Download Festival 2009


Festiwal Download
13-15.07.2009 - Donington, Anglia



Niektórzy uważają metal za diabelską muzykę... Jak zatem można wyjaśnić fakt, że podczas corocznego metalowego święta, jakim jest festiwal Download w Donington, przez całe trzy dni świeciło słońce? Trudno określić, czyja to zasługa, pana z góry czy tego z dołu, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że od trzech lat lato w Anglii jest chłodne i deszczowe. Podczas Download było naprawdę upalnie, jedynym ratunkiem dla fanów przybyłych na imprezę był kufel zimnego (w miarę) piwa Tuborg.

Donington to miejsce, które pojawiło się na mapie metalowego światka wiele lat temu i z roku na rok na festiwal Download przyjeżdża kilka tysięcy więcej osób niż w latach poprzednich, które pragną zapomnieć o szarej rzeczywistosci i na kilka dni przenieść się w miejsce, gdzie absolutnie najważniejsza jest muzyka... Z piwem na drugim miejscu!

2009 rok to mój trzeci festiwal. Od kilku miesięcy planowałam wyjazd, związany oczywiście jaz zwykle z załatwieniem urlopu i opiekunki do dzieci, cóż - starość nie radość, jednak metalowa dusza nadal tkwi we mnie i chyba zostanę jedną z tych 'metalowych babć', które straszą wyblakłymi tatuażami i z którymi metalowa młodzież robi sobie zdjęcia w samym centrum moshpit'u.

Tym razem niestety musiałam opuścić sobie czwartkową rozgrzewkę przed festiwalem i pojawiłam się w Donington dopiero w piątek rano, ze swoim partnerem, namiotem i zgrzewką piwa! Już po wjeździe na pole namiotowe poczułam przypływ niesamowitej energii i podekscytowania związanego z tym, co się wydarzy w ciągu najbliższych kilku dni - 100 kapel na trzech scenach, w tym kilka, które pojawiło się na metalowej scenie od niedawna, i które miałam ogromną ochotę obejrzeć.

Podczas tegorocznego Download każdy uczestnik festiwalu mógł ułożyć sobie program w zależności od swoich indywidualnych preferencji - na co pozwalał przekrój zespołów i gatunków muzyki - od klasycznego rocka, poprzez melodyjny metal, aż do hardrocka i prawdziwego metalu. Oczywiście, reprezentowane były rówież metalowe i rockowe nisze - gothic, grunge, punk... Wybór był ogromny i naprawdę nie sposób było obejrzeć wszystkich kapel! Jeśli ktoś miał ochotę, z pewnych miejsc można było posłuchać wykonawców jednocześnie grających na trzech scenach, jednak niewiele osób miało ochotę na aż taki mętlik w głowie!!! Osobiście, dokładnie planowaliśmy nasze spacerki pomiędzy scenami, tak aby nie przegapić koncertów interesujących nas zespołów. Niekiedy nawet nie starczało czasu aby zjeść jakiś nadziewanych ziemniakó czy chińszczyznę z jednego z wielu stoisk oferujących festiwalową strawę. Zresztą, może to i dobrze biorąc pod uwagę ceny!!!

W piątek najważniejszym dla mnie występem był Faith No More, których ostatnio miałam okazję zobaczyć na żywo w latach 90-tych w Zabrzu i muszę przyznać, że dla tego zespołu totalnie zatrzymał się czas! Swój set rozpoczęli coverem kapeli Peaches and Herb's 'Reunited', odpowiedni utwór dla zespołu-legendy, którego członkowie poza dwoma mniejszymi koncertami na rozgrzewkę przed Download, ostatnio grali wspólnie w 1998 roku. Występ Faith No More spotkał się z niesamowitym przyjęciem ze strony publiczności, Mark Patton, dość zabawnie prezentujący się w kolorowym garniturze i spółka zadbali o to, by poza wspaniałą muzyką występ Faith No More był pełen energii humoru, lecz również nostalgii. Panowie najwyraźniej mają obecnie chęć na granie coverów, zespół wykonał między innymi pastisz utworu 'Lady Gaga' (nie pytajcie mnie o tytuł...) i cover Lionel'a Richie. Setlista Faith No More zawierała między innymi utwory 'Easy', 'Introduce Yourself', 'Ashes To Ashes' i zamykający set 'We Care A Lot'. Wspaniały come-back, panowie są naprawdę w świetnej formie!

Podczas gdy fani Faith no More doprowadzani byli przez zespół niemalże do szaleństwa na dużej scenie, na małej scenie pojawili się dziadkowie z Motley Crue, a wraz z nimi ich oryginalna publiczność - 50-letnie dziewczyny w szortach, panowie obowiązkowo z bandaną na głowie i w dżinsach z dziurami (pojawiały się też trwałe na resztkach włosów!). Tylu Mulletów w jednych miejscu już dawno nie widziałam! (Dla niewtajemniczonych - 'mullet' z angielskiego to określenie fryzury na czeskiego metala, czyli długo z tylu, krótko z przodu). Motley Crue jest stałym gościem festiwalu, wydaje się, że grają na Download co roku. Jako że byłam zbyt mocno podekscytowana Faith No More, usłyszałam tylko sprawnie wykonane 'Girls, girls, girls' i uciekłam z powrotem na dużą scenę.

Poza Faith no More w piątek warte zauważenia były koncerty wspaniałego Korn, Jonathan ze swoim charakterystycznym głosem i niesamowitą charyzmą niemalże zahipnotyzował publikę, szczególnie podczas 'Freak on the Leash' czy coveru Pink Floyd 'The Wall'; pełnego energii walijskiego post-hardcore'owego The Blackout, melodyjnego lecz jednocześnie mrocznego i ciężkiego Sylosis, którym doskonale udało się rozruszać zgromadzonych fanów pomimo panującego upału.

Lauren Harris, córka niejakiego Steve'a, stara się pójść w ślady taty i pojawia się co roku praktycznie na wszystkich metalowych imprezach w Wlk. Brytanii. Jej muzyka to klasyczny rock, a występ 'wzbogacają' ruchy wokalistki, które bardziej nadawałyby się na występ obok rurki niż na metalowy festiwal. Nieco powiało nudą, publiczność przyjęła jej występ bez większego entuzjazmu. Co za dużo to niezdrowo?

Z kolei Killswitch Engage okazali się w znakomitej formie prezentując materiał ze swojego nowego albumu. Singiel 'Starting Over' naprawdę rozgrzał publiczność i kapelę chyba też, skoro gitarzysta Adam Dutkiewicz miał ochotę rozebrać się do naga!

Limp Bizkit, po tym jak odwołali w ostatniej chwili swój występ na zeszłorocznym Download, w tym roku udowodnili, że nadal stać ich na wiele w metalowym światku! Występ Freda Dursta i spółki był pełen energii, wspólnego śpiewania z publiką, szczególnie podczas klasyków takich jak 'Rollin', czy 'My Generation'; zabawnych komentarzy i dobrego humoru.

Drugi dzień festiwalu przyniósł jeszcze więcej piwa, więcej słońca i wspaniałej muzyki! Na dużej scenie zaprezentował się projekt Phila Anselmo z Panthery - Down dając niesamowity, energetyczny występ, zmuszając nawet najbardziej otępiałych słońcem i alkoholem do moshingu. Phil Anselmo był w swoim żywiole, podczas utworów 'Stone The Crow' czy 'Bury Me In Smoke' każdy z widzów miał całkowitą pewność, że właśnie doświadcza pewnego rodzaju zmartwychwstania metalowej legendy.

Po nich Pendulum - stali goście Download - ze swoją mieszanką post-hardcore/emo. Podobnie jak rok temu zespół zmusił do szaleńczego tańca metalowców, emo, punków i raversów, co prawda ich muzyka jest o wiele lżejsza niż Down, jednak koncert dostarczył podobnej dawki energii.

Devildriver i Five Finger Death Punch to dwie kapele na które naprawdo warto zwrócić uwagę. Podczas Devildriver publiczność dużej sceny utworzyła dwa potężne moshpit'y, naprawdę trudno to opisać. Ten projekt, utworzony prze byłego wokalistę Coal Chamber, Daza, to jeden z odkryć tego roku, zbierający nagrodę za nagrodą. Już wkrótce będą naprawdę wielcy! Koncert grupy był jednym z najlepszych podczas tego festiwalu, muzyka Devildriver na żywo zwali cię z nóg, zabierając do piekła i z powrotem. Jest ostro, ciężko, ściana dźwięków, growling i krzyki wokalisty, chaos, czysta energia i najbardziej rasowy z możliwych metal!

Z kolei występ Marylin Manson znudził chyba nawet tych najwytrwalszych i najcierpliwszych. Co najbardziej rzucało się w oczy podczas tego koncertu to... setki ludzi udających się na piwo już po kilku pierwszych utworach, o dość wolnym tempie, pochodzących z nowego albumu 'The High End Of Low'. Manson zdołał zabić nawet swoje największe klasyki. Nie pomagały długie przerwy pomiędzy utworami, kiedy Manson krył się za kulisami aby poprawić makijaż. Panie Manson, czas spakować swoje klocki i czarne kiecki i schować się gdzieś na jakiś czas, podejmując decyzję, w jaki sposób i czy w ogóle pokierować swoją muzyczną karierą.

Kto by pomyślał, że zespół taki jak Prodigy obroni się na metalowym festiwalu? Tymczasem panowie Howlett, Flint i Realit, grając jako headliner na małej scenie, udowodnili, że ich muzyka doskonale pasuje do klimatu imprezy. Zaskakująco ciężki lecz nadal transowy i taneczny materiał grupy rozruszał publiczność, było i pogo, i skoki w publikę, i hektolitry wylanego potu.

Czas na headlinerów dużej sceny - Slipknot. Obowiązkowe maski, totalny chaos, agresja, energia i mania na scenie udzielały się publice, która nie tylko tłumnie pzreskakiwała przez barierki i tańczyła, ale również odśpiewywała z zespołem kawałek po kawałku, szczególnie podczas 'Duality' wokalistę wspomagało 70 tys. gardeł. Spektakularnym było obserwowanie tej samej ilości osób równocześnia siadającej na trawie po czym wstającej na polecenie wokalisty podczas 'Spit it Out'. Niesamowity koncert!

Z kolei niedziela upłynęła pod znakiem klasycznego rocka. Na wielu uczestnikach festiwalu widać było już zmęczenie upałem i kilkudniowym nie rozstawaniem się z browarem, nawet emo i goci powoli zaczynali wyglądać jak po kilku sesjach na solarium! Mimo wszystko jednak, zespoły nadal były gorąco i entuzjastycznie przyjmowane.

Na rozgrzewkę Black Stone Cherry zapodali publice dawkę kowbojskiego rocka, w sam raz na rozluźnienie się z piwkiem w dłoni. Z doskonałym przyjęciem spotkało się Journey, nie było chyba wśród publiczności osoby, która nie śpiewałaby refrenu do utworu 'Someday Love Will Find You' czy 'Don't Stop Believing'.

Wirtuozi z Dream Theater wprawili w osłupienie wszystkich potencjalnych muzyków wśród fanów - to, co panowie wyczynają na gitarach graniczy z cudem. 'Pull Me Under' czy 'Constant Motion' to swoiste muzyczne historie, ze zmianami klimatu, tempa... Wszystko bardzo techniczne, dopracowane do ostatniej nuty. Publiczność dość statyczna, Dream Theater to chyba bardzej zespół do słuchania niż wariowania!

No i nadszedł czas na żyjącą legendę - ZZ Top! Z góry przyznaję, fanką nigdy nie byłam, no ale nie wypadało nie zobaczyć tego koncertu. Choć plotka głosi, że panowie od razu po koncercie ściągnęli swoje brody, poza tym, zespół nie należy do najbardziej żywiołowych na scenie, fani, starzy i młodsi, zgotowali ZZ Top entuzjastyczne przyjęcie. Zespół zaprezentował przekrój swoich największych hitów, między innymi 'Sharp Dressed Man', 'La Grange' czy 'Legs', zamykając swój set coverem Jailhouse Rock. Po 40 latach na scenie ZZ Top zna się na swoim fachu i wie, jak usatysfakcjonować publiczność, w zasadzie powinni być headlinerami tego dnia, nazwanego przez uczestników festiwalu Soft Sunday. Ten koncert z pewnością zapamięta wielu, niezależnie od tego czy ktoś jest fanem ZZ Top czy tylko, tak jak ja, pojawił się na tym koncercie z czystej ciekawości!

Pamiętacie jeszcze Papa Roach? Zespół, który kiedyś reprezentował nu-metal, a obecnie przekwalifikował się na niemalże pop, jakimś cudem dostał się, i to nie po raz pierwszy, na deski Dużej Sceny na ciągle nadal METALOWYM festiwalu Download. Posłuchałam kilku utworów, przyznaję, że sprawnie odegranych, pośmiałam się z żartów wokalisty (skierowanych między innymi w stronę Shitney Spears i Piss Hilton) i udałam się na mała scenę, aby posłuchać jednego z cięższych tego dnia zespołów, Trivium. Poczynania tej nadal bardzo młodej kapeli śledzę już od kilku lat i jest to zespół, który koniecznie trzeba zobaczyć na żywo. Ich set to wybuchowa mieszanka energii, szaleńczego pogo, skoków w publiczność i przede wszystkich - doskonałej, perfekcyjnie odegranej muzyki, z zabijającym brzmieniem. I tym razem Trivium nie zawiódł. Mała scena pękała w szwach, Matt Heafy i spółka od początku nawiązali wspaniały kontakt z publicznością, prezentując przekrój materiału ze wszystkich czterech albumów. Najlepiej przyjęte były nadal hity z albumy 'Ascendancy' - brzmienie 'Rain' zwala z nóg, 'Gun' powoduje, że nie sposób ustać w miejscu, a kończący set 'Pull Harder On The Strings Of Your Martyr', wykrzyczany wspólnie z publicznością, okazał się najodpowiedniejszym uwieńczeniem festiwalu Download 2009!

Z powodu wspaniałego występu Trivium nie udało mi się zdążyć na występ headlinerów Dużej Sceny Def Leppard, ale ponoć nie mam czego żałować.

Download po raz kolejny okazał się festiwalem, gdzie każda metalowa dusza znajdzie coś dla siebie, prezentowany przekrój gatunków ciężkiej muzyki potrafi usatysfakcjonować chyba nawet tych najbardziej wybrednych. Co więcej, warto wybrać się na tę imprezę chociażby dla niesamowitej atmosfery, przez cztery dni znajdujesz się po prostu w metalowym niebie!!

Many thanks to Alex Darling from LD Communications!



Autor: Ania Blomberg-Gahan

Data dodania: 04.09.2009 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2025 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!