Warrel Dane - "Staram się być dobrym człowiekiem"


Warrel Dane, wokalista zespołów Sanctuary i Nevermore, posiadający także projekt solowy, przed koncertem w Katowicach poświęcił nam niemal godzinę czasu i udzielił wywiadu. Wśród śmiechu i łez dyskutowaliśmy o jego solowej karierze, planach na przyszłość z Sanctuary, przeszłości z Nevermore i gościnnych udziałach na płytach Behemoth i Moran Magal. Jeśli chcecie poznać przepis na najlepszą pizzę na świecie, dowiedzieć się, czy reaktywacja Nevermore jest możliwa oraz przekonać się, jak to jest śpiewać w chórze gospel, zapraszamy do przeczytania rozmowy!





MetalSide.pl: Cześć Warrel! Jak ci się podobał wczorajszy koncert w Warszawie, który był pierwszym przystankiem waszej europejskiej trasy?

Warrel Dane: Było ok, może dzisiaj będzie lepiej. Chyba dzień później w Warszawie był jakiś festiwal, ktoś mi powiedział, że nie będzie dużej frekwencji, bo następnego dnia jest spora impreza.

Jak poznałeś obecnych członków swojego solowego składu? Ty jesteś ze Stanów, a oni z Brazylii…

Poznałem ich przez Facebooka. Nasz promotor z São Paulo skontaktował się ze mną i powiedział:

- Chcę, żebyś zagrał w Brazylii, możesz wykonywać utwory, które tylko chcesz, spośród wszystkich swoich projektów.
- Ok, ale muszę skompletować sobie skład.
- Nic się nie martw, na miejscu mam zespół.
- Interesujący pomysł, ale skąd mam wiedzieć, że oni potrafią grać?
- Przygotujemy dla ciebie nagrania wideo.

Okazało się, że zdecydowanie potrafią grać, więc poleciałem tam, nie wiedząc do końca, czego się spodziewać. Oczywiście byłem trochę niepewny, bo nikogo z nich wcześniej nie znałem i leciałem zupełnie sam. Miał mi towarzyszyć tour manager-dźwiękowiec z Seattle, jestem na lotnisku, czekam na niego, a ten się nie pojawia. Musiałem sam wsiąść do samolotu, myślę sobie "Holy fuck! Nie, nie, nie, nie", ale nie mogłem tego odwołać, trzeba było lecieć samemu. Teraz już nie boję się podróżować do obcych krajów. Koleś miał problem z mamą, która była wzięta do szpitala tego dnia, ale powinien zadzwonić do mnie i dać znać.

Utwór "Brother" z twojego solowego albumu jest bardzo osobisty i słyszałam, że nakręcenie klipu do niego nie było dla ciebie łatwe. Jak czułeś się wykonując go po raz pierwszy na scenie przed publicznością?

Pierwszy raz zagrałem go gdzieś w Brazylii. Ten utwór jest naprawdę osobisty, pamiętam, że gdy byłem w połowie, odwróciłem się, spojrzałem na perkusistę Marcusa i po prostu płakałem jak szalony. Nie chciałem, by ktoś z publiki to zauważył. To było trudne. Mój brat zmarł dwa lata temu. Zaledwie dwa dni temu rozmawiałem z jego żoną i powiedziała mi, że on nigdy nie słyszał tego utworu. Wiedział o nim, ale nie chciał go posłuchać. Bał się, że mogłem śpiewać o nim coś złego, bo nie mieliśmy dobrych relacji. Jednak w rzeczywistości jest to list miłosny do mojego brata - brata, którego nigdy nie miałem. Rozmawiałem z jego żoną przez długi czas dzięki WhatsApp, które umożliwia darmowe połączenia. Gdy dzwoniła, nie miałem pojęcia, o co może jej chodzić. Okazało się, że chciała powiedzieć o śnie, który miała o mnie i moim bracie i musiała się upewnić, że wszystko ze mną w porządku. Mówię jej, że jestem w Turcji, ona pyta, co do diabła robię w Turcji, na co ja "W tej chwili siedzę nago przy basenie, jeśli chciałabyś dołączyć". Rozmawialiśmy przez dłuższy czas o kawałku, powiedziała, że kiedy go usłyszała, od razu wiedziała, że jest napisany z miłości, jego córka miała to samo zdanie. Wdowa stwierdziła, że wers, w którym śpiewam "If I could play God I'd swim through your blood and kill the cancer in you" totalnie ją załamał, bo on zmarł na białaczkę. Odszedł nagle, nie wiedzieliśmy, że to się stanie. Tego dnia zadzwoniła do mnie siostra, powiedziała, że Denis jest w szpitalu i nie przeżyje. Zszokowało mnie to, od razu tam pojechałem, bo jeśli to miała być prawda, to musiałem się z nim pożegnać. Niestety nie udało mi się przybyć na czas.

Brother:



Jak długo przed śmiercią brata miałeś okazję go zobaczyć?

Parę miesięcy wstecz. Byliśmy wspólnie na kawie z naszymi siostrami. Było trochę niezręcznie, ale w porządku.

To bardzo przykre, może przejdźmy teraz do bardziej pogodnych tematów...

(złowrogim głosem) To jest metal, metal nie jest wesoły! Arghghgh! (wspólny śmiech)

W takim razie jak idą prace nad drugim solowym albumem? Czy będzie się nazywał "Shadow Work" tak, jak to zapowiadałeś, czy może zmieniłeś zdanie?

Tytuł zostaje, nie będzie zmieniony. Myślę, że album będzie wydany z początkiem przyszłego roku, prawdopodobnie na krótko przed sezonem festiwalowym. To czas, gdy zwykle wytwórnie płytowe chcą wypuszczać nowe płyty. Zobaczę, co na to powie Century Media.

Jakiego rodzaju utwory znajdą się na płycie?

To będzie coś zupełnie innego, niż mój solowy debiut "Praises To The War Machine". Na pierwszej płycie chciałem skoncentrować się na bardziej rock'n'rollowym obliczu heavy metalu. Jej następca będzie totalnie metalowy. Część z tego jest naprawdę brutalna, niemal black metalowa. Mój przyjaciel słuchał jednego utworu i stwierdził "What the fuck?! To brzmi jak mieszanka Dimmu Borgir i Queen!". To najdziwniejsza rzecz, o jakiej mógłbym kiedykolwiek pomyśleć. Ale kiedy to przeanalizowałem, uznałem, że coś w tym jest. Zresztą, sami usłyszycie.

Kto będzie z tobą współpracował przy tej płycie? Chłopaki z Brazylii, z którymi teraz grasz?

Tak, zdecydowanie.

Ok, w takim razie porozmawiajmy teraz na temat Nevermore. Który album jest twoim ulubionym i czy jest to "Dreaming Neon Black"?

Zdecydowanie "Dreaming Neon Black", ponieważ jest bardzo osobisty, to koncept album. Opowiada o mojej dziewczynie, która odeszła zdecydowanie za szybko. Dołączyła do kultu i została zamordowana. Utopiono ją, jej ciało zostało znalezione na dnie jeziora. Przez lata nie było wiadomo, co się wydarzyło, a ja wciąż miewałem sny, w których była pod wodą. W końcu została odnaleziona.

Ten wywiad staje się bardzo przygnębiający... Jak myślisz, czy w przyszłości nagrasz jeszcze jakiś koncept album?

Nie wiem, zobaczę. Jeśli tak się stanie, to się stanie, nie mogę tego przewidzieć. Inspiracje na koncept album przychodzą spontanicznie, to nie jest tak, że człowiek myśli sobie "teraz napisze album o tym i o tym". Kiedy zacząłem tworzyć "Dreaming Neon Black", nie miałem pojęcia, że to będzie koncept album. Po prostu zacząłem pisać utwory i nagle okazało się, że są one ze sobą powiązane. Imię dziewczyny, o której jest ta płyta, to Candace. Patricia Candace Walsh. Ale wszyscy przyjaciele nazywali ja Candy. Zorientowałem się, że te wszystkie utwory przypominają mi o niej i myślę sobie "Coś tu jest na rzeczy. Może ona chce mi coś przekazać". Pewnej nocy miałem sen - siedziałem z nią, rozmawialiśmy, tak, jak teraz z wami i powiedziała "meet me in the dreamtime water and drown with me". Kiedy się obudziłem, byłem zszokowany i myślę sobie "co to do cholery znaczy?". I wtedy do mnie dotarło, że ta płyta musi być koncept albumem. Nie wiem, co dzieje się tam, po drugiej stronie, ale zdecydowanie sądzę, że ona próbowała się ze mną skontaktować. Chciała mi powiedzieć, że utonęła. (kilka łez kręci się w oczach Warrela) Nikt nie powinien obawiać się płaczu, to kręci laski. (śmiech)

Czy uważasz, że reaktywacja Nevermore jest kiedykolwiek możliwa?

Nie.

Nie? Nigdy nie mów nigdy.

Niestety. Już prawie do tego doszło. Nie mogę powiedzieć dlaczego, ale rozmawiałem z pozostałymi muzykami i trójka z nas zgodziła się, by to zrobić. Chodziło tylko o jeden występ. Nie wyszło. Z powodów, o których nie mogę i nie będę mówił. To nie było z powodu naszej trójki, tylko przez coś innego.

Gdzie chcieliście zagrać ten jeden koncert?

Nie powinienem o tym mówić.

Ok, skoro Nevermore jest newralgicznym tematem, to może porozmawiajmy o Sanctuary...

Wiecie co, ludzie często mówią mi "stwórz Nevermore z innymi muzykami, nie potrzebujesz Jeffa". Ale wtedy to byłby zupełnie inny zespół.

Jasne, Jeff jest częścią tego wszystkiego i ciężko byłoby grać bez niego. Pracujecie teraz z Sanctuary nad nowym albumem?

Tak. Będzie zdecydowanie bardziej thrashowy, niż "The Year The Sun Died".

Który z projektów jest obecnie dla ciebie ważniejszy - Sanctuary, czy kariera solowa?

Solo. Będziemy wkrótce nagrywać nowy materiał, a Sanctuary nie jest jeszcze na to gotowe. Gdy nagram solowy album, na pewno w pełni skupię się na Sanctuary.

Wiemy już trochę na temat twoich inspiracji do tekstów Nevermore, a oprócz tego co jest twoim natchnieniem do pisania?

Dużo czytam. Inspirują mnie powieści i filmy. Utwór "Soldiers Of Steel" z pierwszego albumu Sanctuary powstał po przeczytaniu przeze mnie książki, która potem miała adaptację filmową, jej tytuł to "The Keep". To połączenie science fiction z horrorem i zainspirowała mnie do napisania tego kawałka. Co do nowszych to zobaczymy, co mnie natchnie, na razie w trakcie tworzenia mamy pięć utworów na nowy album Sanctuary. Jeden z nich będzie nazywał się "Dead Again", to wszystko, co w tej chwili wiem.

Zawsze coś. Słyszałam, że Behemoth jest jednym z twoich ulubionych zespołów. Jak doszło do tego, że byłeś gościnnym wokalistą w kawałku "Inner Sanctum"?

Ktoś z wytwórni zadzwonił do mnie i powiedział "Hej, wiem, że lubisz Behemoth, chcą, żebyś zaśpiewał na ich płycie", ja na to "Chyba żartujesz! Niesamowicie!", on do mnie "A więc zrobimy to?", ja "Hell yes!". Wiedział, że nawet nie musi mnie pytać, bo wiadomo, że to mój ulubiony zespół.

Słuchasz jakichś innych polskich zespołów?

A jest ich więcej? (śmiech)

Vader, Decapitated...

Tak, tak, znam je, tylko zapomniałem, że są z Polski.

Ogólnie rzadko pojawiasz się jako gościnny wokalista, ale niedawno nagrałeś cover Black Sabbath - "Solitude" wraz z Moran Magal. Jak przekonała cię do tej decyzji?

Hmm, sam nie wiem...

To taki piękny utwór, świetnie go razem wykonaliście.

Tak, myślę że to dobra interpretacja. To wszystko było jej pomysłem. Występowałem wtedy w Izraelu, mój znajomy, który jest organizatorem koncertów, powiedział, że chciałby, abym poznał Moran, posłuchał jej muzyki i może zaśpiewał razem z nią. Zgodziłem się, ale uprzedziłem, że nie będę z nią współpracował, jeśli mi się nie spodoba. Jednak on zapewnił, że przypadnie mi do gustu. Nie spodziewałem się tego, co usłyszałem, to była zupełnie inna interpretacja, zagrana na pianinie i musiałem zrobić coś, czego normalnie nie praktykuję - użyłem najniższej tonacji głosu, jaka była dla mnie możliwa. Kiedy nagrywaliśmy, ciągle myślałem o Peterze Steele'u, sam nie wiem, dlaczego. Standardowo nie śpiewam tak nisko, bo naturalnie jestem barytonem, więc niektóre momenty były naprawdę trudne, ale myślę, że rezultat jest znakomity. Jeden z moich przyjaciół, gdy usłyszał ten utwór, uznał, że to nie ja tam śpiewam... (bardzo niskim głosem) "This is me..."

Moran Magal ft.Warrel Dane - Solitude:



Haha... no to teraz mamy dowód. Czy to prawda, że byłeś członkiem chóru kościelnego?

Mój ojciec był wokalistą i śpiewał w kościele. Kiedy razem z Nevermore nagrywałem w Nashville album "The Obsidian Conspiracy", zacząłem mieć obsesję, by znaleźć jeden z tych kościołów z poskramiaczami węży (Warrel ma na myśli kościoły zielonoświątkowe - przyp. red.). Oni nie pozwalają nikomu wchodzić do tych miejsc, musisz mieć znajomości. Chodziłem po przeróżnych kościołach w Nashville, bo tam mają je na każdej ulicy i pytałem, gdzie można znaleźć tych ludzi, a oni odradzali mi ten pomysł, ale powiedzieli, że muszę jechać bardzo wysoko w góry, jednak nie wiadomo, czy w ogóle uda mi się ich znaleźć. W takim wypadku spytałem, czym zajmują się w swoim kościele. Okazało się, że właśnie będą mieć próbę chóru. Ucieszyłem się i spytałem, czy mógłbym pooglądać, zgodzili się i zaprosili mnie do środka. Ogólnie nie jestem osobą wierzącą, nigdy nie chodzę do kościoła, żaden ze mnie chrześcijanin, po prostu staram się być dobrym człowiekiem, ale nie przynależę do żadnej religii. Pomyślałem sobie, że ciekawie będzie pooglądać próbę chóru. To był kościół, w którym wykonywali pieśni gospel i oniemiałem, gdy usłyszałem, jak pięknie śpiewają ci ludzie. Kiedy mieli przerwę zagadałem do nich mówiąc, że mój ojciec zwykł śpiewać w chórze, a ja jestem w zespole, na co zaproponowali, bym do nich dołączył i wykonał kilka piosenek. Z chęcią na to przystałem. Już po chwili śpiewałem utwór "Go Tell It On The Mountain"! To bardzo popularna piosenka gospel. To był pierwszy raz, gdy poszedłem do kościoła od czasu bycia małym dzieckiem. To naprawdę świetne przeżycie, niezależnie od tego, czy się wierzy, czy nie.

To było tylko jednorazowe, czy odwiedzałeś ich jeszcze?

Byłem tam tylko raz. Tylko jedna niedzielna służba kościelna. Śpiewałem z grupą ludzi... (w tej chwili Warrel zaczyna śpiewać "Go Tell It On The Mountains")

Szkoda, że nie udało ci się tego sfilmować!

Wiem, też bym sobie tego życzył! Ale niestety się nie udało, nawet o tym nie pomyślałem.

Czy wciąż macie restaurację z Jimem Sheppardem?

Nie, sprzedaliśmy ją już dawno temu.

Co było specjalnością waszego lokalu?

Hmm... Penne à la carbonara. To nie jest najzdrowsza potrawa. Ma w sobie wszystkie złe składniki: bekon, ser, tłustą śmietankę, jajka, makaron... W naszej restauracji zwykliśmy to nazywać zawałem serca na talerzu. Tak dużo tłuszczu i cholesterolu na raz... Nie można tego jeść codziennie, chyba, że chce się umrzeć w przeciągu roku. Nasza restauracja serwowała tylko włoskie jedzienie, mieliśmy też oczywiście pizzę, a moją ulubioną była taka bez sosu na cieście, z olejem czosnkowym, na to szedł usmażony w małej ilości tłuszczu szpinak z lekkim dodatkiem czosnku, soku z cytryny i soli, przykrywało się wszystko serem gorgonzola i parmezanem, a na koniec posypywało świeżymi posiekanymi liśćmi bazylii. Kiedy zaczęliśmy serwować tę pizzę, od razu stała się numerem jeden w naszej restauracji.

Czy gotowanie było twoim naturalnym talentem, czy gdzieś się uczyłeś?

Przez długie lata pracowałem we włoskiej restauracji, ponieważ w tym czasie trasy koncertowe nie przynosiły dużych zysków i musiałem mieć drugą posadę. Zacząłem tam pracować chyba około 1992 roku, byłem wtedy dość młody, restauracja była blisko mojego mieszkania. Również Jim Sheppard z Nevermore się tam zatrudnił, a także Jeff Loomis, więc wszyscy w trójkę pracowaliśmy w kuchni. Prawie cały zespół mieliśmy w jednym miejscu. Miejsce stworzył Włoch, który emigrował z Neapolu wraz z rodziną już w latach 50. i prowadził całą sieć restauracji. Jedna z nich była zlokalizowana w Queen Anne Hill w Seattle, to tam zacząłem pracę. Po jakimś czasie właściciel postanowił się jej pozbyć, więc wraz z Jimem przejęliśmy ją. Właściwie od razu postawiło nas to w trudnej sytuacji, bo musieliśmy zdecydować, czy poświęcimy się muzyce, czy gotowaniu. Prowadzenie restauracji to praca 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Pierwsza trasa koncertowa, którą odbyliśmy jeszcze przed decyzją o zamknięciu tego miejsca, była niewypałem. Wróciliśmy do domu, przychodzimy do restauracji, zastaliśmy ją w kiepskim stanie, mnóstwo rzeczy poznikało, ceny potraw poszybowały w górę i oczywistym było, że pracownicy kradną. Nie wspominając już o tym, jak podrożał alkohol. Zrobiłem inwentaryzację, okazało się, że siedem kegów piwa znikło, jednak szybko dowiedziałem się, gdzie się one podziały. Kiedy ten koleś przyszedł do pracy, puściłem kawałek Pantery "Walk", poczekałem chwilę, aż wszedł do kuchni, robimy headbanging i w momencie, gdy Phil Anselmo śpiewa "walk on home boy", wykrzyczałem "Jesteś zwolniony! Wypad z mojej kuchni! Dobrze wiesz dlaczego. Walk on home!".

(akurat w trakcie miłej pogadanki na tematy kulinarne przywożą Warrelowi obiad)

Ok, myślę że mamy wystarczająco materiału, a ty pewnie zgłodniałeś, więc na koniec proszę o krótkie pozdrowienia dla czytelników MetalSide.

(szeptem) Co powinienem powiedzieć?

(szeptem) Nie wiem, musisz coś wymyślić.

(niskim głosem) Witajcie czytelnicy MetalSide, nazywam się Warrel Dane, mam upiorny niski głos... (wysokim głosem) Ale wy o tym nie wiedzieliście, bo zazwyczaj śpiewam tak wysoko. Miło mi pozdrowić wszystkich czytelników i widzów, i słuchaczy MetalSide. Stay heavy motherfuckers!

wywiad przeprowadzili: Anna Jaglarz i Piotrek Gumbyy
tłumaczenie: Anna Jaglarz



Autor: Anna Jaglarz

Data dodania: 16.09.2016 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!