U.D.O., Existance Rampa Kultura, Goleniów - 2.11.2022 r.
2 listopada 2022 roku czekała mnie klęska urodzaju: jednego dnia bowiem odbywały się dwa wielce interesujące koncerty. Do B90 zawitać miała legenda industrialu w postaci Laibach, natomiast do Goleniowa: legenda heavy metalu, a więc Udo Dirkschneider. Jako że mieszkam niemal dokładnie pośrodku, to ciężko było się zdecydować. Ostatecznie wygrała ta druga opcja i na pół godziny przed startem imprezy już zbliżałem się do Rampy Kultura. Pewien lokalny działacz "reklamował ją" jako prowadzoną przez bandę kolesi tanzbudę z piwem, ale na miejscu okazało się, że to sporej wielkości sala koncertowa, stworzona w jakichś dawnych magazynach. I tak, uspokajam: piwo też było.
Rozgrzewkę przed byłym wokalistą Accept urządziła francuska grupa Existance, o której wiedziałem tylko tyle, że gra heavy metal. Jak się okazało chłopaki doskonale wiedzieli o co w tym wszystkim chodzi i dostarczyli osiem kawałków, przy których nie dało się nie machać łbem. To muza, którą okraszono konkretnymi riffami, szybkimi solówkami i wpadającymi w ucho refrenami. Te dostarczał swoim czyściutkimi, wysokim głosem Julian Izard - jedyny członek oryginalnego składu. Trzymał on dobry kontakt z publiką, nie raz zachęcając ją do jeszcze większej zabawy - i tylko do jego charakterystycznego akcentu trzeba było się przyzwyczaić (na szczęście wychodził on tylko podczas pogaduszek). Lider fajnie bawił się z pozostałymi członkami grupy - tutaj wyróżnię chociażby gitarowe duety z Antoinem Poiretem. Francuzi dostali 45 minut czasu antenowego i znakomicie go wykorzystali: z pewnością zapamiętam tę nazwę. Podobnie zresztą jak inni goście Rampy.
Tuż przed występem U.D.O. pod sceną zrobił się ścisk, no ale dziwić się nie można: w końcu zespół Dirkschneidera to już legenda sama w sobie - w tym roku kończy ona 35 lat! I to w doborowym składzie, ponieważ w trasę ruszyła mając na basie samego Petera Baltesa: byłego członka Accept. Byłem bardzo ciekawy tego, czy z uwagi na to, że więcej tutaj Accept niż w Accept grupa postawi na większą ilość kawałków tej zasłużonej formacji. Odpowiedź przyszła dość szybko, ponieważ na początek dostaliśmy dwa kawałki z wydanego w zeszłym roku "Game Over". A później to był regularny set U.D.O. z trzema coverami wiadomego zespołu. Tak, Peter to legenda, ale na trasie tylko zastępuje odpoczywającego Tilena Hudrapa - jest więc częścią U.D.O. i będzie grał ich kawałki. I nie widać było, by mu to przeszkadzało. Wręcz przeciwnie: muzyk bawił się znakomicie! Biegał, machał głową, śpiewał w chórkach, a uśmiech nawet na moment nie schodził mu z twarzy.
Cała grupa była w wybornej formie: Smirnov (cóż za zmiana image'u) i Dammers czarowali na gitarach, młody Dirkschneider pewnie czuł się za perkusją, a i nawet wspomagał ojca wokalnie, z kolei jego "stary": klasa sama w sobie. Po nieco pozbawionej życia koncertówce z Bułgarii obawiałem się o formę 70-letniego wokalisty, ale niepotrzebnie: Udo na emeryturę się nie wybiera! Mimo wszystko show kradł tutaj Baltes: pomiędzy nim a grupą czuć było prawdziwą chemię i aż ciężko było uwierzyć, że to "tylko" zastępstwo za mającego problemy zdrowotne kolegę. I trochę wstyd się przyznać, ale w głowie pojawiła się nawet myśl, że w sumie nie płakałbym, gdyby Tilen nie wrócił. Wiem, troszkę okrutne, no ale ze sceny płynął taki ogień, że to po prostu nie może się skończyć na jednej trasie!
Zespół przygotował dość przekrojową setlistę, w której znalazło się miejsce zarówno dla przedstawicieli młodszych płyt (jak chociażby "Steelhammer" lub "Steelfactory"), jak również i klasyków mających przeszło trzy dekady: nie mogło przecież zabraknąć hitów z "Animal House", co nie? No ale że historia U.D.O. nierozerwalnie łączy się z historią Accept, to i musiało wybrzmieć także i parę coverów - zwłaszcza, że skład aż sam się o nie prosił. "Breaker" powitany został gromkimi brawami, no ale to na prowadzonym przez ciosany siekierą riff "Princes of the Dawn" hamulce puściły. Kapitalny wstęp, klaszcząca i śpiewająca publika - cud, miód i orzeszki! "Fast As a Shark" to ogień pod sceną, a ciężki, wykrzyczany przez pękającą w szwach Rampę "Balls to the Wall" zrównał tę tanzbudę z ziemią. I tylko delikatnie serduszko pobolewało, że zabrakło granego w Ameryce Południowej "I'm a Rebel".
Setlista: 01. Prophecy 02. Holy Invaders 03. Go Back to Hell 04. Never Cross My Way 05. 24/7 06. Independence Day 07. Breaker (Accept cover) 08. Rose in the Desert 09. Kids and Guns 10. Like a Beast 11. Princess of the Dawn 12. Blind Eyes 13. The Bogeyman 14. Fast as a Shark (Accept cover) 15. Metal Never Dies 16. I Give as Good as I Get 17. Man and Machine 18. Animal House 19. Balls to the Wall (Accept cover)