Testament, Exodus, Heathen Klub Studio, Kraków - 11.07.2022 r.
11 lipca (w moje urodziny!) w krakowskim klubie Studio zagrały trzy zacne kapele: Heathen, Exodus i Testament. Taka solidny zestaw kapel to oczywiście gwarancja dobrej zabawy. Udało mi się na ten koncert dotrzeć, a trochę komplikacji z tym było. Koniec końców wszystko poszło pozytywnie i mogłem uczestniczyć w tym święcie thrash metalu.
Do klubu przybyłem na dobrą godzinkę przed otwarciem drzwi i tuż przed sporą ulewą, która niespodziewanie nawiedziła Kraków. Po otwarciu klubu melduje się w okolicy barierki i na spokojnie oczekiwałem pierwszego zespołu. Wiadomo jakie mamy czasy i co ostatnio się działo z koncertami. Dwa lata wycięte z grafiku i tym samym teraz trochę to wygląda jak odrabianie zaległości. Bo tak: Heathen prezentuje płytę "Empire of the Blind" z 2020 roku, Exodus chwali się "Persona Non Grata" z 2021, a Testament "Titans of Creation" też sprzed dwóch lat. Takie oto moje rozkminki przy barierce przerywa początek koncertu Heathen.
Widziałem ten zespół dwa razy wcześniej i mam dwa dobre wspomnienia. Zawsze grali jako suport (raz przed Destruction i Overkill, a drugi raz przed Amon Amarth) i ze swojej roboty wywiązywali się porządnie. Tak samo było i tym razem. Co prawda odbiór ich występu lekko zmącił mi fakt, że nie posłuchałem wcześniej ostatniej płyty (sam nie wiem jak to wyszło) i trzy premierowe dla mnie numery były dla mnie małą zagadką. Dlatego dopiero na "Dying Season" trybiki w mojej głowie zaskoczyły na dobre. Tym razem z Heathen nie zagrał Lee Altus (to samo tyczy się oczywiście Exodus), bo sprawy rodzinne nie pozwoliły pojechać mu w trasę. Zastąpił go Kyle Edissi z formacji Invicta. Chłopak zagrał swoje i tyle można o nim powiedzieć. Reszta zespołu w dużym gazie, w szczególności wokalista David R. White, który non stop angażował publikę do jeszcze większej zabawy. Ogólnie jeśli chodzi o występ to po raz trzeci oceniam Heathen pozytywnie i według mnie zrobili dobrą robotę przed gwiazdami które zagrały po nich.
Exodus - o losie... uwielbiam ten zespół koncertowo i jeśli chodzi o sceniczną dzikość, szaleństwo i moc to nie mają sobie równych. Pokochałem ich od pierwszego ujrzenia w 2005 roku, gdy młócili przed Hypocrisy. Teraz to było nasze 10 spotkanie i oczywiście mam nadzieję, że nie ostatnie! Exodus na żywo to jest maszyna, której jeńców brać nie kazano. Nie ważne w jakim składzie, nie ważne czy w małym klubie, czy na wielkim festiwalu. Wchodzą na scenę i generalnie jest pozamiatane. I tak samo było w Krakowie. Jak przypieprzyli na dzień dobry "The Beatings Will Continue (Until Morale Improves)", od razu poprawili "A Lesson in Violence" i szybko dołożyli "Blood In, Blood Out" to już zasadniczo nie było czego zbierać. Ależ to jest koncertowa Bestia! Nie mam pytań. Wreszcie chwila oddechu, bo Exodus ciśnie "The Years of Death and Dying" z nowej płyty. Numer całkiem dobry, ale po tych trzech wcześniejszych to trochę "ballada" w odbiorze. Oczywiście mowy o jakimś smęceniu nie ma, bo to wciąż krwisty thrash metal. Zresztą zapowiedź kolejnego kawałka ("Deathamphetamine") wybija z głowy jakiekolwiek rozkminki. Petarda na scenie i petarda wśród publiki. Exodus nie zwalnia i serwuje nam kolejny klasyk: "Blacklist" i szybko dokłada numer "Piranha". O matko, o bosko... ależ miazga. Exodus chyba sobie postanowił zawstydzić Testament i pozamiatać podczas swojego występu na maksa. "Prescribing Horror" chwila na nabranie sił, choć i tutaj można się konkretnie "zmachać". Ja już się "boję" czym za chwilę dostaniemy po głowie, bo czas antenowy Exodus pomału się kończy. A wiadomo, że jak zaczęli od trzęsienia ziemi, to będą kończyć innym tsunami. No i jak to w zwyczaju mają poszło grubo. Na dobry rozruch "Bonded by Blood" - klasyk nad klasykami. Każdy szanujący się fan thrash metalu zna i wielbi ten numer, prawda? Szybka dokładka w postaci "The Toxic Waltz" i tchu zaczyna brakować. Ależ jest moc i energia na scenie. Muzycy młócą bezlitośnie, dosłownie jakby jutra miało nie być. Wszyscy zadowoleni? Oczywiście, więc kończymy jak to Exodus przywykł kończyć: "Strike of the Beast"! I to jest esencja tego zespołu. Moc, energia, pierdzielnięcie i totalna rozpierducha. I za to uwielbiam ten zespół na koncertach. Mam nadzieję, że wkrótce zaś zobaczę Exo na jakiejś scenie i ponownie zrobię ze mnie mielonkę. Super było zobaczyć Toma Huntinga w dobrym zdrowiu.
Dłuższa chwila przerwy, wizyta w barze i można spokojnie podejść do kolejnego koncertu. Taki mały "reset" jest potrzebny, bo Testament na scenie to zdecydowanie inne podejście do grania thrash metalu. Więcej techniki, elegancji i zdecydowanie mniej scenicznej agresji.
Klimatyczny wystrój sceny, z głośników odpalono "Catacombs", a za zestawem perkusyjnym melduje się Dave Lombardo, który ponownie bębni w zespole. Po takim intro spodziewałem się jakiegoś otwarcia z nowej płyty, a tu niespodzianka, bo rozpoczęliśmy od "Rise Up" z albumu "Dark Roots of Earth". Bardzo fajny strzał na początek, tym bardziej, że od razu podkręcony kompozycją "The New Order". Testament na scenie to bardzo przyjemny widok - gitarzyści bawią się swoimi partiami, często wchodząc na sceniczne podwyższenia grając solówki. Steve DiGiorgio ze swoim basem majestatycznie snuje się po scenie i przygląda się publiczności, a Chuck Billy jak zwykle pełen energii i odgrywający partie gitar na swoim wymyślonym wiośle (tym razem nie miał swojego mini statywu). A koncert toczy się swoim rytmem kolejno wjechały: świetny "The Pale King", "Children of the Next Level", fantastyczny "Practice What You Preach" i "WWIII". Dwa nowe numery ciutkę odstające od tych wcześniejszych, bo "The Pale King" to dobry strzał. O klasyku z lat osiemdziesiątych nie wspominając. Kolejna kompozycja, to mój kawałek koncertu. Chuck zapowiada "D.N.R.", a mi serduszko zaczyna bić mocniej. No nic nie poradzę, ale wielbię ten numer ponad miarę. Od razu przypomina mi się rok 1999 i poznański koncert na którym rozpoczynali od tej kompozycji. Na szczęście kolejnym jest "Night of the Witch" co pozwala mi trochę pozbierać się i przygotować na finał godny tego zespołu.
Zaczynamy szybkim i konkretnym "The Formation of Damnation" (ależ ten numer gniecie na żywo!), po nim "First Strike is Deadly" i już jest pięknie. Chuck zapowiada kolejny numer opowieścią o pierwszym klipie i już wiadomo, że pocisną "Over the Wall". Cóż można dodać? Na przykład "Into the Pit"! Ależ to elegancko gniecie! A jak komu mało, to zapraszamy do "Alone in the Dark"! Pozamiatane! I to był ostatni punkt tego programu. Testament zaprezentował się kapitalnie i to był całkiem zacny koncert. Widziałem ich po raz trzynasty i nie był to jakiś "pechowy" występ. Bawiłem się przednie i dostałem to, czego oczekiwałem. Wiadomo to inna bajka na żywo niż Exodus, ale brak szaleństwa i agresji nie oznacza, że koncertowo Testament poległ. Co to to nie. Ten zespół na żywo to moc i petarda. Pokazali to po raz kolejny. Mam nadzieję, że wkrótce uda się ponownie zobaczyć tę załogę na żywo.
|