Louder Fest 2 - Wrocław



Louder Fest 2
Nervosa, The Sixpounder, The Materia, Insidius, Valkenrag, Scylla
Decapitated, Ragehammer, Vane, Mentally Blind, Pandrador, Hellhaim
Czasoprzestrzeń, Wrocław - 24/25.07.2021 r.


W dniach 24-25 lipca we wrocławskiej "Czasoprzestrzeni" odbyła się druga edycja imprezy "Louder Fest". Pierwsza miała miejsce w trybie online, gdyż obostrzenia covidowe nie pozwoliły na udział publiczności. Na tej pierwszej edycji zagrały zespoły: Vader, Lipali, Insidius i Materia. Skład przyzwoity i chętnie bym na taki zestaw kapel się wybrał. No ale to już historia i nie ma co do niej wracać. Na ostatni weekend lipca 2021 roku organizatorzy (a raczej Panie Organizatorki!) przygotowały znacznie rozbudowany zestaw.W końcu mówimy tutaj o dwóch dniach imprezy i dwóch scenach - bo mieliśmy główną (Louder MainStage), na której prezentowały się gwiazdy, i drugą (WrOFFław Extreme) na której pokazały się wrocławskie kapele. Logistycznie odbywało się to wszystko elegancko, bo na drugiej scenie zespoły grały akurat wtedy, gdy na tej głównej trwały "przepinki" sprzętu.

Lokalizacja bardzo fajna, bo na terenie dawnej zajezdni tramwajowej, dosyć często wykorzystywanym na przeróżne targi/zloty i inne wystawiennicze tematy. Miejsca od groma, sporych rozmiarów scena z bardzo dobrym nagłośnieniem, niezłymi światłami, a dodatkowo było dostępne piro, co kilka zespołów skwapliwie wykorzystało. Strefa gastronomiczna i wypoczynkowa też niczego sobie, sporo miejsca do wystawienia merchu - tutaj fajnie, że wszystkie zespoły były zgromadzone razem. Dodatkowo przed gwiazdami obu wieczorów mieliśmy "Fire Show":efektowny pokaz w którym ogień grał główną rolę. Świetna sprawa! Wszystko to odbyło się w idealnie zachowanej rozpisce czasowej! Czegoż chcieć więcej? Jeśli chodzi o organizację, to wszystko było tip-top i tutaj spore słowa uznania dla organizatorów tej imprezy.

Przejdźmy wreszcie do tego, co najważniejsze - muzyki. Pierwszy dzień rozpoczął się dla mnie od koncertu zespołu Valkenrag (jeszcze wcześniej grała Scylla, ale nie udało mi się na nich dotrzeć). Przyznam się szczerze, że chłopaków widziałem po raz pierwszy (gdzieś mi zawsze umykali przy okazji wrocławskich koncertów) i przyznaje, że zrobili na mnie piorunujące wrażenie. Bardzo fajnie zagrany koncert, pełna profeska i sporo dobrej muzy. Był death metalowy ciężar, były folkowe melodie i oczywiście klimat Słowian i Wikingów. A wiadomo, że to zasadniczo są dobre sprawy. Nielicznie zgromadzonej publiczności zdecydowanie się podobało, a ktoś przy barierce nawet i śpiewał teksty. Jak dla mnie zdecydowanie występ na duży plus.

Chwila przerwy to czas na spotkania ze znajomymi... oj, tu to dopiero było - co chwilę kogoś człowiek spotykał i tak naprawdę to działo się przez cały dzień.. Cóż... ostatnio koncertów co kot napłakał to i spotkań mało. Nie sposób było z każdym dłużej pogadać, bo z koncertów nic by człowiek nie zobaczył.

A tymczasem na scenie pojawił się Insidius. Cóż tutaj można powiedzieć? Wyszli, przypierdzielili konkretnie i elegancko pozamiatali. Ten olsztyński zespół to totalna petarda na żywo. Oldschoolowym death metalem wali prosto między oczy i poprawia ciosem w szczękę. Nie ma tutaj mowy o braniu jeńców i jakimś luzowaniu ciśnienia. Od początku do końca jest totalna moc, rozwałka i cios. Reaktywowana w 2010 roku załoga, teraz już po sporych przetasowaniach w składzie, ale z muzycznym kręgosłupem bez zmian. Znakomicie grany death metal z progresywnymi naleciałościami - "bierę" bez zastanowienia. Bardzo dobry występ. Zresztą chłopaków obserwował z lekkiego ukrycia sam Peter z zespołu Vader i z tego co widziałem: był zadowolony z koncertu swoich ziomków z Olsztyna.

Kolejny zespół (Materia) to niezbyt moja bajka więc po krótkim upewnieniu się, że nic w tej (nomen omen) materii się nie zmieniło, postanowiłem spędzić "towarzysko". Kolejne rozmowy ze znajomymi, a także spotkane na backstage dziewczyny z Nervosy (Prika Amaral i Mia Vallace) umiliły mi czas do występu zespołu The Sixpounder.

Chłopaków znam od dosyć dawna i widziałem nie pierwszy raz. Cóż mogę powiedzieć - wielkim fanem ich muzyki nie jestem, ale koncertowo lubię posłuchać. Sporo w tym graniu serducha i pozytywnych emocji. Chłopaki doskonale się bawią na scenie i dają sporo czadu. Fajnie było to obserwować z tyłu sceny, bo część tego koncertu tam spędziłem. Było momentami ciężko, było melodyjnie i nie zabrakło dobrej zabawy. A brawurowe wykonanie na koniec występu numeru "Creeping Death" wiadomego zespołu postawiło efektowną kropkę.

Przyjemne intro na wygaszonej scenie, narastające emocje i wystrzał "Godless Prisoner" tak wyglądało przywitanie się zreformowanej Nervosy z wrocławską publicznością. Przypomnijmy, iż w 2020 roku zespół opuściły Fernanda Lira (bas i wokal) i perkusistka Luana Dametto (obie obecnie grają w zespole Crypta). Pozostała gitarzystka Prika Amaral, która zebrała nowy skład: Diva Satanica za mikrofonem, Mia Vallace na basie i Eleni Nota na perkusji i zespół ruszył dalej. Występ na Louder Fest był scenicznym debiutem Nervosy w takim zestawieniu. Ten międzynarodowy skład - Brazylia, Hiszpania, Włochy, Grecja - ma na swoim koncie płytę "Perpetual Chaos" która zbiera niezłe recenzje i właśnie ten krążek miał najszerszą reprezentację na tym koncercie.

Z nowej płyty zagrano: wspomniany "Godless Prisoner", "People of the Abyss", "Venomous", "Kings of Domination", "Genocidal Command", "Time to Fight", "Perpetual Chaos", "Blood Eagle", "Guided By Evil", "Rebel Soul" i "Under Ruins". Jak ktoś dobrze umie w matematykę to doliczy się brakujących tylko dwóch utworów z najnowszej płyty. Całkiem solidna promocja, czyż nie? Generalnie to było do przewidzenia, że większą część setu zajmą właśnie te kawałki z "Perpetual Chaos". Swoją drogą to całkiem dobry materiał i polecam bez dwóch zdań.

Dziewczyny na scenie to istny żywioł. Nieustannie przemieszczająca się wokalistka Diva Satanica nie odpuszcza nawet w przerwach pomiędzy utworami. Po koncercie w krótkiej rozmowie sama się z tego śmiała, że lata jak króliczek z pewnej reklamy baterii. Prika bardziej statyczna i skoncentrowana na gęstym graniu. Powiem Wam, że to było czysta przyjemność patrzeć jak z jednej gitary wychodzi tak gęste riffowanie. Bajka. Mia z wielkim basem i jak zwykle z duża dozą "dostojeństwa", ale i ona pozwalała sobie na chwilę szaleństwa. Z tych nowych numerów zaskakujący na pewno jest "Rebel Souls" - zdecydowanie mniej thrash metalowy i z mocnym nawiązaniem do Motorhead. Nawet Mia wyskoczyła w tym kawałku w kapeluszu w jakim występował nieodżałowany Lemmy.

Z granych utworów do koszyczka wpadły jeszcze: "Masked Betrayer" z pierwszego demo, "Death" i "Into Moshpit" z albumu "Victim of Yourself" i "Kill the Silence" z "Downfall of Mankind". W sumie piętnaście numerów. Przyznam, iż ten występ zrobił na mnie spore wrażenie. Nie był to mój pierwszy raz z tym zespołem, bo widziałem wcześniej ze 3 razy i to też były dobre sztuki. Wiadomo, że Nervosa to nie jest ekstraklasa thrash metalu, ale trzeba dziewczynom oddać, że na scenie potrafią przylutować konkretnie. A i prywatne bardzo fajne, bo bez problemu można było pogadać przed jak i po koncercie, czy też zrobić sobie wspólne foty.

Dzień drugi zaczynam od sporej obsuwy, bo przegapiłem dwa pierwsze zespoły: Hellhaim (tego mi bardzo szkoda) i Pandrador. No ale siła wyższa i nic Pan nie poradzisz. Końcówkę tego drugiego udało się zobaczyć, ale to był ostatni numer i w sumie niewiele mogę powiedzieć o tym, co się działo na scenie. Niedziela zaczęła się dla mnie od występu zespołu Mentally Blind. Cóż, podobna sytuacja jak z zespołem Materia: nie moja bajka, więc za długo pod sceną nie gościłem. Nie lubię takiego mieszania w gatunkach i raczej skłaniam się ku klasycznie granych tematach. Mentally Blind miesza ciężkie riffy z metalcore'em i innymi dodatkami. No nic, jak już mówiłem: nie moja baja...

Kolejny zespół to starzy, dobrzy znajomi z Vane. U piratów kolejne zmiany personalne. Nowy basista i gitarzysta. Na basie Dominik (realizator z Studio dmb), a gitara to Tomasz Ziarko grający również w Planet Hell. Na pokładzie brakuje majtka Mateusza Gajdzika i na razie nie zapowiada się na powrót. Sporo tych zmian w dosyć krótkiej historii - wystarczy wspomnieć, że widziałem ten zespół z czwartym basistą. Na szczęście muzycznie wciąż się wszystko zgadza i na scenie było jak należy. Set bez zaskoczeń: to co było grane na trasie "Storm of Fate Tour 2020", a i scena ustrojona w znany sposób. Było koło sterowe, były skrzynie (zapewne pełne skarbów!), były liny, nie zabrakło też piro w postaci płomieni na froncie. Muzycy aktywni podczas koncertu i po małym problemie technicznym w pierwszym utworze, dalej już było idealnie. Marcin za mikrofonem jak zwykle rozkręcał imprezę, była obowiązkowa ściana śmierci - po staremu. Z numerów tradycyjnie najbardziej podszedł mi "Row, Ye Scallywags!", a sporo dobrego zrobił "Walk the Plank!". Bardzo fajny koncert i muszę się pochwalić, że widziałem Vane po raz... 15. Ot taki mały jubileusz.

Po pirackich klimatach czas na trochę mroczniejsze sprawy. Na scenie zameldowała się ekipa Ragehammer ze swoim bezkompromisowym black/thrash metalem. Niestety pod barierkami mocno się przerzedziło (choć ogólna frekwencja nie była porażająca) i to zdecydowanie popsuło odbiór tego występu. Tym bardziej, iż wokalista Tymek lekko się tym zniechęcił i kilka kwaśnych komentarzy rzucił. Na szczęście na scenie była petarda i moc młota pneumatycznego. Ragehammer to petarda na żywo i niech żałują ci, którzy odpuścili sobie ten występ. To mój 6 raz z tą kapelą i po raz kolejny byłem pod wrażeniem. Mają chłopaki siłę i pierd...zielnięcie. I o to chodzi!

Po pokazie "Fire Show" (innym niż dzień wcześniej) na scenie zameldowała się formacja Decapitated. Troszkę się w Decapach zmieniło personalnie od naszego ostatniego spotkania w 2019 roku. Na perkusji teraz gra James Stewart, a na bas powrócił Paweł Pasek. Oczywiście w najmniejszym stopniu to nie wpłynęło na jakość muzyki, co jest oczywiste. James to Perkusyjne Zwierzę i tylko może dodać ognia w graniu. Paska nie trzeba specjalnie przedstawiać (podobnie jak Jamesa), więc wszystko jasne.

Decapitated na żywo to perfekcyjna maszyna zniszczenia. U nich wszystko się zgadza jeśli chodzi o muzę i to, co się dzieje na scenie. Widziałem ich na żywo nie raz i za każdym razem jestem pod wrażeniem tej niewiarygodnej precyzji w graniu. Ściana riffów podparta nawałnicą na perkusji... cóż chcieć więcej? Ja to kupuję za każdym razem i słucham/oglądam ze sporą przyjemnością. Jeśli chodzi o setlistę, to było przekrojowo i wpadło coś z każdej płyty. Najwięcej było kawałków z "Anticult", ale proporcje zostały zachowane. Oczywiście nie mogło zabraknąć takich killerów jak: "Earth Scar", "Kill the Cult", "Blood Mantra", czy "Pest". Zresztą, co by chłopaki nie zagrali, to i tak petarda jest na maksa. Mega lubię ten zespół na żywo i na pewno nasze kolejne spotkania dojdą do skutku. Po koncercie udało mi się zamienić kilka słów z Voggiem (na scenie w dodatku!) i to była całkiem przyjemna chwila. No i to był ostatni akcent Louder Fest.

Czas na kilka słów podsumowania. Jeszcze raz wielkie brawa dla Organizatorów tej imprezy. Wszystko odbyło się planowo, czyli tak jak powinno. Z punktu widzenia fana organizacja bardzo sprawna. Lokalizacja całkiem fajna, gastronomia i inne dodatki w sam raz. Bardzo fajną opcją było wpuszczenie prasy na backstage, bo można było podejrzeć imprezę od zaplecza (czy też "zakrystii", jak to mawia Heniu, Pan Fotograf) i zobaczyć jak to tam funkcjonuje. A działało to rzeczywiście super. Szybkie przepinki, zestawy perkusyjne na ruchomych podestach, nawet była informacja dla kapel za ile minut mają wejść na scenę. Full profeska. Zespoły - no tutaj wiadomo, że każdy ma swoje preferencje, a organizatorzy swój budżet, który musi się spiąć. Jednak nie rozumiem dosyć przeciętnej frekwencji. Ludzie... chcecie imprez i koncertów, a nie przychodzicie jak coś się dzieje? Jak to jest? Ostatnio koncertów było co kot napłakał, za chwilę może znowu być ban na wszelkie imprezy z publiką. Trzeba korzystać z tego co jest, a po drugie: przecież chcemy, żeby na przykład taki Louder Fest odbywał się co roku, prawda? Pełnia lata, kapitalna pogoda, kilkanaście zespołów... nie nawalajcie, bo znowu kolejna inicjatywa upadnie. Ja osobiście mam nadzieję, że w przyszłym roku odbędzie się Louder Fest 3 i będę się na nim bawił tak dobrze, jak w tym roku. Stay Louder!!



Autor: Piotr "gumbyy" Legieć

Data dodania: 30.08.2021 r.



© https://METALSIDE.pl 2000 - 2024 r.
Nie używaj żadnych materiałów z tej strony bez zgody autorów!