Ashes of Ares - Kraków



Ashes of Ares
Klub Studio, Kraków - 06.10.2025 r.


Zespół Ashes of Ares zapowiedział koncert w Krakowie, a dla mniej zorientowanych wspomnę, że w tym zespole śpiewa Matt Barlow, który oczywiście jest łączony z formacją Iced Earth. Dodatkowo gitarzystą/basistą jest Freddie Vidales, który grał tam na basie w latach 2008-2012. Jakby tego wszystkiego było mało, to zapowiedziano wykonanie w całości albumu "The Dark Saga". No klękajcie narody! Barlow śpiewający utwory z tej płyty? SZTOS! Tym bardziej, że po politycznym rajdzie Jona Schaffera na Kapitol w 2021 roku i późniejszych wyrokach sądowych - kariera Iced Earth legła w gruzach. Co prawda Pan Janek finalnie został ułaskawiony w tym roku, ale jakoś do reaktywacji zespołu się nie pali. Może takie przetarcie szlaku przez Ashes of Ares będzie jakąś delikatną iskierką, która podpali ten lont? Nadziei za wiele nie ma, no ale nic się z tym nie zrobi. Super, że mieliśmy okazję "zobaczyć najlepsze Iced Earth jakie jest obecnie możliwe" na koncercie w Krakowie.

Pod klubem meldujemy się godzinkę przed otwarciem bram. Tak sprytnie szukaliśmy miejscówki do zjedzenia czegoś, że znaleźliśmy miejsce parkingowe pod samym klubem. A zjedliśmy i piwko wypiliśmy tuż obok Klubu Studio - same dobrocie, więc polecam jak najbardziej. Przy otwarciu klubu byliśmy w grupce kilkunastu osób, w tym nieznajomego (jak się okazało później też z Wrocławia), któremu nie zadziałał bilet na wejściu. Okazało się, że chłopak... pomylił imprezy! I to pomylił grubo. Bo miał bilet na rapowy koncert dzień później. SERIO! No to biedny chciał się udać w siną dal, ale kilka osób zażartowało, że skoro już tu jest to niech idzie na ten koncert. I wiecie co? On tak zrobił! Kupił bilet na bramce i przez cały koncert bawił się (tak!) w pobliżu barierki. Ucięliśmy sobie pogawędkę po imprezie i był dosyć zadowolony z tego co zobaczył i usłyszał. No mega imponujące, bo ja bym chyba w drugą stronę się nie skusił na taki totalnie nie w mojej muzycznej bajce koncert. A podpytywaliśmy czy cokolwiek z metalowych kapel zna. No to tylko te największe nazwy... ze słyszenia (Metallica, czy Iron Maiden). Jednym słowem zuch! Pozdrawiam przy okazji!

A na barierce sporo znajomych, więc czas (godzinka z okładem) szybciutko zleciała. No i wreszcie/nareszcie nadeszła godzina 20:00 i tym samym start koncertu Ashes of Ares. Muzycy (sesyjno-koncertowi) wyszli na scenę, po nich Vidales i na samym końcu Matt! A zespół zaczął od intro "Novous Ordo", które otwiera również najnowszą płytę "New Messiahs". Po nim poleciał utwór tytułowy i poprawka "Two Graves". Dokładnie tak jak wygląda początek tej płyty wydanej w tym roku. Matt zapowiada, że teraz nastąpi to na co wszyscy czekamy i zagrają całą płytę "The Dark Saga". Jednocześnie przeprasza, że nie jest w najlepszej formie wokalnej bo jakieś choróbsko się doczepiło. Faktycznie - górek za bardzo nie było, ale w dolnych rejestrach było całkiem dobrze, czy nawet bardzo dobrze. Te wysokie partie był najczęściej "oddawane" publice i całkiem fajnie to wyszło. Tutaj muszę przyznać, że ludziska w Klubie Studio nie byli przypadkowi i każdy wiedział czego chce. Nie było jakiejś powalającej frekwencji, ale wszystko odbyło się w myśl zasady: "nieliczni, ale fanatyczni". Widać to też było po muzykach jak rośli na scenie z każdym numerem, z każdym wyśpiewanym przez nas refrenem, czy wynuconą melodyjką. Świetna sprawa. Do tego Matt sporo rozmawiał z ludźmi pod sceną i reagował niejednokrotnie na komentarze rzucane z tłumu. Zrobiła się dzięki temu taka dosyć miła i lekko "rodzinna" atmosfera. Do tego skandowanie pomiędzy utworami "Ashes of Ares", "Matthew, Matthew", "Freddie, Freddie", czy naprzemiennie (co najbardziej rozbawiło muzyków) "Matthew-Freddie". A po pierwszym numerze z płyty publika chyba z rozpędu poleciała z okrzykiem "Iced Earth" co lekko zaskoczyło Barlowa, ale momentalne gromkie "Ashes of Ares" zamknęło temat.

A muzycznie - no Panie i Panowie - dla mnie Dzień Dziecka w Wigilię. Kocham niezmiernie Iced Earth, a albumy "The Dark Saga" i "Something Wicked This Way Comes" to dwa moje ulubione. Nie pozostało mi nic innego, niż zanurzyć się w tej opowieści i zachwycać się tymi numerami na żywo. Świetnie było widzieć ponownie Barlowa w tym repertuarze. Nasze ostatnie spotkanie było podczas ostatniego koncertu Matta z Iced Earth podczas Wacken Open Air w 2011 roku. Bardzo emocjonalny występ i sporo wzruszeń. Teraz, po 14 latach znowu ten wokalista śpiewa mi utwory Iced Earth. I tutaj jak wspomniałem wcześniej - same dobrocie. Od tytułowego, przez "I Died for You", "The Hunter" (wielbię bardzo), "Depths of Hell" i piękny "Slave to the Dark". A na sam koniec perełka i przysłowiowa truskawka na torcie, czyli (pięknie zapowiedziane przez Matta) "A Question of Heaven" - o matko jak to pięknie siadło! Ależ emocje, jaki klimat i nastrój. Bez dwóch zdań - Barlow potrafi cudownie swoim śpiewem przekazywać emocje. Jak to pięknie działa. Przyznaję, że podczas tego numeru lekko "spociły mi się oczy". Coś pięknego! Krótka chwila przerwy dosłownie na dwa oddechy i lecimy z intro "A City in Decay", które zaczyna również poprzednią płytę "Emperors and Fools" z 2022 roku i szybko przechodzimy do jej pierwszego numeru "I Am the Night". Akurat czas na lekkie dojście do siebie po emocjach związanych z "The Dark Saga". Po tym zespół schodzi ze sceny.

Oczywiście nie ma mowy, żeby bisów nie było. Chwilka oczekiwania, muzycy wychodzą na scenę i zaczynają coś tam sobie improwizować. Po dłuższej chwili dołącza do mich Matt i zgrabnie przechodzimy do numeru "Burning Times". No to akurat niespodzianką dla mnie nie było bo wiedziałem, że na bis rotują tym, albo "Melancholy (Holy Martyr)". Biorąc pod uwagę problemy zdrowotne Barlowa było dla mnie oczywiste, że będzie wolał nie śpiewać tego bardziej wymagającego numeru. Wspaniale było usłyszeć i ten numer, a refreny oczywiście nasze. A na sam koniec dostaliśmy "The One-Eyed King" z debiutu wydanego w 2013 roku. Muzycy serdecznie dziękują za ten koncert, my oczywiście również, prezenty lecą w publikę (wpada mi kostka od Freddiego) i to by było na tyle. Od znajomego co miał dostęp do backstage wiemy, że muzycy szybko wychodzą do publiki więc chwilkę czekamy. Tym bardziej, że trzeba uspokoić emocje i podzielić się wrażeniami z licznymi znajomymi. A po chwili Freddie i reszta muzyków już jest dostępna dla nas. Korzystam z okazji i Vidales podpisuje mi naszą fotkę z Wacken 2011, co do którego mamy taki sam komentarz: "wtedy byliśmy młodzi i piękni, a teraz jesteśmy piękni". Zbijamy piątkę, cykamy kolejną wspólną fotę. Po chwili moja wspólna fotka z Mattem (też z tego 2011) wędruje na backstage i wraca do mnie z podpisem (piękne dzięki Piotrze!). Jeszcze chwilkę kręcimy się od znajomych do znajomych i zapada decyzja, że nie czekamy aż Barlow wyjdzie i zbieramy się do wozu, bo przed nami jeszcze kawałek drogi do przejechania.

Wspaniały to był koncert i przez długi czas będzie we mnie siedział. Sporo pozytywnych emocji, wspaniałe numery i Matt za mikrofonem. Wiadomo, troszkę brakowało tych górek, ale cóż poradzić na chorobę? No i oczywiście, że brakowało "prawej ręki Schaffera", ale to na razie trzeba odłożyć na półkę "to już nigdy może się nie zdarzyć". Piszę ten tekst cztery dni po koncercie i dalej nieustannie wałkuję album "The Dark Saga" i jest mi z tym mega dobrze. Dawno tak dobrze się nie wybawiłem na koncercie. Do tego te wszystkie reakcje zespół-publika-zespół. No lepiej się nie da. Brawo Panowie na scenie, brawo my!

ps.
Bruja - bardzo serdeczne uściski i serdeczności!!!




Autor: Piotr "gumbyy" Legieć

Data dodania: 21.10.2025 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2025 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!