15 grudnia 2007 Zlin Helloween, Gamma Ray, Sabaton
Wprawdzie zarówno Helloween, jak i Gamma Ray widziałem w zeszłym roku na Masters of Rock, ale wiadomość o ich wspólnym turnee i koncercie w Zlinie sprawiła, że zacząłem się poważnie zastanawiać nad powtórką z rozrywki. Kolega, który był ze mną na Masters of Rock miał podobne odczucia i jeszcze w sierpniu staliśmy się szczęśliwymi posiadaczami biletów.
Później jednak nie szło za dobrze, 1-sza ekipa zrezygnowała, 2-ga nie zdążyła kupić biletów i koniec końców zostaliśmy we 3 na tydzień przed koncertem (3-cim osobnikiem był zwerbowany niedługo po rezygnacji 1-szej ekipy Bulik, znany z forum PM.Z). Ostatecznie pojechaliśmy w 4-kę, dołączył do nas jeszcze MaxDamage z tegoż forum. Przerabialiśmy chyba każdą możliwość transportu, przy 1-szej ekipie samochód, przy 2-giej bus, potem jeszcze pociąg, nawet rowery :] Skończyło się na pociągu, jako że w miarę tanio, wesoło, wszyscy mogą popić i nie martwić się o auto ;)
Z internetowymi znajomymi poznaliśmy się na dworcu w Katowicach, skąd czekała nas długa droga do Zlina. Szybko się dotarliśmy przy piwie i muzyce :) Sama przeprawa nie obyła się za to bez przygód, okazało się, że dworzec w Bohuminie, do którego szliśmy na piechotę z Chałupek, jest dalej niż się nam zdawało, o czym coraz mocniej przekonywali nas kolejni napotkani Czesi. Trochę trzeba było pobiec, a i tak nie zdążylibyśmy na pociąg, gdyby nie uprzejmość pewnego miłego pana, który zgodził się nas podwieźć (dzięki Mistrzu!). Był jeszcze dreszczyk emocji, bo gdy wbiegaliśmy na dworzec pociąg właśnie odjeżdżał... ale okazało się że nie nasz, do właściwego wsiedliśmy też prawie na ostatnią chwilę i zakupiliśmy bilety już podczas jazdy u miłej pani konduktor.
Kilka przesiadek dalej i jesteśmy w Zlinie... no prawie, bo w pobliżu jednej z pierwszych stacji pociąg, przypominający raczej szeroki tramwaj, zatrzymał się chyba na 10 minut... W końcu z głośnika dobiegł ku uciesze gawiedzi głos zapijaczonego maszynisty, machina ruszyła i wreszcie dotarliśmy do właściwej stacji, z której już tylko krótki spacerek do hali. Przed wejściem jeszcze piwko i trochę fotek, poczym wkraczamy do paszczy lwa.
Hala ładnie napchana, w końcu bilety rozeszły się już miesiąc wcześniej. Miałem szczęście być nie przeszukanym, dzięki czemu mogłem mieć na płycie wodę, niewiele ale zawsze. Przed Sabatonem się rozdzieliliśmy, gdyż część chciała jeszcze wypróbować jak dobre piwo sprzedają w samej hali ;) Ja i Bulik woleliśmy już szukać dobrego miejsca, choć za bardzo się nie pchaliśmy, jakiś 12-ty rząd nam wystarczył.
Sabaton scenografii nie miał prawie żadnej, ograniczyła się do małej flagi, która nawet nie przesłoniła do końca logo Gamma Ray z tylnej kurtyny. No ale to w końcu najmniej ważne. Zaczęli od "Panzer Battalion" i od razu porwali publikę, która usłyszała od Joakima wiele ciepłych słów, żartował, opowiadał, że jego matka jest z Czech, generalnie bardzo dobry kontakt.
Z "Primo Victoria" odegrali jeszcze kawałek tytułowy, który wyszedł genialnie, podobnie jak większość publiki gardła nie oszczędzałem ;) ; a także "Metal Machine". Z "Attero Dominatus" również tytułowy - obok "Primo Victoria" najjaśniejszy punkt koncertu, oraz "Raise of Evil" i, jak się potem dowiedziałem od Gumbyy'ego (sam nie skojarzyłem, bo tę płytę poznałem dopiero w dzień koncertu) "In the Name of God" i połączony z "Metal Machine" "Metal Crüe". Generalnie bardzo fajny koncert, żałowałem, że dobrze znam tylko album "Primo Victoria", na pewno nadrobię zaległości.
Zaczęło się oczekiwanie na gwiazdę wieczoru, jaką dla wielu (również dla mnie) była Gamma Ray. Wypatrujemy reszty ekipy na tyłach, tymczasem dzwoni telefon, praktycznie nic nie słychać, ale widzę machające ręce prawie spod sceny. A to się dopchali, sam tak blisko nie planowałem, wyszalałem się na tym składzie rok temu, teraz miałem aparat, któremu zbytnie wybryki pod sceną mogły nie wyjść na zdrowie. Ale nic to, przedarliśmy się do nich, czego absolutnie nie żałowałem, aparat dobrze zabezpieczony w futerale przetrwał najgorsze szaleństwo, a w spokojniejszych chwilach porobiłem masę zdjęć z bliska (choć jak się potem dowiedziałem od kolegi, sprzęt jakiegoś gościa został zadeptany podczas walki o kostkę).
Wreszcie rozbrzmiewa "Welcome", pod koniec światła padają na scenę, Kai Hansen wita przybyłych i show się zaczyna - "Gardens of the Sinner", jeden z moich faworytów zaserwowany na start - czuję się prawie jak na koncercie ze "Skeletons in the Closet" :) Z tych najlepszych momentów wymieniłbym jeszcze oczywiście genialny "Rebellion in Dreamland" (szkoda tylko, że skrócony...), "Ride the Sky" (podobnie, ale to było coś, czego strasznie mi brakowało na poprzednim ich koncercie - stuffu starego Helloween), "New World Order", "Somewhere Out in Space" z pięknie przearanżowaną końcówką, oraz "Heavy Metal Universe". Ten Manowar wannabe normalnie nie należy do moich ulubieńców, ale na koncercie to miazga, Kai długo bawił się tu z publiką - lewa strona śpiewa "heavy", potem prawa "metal" i wreszcie środek "universe".
Z nowej płyty odegrali tylko 2 kawałki - "Empress" i "Into the Storm", ten drugi, choć moim zdaniem najsłabszy na albumie, też wyszedł bardzo fajnie, ale mogli się z nim nie wcinać w połowie "Rebellion in Dreamland". Z poprzedniego krążka "Fight" - świetny wybór, znakomity kawałek zwłaszcza na koncert. Z pierwszego okresu za to odkurzyli "Heaven Can Wait", z dużym udziałem dzikiego tłumu ;) Na bis "Send Me a Sign". Cóż mogę dodać, chyba najlepszy koncert jaki w życiu widziałem, rewelacja.
Czekamy na Helloween, nie oczekiwałem że zagrają lepiej niż Gamma, ale spodziewałem się po prostu bardzo dobrego występu, okazał się wręcz świetny. Intro, Dani kręci wielkim kołem jak z okładki płyty (w ogóle scenografia bardzo fajna, był też duży diabeł etc.) i jazda bez trzymanki na start - "Halloween"! Wprawdzie z Andim na wokalu to nie jest to, ale i tak "zabija na śmierć". Generalnie dużo grali z "Keeperów" - jeszcze "A Tale That Wasn't Right", "Eagle Fly Free", "March of Time" (wprawdzie to mój ulubiony kawałek Helloween, ale głównie ze względu na genialne wokale Michaela, Andi jak się można domyślić zaśpiewał go gorzej), "Dr.Stein" i "Keeper of the Seven Keys" w medleyu (sama końcówka). Właśnie - medley był na bis, znalazły się w nim też takie kawałki jak "Power", "I Can" (a już myślałem, że panowie zapomnieli, że nagrali coś takiego jak "Better Than Raw") "Where the Rain Grows" itd.
Z "Master of the Rings" zagrali rónież "Sole Survivor" i "Perfect Gentleman" gdzie Deris długo bawił się z publiką, ubrany jak idealny gentleman ;) Z "The Dark Ride" tylko "If I Could Fly" i to też niecałe zdaje się. Był też "The King for a 1000 Years", a z nowej płyty "As Long As I Fall" i świetny "The Bells Of The Seven Hells" gdzie też Andi bawił się w śpiewanie z publicznością.
Dani miał sporo czasu dla siebie; podczas gdy szalał na perkusji, mała kurtynka osłoniła Sasche, Andiego i Markusa w kapeluszach i z brodami a'la Św. Mikołaj. Przekomarzali się z Danim, po czym razem odegrali "Smoke on Water" (wokal przesterowany). Następnie wyszedł Michael z karabinem i "zastrzelił" brodaczy... hehe bardzo fajne przedstawienie, publiczność miała ubaw.
I wreszcie ostatni akt - Helloween + Gamma Ray. Przyznam, że ostatnim razem czułem po tym spory niedosyt. Wprawdzie świetnie było zobaczyć Kaia, Michaela i Markusa grających znów razem, ale... dobrze by było gdyby zagrali coś z "Helloween", czy "Walls of Jericho", oczywiście z Kaiem za mikrofonem. Tymczasem kawałki były inne, a Andi ani na chwilę nie oddał mikrofonu... Tym razem wprawdzie też zagrali "Future World" i "I Want Out" - ale co najważniejsze - zmieniali się za mikrofonem (choć Kai i tak śpiewał mniej). W każdym razie to przedstawienie na 2 wokale, 4 gitary, 2 basy i 1 perkusje (Dani) robiło wielkie wrażenie. Na koniec wszyscy się pokłonili i odeszli... koniec.
Było po prostu świetnie, niezapomniany wieczór... I Gamma Ray i Helloween dali moim zdaniem jeszcze lepsze koncerty niż na Masters of Rock '06, i na pewno lepiej wypadli grając razem. Naszą ekipę czekały jeszcze ponad 4 godziny czekania na pociąg. Knajpa, w której chcieliśmy się zainstalować odstraszała jednak bijatyką rozgrywającą się właśnie przed wejściem... znaleźliśmy co innego, muzyka tylko trochę nie teges... choć zdarzało się coś fajnego - Ozzy, Europe, Nightwish, Metallica... "Nothing Else Matters" mieliśmy nawet siłę odśpiewać w całości, "Wishmaster" za to z alternatywnym tekstem popularnym w necie ;) Czas zleciał szybko na jedzeniu, piciu i robieniu coraz bardziej zwariowanych zdjęć :)
Małe statystyki:
32 godziny na nogach, 16 godzin odsypiania, ponad 500 zdjęć, 10 pociągów (połączenia straszne), 1 autostop (a raczej start), 3,5 piwa (nie piję dużo ;) ; bilet - 83 zł, transport - koło 60 zł, wrażenia - bezcenne
Pozdro - szalona rozśpiewana załoga: Irek (irq), Sebastian (Bulik) i Marcin (MaxDamage). & Gumbyy, którego spotkałem pod koniec koncertu pod sceną & czescy fani poznani pod sceną, 1 w koszulce Vadera ;) & Pan Kierowca z Czech \m/ & Pani Konduktor z Czech & ludzie, których z różnych przyczyn tam zabrakło - m.in. sienek, Vader, Grzona, Rolo (next time!)
P.S.
Trochę zdjęć moich i kolegi:
http://forum.metalside.pl/viewtopic.php?t=1154&start=36
P.P.S.
setlisty (poukładane albumami, kolejności za bardzo nie pamiętam ;)
- Sabaton
Primo Victoria Panzer Battalion Metal Machine + Metal Crüe Attero Dominatus Rise of Evil In the Name of God
- Gamma Ray
Ride the Sky Welcome Heaven Can Wait Rebellion in Dreamland Somewhere Out in Space Send Me a Sign Gardens of the Sinner Heavy Metal Universe New World Order Fight Into the Storm Empress
- Helloween
Walls of Jericho A Tale That Wasn't Right Halloween Eagle Fly Free Dr. Stein March of Time Keeper of the Seven Keys (w medleyu) Sole Survivor Where the Rain Grows (w medleyu) Perfect Gentleman Power (w medleyu) I Can (w medleyu) If I Could Fly The King for a 1000 Years Crack The Riddle As Long As I Fall The Bells Of The Seven Hells solo Dani Smoke on Water
- Gamma Ray + Helloween
Future World I Want Out
|