Vane - "Lubimy ten klimat"


Zespół Vane to całkiem nowe dziecko na naszej muzycznej scenie. Jednak niech Was to nie zmyli, bo mamy tutaj doświadczonych muzyków, którzy z niejednego pieca chleb jedli. Debiutancka płyta "Black Vengeance" bardzo nam przypadła do gustu i to ona jest tematem głównym tej rozmowy. Ale nie tylko o tym rozmawiamy z Mateuszem Gajdzikiem i Robertem Zembrzyckim. Wszystkich ciekawych o co chodzi z tymi "Twardymi Sukinsynami" zapraszamy do wywiadu,





No cześć Gajdek!!! Kopę lat chciałoby się powiedzieć. Z pod jakiego kamienia wylazłeś? (śmiech)... A serio to co porabiałeś przez te wszystkie lata?

Mateusz Gajdzik: Hej stary, faktycznie kupe lat. Skupiłem się na sprawach trochę innych - miałem przygodę z własną firmą, ochajtałem się, dzieci narobiłem. W zasadzie wiosła nie dotykałem przez te ostatnie parę lat. Jednak ciągnie wilka do lasu (śmiech)

Robert - u Ciebie to nic skomplikowanego... ostatnio ciągle gdzieś grałeś.

Robert Zembrzycki: No tak się złożyło, że nie chcieli mi dać posiedzieć w spokoju przed telewizorem.

Co Was skłoniło do połączenia sił i stworzenia nowego zespołu?

Robert: Ja od zawsze chciałem pograć coś z Mateuszem, jeszcze w czasach Witchking. Potem jakoś tak wyszło że się z Mateuszem zakumplowałem i w ostatnich latach ta perspektywa stawała się coraz bardziej realna.

Mateusz: Ja miałem podobnie, jednak wcześniej z Zembolem nie było po prostu okazji pograć. Jak się ocknąłem z letargu muzycznego, to w końcu się udało.

To ustalmy fakty. Gdzie i kiedy powstał Vane. No i w jakim celu.

Robert: Akurat moment kiedy zapadła wspólna decyzja o powstaniu zespołu jestem w stanie określić bardzo dokładnie - było to w listopadzie 2016, po koncercie Corruption (na trasie z Decapitated) w Krakowie, w klubie Forty Kleparz. Mateusz zadał pytanie, ja udzieliłem odpowiedzi. A w jakim celu? W celu dominacji nad światem oczywiście.

Mateusz: Dla mnie to jest powrót do tego, co kiedyś zajmowało niemal w 100% moją głowę. Teraz jest to dużo trudniejsze, bo mam dużo więcej zobowiązań, jednak nie chciałem obudzić się w wieku 60 lat z myślą, że nie robiłem w życiu tego, co kocham.

Jesteście grupą, która swoją muzykę opiera na pirackich motywach. Dla większości osób, piractwo kojarzy się głównie z głupkowatym Jackiem Sparrowem - jakie książki czy filmy, (oprócz "Black Sails" oczywiście), polecilibyście osobom, pragnącym nieco zgłębić temat?

Robert: Filmy? Hmm, oprócz Piratów z Karaibów, polecam serial Crossbones, film Pan i Władca na krańcu świata, a z lżejszych Piratów Polańskiego i Hook'a. Z literatury, to naprawdę jest tego tyle, że ciężko wymienić, ale bardzo lubię Karaibską Krucjatę, Marcina Mortki.

Skąd wziął się pomysł na taką otoczkę muzyki? Tutaj muszę Was pochwalić za kompleksowe podejście do tematu, bo nawet koncertową setlistę mieliście w klimacie!

Robert: O takie detale jak setlista czy kostki dbam osobiście, bo zwyczajnie sprawia mi to frajdę. A temat piracki wziął się z tego, że obaj z Mateuszem lubimy ten klimat, ja w wolnych chwilach oddaję się przyjemności żeglugi, więc temat wilków morskich jest bardzo bliski mojemu sercu.

Domyślam się, iż nazwa zespołu to nawiązanie do słynnego pirata Charlesa Vane'a?

Robert: Słusznie się domyślasz.

Może kilka słów o tym gentlemanie?

Robert: To jeden z bardziej brutalnych i wyrazistych piratów z kart historii, a jednocześnie nie jest w tak oczywisty sposób "oklepany" jak chociażby Blackbeard, czy fikcyjny Long John Silver.

Dobrze... przejdźmy zatem do płyty zatytułowanej "Black Vengeance"... też on taki przypadkowy jakiś (śmiech). Gdzie i kiedy ją nagrywaliście?

Mateusz: Płytę nagrywaliśmy w okolicach wakacji 2018 roku u Przemka Nowaka w jego studiu Impressive Art. Wszystkie ślady tam zostały położone za wyjątkiem gitar, które w większości nagrywałem u siebie w domu. Potem Przemek poddał je reampingowi i zajął się mixem i masteringiem.


Jesteście w pełni zadowoleni z sesji nagraniowej? Udało się wszystkie założenia zrealizować?

Mateusz: Nie wiem czy pytasz odpowiednią osobę, bo ja to zawszę do czegoś się przyczepię (śmiech). Mi osobiście zależało nie tylko na dobrym brzmieniu, ale na dobrej współpracy z fachowcem od nagrywek. Z Przemkiem ta współpraca była naprawdę fajna. Nie żeby wszystko szło różowo - mieliśmy trudne okresy, ale to przez to, że wszystkim zależało na bardzo dobrym efekcie. Teraz jestem w ciągłym kontakcie z Przemkiem i jesteśmy dobrymi kumplami.

Od razu mieliście zamysł, żeby na EP'kę ("The Prologue" z 2017 roku) wrzucić utwory, które znalazły się na pełnoprawnym CD?

Robert: Tak, taki był plan od początku. Epka powstała po to, żeby na fali zmiany składu w Acids świat usłyszał też o Vane.

Na albumie "Your Pain I Am" z EP'ki doczekał się korekty tytułu na "I Am Your Pain". Skąd wynikała ta zmiana?

Robert: Zastosowana w epkowej wersji składnia jest odwrócona, nieprawidłowa z językowego punktu widzenia. To celowy zabieg, służący do podkreślenia klimatu numeru oraz nadania charakteru postaci która te słowa wypowiada. Na pełnym wydawnictwie zdecydowaliśmy się jednak nie kłuć w oczy purystów językowych.

Pomiędzy premierą "The Prologue", a "Black Vengeance" minął rok. Co się działo w tym czasie?

Mateusz: Założenie było takie, że nie robimy nic innego, tylko ciśniemy płytę. Chciałem zacząć grać koncerty dopiero mając krążek w ręku, żeby ci, którym się spodobaliśmy, mogli wyjść z souvenirem. Dodatkowo, mimo dużych ograniczeń czasowych, pozwoliło nam to dokończyć tę płytę w miarę krótkim czasie.

"Black Vengeance" to concept album, opowiadający jedną, dłuższą historię. Czy od początku, tj. jeszcze przed EP-ką, planowaliście coś takiego?

Robert: Od samiuteńkiego. Jak tylko zaczęliśmy rozmawiać o muzyce czułem, że chcę opowiedzieć jakąś historię. Mateusz też lubi dobrą opowieść, więc tutaj zbyt długo się nie spieraliśmy.

Kto wymyślił, żeby na płycie wrzucić "Randy Dandy-O"? (śmiech)

Robert: To trudne pytanie - początkowo użyliśmy tej szanty jako tzw "placeholdera", żeby opracować koncept jakiegoś przerywnika. A ostatecznie, placeholder został nagrany przez nas od zera i na stałe zagościł na albumie.

Skąd się pojawił pomysł na kompozycję "Hangman"? Z cytatami z wcześniejszych numerów? Dla mnie to super pomysł!

Robert: Wiesz, mówi się że umierający widzi przed oczyma całe swoje życie - Mateusz wpadł na ten świetny pomysł żeby pokazać to w numerze właśnie w ten sposób.

Mateusz: Polecam posłuchać Queensryche - "Operation Mindcrime" - genialna płyta. Tam główny bohater nie ginie, ale patent jest podobny. W ogóle ta płyta była mocną inspiracją co do formy konceptu Black Vengeance.

"O:M" oczywiście znamy, fakt, świetny album! W "Spilling Guts" gościnnie pojawia się Ewa Pitura, znana z występów z Percival Schuttenbach. Jak zaczęła się Wasza współpraca? Czy był to utwór napisany z myślą o jej głosie czy pojawiały się różne kandydatury?

Robert: Gościnny występ Ewy załatwił grający wtedy jeszcze z nami Frącek, czyli Marcin Frąckowiak, który sesyjnie gra na gitarze w Percivalu.

Mateusz: "Spilling Guts" był pisany z myślą o damsko męskim wokalu, jednak aż do momentu nagrania tego w studiu nie mieliśmy pewności jak to wypali. Całość materiału powstała w zasadzie bez prób, więc nie mieliśmy jak przetestować tego w boju. Każdy nagrywał coś w domu i tak powstawały numery. Ewa się przyłożyła do tego projektu naprawdę solidnie i jak zaśpiewała w studiu, to nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że jej wokale muszą zostać!

Początkowo utwór "Mutiny" miał być utworem tytułowym debiutanckiego krążka. Troszeczkę jednak dłużej przy nim podłubaliście, całkowicie zmieniliście tekst i teraz jest on trzecim numerem promującym całe wydawnictwo. Czy któryś z pozostałych kawałków też przeszedł podobną metamorfozę?

Mateusz: Muzycznie to największe zmiany przechodziły "Spilling Guts" oraz "Hangman". Dla mnie były największym wyzwaniem jeśli chodzi o komponowanie. Mutiny to była zmiana głównie tekstowa.


W recenzji napisaliśmy: "mamy twardych sukinsynów, zostawiających za sobą płonące wraki napotkanych jednostek, którzy nie cofną się przed niczym, aby osiągnąć swój cel". To jak to jest z Wami? (śmiech)

Robert: Tak naprawdę to jesteśmy bandą troskliwych misiów (śmiech) Ale w jednym utrafiliście w sedno - na pewno mamy jasno wyznaczony cel i dążymy do niego nie szczędząc ani sił, ani środków.

Za teledyski promujące "Black Vengeance" odpowiada współzałożyciel grupy, a więc Robert Zembrzycki. Jak wygląda nagrywanie teledysku, gdy jednocześnie jest się "aktorem" i "realizatorem"? No i pytanie do chłopaków: jakim jest reżyserem? Cierpliwym? Wymagającym? Tylko bez ścieniania, może być na priv (śmiech)

Robert: Och, to ja sam Ci mogę powiedzieć, że na pewno jestem wkurwiający i chimeryczny (śmiech) Praca nad klipami wygląda tak, że koncepcja powstaje wspólnie z Mateuszem, który bezlitośnie odrzuca wszystkie pomysły aż coś nie będzie naprawdę dobre, albo aż sam nie wymyśli czegoś szalonego i niemożliwego (vide klip w morzu). Jak już ustalimy co i jak robimy, to ja zabieram się za organizację od technicznej strony, zapewniam zaplecze techniczne, operatora, a potem montuję, wkurwiam się, kłócę z Mateuszem, dodaję efekty, poprawiam, znowu się kłócę, a potem koloruję i voila, klip gotowy.

Mateusz: Dużo można złego o Robercie powiedzieć (śmiech), ale byłem pod wrażeniem jego cierpliwości na planie. Ta cierpliwość też miała swoje granice, ale przy ilości komplikacji jakie mieliśmy, to i tak pełen szacun.

Za Wami pierwsze koncerty promujące "Black Vengeance" - jak Waszą muzę odbiera publiczność na żywo? Dla wielu osób jest to bowiem pierwsze zetknięcie się z dźwiękami od Vane.

>Robert: Na żywo odbiór mamy chyba bardzo dobry - ja sam zawsze schodzę ze sceny naładowany pozytywną energią i z nieodpartym wrażeniem, że tłum z wieczora na wieczór coraz żywiołowiej reaguje. Są już nawet tacy, co śpiewają z nami teksty, a to jest wyczyn!

Wyglądacie na bardzo zgraną ekipę. We Wrocławiu po koncercie śmiechu było co nie miara... Widać i słychać, że dobrze się razem czujecie.

Robert: Na to wychodzi, że mimo wielu różnic charakterów chyba się jednak lubimy (śmiech) Raczej też staramy się pokojowo rozwiązywać wszelkie kwestie sporne i na spokojnie tłumaczyć sobie wszystko do skutku. I to chyba działa, bo nie zostają potem niewyjaśnione sytuacje.

W 2018 roku doszło do zmiany na stanowisku basisty. Jak to się stało, że Łukasz Łukasik zasilił szeregi Waszej wesołej załogi? Przy okazji chyba możemy pozdrowić Frącka?

Robert: Oczywiście, że możemy pozdrowić Frącka - Froncuniu, wielkie pozdro. Do zmiany na stanowisku basiora doszło z powodu sporej niedyspozycyjności Marcina. Z doświadczenia wiem, że granie w dużym bandzie ze sporymi zobowiązaniami koncertowymi realnie wyklucza poważne granie w innym zespole. A my inwestujemy w Vane tyle czasu i pracy, że zwyczajnie żal byłoby nam odwoływać koncerty albo rezygnować z tras, czy też grać z sesyjnymi muzykami.

Pierwsze zagraniczne recenzje są bardzo pozytywne. Czy grupa zamierza zaatakować zachód czy na razie skupiacie się łupieniu polskich miast?

Robert: Na razie mielimy rodaków, ale łupieżcze wyprawy poza nasz polski ocean też są planowane.

A jak wygląda odbiór na naszym skromnym podwórku?

Robert: Dość wcześnie jeszcze na wyrokowanie w tej materii, ale jak dotąd docierają do nas głównie pozytywne opinie. Recenzje raczej w górnej ćwiartce skali, spory entuzjazm recenzentów i dobry odbiór na koncertach raczej dodają nam sił niż podcinają skrzydła.

Co Was najbardziej zaskoczyło w tych recenzjach? Były jakieś niesłychane odjazdy, czy też nieoczekiwane komplementy?

Robert: Ja nie natknąłem się na nic takiego. Może jedynie dziwi mnie to, że każdy porównuje Marcina (Parandyka), naszego wokalistę do kogoś innego. Ja w ogóle nie słyszę w nim innych głosów, dla mnie chłop śpiewa po swojemu i robi to świetnie.

Mateusz: Dla mnie zaskoczeniem było to, że niektórzy mieli niedosyt pirackiego klimatu. Bądź co bądź muzycznie mało mamy odniesień do np. szant. Na pewno ten temat poruszymy przy pisaniu kolejnego materiału.


Jakie plany ma zespół Vane na 2019 rok? Co chcielibyście w nim osiągnąć?

Robert: Jak to co? Dominację nad światem!

Mateusz: Chcielibyśmy wypuścić ze 2 lub 3 single, przynajmniej jeden nowy teledysk i pograć koncerty. Kto wie, może zacząć pisać drugą płytę?

Macie jakieś zaplanowane koncerty? Gdzie będzie można Was zobaczyć na żywo?

Robert: Na pewno wypatrujcie nas na kwietniowych koncertach z Acids, a co po drodze, to jeszcze się okaże - cały czas mielimy różne propozycje, które dzięki niech będą Neptunowi, spływają do nas w miarę regularnie.

Mateusz: Do tego dochodzi granie z Kat z Romanem czy Virgin Snatch - wszystkie daty na naszym fejsie!

Dobra... bo coś sporo tych pytań już wyszło... to krótka piłka na koniec - dokończ zdanie: Vane to dla mnie...

Robert: Jak Mordor dla korposzczurów. Płaczę, ale czelendżuję!

Mateusz: Miejsce, gdzie mogę być w 100% sobą.

I to byłoby tyle z mojej strony. Dziękuję serdecznie za poświęcony czas i wszystkie udzielone odpowiedzi. Tradycyjnie na koniec poproszę o kilka słów dla czytelników MetalSide. Cześć!

Mateusz: Arrrr!

Mutiny :



zespół Vane odpytali: Tomasz Michalski i Gumbyy


Autor: Gumbyy

Data dodania: 03.02.2019 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2025 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!