Varmia, Zmarłym, Ashes Plastelina, Koszalin - 03.11.2023 r.
Dzięki No Fun Booking metal nie tylko powrócił do Koszalina, ale nawet się w tym mieście na dobre rozgościł. Już od jakiegoś czasu Kuba Staniak sprowadza do tej "miejscowości obok Mielna" najciekawsze formacje rodzimego undergroundu, a lokalni fani cięższej muzy odwdzięczają się coraz liczniejszą frekwencją. Na początku listopada do klubu Plastelina zawitała Varmia, która promuje wydany w czerwcu tego roku album "Nie nas widzę". Gościem pierwszej części trasy "Nienaswidzenie" została dobrze rokująca formacja Zmarłym, a w Koszalinie dodatkowo rozgrzać nas miała grupa Ashes. Jako że listopadowy wieczór ciemny, zimny, mokry i w ogóle tak depresyjny, że nic tylko się kłaść do grobu, to oczywiście nie mogło mnie zabraknąć na imprezie w kolorach black metalu.
Frekwencja dopisała i tego dnia do Plasteliny zawitała rekordowa ilość ubranych na czarno osób. Pierwszym zespołem, który przywitano był Ashes ze Szczecina. Grupa założona została w 1991 roku, jednak zakończyła działalność parę lat później mając w dyskografii tylko jedno demo. W 2012 roku nastąpiła jej reaktywacja, powstał nawet i pierwszy album, ale w zdobyciu szerszego rozgłosu przeszkadzały częste zmiany składu. Dziś statkiem steruje Piotr Wolniewicz (jedyny z klasycznego line-upu), a na basie znajdziemy chociażby Maję Wieczorek, którą fani lokalnej sceny z pewnością znają z koszalińskiego Othis. Zespół pojawił się na klimatycznie zaciemnionej scenie z lekkim poślizgiem, by następnie przez niecałą godzinę chłostać nas numerami spod znaku takiego klasycznego, zapatrzonego w amerykańską scenę death metalu. Po kilku numerach zaczęło się u mnie wkradać delikatne znużenie, ponieważ z tyłu głowy pojawiła się myśl, że niejednokrotnie już to gdzieś słyszałem. Na szczęście w dalszej części setu grupa potrafiła przemycić troszkę black metalowych klimatów, a nawet i zaprezentować doom metalowego walca. Znakomicie też wypadł cover Venom - Piotr Gronowski krzyczał nie gorzej niż Demolition Man w Bytowie. Jako support Ashes sprawdził się więc całkiem nieźle.
Setlista:
01. DeathDrunk 02. Natural Extermination 03. Release the Plague 04. Surgically Precise 05. Earth Free of God 06. Interdimensional Delusions 07. Psychotic Rituals 08. Slaughter in the Name of God 09. Encouraged to Autodestruct 10. Countess Bathory (Venom cover)
Formacja Zmarłym działa zdecydowanie krócej, choć już zdążyła narobić szumu w rodzimym undergroundzie debiutanckim albumem. "Druga fala" jednych zaintrygowała, drugich zachwyciła, a jeszcze innych całkowicie odrzuciła - a że krążka nie słyszałem, to oczywiście byłem ciekaw tego, jak ten materiał w ogóle brzmi. Zespół, choć oficjalnie składający się z trzech członków, to na tej trasie występował z dodatkowym, (podobnie jak basista) zamaskowanym wioślarzem. Chłopacy dobrze się prezentowali na skąpanej w ciemności scenie, no ale wiadomo: image jedno, muzyka drugie. Na szczęście muzycznie było ciekawie. Podstawą setlisty były oczywiście kawałki z pełnego krążka, ale nie zapomniano także i o przedstawicielach debiutanckiej EP-ki. Nasze ciała chłonęły klasyczny, depresyjny, precyzyjnie podany black metal. Głównie, ponieważ w środku tego czarnego pandemonium zaprezentowano również eksperymentalny, prowadzony przez elektronikę "#zostańwgrobie". I choć doceniam poszukiwania i nie zamykanie się w obrębie jednego gatunku, to jednak zdecydowanie wolę te mocniejsze kawałki. Również melorecytacje Andrew mnie nie przekonywały - co innego jego krzyki: te aż rozszarpywały człowiekowi duszę. I takie Zmarłym najbardziej mi pasuje: głośne, ciężkie, duszne i czarne jak noc.
Setlista:
01. Intro 02. Gdzie mieszkasz? 03. Życie wieczne cz. 1 04. Druga fala 05. #zostańwgrobie 06. Spacerowicze idą (Intro) 07. Spacer 08. Wędrowcy 09. Czy to już...?
Na koniec przyszedł czas na geograficzny ewenement, a więc Varmię na Pomorzu. Zespołu specjalnie przedstawiać nie trzeba, gdyż działa już od 2016 roku i na swoim koncie posiada cztery albumy studyjne - z których ostatni pojawił się niecałe pół rok temu. Dodatkowo chłopacy intensywnie koncertują, więc pewnie niejeden z Was miał już okazję posłuchać na żywo ich hybrydy black metalu z polskim folkiem. Ja jednak na scenie widziałem ich po raz pierwszy, więc nie wiedziałem za bardzo, czego się spodziewać. Zespół w jakąś przekrojową setlistę się nie bawił i huknął nam całym najnowszym wydawnictwem - "Nie nas widzę" - całość doprawiając wcześniejszymi numerami. Widać, że ludzie przybyli głównie na nich, gdyż zrobił się niezły ścisk, a pod samiutką sceną niejednokrotnie dochodziło do aktów pogo tak intensywnych, że musiałem ewakuować się w spokojniejsze rejony. Zresztą w pewnym momencie ofiarą stał się przedni głośnik, w który z impetem wpadł jeden z fanów. Front poleciał na Jana Grallę, ale na szczęście nic poważniejszego się nie stało - no, może poza zirytowaniem Lasoty, który musiał przerwać swoje misterium. A te było niezwykle klimatyczne! Kawałki gniotły z odpowiednią mocą i były zróżnicowane pod względem temp, a w warstwie wokalnej (lider oczywiście z mikrofonem przewieszonym przez wielką gałąź) growle w idealnych proporcjach wymieszane zostały z czystymi zaśpiewami. Największą robotę na żywo robiły jednak etniczne instrumenty: tagelharpa, kozi róg, trombita - kapitalnie pasowało to do prezentowanej muzy.
Setlista:
01. I 02. Sva 03. Agre 04. II 05. Kad saule Div 06. Swaixtan 07. III 08. Dies Tremor 09. Kres 10. IV 11. Daina 4 12. Poświat 13. Gorzkie żale 14. Ptak
Koszaliński przystanek trasy "Nienaswidzenie" okazał się dużym sukcesem. Trzy ciekawe formacje, znakomita frekwencja - to wieczór, który mógł wlać sporo optymizmu w serca lokalnej, metalowej społeczności. I zmotywować No Fun Booking do dalszej pracy: w końcu widać, że jest dla kogo robić te wydarzenia. Oczywiście pewną nauczką na przyszłość jest zabawa w łapanie głośnika, więc chyba w pewnym momencie trzeba będzie pomyśleć o podwieszeniu obu frontów. W końcu jeśli ledwo przetrwały Varmię, to co będzie w styczniu jak Plastelinę nawiedzą Stillborn, Ragehammer i DevilPriest? Organizatorzy muszą się na tę wizytę przygotować, a ja... cóż, zakupić jakieś ochraniacze. Bo raz, że nie wyobrażam sobie, żeby mnie tam zabrakło, a dwa: Ragehammer na żywo to taka miazga, że można stracić kończyny. Do zobaczenia!