Dark Ministry - "Lawina ruszyła"


Otrzymaliśmy okazję do przeprowadzenia wnikliwego wywiadu z zespołem Dark Ministry - pięcioosobowego składu, założonego przez perkusistę Ricka Charrona, znanego wcześniej z Exciter, w którym bębnił przez 18 lat i z którym nagrał pięć krążków. Owocem tej długiej rozmowy jest poniższy tekst, w którym poznamy muzyczne życie członków Dark Ministry, ich zainteresowania, hobby, preferowane gatunki muzyczne czy ulubione instrumenty. Nie zabrakło też pytań o debiutancki krążek, który wówczas był dopiero w planach. Zanim wywiad trafił do publikacji, grupa zdążyła już wejść do studia i ich pierwsza długogrająca płyta jest w zasadzie gotowa - miejcie to więc na uwadze.





Rick, założyłeś Dark Ministry w sierpniu 2015 roku, więc ciągle jest to dość młoda kapela, ale udało Wam się już parę rzeczy osiągnąć. Dla przykładu koncertowaliście u boku m.in. Razor, Cauldron czy Blaze'a Bayley'a, a niedawno podpisaliście kontrakt z wytwórnią Metal Scrap Records - z którą wydaliście swoją pierwszą EP-kę: "The Sermon Begins". Skąd w ogóle pomysł aby założyć własny skład?

Rik: Chciałem zrobić coś swojego, odkąd tylko opuściłem Exciter; miałem swoją muzyczną wizję, którą chciałem zrealizować. W Exciter czułem że moje ręce są nieco związane, a ja pragnąłem pokazać światu swoje pomysły - i udało mi się znaleźć ludzi, dzięki którym było to możliwe. Wyszło tak dobrze, chyba tylko dlatego, że świetnie się z chłopakami dogadujemy i dobrze nam się razem gra. W sumie ciężko powiedzieć... Jak chcesz grać, to nic nie może stanąć ci na przeszkodzie; nawet jeśli wszystko wokół się sypało, to ciągle chciałem złożyć coś z powrotem... Widzisz, nie chcę być żadnym gwiazdorem czy coś, ja po prostu chcę wyjść i po prostu grać. Jak się ludziom spodoba - super! Jak nie, cóż, ich prawo przecież. W każdym bądź razie, muzyka i granie na żywo jest u nas na pierwszym miejscu.

Bardzo podoba mi się nazwa Dark Ministry. Skąd się ona wzięła? Jak ją wymyśliłeś?

Rik: Po prostu nagle pojawiła się w mojej głowie. Chciałem czegoś, co będzie brzmieć złowrogo, ale nie "kiczowato" czy też zbyt death metalowo. Cały czas wymyślałem coś nowego: miałem np. Iron Cross, ale okazało się, że jest już zajęta. Ciężko jest znaleźć dobrą nazwę, dlatego jak pomyślałem o Dark Ministry, to od razu zacząłem szukać, czy ktoś już ją zaklepał. Wcześniej chciałem użyć nazwy Ninth Gate, ale pewien zespół z Wielkiej Brytanii już wcześniej mnie ubiegł. Kiedy podzieliłem się z chłopakami pomysłem z Dark Ministry, wszyscy powiedzieli "o tak, super nazwa!" - no i zostało.

Artwork EP-ki jest świetny! To Ty odpowiadasz za pomysł na nią, czy jest to może owoc swoistej burzy mózgów?

Rik: Za ogólny pomysł odpowiadam ja. Przedstawiłem go jednak reszcie i w sumie każdy z chłopaków pozostawił na okładce swój ślad - za jej finalny kształt odpowiadają więc wszyscy, choć sama idea była moja. Od początku wiedziałem jak ma to wszystko wyglądać i Rafael (artysta), po rozmowie ze mną idealnie ten pomysł zrealizował. Kiedy zespół zobaczył efekt, wszyscy uznali że jest super.

Skąd pomysł na Dark Ministera? Czy widzisz w nim odbicie samego siebie, czy jest to personifikacja jakiejś złej siły czy może samego człowieka? O czym myślałeś tworząc tą mroczną postać?

Tyler: Nie myśleliśmy aż tak głęboko. Nie kryje się za nią jakieś przesłanie - to po prostu fajna postać, taka maskotka Dark Ministry. No wiesz, jak Eddie dla Iron Maiden czy Rattlehead dla Megadeth - po prostu fikcyjna postać.

Rik: Nawet nie szukaliśmy maskotki. Chciałem po prostu mieć na okładce zrujnowany kościół, nazwę Dark Ministry przed nim i kogoś, kto odprawia swoistą mszę - i oto efekt.

Kto za nią odpowiada?

Rik: Rafael Tavaraz. Pochodzi z Brazylii i jest świetny! Kiedy przedstawiłem mu pomysł na okładkę, poczułem jakby udało mu się wejść do mojej głowy. Gdy wysłał mi projekt od razu powiedziałem: "to jest to!", a gdy doszły kolory, to wszystko dosłownie "ożyło".

Skąd grupa czerpie inspiracje?

Tyler: To naprawdę trudne pytanie, ponieważ tych inspiracji jest wiele. Podstawą naszego brzmienia jest thrash metal, ale też znajdziemy tu elementy death metalu, black metalu, nieco bardziej nowoczesnego grania, szczyptę metalcore'u czy groove metalu - wszystkiego po trochu. Jest to wypadkowa nie tyle naszego wieku, co różnej muzycznej przeszłości poszczególnych członków grupy.

Rik: Dave wymyśli jakiś riff, Brian wymyśli jakiś riff, a później pracujemy nad tym, aby to wszystko brzmiało jak "my". Siedzimy tak długo, aż będziemy zadowoleni z rezultatu. Jak nie będziemy - to harujemy tak długo, aż to się zmieni.

Porozmawiajmy teraz o "The Sermon Begins", który został wydany przez Metal Scrap Records. To świetne wydawnictwo, pełne energii i kapitalnej gry wszystkich muzyków. Na Ep-ce usłyszeć można Waszego byłego wioślarza - Maxa Neckshreddera, który obecny był przy zakładaniu grupy. Jaki był powód jego odejścia?

Dave: To dość wrażliwy temat, ponieważ byliśmy bliskimi przyjaciółmi, ale niestety wraz z upływem czasu okazało się że nadawaliśmy na różnych muzycznych falach. Doszliśmy do mementu, w którym, dla dobra wszystkich, musieliśmy się rozstać.

Rik: Fajnie jest mieć przyjaciół w zespole, ale gorzej, gdy ma się w nim bliskich przyjaciół. Ciężko być z kimś w bliskich kontaktach i jednocześnie razem grać.

Brian: Trzeba być profesjonalistą. Fajnie jest się dobrze bawić, ale nie można doprowadzić do sytuacji, gdy efekt tej dobrej zabawy odbija się na jakości wykonywanej pracy.

Tyler: Byliśmy gotowi pójść dalej, wynieść zespół na wyższy poziom. Na nowym albumie znajdziecie zupełnie inne dźwięki niż na "The Sermon Begins" - ten sam styl, ale bardziej agresywny, doprawiony innymi elementami.

Nie możemy się doczekać! Waszą EP-kę można było usłyszeć w stacjach radiowych i internetowych na całym świecie! Jakie to uczucie wiedzieć, że Wasza muzyka odtwarzana jest w tak różnych krajach? Pojawiło się też sporo recenzji w prasie branżowej.

Rik: To naprawdę fajne uczucie. Cieszę się, że ludzie pamiętają kim jestem i podoba im się muzyka, która obecnie tworzymy z chłopakami. Bez nich nie dałbym rady - jestem przecież tylko perkusistą! Gram na bębnach, przewodzę grupie, ale to cały zespół tworzy muzykę. Każdy dołożył swoje trzy grosze do "The Sermon Begins". Jesteśmy zachwyceni jej przyjęciem i z tego co mi wiadomo, zwłaszcza w Stanach sporo osób ją polubiło. O Exciter nie mówiło się w USA zbyt wiele, dlatego mam nadzieję, że wraz z nowym albumem nieco tam namieszamy, co pozwoli nam zrobić parę tras koncertowych. Cieszę się, że wszystko nam się układa ale, tak jak mówiłem wcześniej, bez tych chłopaków niczego bym nie zdziałał.

Dave: Troszkę rozwinę temat. Rik to prawdziwy weteran, siedzący w muzycznym biznesie od dłuższego czasu. Ja i Tyler mamy po dwadzieścia-kilka lat i nie tak dawno temu byliśmy zwykłymi amatorami, ćwiczącymi w piwnicy i marzącymi o karierze. Gram dopiero od siedmiu czy ośmiu lat. Gdy słyszę, że płyta puszczana jest na całym świecie a ludziom podoba się "The Sermon Begins", na którym znalazło się sporo materiału mojego autorstwa, napisanego gdy byłem bardzo młody, to aż serce rośnie - bardzo się z tego powodu cieszę. Jestem też podekscytowany nowym materiałem, ponieważ jest on jeszcze lepszy!

Tyler: Jesteśmy żądni krwi, haha! Fajnie jest wiedzieć, że płytkę słyszeli ludzie z takiej np. Nowej Zelandii, wiesz? Aż chce się przez to zrobić jeszcze więcej i lepiej.

Rik: Z Australii też!


Kontrakt z Metal Scrap Records zakłada cyfrowe wydanie EP-ki, dzięki czemu traficie do ponad dwustu krajów i sześciuset sklepów, w tym m.in. iTunes, Amazon music, Google Play czy Spotify. Dlaczego ciągle jej nie wydaliście w wersji fizycznej?

Rik: Ciągle szukamy odpowiedniej oferty. Mamy dobrą dystrybucję cyfrową ale szukamy również czegoś co pozwoli nam zarobić na samym albumie. Obecnie sporo wytwórni nie płaci za nagrania czy album, a jak już im się zdarzy, to są to groszowe sprawy - płacą za to, co dostaną z jego dystrybucji. A my czegoś takiego nie chcemy. Na razie mamy dobrą umowę na wersję cyfrową z Metal Scrap Records, ale chcemy też nieco pomyszkować za ofertą na nośnik fizyczny - zobaczyć co da się "wycisnąć". Czasami to oznacza czekanie. Wiele kapel szybko podpisuje co się tylko nawinie i potem nie widzą żadnych pieniędzy - te zarabia wytwórnia. My chcemy to zrobić inaczej, mądrzej. I właśnie najmądrzejszym pomysłem na razie było wydanie EP-ki w takiej a nie innej formie.

Tyler: Chcemy móc wyżyć z tego co robimy. Zrobić karierę.

Dave: Chcę grać z tymi gośćmi do samego końca a nawet i dłużej. Jak Rik dożyje setki, będę grał u jego boku. Choćby nawet i z chodzikiem, haha!

Super nastawienie! Macie świetną oficjalną stronę darkministry-official.com, na której fani mogą zaopatrzyć się w "The Sermon Begins". Gdzie jeszcze można Was znaleźć w sieci?

Wszyscy: Facebook, Bandmix. Briana, Dave'a i Tylera na Instagramie.

Rik: Mnie możecie jeszcze wyśledzić na Linkedin.

W składzie pojawiło się dwóch nowych członków: gitarzysta Brian Farnsworth i basista Karl Kalli. Obydwu będzie można usłyszeć na pierwszym pełnym albumie Dark Ministry. Jak minął Wam czas aklimatyzacji?

Wszyscy: To było coś strasznego!

Brian: Rik bije mnie pałeczkami, haha!

Rik: Ta, on się nigdy nie potrafi zamknąć, więc musimy mu w tym pomóc, haha. Wiecznie marudzi i filozofuje.

Dave: Jest za mądry dla nas, hehe!

Tyler: Mnie Brian uczy nieszablonowego myślenia, dzięki niemu lepiej rozumiem muzykę. Często mi podpowiada, udziela rad i wskazówek.

Dave: Brian ma łeb jak sklep (śmiech). Był muzykiem sesyjnym, studiował muzykę - ma duże doświadczenie i dobrze jest mieć go w składzie.

Rik: Dobrze jest mieć kogoś tak oddanego i doświadczonego. Pomógł nam też jako grupie - kilkukrotnie zwrócił uwagę na problemy z timingiem, których nawet ja nie zauważyłem, a przecież trochę się na tym znam. Dzięki niemu gramy zdecydowanie "ciaśniej".

A jak to wygląda z Twojej strony, Brian?

Brian: U mnie wszystko poszło gładko. Znałem Rika już wcześniej, kilka razy ze sobą graliśmy. Zapytał czy nie chcę dołączyć do grupy i uznałem, że spróbuję. Wszystko ładnie zagrało. To fajni chłopcy, pełni zapału do grania, ciężko pracujący i z profesjonalnym nastawieniem.

Nie możemy doczekać się pierwszego pełnego albumu. Kiedy przewidujecie zakończenie nagrań? Macie już jakieś pomysły na tytuł? Albo na okładkę?

Rik: Na razie to tylko luźne pomysły. Tytuł? Też jeszcze niczego nie wybraliśmy. Myślimy nad "Unleashed", albo czymś z tym słowem... (Ostatecznie skończyło się na "Brutal Century" - dop. Tomek) Co do nagrań, to mamy nadzieje zacząć w przyszłym miesiącu i wyrobić się w ciągu weekendu - jest to do zrobienia. No, góra trzy, cztery dni. Potem pre-produkcja, solówki i cała reszta. Efekt powinien pojawić się naprawdę niebawem.

Dave: Pomysł na artwork jeszcze na 100% zatwierdzony nie jest, ale na pewno będą motywy oparte na poszczególnych kompozycjach. W metalu pojawia się sporo elementów historycznych, mitologicznych lub fantastycznych ale ostatnio postanowiliśmy skupić się na bardziej współczesnych, mrocznych sprawach: złość, morderstwa, podejrzane okoliczności - ciemna strona życia.

Tyler: Poczytalność.

Rik: rzeczy o których możecie poczytać w gazetach.

Rik, grałeś w Exciter na bębnach 18 lat (1996-2014) i pojawiłeś się na pięciu albumach studyjnych formacji: "Thrash Speed Burn", "Death Machine", Blood of Tyrants", "The Dark Command" i "New Testament". Imponujące! Jak się czułeś w Exciter? Graliście przecież na największych festiwalach, takich jak "Wacken", "Bang Your Head", "Sweden Rock", "True Thrash Fest"... Coś pominęliśmy?

Rik: Keep It True, Rock Hard Fest

Jak to jest grać dla tak dużych tłumów? Mówimy w końcu o tysiącach fanów. Pewnie chciałbyś to powtórzyć z Dark Ministry, tj. zagrać na największych scenach całego świata; dostać się tam dzięki swojej muzyce i zagrać dla wielbicieli ciężkich dźwięków. Domyślam się, że każdy w Dark Ministry o tym marzy.

Rik: Występ na takich festiwalach to surrealistyczne przeżycie, do którego trzeba się odpowiednio nastawić. Ja skupiam się na swojej grze; staram się nie patrzeć na tłumy ludzi. Jestem dosyć nieśmiały i kiedy widzę morze fanów, to zaczynam się denerwować. Cieszę się, że mam przed sobą swój zestaw, bo przynajmniej mam się za czym schować (śmiech). Zresztą jak zobaczysz jakieś nagrania z koncertów, to zauważysz, że cały czas mam pochyloną głowę - właśnie po to, by nie patrzeć na tłumy. Gdy gra się dla dużej ilości ludzi to jest świetnie, ale jeszcze bardziej człowiek jest podekscytowany, gdy gra w małych klubach - tam bowiem dopiero widać jaką moc oddziaływania ma twoja muzyka. Fajnie gdy ludzi są dziesiątki tysięcy, ale bądźmy szczerzy, nie wszystkich z nich obchodzi Twoja muzyka - natomiast jeśli do jakiegoś klubu przyjdzie 300 osób, to masz pewność, że kupili bilet tylko i wyłącznie dla Ciebie. Na pewno na dużych festiwalach jest większa presja, bo musisz na nich dać z siebie wszystko, ale zabawa też zawsze jest przednia.

A jak tłumy na Wacken?

Rik: Teraz bywa tam nawet 100.000 osób. Gdy grałem z Exciter to w szczytowym momencie było ich około 70-80-ciu tysięcy. My występowaliśmy zaraz po Iced Earth i wtedy koncerty na kilku scenach oglądało ze 40.000 ludzi. Nasza scena była tak usytuowana, że wystarczyło tylko obejrzeć się spod pozostałych i już się nas widziało. Ludzi tysiące, więc byliśmy zarówno podekscytowani jak i zestresowani. Nie wiem jednak jak dobrze słychać dźwięk daleko na tyłach pola; wiem, że na pewno nic stamtąd nie widać. Gdy gra się na tak dużym festiwalu, to ludzie zlewają się w jedną, wielką masę - twarze widać tylko do czwartego czy piątego rzędu. Nie wiadomo więc czy im się podoba nie, nie można nic wyczytać z ich zachowania - widać tylko jak ewentualnie podnoszą pięści w górę. W nocy jest jeszcze gorzej, gdyż widzi się maks drugi rząd.

Grasz też na innych instrumentach, np. na gitarze.

Rik: Tak, choć nie powiedziałbym, że jestem jakoś szczególnie uzdolniony jeśli chodzi o ten instrument. Gram też na basie, ksylofonie, saksofonie, klarnecie. Potrafię też grać na pianinie.

Fajnie byłoby usłyszeć jak grasz na saksofonie.

Rik: No nie wiem. Raczej brzmiałoby to jak zdychająca gęś (śmiech)

Opowiedz mi o swoich muzycznych początkach. Jak długo grasz na bębnach? Chodziłeś na lekcje czy to wszystko przyszło w sposób naturalny?

Rik: Lekcje gry na perkusji zacząłem w wieku siedmiu lat. Rok wcześniej uczyłem się gry na basie, ale gitara basowa była dla mnie zbyt duża, więc nauczyciel powiedział żeby na razie odpuścić i powrócić jak nieco podrosnę. Potem (w wieku siedmiu lat) zobaczyłem Petera Crissa i powiedziałem sobie, że to właśnie chciałbym robić. W tym roku stuknie mi pięćdziesiątka, więc gram już 42 lata. Grałem w wielu grupach: najpierw w szkolnych kapelach, skupionych na klasycznym rocku, później w tych heavy metalowych. Bębniłem w zespole Distemper i nawet byliśmy z chłopakami blisko podpisania kontraktu z MCA Records, ale grupa rozpadła się. Potem przewinąłem się przez parę bandów aż nagle dostałem telefon od Exciter. Początkowo myślałem że to żart, no ale zgłosiłem się do Johna Ricci i zagrałem. Nie zauważyłem żadnej reakcji, więc pomyślałem, że się lipa z tego będzie, ale tydzień później zadzwonił abym pojawił się znów i tym razem zagrał z ich nowym basistą. Po próbie uścisnął mi dłoń i oznajmił że jestem częścią Exciter. Powiedział: "tu masz wszystkie kawałki, a w ciągu roku zrobimy nowy album". Pół roku (a może i cały rok?) zajęło nam przerobienie świeżych numerów, aby brzmiały tak jak powinny, a potem wydaliśmy nasz pierwszy wspólny krążek - "The Dark Command". Byłem częścią Exciter przez 18 lat i grałem z chłopakami na całym świecie. Przygoda zakończyła się dość niespodziewanie. Później założyłem Ninth Gate, gdzie śpiewał Jaques Belanger - były wokalista Exciter. Pojawiło się jednak sporo różnic artystycznych: chciałem czegoś cięższego, mocniejszego i finalnie musieliśmy się wszyscy rozstać. Jaques to świetny wokalista, potrafiący odnaleźć się w każdym stylu: poradzi sobie zarówno z Frankiem Zappą, jak i Nightwishem czy Judas Priest - świetny artysta. Chciał on czegoś bardziej progresywnego, a mnie do takiej muzy w ogóle nie ciągnie. Dlatego założyłem własną grupę. Mój manager pomógł wyszukać odpowiednich muzyków i lawina ruszyła, choć oczywiście w początkowej fazie działalności tu i ówdzie parę sporów się pojawiło.

Grasz na bębnach od 42 lat. Kiedy postanowiłeś grać na perkusji do końca życia, oprzeć na tym instrumencie swoją karierę?

Rik: Za młodu byłem dość agresywnym dzieckiem i granie na bębnach było takim sposobem upuszczenia pary. Gdy miałem zły humor, to od razu siadałem do zestawu - wcześniej po prostu wychodziłem szukać zaczepki. Granie pozwoliło pozbyć się tego całego gniewu i frustracji, które zjadały mnie od środka. Nawet dziś, gdy tylko coś się wydarzy w pracy albo w domu, to idę do magazynu i wyżywam się na instrumentach, a nie chłopakach. Walę tak mocno i tak długo, aż te wszystkie negatywne emocje ze mnie wyjdą.

Brian, grasz na gitarze. Na początek opowiedz jak trafiłeś do Dark Ministry.

Brian: Cóż, to całkiem zabawne. Wcześniej grałem z innym wychowankiem Exciter, którego imienia i nazwiska ujawniać nie będę. Pozbawiony skrupułów manager Rika (śmiech reszty grupy) "podszedł" go i spytał czy dałoby radę załatwić ze mną lekcje gry na gitarze (bo też tego uczę) i rzeczywiście pojawili się na kolejnej naszej próbie. Nie wiedziałem do końca o co tak naprawdę chodzi, bo ciągle myślałem, że z tą pierwszą grupą coś wypali, no ale koniec końców rozpadła się. Zacząłem luźną współpracę z Rikiem, w międzyczasie pracując też nad własnym materiałem, aż w końcu po świętach 2016 roku, Rik zadzwonił oferując posadę w Dark Ministry. Uznałem, że czemu nie? I w sumie to tyle.

Długo grasz na gitarze?

Brian: Trochę już będzie. Nie będę chwalił się swoim zaawansowanym wiekiem jak Rik - jestem mądrzejszy, haha! Ale mniej więcej od pierwszej klasy szkoły średniej.

Rik: Jakieś sto lat już ma!


Próbowałeś swoich sił na innych instrumentach zanim chwyciłeś za gitarę?

Brian: Akurat jeśli o to chodzi, to w moim domu z powodu muzyki zawsze dochodziło do sporów z rodzicami. Nie mogłem uczyć się gry i dopiero po latach płaczu i zgrzytania zębami w końcu się poddali i pozwolili mi chwycić za gitarę, a to i tak dopiero w pierwszej klasie szkoły średniej. No i pod warunkiem wstąpienia do drużyny footballowej - także kryje się za tym jeszcze inna historia.

Brałeś jakieś lekcje czy może wszystko przyszło naturalnie?

Brian: O tak, jak najbardziej. Jestem kujonem, więc niemal od razu zapisałem się lekcje gry - nie lubię bowiem zgdaywanek. Moja mama była nauczycielką muzyki i pianistką koncertową, ale nie mogłem liczyć na żadną pomoc. Musiałem się uczyć na własną rękę - stąd zapisanie się na zajęcia.

Dlaczego chciałeś grać akurat na wiośle?

Brian: Bo to fajniejsze niż granie na pianinie! Na początku myślałem o perkusji ale rodzice szybko sprowadzili mnie na ziemię, oznajmiając że nie będą słuchać walenia w bębny. "No to może chociaż gitara?" - spytałem. Zgodzili się. Może zabrzmi to nieco strasznie, ale wtedy nawet nie wiedziałem że jest coś takiego jak bas. Ludzie się pytali czemu nie zacząłem grać na basie, a ja im na to: "a co to w ogóle jest?". Nie wiedziałem, że jest w ogóle coś takiego jak elektryczny bas. I dlatego skończyłem z gitarą.

Swego czasu grałeś z prawdziwymi profesjonalistami, masz też za sobą studia muzyczne. Możesz opowiedzieć coś więcej o swoim muzycznym wykształceniu?

Brian: Poszedłem na Uniwersytet, gdzie studiowałem teorię muzyki. Ciekawa sprawa. Grałem z kilkoma jazzowymi muzykami z Montrealu, i to naprawdę otworzyło mi oczy. Byłem przecież death metalowym dzieciakiem, a tu nagle mierzę się ze skomplikowanymi jazzowymi przejściami czy łamiącymi palce akordami - brutalna pobudka, która uświadomiła mi jak dużo jeszcze nauki przede mną. Potem z tym skończyłem i zacząłem naukę w Royal Conservatory. Tam z kolei muzyka klasyczna. To było wspaniałe doświadczenie, choć obecnie w mojej grze tych klasycznym wzorców nie słychać.

Musiałeś nauczyć się wszystkich numerów z EP-ki, a do tego dołożyć swoje trzy grosze do tych nowych. Na pewno pomogło to, że tak dobrze znasz Rika.

Brian: Wszystko poszło bardzo gładko. Bardzo pomógł mi też Dave, przeprowadzał mnie po niektórych fragmentach nuta po nucie, upewniając się, że wszystko będzie poprawnie. Później trzeba było się tylko upewnić, że z resztą chłopaków odpowiednio to "zagra". Wyszło lepiej niż myślałem. Wszyscy oni w realu grają jeszcze lepiej niż na płytce - bawiłem się z nimi świetnie.

Dave, a Ciebie co skłoniło do zasilenia szeregów Dark Ministry?

Dave: Muzyka w moim domu zawsze była obecna. Ojciec grał na gitarze i słuchał dużo psychodelicznego rocka lat 70-tych, później kapel z lat 80-ych i 90-tych - dzięki temu poznałem wiele ciekawych dźwięków. Gdy miałem dwanaście lat zacząłem grać na perkusji - wówczas on chwytał za wiosło i razem sobie graliśmy. Miał sporo własnych numerów; jest też dobrym wokalistą. Perkusja należała do jego przyjaciela, który zostawił ją u nas na przechowanie. Zacząłem się uczyć gry i szukać własnych inspiracji, a w wieku dwunastu lat słuchać metalu - od razu mnie chwyciło: ta siła, energia; czegoś takiego nie posiadały inne style muzyczne. Wiem, że o gustach się nie dyskutuje: niektórzy lubią rap, inni muzykę elektroniczną - ja lubię metal. Szybko stało się jasne, że pasuje on do mojej osobowości: ten image, te techniki gry, duma czy kreatywność. Byłem samoukiem i często zaskakiwałem innych swoją wiedzą na temat rocka czy metalu, a skoro ludzie uważali, że to naprawdę super, to uznałem że będę w takim razie robił to dalej - skoro robię się coraz lepszy, to po co przestawać? W wieku 20 lat z uwagi na program muzyczny, poszedłem do koledżu St. Lawrence w Kingston. Tak jak Brian, byłem death metalowym chłopakiem w świecie jazzu, bluesa i muzyki akustycznej. Przez semestr uczęszczałem na zajęcia na Uniwersytecie. Dużo nauczyłem się pod okiem dr Adrienne Shannon, pianistki koncertowej mającej wieloletnie doświadczenie sceniczne. Była pod dużym wrażeniem moich umiejętności. Oczywiście musiałem to odpuścić. Zabawna sprawa: zwichnąłem ręce i nie mogłem ich rozciągać ani unieść wysoko do góry - mogłem jedynie grać na gitarze. I tak utknąłem na kilka miesięcy w domu, gdzie nie pozostawało mi nic prócz ćwiczeń i wymyślania riffów - kilka z nich trafi nawet na nowy album. Przeprowadziłem się z Kingston, jakimś cudem udało mi dostać do Dark Ministry i oto jestem.

Tyler, podobno miałeś pewien aktorski epizod. Opowiesz nam o nim?

Tyler: Wszystko zaczęło się, gdy mój brat kupił kamerę i wspólnie zaczęliśmy kręcić amatorskie filmy. Później zaczęliśmy robić filmy na przeglądy i konkursy. Przełom nastąpił, gdy udało mi się zdobyć pracę przy "Trailer Park Boys III: Don't Legalize It" - to była moja wejściówka do profesjonalnego świata kinomatografii. Do tej pory zdarza mi się od czasu do czasu wystąpić na boku w jakimś filmie. Oczywiście dalej z bratem robiliśmy krótkometrażówki, a jedna z nich trafiła na festiwal filmowy w Vancouver. Zdarzyło mi się też być kaskaderem, np. w filmie o wojnie secesyjnej dałem się zestrzelić z konia. Z jednej więc strony, ciągnęło mnie do kina, z drugiej jednak nie mogłem oprzeć się muzyce, ponieważ kocham hard rock i metal - chciałem być częścią tego świata. No i postawiłem właśnie na to drugie. Byłem na przesłuchaniach do kilku grup, z niektórymi nawet trochę pograłem. Jednym razem grałem na basie i wspomagałem wokalistę, innym razem to ja przejmowałem mikrofon. Wszystko było mocno zdezorganizowane i mało profesjonalne, a ja chciałem być prawdziwym zawodowcem. I w końcu spotkałem Rika - jego menadżer skontaktował się ze mną i zaproponował przesłuchanie w sprawie posady wokalisty. Wtedy Dark Ministry wyglądało zupełnie inaczej, a problemy personalne sprawiły, że zespół się rozpadł. Uznałem że to była fajna zabawa i wróciłem do swoich własnych spraw. Po jakimś czasie Rik z menedżerem jeszcze raz się ze mną skontaktowali i znów zaprosili mnie na przesłuchania. Łącznie pojawiłem się na trzech i w końcu zostałem wokalistą Dark Ministry.

Poznałeś kogoś z obsady "Trailer Park Boys"?

Tyler: Poznałem Bubblesa, Ricky'ego, Raya (a więc ojca Ricky'ego), Layhe'a, Randy'ego i Sarah. A wracając do mojej muzycznej przeszłości: zacząłem jako gitarzysta. Pierwszą gitarę dostałem od mojego ojca w wieku dziesięciu lat - należała do niego ale z uwagi na problem z kanalikiem cieśni nadgarstka, nie mógł już na niej grać. Więc zacząłem nieśmiało plumkać, a on mnie motywował. Chciałem być gitarzystą rytmicznym i w końcu kupiłem elektryka. Poznałem kilku kolegów, którzy grali dużo dłużej niż ja i uznałem, że skoro są lepsi ode mnie, to może przerzucę się na bas. Oni z kolei zaproponowali ażebym zaczął śpiewać. Zawsze jak słuchałem muzyki, to myślałem o tym, jak fajnie byłoby być takim frontmanem. Spróbowałem swych sił i okazało się, że właśnie to może być moim powołaniem: czułem się jak na haju, musiałem być agresywny, pewny siebie, nieprzyjemny - pasowało to do mnie. Lubię być takim szalonym facetem.

Karl, a co z tobą? Pracowałeś już wcześniej z Rikiem?

Rik: Tak, poznaliśmy się parę lat temu. Szukał muzyków do swojej nowej kapeli. To były właśnie absolutne początki Dark Ministry. Na przesłuchanie trafiłem poprzez wspólnego znajomego. Spotkaliśmy się z Rikiem i poszło całkiem nieźle.

I tak właśnie trafiłeś do Dark Ministry?

Karl: Tak. Przez znajomego, z którym pracowałem wcześniej nad kilkoma projektami i z którym grałem w paru grupach. Wtedy wyobrażał siebie jako gitarzystę Dark Ministry, no ale koniec końców tylko ja się dostałem.

Co cię przekonało do zasilenia szeregów Dark Ministry?

Karl: Zawsze trzymałem rękę na pulsie: pisałem o nich na facebooku, dużo osób pisało na ich temat również do mnie. Początkowo nam razem nie wyszło, ale dalej mówiłem wszystkim, ażeby wspomagali grupę jak tylko potrafią, ponieważ kapela robi świetną muzę. Czytałem co pisał Rik, podobało mi się to co prezentowali i w końcu, dzięki znajomym znajomych, dowiedziałem się, że poszukują basisty. Okazało się, że grupa po kilku zmianach ma się tylko lepiej i wszystko poszło gładko.

Możesz powiedzieć coś o swoim muzycznym wykształceniu?

Karl: Gram od kiedy skończyłem 12 lat, a zacząłem od gitary klasycznej. Jako nastolatek chwyciłem za gitarę elektryczną, później wróciłem do klasyka, by następnie kupić sobie bas - tylko po to, by w kilku zespołach dalej grać na gitarze prowadzącej lub rytmicznej. Przeszedłem na bas dlatego, że zawsze skupiałem się na rytmie. To było dla mnie bardzo naturalne przejście i gram już na tym instrumencie jakieś 4 czy 5 lat. Ciągle grywam na wiośle, ale od mniej więcej trzech lat to bas jest tym moim głównym instrumentem.

Co się przekonało do gitary basowej? Czy kiedykolwiek myślałeś, żeby oprzeć na tym instrumencie swoja karierę?

Karl: Zawsze byłem muzykiem rytmicznym. Podejrzewam, że gdyby ktoś mnie kiedyś nakłonił do tego, abym zasiadł za perkusją, to bym już na niej został. Chwycenie za bas było dla mnie naturalne, ale na poważnie zacząłem myśleć o nim jakieś dwa lata temu. To właśnie kiedy po raz pierwszy poszedłem na przesłuchanie do Dark Ministry pomyślałem, że to może być coś poważnego.

Jesteś samoukiem czy brałeś lekcje? Na jakich innych instrumentach grasz?

Karl: Nigdy nie chodziłem na żadne lekcje - sam się wszystkiego nauczyłem. Sporo czasu spędziłem ucząc się gry na gitarze, zwłaszcza w ciągu ostatnich dziesięciu lat, kiedy znów zacząłem ćwiczyć, uczyć się teorii i skal. Chciałem nadrobić wszystko to, czego nie nauczyłem się mając -naście lat. Wszystkie te godziny spędzone na nauce gry na gitarze przydały się, gdy chwyciłem za bas. Parałem się też klawiszami. Gram na cztero, pięcio czy siedmiostrunowcach, gram na mandolinie, dwanaście strun. Staram się spędzać czas właśnie grając tylko na instrumentach strunowych, ale od czasu do czasu zdarzy się jakiś wyjątek, po to abym czuł się pełniejszy jako muzyk. Nie bawię się tylko instrumentami perkusyjnymi.

Jak wyobrażasz sobie swoją rolę w grupie? W końcu jesteś częścią Dark Ministry - jak chciałbyś, aby wyglądała przyszłość?

Karl: Na razie wszystko idzie tak jak powinno. Zespół tworzą znakomici, kreatywni muzycy, potrafiący pisać świetne numery. Nie mogę się doczekać koncertów za granicą. Osobiście patrzę w kierunku tych najbardziej pojemnych rynków, jak np. w Ameryce Południowej. Świat stoi przed nami otworem i tylko niebo jest granicą.

To ciekawe że Dark Ministry znajdziemy młodych muzyków jak i doświadczonego profesjonalistę: Rika. Czy zobaczyłeś coś specjalnego w tych chłopakach?

Rik: Zobaczyłem iskrę, która zgasła u wielu osób z okolic Ottawy. Poznałem ludzi w moim wieku, a nawet i dużo młodszych, którzy byli świetnymi muzykami, ale po jakimś czasie stracili zainteresowanie graniem. Każdy w mieście chciał być członkiem albo cover bandu lub grupy wykonującej własne kompozycje, ale te kapele nigdy nie wychodziły poza obszar Ottawy. Ja miałem większe ambicje. Gdy powiedziałem chłopakom jakie mam plany ich oczy aż zapłonęły - i to mi się spodobało. Na początku byłem wobec nich nieco nieufny - są przecież dużo młodsi ode mnie, więc i nasze gusta muzyczne są różne. Ja bym chciał co innego i oni - ale z jakiegoś dziwnego powodu, gdy gramy razem, to całość, właśnie przez nasze różne gusta, brzmi bardzo oryginalnie. I dlatego uznałem, że dobrze by było zostawić wszystko tak jak jest. Gdy odszedł Max wybraliśmy Briana na jego miejsce, ponieważ jest w bardziej w moim wieku, ale jednocześnie ma takie samo "parcie" jak młodsi koledzy.

Brian: Nie no, AŻ tak stary nie jestem...

Rik: Jesteśmy teraz mocno rozpędzeni, natomiast gdy w grupie był Max pojawił się moment stagnacji. Szliśmy na próbę i koniec końców kończyło się na imprezie: trochę pograliśmy, zrobiliśmy kilka rzeczy i szliśmy się pobawić. Ja chciałem bardziej profesjonalnego podejścia, chciałem pracować, no ale dla niektórych bycie na próbie było prawdziwą karą. Teraz jesteśmy poważną grupą - nie jesteśmy tu, po to, aby sobie razem posiedzieć czy pobalować. Jesteśmy lepsi niż kiedykolwiek. Wcześniej to było centrum imprezowe, obecnie możemy sobie spokojnie posiedzieć, porozmawiać o muzyce, marchandisingu, planach na przyszłość - cokolwiek. Wymieniamy się poglądami na temat linii wokalnych, pracy gitar czy perkusji - opinia każdego z nas jest ważna. Dopiero teraz mogę powiedzieć, że to próby z prawdziwego zdarzenia. Czasami tak się wciągamy we wspólne granie, że tracimy poczucie czasu.

Dave: Wcześniej byliśmy pięcioma indywidualistami. Byliśmy nieefektywni, marnowaliśmy zbyt dużo czasu. Teraz stanowimy jedność. Zawsze z naszego grania coś wychodzi, pojawia się jakiś rezultat, progres. To strasznie budujące!


Graliście koncerty z kilkoma wielkimi nazwami: Razor, Cauldron, Blaze Bayley... Jak się czuliście dzieląc z nimi scenę? Rik, wiem że poznałeś wielu wspaniałych artystów jak m.in. Dio, Mickey'a Dee, Lemmy'ego czy Tommy'ego Lee. Jak się czułeś spotykając takie legendy? No i pytanie do pozostałych: jak Wy się czuliście, dzieląc scenę z takim np. Razor, które przecież gra od lat 80-tych.

Tyler: To było jak zaszczyt. Nigdy nie myślałem, że będę grał u boku takich gwiazd. Dzięki takim sytuacjom chcę dalej robić to co robię, daje mi to motywację. Najczęściej wychodzimy jako pierwsi, więc chcę pokazać się z jak najlepszej strony; wysoko ustawić poprzeczkę; zaimponować innym.

Dave: Nigdy nie byłem jakimś wielkim fanem kanadyjskiego metalu lat 80-tych - wolałem granie w stylu Wielkiej Czwórki czy też dźwięki nieco bardziej nowoczesne. No ale fajnie było grać razem z nimi. Wiele się można nauczyć od takich profesjonalistów, dlatego warto stanąć sobie gdzieś z boku i po prostu poobserwować (chociażby zachowania na scenie). O naszym graniu (i moim), wypowiadają się pozytywnie i jestem z tego bardzo dumny. Chciałbym z tego miejsca podziękować im za danie nam szansy zagrania u ich boku. Chciałem im zaimponować, ale też nie było tak, że traktowałem ich jako konkurencję. Chciałem im pokazać, że ich bardzo szanuję ale jednocześnie też potrafię nieźle grać.

Rik: Najfajniejsze jest to jak się widzi wielkie nazwiska obserwujące jak gramy. Takie sytuacje otworzyły oczy Tylerowi i Dave'owi.

Rik, to też wielkie nazwisko. Jak się z nim pracuje? Nauczyliście się czegoś od niego? Pojawiła się presja, aby sprostać jego oczekiwaniom? No i jednocześnie pytanie do Rika: jak się pracuje z tymi chłopakami?

Dave: Pojawiłem się w magazynie tylko ze z prostym, niebieskim Stratocasterem i malutkim wzmacniaczem - nawet nie widziałem w co się tak naprawdę pakuję. Myślałem że po prostu spotkam się z Rikiem, trochę pogadamy, pokażę mu co potrafię i tyle. A on miał rozłożony ogromny zestaw perkusyjny i od razu stwierdził, że potrzebuję lepszego sprzętu. Powiedziałem mu, że jeśli rzeczywiście widzi we mnie potencjał, to pójdę i kupię sobie coś porządniejszego - jeśli potrzebna jest taka inwestycja aby to wszystko zadziałało, to nie ma problemu. Byłem gotowy do wyjazdu do Kalifornii, Nowego Jorku czy Toronto, gadałem z ludźmi z Teksasu - chciałem żeby to wypaliło. Rik wespół z menedżerem mocno mnie wspierali; mogłem na nich liczyć.

Tyler: Dokładnie. Na mnie ciążyła duża presja - w końcu jestem wokalistą, a największa krytyka dotyka właśnie wokalistów. Byłem nerwowy, nie wiedziałem czy się do tego nadaję. Teraz jestem bardziej pewny siebie i dążę do tego, aby być jeszcze lepszym. Kiedy śpiewam na próbach wyobrażam sobie, że stoję przed wielotysięcznym tłumem lub że właśnie jestem w studiu nagraniowym. Staram się być perfekcjonistą.

Rik: Myślę, że koledzy korzystają z tego, że nie mam wybujałego ego i nie staram się na siłę rządzić. Pozwalam im na dzielenie się swoimi pomysłami, nad którymi później wspólnie pracujemy. Teraz, kiedy mamy ze sobą Briana i Karla, jesteśmy prawdziwym zespołem. Nie popisujemy się przed sobą. Zdarza się np. że Brian powie, że potrzebujemy więcej partii Dave'a tu i tu. Wcześniej Dave trzymał się nieco na uboczu - teraz już nie.

Dave: Wcześniej staraliśmy się dopasować. Teraz wszystkie części są na swoim miejscu i nic nas nie powstrzymuje. Nie ma dla nas niewygodnych tematów i każdy stara się wspierać pozostałych.

Karl: Już dawniej spędzałem bardzo dużo czasu na doskonaleniu swojej gry, a teraz poświęcam jeszcze więcej. Ta ambicja odbiła się też oczywiście na innych aspektach mojego życia - musiałem zrezygnować z wielu rzeczy, no ale cóż, tak to już działa w tym biznesie jeśli chce się być zawodowcem. Przez ostatnie 10 lat mocno przykładałem się do tego, ażeby zamienić to hobby w sposób na życie.

Jakieś koncerty lub trasy w przygotowaniu?

Brian: Pod koniec września w kanadyjskim Kingston będziemy ogrywać numery z nowego albumu.

Rik: Debiut albumu będziemy świętować w Kingston i Oshawa. Weźmiemy też udział w krótkiej trasie europejskiej supportując Vendettę. Odwiedzimy Czechy, Węgry, Austrię i Słowację.

Nieźle jak na stosunkowo młody przecież zespół! Ledwo dwa lata istnienia a już koncerty za oceanem!

Rik: Tak, nie możemy się doczekać!

Jak będą wyglądać Wasze koncerty pod względem muzycznym? Macie przygotowaną jakąś oprawę? W sieci można zobaczyć fragmenty występów Dark Ministry i aż da się wyczuć tą energię płynącą ze sceny!

Dave: Alter-ego Tylera wyskoczy na scenę i sprawi, że wszyscy aż się zesrają ze strachu! Jak się rozkręci, to ma głos jak sam Diabeł - nie oszczędza się nawet na chwilę.

Jakiego sprzętu używacie?

Tyler: Zawsze używam mikrofonów Sennheisera. Sporo osób używa Shure ale w Sennheiserach jest coś, co sprawia, że czuję się z nimi bardziej komfortowo.

Rik: Bębny Pearl - używam ich od dawna. Zestaw którego używam możecie usłyszeć na każdym albumie Exciter. Talerze pochodzą od firmy TRX, na próbach używam Sabianów i kilka TRX-ów. Pałeczki z Ahead lub czasami VicFirth albo ProMark. Naciągi z kolei od Evans.

Dave: Ja jeszcze nie znalazłem "tej jedynej" gitary. Przez moje ręce przewinął się Fender Stratocaster, Epiphone Les Paul, Schecter na specjalne zamówienie i Dean Razorback ale ciągle szukam tego idealnego instrumentu. Używam sygnowanego modelu Shectera, mam też Deana, gdyż duży wpływ na mnie wywarła Pantera. To model "made in Asia", więc nie był on zbudowany z myślą o tym, żeby przetrwał lata i mam z nim teraz nieco problemów. Stąd też od jakiegoś czasu korzystam niemal wyłącznie z Shectera - to kawał solidnej roboty, ale nie chcę z niego korzystać w nieskończoność. Widać że przeszedł przez piekło i nawet ma po tej wędrówce kilka śladów: rdza, zadrapania - ciągle jednak brzmi świetnie. No ale mimo to szukam.

Karl: Ja wolę bardziej oryginalne rzeczy... Nie tyczy się to tylko instrumentów. Nie idę w to co popularne czy modne, bardziej chodzi o to co akurat przypadnie mi do gustu - nie mogę więc podać żadnych konkretów. Jeśli chodzi o instrumenty to po prostu jakiś biorę i gram - często zanim podłączę gitarę to testuję ją najpierw bez prądu. Chodzi bowiem o brzmienie czy odczucia z gry, kiedy nie jest podłączona: jeśli wszystko jest dobrze, to po podłączeniu będzie jeszcze lepiej.

Shecter to dość mało znana marka jeśli chodzi o gitary. Dużo bardziej znane są Jackson, Dean, Fender czy ESP. Schectery to raczej rzadkość.

Dave: To prawda, choć w środowisku metalowym Schecter to już duża marka. W ciągu ostatnich pięciu czy dziesięciu lat, wielu znanych gitarzystów otrzymało sygnowane modele lub podpisało kontrakty reklamowe. Mocno się rozwijają. Widać że bardzo przykładają się do swojej pracy, ale osobiście ciągle sprawdzam różne konfiguracje.

Jakich strun używasz?

Dave: Standardowe Ernie Balle.

Brian, a jaka jest Twoja ulubiona gitara?

Brian: Najlepszą gitarą w mojej kolekcji jest siedmiostrunowy Carvin DC-747. Jako że wszyscy gramy na tym samym strojeniu to najczęściej teraz używam Ibaneza SZ z mostkiem EMG. To prawdziwy koń pociągowy. Podobnie jak Schecter Dave'a wiele przeszedł ale służy mi wiernie od wielu lat. Grałem na nim już od czasów kiedy byłem muzykiem sesyjnym w Toronto. W domu mam arsenał złożony ze Stratocasterów, Jackson Performerów i innych bzdur, ale Ibanez jest nie do zajeżdżenia więc obecnie gram w zasadzie tylko na nim.

A struny?

Brian: Głównie D'Addario.

Jak do tej pory toczy się Wasza wspólna, muzyczna przygoda?

Brian: Jest niesamowicie, jak we śnie. Jest tak jak mówił Dave'a, zaczynasz grać marząc o tym, że kiedyś nastąpi przełom. Chłopaki mieli szczęście, bo są bardzo młodzi. Rik i ja mamy już swoje lata - tym bardziej doceniamy to, co mamy, gdyż wiemy że takie szanse pojawiają się bardzo rzadko. Jak się usłyszy EP-kę to można pomyśleć, że Dark Ministry to bardzo dobra grupa; gdy się jednak znajdzie z nimi w jednym pomieszczeniu, dopiero wtedy do człowieka dociera z jak niesamowitymi muzykami ma do czynienia. Są dużo lepsi niż sugerowałby to, bardzo dobry przecież, krążek.

Koncert z okazji premiery albumu będzie wyjątkowym wydarzeniem, gdyż po raz pierwszy na żywo zaprezentuje się nowy skład. Nie mówiąc już o tym, że zagracie sporo nowych kawałków.

Rik: Zastanawiamy się nad tym, żeby w ogóle odłożyć kilka utworów na półkę i popracować nad zupełnie nowymi, wykorzystującymi riffy Briana i Dave'a.

Dave: Oprócz tego ciągle poprawiamy te już istniejące. Poprawiamy nie tylko te słabsze momenty, ale też i te dobre, aby były naszym zdaniem jeszcze lepsze. Oczywiście w tym momencie nic nie jest nagrane, więc mamy czas - po prostu jak już wejdziemy do studia, to chcemy być jak najbardziej przygotowani.

Rik: Pracujemy nad niektórymi fragmentami, aby bardziej pasowały. Z uwagi na bardzo dobry obecny skład mamy możliwość zrobienia pewnych poprawek. Możemy baz ogródek zapytać się, czy podoba się nasza partia w tym numerze czy np. powinienem zmienić to czy tamto. Jesteśmy wobec siebie szczerzy i to owocuje. Wszyscy wówczas przysiadamy do danego fragmentu i nad nim pracujemy.


To teraz coś luźniejszego. Z jakim zespołem, ciągle działającym lub już nieistniejącym, chcielibyście odbyć trasę?

Dave: Podobno trasy z Panterą były dość szalone. Chciałbym być tam, w latach 90-tych, z nimi. Obecnie ciężko jest wybrać zespół na trasę, bo musi to przypasować wszystkim. Ja na przykład bardzo lubię Lamb of God. Możliwość dzielenia z nimi sceny byłoby dla mnie szczytem.

Rik: Dla mnie takim szczytem byłaby możliwość dzielenia sceny ze starymi kolegami z Destruction, Exodus, Testament lub Judas Priest. To moje marzenie.

Brian: Kiedyś marzyłem o tym, żeby dzielić scenę ze starą Sepulturą - jeszcze z braćmi Cavalera w składzie. To by było coś! Dzisiaj chciałbym wybrać się w trasę z Arch Enemy. Zawsze byłem wielkim fanem Mike'a Amotta - już od czasów Carcass. Daniel Erlandsson to fantastyczny perkusista, a Jeff Loomis to świetny gitarzysta, więc byłoby co oglądać.

Tyler: W sumie to wszystkie moje ulubione zespoły już zostały wymienione. Z nieistniejących powiedziałbym Death - chciałoby się grać przed nimi. Z obecnie koncertujących: Lamb Of God lub Sylosis.

Karl: Ja nie mam nic z przeszłości - przeszłość to przeszłość i niech tak zostanie. Obecnie interesuję się młodymi, zdolnymi kapelami, które w większości przypadków nie mają nawet wytwórni. Twelve Foot Ninja czy Gemini Syndrome najbardziej się wyróżniają, choć oczywiście mógłbym jeszcze rzucić parę nazw. To właśnie takie zespoły przywracają muzyce metalowej należne miejsce, przywracają jej chwałę. Z tych bardziej znanych zespołów wybrałbym natomiast Gojirę.

Jakie są Wasze hobby, ulubione książki, programy TV czy dania?

Rik: Ja naprawiam samochody, oglądam TV. Trochę gram na gitarze i składam modele.

Tyler: Spędzanie czasu z rodziną to moje hobby. Lubię też ćwiczyć i pływać - odstresowuje mnie to.

Brian: Kiedyś lubiłem modelarstwo jak Rik. Ćwiczyłem też jujitsu.

Dave: Jako że jesteśmy z Kanady i przez wiele miesięcy jest tu całkiem zimno, to za młodu dużo grałem w hokeja. Jeśli miałbym porównać metal do jakiegoś sportu to właśnie do hokeja lub sportów walki. Krew, pot i łzy na lodzie. Bawiłem się świetnie, pławiąc się w chwale po wygraniu meczu lub po znokautowaniu przeciwnika! Grałem sporo, zanim nawet w ogóle zacząłem słuchać ciężkiej muzyki; zanim w ogóle chwyciłem za gitarę. Ciągle od czasu do czasu zagram jakiś mecz, choć wiek już nie ten i męczę się szybciej niż bym chciał. Trochę mnie to smuci, bo zawsze lubiłem być aktywny.

Karl: Lubię naprawiać różne rzeczy, lubię też je rozkładać na części, co nie podobało się swego czasu moim rodzicom. Lubię naprawiać meble, chodzić na frisbee, jeździć na nartach, spacerować po plaży, wychodzić na dwór - nie do lasów czy coś, bardziej na patio, żeby sobie posiedzieć i np. wypić w spokoju drinka. Lubię też chodzić na koncerty czy festiwale.

Ulubiona książka lub potrawa?

Rik: Uwielbiam świat Warhammera 40.000 - szczególnie serię "The Horus Heresy". Jeśli chodzi o TV, to oglądam sporo Netflixa. Obecnie oglądam "Z Archiwum X"; w całości połknąłem "Enterprise". Lubię też oglądać filmy.

Brian: Czytałem "Władcę Pierścieni" tyle razy, że aż okładka odpadła - za młodu byłem wielkim fanem tej trylogii. Ostatnio obejrzałem na Netfliksie "Iron Fista" i "Luke'a Cage'a" - to seriale blisko ze sobą powiązane i potrafiłem je męczyć do trzeciej nad ranem.

Dave: Ja lubię książki biograficzne: o aktorach, ludzi show-businessu itd. Ostatnimi czasy skończyłem dwie: bohaterem pierwszej był Keith Richards z The Rolling Stones, natomiast druga opowiadała o życiu Jenny Jamison - gwiazdy porno. Nie dlatego, że jestem jakimś wielkim fanem jej talentu, po prostu ciekawiła mnie sama historia. I okazało się, że była bardzo interesująca. Co do jedzenia, to lubię eksperymentować w kuchni. W domu ciągle wymyślam coś nowego.

Tyler: Ja lubię biografie aktorów i muzyków. Jedną z moich ulubionych jest ta o Arnoldzie Shwarzeneggerze - bardzo inspirująca! Zobaczcie jak zaczynał, a gdzie jest teraz. Jeśli chodzi o TV, to uwielbiam "Sons of Anarchy" i "Breaking Bad". Jestem też hardkorowym fanem "Simpsonów". Co do jedzenia, to kocham owoce morza. Lubię też warzywa i kurczaka. No i stare ale ciągle jare: stek i ziemniaki!

Karl: Wcześniej mógłbyś wrzucić mnie do jednego wora z tymi, którzy pochłaniają Netflixa. Teraz, najczęściej włączam tylko jakieś programy informacyjne, BBC itp. Czytałem też dużo powieści Sci-Fi, ale jakbyś obecnie zerknął na moje półki, to znalazłbyś tylko podręczniki.

Największe inspiracje, bohaterowie muzyczni lub z zupełnie innej bajki?

Rik: Moje wzory to Buddy Rich, Peter Criss i Clive Burr. Moje inspiracje zawsze były typowo muzyczne.

Tyler: Muzycznie najbardziej wsiąkłem w dyskografię Meatloafa. Jego teatralny sposób śpiewania był dla mnie dużą inspiracją. No i nie zapominajmy o Dio i Ianie Gillanie z Deep Purple.

Dave: Ja jestem z generacji, dla której bardziej liczy się utwór niż artysta. Kilku muzyków zrobiło na mnie wrażeniem, a wśród nich byli np. Jim Root (Slipknot), Willie Adler/Mark Morton (Lamb of God), Synyster Gates (Avenged Sevenfold). Wiem, że Avenged Sevenfold nie trafia do każdego, ale praca gitar w ich kompozycjach miejscami jest niesamowita. Niektórzy mówią, że moja gra przypomina im Chucka Schuldinera.

Brian: Uprzedziłeś mnie! Od zawsze byłem wielkim fanem Chucka - jego gra po prostu rozsadza łeb! Lubię też Jamesa Murphy'ego. Grał przez moment w Death, a później w Testament i Disincarnate - świetny gitarzysta, choć nieco zapomniany. Nie mogę też nie wspomnieć o bohaterach G3 - Vai, Satriani i Yngvie. Są prawdziwą inspiracją, bo pokazują co można zrobić z gitarą.

Karl: Dla mnie od czasów nastoletnich inspiracją był Exciter. W końcu to legendarna metalowa kapela z Ottawy - wzór dla wielu młodych muzyków. Większość książek które czytam są o osobach, która miały coś do powiedzenia, broniły własnego zdania, potrafiły się postawić, z silną wolą i kompasem moralnym.

Dzięki za wywiad! Widać, że żyjecie metalem i że to nie granie nie jest na pokaz. Jesteście szczerzy, prawdziwi. Życzymy samych sukcesów i nie możemy się doczekać kolejnych wydawnictw Dark Ministry!

Zespół: Dzięki!

tłumaczenie: Tomasz Michalski


Autor: Gumbyy

Data dodania: 20.10.2017 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!