dzisiejsze koncerty mocno różnią się od tych sprzed paru lat: mamy większą ilość efektów pirotechnicznych, zabaw z publicznością, bardziej imponującą grę świateł... Nie boisz się, że wizualny aspekt show może zepchnąć muzykę na drugi plan?

I tak i nie - generalnie trzeba używać tego wszystkiego z głową. W wielu sytuacjach użycie odpowiedniego oświetlenia czy efektu pirotechnicznego może wzmocnić przekaz danego utworu. Tu nie chodzi tyle o technologię, tylko o sposób w jaki się ją wykorzystuje.

Wcześniej wspomniałeś, że w tym roku Sabaton obchodzi 20. rocznicę powstania. Oczywiście w tym czasie były i lepsze, jak i gorsze chwile. Jaki był najlepszy koncert jaki zagraliście? Chodzi mi to taki występ, w trakcie którego pomyślałeś sobie: "o tak, właśnie po to założyliśmy tę grupę!"?

Ciągle na niego czekam! (śmiech) Ale nie, wiesz, jest coś takiego... Może to trochę dziwne, ale to pierwsza rzecz, jaka przyszła mi na myśl po usłyszeniu pytania. Graliśmy kiedyś koncert w Atenach, chyba to był 2008 albo 2009 rok, i to wcale nie było jakieś wielkie show - kilkaset osób. W pewnym momencie, podczas wykonywania "Ghost Division", nagle wszystko zacząłem odbierać w zwolnionym tempie... I w głowie pojawiła się myśl: "O proszę, jestem w Grecji. W Atenach. Na koncercie. I ci ludzie szaleją przy naszej muzyce. Ale fajnie! Tym się teraz zajmuję. Nie miałem innej pracy od ponad dwóch-i-pół lat. Wychodzi na to, że jestem teraz profesjonalnym muzykiem... No i dobra! Mogę z tym żyć!" (śmiech) To była tylko chwila, ale dokładnie pamiętam ten moment, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że już zawodowo zajmują się muzyką. Znaczy się, zawodowo to już zająłem się nią te dwa i pół roku wcześniej, ale wtedy byłem jeszcze za głupi żeby to do mnie dotarło (śmiech)

(śmiech) To teraz przeskoczmy do roku 2012 sytuacji, która zasmuciła wielu fanów. Wtedy to nastąpił rozłam w Sabaton: większość członków grupy odeszła, zostawiając tylko ciebie i Pära. Co się wtedy dokładnie wydarzyło?

Nie jest to żadna wielka tajemnica: po prostu chcieliśmy różnych rzeczy. Rozmawialiśmy na temat nadchodzących tras oraz przyszłości zespołu i okazało się, że... Cóż, ja i Pär chcieliśmy jeszcze większej ilości koncertów, chcieliśmy wynieść nasze granie na wyższy poziom, tak żeby każdy z nas mógł wyżyć z muzyki. No i się okazało, że maksimum czasu reszty zespołu, który mogą przeznaczyć, było jeszcze niższe od naszego planu minimum... Dotarło do nas, że to nie będzie dalej działać. Daniel Mÿhr miał się jeszcze zastanowić czy chce z nami dalej współpracować - czekaliśmy dość długo na jego decyzję, ale ostatecznie stwierdził, że "jednak też zwolni i razem z pozostałymi członkami grupy założy inny zespół". Uznaliśmy, że szkoda, ale że jednocześnie też i go rozumieliśmy.

No właśnie, Oskar, Rikard i dwóch Danielów założyło po odejściu z Sabaton zespół Civil War. Słuchałeś ich muzyki? Co sądzisz na jej temat?

Wiesz co, pierwsza EP-ka którą wydali nie bardzo mi się spodobała. Ich debiutancki album był już zdecydowanie lepszy. Nie śledzę ich kariery bardzo dokładnie, ale wiem, że Oskar już też z nimi nie gra. Zrezygnował po jakichś dwóch latach - teraz w ogóle już nie zajmuje się muzyką. Straciłem ich z oczu przez jakiś czas... Wydali w ogóle jakiś kawałek z nowym wokalistą? Muszę sprawdzić, bo mieli ostrą akcję z Patrikiem, który odszedł w bardzo dziwny sposób. Daniel Mullback nie był zadowolony, jak z nim na ten temat gadałem (śmiech) Powiedzmy, że nie zaimponowała mu postawa Patrika. No cóż, tutaj akurat, w tej dokładnie kwestii, średnio im się ułożyło.

Jest jakaś szansa na to, żebyście coś razem wspólnie zrobili? Albo zagrali razem?

Nigdy nie mów nigdy, ale to raczej mało prawdopodobne - każdy z nas jest zajęty swoją własną pracą. Mimo że mają oni własny zespół, to też tak naprawdę nie koncertują. Zrobili chyba tylko jedną większą trasę... To właśnie był powód, dla którego nie ma ich w Sabaton. Łączna ilość koncertów Civil War w całej historii grupy jest mniejsza niż ilość naszych występów promujących "Carolus Rex".

Powoli zbliżamy się do końca, więc powiedz mi, czego możemy życzyć Sabaton na kolejne lata?

Oj, nie wiem... Wiesz, ja mogę tylko podziękować fanom za te wszystkie wspaniałe chwile, które przeżyliśmy... Jako że gramy już 20 lat, to co? Może kolejnych 20! A co!

I to by było na tyle! Serdecznie dziękuję za poświęcony czas i słówko na koniec zostawiam Tobie! Masz coś do przekazania polskim fanom i czytelnikom MetalSide.pl?

To jeszcze raz podziękuję za te wszystkie piękne wspomnienia, za wspólnie wypite piwa, przeżyte imprezy (śmiech) Polska to jeden z tych krajów, które najchętniej odwiedzamy. Każdy z zespołów ma grupkę państw, do których uwielbia przyjeżdżać, a dla nas Polska na pewno do tej grupy należy. W wielu krajach, gdy nagłą popularność zyska któryś z kawałków, to fani skupiają się tylko na nim. W Polsce wielkim hitem stała się kompozycja "40:1", ale bardzo się cieszę, że gdy gramy u Was, to publiczność nie czeka tylko na "40:1" czy "Uprising", ale też na pozostałe kawałki. I to jest wspaniałe! Dzięki za to!

Raz jeszcze dziękujemy za wywiad! To co? Do zobaczenia na Mystic Festival?

Super! Jasne, mam nadzieję, że się tam spotkamy! Pa pa!

zdjęcia: Tallee Savage, Timo Isoaho, Nuclear Blast Records


Autor: Tomasz Michalski

Data dodania: 26.05.2019 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!