Alice Cooper, Michael Monroe Dolina Charlotty, Strzelinko k. Słupska - 15.06.2022 r.
Nie było Alice'a Coopera z Hollywood Vampires na Festiwalu Legend Rocka (bo koronawirus), był za to w Dolinie Charlotty Vincent Damon Furnier solo. Po dziewięciu latach (ależ się teraz staro czuję!) powrócił on w okolice Słupska, choć tym razem na zaproszenie Winiary Bookings (a więc nie w ramach FLR). Jako że występ sprzed niemal dekady bardzo mi się podobał (relacja zresztą w serwisie), to nie mogło mnie na tym wydarzeniu zabraknąć. Jak mi się podobało? O tym za chwilę. Najpierw musimy bowiem się zająć małą, organizacyjną dramą, o której było głośno w mediach społecznościowych.
Tak, przed wejściem do amfiteatru panował niezły bałagan. Bramki otworzono ze sporym opóźnieniem, gdy już fani upakowani byli niczym sardynki w puszce. Jeśli chcieliście się wycwanić i dostać na teren imprezy drugim wejściem, to czekała Was mała "niespodzianka": te od strony pola namiotowego techniczne było otwarte, ale nie wpuszczano nim przybyłych. Przez to kolejka od frontu osiągnęła kosmiczne rozmiary i nawet jeśli ktoś przybył znacznie przed czasem, to mógł nie zdążyć na support. Atmosfera była nerwowa, tym bardziej, że część osób nie posiadała biletów i chciała je zakupić przed startem wydarzenia. Okazało się, że owszem: można, ale tylko... na I sektor - ten najdroższy. Mało? To dodajcie jeszcze zamknięte 80% toalet przez co nawet za potrzebą trzeba było swoje odstać. Moim zdaniem gdzieś zabrakło wymiany doświadczeń z Doliną, do której należy obiekt. Sama Charlotta dopiero na ostatniej prostej postanowiła w ogóle poinformować o tym wydarzeniu fanów Legend Rocka, czego osobiście także nie rozumiem: w końcu inni organizatorzy są w stanie ściągnąć nowych ludzi do Strzelinka, nowych "klientów". Każdy więc wygrywa, więc dobra współpraca powinna być tutaj podstawą. A coś ewidentnie nie zagrało.
Oczywiście liczę na to, że to takie "pierwsze koty za płoty" i współpraca Doliny Charlotty z zewnętrznymi organizatorami nie zakończy się na tym jednym wydarzeniu. Myli się bowiem tylko ten, kto nic nie robi, a ostatecznie ludzie o tych wszystkich problemach zapomną - pamiętać będą za to dobre występy. Czy do takich zaliczyć można support w postaci Michaela Monroe? Były wokalista kultowego Hanoi Rocks zaczął odrobinę przed czasem, przez co pod scenę pobiegłem jeszcze mieląc karkówkę w gębie. Chudziutki, wysuszony rockman marnować czasu nie zamierzał i od razu porwał jeszcze niezbyt liczną (bo spora jej część stała w kolejce przed wejściem) publiczność mieszanką glam, hard i punk rocka. Frontmana wszędzie było pełno: wybiegał do publiczności machając mikrofonem, wygrywał solówki na saksofonie, a w pewnym momencie nawet... wspiął się na rusztowanie sceny! Fani rocka bawili się znakomicie i co ważne: wśród nich nie brakowało wielbicieli solowej twórczości Michaela. Mimo iż muzyk postawił przede wszystkim na własne kawałki (po sukcesie serialu "Peacemaker" spodziewałem się większej ilości numerów Hanoi Rocks), to publiczność na froncie znała każdy kawałek od deski do deski. To było przyjemne, niezwykle energetyczne muzyczne doznanie. Tym bardziej szkoda, że nie każdy mógł wziąć w nim udział.
Setlista:
01. One Man Gang 02. I Live Too Fast to Die Young 03. Last Train to Tokyo 04. Murder the Summer of Love 05. Trick of the Wrist 06. '78 07. Ballad of the Lower East Side 08. Nothin's Alright (Demolition 23 cover) 09. Malibu Beach Nightmare (Hanoi Rocks cover) 10. Up Around the Bend (Creedance Clearwater Revival cover) 11. Dead, Jail or Rock'n'Roll
Wkrótce po wokaliście Hanoi Rocks scenę przysłoniły wielkie oczy Alice'a Coopera (grafika znana z okładki "Detroit Stories"), w które wpatrywaliśmy się zahipnotyzowani, czekając na występ Legendy. Fani w końcu przebili się przez frontowe wejście, ale niestety frekwencja ostatecznie do powalających nie należała: amfiteatr zapełniono mniej więcej w połowie. Komu się nie chciało, ten może jednak żałować. Cooper od razu rozpoczął swoje piekielne show od "Feed My Frankenstein", w którym po scenie biegało wielkie, trzymetrowe monstrum. Na Festiwalu Legend Rocka trzymał tego potwora na łańcuchu aż do końca pierwszej części koncertu, natomiast tutaj od razu go spuścił na przepiękną, stylizowaną na ponure zamczysko scenę. Po hicie - kolejny hit: sześcioosobowy zespół rozpoczyna "No More Mr. Nice Guy". Frontman przegania swojego własnego Igora i bawi się drewnianą laską, którą wkrótce z impetem roztrzaskuje o scenę. Warto odnotować też fakt, że Nita Strauss wybiera się w moje okolice, a po odegraniu swojej partii rzuca kosteczką prosto pod mój nos. Cyk! Do kolekcji!
Po tych miłych początkach Cooper ciśnie kolejne przeboje: po moim ulubionym "Bed of Nails" śpiewamy chóralnie "Hey Stoopid". Roxie głupczy rzucając kostkami w górę, próbując je następnie złapać (co nie wychodzi mu w ogóle), natomiast Henriksen popisuje się długimi rzutami w publikę - ciśnie kosteczkami po kilkadziesiąt metrów w tłum. Lecimy czymś nowszym ("Fallen in Love" z "Paranormal" oraz "Go Man Go" z "Detroit Stories") i wracamy do klasyków. Najpierw "Under My Wheels" (Ryan imituje kaczy chód Chucka Berry'ego), a po szybkiej zmianie ubioru przez lidera: "He's Back" na hard rockowo. Podczas tego kawałka na scenie pojawiają się irytujące, robiące selfie nastolatki, które w swoim stylu do porządku doprowadza sam Jason Voorhees i jego maczeta. Znakomite wykonanie. Następnie nieco zwalniamy, bo lecimy z "Go to Hell", w którym Coopera wspiera wokalnie basista Chuck Garrick, a podczas kapitalnej sekcji solówkowej wkracza ubrana w obcisły strój Sheryl Cooper. Z biczem. "I'm Eighteen" już bez takich atrakcji (jeno Alice udający staruszka), ale za to publiczność ma okazję poszaleć w refrenie i końcówce.
Szybka wizyta w garderobie i znów szaleństwo: "Poison". Cooper wychodzi do fanów, nakręcając ich do wspólnego śpiewania - i jest ogień. A co jest w "Billion Dollar Babies"? Ot, chociażby działo wystrzeliwujące konfetti i fałszywe dolary na teren amfiteatru. I wielki bobas. Krótka chwila na złapanie oddechu, podczas której Nita udowadnia solowym popisem, że w zespole nie jest tylko po to, by ładnie wyglądać i pędzimy z "Roses on White Lace". Alice w zakrwawionym ubraniu podziwia taniec gnijącej panny młodej, której skrada nawet ostatni pocałunek. Po takim sprincie frontman musi chwile odpocząć, więc pałeczkę przejmuje jego utalentowani współpracownicy. Słyszałem, że parę osób na ten segment narzekało, ale mi minął bardzo szybko i bezboleśnie. Alice wprowadzony zostaje na scenę w kaftanie bezpieczeństwa przez dwóch bliźniaków z piekła rodem, ale to nie "Ballad of Dwight Fry" tylko... "Steven"! I Cooper tak go miażdży wokalnie, że aż w głowie pojawiły się podejrzenia o lip-sync. Czy to możliwe, że 74-letni wokalista jest w stanie aż tak dobrze ten kawałek zaśpiewać?
Steven uwalnia się, zabiera dziecko będącej na scenie matce, po czym najpierw bawi się nim w niepokojący sposób w "Dead Babies", a później szykuje na nie... tasak. Na szczęście w porę udaje się go powstrzymać, a za swoje podłe występki skazany zostaje na śmierć. I w tym właśnie momencie otrzymaliśmy ikoniczne ścięcie Coopera i razem z Chuckiem odśpiewywaliśmy "I Love the Dead" patrząc się na głowę frontmana trzymaną w rękach Sheryl. Legendarny muzyk jednak przeżył i powrócił na "Escape" i "Teenage Frankenstein", w którym w glorii i chwale powróciło także Monstrum z początku show. I to właśnie ten kawałek kończył set, ale wiadomo, że bez "School's Out" do domu pójść nie możemy, co nie? Na bis mamy więc nieśmiertelny klasyk i to w imponującej oprawie: na publiczność spadają bąbelki, wielkie dmuchane piłki, a podczas przecięcia hitu coverem "Another Brick in the Wall, Part II" Pink Floydów także i tona konfetti. Takiego syfu pomiędzy sceną a fanami nie było w Charlottcie od... cóż, od czasu poprzedniej wizyty Coopera i jego ferajny. Biorąc pod uwagę wiek artysty - drugiej może już nie być. Tę fani będą długo wspominać - i to nie przez organizacyjne wpadki, a fenomenalne wręcz show.
Setlista:
01. Feed My Frankenstein 02. No More Mr. Nice Guy 03. Bed of Nails 04. Hey Stoopid 05. Fallen in Love 06. Be My Lover 07. Go Man Go 08. Under My Wheels 09. He's Back (The Man Behind the Mask) 10. Go to Hell 11. I'm Eighteen 12. Poison 13. Billion Dollar Babies 14. Nita Strauss solo/Roses on White Lace 15. My Stars/Devil's Food/Black Widow 16. Steven 17. Dead Babies 18. I Love the Dead 19. Escape 20. Teenage Frankenstein --- 21. School's Out