Therion - Wrocław



Therion po wydaniu płyty "Leviathan III" ruszył w trasę promującą to wydawnictwo. Europejska część to 25 dat, a z tego aż pięć (!) w Polsce. Wszystko zaczęło się w Lublinie, a zakończyło we... Wrocławiu. Tak, zespół trzy koncerty w naszym kraju zagrał na początku, a dwoma zakończył całą zabawę. Co ciekawe - byliśmy na tym pierwszym koncercie (relacja na serwisie) i żegnaliśmy muzyków w klubie A2.

Niedzielna data koncertu i ciut wcześniejszy start imprezy - lubię to. A w klubie zameldowałem się na 30 minut przed początkiem występu supportu, którym była formacja Satra. Pod sceną względne pustki, więc bez problemu instaluję się na przodzie i spokojnie oczekuję tego, co ma nastąpić. O tym zespole nic nie wiedziałem. Jedynie sprawdziłem, że powstał w 2020 roku, a na swoim koncie ma debiutancki album z tego roku. No i oczywiście parają się symfonicznym metalem, za mikrofonem stoi wokalistka Pilvi i pochodzą z Finlandii. Gitara, bas, klawisze plus perkusja - myślę, że sporo osób już sobie połączyło kropki i w wielkim przybliżeniu potrafi sobie wyobrazić, co zaprezentował zespół. Muzycznie bez większych fajerwerków, klawisze odegrane "z taśmy" i sporo entuzjazmu w tej młodej załodze. Nie da się też ukryć, że muzycy mocno stremowani byli i bardzo wyraźnie było widać, że stawiają dopiero pierwsze kroki. Muzyka przyjemna, choć z lekka monotonna, bo pierwsze numery dosyć podobne do siebie i przelatywały bez większego wrażenia. Dopiero pod koniec zrobiło się ciekawie, bo przedostatni numer "Scarecrow" wprowadził sporą nutkę tajemniczości i konkretne przylutowanie - wjechały dodatkowe męskie growle i zrobiło się ciężej w instrumentalnych fragmentach. Zespół zakończył występ numerem "Golden City", w którym pojawiły się orientalne smaczki i jak wiadomo - mam słabość do takich dźwięków. A bardziej serio - fajny klimat i dosyć dobre zakończenie tego przyzwoitego występu.

Lista utworów:
1. From the Night
2. Sand of Time
3. Travellers
4. Stars
5. Secret place
6. Shadow Engine
7. Scarecrow
8. Golden City

Szybka akcja techników i zabawki zespołu Satra znikają z piaskownicy, a na scenie ostatnie przygotowania do ostatniego koncertu na tej części trasy. Chwilkę zastanawiam się jak ten występ wypadnie. Nie ukrywam, że do Theriona mam wielką słabość i ten koncert jest moim czternastym spotkaniem z nimi. Różne składy były, różne głosy śpiewały i wielu muzyków się przewinęło od naszego pierwszego spotkania w 1998 roku podczas katowickiej Metalmanii. Nie da się ukryć, że Christofer Johnsson również ma słabość do naszego kraju. Bardzo częste wizyty z koncertami (o czym jeszcze będzie później słów kilka), mamy DVD z Warszawy (nawet się tam załapałem), klip nagrany na żywo, a i na każdym koncercie u nas sporo ciepłych słów można usłyszeć. Gdzieś to wszystko kołatało się po mojej głowie, aż wszelkie rozważania przerwał techniczny na scenie dając znak latarką do akustyka, że czas zaczynać.

Intro sączy się z głośników, muzycy pomału wychodzą na scenę, a mi tradycyjnie adrenalinka lekko skacze. Uwielbiam ten moment ostatniego napięcia tuż przed startem koncertu. Wreszcie wszystko gotowe jest do startu i Therion odpala petardę w postaci "Blood of Kingu" z płyty "Sirius B". Bardzo dobry i energetyczny początek. Muzycy na scenie szybko wchodzą w swoje role i impreza rozkręca się na całego. Miłym faktem jest, iż do koncertowego składu powróciła Lori Lewis. Zespół promuje ostatnią część trylogii "Leviathan" i wiadomo, że tych numerów "kilka" będzie. Już jako drugi wpadł "Ruler of Tamag" i przyznaję, że całkiem fajnie wypadł w wersji koncertowej. Z "III" poleciały jeszcze "Twilight of the Gods", z "II" dostaliśmy: "Aeon of Maat" i "Litany of the Fallen". A z części pierwszej zagrano trzy kompozycje: "Eye of Algol", "Tuonela" i oczywiście "Leviathan". Przyznam szczerze, że te nowe numery wypadły całkiem pozytywnie i sporo frajdy sprawiło mi ich odsłuchanie. Do tego były porozrzucane po całym secie (w którym było 21 utworów), więc mieliśmy taką trochę przeplatankę: uznany hicior i coś nowszego po nim. Jak dla mnie bardzo fajny układ.

A wracając do narracji koncertowej na pozycji trzy wjechał numer "Birth of Venus Illegitima" - aj, jaką przyjemności mi zespół sprawił! Nie jest to jakoś często ogrywany numer z płyty "Vovin", a ja uwielbiam te linie wokalne i gitarę, która prowadzi całość. Klasa! Z tej samej płyty dostaliśmy również 2/3 "The Draconian Trilogy" w postaci "Morning Star" i "Black Diamonds". Zabrakło jedynie "The Opening", ale to detal przecież. Bardzo lubię jak zespół serwuje takie nieoczywistości. A bisy oczywiście otworzyła kompozycja "The Rise of Sodom and Gomorrah", więc ten album dostał piękny czas antenowy. Bardzo fajnie to Pan Krzyś wybrał! Nie zabrakło również wizyty we Francji, czyli utworów z płyty "Les fleurs du mal" z której dostaliśmy dwa (złączone) numery: "Mon amour, mon ami" i "La Maritza". Tu jak zwykle błyszczały dziewczyny (Rosalía Sairem i Lori) wraz z Thomasem Vikströmem.

Mnóstwo przyjemności sprawił mi osobiście numer "The Siren of the Woods", bo ogólnie wielbię ponad normę album "Theli", a po drugie mam mega wielki sentyment do tego kawałka. Za każdym razem jak go grają, to moje serduszko bardzo się cieszy. I tak samo było tym razem. Piękna instrumentalna jazda, solówki, w które Christian Vidal wkłada wiele emocji - no palce lizać. Co prawda tym wykonaniem "nie przebili" tego z wrocławskiego klubu W-Z (nie istniejącego już) z 2004 roku, ale wtedy to był jakiś absolut... Nie zmienia to faktu, że radość przeogromna mnie ogarnęła. No tak po prostu mam, że mogę widzieć dany zespół -nasty raz i potrafię się cieszyć jak dziecko, co dostało lizaka. Cóż poradzić...

Z oczywistych oczywistości nie mogło zabraknąć świetnego "Ginnungagap" (ależ to jest numer!), pięknej "Lemurii", czy "Son of the Staves of Time", w którym już zawsze będzie mi brakowało wokalu Matsa Levéna. Były jeszcze zagrane "Sitra Ahra", "Quetzalcoatl" i "Asgård". Jak widać set dosyć mocno przekrojowy i można było "liznąć" dyskografii zespołu z prawie całego okresu twórczości. Jasne - to, co działo się w historii zespołu przed "Theli" nie zostało zaprezentowane, ale to chyba oczywiste, prawda? Therion po tym "przełomowym" albumie to już inna muzyczna bajka i każdy obecny na koncercie ma tego świadomość. I raczej nikt nie oczekuje, że będzie powrót do tych odległych i mrocznych czasów. A wracając do "tu i teraz" pozostał nam jeden, oczywisty numer na sam koniec. Oczywiście tuż przed "To Mega Therion" Pan Krzyś tradycyjnie rozgadał się i w największym skrócie bardzo dziękował za wsparcie, jakie dostawał zespół od polskich fanów. Podkreślił, że dostaliśmy aż 5 koncertów, gdzie inne kraje mogły liczyć maksymalnie na dwa. Obiecał też, że na każdej kolejnej trasie Polska będzie miała minimum dwa koncerty. No to trzymam za słowo Panie Christofer! A serio to jakoś tak szczerze to zabrzmiało, bo usłyszeliśmy też, że zespół teraz znacznie mniej gra i będzie grał tych koncertów. A w Polsce zawsze może liczyć na solidne wsparcie. Kokietował nas też mówiąc, że za chwilkę lecą do Chin i tam na pewno nie będzie tak głośno jak tutaj. Plus tradycyjna zabawa "TO MEGA?" "THERION!!" powtarzana kilka razy, bo przecież "hej, tu jest Polska, a nie inny kraj i możecie to zrobić głośniej" - wiadoma sprawa. No i w końcu zespół odpala swój największy hit, który przelatuje po klubie niczym jakaś... bestia. To jest piękne i syte zakończenie każdego koncertu tego zespołu. Koncertu, który trwał równiutko dwie godziny. Nieźle, prawda?

Jak już wspomniałem wcześniej to był mój 14 raz z zespołem Therion. Z nimi mam tak, że nie zagrali mi średnio/przeciętnie. Zawsze było od dobrze w górę i tym razem też w te widełki się wpasowali bez problemu. Zespół jest w bardzo dobrej formie, setlista całkiem przyjemna, a nowsze utwory całkiem spoko mi podeszły. Hiciory jak zwykle zrobiły robotę, była też miła dla mnie niespodzianka, więc jestem zadowolony w pełni. Kilku znajomych po koncercie spotkałem i też nie było marudzenia. Jednym słowem: "dostałem to, com chciał…". Mam nadzieję, że Therion szybko ruszy w kolejną trasę, bo oczywiście bardzo chętnie się wybiorę na nasze kolejne spotkanie. Nie mam co do tego wątpliwości.




Autor: Piotr "gumbyy" Legieć

Data dodania: 28.03.2024 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!